Nie tego się spodziewałam po tylu latach. Nie wyobrażałam sobie takiego życia, kiedy byłam młodsza i wszystko stało przede mną otworem. Wtedy miałam wszystko; miałam marzenia, o których wiedzieli nieliczni, miałam swoje cele, których nikt nie miał prawa zniszczyć i miałam wiarę w siebie, że mi się uda. Kiedy dorosłam, kiedy się przeprowadziłam to wszystko zniknęło, a wtedy zdałam sobie sprawę, że to o czym marzyłam będąc dzieckiem to tylko nierealne marzenia do spełnienia. Byłam głupia.
Teraz nie popełnię tego błędu.
Trzy lata później nie byłam tą samą dziewczyną, która przeprowadziła się do Coldwater z najlepszym przyjacielem, która wówczas wierzyła, że wszystko się ułoży i będę szczęśliwa, ale tak się nie stało. Trzy lata temu zostałam wciągnięta w coś o czym nie miałam zielonego pojęcia, w coś czego w życiu bym się nie spodziewała.
Teraz trzy lata później jestem silniejsza. Nie jestem tą samą głupią i naiwną dziewczyną, nie jestem osobą, która nie ma o niczym pojęcia, przed którą każdy coś ukrywał.
To już minęło.
Trzy lata później wszystko się zmieniło, problemy nie zniknęły, pojawiły się nowe, a ja? Ja musiałam sobie z nimi poradzić i nie było mowy o żadnej porażce ani poddaniu się. Bo miałam dla kogo walczyć i nie zamierzałam tym razem przegrać.
******
Trzy lata później
Byłam pewna, że nie dam rady psychicznie, aby żyć pod jednym dachem z Ethanem Vannetem. To było dla mnie za dużo i zarówno on jak i Jason zdawali sobie z tego sprawę, ale nic nie mogli zrobić. Podczas kiedy Justin siedział w więzieniu, ja byłam załamana tym wszystkim Cameron postanowił wyjechać. Zostawił mnie. Nie obwiniałam go aż tak o to wszystko, ponieważ wiedziałam, że musi wreszcie sam ułożyć sobie życie, jego zadaniem nie jest ciągłe podążanie za mną i opiekowanie się mną. Został w Chicago, gdzie znalazł sobie dziewczynę, a nasza trójka przeprowadziła się do Brazylii. Mimo tego, że wciąż mamy kontakt to czasami mi go brakuje; po tylu latach rozłąka przyjaciół nie jest czymś z czym pogodzenie się przychodzi z dnia na dzień. Mówienie o Justinie, o tym co kiedyś robili było zabronione albo przynajmniej nie robili tego przy mnie.
I dobrze, bo przynajmniej mniej tęskniłam. Byłoby gorzej, gdyby codziennie go wspominali, a ja bym potem płakała kilka godzin, bo nie dość, że siedzi w więzieniu to jeszcze na drugim końcu Ameryki. To znaczy chyba. Nikt nie wie czy go przenieśli czy co. Staliśmy się zbiegami (zabawne, bo pamiętam, że kiedyś sama tak żartowałam), szukali Jasona przez ponad rok, ale dali sobie spokój, kiedy niby jego ciało zostało znalezione, a ja ciele ofiary były odciski palców Justina. Sam chłopak potwierdził i opowiedział jak wszystko przygotował, aby zabić swojego brata.
Pamiętam co powiedział. W telewizji wciąż było o tym głośno, w sali sądowej było mnóstwo policji, reporterów i dziennikarzy, a Justin nie miał adwokata, bo odmówił.
- To proste - powiedział wtedy z lekkim uśmiechem i nie mogłam uwierzyć, że wciąż był tak pewny siebie i nie obchodziło go, że jest skończony. Nie wydawał się w ogóle tym przejmować. - Znali moje tajemnice i co by było, gdyby komuś o tym powiedzieli? Wydaliby mnie, a tego bym nie chciał. Dlatego ich zabiłem.
To nie była prawda. Justin zadbał o to, abyśmy mogli żyć spokojnie jako duchy. Trudno było mi się z tym pogodzić, a tym bardziej pozwolenie, aby moja rodzina myślała, że umarłam. Musieliśmy zmienić imiona i nazwiska, całkiem zniknąć, aby nikt nic nie podejrzewał, że Justin to wszystko zaplanował. Rok po tym wszystkim pogodziłam się z tym jak to się potoczyło, nie winiłam już chłopaka za to wszystko, nie byłam na niego zła. Chciałam tylko, aby wrócił i wszystko byłoby okej.
- Orzeczeniem sądu dnia dwudziestego trzeciego lipca, dwutysięcznego siedemnastego roku Justin Bieber zostaje skazany na dożywocie. Wyrok przez najbliższe tygodnie spędzi w więzieniu w Los Angeles, a potem zostanie przeniesiony do więzienia federalnego.
Justin wychodząc z sali w asyście służb specjalnych uśmiechał się. Raz spojrzał w jedną z kamer i miałam wrażenie, że patrzy na mnie. Albo chciał mi przekazać, że ma plan.
Bo na pewno go ma.
Jęknęłam żałośnie, kiedy Jason uderzył mnie w nogę, a ja posłałam mu karcące spojrzenie.
- Zaraz ktoś ci napluje do tego kieliszka, więc weź go dokończ - wskazał na niego palcem, a ja wywróciłam oczami i odstawiłam go na stolik, tuż obok leżaka.
- Zamyśliłam się - odpowiedziałam i zdjęłam okulary przeciwsłoneczne. Zgarnęłam moje włosy w jedną dłoń, a potem zrobiłam kitkę, ponieważ zaczęły mnie już powoli irytować. Nie mogłam ich ściąć ani zmienić koloru i to było najgorsze.
- Mogę wypić za ciebie - uśmiechnął się szeroko, a ja podałam mu kieliszek. Chwilę później obok nas pojawił się Ethan, któremu woda spływała po skórze.
- Boli mnie serce, że to ostatni raz, kiedy mogłem wejść do tej wody - rzekł smutno i położył się na moim miejscu. Uniosłam brwi i spojrzałam na niego znacząco.
- Moczysz mi moje pieprzone ubrania.
- Przepraszam, kochanie - założył okulary. Wzięłam ręcznik Jasona, a potem rzuciłam Ethanowi w twarz.
- Mamy mało czasu - wyjaśniłam. - Nie sądzicie, że to czas, aby wracać i się ogarnąć?
Obaj wydali niezadowolone jęki, a ja skrzyżowałam ramiona i cierpliwie czekałam, aż się ruszą. Nudziło mnie to ciągłe przesiadywanie na plaży, picie darmowych drinków i nic nie robienie. Całe szczęście, że nie musiałam wychodzić z nimi na każdą imprezę, jaka miała miejsce w okolicy.
- Nie psuj chwili, Bella - poprosił Jason. - Dobrze wiemy co nas czeka.
- Nie, nie wiecie - zaprzeczyłam.
- Ja wiem - Ethan uniósł dłoń, a my spojrzeliśmy na niego. - Nowy Jork, gdzie temperatura nie jest taka super jak tutaj.
Usiadłam na skraju leżaka, na którym leżał Ethan i wzięłam moje ubrania, które były nad jego głową, w połowie mokre. Upewniłam się, że moja torebka jest bezpieczna, a kiedy tak było odwróciłam się do Jasona, który skończył pić.
- A jeśli się nie uda? To mnie cholernie stresuje - wyjaśniłam i potarłam nerwowo swoje kolana.
- Uda się - zapewnił mnie Ethan. - Czemu myślisz, że się nie uda? - prychnął.
Spojrzałam na niego przez ramię.
- Nie ciebie pytałam.
- Słuchaj - Jason usiadł i spojrzał na mnie z lekkim, pokrzepiającym uśmiechem. - Trzy lata temu się udało, więc czemu teraz miałoby być inaczej?
Pokazanie dokumentów na lotnisku nie powinno stresować żadnego człowieka, bo to nic takiego. Pokazanie fałszywych dokumentów, z fałszywym imieniem i nazwiskiem nie powinno mnie także obchodzić, bo zrobiłam to już wcześniej. Dokumenty były zasługą Ethana, który na szczęście znał się na tym co robił, więc jakie były szanse na zdemaskowanie nas?
Cóż, może zerowe, ale ja wiedziałam, że tym razem coś się może nie udać.
- Nie ma cię w systemie, już się o to postarałem - Ethan położył mi dłoń na plecach, a ja wstałam. Chłopak zaśmiał się na moją reakcję, ale nie skomentował tego w żaden niemiły sposób. - Nie stresuj się, moja żono.
- Gdybym mogła - nachyliłam się do niego, cała ponownie zdenerwowana. - Utopiłabym twoją dupę w tej nieskazitelnej wodzie i patrzyłabym z satysfakcjonującym uśmiechem.
- Coś ci jednak zostało z dawnego Biebera - spojrzał na mnie wyzywająco.
- Pierdol się. Jeszcze mi za to zapłacisz, że skończyłam jako twoja żona.
- Nie miałem pomysłu na kolejne nazwisko, a ty się do mnie nie odzywałaś, więc Vannet brzmi pięknie i dostojnie. Tworzymy piękną parę.
Jason parsknął śmiechem na jego słowa, ale mi w ogóle nie było do śmiechu. Po zobaczeniu pierwszy raz mojego nowego dowodu, paszportu i prawa jazdy z nowym nazwiskiem Ethana myślałam, że go zabiję. Na pozostałych papierach także nazywałam się Bella Vannet i miałam nadzieję, że to kolejny żart z ich strony, ale niestety się pomyliłam. Nie odezwałam się do nich przez kilka tygodni, a Justin gdyby się o tym dowiedział pewnie by go pobił.
- Zbieramy się - naszą wymianę spojrzeń przerwał Jason. - Mamy samolot za dwie godziny.
Wzięłam spodenki i szybko je ubrałam, a potem podałam ciuchy Jasonowi. Założyłam czapkę z daszkiem na głowę i okulary, a buty chwyciłam w dłoń, bo czekała nas droga przez plażę. Trzymając torebkę w dłoni czekaliśmy na Ethana, który jak zwykle ogarniał się najdłużej. Ile czasu może zająć mu zabranie swojego ręcznika?
Nasz dom był ulicę dalej od plaży, w jednej ze spokojniejszych dzielnic. Cieszyłam się, że nie mieszkamy obok domu publicznego czy wiecznie otwartego baru. W progu niemal przewróciłam się przez walizkę Ethana, a potem czym prędzej poszłam do swojej sypialni.
- Co powinnam ubrać? - wiedziałam, że Jason szedł za mną. - Nie chciałabym zbyt pokazywać twarzy - spojrzałam na niego znacząco, a on kiwnął głową i usiadł na łóżku. Pokazałam mu kilka ubrań, których jeszcze nie spakowałam, a on pomógł mi wybrać i ostatecznie wybraliśmy coś zwykłego. Podobno w Nowym Jorku jest pochmurno, więc musiałam założyć coś innego niż krótkie spodenki.
- I niby w ten sposób nikt nie będzie nic podejrzewał? - spytał Ethan, kiedy weszłam do kuchni, aby się czegoś napić. - Zobacz jak ty wyglądasz.
Przyjrzałam się jemu i temu co ma na sobie.
- Nie wiem o czym mówisz. Przecież też masz na sobie zwykłe jeansy - wzruszyłam ramieniem i wzięłam sok, a potem oparłam się o szafkę i napiłam się z kartonu.
- Zrób coś z włosami - powiedział i wyszedł z kuchni, a ja wywróciłam oczami.
- Jason, do cholery! Gdzie są moje pieniądze na czarną godzinę? - krzyknął Ethan.
- A skąd mam wiedzieć? To nie ja liczę je co noc!
Wsadziłam sok do lodówki, a potem podeszłam do lustra, które wisiało na korytarzu. Przy schodach stał Ethan i naprawdę szukał tych pieniędzy. Zrobiłam warkocza, a potem założyłam czapkę z daszkiem z adidasa, która kiedyś była Justina. Zawsze ją nosiłam.
- Ty kretynie - zwróciłam się do niego. - Sprawdź u siebie pod łóżkiem.
- Nie ma - powiedział.
- To w łazience za toaletą.
- O Boże, faktycznie - uderzył się w czoło, a potem szybko tam pobiegł. Wszystkie nasze walizki stały już przy drzwiach, a ja sprawdziłam w torebce czy na pewno mam wszystko.
- Ci ludzie na pewno będą tu przychodzić i sprawdzać czy wszystko jest okej z tym domem? - zapytałam Jasona, kiedy wyszedł z pokoju. Kiwnął głową i przeczesał swoje włosy.
- Dałem im zapasowy klucz, więc przyjdą tu jak wrócą z pracy.
Pablo Fernandez mieszkał przy samej plaży i był jedną z kilku osób, które tutaj poznaliśmy. Nie znałam zbyt dobrze ani jego, ani jego żony, ale Jason częściej z nimi się widywał.
- Mamy wszystko? - spytał, a ja przytaknęłam.
- Nie, nie wszystko - Ethan wyszedł z pokoju ze swoim grubym portfelem. Wyjął coś z kieszeni, a potem podał mi dwa pierścionki. Zacisnęłam usta i nie mogłam przecież powiedzieć, że tego nie założę, więc z bólem serca założyłam pierścionek zaręczynowy, który kupił mi sam Ethan, a ja nie miałam pojęcia. Trafił chociaż w mój gust. A potem założyłam obrączkę, a to sprawiło, że oni obaj się zaśmiali.
- Nienawidzę was - syknęłam i założyłam torebkę. Chwyciłam rączki od jednej z walizek i wyszłam przed dom.
Ethan i ja jechaliśmy jedną taksówką, a Jason drugą. Weszliśmy również z dwóch różnych stron, a widząc ile ludzi jest na lotnisku prawie zwymiotowałam. Czy mogło być gorzej?
- Wyglądasz jakbyś była aspołeczna. Moja żona nie może tak wyglądać.
- Załatwię ci pieprzony rozwód jak wrócimy - syknęłam, a on jedynie się roześmiał.
Wszystkie moje obawy się nie potwierdziły, bo wszystko przebiegło bez problemu. Nawet przejście przez bramki bezpieczeństwa nie przerażały mnie tak jak kiedyś. Czekaliśmy właśnie na samolot, a Ethan poszedł kupić nam kawę. Byłam zaskoczona jego propozycją, ale nie protestowałam, jedynie liczyłam, że szybko wróci.
- Dwie łyżeczki cukru - podał mu kubek, a ja podziękowałam. Ethan usiadł obok mnie i się rozejrzał. - Zagrajmy w grę, w której musimy znaleźć Jasona - uderzył mnie w ramię i prawie wylałam moją kawę.
- Gdzie jest? - rozejrzałam się dookoła i niemal parsknęłam śmiechem, kiedy był w trakcie rozmowy z jakąś starszą panią, która dosiadła się do niego.
- Przepraszam państwa, czy mógłbym zobaczyć pani paszport? - usłyszałam nieznany głos, a kiedy zobaczyłam przed sobą ochroniarza nawet nie zwróciłam uwagi na kawę, która parzyła moje dłonie.
- Mój paszport? - zapytał głupio Ethan, a ja się otrząsnęłam i wyjęłam z torebki dokument.
- Pańskiej partnerki - odpowiedział z uśmiechem, a kiedy dałam mu to o co prosił miałam nadzieję, że moje dłonie zbyt nie drżą. Spojrzałam na chłopaka obok mnie, który nie wiedział co się dzieje, a potem na Jasona, który patrzył wprost na nas i nie zwracał uwagi na kobietę, która wciąż mu coś mówiła.
- Coś się stało? - spytał Ethan i mogłam wyczuć jego niepewny głos.
Mężczyzna przez chwilę nie odpowiedział, a ja już odłożyłam kubek na sąsiednie puste krzesełko, aby być gotową do ucieczki.
- Nie - kamień spadł mi z serca, kiedy podał mi fałszywy paszport. - Zaszło małe nieporozumienie, życzę udanego lotu samolotem.
Kiedy odszedł wystarczająco daleko Ethan wypuścił wstrzymywane powietrze.
- Nigdy nie używałam fałszywego dowodu, aby kupić nielegalnie alkohol - zaczęłam. - Czy to moja kara, że tego nie robiłam? - Ethan roześmiał się na moje słowa, a potem wziął łyk swojej kawy.
- Nie wiem o co chodziło, do cholery - powiedział. - Ale dobrze, że stąd wylatujemy.
Nie mogłam się z nim nie zgodzić, a to zdarzało się rzadko.
※
Starałam się powstrzymać od zadawania jakichkolwiek pytań skąd i jakim cudem mamy takie pieprzone mieszkanie, bo naprawdę nie chciałam wiedzieć. Spytałam tylko do kogo ono należało, a oni spojrzeli na siebie znacząco i Jason mi po prostu odpowiedział, że należało do dawnego znajomego, który kupił większą willę i to powinno mi wystarczyć. Cóż, zapomniałam o tym, kiedy zobaczyłam moją sypialnię z kurewsko pięknym widokiem na Nowy Jork. Okna od sufitu aż do podłogi nie powinny nikogo dziwić; w Nowym Jorku, kiedy mieszkasz na jednym z wyższych pięter to norma.
- I co teraz? - spytałam, kiedy siedzieliśmy w salonie, a Ethan zasunął czarne zasłony. Jason włączył telewizor i rozsiadł się wygodnie na czarnej, skórzanej kanapie.
- Ethan przykro mi to mówić, ale musisz znaleźć sobie pracę - powiedział poważnie Jason, a ja prychnęłam, kiedy dostrzegłam jego minę.
- Jak skoczę z tego balkonu to umrę? - wskazał dłonią w kierunku balkonu, a ja i Jason wywróciliśmy oczami.
- Tak - prychnął. - Ja twoich zwłok nie będę zbierał - dodał, a Ethan usiadł na fotelu i położył dłonie na szklany stolik.
- To piętnaste piętro, więc jak ktoś spyta czy cię znaliśmy powiemy, że nie - dodałam, a on posłał mi karcące spojrzenie.
- Masz takie samo nazwisko jak ja, więc kto ci uwierzy, że to pieprzony zbieg okoliczności?
- Nie tylko ty masz tu fałszerskie zdolności - powiedziałam. - Ja też coś potrafię.
Ethan zaśmiał się na moje słowa i był gotowy coś mi odpowiedzieć, ale Jason uniósł dłoń, aby zamilkł.
- Czasami to mnie wkurwia, że muszę was powstrzymywać od rzucania się do gardeł - spojrzał na nas karcąco, a ja oparłam się i skrzyżowałam ramiona.
- Nie moja wina, że muszę dzielić z nim życie - prychnęłam, a Ethan skomentował moje słowa pod nosem, ale niezbyt obchodziło mnie to co tam mówił. - Mogliśmy zostawić go na drodze jak był nieprzytomny i odjechać.
- Nie, nie mogliście - rzekł.
- Niby czemu? - spojrzałam na niego. Otwierał usta, aby odpowiedzieć, ale Jason się wtrącił:
- Skończcie ten pieprzony temat i rozmawiajmy o czymś, co w tym momencie powinno nas interesować.
- Dobra - odezwał się Ethan. - Mów.
- Ponieważ jesteśmy w Stanach, a tym samym wróciliśmy niemal na stare śmieci nie uważam, żebyście aż tak uważali na niektóre sprawy po takim czasie - przerwał i wstał. - Jesteśmy czyści, w bazie danych jesteśmy nowymi osobami i... uznajmy, że to nowy początek.
Zgodziliśmy się ze słowami Jasona, bo miał po części rację. Wiedziałam, że muszę znaleźć pracę i aż tak nie bać się spojrzeć drugiemu człowiekowi w oczy, ale wiedziałam, że to nie będzie łatwe. Do ostatniego momentu próbowałam namówić Jasona (z Ethanem na starcie wiedziałam, że się nie uda), abyśmy zostali w Brazylii, ale z niewiadomych dla mnie powodów ta dwójka rwała się do przeprowadzki. Nie miałam oczywiście wyboru; bez nich nie miałabym nic.
Następnego dnia obudziłam się w dobrym humorze być może dlatego, że miałam przed sobą widok na pieprzony Nowy Jork. Przylot tutaj i spędzenie chociażby kilku dni było dla mnie jednym z moich marzeń, kiedy byłam nastolatką, a z czasem przekonywałam się, że lot na drugi koniec kraju był niemożliwy, więc musiałam nacieszyć się jedynie zdjęciami i filmami z tego miejsca. A teraz miałam żyć jak nowojorczyk w mieście, które nigdy nie śpi.
Już nawet nie zwracałam uwagi, że Ethan Vannet był jednym z moich towarzyszy w tym mieście.
Wstałam z łóżka kilka minut po dziewiątej, ponieważ Jason mi wczoraj powiedział, że weźmie mnie na małą wycieczkę, abym mniej więcej ogarnęła okolicę w której mieszkamy, a także abyśmy coś zwiedzili. Nawet jeśli Ethan miał z nami iść to nie popsuje mi radości spowodowanej tym miejscem.
- Hej - przywitałam się z Bieberem, kiedy weszłam do kuchni i usiadłam przy wysepce. Kiwnął mi jedynie głową i dalej przygotowywał śniadanie. Był jedyną osobą, która umiała gotować, więc czasami z Ethanem to wykorzystywaliśmy. Była to nieliczna z rzeczy, która nie kończyła się kłótnią.
- Jest ciepło - powiedział. - Jak wychodziłem na zakupy niebo było lekko zachmurzone.
Kiwnęłam głową i przysunęłam do siebie talerz. Jason mi powiedział, ze kilka lat temu przyleciał tu z Justinem, więc dlatego znał to miasto.
- Ethan śpi? - zmieniłam temat.
- Prawdopodobnie - wzruszył ramieniem, a to było zbyt oczywiste. Ethan zawsze spał najdłużej.
- Idzie z nami?
Jason spojrzał na mnie przez ramię.
- Myślisz, że pozwoliłbym mu zostać sam w tym mieszkaniu?
- Faktycznie, to trochę ryzykowne zostawiać dziecko.
- Kurwa, słyszałem to - dostałam w tył głowy z ręki Ethana. Jak gdyby nigdy nic mnie minął i wyjął z lodówki swój sok, który Jason mu kupił.
- To dobrze, że masz dobry słuch - przyznałam i oparłam policzek na dłoni.
Ethan posłał mi karcące spojrzenie, a ja prychnęłam i wróciłam do rozmowy z Jasonem.
1 komentarz
Lilu
Ohohoh przeczytałam wszystkie części za jednym zamachem 😍😍😍 kontynuuj pisanie opowiadanie jest super ciekawe jak się potoczą sprawy z Justinem 😍😍😍 oby się zeszli z Arabella 😍😍😍