STALKER • 45

– Nie wolno pani tam wchodzić! – kobieta przechodząca obok mnie złapała mnie za ramię, ale się wyszarpnęłam i z impetem otworzyłam drzwi od gabinetu Quentina, który w ogóle mnie się nie spodziewał. Uniósł na mnie swoje spojrzenie, kiedy trzymał jakieś kartki, a ja położyłam dłonie na krześle i nachyliłam się w jego stronę, niesamowicie zdenerwowana.

– Co to miało być? – warknęłam, a on nawet na mnie nie spojrzał.

– Przepraszam, ale po prostu mnie nie posłuchała i... – odwróciłam się do sekretarki, która przerażona stała w drzwiach i wyczekująco patrzyła na Quentina, który postanowił wstać. Poluzował krawat i odpiął guzik koszuli.

– Możesz iść – odprawił ją machnięciem ręki, a gdy kiwnęła głową i zamknęła za sobą drzwi znów na niego spojrzałam.

– To twoja wina – kontynuowałam i miałam gdzieś wszystkie sprawy, które wcześniej miały miejsce. Nie obchodziło mnie w ogóle jaki był plan Barnesa, co planował, ale posunął się za daleko. On mógłby zabić Ethana.

Chyba wiedział o czym mówiłam, ponieważ się roześmiał, a potem zajrzał do szafki i rzucił na blat białą teczkę.

– Siadaj – odpowiedział chłodno, a ja usiadłam i wzięłam teczkę. Serce podeszło mi do gardła, gdy dużymi, czarnymi literami na środku było napisane: ARABELLA LOPEZ.

Czyli nie jest idiotą, ha.

– Historyjka, którą mi sprzedałaś była kurewsko dobra – zaśmiał się, a potem usiadł i splótł razem dłonie. Byłam zaskoczona jego spokojem, ponieważ nie krzyczał. – Wiesz, co cię zdradziło? – dodał ciszej i nachylił się w moją stronę, gdy ja pokręciłam przecząco głową. Moje dłonie drżały, gdy ściskałam teczkę. – Jason. Otwórz ją.

W środku nie było nic specjalnego; spodziewałam się czegoś więcej, a nie jednego zdjęcia, gdy w Brazylii szłam obok Jasona. Oprócz tego nie było w niej nic więcej, więc nie zdobył więcej informacji albo nie chciał mi ich pokazać.  

– I co z tego? – prychnęłam. Już nic mnie nie obchodziło. – Mogłeś mnie zabić albo całkowicie nie zwracać na mnie uwagi, a tymczasem wpakowałeś mnie w to gówno.

Quentin się roześmiał, a ja rzuciłam teczkę na biurko.

– Gdyby nie ty, Justin w ogóle by się nie pokazał. Wiedział, że na niego poluję, a gdy doszły do niego słuchy, że jesteś ze mną widywana musiał wyjść z nory i mieć na ciebie oko.

Tym razem to ja się zaśmiałam.

– Bieber miał na mnie oko już wcześniej – odpowiedziałam. – A ty dolałeś oliwy do ognia.
– Nie do końca, skarbie – Quentin wstał i podszedł do okna. Splótł za sobą palce i patrzył przez chwilę na ruchliwą ulicę, aż wreszcie raczył na mnie spojrzeć. – Jeśli nie będziesz dla mnie pracować to zabiję albo Ethana, albo Jasona. Justina zostawię na sam koniec.

Serce podeszło mi do gardła, bo nie było szans, aby posunął się aż tak daleko.

– Wcześniej darowałem mu życie, ale to się skończyło. Wpieprzacie się w moje sprawy i rozwalacie mi całą moją pracę.

– To nie praca. Widocznie sam się zgubiłeś w tym, co robisz. Ostatnio to Bieber miał nad tobą władzę, a nie ty nad nim.

Musiałam go zdenerwować, bo zacisnął pięści.

– Może masz swoich ludzi i swoich klientów, i pracujesz w policji, ale gówno wiesz o tym co może Justin. A uwierz, że może więcej niż ty.

Spodziewałam się, że Quentin znów zacznie się śmiać, ale tego nie zrobił, więc moje słowa wziął do siebie.

– Ethan był moim informatorem. Jason i on mieli kontakt z Justinem od jakiegoś roku, ale ze względu na ciebie nie powiedzieli ci nic. Przeprowadziliście się do Nowego Jorku, aby być bliżej Biebera i jego pracy, bo jakby mógł przestać robić to co wychodziło mu najlepiej, nawet gdy siedział w więzieniu? Ethan zerwał ze mną umowę, dlatego go pobiłem, a teraz mogę go zabić, bo już dla mnie nie pracuje. A ty? – spojrzał na mnie. – Byłaś pionkiem w mojej grze, bo wiedziałam, że przez kontakt ze mną Justin się wreszcie pokaże i popatrz, nie pomyliłem się.

Gwałtownie wstałam, zabierając swoją torebkę, a potem stanęłam z nim twarzą w twarz.

– Nie boję się ciebie – powiedziałam, patrząc mu w oczy, bo taka była prawda. – W tej swojej grze zapomniałeś, że to inny gracz jest na prowadzeniu – dodałam, a potem wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi. Kobieta, która wcześniej na mnie krzyczała spojrzała na mnie krzywo, ale niezbyt mnie to obchodziło. Chciałam się stąd wydostać, uciec od niego jak najdalej, ale wiedziałam, że w tym momencie uruchomiłam bombę, która może zabić nas wszystkich.

*
Najciszej jak potrafiłam otworzyłam drzwi od sypialni Ethana, w którym panował półmrok przez nisko opuszczone rolety. Zamknęłam je za sobą i gdy usiadłam na skraju łóżka, odwrócił się w moją stronę ze zmarszczonymi brwiami.

– Jesteś szalona – powiedział, a ja wzruszyłam ramieniem. Oparł się o wezgłowie, a potem na jego twarz wstąpił lekki grymas przez ten ruch.

– Boli cię?

– Nie zmieniaj tematu, gdy rzecz, o której chcę rozmawiać jest poważna.

– Okej – westchnęłam. – Mów dalej.
– Co ci powiedział?

Oblizałam usta i prześledziłam jego szarą pościel, myśląc nad odpowiedzią.

– Razem z Jasonem kłamaliście w sprawie Justina. Mieliście z nim kontakt od co najmniej roku i, że pracowałeś dla niego, ale zrezygnowałeś, dlatego cię pobił.

– Ta, typowe – mruknął niechętnie. – Nie jesteś zła?

– Niezbyt – odpowiedziałam. – Justin tu jest, racja?

– Nie, chodzi mi o to, że mówiłem mu o wszystkim, oczywiście omijając szczegóły, ale wciąż.

– Nie obchodzi mnie to – przerwałam mu, bo nie o tym chciałam z nim rozmawiać; poza tym wiem, że to właśnie jemu mogę w tej sprawie zaufać. – Mimo tego jaki popieprzony byłeś wcześniej to wiem, że teraz taki nie jesteś. Powiedział mi, że jeśli nie będę z nim pracować to was pozabija.

– Niezbyt przejmowałbym się jego słowami.

– Ethan! – podniosłam głos. – Najpierw cię pobił, teraz wbił nóż w nogę, a potem co będzie? Kulka w serce czy może w głowę?

– Jestem najmniejszym problemem. To my musimy się go pozbyć zanim on wyeliminuje nas wszystkich.

Zapanowała między nami cisza, a ja zagryzłam policzek, bo nie wiedziałam co mogę jeszcze powiedzieć. Jedyną rzeczą, której byłam pewna to to, że nie jestem w tym wszystkim zagubiona.

– Nie przejmuj się tak. Quentin zaczął grać, ale my możemy zmienić reguły tej gry.

– I co dalej?

Ethan nachylił się w moją stronę, a jego oddech owiał moją twarz.

– Wtedy będziemy mieć wszystko.
*
Jako jedyna podchodziłam do słów Quentina poważnie, ponieważ ani Justin ani Jason nie wydawali się przejmować groźbą Barnesa. Byli zbyt pewni swojego miejsca i nie martwili się o to. Cóż, ja się martwiłam. Myślałam nad tym, aby go posłuchać i kontynuować to, co zaczęliśmy wcześniej, ale po zastanowieniu się doszłam do wniosku, że nie tego chciałby Zayn, ani nikt inny. Wyobraziłam sobie, co mógłby Zayn powiedzieć w tej sytuacji i nic innego niż: To my jesteśmy górą, nie mamy czym się martwić, nie pojawiało się w mojej głowie, bo tak, mieliśmy o co się martwić. Nie wiedziałam o kogo bałam się bardziej; czy o Ethana, czy o Justina, czy nawet o Jasona (który starał się ze mną nawiązać rozmowę, ale niezbyt byłam chętna, więc się poddał), więc postanowiłam wymyślić plan z pomocą Roberta, ponieważ jeśli oni będą siedzieć i nic nie robić to w ogóle nie dotrzemy do końca, a ja chcę wreszcie odetchnąć.
Przyszłam do Roberta kilka minut po siódmej i zastałam go siedzącego samotnie przy barze i robiącego coś na laptopie.

– Wydaje mi się, że nasza randka jest dopiero w sobotę.

– Pamiętam, nie przyszłam w tej sprawie.

Zamknął laptopa, a potem odwrócił się przodem do mnie.

– Chcesz ją odwołać?

– Skąd ci to przyszło do głowy? – spytałam zaskoczona, a chłopak wzruszył ramionami.

– Nie wiem? Justin wrócił i myślałem, że...

– Między nami wszystko skończone, więc nie musisz martwić się o swoją pozycję – poklepałam go po ramieniu, a potem usiadłam na wysokim krześle. Robert udał, że odetchnął z ulgą i złapał się za serce.

– Czuję się zaszczycony. A tak serio, po co przyszłaś.

Więc mu opowiedziałam o rozmowie z Quentinem, o tym, że oni to zignorowali, a ja jak zwykle jestem tą, która się przejmuje i nikt nie bierze tego na poważnie, i przyszłam właśnie do niego, aby on pokazał mi trochę zrozumienia.

– Więc co chcesz zrobić? – spytał po wszystkim.

– Zauważyłam, że w jego gabinecie ma jedną szafkę na klucz, który ma zawsze przy sobie. Potrzebuję ją otworzyć i dowiedzieć się co tam ma.

– Myślisz, że to się uda? – zapytał, ale nie wyglądał na takiego, któremu ten plan się podoba. Nic lepszego nie wymyślę.

– Przecież go nie zabiję – oświadczyłam poważnie. – To jest jedyna rzecz, którą teraz mogę zrobić.

– A potem co? Pójdziesz na policję, żeby go zamknęli?

– Oboje wiemy, że do tego nie dojdzie, bo sam jest detektywem, więc w tym przypadku to odpada, ponieważ może posądzić jeszcze nas o jakieś gówno. Myślałam nad tym, aby włączyć w to Zayna, co w ogóle jest surrealistyczne.

– Zayna – powtórzył, bawiąc się szklanką, którą obracał w prawej dłoni. – To nie jest głupi pomysł.

– Tak, ale musimy mieć na niego mocne dowody, które jeszcze bardziej go obciążą. Na przykład, jakieś nagranie czy ludzie, z którymi pracował. Czy to jest w ogóle możliwe?

– Nie wiem – spojrzał na mnie z wątpieniem. – Ale możemy spróbować – uśmiechnął się.
Mogłam się tego spodziewać, że tego wieczoru Justin przyjdzie do Avefaith. Był sam, a gdy usiadł obok mnie, objął mnie ramieniem i przywołał barmana, którego nie znałam. Robert był u siebie, a Carter zniknął w łazience.

– Jak się czuje Ethan? – zapytałam, gdy poprosiłam o colę z lodem.

– Jest wkurwiony jak zawsze – odpowiedział, a potem spojrzałam na niego znacząco. Justin westchnął i przeczesał swoje włosy. – Kazałem mu zostać w domu i Zayn go pilnuje. Nie mogłem mu pozwolić, aby przyszedł tu z tą nogą.

Gdy chłopak postawił przed nami zamówienie Justina, on wstał i wziął szklankę w dłonie.

– Chodź na górę – kiwnęłam głową i ruszyłam przodem, czując na sobie wzrok Justina. Kiedy szliśmy po schodach jakieś zbiegające dziewczyny drasnęły mnie, zatoczyłam się do tyłu, ale Justin zdążył mnie złapać. Potem przyśpieszyłam i znalazłam się na górze szybciej niż on, a potem poszłam do pokoju, w którym zawsze siedzieliśmy. Ochroniarz mnie znał i bez problemu wpuścił mnie, a potem Justin do mnie dołączył. Podeszłam do okna, aby spojrzeć na parkiet, a potem skrzyżowałam ramiona.

– A więc Robert mi powiedział o twoim planie – zaskoczona odwróciłam się w jego stronę z uniesionymi brwiami. Usiadł wygodnie na kanapie.

– O jakim planie? – chrząknęłam, a Justin prychnął.

– Proszę cię. Nie udawaj głupiej – odpowiedział, a ja usiadłam na drugim krańcu kanapy i nie mogłam uwierzyć, że mu powiedział. To miała być nasza tajemnica, a jak zwykle nie był wobec mnie szczery.

– Cholera jasna – przeklęłam pod nosem.

– Uważam, że to głupi pomysł. Powinniśmy zaczekać, aż to on coś zrobi.

– Czekać, aż kogoś zabije? – zaśmiałam się bez krzty humoru.
  
Justin pokręcił głową, a potem napił się spokojnie swojego drinka, co mnie zdenerwowało jeszcze bardziej. Jak może być tak spokojny?

– Nikogo nie zabije – zapewnił mnie, ale w ogóle nie poczułam się spokojna. Nie wierzę w te jego słowa, które w ogóle nie powodują, że jest dobrze.

– Ta, tym razem nie mam zamiaru cię słuchać, a skoro Robert ci powiedział możecie być pewni, że następnym razem nic wam nie powiem – wstałam i spojrzałam z góry na niego, a Justin zmarszczył brwi i odłożył szklankę. Odwróciłam się na pięcie i opuściłam pomieszczenie, mimo krzyków chłopaka, jednak nie postanowiłam zostać i słuchać jego gówna.

Przepchnęłam się z ludźmi na piętrze, a potem zbiegłam po schodach i niezauważona wybiegłam z klubu. Na zewnątrz wyjęłam telefon i poszłam w stronę postoju taksówek, który był niedaleko.

– Arabella? – odebrał Ethan.

– Musisz mi pomóc – powiedziałam od razu. –Justin powiedział, że mamy czekać na to, co zrobi Quentin, ale ja nie mogę. On coś zrobi, gdy my nic nie zrobimy.

– Gdzie jesteś?

– Wyszłam z Avefaith, bo Robert powiedział o moim planie i wszystko chuj strzelił – prychnęłam.

– Zayn tu jest, więc nie wyjdę. Chyba wdał się w rolę złego rodzica, a przecież nie ma swoich dzieci. Chyba że mu powiemy.

– Zajmę go jakoś, a potem się wymkniesz.

– Zapraszasz mnie na randkę, gdzie poczuję dreszczyk emocji?

Wywróciłam oczami na jego odpowiedź.

– Dreszczyk emocji poczujesz, gdy nam się nie uda – rozłączyłam się i wrzuciłam telefon do torebki, a potem wsiadłam do taksówki. Będąc przed domem dałam znać Ethanowi, że już dotarłam i aby się przygotował. Wjechałam windą na właściwe piętro, a potem otworzyłam drzwi najgłośniej jak potrafiłam, a potem weszłam do salonu, gdzie zdezorientowany Zayn spojrzał na mnie.

– Co do cholery ty tu robisz?

– Mieszkam – odpowiedziałam. – Masz zjechać na parking, bo Justin na ciebie czeka.

– Mówił, że mam pilnować Ethana.

– Jestem tu, więc możesz przyjść. Podobno to coś ważnego, ale nie powiedział mi o co chodzi, jak zwykle – westchnęłam, a Zayn zamknął laptopa i wyszedł z mieszkania. Pobiegłam za nim do drzwi, aby sprawdzić jak zniknął w windzie, a potem krzyknęłam do Ethana, aby wyszedł i, że jest bezpiecznie.

– Jesteś beznadziejną aktorką – powiedział, a ja go zignorowałam i zaczekałam aż wyjdzie. Zamknęłam drzwi na klucz i podeszłam do drugiej windy, dzięki czemu nie wpadniemy wówczas na wściekłego Zayna.

– A ty beznadziejnym przyjacielem.

– Taka obelga w twoich ustach to komplement.

Spojrzałam na niego w odbiciu lustrzanym, a on szeroko się do mnie uśmiechnął. Nie mogłam tego nie zrobić, dlatego także odwzajemniłam mu się uśmiechem.

– Więc jaki jest plan?
– Musimy wyjść stąd tak, aby Malik nas nie zauważył.

– Wysłałaś go na parking, więc oczywiście, że szybko się zorientuje, że Biebera tu nie ma.

– Dlatego poczekasz w środku, a gdy go nie będzie dam ci znak.

– Czuję się jak James Bond – wypiął dumnie pierś, a ja wyszłam ze środka, tuż przed chłopakiem, który zaczekał za kontuarem. Wychyliłam się na zewnątrz, a gdy spojrzałam w obie strony i nie zauważyłam Zayna kiwnęłam głową do Ethana, który szybko się przy mnie znalazł.

– Jedziemy taksówką?

– A masz lepszy pomysł?

– Pewnie, że mam – pogrzebał w swojej kieszeni od jeansów, a potem pomachał mi kluczykami od swojego samochodu przed nosem. – Zaczekam obok Targetu, a ty idź po moją dziewczynę. Tylko jej nie zniszcz.

– Ta – mruknęłam bez przekonania. – Idź bohaterze spełniać swoją misję.

Chłopak się roześmiał, a zanim odszedł położył mi dłoń na ramieniu, a ja ruszyłam w prawą stronę, gdzie było wejście na podziemny parking. Musiałam iść cicho, aby Zayn mnie nie zauważył, ale na szczęście Ethan parkował samochód za każdym razem w tym samym miejscu. Nie zauważyłam Zayna, dlatego poszłam we właściwą stronę, jednak tak szybko jak to zrobiłam, tak szybko schowałam się za samochodem, ponieważ Zayn wyszedł z windy.

Przeklęłam pod nosem, gdy zaczął się rozglądać i ruszyłam dalej, wciąż chowając się za samochodem. Boże, nie wierzę, że to robię.

– Gdzie jesteś, Bieber? Nie mam ochoty bawić się w jakieś żałosne podchody! – krzyknął, a ja cicho parsknęłam, gdy znalazłam się przed samochodem Ethana. Musiałam go okrążyć, a on na szczęście odwrócił się plecami, dlatego nie widział, gdy go odblokowałam, co na szczęście nie wydało głośnego dźwięku. Wślizgnęłam się do środka i dla bezpieczeństwa zamknęłam od środka wszystkie drzwi, a potem wsadziłam klucz do stacyjki, w tym czasie, gdy Zayn odwrócił się w stronę i spojrzał na mnie. Nacisnęłam pedał gazu w tym czasie, gdy dłoń, w której trzymał telefon opadła mu wzdłuż ciała. Pokręcił tylko głową, a ja ruszyłam i z piskiem opon wyjechałam z parkingu. W lusterku wstecznym widziałam jak za mną biegł, ale nie miał szans, gdy wyjechałam.

– A już myślałem, że mnie wystawiłaś – powiedział, gdy wszedł do środka. – Widział cię?

– Widział, ale zdążyłam odjechać – odpowiedziałam.

– Co za idiota – zaśmiał się.

– Zamknęłam też mieszkanie, więc nie wejdzie do środka.

– Jest jeszcze kod, który może wpisać.
– Nie może, bo nikt mu go nie podał.

– Dokąd jedziemy?

– Do miejsca, gdzie pracuje Quentin, bo musimy się dowiedzieć, co trzyma w szafce zamkniętej na klucz – odpowiedziałam.

– Jak tam wejdziemy, gdy na pewno ktoś pozostanie w środku?

Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się do niego.

– Będziesz wiedział, co czułam, gdy uciekałam przed tobą przez okno.

Zaparkowałam w miejscu oddalonym o przecznicę od komisariatu, aby nikt nic nie podejrzewał, a potem szliśmy pieszo, ponieważ Ethan nie mógł poruszać się zbyt szybko. Czułam się trochę winna, że musiałam go wyciągać z domu, z bolącą nogą, ale dosłownie jest jedyną osobą, której w tym momencie ufam i wiem, że na pewno mi pomoże.

Ha, nie mogę uwierzyć, że o tym pomyślałam.

Gdy szedł obok mnie pomyślałam o tych wszystkich chwilach, które przeżyliśmy razem nienawidząc się i gdy nie mogliśmy na siebie patrzeć. Obwiniałam go wtedy za wszystko, w ogóle mu nie ufałam i to straszne jak niektóre momenty w życiu sprawiły, że mu zaufałam. Ethan stał się dla mnie naprawdę ważną osobą, bo pokazał mi wiele razy, że się zmienił i przeszłość przestała mieć dla mnie oraz dla niego znaczenie. To on był tą osobą, której nie mogłam stracić. Nie wyobrażam sobie momentu, w którym miałby stracić życie. Zatrzymaliśmy się pod budynkiem, w którym świeciło się tylko jedno światło, a gdy spojrzałam na chłopaka, a on na mnie ponownie się uśmiechnęłam.

– Powodzenia – powiedziałam, a Ethan kiwnął głową z uznaniem, zarzucił kaptur i przeszedł przez ulicę. Wypuściłam oddech wiedząc, co zaraz zrobię i zdałam sobie sprawę, że to my jesteśmy osobami, które mogą wygrać tę grę.
Moment, w którym wyszliśmy z budynku był tą chwilą, w której przestałam się bać. Wprawdzie nie znaleźliśmy nic w jego szafce, a gdy przeszukaliśmy resztę również nic nie było. Być może Quentin spodziewał się, że możemy wpaść na tak głupi pomysł, aby włamać się do jego gabinetu i wszelkie interesujące nas rzeczy zabrał lub faktycznie nic podejrzanego tutaj nie było. Powiedziałam Ethanowi, że Robert powiedział Justinowi o moim planie i strasznie się zdenerwował, i nawet nie byłam tym zaskoczona. Rozwaliliśmy sejf Quentina bronią Ethana, a środek okazał się pusty.

Wsiedliśmy do samochodu, w którym przesiedzieliśmy chwilę w ciszy. Parking pozostał pusty, świeciły się tylko uliczne latarnie, a w mojej głowie była jedna wielka porażka.

– Zayn jest na pewno wkurzony.

– Zayn jest wykurwiście wkurwiony – poprawił mnie. – Boję się, że nie będziemy mieć drzwi w mieszkaniu, bo mógł je wyważyć – westchnęłam na jego słowa, a potem wyjechałam z parkingu. Chłopak włączył radio, a potem rzucił telefon na deskę rozdzielczą.

– Wyłączyłeś go? – kiwnęłam głową na urządzenie.

– Ta – mruknął. – Nie chciałem, aby mnie denerwowali.

Wyjęłam swój z kieszeni i mu go podałam, aby sprawdził moje połączenia. Ethan milczał przez dłuższą chwilę.

– Co?

– Masz dziesięć nieodebranych połączeń od Roberta, osiem od Justina i pięć od Zayna. Pisali do ciebie, ale to nieważne.

– Cóż, myślałam, że będzie gorzej.

– Minęła godzina, a oni zachowują się jak banda debili przejmując się aż tak. Masz wyrzuty sumienia?

– A powinnam mieć?

– Nie wiem. Rozwaliliśmy mu sejf, widziała nas sekretarka i na pewno domyśli się, że to my. Poza tym, gdybyśmy nie zachowali się tak w stosunku do Zayna, byłoby lepiej.

– Mam już to gdzieś. Nie obchodzi mnie to.

Nasza rozmowa na tym została zakończona, ponieważ Ethan nie skomentował w ogóle moich słów. Przestałam ich słuchać i zaczęłam działać na własną rękę, nie przejmując się tym, co będzie w konsekwencjach.

Na podziemnym parkingu dostrzegłam samochód Roberta i nawet nie denerwowałam się konfrontacją, której niestety nie unikniemy. W windzie Ethan cały czas patrzył na mnie, a to mnie zaczynało denerwować. Jakby czekał, aż zacznę drżeć przed nimi ze strachu albo jakbym miała się za chwilę rozpłakać. Gdy weszliśmy do mieszkania było w nim cicho. Zupełnie tak jakbyśmy byli tu sami, ale buty i kurtki świadczyły o tym, że jednak ktoś tu był. W ogóle się nie śpieszyłam, a gdy podążyłam do salonu wszyscy na mnie patrzyli. Zayn wyglądał tak jakby miał zaraz eksplodować, a żyła na jego szyi była bardziej widoczna. Justin siedział w fotelu i bawił się telefonem i wyglądał tak, jakby to wszystko go nie obchodziło, bo z pewnością tak było. Przyszedł tylko po to, aby pooglądać kłótnie. Natomiast Robert z Jasonem patrzyli na mnie, jakby chcieli mnie zabić wzrokiem.

– Ominęło nas jakieś spotkanie? – zapytałam, gdy Ethan stanął obok mnie. Czułam się bezpiecznie mając go po mojej stronie. Robert zerknął na Zayna, aby pewnie to on się odezwał, jednakże tego nie zrobił, więc westchnął i podszedł do nas.

– Co to było, do cholery? – warknął, a ja wzruszyłam ramionami.

– Powinnam o to zapytać ciebie, bo to ty nie umiałeś trzymać języka za zębami – odpowiedziałam.

– Zrobiłem to, aby Justin cię powstrzymał.

– Co, ty byś tego z pewnością nie zrobił, dlatego pobiegłeś do niego? Myślałeś, że on mnie przekona, abym zaczekała na nie wiadomo co? Jesteście debilami, wszyscy bez wyjątku.

– Nie, to ty jesteś nieodpowiedzialna. Nie powinnaś brać ze sobą Ethana, wiedząc, co mu się stało i co zrobił mu Ethan.

– Ja w przeciwieństwie do ciebie byłam szczera i nie mówiłam o niczym. Przybiegliście tutaj jakbyśmy włamali się do pieprzonego banku i ukradli kilka milionów, a tymczasem gdybyście nie zauważyli nic nam nie jest – byłam zaskoczona jak spokojnie brzmiałam. W ogóle nie byłam wkurzona ani przerażona tym, co może się jeszcze stać. Chciałam tylko, aby ta rozmowa się skończyła, a ja wróciłabym do mojego nudnego życia. – Już wam więcej nie zaufam, bo nikt z was nie jest tego wart – dodałam i spojrzałam na każdego z nich. Justin odłożył telefon i dopiero teraz na mnie spojrzał.

– Co znaleźliście? – zapytał, a ja uniosłam brwi zdziwiona jego pytaniem. Spodziewałam się, że zacznie krzyczeć i zachowywać się gorzej niż Robert.

– Nic – odpowiedział za mnie Ethan. – Być może wiedział, że przyjdziemy.

– Poważnie o to pytasz? – Jason spojrzał na niego z niedowierzaniem.

– Mam powtórzyć? Przestańcie zachowywać się jak rodzice i nie drzyjcie się tak. Wszyscy wiedzieliśmy, że ona tam w końcu pójdzie i się tym zajmie, a nie będzie siedzieć na dupie i czekać na gwiazdkę z nieba, którą dostanie od Barnesa – Justin wstał, a ja nie spodziewałam się, że w ogóle stanie po naszej stronie. Podszedł do okna i głęboko westchnął. – Zamiast ich obwiniać skupmy się na tym, że prawdopodobnie Barnes ma jakiś plan, a my jak przystało na debili nie mamy nic i damy się zaskoczyć.

– Zostawiliście po sobie jakiś ślad? – zapytał Robert spokojniej, a ja kiwnęłam.

– Rozwalony sejf. Sekretarka nas także widziała – powiedział Ethan, który usiadł na kanapie obok Zayna, który jako jedyny dotychczas milczał.

– I bardzo dobrze – pochwalił Justin. – Niech czuje, że jest zagrożony.

– I co teraz? Utknęliśmy – kontynuowałam.

– Polemizowałbym – Zayn zabrał głos, drapiąc się po brodzie. – Arabella miała dobry pomysł, aby zdobyć nagranie lub dotrzeć do ludzi, z którymi miał Barnes styczność.

– To nie będzie łatwe, bo już mi nie ufa.

– A czy on kiedykolwiek tobie ufał? Byłaś dla niego tylko narzędziem – stwierdził Justin. – U Samuelsa z nim porozmawiamy.

– Do tego czasu postaram się kogoś znaleźć – Zayn wstał. – A wy znów niczego nie spierdolcie i się nie wychylajcie – spojrzał na nas znacząco, a ja wywróciłam oczami. Chłopak wyszedł, a gdy drzwi się za nim zamknęły odetchnęłam i usiadłam na miejscu, które zajmował Zayn. Przetarłam dłonią zmęczone oczy i ziewnęłam. Uśmiechnęłam się potem do Ethana, bo poszło lepiej niż przypuszczałam, a poza tym my również zaczęliśmy coś robić.

– Jestem głodny. Chcesz coś do jedzenia? – zaproponował Ethan.

– Została cała pizza z wczoraj.

Ethan jęknął na słowa Jasona.

– Nie ma nic innego w tym domu? Czegoś zdrowego?

– Nikt nie ma na to czasu.

– Dobra – poklepał mnie po kolanie, a potem zniknął z salonu. Jason podążył za nim, więc zostałam tylko ja, Justin i Robert. Nie planowałam odezwać się do Roberta, ponieważ byłam wciąż na niego zła. Włączyłam telewizor, chcąc mu pokazać, że całkowicie go ignorowałam. Skrzyżowałam ramiona i skupiłam się na reality show z udziałem Kardashianek.

*

– Przyjedziesz po mnie? Metro mi uciekło, a kolejny autobus będzie za pół godziny – powiedziałam do Ethana, idąc w stronę postoju taksówek. Właśnie wyszłam z pracy i zależało mi, aby jak najszybciej dostać się do domu, ale oczywiście, że wszystko idzie nie po mojej myśli.

– Nie mogę, jestem w jaskini – odpowiedział, a potem krzyknął coś niezrozumiałego dla mnie. Zmarszczyłam brwi, gdy przechodziłam po przejściu dla pieszych na drugą stronę.

– Co?

– Gram w pokera. Zadzwoń do Justina, czy coś – rozłączył się, a ja westchnęłam i wybrałam jego numer. Nie chciałam po niego dzwonić, ale wówczas gdy nie widziałam żadnej taksówki byłam do tego zmuszona. Z bólem wybrałam jego numer i byłam zaskoczona, że odebrał niemal od razu.

– Przyjedziesz po mnie? Jestem przy Madison Street.

– Idź w stronę Fifth Avenue. Za dziesięć minut będę – rozłączył się. Postanowiłam wejść do sklepu, aby kupić owoce, ponieważ dojście w tamtą stronę zajęłoby mi jakieś trzy minuty. Było po piątej po południu, a ja na piątkowy wieczór nie miałam w ogóle planów. Być może Mandy będzie chciała gdzieś wyjść, chociaż wolałabym, aby to chłopcy gdzieś wyszli, a ja zaprosiłabym ją do siebie.

Minęły trzy dni, a ja wciąż nie rozmawiałam z Robertem. Nie pojawiłam się nawet u niego, bo wciąż byłam zajęta, a gdy on przychodził do nas albo wychodziłam, albo zamykałam się u siebie udając, że pracuję. Nie przeszkadzało mi to, chociaż może powinnam się do niego odezwać, bo przecież to wyszło nam na dobre. Z drugiej strony nie powinien był tego mówić.

W momencie gdy Justin zatrzymał się swoim białym Audi i wyjrzał przez okno w okularach przeciwsłonecznych z tym swoim złośliwym uśmieszkiem wiedziałam, że zaraz coś dziwnego odpowie.

– Wsiadaj frajerze, zabieram cię do domu – wywróciłam oczami i wsiadłam do środka, kładąc na podłodze torbę z książkami i z zakupami.

– Co tam masz?

– Rzeczy do pracy – odpowiedziałam i zapięłam pasy. Justin podgłośnił radio, a ja rozpoznałam jedną z piosenek Drake'a.

– Konkretnie?

– Książki, których nawet ty nie zrozumiesz – wyjęłam telefon z kieszeni, ponieważ właśnie dostałam wiadomość. Była od Mandy.

– I co będziesz z nimi robić? Chcesz je przeczytać do poniedziałku?

– Nie, muszę przetłumaczyć wyznaczone fragmenty.

– Dużo ich masz?

– Czemu to cię obchodzi? – prychnęłam.

– Nie rozmawiałem z tobą trzy lata, więc może chciałbym to nadrobić? – zapytał retorycznie, a ja zamknęłam usta. – I nie rób takiej irytującej miny.

– To nie jest irytująca mina – odpowiedziałam, gdy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle. – Ale wracając do twojego pytania to nie, nie mam dużo. Dopiero zaczynam, więc wiesz.

– Okej – mruknął, gdy znów ruszyliśmy, a ja naprawdę zaczęłam czuć się niezręcznie. To znaczy, dziwnie mi było z nim normalnie rozmawiać o takich przyziemnych sprawach, a jeszcze dziwniejsze było to, że wydawał się zainteresowany tym, co miałam do powiedzenia. W pewnym momencie, gdy w ogóle nie byłam skupiona na tym, co dzieje się na drodze, Justin gwałtownie zahamował, a moja głowa boleśnie uderzyła o zagłówek. Rzuciłam mu wkurzone spojrzenie, ale on wyjął telefon z kieszeni.

– To Barnes – powiedział tylko, a ja spojrzałam na miejsce, w którym byliśmy. Zatrzymaliśmy się na światłach awaryjnych, a ja spojrzałam w lusterko czy czasem nie blokowaliśmy ruchu. Ale na szczęście nie.

– Gdzie ty go widzisz? – spytałam z niedowierzaniem, rozglądając się po ulicy, na której nikogo takiego jak on nie było.

– Nieważne gdzie jest. Ważne z kim – spojrzał na mnie i przyłożył telefon do ucha. Westchnęłam i oparłam się o siedzenie, a potem skrzyżowałam ramiona. – Barnes faktycznie do niego poszedł – zaczął mówić Justin, a ja byłam ciekawa do kogo zadzwonił. – Miałem rację, więc skończ pierdolić. Jest ze mną... dobra.

– Do kogo dzwoniłeś?

– Do Jasona, a teraz wysiadaj – machnął ręką w stronę wyjścia.

– Co? – zapytałam z niedowierzaniem.

– Idź za nim. Jest z Zaynem.

– Z Zaynem? – zmarszczyłam brwi, gdy Justin nachylił się i otworzył mi drzwi.

– Tak, idź za nimi.

– Jesteś nienormalny – spojrzałam na otwarte drzwi, a potem na niego. – Nigdzie nie idę.

– Po prostu rusz tę dupę i spójrz czy Barnes mu coś da – warknął i odpiął pas. – Zaczekam tutaj na ciebie.

Zacisnęłam zęby i wysiadłam z samochodu. Stanęłam na chodniku i patrząc na Biebera przez szybę jak zachęcał mnie, abym do nich poszła wywróciłam oczami, ale ostatecznie przeszłam na drugą stronę, unikając jadącego samochodu i zatrzymałam się przy stoisku z warzywami. Kątem oka obserwowałam jak Barnes wymienił z Zaynem uścisk dłoni, a Malik wyglądał naprawdę dobrze w czarnym garniturze. Był to miły widok od jego czarnych jeansów czy dresowych spodni i bluz z kapturem. Wyglądał elegancko. Ale Zayn nic mu nie dał, a Barnes także nic mu nie przekazał. Przez chwilę o czymś rozmawiali, a ja zastanawiałam się czemu, do cholery, to tak bardzo obchodzi Justina co Zayn zrobi. Przecież pewnie i tak Zayn by im powiedział. Niecierpliwiłam się i sprzedawczyni z pewnością także, bo stałam przy niej i nic nie kupowałam, więc poprosiłam o pomidory, które niechętnie zaczęła mi pakować mamrocąc coś o nieuprzejmych klientach. Patrzyłam na nią tylko przed moment, a gdy spojrzałam znów na chłopaków doznałam szoku, bo Quentina nie było, Zayn szedł w moją stronę z poważną miną i wyglądał na wściekłego. Szybko zapłaciłam kobiecie, wzięłam pomidory i chciałam odejść, ale złapał mnie za ramię w momencie, gdy miałam przejść przez ulicę.

– Nie odwracaj się – warknął tylko, a ja przełknęłam ślinę. Spojrzał w obie strony czy żaden samochód nie jedzie, a gdy droga była wolna dopiero wtedy przeszliśmy. Zatrzymaliśmy się przed samochodem Justina. – Powiedz mu, że się nie udało.

– Co się nie udało? – zmarszczyłam brwi, a Zayn uśmiechnął się kącikiem ust.

– Jego plan, skarbie – odpowiedział, jakby to sprawiło mu ogromną przyjemność – wypowiedzenie tych słów. – Teraz albo Samuels i moja propozycja albo wszystko pójdzie się pierdolić – otworzył mnie drzwi i delikatnie mnie popchnął do środka. Wsiadłam i obserwowałam jak Zayn odchodzi.

– I? Co powiedział?

Spojrzałam na niego i zapięłam pasy.

– Że nie jest debilem, a twój plan się nie sprawdził.

– Kurwa mać – przeklął Justin.

Cóż, nie dowiem się teraz o jaki plan chodzi.  



livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5817 słów i 32843 znaków. Tag: #livney

Dodaj komentarz