STALKER • 13

Zignorowałam słowa Justina, bo po prostu nie wierzyłam mu. Owszem – wyglądał na takiego człowieka, który mógłby zastraszać ludzi, ale czy miałby jakieś dziwne interesy z policją? Albo gdyby tam pracował to ktoś by coś wiedział, a nie robi ogromną tajemnicę z tego czym się zajmuje.

Następnego dnia wzięłam wolne w pracy i pojechałam na posterunek policji. Miałam nadzieję, że jednak Justin chciał mnie nastraszyć albo po prostu okłamać, ponieważ nie miałam żadnych podstaw aby mu wierzyć

Posterunek w tym miasteczku nie był ogromny, a na korytarzu nie było nikogo. Westchnęłam i ruszyłam, poprawiając swoją torebkę i patrząc na wywieszone na drzwiach plakietki. Szukałam kogokolwiek, ale kogoś to mógłby mi pomóc. A wtedy z jakiegoś pomieszczenia wyszedł mężczyzna i czym prędzej udałam się w jego stronę.

– Przepraszam! – powiedziałam głośno. Odwrócił się w moją stronę i podrapał się po zaroście, a kiedy zobaczył, że mówię do niego podszedł bliżej. – Chciałabym złożyć...

– Proszę poczekać na recepcji. Zaraz ktoś przyjdzie – przerwał mi w bezczelny sposób.

– O anonimowych pogróżkach przez esemesy – dodałam zrezygnowana, widząc jak odchodzi. Opuściłam bezwładnie ręce wzdłuż ramion i odwróciłam się w stronę recepcji. Miał chyba na myśli to puste miejsce, gdzie nikogo nie było.

– Słucham? Możesz powtórzyć? – odezwał się znowu policjant, a potem stanął przede mną. Skrzyżowałam ramiona i zmrużyłam oczy.

– Ktoś wysyła mi dziwne wiadomości, ale z tego co wiem to pan się śpieszy – uśmiechnęłam się sztucznie.

– Proszę za mną – rzekł tylko i ruszył do przodu, a ja powędrowałam za nim. Weszliśmy do pomieszczenia, z którego wychodził wcześniej, a następnie podszedł do swojego biurka.

– Ostatnio też pewna kobieta przyszła do nas z podobną sprawą – zaczął, wyjmując kartkę i długopis.

– Och, co z nią? Mogę z nią jakoś porozmawiać? – wprawdzie ucieszyłam się jakoś na tę wiadomość, bo być może nie byłam sama z tym problemem. Policjant spojrzał na mnie i splótł razem palce, a potem westchnął.

– Ona nie żyje. Została znaleziona w rzece jakiś czas temu – rozchyliłam usta i przez to aż telefon wypadł mi z dłoni.

– Słucham? – zapytałam cicho, jakbym obawiała się w jakiś sposób tego, że ktoś mógłby nas podsłuchiwać.

– Nie mogę udzielić takich informacji, więc niech mi pani powie z czym pani do mnie przyszła – policjant westchnął i wziął kartkę oraz ołówek. Spojrzał na mnie wyczekująco, a ja aż nie wiedziałam co powiedzieć.

– Nieważne – rzuciłam po chwili i schyliłam się po telefon, a potem szybko wstałam. – Do widzenia – chciałam stąd jak najszybciej wyjść, ale to mi się nie udało, ponieważ złapał mnie za łokieć.

– Dobra – zaczął powoli. – Nie powinienem, ale za dziesięć minut kończę, więc poczekaj w tym czasie – odwróciłam się zainteresowana w jego stronę i zmarszczyłam brwi. – Powiem ci co się stało. Jestem Jake. Jake Riley – przedstawił się i wyciągnął w moją stroną dłoń, którą po chwili wahania uścisnęłam.

– Arabella – odpowiedziałam.

– Okej, więc poczekasz? – upewnił się, a ja przytaknęłam. Wyszłam i usiadłam na krześle przy kontuarze i oparłam głowę o ścianę. Przymknęłam powieki i aż nie mogłam uwierzyć, że tu było tak cicho. Czułam tylko zapach kawy, nic więcej.

Może nie powinnam podchodzić do tego w ten sposób, czekając na Jake'a i prosząc go o to aby powiedział mi jak wyglądała sprawa z tym zabójstwem. Wprawdzie to może być coś wspólnego ze mną i z drugiej strony powinnam o tym wiedzieć. Wciąż kłębiła się we mnie pewnego rodzaju niepewność i aż to mnie roznosiło. Siedziałam zniecierpliwiona aż w końcu usłyszałam głos jakieś kobiety, więc otworzyłam oczy i spojrzałam na starszą panią, która zajęła swoje miejsce pracy za kontuarem.

– W czymś pomóc, złotko? – zwróciła się do mnie, poprawiając okulary, a ja zaprzeczyłam.

– Nie dziękuję – odpowiedziałam z uśmiechem.

– Czekasz na kogoś? – zapytała ponownie.

– Tak – odpowiedziałam krótko, a ona nie zadała już żadnych pytań. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na zegarek, który wskazywał kilka minut po trzeciej.

– Na razie Ben! – chwilę potem usłyszałam krzyk i spojrzałam w stronę drzwi, z których wyszedł właśnie Jake Riley. Wstałam, kiedy mnie zauważył i zaczekałam aż podejdzie bliżej. – Do zobaczenia Agnes – rzucił do kobiety, która patrząc na naszą dwójkę szeroko się uśmiechała. Ja sama uśmiechnęłam się niezręcznie i wyszłam szybciej od mężczyzny.

– Możesz to mi tak po prostu powiedzieć?

– Oczywiście, że nie – prychnął i wyjął kluczyki. – Przyjechałaś samochodem? – zapytał ponownie.

– Tak.

– Więc pojedziemy twoim. Prowadź – uśmiechnął się i rozejrzał po parkingu.

– Gdzie? – zapytałam po raz kolejny.

Jake Riley spojrzał na mnie z uśmiechem.

– Nie będę mówił o tym pod moim miejscem pracy.

– Och, czyli od tak mi zaufasz? – zapytałam podejrzliwie i skrzyżowałam ramiona. – Obcej dziewczynie?

– Która dostaje pogróżki? – dopowiedział, poruszając zabawnie brwiami, a ja wywróciłam zirytowana oczami i udałam się w stronę mojego samochodu.

– Gdzie mieszkasz? – zapytał już, kiedy siedzieliśmy w samochodzie. Wyjechałam z parkingu i włączyłam radio.

– Wstawisz mi mandat jak przekroczę prędkość? – spojrzałam na niego, a on się roześmiał.

– Nie.

– Mieszkam tu od około trzech miesięcy. Z przyjacielem.

– I od jak dawna dostajesz pogróżki?

– Od trzech miesięcy.

– Zawsze? Codziennie?

– Nie – zaprzeczyłam szybko i zagryzłam wargi, myśląc czy powinnam mu to powiedzieć. – Za każdym razem coś jest nie tak, kiedy Justin Bieber jest w pobliżu.

– Znasz Justina Biebera? – Jake Riley zachłysnął się powietrzem, a ja z niezrozumieniem spojrzałam na niego.

– Jest moim sąsiadem.

– Poważnie? – spytał ponownie, chcąc się chyba upewnić czy dobrze usłyszał.

– Boże, jesteś taki niedowierzający – przyznałam. – Mam ci to jeszcze raz powiedzieć? Może wtedy zrozumiesz.

– Nie po prostu – przerwał. – Bieber jest dość specyficznym człowiekiem.

– I znowu te tajemnice – mruknęłam do siebie.

– Co mówiłaś?

– Ładna pogoda – posłałam mu sztuczny uśmiech, ale wiedziałam, że i tak nie uwierzył.

– Nieważne. Wracając do tematu...

– Zawsze dostaje te wiadomości, kiedy w jakiś sposób jestem z Justinem i to mnie niepokoi, a na dodatek odkryłam, że byłam śledzona, a może nawet jestem – wyjaśniłam szybko, nie chcąc mówić tego ponownie.

– Och, takie coś się dzieje – mruknął do siebie. – I nie wiesz kto to?

– Oczywiście, że nie – prychnęłam.

– To musi być ktoś, kogo na pewno znasz i kogo byś nigdy o to nie podejrzewała, Arabella.

Po tym Jake dostał jakiś ważny telefon, więc odwiozłam go do domu i potem wróciłam do siebie. Myślałam, że dowiem się czegoś więcej, ale ważne iż w ogóle coś wiem na ten temat.
W domu pojawiłam się dwie godziny później, ponieważ zrobiłam jeszcze zakupy i odebrałam przy okazji Camerona z pracy. Zdał mi relację z całego dnia, mówiąc, że nudno było beze mnie. Dodał też, że razem z Evanem oraz Rachel poszedł na lunch. Cieszę się, że przynajmniej on spędził normalnie ten dzień.

– W sumie Rachel wydaje się całkiem spoko – zaczął rozmowę Cameron, kiedy siedzieliśmy w kuchni i jedliśmy kolację. – Jest sympatyczna, zawsze mi doradzi, kiedy czegoś nie zrozumiem i ma poczucie humoru jak ty.

– Rachel jest śliczna – dodałam jeszcze. – Chciałabym mieć tak delikatny typ urody jak ona.

– A co mnie obchodzi typ urody – Cameron wzruszył ramionami, a ja wywróciłam oczami. – Nie jest denerwująca jak inne dziewczyny.

– Jak Susanne, na przykład? – poruszyłam zabawnie brwiami i zaśmiałam się. Spojrzał na mnie oburzony, a potem wziął swoje jedzenie i poszedł na górę.

– Nie rozmawiam z tobą! – wrzasnął, ale wiedziałam, że i tak za pół godziny, góra godzina, przyjdzie potem z powrotem i zapyta co jutro będziemy robić. Dokończyłam kolację i schowałam brudne naczynia do zmywarki i kiedy chciałam udać się już na górę, ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Zirytowana udałam się w ich stronę i aż dostałam zawału widząc po drugiej stronie wkurzonego Justina. Wypuściłam powietrze ze świstem i otworzyłam mu drzwi, a kiedy znalazł się już w środku posłał mi straszne spojrzenie. Przysięgam, że gdyby mógł to już by mnie zabił.

– Czego chcesz? – zapytałam pierwsza, nie chcąc mu pokazać, że aż tak bardzo wystraszyłam się jego przyjścia.

– Mówiłem ci coś, kurwa – zaczął.

– Mówiłeś mi dużo rzeczy i powinieneś się domyślić, że i tak cię nie posłucham.

– Ja pierdole, mówiłem żebyś nie szła na policję, a ty co? Polazłaś tam – warknął, a jego oczy pociemniały.

– Skąd wiesz? – zapytałam od razu.

– Policja u mnie była – prychnął z wyraźna irytacją. – Ciesz się, że twoje zeznania są już gówno warte.

Czułam jak brakuje mi powietrza. Przez chwilę patrzyłam na niego i próbowałam zrozumieć co on, do cholery jasnej, właśnie powiedział.

– Co zrobiłeś? – zamrugałam. – Ty skończony kretynie!

– Kretynem nazywasz kogoś, kto uratował ci dupę? – zaśmiał się cynicznie i aż nabrałam ochoty aby go uderzyć. Bardzo mocno.

– Wsadź sobie gdzieś te twoje dobre serce, bo mam je gdzieś. Daj mi wreszcie spokój, zajmij się swoim pojebanym życiem i wyjdź z tego domu – szybko otworzyłam mu drzwi i od razu chłodne powietrze uderzyło w moje nogi, bo miałam na sobie krótkie spodenki.

Justin się nie ruszył tylko jak taki kołek stał i patrzył na mnie z niedowierzaniem. Miałam go dosyć; przez ostatni czas nikt mnie tak cholernie nie denerwował jak on. Może dać mi wreszcie spokój i zniknąć z mojego życia? Kiedy nie ma Biebera w pobliżu wszystko jest dobrze, a kiedy się pojawia wszystko zamienia się w jeden wielki chaos.  

– Powtórz to – wycedził i podszedł bliżej. Zatrzasnął drzwi, a ja byłam pewna, że Cameron to usłyszał. Serce zaczęło dudnić mi w piersi, kiedy Justin stał tak blisko mnie. Byłam oparta o drzwi, a na dodatek on był tak kurewsko blisko. – No powiedz to jeszcze raz, Arabella. Powiedz, że mam gdzieś twoje bezpieczeństwo i, że mam gdzieś całe go gówno co się dzieje.

Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Za bardzo onieśmielała mnie jego obecność i kurwa, dlaczego on tak na mnie działał.

– Daj mi spokój – powiedziałam szybko. Słowa, które wydostały się z moich ust wydawały się tak bardzo odległe, bo aż serce, dudniące mi w piersi, powodowało, że aż ich prawie nie słyszałam.

A wtedy, nie spodziewając się tego kompletnie, poczułam usta Justina na swoich. Kolana mi zmiękły i aż bałam się, że stracę równowagę, ale na szczęście Bieber złapał mnie w talii. Przegryzłam jego wargę i przysięgam, całował tak bardzo dobrze.

Chciałam go od siebie odepchnąć, bo zapaliła mi się czerwona lampka. Miał narzeczoną, którą w pokręcony sposób musiał kochać. Planował z nią życie, a ja nie chciałam tego niszczyć. Ale słowa, które wydostały się z jego ust chwilę potem spowodowały, że chciałam aby to się nie kończyło.

– Nie przestawaj mnie całować – wychrypiał w moje usta, a ja czułam jak się rozpływam pod rozkosznym smakiem jego ust. – Po prostu nie przestawaj.


podoba się Wam to opowiadanie? bo idk, ew :-(

↪ ja przepraszam, że taki krótki i w ogóle, ale poważnie, dostałam takiej ogromnej weny na to ff dzięki The Weeknd, że aż nie mam słów i pisałabym i pisałabym, ale przypomniało mi się, że muszę się nauczyć na kartkówkę z plastyki, więc spadam.

POWODZENIA W SZKOLE I MIŁEGO WEEKENDU.

livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2135 słów i 12205 znaków, zaktualizowała 29 wrz 2016.

4 komentarze

 
  • Olifffka<3

    Super O.O

    30 wrz 2016

  • livney

    @Olifffka<3 dzięki!

    30 wrz 2016

  • Barbie

    Cudo, a końcówka najlepsza. Dodasz dzisiaj jeszcze jedną część? <3

    30 wrz 2016

  • livney

    @Barbie tak, dzisiaj powinno coś być :-)

    30 wrz 2016

  • Julka000666

    Cudowne!:)

    29 wrz 2016

  • livney

    @Julka000666 dzięki haha

    30 wrz 2016

  • Ania13477

    super! :D

    29 wrz 2016

  • livney

    @Ania13477 dziękuję :)

    30 wrz 2016