STALKER • 24

POV ARABELLA

Roztrzęsionymi dłońmi starałam się wybrać znów numer Justina, ale jak na złość nie odbierał. Serce miałam w gardle, a nogi jak z waty, kiedy co jakiś czas zerkałam na Rosie, którą uspokajał Cameron. Rosie przechodziła chyba przez atak paniki, a ja za cholerę nie wiedziałam co mam w tej sytuacji robić, więc dobrze, że Cameron tu jednak jest. Obrzucał mnie co chwilę pytającym spojrzeniem, bo wciąż nie wiedział o niczym; miałam mu to powiedzieć wcześniej, ale plany się zmieniły. Nic nie wiedział, a jednak pomógł.  

Ktoś przyniósł dużą paczkę, a jak się okazało wewnątrz niej był zabity pies Rosie, a wokół niego były rozrzucone jego wnętrzności.

Cameron zabijał mnie spojrzeniem, kiedy napisałam do Justina SMS, ponieważ przez przypadek podsłuchałam rozmowy Evena.

– Powinnaś się uspokoić i... – Cameron nie dokończył, ponieważ Justin otworzył z impetem drzwi, a ja się aż wzdrygnęłam i z lękiem spojrzałam na niego.

– Nic ci nie jest? – szybko podszedł do mnie, a ja od razu zaprzeczyłam i skinęłam głową na pudełko, które leżało pod biurkiem. Justin zmarszczył brwi i powoli podszedł do tego. Rosie wybuchnęła ponownie płaczem, kiedy Justin spojrzał na martwe zwierze, a Cameron zrezygnowany wyprostował się i spojrzał wyczekująco na mnie. Czekałam na to, co powie Justin, bo pierwsza w tak beznadziejnej sytuacji się nie odezwę.

– Nigdy nie lubiłem tego psa – odpowiedział po jakimś czasie, a Rosie znów zaczęła wyć. Zagryzłam wargi i rzuciłam mu oskarżycielskie spojrzenie, bo nie powinien tego mówić. Widząc moje spojrzenie, wywrócił oczami. – To znaczy, jak mi przykro! – podszedł do dziewczyny. – Kupimy ci nowego psa.

– Nie... nie chcę nowego psa – wydmuchała nos chyba w setną chusteczkę.

– Uhm, Rosie może pójdziesz ze mną? – odezwał się Cameron, a ja byłam mu za to naprawdę wdzięczna. – Zrobię ci herbatę.

Chwilę potem opuścili gabinet, a ja wciąż czułam spojrzenie mojego przyjaciela na sobie. Z pewnością nie ominie mnie trudna rozmowa, którą będę musiała z nim przeprowadzić.

– Co to jest do chuja? Wiesz coś o tym? – wybuchnął, kiedy drzwi się za nami zamknęły. Wzruszyłam tylko ramionami i usiadłam na kanapie.

– Nic nie wiem. Usłyszałam tylko wrzask, a potem ludzie się zlecieli do Rosie, bo zobaczyła co jest w tej paczce.

– Czemu ktoś zabił jej psa? Boże, Tod był jak jej dziecko – mruknął, a potem złapał się za głowę.

– Nie wiem, ale się dowiem. Co mi chciałaś powiedzieć? – stanął nade mną, a ja położyłam dłonie na kolanach.

– Tak więc – zaczęłam. – Słyszałam rozmowę Evana.

– Jak to słyszałaś? – przerwał mi.

– Po pierwsze to masz mi nie przerywać, a po drugie to nigdy nic przypadkiem nie usłyszałeś?

Łobuzersko się uśmiechnął i ukucnął, kładąc dłonie na moich dłoniach. Moje serce zabiło szybciej, ale szybko starałam się ogarnąć i zignorować jego dotyk.

– Przypadkiem? – mruknął, a ja westchnęłam.

– No nieważne. Słyszałam jak mówił coś o tym, że teraz by chciał dostać kasę za ten niby incydent z oponami w samochodzie, ponieważ strasznie się zmęczył przebijając je. Co o tym myślisz?

Patrzyłam na jego skupioną twarz i dosłownie czułam się naga pod jego badawczym spojrzeniem. Patrzył tak, jakby nic nie słyszał co do niego mówiłam i, jakby słowa wcale do niego nie docierały.

– Justin, słyszałeś mnie? – ponowiłam pytanie, a ten się otrząsnął.

– Uhm, tak, jasne! – wstał i usiadł obok mnie. Zaczął bawić się swoim zegarkiem, a ja usiadłam przodem do niego. – Niby jakieś dzieciaki przebiły mu te opony, ale pewnie chciał stwarzać pozory i zamaskować to, że miał z tym coś wspólnego.

Nie wiedziałam co powiedzieć, bo w pewnym sensie cały czas myślałam o Todzie. Nigdy nie przywiązywałam się do żadnych zwierząt, sama nigdy nie posiadałam żadnego, ale Rosie strasznie przeżyła jego śmierć. Zareagowałabym w sumie podobnie, więc nie chcę się przywiązywać do nikogo, bo potem i tak to stracę.

– O czym myślisz? – zagadnął Justin i złapał mnie za podbródek, a ja się lekko uśmiechnęłam. Odgarnęłam włosy do tyłu i oblizałam wargi.

– O tym psie Rosie – powiedziałam cicho. – Nie wiem? Może poproś weterynarza, żeby zrobił sekcje zwłok czy coś, żeby się dowiedzieć jak umarło.

– Ktoś je poćwiartował.

– A co jak ktoś pewnego dnia poćwiartuje mnie? – uniosłam brew do góry, a mina Justina uległa zmianie. Boże, czy ja to naprawdę powiedziałam? Między nami zapanowała cisza, a ja czekałam na jego odpowiedź. Przecież nad nami wisiało niebezpieczeństwo, niewiedza co się stanie kolejnego dnia i czy może jutra dożyję.

– Nikt cię nie poćwiartuje – mruknął.

– Wolisz tortury? – prychnęłam.

– O co ci znowu chodzi? – zapytał głośno i wstał. – O tego psa?

– Ten pies był ważny dla Rosie i jestem pewna, że będzie chciała się dowiedzieć co się z nim stało – również wstałam.

– Nieprawda – zaprzeczył szybko. – Rosie wie o wszystkim.

– Super! – prawie krzyknęłam. – W takim razie idź pocieszaj swoją narzeczoną, a ja porozmawiam z przyjacielem, który nie wie o niczym – już miałam odejść, ale wówczas Bieber złapał mnie za łokieć i przyciągnął do siebie.
– Przepraszam – szepnął, a ja wstrzymałam oddech. Poczułam jak objął mnie w talii, a potem schował nos w moich włosach. – Jeźdźmy do domu, zapomnijmy o tym gównie chociaż na chwilę.

– Nie ma mowy – odpowiedziałam szybko, a potem się odsunęłam. – Idę szpiegować u Evana.

Justin się roześmiał.

– Idę do Rosie, jakoś ogarnąć tą sprawę – musnął moje usta, a potem wyszłam z pomieszczenia. Byłam pewna, że Evan siedział przy swoim biurku i udawał, że pracował podczas gdy, tak naprawdę grał w pasjansa. Nie słyszał jak zmierzam w jego stronę, a kiedy położyłam mu dłonie na ramionach Evan tak się wystraszył, że wylał kawę. Zagryzłam wargi, aby się nie roześmiać.

– Co chcesz? – zapytał gburowato i zaczął wycierać blat chusteczkami.

– Chciałabym zapytać czy z twoim samochodem wszystko w porządku – zaczęłam, a widząc jego minę szybko wyjaśniłam: – Wiesz, po tym jak jakieś dzieciaki przebiły ci opony.

Przez chwilę wyglądał, jakby nie wiedział co mówię, ale potem udał debila i przytaknął.

– Wszystko dobrze.

– Okej – odpowiedziałam.

– Potrzebujesz czegoś? Jak byś nie zauważyła to mam mały problem – wskazał zbulwersowany na wylewisko kawy, jakby to był największy dramat na świecie.

– Tak w sumie... – zaczęłam, ale szybko zrezygnowałam, bo i tak od niego się niczego nie dowiem. – Miłej pracy, Evan – dodałam tylko i odeszłam od niego.

Cameron szedł w moją stronę i wyglądał na naprawdę zdenerwowanego. Przełknęłam ślinę i powoli podeszłam do niego.

– Może mi powiesz, co się tu do cholery dzieje? – syknął i złapał mnie za łokieć.

– Co masz na myśli? – zagryzłam wargi.

– Nawet nie zaczynaj, Arabella – ostrzegł mnie.

– Dobra, chodźmy gdzieś – odpowiedziałam szybko.

Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, a nawet od czego zacząć. Wolałabym, gdybyśmy nie rozmawiali o tym tutaj, no ale z drugiej strony Justin mógłby w każdej chwili tu przyjść.

– No to więc, czekam – Cameron skrzyżował ramiona, a ja skinęłam.

– Nie wiem od czego zacząć, więc może Justin powinien ci to wszystko wytłumaczyć – chciałam jakoś się z tego wykręcić czy po prostu spróbować, ale wiedziałam mimo wszystko, że to i tak się nie uda.

– To nie z Justinem znam się piętnaście lat tylko z tobą, więc chcę usłyszeć to od ciebie. Więc mów.

W myślach przeprosiłam go za wszystkie złe rzeczy, kawały, które mu się przydarzyły przeze mnie i miałam nadzieję, że nie wybuchnie jak w piątej klasie zdjęłam mu spodnie, a wszyscy widzieli jego bokserki w samochody.

– Od jakiegoś czasu, dobra od dawna, ktoś wysyła mi i Justinowi wiadomości no i na razie nie wiemy kto to jest – powiedziałam na jednym wdechu i nie spodziewałam się, że to minie tak szybko. Zamknęłam oczy i czekałam co on wreszcie powie, ale nie odezwał się nawet po chyba kilku minutach. – Czemu nic nie mówisz?

– Czekam aż skończysz to, co zaczęłaś – odpowiedział, a ja wywróciłam oczami, ale mówiłam dalej.

– Nie jestem pierwszą, która dostaje wiadomości, ponieważ była jeszcze jedna dziewczyna, która już nie żyje i, którą ty znalazłeś martwą w rzece.

– Nie rozumiem – usiadł przy stole ze zdezorientowaną miną. – Chcesz mi powiedzieć, że przez ten cały czas siedziałaś cicho? I nic mi nie powiedziałaś?

– A jak myślisz? – prychnęłam.

– Czy ty jesteś poważna? Naprawdę nie szłaś na policje?

– Oczywiście, że byłam – spojrzałam na niego jak na debila.

– Wpakowałaś się w coś? Jakieś interesy? Masz jakiś dług u jakiegoś gangu do spłacenia?

– Boże, Cameron. O czym ty gadasz?

– Takie rzeczy nie dzieją się przez przypadek, więc się pytam czy wpadłaś w jakieś złe towarzystwo albo coś.

– To znaczy – przeciągnęłam wyraz. Teraz w sumie czeka mnie najgorsza część, ponieważ muszę mu powiedzieć o pracy Justina. Mam nadzieję, że nie padnie na zawał. – Jest jeszcze jedna sprawa, ale to też ma mało wspólnego.

Albo dużo, ha.

– Co masz na myśli?

– Nie wiesz czym zajmuje się Justin, prawda?

– Nie jest współwłaścicielem klubu Jasona? – pokręciłam głową. – To co robi?

– Rozprowadza nielegalnie broń.

Zapanowała cisza, a ja byłam świadkiem jak Cameron nagle blednie po twarzy. Rozchylił usta i wyglądał tak, jakby zobaczył przed sobą kosmitę. Pozwoliłam mu na przyswojenie tej informacji i nic nie mówiłam.

– Co ty, kurwa, powiedziałaś? – chłopak wstał. – Żartujesz sobie tak?

Zanim odpowiedziałam na to pytanie do środka wszedł Justin, a ja krzyknęłam w środku, bo to poważnie zły moment. Cameron obrzucił go nienawistnym spojrzeniem, a uśmiech Justina zniknął.

– Powiedziałaś mu? – Bieber zwrócił się do mnie.

– Tak.

– Ty jesteś taki niepoważny, facet! – zbulwersował się Cameron. – W co ty, do kurwy nędzy, wpakowałeś Arabellę?! – podniósł głos.

– Spokojnie, nerwy są niepotrzebne – schował dłonie w kieszenie swoich spodni i wyglądał na wyluzowanego, podczas gdy Cameron dosłownie czerwieniał ze złości. Nigdy nie widziałam go tak wkurzonego i bałam się co może się wkrótce stać.

– Jak to niepotrzebne? – zaśmiał się z niedowierzaniem. – W przeciwieństwie do ciebie to zależy mi na bezpieczeństwu Arabelli, a nie pozwalanie, żeby była narażona ja takie gówno ze strony kryminalisty – splunął, a ja byłam zaskoczona przez jego ostre słowa. Justin nie wytrzymał i chwilę potem uderzył go w twarz. Natychmiast wstałam i podeszłam do nich. Nogi miałam jak z waty, a ręce mi się całe trzęsły.

– Nawet mi nie pierdol, że mi na niej nie zależy, bo byś się zdziwił jak bardzo się o nią za każdym razem martwię – syknął, przyciskając go do ściany. Krew leciała Cameronowi z nosa i brudziła mu całą niebieską koszulę. – Jak nie masz o niczym jebanego pojęcia to nawet się nie odzywaj.

– Justin, skończ – poprosiłam chłopaka, a ten rzucił mi spojrzenie.

– Musimy sobie coś wyjaśnić i ty będziesz świadkiem. Ciesz się, że ona tu jest, bo inaczej bym cię zabił – warknął.

– Justin przestań! – złapałam go za bluzę. – Zostaw go, Boże tu go uderzyłeś! – zawołałam spanikowana.

– Powiedziałem, że jeszcze, kurwa, nie skończyłem! – krzyknął na mnie, a ja się wzdrygnęłam. Naprawdę wytrąciliśmy go z równowagi. Cameron w tym czasie odepchnął od siebie Justina, który poleciał na stolik, a potem się na niego rzucił. Doskoczyłam do nich i tym razem zaczęłam szarpać Camerona za ubranie. Przynajmniej jakbym mu ją podarła to nie musiałabym go przepraszać, bo i tak jest od krwi.

– Jak jeszcze raz na nią krzykniesz... – zaczął, ale Justin go odepchnął przez co ja także poleciałam do tyłu. Szybko złapałam równowagę i byłam gotowa pobiec po kogoś, ale zatrzymałam się, gdy Justin wyciągnął broń i przystawił mojemu przyjacielowi do skroni. Przyłożyłam sobie dłoń do twarzy i cicho pisnęłam na ten widok. Justin trzymał go jedną dłonią za gardło, a drugą przykładał do skroni. Cameron był chyba tak samo spanikowany jak ja.

– Siedzisz w tym teraz z nami i jeśli się dowiem, że poszedłeś na policję wydać mnie to wybierzesz sobie jakbyś chciał umrzeć. Albo szybko dzięki kulce w łeb, albo powoli w męczarniach – każde słowo mówił powoli, a ja byłam bliska płaczu. Głos uwiązł mi w gardle i nie byłam w stanie nic powiedzieć.

– Justin – jęknęłam cicho, płaczliwym głosem. – Zostaw go, nic nie powie.

Bieber przez chwilę patrzył na niego, aż wreszcie go puścił po czym chłopak spadł na podłogę. Chciałam podejść do przyjaciela, ale Justin wciąż stał nad nim z bronią.

– Wychodzimy – rzucił w moją stronę szorstkim tonem.

– Nigdzie z tobą nie idę – mój głos wrócił do normy. Zmarszczył brwi i był zdziwiony tym, co powiedziałam. – Jak mogłeś zrobić coś takiego?! Chciałeś go zabić?

– Oczywiście, że bym go nie zabił – prychnął. – Ostrzegłem go tylko – rzucił mu pogardliwe spojrzenie. – Skoro teraz już wiesz o wszystkim to nie myśl sobie, że zostaniemy przyjaciółmi – zwrócił się do niego.

– Z tobą to bym nawet nie chciał kantować w pokera – syknął, a potem wytarł rękawem nos. Wstał na nogi i stanął przed Justinem. – Jeśli skrzywdzisz moją przyjaciółkę i zobaczę, że będzie przez ciebie chociaż płakać, a jak przez ciebie coś jej się stanie to będę miał w dupie ciebie i twoje życie. Nie pójdę z tym na policję do Coldwater tylko gdzieś indziej, a nawet załatwię ci zajebisty pobyt w więzieniu.

Po wypowiedzeniu tych słów Cameron wyszedł, zerkając na mnie. Serce mi się zapadło i leżało pod moimi nogami, bo nigdy nie widziałam u niego tak zrezygnowanego spojrzenia. Był rozczarowany moją osobą, a mi pozostawała nadzieja, że wybaczy mi te wszystkie kłamstwa z mojej strony.

– Jesteś z siebie zadowolony? – podeszłam do niego.

– Nawet nie wiesz jak bardzo – odpowiedział niewzruszony. – Aż muszę to opić.

– Może zamiast tego zajmij się czymś innym, bo kiedy ty siedziałeś w domu ja dostałam kolejną wiadomość z niespodzianką – dodałam, a mina mu zrzedła.

livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2578 słów i 14890 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik livney

    @Malawasaczka03 dziękuję!

    17 sty 2017