STALKER • 43

Nie mogłam dać po sobie poznać, że te słowa i to zdjęcie wywołały na mnie jakiekolwiek wrażenie. Fotografia była zapisem z monitoringu znajdującego się na lotnisku i mimo że Justin miał czapkę na głowie to i tak było widać zarys jego twarzy. Miał na sobie czarne jeansy i czarną bluzę, a przez ramię miał przerzuconą sportową torbę i idąc rozmawiał z kimś przez telefon. Jakim cudem on wyszedł z więzienia i dlaczego szedł spokojnie na lotnisku, a ludzie nie reagowali w żaden sposób? Przecież jego wizerunek pojawił się w telewizji kilka razy, a gdyby uciekł policja już by go szukała.

– Nie wiem kto to jest – skłamałam wreszcie i podsunęłam mu zdjęcie pod nos. Potem się uśmiechnęłam najszczerzej jak umiałam, ale wiedziałam, że pewnie nie wyszło jak chciałam. Czy Ethan, Jason i Robert wiedzieli, że on wyszedł?

– Nie wątpię – odpowiedział Quentin i schował zdjęcie do teczki. Być może mi uwierzył, ale to nie spowodowało, że chociaż trochę się rozluźniłam. Czułam nieprzyjemne uczucie w brzuchu, bo Justin najwidoczniej jest w Nowym Jorku, a ja nie wiem konkretnie gdzie. Jest bliżej niż kiedykolwiek był w ciągu trzech lat.

– Co mam wspólnego z nim? – skrzyżowałam dłonie i oparłam się o krzesełko. Quentin zaśmiał się pod nosem i wyjął inny papierek.

Dlaczego Justin się z nami nie skontaktował? Miał na to dwa dni, odkąd się tu pojawił. I kiedy wyszedł z więzienia? I jakim cudem, do cholery, on się stamtąd wydostał po takim wyroku?

– Z nim niewiele – powiedział, a ja w duchu zaśmiałam się. Gdyby tylko wiedział jak wiele mnie z nim łączy. – Do sądu wpłynął anonimowy list, w którym odezwał się jakiś świadek, który poświadczył, że Justin Bieber jest niewinny. Podobno zeznał, że nie byłby w stanie zabić tylu osób, a ponieważ nie było żadnych konkretnych dowodów, jedynie poszlaki wypuścili go. Poza tym to on chciał pójść do więzienia, z własnej woli zaproponował nawet wyrok, wybrał sobie gdzie chce odsiedzieć tę karę, a po stwierdzeniu psychiatrów doszli do wniosku, że nie stwarza ogromnego zagrożenia. Jest pod nadzorem policji i co dwa miesiące przez półtora roku musi stawiać się na komendzie.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Jaki świadek? Przypomniały mi się słowa Ethana, który także mi o tym mówił, ale nie sądziłam, że to ma jakiekolwiek znaczenie. Kim była ta osoba?

– Poza tym jakoś nie wierzę, że zabił tych wszystkich ludzi. Nie działał przecież sam. Miał swoją grupę, w której był jego brat. Wierzysz, że byłby w stanie go zabić, skoro od zawsze działali razem? – zapytał pogardliwie, a ja wzruszyłam ramionami.

Kim byłam dla niego, aby mówił mi takie rzeczy, które powinny być tajemnicą?

– Nie wiedziałam, że miał brata – odpowiedziałam jak najbardziej szczerze.

– Jason Bieber – podsunął mi inne zdjęcie, na które spojrzałam z niechęcią. Jason miał na tym zdjęciu szesnaście lat, było jakimś wycinkiem z liceum, bo miał na sobie koszulkę z nazwą szkoły. Diametralnie się zmienił; jego włosy już nie są kręcone i są ciemniejsze. Nie ma także aparatu na zębach, urósł i naprał mięśni.

– Działali razem od zawsze – kontynuował. – Na zapisie z przesłuchania był aż zbyt spokojny, gdy opowiadał o tym wszystkim, a późniejsze badania potwierdziły, że wiedział o wszystkim co się wokół niego dzieje. Cały proces odbył się w tajemnicy.

– Co ja mam z tym wspólnego? – ponowiłam wcześniejsze pytanie, bo to ciekawiło mnie najbardziej. Na pewno obowiązywała go jakaś tajemnica zawodowa i na pewno nie powinien mówić o tym nowo poznanej dziewczynie. Quentin schował papiery, gdy kelnerka przyniosła nasze zamówienia. Gdy odeszła znów spojrzałam na niego zaciekawiona tym, co ma do powiedzenia.

– Potrzebujemy informatora – rzekł wreszcie. – Dotychczas korzystaliśmy z tych, którzy pracują dla nas od dawna, ale istnieje ryzyko, że ich rozpozna.

– Kto ma rozpoznać? – położyłam dłonie na stole. – O czym ty mówisz?

– Potrzebuję dowodów, aby zamknąć Justina Biebera na dobre. Nie wierzę w jego niewinność i na pewno ma coś na sumieniu; coś co nie jest morderstwem. Wiem, że zajmował się czymś jeszcze oraz podejrzewam, że morderstwo Tylera Morgana.

Chciałam zaśmiać się na jego ostatnie słowa. To ty, Quentinie, brałeś udział w jego zabójstwie. Zdenerwowałam się, ponieważ dorobił sobie dodatkową, a na dodatek fałszywą historię o Justinie. Wprawdzie ma prawo prowadzić śledztwo, ale chce wrobić go w zabójstwo Tylera? Czy on właśnie dał mi do zrozumienia, że mam szpiegować Justina, gdy tymczasem to ja szpieguję Quentina?

Mężczyzna przypatrywał mi się jakiś czas, aż wreszcie wstałam i zabrałam swoje rzeczy. Chciałam mu wygarnąć, że znam prawdę o śmierci tego chłopaka, o jego interesach z nielegalnym handlem, ale nie mogłam się zdemaskować. Był prawdziwym debilem, że nie rozpoznał mnie – Arabelli Lopez.

– Nigdy w życiu – powiedziałam głośno. – Znajdź sobie inną idiotkę, która się na to zgodzi, bo na nie mam zamiaru brać udziału w czymś takim – dodałam ciszej, aby tylko on mnie usłyszał. Prawdopodobnie liczył, że się zgodzę, bo spojrzał na mnie zdziwiony i zmarszczył brwi. Po chwili uśmiechnął się kącikiem ust. Uważał, że wszystko wie najlepiej, że ma władzę, że zawsze każdy go słucha i nie pozwoli sobie, aby jakiekolwiek negatywne uczucia ukazały się na jego twarzy.

Niech spierdala.

– Zaczekaj – powiedział łagodnie, chcąc złapać mnie za ramię, ale się wyprostowałam.

– Nie wiem co do mnie masz, ale radź sobie sam – warknęłam i odwróciłam się w stronę wyjścia. To śmieszne, że na początku wydawał mi się interesujący, a teraz nim gardziłam. Wiedziałam, że za mną wyszedł, bo słyszałam jego nawoływania, ale ignorowałam to. Nie mogłam pójść do Ethana, dlatego zaczęłam kierować się w przeciwną stronę.

– Bella! – zawołał za mną, ale udawałam cały czas, że go nie słyszę. Poczułam jego dłoń na ramieniu i wbrew mojej woli zatrzymałam się.

– Posłuchaj mnie. Muszę go zamknąć, a samemu mi się nie uda – powiedział, a ja zacisnęłam usta i odwróciłam się w jego stronę. W sumie byłam ciekawa co ma mi jeszcze do powiedzenia. – Chciałem, abyś to ty mi w tym pomogła, bo mnie nie zdemaskujesz mnie.

Zabawne.

– Nie – powiedziałam i zrobiłam krok w tył, a potem westchnęłam, bo nie mogłam tego zepsuć. Nie mogłam zaprzepaścić tej szansy, którą mi oferował. Poza tym musiałam się dowiedzieć, dlaczego aż tak bardzo mu na tym zależy. – Mogę ci pomóc w inny sposób, ale na pewno nie będę za nim chodzić – dodałam, a Quentin po chwili się uśmiechnął.

– Dobrze – powiedział i podrapał się po zaroście. – To tajna sprawa i nikt z policji nie może się o tym dowiedzieć, dlatego nie mogę nikomu powiedzieć.

Zgodziłam się z jego słowami, chociaż nie rozumiałam, dlaczego robi z tego aż taką tajemnicę.

– Przyjadę jutro po ciebie i pojedziesz ze mną – kiwnęłam głową na jego słowa, a potem wyjął coś z kieszeni płaszcza i podał mi małą kartkę. Jak na nią spojrzałam okazało się, że to jego numer.

– Okay – schowałam kartkę do kieszeni. – To wszystko?

– Tak. Mam jeszcze jedno spotkanie. Do zobaczenia – uśmiechnął się na pożegnanie, a ja mruknęłam ciche pa i odwróciłam się, a potem przeszłam drogi i weszłam do jakiegoś sklepu, bo wiedziałam, że on tam stał. Będąc w środku wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Ethana.

– Co jest? – odebrał od razu, a ja złapałam się za głowę.

– Poszedł już?

– Tak, przed chwilą odjechał taksówką – odpowiedział. – Gdzie jesteś? Przyjść do ciebie?

– Nie, zaraz będę – zaczęłam iść w stronę alejki z alkoholami. – Muszę kupić coś do picia.

Pięć minut później wsiadłam do samochodu i rzuciłam siatki z zakupami na tylne siedzenie.

– Urządzamy jakąś imprezę? – spytał, gdy zapięłam pasy.

– Myślę, że to nam się przyda. Jedźmy do Avefaith.
*
Pół godziny później Ethan, Robert, Jason i Zayn wiedzieli o całej rozmowie, którą przeprowadziłam z Quentinem. Trochę byłam zdziwiona tym, że nie byli zbytnio zaskoczeni tym, że Justin wyszedł z więzienia. Miałam wrażenie, że właśnie to wiedzieli przede mną. Cóż, moje przemyślenia potwierdziły się szybciej niż myślałam.

– Justin nie wyszedł dwa dni temu – powiedział Zayn. – Wyszedł co najmniej dwa miesiace temu, odkąd zaczął pojawiać się w Avefaith co czwartek. Jak widać stare nawyki nigdy z ludzi nie wychodzą, skoro po takim czasie znów siedzi w tym, co trzy lata temu.

– Jak to on tu był? I czemu nikt mi nic nie powiedział?

– Jak przyszłaś tu kiedyś wypytywałaś o zabójstwo Tylera, a ja powiedziałem ci, że co czwartek przychodzi tu mężczyzna z tatuażem na karku. To był Justin – powiedział Robert. Wtedy myślałam, że mówił o kimś innym, gdy poprosiłam go, by do mnie napisał, kiedy się tu pojawi przyszłam tutaj i wtedy zobaczyłam Zayna.

– A świadek? Kto to jest?

Jason wydał przeciągłe westchnięcie.

– Właśnie tego także musimy się dowiedzieć.

– Nie chcę brać w tym udziału. Nie chcę szpiegować Justina, rozumiecie jak to brzmi? Poza tym nie mogę uwierzyć, że Quentin chce wrobić Justina w zabójstwo Tylera, skoro ta dwójka się znała.

– Gdybym mógł już bym go zajebał – Ethan zacisnął pięść i zaczął się jej przyglądać jakby była dziełem sztuki.

– Na razie musimy z tym poczekać – wtrącił się Zayn. – Musimy się dowiedzieć o jakiego świadka chodzi, dlaczego Barnes robi z tego śledztwa taką tajemnicę i co ma do Justina, skoro chce go za wszelką cenę zamknąć – chwyciłam reklamówkę z alkoholem i zaczęłam wyjmować każdy po kolei.

– Pójdę po kieliszki – Robert wstał i zszedł po schodach.

– Musimy wznieść toast za naszą misję – powiedziałam.

– Za co? – spytał Jason, patrząc na mnie jak na idiotkę.

– Za misję. Nie usłyszałeś? – prychnął Ethan, a Zayn wzruszył ramionami i chwycił wódkę.
*
– I dlatego muszę zrobić to u ciebie – dokończyłam, spoglądając na Mandy. Zgodnie doszliśmy do wniosku, że nie powinnam podawać mu mojego adresu, dlatego pomyślałam o Mandy, aby podać Quentinowi jego adres, żeby właśnie do niej po mnie przyjechał.

Wyczekująco wpatrywałam się w dziewczynę siedzącą naprzeciwko mnie i szczerze liczyłam, że się zgodzi. Oczywiście nie powiedziałam jej prawdy to byłoby niepoważne, dlatego musiałam ją okłamać i powiedziałam, że mój współlokator nie może go zobaczyć, bo znali się wcześniej i niezbyt lubili, więc nie mogłam pozwolić, aby Brian (czyli Jason) nas zobaczył.

– Oczywiście – Amanda klasnęła w dłonie z uśmiechem, a ja odetchnęłam z ulgą. – Muszę go poznać – usiadła obok mnie i objęła ramieniem. – Pisz do niego! W końcu za chwilę jego pora na kupno gazety.
– Tak, masz rację – wyjęłam telefon i napisałam do niego wiadomość z adresem Mandy. Wcześniej zapisałam jego numer, więc pozostało mi tylko czekać aż się pojawi. – Idę na randkę – pochwaliłam się dziewczynie, bo sama nie mogłam w to uwierzyć. – I nie, nie idę z Quentinem.

– O mój Boże! To ja pracuję całymi dniami i dowiaduję się o tym dopiero teraz? Gdzie ja byłam przez ten czas, gdy poznałaś kogoś nowego, a pieprzony Quentin Barnes nie daje ci spokoju?! – zawołała z dezaprobatą i uniosła dłonie ku górze. Zaśmiałam się i odstawiłam szklankę z wodą na stolik.

– Poznałam go w klubie, którego jest właścicielem, jakiś czas temu. I szczerze nie mogę się doczekać – przyznałam.

– Kiedy ta randka? – zapytała podekscytowana.

– W tę sobotę – Mandy pisnęła.

– W takim razie musisz wyglądać jak milion dolarów. Moje kontakty z mężczyznami ograniczają się tylko do przynoszenia zamówienia i nie pamiętam, gdy ostatni raz wyszłam gdzieś z jakimś facetem.

– Też się tego nie spodziewałam – przyznałam. – Tobie też się uda – zapewniłam ją, a Mandy machnęła ręką i wstała.

– Musimy wybrać się na zakupy, aby kupić coś oszałamiającego! I chcę go poznać! – w tym momencie usłyszałyśmy dzwonek do drzwi, więc obie spojrzałyśmy w tamtą stronę.

– Dobra – westchnęłam i wytarłam dłonie w jeansy. – Powodzenia w pracy – uścisnęłam ją, a ona uniosła dwa kciuki ku górze i także życzyła powodzenia. Powiedziałam jej, że zaprosił mnie na śniadanie. Stojąc przed drzwiami poprawiłam swój wygląd i otworzyłam drzwi. Quentin jak zwykle miał na sobie garnitur, ale tym razem założył granatowy. Zamknęłam drzwi i dopiero wtedy dłużej na niego spojrzałam.

– Nie przywitasz się? – spytał, gdy zaczęliśmy iść w stronę windy.

– Cześć – spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Przywołał windę i chwilę zaczekaliśmy w ciszy, aż wreszcie weszliśmy do środka, a niezręczność wcale nas nie opuściła tylko spotęgowała się w tym pudle.

– Cieszę się, że mi pomagasz – powiedział wreszcie, a ja wywróciłam oczami, ale całe szczęście nie zauważył tego.

– Nie pomagam aż tak – odpowiedziałam. – Jestem po prostu ciekawa.

Quentin roześmiał się i wyszłam z windy, a on tuż za mną. Zaskoczona zauważyłam, że był to podziemny parking, więc musiał przyjechać swoim samochodem.

– Co z taksówką? I gazetą? – spytałam zaskoczona. Wyrównałam z nim krok, bo przecież nie miałam pojęcia jaki ma samochód.
– Powiedzmy, że dla ciebie opuściłem dzisiaj moje przyzwyczajenia.

– Nie poszedłeś po gazetę?

– Nie – pokręcił głową.

– Biedny. Nie wiesz teraz co się dzieje w mieście – udałam smutek.

– Przeżyję, uwierz – usłyszałam charakterystyczny dźwięk, który świadczył, że odblokował samochód. Nie znałam się w ogóle na samochodach, liczyłam, że przyjedzie Range Roverem, ale niestety się pomyliłam, ponieważ przyjechał BMW. Znałam tylko te dwa modele, bo Ethan mnie zabrał ze sobą, gdy kupował swój. Wsiadając do środka zapięłam pasy i byłam gotowa na dzisiejszy dzień.

Przez całą drogę, która trwała zaledwie pół godziny i podczas której Quentin rozmawiał przez telefon, kłócąc się z jakimś facetem, dojechaliśmy na miejsce. Jego biuro mieściło się na drugim piętrze w centrum miasta i byłam trochę zaskoczona widząc ile detektywów tu pracuje. Prowadząc mnie przez cały korytarz byłam pewna, że dzieli z kimś gabinet, ale gdy otworzył przede mną drzwi, tuż na końcu korytarza i gdy weszłam do środka dostrzegłam, że pracuje sam. Pomieszczenie nie było ogromne, jedno okno na miasto i większa szyba, aby widzieć innych, którą można zasłonić roletą. Po prawej stronie od wejścia stała szafa z różnymi dyplomami i segregatorami, a na lewo obok biurka dostrzegłam tablicę, na której jak się okazało – były informacje o Justinie. Od razu do niej podeszłam, gdy zamknął drzwi i mój wzrok skupił się na ostatnim więziennym zdjęciu, jakie mu zrobiono. Wycinki z różnych gazet, ważne informacje zaznaczone na czerwono, zdjęcia ofiar, ludzi, z którymi pracował, a nawet dostrzegłam informacje o jego rodzinie i o miejscu zamieszkania.  

– Spotykał się z kimś? – spytałam i odwróciłam się w jego stronę. Zdjął płaszcz i oparł się o biurko ze skrzyżowanymi ramionami. Zayn mi powiedział, abym o to zapytała. Quentin pokręcił przecząco głową, co mnie zdziwiło.

– Nie – odpowiedział, a ja uniosłam brwi. Myślałam, że skoro zdobył aż tyle informacji to znajdzie też coś o mnie, a tymczasem nie ma żadnej wzmianki o mnie i nie wiem czy to dobrze, czy źle. A może zrobił to celowo i czeka, aby mnie zdemaskować.

– Mam tu siedzieć cały dzień? – zmieniłam temat.

– Oczywiście, że nie – przyznał i stanął za biurkiem, a potem wyjął kluczyk i otworzył szafkę. Zagryzłam wargi, ciekawa co on tam jeszcze ma. Muszę się dowiedzieć. Przysunęłam sobie krzesełko do biurka, które stało pod ścianą i zdjęłam kurtkę oraz torebkę. Rozejrzałam się po ciemnym biurku, na którym panował porządek, a potem podsunął mi jakąś umowę. Uniosłam brwi i spojrzałam na niego, gdy podał mi długopis.

– Co to jest?

– Podpisz to. To klauzula.

Prychnęłam.

– Czyli mi nie ufasz – stwierdziłam z lekkim uśmiechem, a Quentin również się uśmiechnął.

– Ufam. Po prostu dbam o swoje interesy i o to, że nic nikomu nie powiesz.

– Skoro przyszłam do ciebie, aby ci pomóc w złapaniu tego chłopaka to normalne, że cię nie wydam. Nawet nie wiedziałabym komu – wzruszyłam ramionami i chwyciłam czarny długopis. – Ale jeśli aż tak ci zależy to zrobię to – dodałam i gdy końcówka długopisu miała dotknąć białej kartki, Quentin złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego, a on zabrał mi kartkę.

– Miałam to podpisać – zmrużyłam oczy, a potem podarł tę kartkę i tego się w ogóle nie spodziewałam.

– Przejdźmy do konkretów. Do zabójstwa Tylera.

– Kim on był?

– Podobno handlował nielegalną bronią. Mój zespół stara się złapać kogokolwiek, kto kupuje tę broń, ale na razie nic nie mamy. Sądzę, że wszystko bierze Bieber.

– Skoro pracował z Bieberem to dlaczego on miałby go zabić? – prychnęłam. Nie chciałam brzmieć jakbym była zła, ale tak było, bo on naprawdę chciał go w to wrobić.

– Tyler był młody i stał się niepotrzebny.

– Nie chce mi się w to wierzyć – mruknęłam.

– Nawet go nie znasz.

Ale byś się zdziwił.

– Ty też nie.

– Wiem o nim znacznie więcej niż ty – powiedział niemiło i palcem wskazał na całą pieprzoną biografię Justina wiszącą na tej tablicy.

To JA wiem o nim zdecydowanie więcej niż  TY kiedykolwiek będziesz wiedział.

– Sprawdź swoje źródła, bo możesz się mylić – posłałam mu sztuczny uśmiech, a Barnes skrzyżował dłonie na biurku i nachylił się w moją stronę. Cholera, nie zdarzyłam ugryźć się w język.

– Sugerujesz coś?

– Ależ skąd – machnęłam od niechcenia ręką. – Usłyszałam to w jakimś filmie akcji i dlatego to powiedziałam.

Wiedziałam, że mi nie uwierzył, ale jakoś niespecjalnie mnie to obchodziło. Jeśli spieprzę tę akcje to będzie to wina Zayna i nikogo innego.

– Czemu mam brać w tym udział?

– Już ci powiedziałem – odpowiedział chłodno i wstał, a potem podszedł do szafy i wyjął jakiś segregator. Położył go przede mną i znów zajął miejsce naprzeciwko.

– Chcę zdemaskować Justina Biebera dzisiejszej nocy, a w środku masz plan działania – wyjaśnił, a ja poczułam jak żołądek podchodzi mi do gardła. To nie skończy się dobrze.


*
– Może mnie okłamał i wie kim jestem – zasugerowałam po wszystkim, gdy opowiedziałam chłopakom o planie Quentina. Nikt się tego nie spodziewał; Zayn się zdenerwował, Ethan zaczął pić, a Jason siedział cicho. Jedynie Robert i Carter trzeźwo myśleli. – I chce mnie zabić razem z Justinem – dodałam, gdy siedzieli cicho.

Ethan prychnął i popukał się w czoło. Wywróciłam oczami.

– Quentin jest popierdolony. Kazał ci być przynętą. Jebaną przynętą do złapania Justina – powiedział. To prawda, dał mi do zrozumienia, abym przypadkiem pojawiła się w tym miejscu, gdy dojdzie do wymiany. To mi się nie spodobało, ale co miałam zrobić? Z drugiej strony czułam jakąś obawę, że coś pójdzie nie tak, a poza tym miałam znów zobaczyć Justina po trzech latach.

– Mogłem go zabić, gdy miałem do tego okazję – warknął Zayn i wstał.

– Zjebałeś, Malik – Ethan pokręcił głową.

– Powiedział mi, że ma te informacje od jakiś informatorów i wydaje mi się, że mówi prawdę. On nie może go złapać.

– I tego nie zrobi – zapewnił mnie Jason.

– Gdybyśmy mieli jakikolwiek kontakt z Bieberem to byłoby inaczej. Nawet się nie odezwał i nie zastanawia was to? Czemu tego nie zrobił, a my kryjemy mu tyłek? – nikt nic nie powiedział tylko spojrzeli na siebie znacząco. Dobrze wiedziałam, że tutaj przychodził, a to się skończyło, gdy wpakowali mnie w tę sprawę, dlatego podejrzewałam od jakiegoś czasu, że on wie co się dzieje. Albo po prostu nie może tego zrobić; tak czy inaczej chciałam wiedzieć co oni mają do powiedzenia.

– Bo nie może – odpowiedział Ethan po chwili zastanowienia.

– Czemu? – warknęłam. – Gdyby nie to wszystko w ogóle bym nie wiedziała, że Justin jest w Nowym Jorku i, że wyszedł z więzienia, prawda? Wszyscy byście siedzieli cicho, a ja byłabym przekonana, że zgnije w tym więzieniu.

– Zrozum, do cholery, że gdyby ktoś się dowiedział, że się z nami kontaktował mielibyśmy problemy. I ty też. Myślisz, że tylko Barnes interesuje się Bieberem? To niestety muszę cię rozczarować, bo jest multum ludzi, którzy chcą mieć to, co on ma po tym jak wyszedł z więzienia – Ethan wstał i z hukiem odstawił butelką na stolik.

– Co niby ma? – skrzyżowałam ramiona. – Czystą kartotekę?

Ethan podszedł do mnie, aby potem nachylić się w moją stronę i spojrzeć mi w oczy.

– Justin ma władzę – szepnął, a potem wyprostował się i wskazał dłonią na pozostałych, którzy obserwowali tę sytuację. – A Quentin chce mu to odebrać.

*
Byłam kurewsko zdenerwowana. Nie uspokoiłam się nawet wtedy, gdy oni wiedzieli o planie, który ustalił Quentin. Wciąż nie mieściło mi się w głowie i nie potrafiłam zrozumieć tego, że on się z nami nie skontaktował, bo nawet jeśli, gdy są ludzie, którzy chcą zbliżyć się dla osób, które są dla niego ważne, Justin znalazłby sposób, aby wysłać jakąś wiadomość. Nie był przecież głupi i na pewno by coś wymyślił.

– Uspokój się – powiedział Robert, gdy krążyłam po salonie i oczekiwałam wiadomości od Quentina. Zatrzymałam się i spojrzałam na niego. Wraz z Ethanem oglądali dzisiejszy mecz i nie rozumiałam, że są tak spokojni. Bałam się, że tak wielu rzeczy, a najbardziej bałam się, że mogę go zobaczyć. Tak niespodziewanie; nie miałam nawet czasu na oswojenie się z tą myślą, a wówczas, gdy nadeszła szansa mam być pieprzoną przynętą i jak gdyby nigdy nic mam pojawić się w miejscu przekazania broni.

Quentin to jednak jest kawał gnoja, że podał się za potencjalnego kupca, aby złapać Justina.  

– Jestem spokojna – odpowiedziałam, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.

– Spodziewasz się kogoś? – Ethan spojrzał na mnie przez ramię, a ja ruszyłam w stronę drzwi.

– Może Jason zapomniał kluczy! – zawołałam, gdy przekręciłam zamek i otworzyłam je. Mężczyzna w białej koszuli i czapce z logiem tulipana stał przede mną trzymając w dłoni bukiet białych róż.

– A pan do kogo?

– Poczta kwiatowa – powiedział. – Kwiaty są dla pani. Poproszę o podpis – podsunął mi kartkę, a ja szybko się podpisałam i zamknęłam drzwi. Od kogo one są? Quentin w życiu nie przysłałby mi kwiatów, bo nawet nie zna mojego adresu.

– Kto przyszedł?! – wrzasnął Ethan, gdy weszłam do kuchni, aby wsadzić je do wazonu.

– Dostałam kwiaty! – odkrzyknęłam.

– Ktoś się pewnie pomylił!

Wróciłam do salonu i zasłoniłam im telewizje.

– To wasza sprawka?

– Do dzisiaj nie miałem pojęcia, że istnieje poczta kwiatowa – Ethan sztucznie się do mnie uśmiechnął, a ja spojrzałam na Roberta, który uniósł dłonie w obronnym geście.

– Czekam na sobotę, aby ci je dać.

Ethan w tym momencie zachłysnął się powietrzem i spojrzał na nas z otwartymi ustami.

– Co? – sapnął.

– Sobotę? Dać? Co?

– W twoim słowniku nie istnieje chyba słowo randka – skomentował Robert, a ja usiadłam obok niego. Musiałam się uspokoić, bo co miałoby się nie udać?

Quentin zadzwonił o ósmej, a po pożegnaniu się z chłopakami życzyłam im powodzenia, których zadaniem było niedopuszczenie do śmierci Justina, co moim zdaniem, było okropnym pomysłem. Łatwiej byłoby dowiedzieć się, gdzie Justin przebywa i po prostu dać mu jakoś do zrozumienia, aby się nie pojawiał. Na pewno mieli jakiś ludzi, którzy mogli by to zrobić. Jednak nikt mnie nie słuchał, więc godzinę później Barnes dał mi wskazówki co mam robić.

– Masz po prostu pójść i odebrać tę torbę – powiedział.

– I? Co dalej?

– Jeśli to będzie on, zamknę go.

Wywróciłam oczami, gdy skończył mówić. Wcześniej przez całą drogę opowiadał mi, że mógłby wysłać kogoś innego i cały plan poszedłby się pieprzyć.

– A jeśli nie? – zerknęłam na niego, gdy oparłam głowę o zagłówek. Podrapał się po zaroście i wiedziałam, że takiej opcji w ogóle nie przewidywał. – Zamkniesz nieważne, kto to będzie?

Wiedziałam, że tego nie zrobi.

– Idź już – zbył mnie i spojrzał na zegarek. Westchnęłam i nacisnęłam klamkę, ale zanim zdążyłam wyjść, złapał mnie za rękę. – Uważaj na siebie – dodał jeszcze, ale zignorowałam jego słowa i wychodząc trzasnęłam drzwiami samochodu. Parking był pusty, nie było żadnego samochodu, nie licząc Quentina, więc stanęłam w miejscu, z którego Barnes nie będzie widział kto wysiada z samochodu. To był mój pomysł, bo miałam plan, o którym nikt nie wiedział. Ethan zatrzymał się z Zaynem i Jasonem niedaleko, więc z pewnością mieli na wszystko oko, a jeśli nie – miałam nadzieję, że zareagują, gdy będzie potrzeba.

Schowałam dłonie w kieszenie i zaczęłam wpatrywać się w auto Quentina. Sam nie mógł wyjść, bo z pewnością zostałby rozpoznany i dlatego musiał znaleźć jakąś idiotkę, która nic nikomu nie powie. Nie podpisałam żadnego papierka, więc albo naprawdę coś podejrzewał, albo mi ufał, albo był naprawdę głupi. Nie miałam pojęcia jak zareaguje, gdy Justin tu przyjedzie. Czy to możliwe? Czy to możliwe, aby po tym całym gównie, które miało miejsce trzy lata temu on znów zajmował się tym, co kiedyś? Chciałabym, aby po wyjściu zaczął normalne życie, a nie znów mieszał się w takie bagno. A jeśli przyjedzie to mam nadzieję, że się opanuje i nie zdemaskuje się przed Quentinem i doprowadzę sprawę do końca.
Kolejny samochód wjechał na parking, a ja przełknęłam ślinę, gdy zatrzymał się blisko mnie. Musiałam się ogarnąć i nie uciec jak najdalej stąd tylko musiałam trzymać nerwy schowane głęboko wewnątrz mnie. A co jeśli ten ktoś chce mnie zabić?

Boże, po co się na to zgodziłam?  

Nie zdążyłam nic zrobić, ponieważ mężczyzna wyszedł ze środka, a potem podszedł do bagażnika, który chwilę potem otworzył. Ruszyłam w jego stronę, czując jak moje nogi drżą, a gdy stanęłam obok niego już byłam pewna, że to nie Justin. Rozpoznałam po sylwetce, że to nie on.

– To ty? – zapytał mnie chłopak, wciąż na mnie nie patrząc, stojąc do mnie tyłem.

– Jak widać – odpowiedziałam i wyjęłam dłonie z kieszeni. Chłopak zamknął bagażnik, trzymając torbę w dłoni i odwrócił się powoli w moją stronę. Nie widziałam zbyt jego twarzy, bo światło padające z samochodu nie było na to wystarczające.

– Czemu przysłał dziewczynę? – prychnął i powiesił torbę na ramieniu.

– Bo sam nie ma do tego jaj – odpowiedziałam, a chłopak się roześmiał, a potem pokręcił głową i uderzył dłonią w przyciemnianą szybę. Nie miałam cholernego pojęcia, dlaczego to zrobił, a gdy szyba się rozsunęła nie miałam pieprzonego pojęcia co się dzieje. Nie podobało mi się to i czułam, że ta akcja się spieprzy.

– To ona – powiedział tajemniczy chłopak, a gdy drzwi się otworzyły wstrzymałam oddech. Nie czułam się wcale bezpiecznie nawet jeśli Barnes miał wszystko na oku, bo wiem, że nie zrobiłby nic, gdyby właśnie chcieli mnie zabić. Mężczyzna, który wyszedł ze środka miał na głowie kaptur, a po zamknięciu drzwi odwrócił się w moją stronę i poczułam się jakby wszystkie mury właśnie runęły. Wpatrywałam się w jego twarz, czując łzy w oczach i nie mogąc uwierzyć, że właśnie on stoi przede mną. Po trzech latach Justin Bieber stoi przede mną jak gdyby nigdy nic. Podszedł bliżej, gdy ja byłam na skraju płaczu, ale nie zrobił nic; jakby mnie nie znał. A może udawał? Może mnie nie rozpoznał?

Rozchyliłam usta, aby coś powiedzieć, ale w następnej chwili przyciągnął mnie do siebie i jak szmacianą lalkę odwrócił plecami do siebie. Niezbyt delikatnie uderzyłam plecami o jego klatkę piersiową, a w następnej chwili poczułam jak przystawia mi broń do skroni. Jęknęłam żałośnie i złapałam go za rękę, za którą trzymał broń.

– Co ty robisz? – nie sądziłam, że to będzie pierwsze co powiem mu po takim czasie.

– Ratuję ci dupę, jak zawsze – odpowiedział, a ja przymknęłam powieki na dźwięk jego głosu, który był jeszcze piękniejszy niż wcześniej.

– Zatrzymaj się! – wrzasnął Quentin, który zaczął iść z bronią wycelowaną w naszą stronę, ale Justin nie zareagował – wciąż szedł w jego stronę, a ja niestety musiałam zrobić to też.

– Puść tę broń, bo ją zabiję – powiedział spokojnie.

– Nie słyszałeś co ja powiedziałem, do cholery?! – zawołał. – Jesteś zatrzymamy pod zarzutem zabójstwa Tylera Morgana i nielegalnym handlem bronią – dodał głośniej, a śmiech wydostał się z ust Justina.

– Nie rób ze mnie debila, Barnes – odpowiedział. – Każdy wie, że to ty zleciłeś jego zabójstwo i nie pójdę siedzieć za gówno, które ty zleciłeś.

Przełknęłam ślinę, gdy odbezpieczył broń. Mimo że wiedziałam, iż nic mi nie zrobi to byłam przerażona faktem, że do cholery, on przykłada mi lufę pistoletu do skroni.

– Puść to, Bieber! – wrzasnął wytrącony z równowagi.

– Mam ją postrzelić? Dobrze wiesz, że mogę to zrobić.

– Puść tę pieprzoną broń, Barnes – odezwałam się drżącym głosem. Uścisk Justina na mnie zmalał i byłam mu za to wdzięczna, bo bałam się, że zaraz wypluję swoje płuca.

Zrobił to. Kamień spadł mi z serca, gdy kopnął ją w naszą stronę, a Lucas podszedł do niego i podał mu torbę. Nie sądziłam, że da mu po tym to, po co mniej więcej przyjechał. Poczułam jak Justin puścił dłoń, którą trzymał mi pistolet przy skroni, ale nie pozwolił mi odejść. Wiedziałam, że muszę iść z Quentinem, a tego nie chciałam.

– Mam nadzieję, że białe róże, które ci przysłałem ci się spodobały – szepnął mi na ucho, a potem popchnął mnie oszołomioną w stronę Barnesa. Odwróciłam się jeszcze przez ramię, by na niego spojrzeć, ponieważ nie chciałam, aby to skończyło się tak. Nie mogłam znów pozwolić mu odejść.

– Zostaw mnie – warknęłam do Barnesa, który złapał mnie za ramię i sama wsiadłam do samochodu. Wkurzony zajął miejsce obok mnie i uderzył z całą siłą w kierownicę.

– Kurwa! – krzyknął, a ja drżącą dłonią zapięłam pasy.

Białe róże były od niego? Skąd wiedział, gdzie mieszkam?

– Odwieź mnie do domu – powiedziałam po chwili.

– Nie...

– Powiedziałam, że chcę do domu! Czego nie zrozumiałeś?! – wrzasnęłam, a on jedynie kiwnął głową. – I nie przejmuj się, nic nikomu nie powiem – prychnęłam. Musiałam to powiedzieć, bo jaką mogłam mieć pewność, że mnie potem nie zabije skoro dowiedziałam się o czymś, o czym nie powinnam w ogóle wiedzieć? Poza tym, mógł się z tym liczyć, gdy mnie w to wpakował, ale to już koniec.

Powiedziałam mu, aby wysadził mnie przed wieżowcem, w którym mieszkała Mandy, a gdy odjechał odetchnęłam z ulgą i przeszłam na drugą stronę, aby dotrzeć do swojego mieszkania, w którym miałam nadzieję, że będzie Ethan i Jason. Po tym jak wyszłam z windy niemal biegiem dotarłam do drzwi, a gdy chciałam wsadzić klucz do zamka one były otwarte. Odetchnęłam z ulgą, gdy zamknęłam je za sobą, słysząc rozmowy dochodzące z salonu, a gdy zdjęłam kurtkę udałam się do nich. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, gdy Justin, stojący przy oknie, odwrócił się w moją stronę i się do mnie uśmiechnął.

Jest tu. Justin naprawdę tu jest.

livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5770 słów i 32731 znaków. Tag: #livney

Dodaj komentarz