Meteory. Przed świtem 3

Rozdział 4
Zamek Ainay-le-Vieil. Wrzesień 2014

     Lady Margaret stała na galerii biblioteki bez ruchu. Obserwowała postać syna pochyloną nad książką leżącą w kręgu światła, rzucanego przez zabytkową stołową lampę. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że Oskar po prostu wpadł do zamkowej biblioteki, by oddać się lekturze. Dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się, można było zauważyć, że nie wyglądał najlepiej. Policzki pokrywał mu kilkudniowy zarost, a pod oczami widać było sine półkola. Niewidzące oczy nie śledziły tekstu, a ciężkie powieki raz po raz opadały, by podnieść się z trudem. Oskar nie czytał, ale trwał w dziwnym letargu, wpatrując się w pożółkłe strony grubej księgi.  
     Margaret od ponad dwóch tygodni przychodziła na tę galerię i obserwowała zmagania swojego jedynaka. Początkowo próbowała z nim rozmawiać, ale po kilku dniach dała sobie spokój. Upór Oskara kompletnie ją zaskoczył i rozbroił. Chciała mu pomóc, ale nie miała pojęcia, jak?  
     Nagle postać przy stole poruszyła się niespokojnie i Margaret odruchowo cofnęła się w cień. Ale Oskar nie spojrzał w górę. Wzniósł tylko ręce, jakby się przeciągał. Potem nagle opuścił je i ukrył w nich twarz. Z jego piersi wyrwał się nieartykułowany głęboki jęk. Trwał w takiej pozycji przez dłuższą chwilę, po czym znów wbił wzrok w książkę.  
     Lady Margaret po cichu opuściła bibliotekę, ocierając łzy. Idąc korytarzem czuła, że narasta w niej dziwny niepokój i złość. Zatrzymała się przy jednym z wysokich okien i spojrzała na dziedziniec. Kilka męskich postaci opuszczało zamek i znikało w panującym na obrzeżach mroku. Najwyraźniej spotkanie Rady już się skończyło. Bez zastanowienia ruszyła do gabinetu Mistrza.  
- Margaret... - Maksymilian Lowrens siedział w swoim ulubionym fotelu.
- Możesz mi poświecić chwilę? - spytała i nie czekając na odpowiedź, usiadła na jednym z obitych skórą krzeseł.  
- Oczywiście – przywołał na twarz uśmiech, ale z jego oczy nie zmieniły wyrazu. Przyglądał się synowej uważnie.
- Ile to jeszcze będzie trwało? Widziałeś jak on wygląda? - zmarszczyła brwi.
- Dopóki się nie ugnie...
- A jeśli nigdy tego nie zrobi? - jej głos zabrzmiał dziwnie szorstko – Dręczysz własnego wnuka! Krew z twojej krwi! Człowieka, którego jeszcze niedawno widziałeś na czele Zgromadzenia! A dlaczego? Bo miał odwagę się z tobą nie zgodzić?  
- Odmówił złożenia przysięgi – spojrzenie Mistrza było twarde, jak jego słowa.
- Och, Max, oboje wiemy, dlaczego to robi. Chroni dziewczynę.
- Ale ja jestem Mistrzem – przypomniał jej.
- Jesteś też człowiekiem! - odparowała.
     Posłał jej zaskoczone spojrzenie. Nigdy mu się nie sprzeciwiała. Nigdy!
- Margaret, moja droga, ty nie rozumiesz... - zaczął nieco łagodniej.
- Nie! - ucięła – To ty nie rozumiesz. On się nie ugnie. Będzie tak cierpiał, aż popadnie w depresję, albo pęknie mu serce. Ale ja nie zamierzam na to patrzeć! - prawie krzyknęła – Nigdy cię o nic nie prosiłam. Wyszłam za twojego syna, bo tak ustaliłeś z moim ojcem, urodziłam mu dziecko, o którego losie zadecydowaliście, zanim wydałam go na świat. I wiesz co? Byłam szczęśliwa, bo wierzyłam w Dar i jego dobro! Twoje dobro - spojrzała mu głęboko w oczy – Mistrz obdarzony taką mocą musi być miłosierny i wyrozumiały. On osłania inną istotę, nie robi tego dla siebie!
     Mistrz słuchał jej słów w osłupieniu. Jeszcze nigdy nie wygłosiła do niego takiej tyrady.  
- Czego ty chcesz? - spytał wolno.
- Zakończ karę. Pozwól mu spać – zażądała.
     Mistrz wstał i podszedł do okna. Ta kara ciążyła mu tak samo, jak jej. Kochał wnuka... Ale on się sprzeciwił! Stawił opór. Zawiódł go, a przecież to miało być takie proste. Wszystko precyzyjnie zaplanował... W Zgromadzeniu nie było tak genialnego stratega jak on. Wiedział doskonale dlaczego Oskar odmówił złożenia przysięgi. Nie był aż tak stary, żeby nie wiedzieć. Dwoje młodych ludzi pod jednym dachem... Musiało dojść między nimi do zbliżenia, do przysięgi prawdopodobnie też... Więc czego nie przewidział?
- Margaret, rozumiem twój ból, ale nie mogę zrozumieć, jak on mógł tak łatwo zrezygnować ze swoich ambicji? Znam go od urodzenia, uczę go, kształtuję... a kiedy mamy władzę w zasięgu ręki, kiedy los zsyła nam nieoczekiwaną pomoc, on kompletnie traci głowę!  
- Może się zakochał? - na twarzy lady Margaret pojawił się rozbrajający uśmiech.  
- Zawróciła mu w głowie? W dwa tygodnie? Jej Dar to Wiedza, a nie Oczarowanie! - wykrzywił pogardliwie usta.
- Akurat ty nie powinieneś kpić z uczuć – odparła z powagą – Ty, którego Dar wynika z połączenia dwojga zakochanych ludzi.
- To nie ma nic do rzeczy – przeciął szorstko.
- Właśnie, że ma! - upierała się – Miłość wśród nas trafia się rzadko. Powinniśmy się cieszyć, że jej doświadczył...  
- Jeśli jej doświadczył – poprawił ją, prostując się gwałtownie – Mam się cieszyć, że mój wnuk zaprzepaszcza swoją życiową szansę? Szansę całego naszego rodu?
     Lady Margaret popatrzyła na niego wzrokiem, jakim często obdarzała swoich uczniów, kiedy okazywało się, że niewiele z tego, co mówi, dociera do ich głów.  
- Zakończ karę – powiedziała twardo – Moim zdaniem rozłąka jest dla niego wystarczająco bolesna.
- Niech się ugnie.
- Nie zrobi tego. Ma Dar Woli, jest twardy.  
- Jak ja.
- Dar Woli Nicolasa połączył się z darem Strategii twojej matki. Oskar cię przetrzyma. Choćby dlatego, że jeśli złoży przysięgę, przyzna się do słabości... - zawiesiła głos.
- Widziałaś miłość w jego duszy? - spytał marszcząc brwi.
- Nie mogę tego jasno określić – odparła z namysłem. Po chwili potrząsnęła głową, jakby się obudziła ze snu – Mówię ci, zakończ karę.  
     Wstała i kiwnąwszy teściowi głową, ruszyła do drzwi. Mistrz pozostał sam. Zebrał myśli. Margaret miała rację, kara się przedłużała, a postępu nie było. Oskar zamykał się w sobie coraz mocniej. To, co miało go złamać, stało się jego bronią. Musiał jednak przyznać, że patrząc na wnuka odczuwał dumę. Trzeba było nie lada odwagi, by stawić czoła Mistrzowi, nawet jeśli miało się do czynienia z dziadkiem. Chronił ją i to całkiem skutecznie. Pozostawienie przy Majce ochroniarza absolutnie lojalnego Oskarowi co prawda się nie powiodło, ale dzięki temu Mistrz miał przynajmniej częściowe informacje na temat jej poczynań. Akosa z łatwością zmusił do współpracy. Gdyby to był Greg lub Jean, sprawa byłaby przegrana. Mistrzowi zaimponowało, że Oskar o tym pomyślał. Był naprawdę pilnym uczniem, pilnym i zdolnym.  
     Odwrócił się i spojrzał na portret swojego ojca, Sir Nicolasa Oskara Lowrensa, obok wisiał portret jego matki, Konstantiny, greczynki o ognistym temperamencie i błyskotliwym umyśle. Nic dziwnego, że Nicolas kochał ją do szaleństwa. Nacisnął niewielki przycisk z boku biurka i po chwili do gabinetu wsunął się bezszelestnie jego sekretarz, wysoki, chudy mężczyzna o siwych włosach i zadziwiająco ciemnych lśniących oczach.
- Przekaż Sir Oskarowi, że jego kara się zmieniła. Wolno mu spać. Jutro w południe ma się tu stawić, po dalsze instrukcje – powiedział władczym tonem.
     Sekretarz skłonił się bez słowa i wycofał z gabinetu równie cicho, jak wszedł. Oficjalny ton Mistrza był dla niego czymś absolutnie normalnym. Służba, jaką pełnił, napełniała go tak wielką dumą, że oschły ton głosu Mistrza wydawał mu się najpiękniejszą arią. Oto sam Mistrz powierzał mu pieczę nad dokumentami, przekazywał przez niego informacje. Ba, czasem nawet wzywał go w trakcie Rady! On, Obdarowany w II stopniu mógł wejść do Gabinetu Mistrza przy tych wszystkich w pełni Obdarowanych!  Dyskretnie otarł łzę wzruszenia. A teraz mógł przekazać taką informację!  Każdy z Obdarowanych chciałby być teraz na jego miejscu. Ale Mistrz był tylko jeden i miał tylko jednego sekretarza, wiernego pokornego sługę. Gdyby musiał oddać za niego życie, uczyniłby to z ochotą.  
     Przed biblioteką zauważył na podłodze zwiniętą w kłębek postać.  
- Wstawaj – szturchnął potężnego mężczyznę.  
     Greg, który na zmianę z Jeanem koczował pod drzwiami biblioteki, zerwał się na równe nogi. Z głośnym trzaskiem rozprostował kości. Nie wolno mu było kontaktować się z Oskarem, ale i tak nie odstępował go na krok. Czyżby to na jego zmianie miała się zakończyć kara? Sekretarz wsunął się za masywne dębowe drzwi. Greg czekał niecierpliwie, aż Oskar go wezwie. Wreszcie po nieznośnie długim czasie, w drzwiach zobaczył najpierw sekretarza, a potem swego zwierzchnika. Na jego widok ręce mu opadły.  

Rozdział 5
Warszawa. Wrzesień 2014.

- Akos! - Majka wsunęła palce we włosy, zacisnęła je i pociągnęła, aż zabolało – Ja chyba zwariuję!
     Całe popołudnie spędziła na czytaniu notatek, jakie dostała od Julii, swojej matki. Były to dwa stare zeszyty, zapisane ładnym pochyłym pismem. Należały do Heleny i kiedy zakończyła zajęcia w wakacyjnej szkole dla Obdarowanych, Rosanna powinna je wyrzucić. Jakimś sposobem przetrwały jednak i po latach poniewierki trafiły do Julii, która postanowiła je przechować. Teraz stanowiły bezcenne źródło informacji.
     Akos pojawił się w drzwiach sypialni, ale nie wszedł do środka.
- Słuchaj, tu jest napisane, że oprócz Kodeksu jest jeszcze księga z komentarzami, która jest wydawana co pięć lat. To by się zgadzało, bo babcia mówiła, że Mistrz ustala sposób interpretacji niejasnych zasad i one stają się prawem...
- Tak jest – przytaknął
- A czy Rada też ma takie prawo?  
- Nie wiem – rozłożył ręce.
     Majka westchnęła ciężko.
- A kto w ogóle ustalił, że ma być Rada? W Kodeksie jest mowa tylko o Mistrzu.
- Nie wiedziałem... - zmarszczył brwi – Aż tak dokładnie się nie wczytywałem.  
- No, coś ty? Babcia Helena to ma nawet z tego notatki.
- Wiesz, kiedyś chyba uczono dokładniej, albo twoja babcia chodziła na dodatkowe zajęcia. Jeśli uważali, że będzie miała pełen Dar, to uczyła się tak, jak Manuela. W razie czego ją możemy zapytać.
- Może poproszę ją, żeby mi pożyczyła swoje zeszyty? Poza tym, przydałaby się aktualna księga z komentarzami – potarła twarz dłońmi – Moim zdaniem jest w niej sporo nadinterpretacji, ale muszę to jeszcze ogarnąć. Znalazłam na przykład takie prawo, które mówi, że nie wolno utrudniać Obdarowanemu kontaktu ze Zgromadzeniem. Moim zdaniem chodzi o to, że nawet ktoś, kto nie jest członkiem Zgromadzenia może z nim współdziałać i nie można mu tego zabronić, ale zostało to zinterpretowane inaczej. - przewróciła dwie kartki wstecz – Jeśli ktoś utrudnia Obdarowanemu kontakt ze Zgromadzeniem (np. namawia go, wprowadza w błąd, zabrania podległemu mu, bądź innemu Obdarowanemu przystąpienia do Zgromadzenia) podlega karze zawartej w dziale Surowe i Bardzo Surowe, do pozbawienia Daru włącznie.  
- Pamiętam – Akos zmarszczył brwi – To prawo zostało ustalone po odłączeniu się Swena. On namówił kilku Obdarowanych II stopnia do odejścia. Niektórym nakłamał, naobiecywał... To wtedy Sir Maksymilian Lowrens tak to zinterpretował.  
- Kiedy to było? - spytała z niepokojem. Jeśli dobrze rozumowała, to Helena popełniła dwa razy podobny występek, tylko za drugim razem znacznie poważniejszy. Ukryła przed zgromadzeniem w pełni Obdarowaną. Zataiła też przed nią jej pochodzenie.  
- Byłem dzieckiem... - zastanowił się.
- Ale jakim dużym? Byłam już na świecie? - gorączkowała się.
- Nie. Na pewno nie.
     Majka jęknęła. W takim razie prawo obowiązywało, kiedy babcia i mama ją oddały przybranym rodzicom i zatarły ślady w papierach. Na co one liczyły? To się musiało wydać! Zaraz, jak to powiedziała babcia? „Miałam nadzieję, że Dar ujawni się później. Tak niewiele brakowało”, przypomniała sobie jej słowa. Czy przystąpienie do Zgromadzenia jako pełnoletnia osoba, coś zmieniało? Na pewno tak!  
- Muszę się zobaczyć z babcią Heleną – westchnęła.
---
- Babciu? - materializuję się w „swoim” poznańskim pokoju. Wolę to, niż salon. Tam mogłabym się natknąć na Monikę, a ona nie ma pojęcia o istnieniu Daru.  
- Majka!  Nie spodziewałam się ciebie. Coś się stało?- babcia Helena jak zwykle wyciąga do mnie ręce i przytula. Uwielbiam to. Czuję się przez chwilę, jak mała dziewczynka.  
- Mam parę pytań – zaczynam, kiedy mnie puszcza – Dlaczego tak ci zależało na tym, żeby mój Dar ujawnił się, kiedy będę pełnoletnia? Czy to ma coś wspólnego z moim przystąpieniem, a właściwie nieprzystąpieniem do Zgromadzenia?
- Dlatego, że wtedy nie musisz mieć żadnego opiekuna. Generalnie Zgromadzeniem zarządzają w pełni Obdarowani. Tylko oni mogą brać udział w zebraniach, na których podejmowane są decyzje, niepełnoletni też...
- Mimo że podlegają władzy rodziny? - wpadam jej w słowo – Zaraz, przecież władzę w rodzinie ma ten z najwyższym Darem. Kiedy skończę dwadzieścia jeden lat, to ja zostanę głową naszej rodziny.  
- Dokładnie! Maksymilian Lowrens co prawda nadal byłby twoim Mistrzem, ale nie opiekunem. Nie miałby nad tobą władzy absolutnej.  
- To duża różnica? - pytam.
- Mogłabyś bezkarnie odmówić złożenia przysięgi, chyba, że Mistrz przekona Radę, ale to dziesięciu ludzi... – zawiesza głos.
- No, dobrze. Teraz rozumiem - kiwam głową – A teraz druga sprawa. Wiesz, że podlegasz karze i to surowej? Tym razem Mistrz nie będzie chciał nagiąć zasad.  
- Oczywiście, że wiem – wzrusza ramionami z lekceważeniem , ale mnie nie nabierze. Jest spięta – Młody Lowrens mi to nawet zapowiedział. Zastanawiam się tylko, na co czekają? - głośno myśli. Nagle wbija we mnie wzrok – Maju, jeśli ci zaproponują układ, ty w zamian za rezygnację z mojej kary, to się nie zgadzaj! Zrozumiałaś? - potrząsa mną – Przyrzeknij, że się nie zgodzisz.  
- Babciu, ty wiesz, co to są surowe kary? Ja nie śniłam przez dwa tygodnie i miałam świadomość, że w każdej chwili mogę, a mimo to, jak spróbowałam, to odżyłam! Jak Obdarowanemu zabroni się korzystania z Daru, to jest... - szukam odpowiednich słów – To jest straszne! Dopiero, kiedy możemy śnić, czujemy się naprawdę wolni! Czujemy, że żyjemy!
- Już cię zarazili tym szaleństwem? Ty też uważasz, że Dar jest nadrzędnym dobrem? - pyta, jakby trochę z wyrzutem.
- Nie. Wcale tak nie uważam i nie podobają mi się niektóre zasady, a już całkiem mi się nie podoba, że Mistrz może je sobie interpretować wedle swojego uznania. To nie do przyjęcia! - wydymam usta – Zastanawiam się tylko, co by było, gdyby Mistrzem został ten Raul Gonzaga?  
- Cofnęliby się do średniowiecza – mówi z pogardą – Ale co nas to obchodzi? - Przygląda mi się podejrzliwie – Ty chyba nie chcesz do nich przystać?!
- Na razie, na pewno nie! - prycham. Muszę jednak przyznać, że Dar coraz bardziej mnie fascynuje. Coraz częściej mam też nieprzyjemne uczucie, że marnuję swoje możliwości. Oskar tak pięknie mówił o tym, czego dokonałam i czego jeszcze mogłabym dokonać z moim Darem, a tymczasem siedzę w wynajętym mieszkaniu i przeglądam stare notatki.  Gdybym mogła zajrzeć do tej biblioteki w zamku...
- Maju, przyrzeknij mi – babcia zagląda mi w oczy.
- Nie obawiaj się. Na pewno tego nie zrobię, nie pytając cię o zgodę. W końcu do listopada jesteś głową rodziny – mrugam do niej, a ona oddycha z ulgą.  
---
     Majka otworzyła oczy. Coraz lepiej, pomyślała. Wyglądało na to, że gdyby zdecydowała się przystąpić do Zgromadzenia, nawet po uzyskaniu pełnoletności, zrobiłaby babci nie lada przykrość.  
- Kurde! - mruknęła, widząc, że dochodzi druga trzydzieści. Trochę się zasiedziała. - Jestem. Możesz znikać – powiedziała do Akosa, obserwującego coś przez okno.
- Dzięki. Nie będzie mnie najwyżej godzinę, no, może półtorej. Nic się nie dzieje – opuścił roletę i położył się na kanapie, naciągając na siebie koc.  
     Majka wycofała się do łazienki, żeby mu nie przeszkadzać. Stojąc pod prysznicem, obserwowała strużki wody płynące po szybie. Małe strumyki łączyły się w większe, by na końcu zmieszać się w brodziku z wodą z prysznica i tą, która spływała z jej ciała. Nabrała na dłoń odrobinę płynu i zaczęła leniwie masować skórę i obolałe mięśnie. Jednak ten ból nie miał nic wspólnego z tym, który odczuwała po nocach spędzonych z Oskarem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo za tym tęskniła. Teraz była zmęczona i spięta. Od chwili, gdy opuściła Insomnię, stres właściwie jej nie opuszczał. Zupełnie, jakby wzięła na barki ciężar, który ją przytłaczał.  
- Chciałaś samodzielności i odpowiedzialności, to ją masz – powiedziała do siebie.  
     Najgorsze było to, że nie miała punktu odniesienia. Łatwo było nauczyć się zasad, ale zastosowanie ich w praktyce wymagało wysiłku. Jeszce trudniej musiało być przy ich łamaniu, pomyślała. Nie wyobrażała sobie, jak Obdarowani mogliby spełniać swoje obowiązki, bez naruszania prywatności, czy sprytnego omijania nakazu prawdomówności. Oskarowi było łatwiej. Wychowano go „na mistrza”, pomyślała z goryczą. A jeśli nie zostanie Mistrzem?  Jeśli wygra ten drugi?  
- Należy mu się! – fuknęła, zakręcając wodę. Wiedziała jednak, że niezależnie od tego, jak bardzo ją zranił, nie życzyła mu przegranej.  Przypomniała sobie wyraz jego twarzy, kiedy dowiedział się o naginaniu zasad przez Mistrza. To musiał być dla niego szok, a w każdym razie nie było to przyjemne. Dziadek nie był z nim szczery, tak jak on z nią. Wiedziała, jak musiał się poczuć. Może powinni porozmawiać? Może, gdyby ochłonęli... wyjaśnili sobie... Otuliła się szczelniej ręcznikiem – Ale ty jesteś taki sam jak on! - wyrzuciła to z siebie, jak obelgę.  
     Zrobiło jej się zimno. Zamiast piżamy, założyła świeże ubranie. Przemknęła do sypialni i wyjrzała przez okno. Na parkingu stała wypożyczona przez Akosa toyota. Wybrał doskonale nijaki samochód.  
- Cholera! - nagle uświadomiła sobie, że jadąc rano na uczelnię wsunęła pod siedzenie kosmetyczkę, w której spoczywał ciężki medalion.  
     Mogłaby zejść na dół i po prostu go wyjąć, ale w mieszkaniu panowało takie przyjemne ciepło, a na dworze... Przykleiła nos do szyby. Wiatr zerwał z drzew pęk pożółkłych liści, zakręcił nimi i cisnął o betonową ściankę śmietnika. Poza tym perspektywa przemykania się po odludnym parkingu o trzeciej nad ranem wcale jej się nie uśmiechała. Zajrzała cicho do Akosa. Spał spokojnie, oddychając miarowo. Wracając do swojej sypialni sprawdziła, czy drzwi są zamknięte. Na wszelki wypadek podparła jeszcze klamkę krzesłem. Ułożyła się na łóżku i nakryła kocem, jak Akos.  
---
     Uwielbiam ten stan! Czuję wypełniającą mnie energię, a jednocześnie jestem tak lekka. Skupiam się na samochodzie i po chwili siedzę w jego wnętrzu.  Wyciągam medalion i zakładam na szyję, wsuwając go pod bluzkę. Jest zimny, ale stopniowo ogrzewa się moim ciepłem, a może po prostu ja przestaję go czuć?Muszę o tym poczytać! Im więcej czytam, tym bardziej mnie to wciąga i fascynuje. Posiadanie Daru jest naprawdę super! Szkoda tylko, że to „transakcja wiązana”. Zastanawiam się, czy jak nie przystanę do Zgromadzenia, to będą mi chcieli odebrać Dar? Mogą? Swenowi nie odebrali... Może nie mogli? Ale w „karach” istnieje coś takiego.  
- Och Oskar! - wzdycham. Miałam się uczyć u lady Margaret, ale teraz, to raczej niewykonalne.  
     Ja chyba zwariowałam! Czy ja właśnie zaczęłam żałować, że się rozstaliśmy?  
     Wracam do mieszkania. Panuje spokój. Budzić się, czy nie? Z sąsiedniego mieszkania dobiega jakaś muzyka. O tej godzinie? Zerkam na zegarek. Trzecia piętnaście...
          „Do you really want to hurt me?
          Do you really want to make me cry?”  
- Tak, naprawdę chciałam cię zranić – szepczę – Chciałam, żebyś poczuł, jak bardzo ty zraniłeś mnie. - Coś się we mnie zacina. Moje serce twardnieje, czuję to. - Udowodnię ci, że jestem naprawdę silna – mówię do swojego odbicia, wygrażając mu pięścią. Jakie były współrzędne tej cholernej wyspy?  
     Próbuję się skupić. Zawsze udawało mi się przywołać z pamięci obrazy, które już widziałam. To kwestia czasu i treningu... Że też nie mógł mi po prostu podać nazwy! Współrzędne...Mam! Teraz tylko się przenieść. Mgła... szybuję... Z obłoków wyłania się rajska wyspa. Udało mi się! Nagle zdaję sobie sprawę, że lecę, a właściwie... spadam! Wyspa przybliża się do mnie w zastraszającym tempie.  
- O kurde! O kurde! Co ja mam robić?! Co robić?!
     Nagle uświadamiam sobie, że przecież ja śnię! Mogę latać. Lecieliśmy tu... Chwytam się tej myśli i wszystko zwalnia. Co prawda nie lecę, ale też nie spadam. Szybuję w dół, kierując się nad wodę. Zetknięcie z jej powierzchnią przypomina upadek na beton, ale po chwili wpadam w toń, która amortyzuje mój upadek. Z Oskarem to było łatwiejsze, przemyka mi przez myśl.
- Z nim wszystko mogło być łatwiejsze – prycham ze złością, wypluwając słoną wodę. A miałam być twarda i silna.
     Kilka ruchów ramionami i jestem na płyciźnie. Wychodzę z wody. Dobrze, że nie zabrałam ze sobą komórki, bo pewnie nie przeżyłaby tej kąpieli. Mam nadzieję, że nikt tego nie widział... Rozgadam się trwożliwie dookoła. Nawet mi nie przyszło do głowy, żeby się upewnić, czy jestem tu sama. Ale ze mnie idiotka, besztam samą siebie. Gdzieś w oddali widzę samotny głaz, albo skałkę sterczącą ponad poziom piasku. Idę w tamtym kierunku.  
- Czego ja tu szukam? - zatrzymuję się gwałtownie i nagle dopada mnie straszna myśl, że nie ma dla nas nadziei, że do tej pory się łudziłam, podświadomie czekałam, ale to nie ma sensu. On też to zrozumiał. Ja nie chciałam tamtego świata z jego zasadami, a przecież on jest jego kwintesencją! Mam nadzieję, że zostanie tym Mistrzem, skoro tak wiele to dla niego znaczy.
     Z mojej piersi wyrywa się szloch. Płaczę i płaczę... Już sama nie wiem, czy ten słony smak, to morska woda czy moje łzy? Dopiero po długich minutach udaje mi się opanować. Na pisku leżą kamyki, takie same jak te, które układałam w piramidkę, kiedy tu byliśmy razem.  
- To dla ciebie, Oskar – szepczą i ustawiam małą budowlę – Na pamiątkę, że tak strasznie cię kochałam.  
     Muszę wracać     . Akos wpadnie w panikę, jak się obudzi.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 4116 słów i 22965 znaków.

1 komentarz

 
  • grafoman

    Piękne. To jedno z lepszych opowiadań jakie czytałem. Dziękuję.  :bravo:

    15 mar 2016