Meteory. Po zachodzie słońca 8

Rozdział 13

     Obszerna zamkowa komnata tonęła w mroku, rozpraszanym jedynie przez migotliwe światło ogromnego kandelabra, zawieszonego nad stołem. Wokół niego zgromadziło się dwunastu mężczyzn w różnym wieku. Najwyższe, obite skórą krzesło, przypominające tron, zajmował Mistrz. Jego twarz wyglądała młodziej niż zazwyczaj, a białe włosy zwykle spięte na karku zostały przycięte w modną fryzurę. Po obu jego stronach siedzieli pozostali członkowie Rady, a miejsce naprzeciw niego zajął Oskar.
- Witaj  –  Na widok wnuka twarz Mistrza na moment rozjaśnił ciepły uśmiech, ale szybko w jego miejsce pojawiły się powaga i zatroskanie – Wybacz, że cię przywołujemy w trakcie urlopu, ale to kwestia bezpieczeństwa.
     Przerwał i spojrzał na jednego z mężczyzn siedzących po jego prawej stronie.- Stefanie, zechcesz kontynuować?
     Mężczyzna nazwany Stefanem miał około pięćdziesiątki, siwiejące krótko przystrzyżone włosy i równie starannie przystrzyżoną brodę. Miał lekką nadwagę, ale widać było, że jest w doskonałej kondycji fizycznej. Jego przenikliwy wzrok padł na Oskara.
- Mamy podstawy przypuszczać, że Swen coś szykuje – powiedział poważnym tonem – Dwóch jego najlepszych ludzi zniknęło wczoraj i nie jesteśmy w stanie ich namierzyć. Mamy niepotwierdzoną informację z lotniska w Sztokholmie. Nie wiemy dokąd polecieli.
- Mamy ich nazwiska? - spytał Oskar. Wiadomość nie zrobiła na nim większego wrażenia. Stale miał kilku ludzi kręcących się koło nie w pełni obdarowanych „podwładnych” Swena.  
     Członek Rady podał mu kartkę z nazwiskami i zdjęciami dwóch ludzi.
- Znam ich doskonale. Moi ludzie nie zgłaszali problemów, więc pewnie wiedzą, gdzie ich szukać. Czy jest coś jeszcze, co was niepokoi? - przesunął wzrokiem po twarzach członków Rady.
- Ludzie monitorujący internet wyłapali kilka prób uzyskania informacji na temat Daru oraz waszej rodziny – zauważył inny z członków Rady – Powiązali to.
- Czy chodziło o „Insomnię”? - Oskar starał się, aby jego głos zabrzmiał obojętnie.
- Tak. Już wiesz? - w głosie jego rozmówcy zabrzmiało zdziwienie, a nawet coś w rodzaju podziwu.
- Proszę to potraktować jako niegroźny sygnał. Sprawdziłem to osobiście – lekceważąco machnął ręką. - Sprawdzę też ten drugi przypadek.
- Jest jeszcze coś – Stefan włączył się ponownie do rozmowy – Wczoraj wypłynęła znów kwestia Judith Banch. Ktoś przesłał jej kartę do psychologa z Polski.
- Ooo? - Tym razem Oskar nie był w stanie ukryć zaskoczenia. Mógłby się założyć, że jego nowa znajoma miała z tym coś wspólnego. - Wiemy coś więcej? Może trzeba ją ostrzec?
- Myślę, że to dobry pomysł. Przy okazji sprawdź, czy czasem nie tam właśnie lecą zagubieni chłopcy od Swena - Mistrz utkwił w swoim wnuku badawcze spojrzenie – Zostań. Chcę z tobą porozmawiać.
     Oskar skinął pokornie głową, choć miał ochotę natychmiast się odmeldować i rzucić w pogoń za Majką. Coś mu mówiło, że nie on jeden jej szukał. Nie mógł jednak odmówić Mistrzowi. Reguły Zgromadzenia były proste i przejrzyste, a do tego oparte na absolutnej lojalności i posłuszeństwie wobec Mistrza. Nawet dziesięciu członków Rady łącznie nie miało takiej władzy, jak on.  
     Oskarowi nie pozostało nic innego, jak spokojnie czekać, aż dziadek zakończy spotkanie i pożegna się z członkami Rady. Patrząc na nich, zastanawiał się, czy zagłosują na niego jesienią? Byli nie tylko doradcami, ale tez przyjaciółmi jego dziadka. On ich sobie wybrał. Przed wielu laty, kiedy został Mistrzem, Rada wyglądała inaczej, ale kilku z jej członków trzeba było zastąpić innymi. Teraz ich Dar ujawniał się w ich następcach lub drzemał w małych dzieciach. Ujawnienie się Daru u kolejnego dziecka zawsze witano z radością. Na szczęście za czasów obecnego Mistrza tylko kilka razy utracono Dar, za to dwa razy niezwykle cenny, bo utraciły go kobiety. Bolesny był już sam fakt, że kolejne żeńskie formy Daru przepadły. Dodatkowo, jedna cała rodzina dążyła do „samozagłady” odstępując od zasad, które nakazywały małżeństwa wewnątrz kręgu Obdarowanych.  
- Oskar – stary Mistrz położył wnukowi dłoń na ramieniu, wyrywając go tym z zadumy – Chyba strasznie się nudzisz na tych wyspach, skoro wciąż się na ciebie natykam. Te problemy, które zgłaszają to ich nadwrażliwość, czy rzeczywiście coś się dzieje?  
- I tak, i nie – westchnął – Internetem nie ma się co przejmować, a Swena mamy obstawionego, więc to tylko kwestia czasu, kiedy znajdziemy tych dwóch... Trochę mnie zaskoczyła ta Judith Banch. - przyznał.
- Mnie też. Może ta sama osoba, która szukała informacji, natrafiła gdzieś na jej dokumenty? Jak to w ogóle możliwe, że przetrwały? - zastanowił się Mistrz - Jest nieszkodliwa, a dla Swena nieprzydatna. Zresztą, ona wie, że jej matka zginęła przez jego dziadka. Prędzej sama umrze, niż się z nim zbrata.  
- Dlatego ją ostrzegę. - Oskar wstał ze swojego siedziska.
- Za chwilę – Mistrz usiadł na jednym z krzeseł, tak by móc swobodnie patrzeć wnukowi w twarz – Siadaj. Korzystając z okazji, że jesteśmy sami, chcę ci przypomnieć, że powinieneś dokonać wyboru. - Uniósł dłoń, widząc, że Oskar próbuje mu przerwać – Nikołaj rozmawiał ze mną na przyjęciu. Czekają na ujawnienie się Daru u córki...  
- Ale ona ma dopiero 17 lat! - tym razem Oskar nie dał się uciszyć.
- Zgadzam się z tobą. Nie ma sensu czekać tak długo, zwłaszcza, że nie wiadomo, czy przekazanie się udało. - zatroskał się – Jest tak mało kobiet z pełnym Darem. Liczyłem na Rosannę i na jej wiedzę, a tymczasem... - westchnął ciężko.- No, ale jest jeszcze córka Stefana. Ma Dar, znasz ją...
- Tak. Takie bezwolne ciele o krowich oczach – Oskar nie potrafił się pohamować. Nienawidził, kiedy dziadek zaczynał go naciskać w sprawie małżeństwa – Lubię Stefana i pewnie chciałbym mieć go w Radzie, ale nie chcę jego córki.  
- Ale poparcie jego rodziny bardzo by się przydało, jeśli chcemy byś został Mistrzem. - Jasne oczy patrzyły na Oskara spod białych brwi – Raul pochwalił mi się, że zaręczył syna z Athiną. Dwie ważne rodziny się połączyły. Raul ma równie dobrą pozycję jak ty, a jest starszy i bardziej doświadczony. Swoją drogą, mogłeś się postarać o jej rękę.
- Przecież wiesz, że małżeństwa między w pełni Obdarowanymi się aranżuje – zakpił – Miałem okazję potrzymać ją za rękę na ostatnim balu karnawałowym, kiedy jeszcze nie wiadomo było czy ma Dar, czy nie. Jest beznadziejna. Nie miałbym o czym z nią rozmawiać.
- Nie musisz z nią rozmawiać – Mistrz stracił cierpliwość - Jest najcenniejszą panną młodą w całym Zgromadzeniu. Dla Swena też byłaby łupem, gdyby okazała się wystarczająco głupia!  
- Więc czego oczekujesz? Że pójdę do Konstantinosa i poproszę o jej rękę?  
- Oczekuję, że przypomnisz sobie o obowiązkach! Dziewczyn z darem II stopnia jest sporo. Dość ochoczo o ciebie wypytywały na ostatnim spotkaniu. Wolałbym inaczej, ale mam do ciebie słabość. Wybierz jakąś i zapewnij sobie wsparcie którejś z potężnych rodzin. Jeśli nie, to ja ci wybiorę!
- Nie zrobisz tego – w głosie Oskara brzmiało niedowierzanie.
- Owszem, zrobię. Kocham cię i nie chciałbym, żebyś zaprzepaścił swoją życiową szansę przez młodzieńczą głupotę. Będziesz wspaniałym Mistrzem, młodym i energicznym, a takiego potrzebujemy, żeby przetrwać! Zgromadzenie jest u mnie na pierwszym miejscu! Pamiętaj o tym.
     Oskar milczał, starając się opanować kłębiące się w nim emocje. Jego stan zdradzał tylko przyspieszony oddech, bo nieruchoma twarz nie zdradzała uczuć.
- Co nakombinowałeś tym razem? - ton głosu mistrza nieco złagodniał.
- Co masz na myśli? - spytał, nie podnosząc na Mistrza wzroku.
- Czego szukałeś w „Kodeksie”? Żądam odpowiedzi.  
     Nie musiał dodawać, że jako Mistrz. Oskar doskonale wiedział, że nie ma sensu się wykręcać.  
- Chciałem wiedzieć, czy to możliwe, żeby mieć pełen Dar i tego nie wiedzieć – przyznał niechętnie.
- Och! A co cię skłoniło do takich poszukiwań?  
- Być może spotkałem taką osobę...
- Być może? - Mistrz aż się wyprostował. Jego jasne oczy nagle pociemniały.
- Nie mam pewności. Chciałbym się dziś przekonać – powiedział ostrożnie Oskar
- Kobieta czy mężczyzna? - teraz Mistrz nie potrafił już ukryć emocji – Mów!
- Kobieta. Dziewczyna...
- No, to zdaje się, że mamy do odbycia dłuższą rozmowę.
     Oskar przełknął głośno ślinę. Jeśli chciał się wywinąć od przysięgi, musiał współpracować.     

Rozdział 14

Warszawa. Lipiec 2014
     Majka ułożyła się wygodnie w łóżku tak, by widzieć przez okno ciemniejące niebo. Judith powiedziała „po zachodzie słońca”, co mogło oznaczać tylko jedno, miała zamiar przyjść. Przyjść we śnie.  
     Mając w pamięci słowa starszej pani, pozamykała starannie drzwi i podstawiła pod klamkę krzesło, tak, by nawet po otwarciu wytrychem zamka nie można było wejść. Nie bała się, ale ostatnio wydarzyło się tyle niewytłumaczalnych rzeczy, że postanowiła być ostrożna. Leżała spokojnie, czekając na sen. Bezwiednie sięgnęła pod cienkie prześcieradło, którego użyła zamiast kołdry i pogładziła piersi. Jej brodawki zareagowały natychmiast. Rozsunęła nogi, tak jak to zrobiła w południe, kiedy stał nad nią Marek. Spróbowała sobie przypomnieć dotyk jego ręki na udzie, ale zamiast tego, do jej świadomości zakradł się niepokojąco wyraźny... Oskar.  
- Jeszcze nie śpię! - przestraszyła się, siadając gwałtownie na łóżku.  
     Rozejrzała się po pokoju, ale nie było w nim żywej duszy. Dlaczego ją prześladował? Przecież miała realnego chłopaka! Miała? No, kochała się z nim, więc chyba tak. Powinna zapomnieć o tamtym. Mógł być niebezpieczny!  
     Niebo ciemniało powoli. Majka znów osunęła się na poduszkę i zamknęła oczy. Judith, przyjdź do mnie i wytłumacz mi wszystko, błagała w myślach.    
     Jestem w swoim pokoju. Śpię, czy nie? Siadam na łóżku. Jak to sprawdzić? Zaraz, we śnie można robić różne dziwne rzeczy! Skupiam się na tym, by unieść się nad podłogę. Powoli moje stopy odrywają się od dywanu, a ja sunę w górę. Lecę! Rozkładam ręce. Ale fajnie!
- Dobrze się bawisz? - głos Judith sprawia, że nagle spadam na łóżko.  
- Uważaj. Jeśli nie potrafisz się skopić, to lepiej tego nie rób – gdera.
- Przepraszam – bąkam zaszokowana.- Czy teraz mi Pani wierzy?  
- Jeszcze nie. Musimy się przenieść do mnie – bierze mnie za rękę – Zapraszam.  
     Przez chwilę wszystko wokół nas wiruje i rozmywa się, ale zaraz zaczyna przyjmować realne kształty. Jesteśmy w prosto urządzonym apartamencie.
- Weź to – Judith wskazuje naszyjnik leżący na komodzie w salonie – Załóż na szyję. Zabierzesz to ze sobą do domu. Oddasz mi potem.  
- Nie ma sprawy – robię, o co prosi. - Czy wyjaśni mi pani...?
- Tak. Powiem ci tyle, ile mogę, nie narażając się Radzie i Zgromadzeniu. - rozsiada się wygodnie na kanapie, wskazując mi miejsce koło siebie – Wszystko zaczęło się w Grecji, jakieś 700 lat p.n.e. Sześciu braci dostało od ojca nakaz rozjechania się po odległych wyspach w poszukiwaniu majątku. Mieli młodszą siostrę, której odmówiono pozwolenia na podróż, mimo że błagała o możliwość odwiedzenia ukochanych braci. Dziewczyna tak długo modliła się o jakiś cud, że w końcu zmęczona zasnęła na łące koło domu. Po zachodzie słońca wydało jej się, że się obudziła, ale nie była na łące, tylko przed namiotem jednego z braci. Zdumiona weszła do środka i zastała go na posłaniu w gorączce. Miał na nodze ranę, która nie chciała się goić. Nie wiedziała, co zrobić, ale przypomniała sobie, że najstarszy z braci uczył się przez krótki czas w szkole medyków, więc padła na kolana i zaczęła go przywoływać. Zjawił się i zajął się chorym bratem. Od tamtej pory, co noc rodzeństwo odwiedzało się służąc sobie pomocą, albo po prostu ciesząc się swoim towarzystwem.
- To jakaś legenda? - marszczę brwi – Myślałam, że powie mi pani coś konkretniejszego...  
- Siedź cicho i słuchaj – przerywa mi gniewnie – To jest opowieść z pierwszych stron Kodeksu, najważniejszego dokumentu, przechowywanego w siedzibie obecnego Mistrza, w zamku  Ainay-le-Vieil.  
- Maxymiliana Lowrensa? Czytałam o nim – cieszę się, jak głupia – Przepraszam – dodaję szybko, widząc jej minę.
- Nie powinnaś grzebać w internecie. Oni go monitorują – mówi z powagą. - Chyba, że chcesz na siebie zwrócić uwagę. Aha, żeby była jasność, ten dom jest azylem. To znaczy, że nie może tu wejść nikt nieproszony. Oczywiście, ktoś może próbować przełamać moją barierę, ale to już jest naruszenie prywatności, a tego nie wolno robić.
- Zasady! Wszyscy muszą ich przestrzegać – przypominam sobie słowa Oskara.
- Tak. Jest ich sporo. Są spisane w Kodeksie. Wszyscy Obdarowani muszą je znać.
- Ilu jest tych Obdarowanych?  
- Chyba około setki. Nie wiem dokładnie.
- Tak mało? - dziwię się.  
- Mówię o tych z pełnym Darem, czyli takich jak ty. Chyba! Tych z darem II i III stopnia jest więcej. Myślę, że około tysiąca. Ja mam Dar II stopnia. Mogę podróżować we śnie, przywoływać, poruszać przedmioty, ale nie mogę niczego zabrać, niczego materialnego. No, i to co robię nie wpływa na moje ciało. Jestem tu tylko duszą. Gdybyś weszła do mojej sypialni, to mogłabyś mnie zobaczyć.
- A ja? - jestem w domu, czy tu?  
- Nie mam pojęcia, ale twoje ciało jest tu też fizycznie. To znaczy, niby jesteś w domu... Jesteś jakby częściowo tu, a częściowo tam... Nie potrafię tego wytłumaczyć. W każdym razie to, co robisz, wpływa na twoje ciało.
- No wiem – wydymam usta. Miałam okazję się przekonać – To pani ma lepiej, niż ja – wzdycham.
- Nie bardzo – uśmiecha się – W Zgromadzeniu nie mam żadnych praw, poza prawem do prywatności i ochrony. Ty możesz mieć tam nieograniczoną władzę.
- Ja?
- Teoretycznie tak. Kobiety z pełnym Darem są cenne, bo jest was bardzo mało, a możecie urodzić w pełni Obdarowanemu dziecko obdarzone również pełnym Darem. Za mojego życia zdarzyło się to tylko dwa razy i bardzo dawno temu – wzdycha.    
- Zaraz! To skąd ja mam Dar? - czuję, że ogarnia mnie niepokój. Wyczuwam dziwne zagrożenie.
- To jest właśnie pytanie! Mogłaś go dostać od jakiejś Obdarowanej spokrewnionej z tobą kobiety.
- Ale w mojej rodzinie nie ma takich... Obdarowanych. Nikt nigdy o nich nie słyszał.
- Dlatego myślę, że to nie jest twoja rodzina – mówi powoli – Ja zostałam adoptowana, po tym, jak zginęła moja matka.  
- O boże, to straszne – kulę się na myśl, że spotkało ją takie nieszczęście.
- Świadomie mnie oddała, a potem odebrała sobie życie, żeby jej Dar nie został wykorzystany przez nazistów.
- Co takiego? - otwieram szeroko oczy.
- Wśród Obdarowanych znalazł się zdrajca, który chciał podarować Hitlerowi cudowną broń. Hitler uwielbiał takie paranormalne zdolności, poszukiwał ich, pragnął... – jej głos się zmienia, emanuje nienawiścią – A teraz pomiot tego drania żyje sobie spokojnie, łamie zasady, a Zgromadzenie się temu przygląda! Mistrz jest już stary i nie widzi zagrożenia, którym jest Swen!
- Kto to jest Swen? - pytam zaintrygowana, bo użyła po raz kolejny tego imienia.
- To potomek Ingmara, drania przez którego moja matka musiała umrzeć. Jego wnuk. Ma pełen Dar, ale nie należy do Zgromadzenia - jej głos aż pluje jadem – Dzięki jego rodzinie rosłam bez świadomości Daru! Byłam traktowana jak wariatka! Zostałam ukarana za to, że złamałam zasady, o których istnieniu nie miałam pojęcia!
     Czuję, że narasta we mnie dziwne podniecenie. Nie jest przyjemne. To coś w rodzaju strachu. Jakbym miała za chwilę wejść na egzamin.
- Pani Judith... - przerywam jej – Dziwnie się czuję.
- To znaczy? - patrzy na mnie zaniepokojona.
- Czegoś się boję...
- Cholera! Ktoś chce się tu dostać. Musisz mi pomóc. - rozgląda się z niepokojem.
- Nie wiem, jak – przyznaję. Czuję, że ktoś się zbliża, ktoś zły.
- Dar jest energią. Ty możesz ją czerpać od twoich przodków, ja nie. Mam tylko tyle, ile mam – mówi szybko – Skup się i błagaj o pomoc twoją krew... twoich krewnych! Jeśli ktoś się pojawi, odepchnij go. Potem zapewnisz nam azyl.
     Przypominam sobie sytuację z kartą i wznoszę ręce, błagając siwowłosą kobietę o pomoc. Widzę ją i czuję, że moje dłonie robią się ciepłe, to ciepło spływa w dół, rozlewa się po moim ciele, wypełnia je. Nagle w pokoju pojawia się dwóch mężczyzn. Nie patrzą na mnie, tylko na Judith.
- Witaj, masz gościa? - mówi jeden z nich i wykonuje ruch jakby kręcił lasso.  
     Wiem, co chce zrobić. On przywiąże do siebie moją Judith! O, niedoczekanie twoje! Zbieram się w sobie i nagle wyrzucam dłonie w jego stronę. Trafiam go w chwili, gdy unosi rękę. Jest zdumiony, kiedy uderzenie wyrzuca go gdzieś w niebyt. Drugi stoi oniemiały. Dopiero teraz widzę, że to Judith, z rozczapierzonymi palcami go powstrzymuje. Jego też wyrzucam z pokoju.  
- Ale jesteś silna! - w głosie Judith słyszę podziw – Masz Dar! Pełen Dar!  
     Stoję zdumiona tym, co zaszło. Oglądam swoje dłonie ze wszystkich stron. Nic na nich nie ma.
- Szybko! Zapewnij nam azyl. Masz taki Dar, że nic przez niego nie przelezie! - Judith pierwsza odzyskuje rozsądek.
- Nie wiem, jak...
     Nagle słyszę głos. Znam go. To Oskar, na pewno on! Ale on woła... Judith? Jego postać się powoli materializuje.
- Uciekaj – szepcze Judith – Przyjdę do ciebie jeszcze. Uciekaj szybko.
     Chcę do domu! Krzyczę w myślach i nagle jestem w sypialni. Serce mi wali, jak młotem. Co to, co cholery było? Kim byli ci ludzie? Przesuwam dłońmi po szyi. Naszyjnik. Mam go na sobie. Co z Judith? Dlaczego kazała mi uciekać? Tamtych po prostu wyrzuciłam z pokoju, a Oskara nie mogłam? Azyl! Jak zapewnić sobie azyl? Tak mało wiem, lamentuję w myślach. Dlaczego rodzice mi nic nie mówią? Oni w ogóle wiedzą? Kim jest kobieta, która mi pomaga? Skoro się pojawia, to znaczy, że była moją krewną, ale ja jej nie znam! A ta druga? Ta elegancka, która czasem przychodzi popatrzeć?
     Idę do dużego pokoju i wyciągam stare albumy ze zdjęciami. Przerzucam kartki. Babcia Jasia, babcia Krysia, dziadkowie... obaj już dawno nie żyją... Wyciągam tekturowe pudełko z najstarszymi, pożółkłymi zdjęciami. Żadna z kobiet nie przypomina tamtych. Żadna z kobiet nie przypomina mnie...
     Siadam na oparciu kanapy. Zdjęcia się rozsypują. Czuję, że Oskar jest blisko. Czuję jego obecność. Czy powinnam się bronić? Odepchnąć go tak, jak tamtych? Nie mogę. Chcę go widzieć i nie chcę! Pragnę jego głosu, jego dotyku... kiedy jest tuż, tuż... Ale z drugiej strony...
     Pojawia się powoli, łagodnie, jakby nie chciał mnie przestraszyć.     
- Nie zbliżaj się do mnie! - wyciągam dłonie, by go zatrzymać.
- Wysłuchaj mnie. Proszę! - w jego głosie brzmi desperacja.
- Nie! Oszukałeś mnie.
- Nie. Przysięgam, że nie...
     Powoli jego obraz rozmywa się, ale zaraz znów przybiera kształt.  
- Marianno, Majka... - prosi tak pokornie, nie zbliża się. Czeka, aż mu pozwolę. - Chcę cię chronić. Judith powiedziała mi o ataku. Masz Dar, ale nie wiesz, jak go wykorzystać. Proszę...
- Nie wierzę ci! - Cofam się o krok, choć coś mnie do niego ciągnie. Tak bardzo chciałbym mu zaufać.
- Posłuchaj. Wiem, jak to wygląda... wiem, jak się czujesz...
- Wiesz?! Nic nie wiesz! Nie masz pojęcia, jak się czuję! – wybucham – Mówiłeś, że to tylko sen! Ja nawet nie wiedziałam, że takie rzeczy są możliwe!
- Wybacz mi – zwiesza głowę. Jest naprawdę skruszony. No, przynajmniej tyle! Podświadomie zaliczam to na jego plus. - Pozwól sobie pomóc – prosi takim łagodnym tonem, a moje serce mięknie – Byli naprawdę groźni, a ty ujawniłaś im swój Dar. Odnajdą cię. Nie spoczną, póki cię nie dopadną.
- Jak mnie znajdą? Nikt mnie nie zna! Nawet ja nie znam... - milknę. Swojej rodziny? Tożsamości?  
- Ja cię odnalazłem – szepcze – Choć podałaś mi nieprawdziwe imię. Trzymaj się z dala od Judith i nie wychodź z domu pod żadnym pozorem. Przyjadę po ciebie i zabiorę w bezpieczne miejsce.
- Dlaczego mam ci wierzyć? Nie znam cię, a poza tym... Wykorzystałeś mnie!
- Nie! Przysięgam, że nie – robi krok w moją stronę – Podaj mi dłoń. Tylko dłoń.
- Przywiążesz mnie... - waham się. Pragnę jego dotyku, pragnę... jego.
- Nie. Zaufaj mi.
     Wyciągam nieśmiało rękę. Oskar dotyka jej wnętrza, gładzi delikatnie. Przymykam oczy – To nie fair – szepczę. On wie, że tak na mnie działa.  
- Zależy mi na tobie. Nawet nie wiesz, jak bardzo... – ma taki seksowny niski głos. Uwielbiam go. Nic na to nie poradzę. - Zapewnię ci azyl w twoim domu, ale nie opuszczaj go. Rozumiesz?  
     Kiwam głową. Mam tyle pytań, a nie jestem w stanie wydusić z siebie słowa. Jego obecność mnie onieśmiela. Zaraz, czy to znaczy, że się spotkamy naprawdę? Unoszę głowę.
- Jutro przyjeżdża mój tato... - zaczynam – Jakie bezpieczne miejsce? - nagle dociera do mnie, co powiedział.
- Maja, wszystko ci wyjaśnię, ale potem. Musisz mi zaufać. Tylko tu będziesz bezpieczna. Proszę – schyla się i całuje delikatnie wnętrze mojej dłoni. - Obiecaj mi.
- Dobrze – nie mogę mu odmówić. Nie chcę.  
     Puszcza moją dłoń i robi dwa kroki w tył. Rozkłada szeroko ramiona i przymyka oczy. Jest niesamowity! Jego twarz! Jest w niej jakaś moc i uniesienie. Patrzę zafascynowana, jak porusza ustami. Powoli okręca się wokół swojej osi. Ze zdumieniem zauważam, że on się unosi w powietrzu tuż nad ziemią i uświadamiam sobie, że przecież my śnimy. Świadomy sen, tak to nazwała Judith.  
- Dlaczego nie mogę się z nią kontaktować? - pytam cicho, kiedy Oskar opada na podłogę i opuszcza ręce.
- Bo przez nią dotrą do ciebie. - zamyśla się na moment – Zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby, gdybyś zatrzymała się u jakiejś koleżanki? Twój adres łatwo znaleźć, jak się już skojarzy was dwie...
- Cholera! Powinnam zabrać moją kartę z przychodni – jestem na siebie zła.
- Już to zrobiłem. - uśmiecha się - Musieliby uzyskać dane od Judith, ale ona nie wie, gdzie mieszkasz. Na wszelki wypadek ona też się przeprowadzi.  
- Jestem aż taka ważna? - szepczę z konsternacją. To całe zamieszanie z mojego powodu? - Oni szukali Judith, a nie mnie.
- Ale ty jesteś o wiele ważniejsza od niej. Właśnie to odkryli – mówi poważnie - A dla mnie... jesteś szczególnie ważna.  
     Podchodzi bliżej. Czuję jego ciepło i zapach. Jestem ważna! Dla niego? Czy on ze mnie kpi?Poza snem też? Nie mam odwagi spytać. Oskar zagląda mi w oczy, a potem całuje delikatnie w usta. Czuję podniecenie. O jasny gwint! W takiej chwili? Mimo tego co mi zrobił? A może właśnie dlatego?
- Muszę teraz odejść, ale jutro wrócę. Nie dzwoń do Judith ze swojej komórki, nie grzeb w internecie. Nie mów nikomu o Darze, o mnie, o Judith. Rozumiesz?  
- Nawet tacie?  
- Nikomu! I nie opuszczaj tego mieszkania.
     Kiwam głową. Oskar powoli znika, a ja zostaję sama ze stertą zdjęć. Co ja mam robić? Zapewnił mi Azyl. Jak on to zrobił? Unoszę ramiona. Nie! Jeszcze coś popsuję. Chcę po prostu spać. Zwijam się w kłębek pod prześcieradłem. Tato, kim ja jestem?

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 4257 słów i 23877 znaków.

2 komentarze

 
  • grafoman

    Z niecierliwością czekam na dalsze przygody  :bravo: Wspaniale się czyta.

    28 sty 2016

  • Wiktor

    @grafoman Witaj. Masz rację super się czyta. Ja czytam opowiadania Roksany już od dawna i ciągle mnie zachwycają. Na lol czytam jeszcze raz. Przypominam poprzednie części. Pozdrawiam Wiktor

    28 sty 2016

  • ANITA

    Super :) czekam na kolejne części:)

    20 sty 2016