Meteory. Przed świtem 22

Rozdział 32  
     Siedzimy przy masywnym drewnianym stole w przepięknej zamkowej kuchni. Tak, tak, Anastazja i Timothy też mieszkają w zamku. Jest inny niż zamek Ainay-le-Vieil, mniejszy i bardziej surowy, zbudowany z kamienia, ale piękny! Kuchnia też jest piękna, pomalowana na biało, ze starymi belkami na suficie i ciężkimi meblami z takiego samego ciemnego drewna. Drzwiczki szafek mają okrągłe szybki sklejone ołowiem, jak witraże. Oprócz gazowej i elektrycznej płyty w kącie jest palenisko z rusztem. Kamienna posadzka jest zimna, ale pod stołem leży gruby, miękki dywan. Czekamy na Timothy'ego. Anastazja zerka na mnie wyczekująco.
- Chciałabym cię o coś spytać – zaczynam trochę niepewnie – Znalazłam w notatkach babci Rosanny rysunek... - wyciągam z kieszeni karteczkę i rozkładam ją na stole – Czy wiesz, co to jest?
     Anastazja ogląda kartkę w milczeniu. Z jej twarzy niczego nie mogę wyczytać. Czuję jak serce mi wali.
- Kamień – mówi wreszcie.
- To kamienny klucz – ciągnę, obserwując bacznie jej twarz – Wiem, gdzie znajdują się drzwi, które otwiera się takim kluczem.
- Och! - rzuca szybkie spojrzenie Oskarowi, ale on zachowuje kamienną twarz.
- Jest w zamku Gonzagów – mówię i zauważam na jej twarzy cień ulgi – Wiem też, że kluczy jest więcej.
- Skąd to wiesz? - pyta.
- Obiecałam, że nie zdradzę źródła tych informacji. Wiem, że to wielka tajemnica. Zresztą, to nie jest najważniejsze – wzdycham –  Najgorsze jest to, że Swen także wie o istnieniu klucza.
- Skąd wiesz? - tym razem nie udaje jej się ukryć zdenerwowania.
- Spotkałam się z nim. To znaczy, nie z własnej woli, oczywiście! Pytał mnie o klucz, ale nie wiem, czy wiedział, jak wygląda i co otwiera...  
- Ale pytał o klucz? - Anastazja przełyka głośno ślinę.
- Tak - kiwam głową – Dlatego pomyślałam, że twój mąż powinien wiedzieć... - zerkam niepewnie na Oskara. Dlaczego on się nie odzywa?
- Dobrze zrobiłaś, przychodząc z tym do mnie – Anastazja mówi z powagą. Wygląda na przejętą.  
     Oskar delikatnie muska mój policzek. Uff, raźniej mi. Nagle czujemy, że ktoś się zbliża. Timothy!  
- Witajcie – kiwa mi głową i wyciąga do mnie dłoń. Ściskam ją zdecydowanie, ale nie za mocno. Odpowiada podobnym uściskiem, potem klepie Oskara w ramię i przygarnia na moment Anastazję, która nadstawia mu policzek, a potem trąca biodrem. Widać, że czują się przy nas swobodnie. Cieszę się, bo muszę przyznać, że trochę się boję Timothy'ego – Co was sprowadza? - siada za stołem naprzeciw mnie i Oskara. Anastazja zajmuje miejsce na szczycie, tak, że ma nas wszystkich na oku.
- Majka chce ci coś powiedzieć – Anastazja patrzy na mnie ciepło, jakby chciała ośmielić.  
- Chciałam... - nabieram powietrza – Chciałam cię ostrzec. Swen wie o kluczu i szuka go.  
     Timothy marszczy brwi. Patrzy najpierw na mnie, potem na Anastazję, Oskara i znów na mnie.
- A ty skąd wiesz o kluczu? - pyta z naciskiem.
     Kulę się w sobie, ale nagle czuję na swoim udzie ciepłą rękę Oskara.
- Jesteś wśród przyjaciół – mówi spokojnie – Nie bój się niczego.
- Ten rysunek był w notatkach Rosanny – Anastazja podsuwa mężowi karteczkę, którą jej pokazałam.
- Swen pytał mnie o klucz... - nagle uświadamiam sobie, że moje niekompletne odpowiedzi nie mają sensu. Muszę wyjawić wszystko! - Dostałam od Judith Banch naszyjnik, a w środku był kamień.
- Co??? - oboje, Anastazja i Timothy otwierają szeroko oczy.
- Nie wiedziałam, co to jest. Judith mi to dała, a potem zginęła. Swen zażądał ode mnie tego, co zabrałam z jej domu, czyli klucza. Tak skojarzyłam fakty – mówię bez tchu.
- Mówiłem, że jest bystra – Oskar ściska delikatnie moje udo, dodając mi otuchy.
- Rozmawiałaś ze Swenem? Kiedy? - Timothy pochyla się w moją stronę z groźną miną.
- Porwał Akosa, kiedy Oskar odbywał karę... Ruszyłam mu na ratunek – Nie boję się ciebie, nie boję się ciebie, powtarzam w myślach, czując, że włosy mi się unoszą – Odebrałam go.
- Odebrałaś?! - na twarzy Timothy'ego niedowierzanie miesza się z czymś... gniewem?
- Chciał klucza, a ja Akosa! Rzuciłam mu naszyjnik i zabrałam mojego człowieka – mówię szybko. Nie wierzy mi? - Co miałam zrobić? Pozwolić, żeby go zabił?
- Gdzie jest klucz? - wzrok Timothy'ego ciemnieje – Gdzie on jest?!
     Aż podskakuję na dźwięk jego podniesionego głosu.
- U mnie – Oskar pochyla się do przodu, w kierunku swojego wuja – Wykazała się odwagą i rozsądkiem jednocześnie.  
- Dlaczego mnie nie poinformowałaś? Każde zagrożenie dla Zgromadzenia musi być zgłaszane!
- Nie należałam wtedy do Zgromadzenia. Nie wiedziałam... - tłumaczę się cicho – A Akosowi zabroniłam, bo... bo... nie chciałam, żeby ktoś wiedział, że zawdzięcza mi życie.
- Zabroniłaś? Zdajesz sobie sprawę, jakie znaczenie ma to, co mówisz?!
- Timothy, przyszła tu z własnej woli – Oskar przysuwa się do mnie nieznacznie – Niczego nie zataiła. Po prostu nie wiedziała, czy to ważne.
- Nie wiedziała? Dobre sobie! - unosi się na rękach i zawisa nad nami. Kulę się.
- Przestań, bo zaraz wrócimy do siebie! - Oskar też się podnosi.
- Nie ruszy się stąd, póki się nie dowiem wszystkiego! - ryczy Timothy.
- Zobaczymy! - Oskar odsuwa gwałtownie krzesło.
- Dość! - ostry głos Anastazji sprawia, że na moment obaj zastygają w bezruchu – Majka jest tu gościem i będzie traktowana jak gość, a wy dwaj, wynocha z mojej kuchni! Załatwcie to miedzy sobą i wróćcie, jak skończycie – wskazuje im palcem drzwi.
- Anastazjo, jesteś moją żoną!
- A ty jesteś w MOJEJ kuchni! Tam! - palec Anastazji tkwi nieporuszony.
     Siedzę, jak słup soli, bojąc się ruszyć. Nagle Timothy odwraca się do Oskara.
- Za mną! - rzuca z wściekłością i wychodzi. Oskar równie zły, za nim.
     Zaczynam drżeć. Łzy napływają mi do oczu.
- Nie denerwuj się – Anastazja kładzie mi dłoń na plecach – Obaj są uparci, ale się dogadają. Timothy to grubianin, ale kocha Oskara jak syna. No, może ostatnio, bardziej jak brata.  
- Ja naprawdę nie zdawałam sobie sprawy... - chlipię – Oskar znów ma przeze mnie problemy – lamentuję.
- Nie przesadzaj. Poradzi sobie, a poza tym, stanął w twojej obronie. Timothy zrozumie, że nie mógł zrobić inaczej – wzrusza ramionami – Wiesz co? Mam coś dobrego, na takie okazje.
     Wyciąga z szafki szklaną butelkę z ozdobnym korkiem i dwa pękate kieliszki na niskich nóżkach. Po chwili w obu pojawia się bursztynowy płyn.
- Burbon – mruga do mnie – pij.
     Ocieram oczy wierzchem dłoni i upijam odrobinę. Znam to uczucie. Lekko szczypie w język, a potem przyjemne ciepło rozlewa się po podniebieniu. Nasłuchuję, ale grube mury tłumią wszystko.  
- Myślisz, że Judith dała mi skradziony klucz? - zerkam nieśmiało na Anastazję.  
- Nie mam pojęcia – kręci głową – Tylko Timothy może ci odpowiedzieć – dodaje ostrożnie.
     Wygląda na to, że muszę się uzbroić w cierpliwość. Popijam burbona małymi łyczkami.  
- Masz już prezent dla Manueli i Akosa? - pyta nagle Anastazja.
- Jeszcze nie – przyznaję. Zupełnie się nad tym nie zastanawiałam – A co się zwykle daje?
- Świadkowie powinni jakoś upamiętnić dzień ślubu, więc zwykle obraz, albo rzeźbę z datą i dedykacją – mówi i dolewa mi odrobinę alkoholu.
- Hmmm, miałabym pomysł, ale już nikt mi takiej rzeźby nie zrobi – wzdycham – Kupię coś gotowego i poproszę o wygrawerowanie napisu.
- Dam ci adres pewnego rzeźbiarza. Może znajdziesz coś odpowiedniego – Anastazja wyciąga z kredensu karteczki i ołówek – To obdarowany. Wystarczy, że go przywołasz i powiesz, że jestes ode mnie. Zresztą, jak się przedstawisz, to będzie zachwycony.
     Chowam papierek do kieszeni, dokładnie w chwili, gdy drzwi się otwierają. Prostuję się na krześle. Timothy idzie pierwszy, Oskar na nim. Siadają na swoich miejscach.
- Tak lepiej – mruczy Anastazja i dostawia na stół dwa dodatkowe kieliszki.  
     Timothy przygląda mi się uważnie, po czym wzdycha ciężko.
- To musi pozostać między nami – zaczyna.
- Przysięgam na Dar, że nikomu nie wyjawię tego, co tu usłyszę – mówię szybko i oddycham z ulgą. Nie będzie na mnie krzyczał!
     Oskar również składa przysięgę.
- Wygląda na to, że Judith wybrała cię na spadkobiercę, więc jesteś strażnikiem klucza – mówi Timothy.
- Och!
- Problem polega na tym, że strażników jest trzech, bo są trzy klucze i trzy pary drzwi. Nikt nigdy nie słyszał o czwartym – dodaje.  
- Co to oznacza? - pytam z niepokojem.
- To oznacza, że wszyscy strażnicy muszą się zebrać i zastanowić. Porozmawiam o tym z Maksem, ale nie sądzę, żeby chciał się do tego mieszać. Ma dość swoich problemów – pociera twarz dłońmi – Oskar, wyświadcz mi przysługę i pokonaj Gonzagę – mówi nagle.
- Staram się – kącik ust Oskara drga, ale oczy są pełne powagi.  
- Chciałbym zobaczyć ten klucz – Timothy wraca do tematu – Na razie nie będę informował pozostałych. Musisz mi dokładnie opowiedzieć, jak wyglądało spotkanie ze Swenem. Szczerze mówiąc, to nieprawdopodobne, że mu umknęłaś i jeszcze udało ci się zabrać mu zdobycz.
- Myślę, że tak naprawdę nie chciał mnie skrzywdzić – przyznaję  - Akosa torturował, ale tylko po to, żeby mnie zwabić w pułapkę.  
- Ale dlaczego cię wypuścił? - przygląda mi się badawczo.
- Kończył nam się czas. Zwlekałam tak długo, żeby musiał wybierać – wyjaśniam – On nie jest zbyt bystry – wyrywa mi się.
- Co takiego?! - Timothy o mało nie krztusi się burbonem.  
- Nie miał pojęcia, że komórka nie działa, kiedy się śni. Dał się też nabrać na to, że można lecieć samolotem i uciekać przed wschodem słońca. Gadałam o tym, żeby zyskać czas, a on nie wiedział, że zmyślam...
- Majka, to co jest oczywiste dla ciebie, wcale nie musi takie być dla nas – Oskar się uśmiecha – Ja już to wykorzystałem – mówi do Timothy'ego – Andriej buduje coś w rodzaju systemu. Mówiłem ci o tym.
     Timothy kiwa głową.
- Pokażcie mi ten klucz – mówi.
     Żegnamy się z Anastazją i razem z Timothy'm wracamy do Ainay-le-Vieil, do mieszkania Oskara.
- Mówisz, że dałaś Swenowi naszyjnik, a kamień ukryłaś? - w głosie Timothy'ego udaje mi się usłyszeć coś w rodzaju uznania. O mało nie podskakuję z wrażenia.
- Włożyłam do środka kamyk z akwarium, bo naszyjnik nie chciał się zamknąć – wyjaśniam – Szkoda mi go. Był chyba zrobiony specjalnie do tego kamienia.  
     W gabinecie Oskara stajemy przed nowoczesnym obrazem i przykładamy do niego dłonie. Ja prawą, a Oskar lewą.  
- Sprytne – mruczy Timothy. Chyba jest udobruchany?  
     Obraz odchyla się na bok, otwierając sejf. Wyjmuję kamień i gładzę go z czułością. Moja pamiątka po Judith. Timothy sięga do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjmuje prawie identyczny. Wielkość i kształt się zgadza, ale kolor... jest ciemnozielony! Drobne cyrkonie połyskują, jak w moim. Moim? No, chyba tak... Jestem strażnikiem kamienia? O, w mordę! Podaję go Timothy'emu.
- No, tak... - wzdycha i kręci głową – Nic nie rozumiem. Rosanna musiała to przed nami ukryć. Ale jak? I dlaczego?  
- Rosanna? Kamień należał do Judith. Judith Banch, a wcześniej, pewnie do jej matki! Nie do babci Rosanny – próbuję to wszystko ogarnąć – Gdyby tak było, dałaby go babci Helenie...
- Ale nie dała. Za to najwyraźniej zadbała, żeby trafił do jej spadkobiercy, do tej, której przekazała Dar.
- Więc to nie przypadek, że go mam? - szczęka mi opada.
- To zbyt poważna sprawa, żeby ją pozostawić przypadkowi. Myślę, że twoja Judith wiedziała więcej, niż ci powiedziała – mówi i oddaje mi kamień – Pilnuj go, jak oka w głowie, a ty – zwraca się do Oskara – pilnuj obojga – wskazuje głową mnie.
- O to możesz być spokojny – Oskar jest strasznie poważny. Jak nigdy...
---
     Stoimy we trójkę przed ścianą z zielonego kamienia. Ściskam Oskara za rękę. Chyba zaraz zemdleję? Timothy przykłada kamień do wgłębienia z podłużnym wyżłobieniem.
- Kalkair – szepcze.
- To zaklęcie? - pytam również szeptem.
- Nazwa kamienia – odpowiada, nie odwracając się. Słyszę w jego głosie dezaprobatę. Chyba się wygłupiłam?  
     Ściana bardzo powoli się przesuwa. Wnętrze podziemi, w których się znajdujemy wypełnia przyjemny dla ucha szelest. Kamień sunie po idealnie dopasowanym kamieniu. To niewiarygodne, że w tamtych czasach stworzono coś takiego! W tamtych czasach... w jakich? Próbuję to odgadnąć, ale mój umysł tego nie obejmuje. Podziemia należą do przyzamkowej kaplicy, w której pochowano przodków Timothy'ego.
- Idziemy – snop światła latarki wydobywa z mroku maleńkie pomieszczenie, takie, w sam raz na trzy, cztery osoby.  
     Stąpam ostrożnie, ale to zbyteczne. Podłoga jest idealnie gładka, zrobiona z piaskowca, ściany podobnie. Na środku stoi cokół, a na nim kawał czarnej, jak smoła skały. Dotykam jej ostrożnie. Wygląda na wulkaniczną magmę. Jedna strona jest gładka, jakby zastygła, pozostałe dwie są porowate, obłupane...  
- Co to jest? - zerkam na moich towarzyszy.
     Oskar kręci głową. Nie wie. Timothy rozkłada ręce.
- Zawsze tu było – mówi – I to – wskazuje cylinder z metalu. Chyba z brązu?  
- Co jest w środku? - pytam, przesuwając po gładkiej zimnej powierzchni palcami.
- Papirus. Zapisany.
- Czytałeś go?  
- Nie. Jest po grecku.
- Nie przetłumaczyłeś go? - nie potrafię ukryć zdumienia.
- Nie może opuścić tego wnętrza, na wy jesteście pierwszymi żyjącymi osobami, poza Anastazją i Maksem, które to widzą. Nie wolno go fotografować, ani kopiować.
- Nie wolno? Skąd wiadomo, że nie wolno? - gryzę się w język, ale jest za późno.
     Timothy marszczy brwi.
- Strażnicy kluczy są po to, żeby pilnować zawartości komnat. Z jakiegoś powodu przekazujemy sobie te tajemnice z pokolenia na pokolenie. Nie ja decyduję.
- Skoro strażników jest trzech, to razem moglibyście się zastanowić...
- Nie – ucina krótko.  
- A ja? Gdzie są moje drzwi i moja komnata?
- Nie wiem. Ty musisz ją odnaleźć. Prawdopodobnie Rosanna gdzieś ukryła informację na ten temat.
- No pięknie – ręce mi opadają – Kolejna tajemnica! Czy mogę chociaż rzucić okiem na ten pergamin? Może coś mi przyjdzie do głowy?
- Nie tym razem – Timothy kręci odmownie głową – Po wyborze Mistrza strażnicy się zbiorą. Tylko razem możemy podejmować decyzje.  
- Czyli, muszę poczekać?– wzdycham.  
- Jeszcze jeden powód, dla którego powinienem wygrać – Oskar ogarnia mnie ramieniem – Wracajmy.
     Wychodząc, jeszcze raz ogarniam wzrokiem całe pomieszczenie, ale nie ma w nim nic, czego mogłabym się uczepić.
- Wszystkie komnaty wyglądają tak samo? - pytam, kiedy Timothy wyjmuje swój kamień-klucz z zagłębienia.
- I tak pokazałem ci zbyt wiele – ignoruje moje pytanie.
- Wracajmy – opieram głowę na ramieniu Oskara. Jestem taka zmęczona.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2680 słów i 15231 znaków.

Dodaj komentarz