Meteory. W blasku dnia 3

Rozdział 4

Warszawa. Listopad 2014
     
     W pomieszczeniu panował mrok, rozpraszany tylko ciepłym blaskiem bijącym od żarzących się polan, ułożonych w kominku z ciemnozielonego kamienia. Na skórach ułożonych wprost na podłodze spoczywały dwa nagie ciała, splecione w luźnym uścisku. Wyglądały w tym świetle, jak wykute z brązu. Większe, męskie i silne, górowało nad drobniejszym, kobiecym. W powietrzu unosił się zapach drewna, pomieszany z wonią perfum, wody kolońskiej i rozgrzanej skóry.  
- Jaka jesteś piękna – niski męski głos przesycony był pożądaniem – Uwielbiam te chwile, kiedy jesteśmy całkiem sami i mogę się tobą rozkoszować do woli.  
- Do woli? - aksamitnie miękki kobiecy głos pobrzmiewał przekorą – Nie sądzę, żebym była w stanie aż tyle ci zaoferować.
- Przekonajmy się – silne ramię Oskara drgnęło i opuszki palców zaczęły się przesuwać po kobiecych kształtach od dołka u podstawy szyi, między piersiami, w dół, aż do brzucha, a potem jeszcze niżej, do kępki czarnych kręconych włosków.
     Rozległo się głębokie przeciągłe westchnienie. Palce na chwilę zanurzyły się we włoski i pogładziły je z czułością, po czym powędrowały wzdłuż gładkiego uda w dół, a potem w górę, jakby się zachwycały miękkością i delikatnością skóry. Cienka linia widoczna między złączonymi nogami rozszerzyła się nieco, pozwalając zagłębić się palcom, które natychmiast skorzystały z zaproszenia. Tym razem westchnienie było głośniejsze i przeszło na końcu w ciche stęknięcie. Oskar uniósł się na łokciach, a po chwili jego głowa przesłoniła czarną kępkę włosków. Majka jęknęła przeciągle. Nagle jej uda rozszerzyły się gwałtownie, ukazując to, co jeszcze przed chwilą zazdrośnie skrywały.    
- Oskar! - w głosie Majki pożądanie walczyło ze sprzeciwem.
- Chcę cię – niski gardłowy pomruk pasował doskonale, do tego co zamierzał zrobić – Chcę, żebyś sięgnęła gwiazd – schylił się i przywarł ustami do jej drżącego ciała.  
     Wydała nieartykułowany krzyk i wczepiła palce w jego włosy, zmierzwiła je. On, zupełnie się tym nie przejmując ssał jej wrażliwy punkt, omiatał go językiem i ssał znowu. Jej ciało się spięło i zaczęło drżeć.  
- Oskar... cholera... - próbowała zapanować nad sobą, ale mięśnie odmówiły jej współpracy. Opadła na posłanie, pozwalając by robił z nią to, na co miał ochotę.  
     Cała krew spłynęła w dół do źródła rozkoszy, a po chwili ciepło rozlało się po jej ciele. Odchyliła głowę i przymknęła oczy. Tymczasem Oskar, nasyciwszy się jej słodkim pączkiem, ruszył powoli w górę, pokrywając delikatną skórę pocałunkami. Ich ciała ocierały się o siebie, wyzwalając w odurzonych umysłach snopy iskier.  
- Gumka – wyjęczała cicho, kiedy poczuła jak napiera na jej spragnione, ociekające wilgocią wnętrze.    
- Nie mam – wychrypiał, nie przerywając pocałunków.
- Nie żartuj – chwyciła jego głowę i przyciągnęła ją do siebie, zlizując z jego ust smak swojego podniecenia.
     Oskar naparł na nią mocniej, wślizgując się powoli do ciasnych, obrzmiałych czeluści. Westchnęła głęboko, z ulgą, ale po chwili porzuciła jego usta i spojrzała mu w oczy.
- Trzy ruchy i zakładasz gumkę – jęknęła.
- Nie – poruszał się płynnie, wywołując w niej nowe fale ciepła – Kochajmy się bez. Proszę.
- A jak zajdę w ciążę? - ledwie panowała nad głosem. Jego odurzający zapach i pieszczoty odbierały jej zmysły.
- To prawie niemożliwe... przecież wiesz... - głos Oskara stał się seksownie chrapliwy, niski, przesycony pożądaniem – Mogą minąć lata...  
- Wszystko jest możliwe - oparła dłonie na jego piersi – Nie chcę ryzykować.
- Za chwilę będziesz moją żoną – łagodnie pokonał jej opór.
- Oskar, to niczego nie zmienia – tym razem głos Majki zabrzmiał stanowczo – Przestań, albo załóż prezerwatywę.
- Mówisz poważnie? - znieruchomiał.
- Jak najbardziej - Majka wpatrywała się w Oskara ogromnymi oczami o rozszerzonych źrenicach.  
     Wycofał się powoli i padł na wznak obok niej. Cały nastrój diabli wzięli. Patrzyła, jak unosi ręce i zakrywa dłońmi twarz. Jego potężny wzwód sterczał nad umięśnionym brzuchem, jak samotny maszt,  który pozbawiono żagli.  
- Oskar... - zaczęła szeptem.
- Wiem, nie jesteś gotowa – przerwał jej. Patrzył gdzieś przed siebie.  
- Skoro wiesz, to dlaczego to robisz? - spytała z wyrzutem.
     Nie odpowiedział, ale ona przecież nie oczekiwała, że to zrobi.  
- Przepraszam – nagle odwrócił się na bok i wsparł głowę na łokciu – Sam nie wiem, co we mnie wstąpiło.  
- Nie popędzaj mnie. Kocham cię, ale dopiero się poznaliśmy. Musimy najpierw nauczyć się siebie – ciągnęła łagodnym tonem – Dziecko to poważna sprawa. A poza tym, ja mam przed sobą tyle pracy.  
- Masz rację – westchnął z rezygnacją.  
- To nie znaczy, że go nie chcę – dotknęła opuszkami palców jego ust – Po prostu na razie ty mi wystarczasz. Chcę spędzać z tobą tyle czasu, ile tylko się da...  
     W oczach Oskara widziała odbicie jego myśli. Nie ukrywał ich. Wzburzenie i zawód stopniowo ustępowały, a ich miejsce zajmowały rezygnacja i zrozumienie.    
- A przyjaciele? Ich nie potrzebujesz? - podjął ostatnią wątłą próbę.
- Tak naprawdę, zależy mi tylko na Agnieszce – przyznała – Nigdy nie byłam „duszą towarzystwa”.
- Ja odniosłem inne wrażenie – Oskar wrócił myślami do przedpołudniowej wizyty na uczelni – Nie mogłaś się opędzić.
- To tylko znajomi. Dawno mnie nie widzieli i byli ciekawi, co słychać – przesunęła palcami po jego twarzy i szyi, po czym zatrzymała się na wyraźnie zarysowanym mięśniu piersiowym – Mogę bez nich żyć.  
- Wiem, że ci na niej zależy, ale to nie takie proste... - zawiesił głos.
- Przecież jesteś Mistrzem – zajrzała mu w oczy – Ty ustalasz co wolno, a czego nie.
- Właśnie dlatego, to nie takie proste – wpadł jej w słowo – Ja muszę dbać o przestrzeganie zasad bardziej niż inni. Kiedy ktoś decyduje za ciebie, jest łatwiej.  
- Więc, nie mogę jej zaprosić? - broda Majki zaczęła delikatnie drżeć.
- Tego nie powiedziałem – wypuścił głośno powietrze z płuc – Jesteście bardzo zżyte...
- Zastępowała mi zawsze rodzeństwo, którego nie miałam – szepnęła – Moi kuzyni ze strony mamy są... - zawahała się – Nie przepadamy za sobą – stwierdziła wymijająco – Aga akceptowała mnie taką, jaka jestem.  
- Zastanawiałem się, czy nie przydałby nam się zaufany archeolog. O ile się orientuję, to nie ma wśród Obdarowanych ani jednej osoby tej profesji... - Oskar zawiesił głos.
- Mnie na pewno by się przydał – zapewniła gorliwie – Wszystkie tropy prowadzą do tych greckich klasztorów. Jestem już prawie pewna, że to właśnie tam powinnam szukać rozwiązania. Babcia Rosanna  spędziła tam całe lata!  – gorączkowała się.
- Fundacja może zaproponować jej stypendium. Nie byłaby jedną z nas, ale uzasadniałoby to konieczność przekazania jej pewnych informacji.
- Chcesz ją wysłać na ten staż do Montpellier? - Majka przyjrzała się Oskarowi podejrzliwie – Marek zajął jej miejsce. Czy to jest powód?  
     Oskar za nic na świecie nie chciał się przyznać, że tak właśnie było.  
- Masz rację. To takie prymitywne... - poczuł się przyłapany – Nie powinienem...
     Majka prawie rzuciła się na niego, przewracając go na plecy i przywarła ustami do jego ust. Zaskoczony odpowiedział nieśmiało na pocałunek.
- Kocham cię – jej głos był miękki, pełen pasji – Kocham cię za to, że czasem jesteś taki niedoskonały i taki dobry, i zazdrosny – znów go pocałowała – Chociaż wcale nie masz powodów, żeby być. To była tylko chwila słabości... zagubienia... nic znaczącego – szeptała, zaglądając mu w oczy – To było mniej, niż twoje przygody we śnie...
     Obraz jej się rozmywał. Oskar przyciągnął ją do siebie i zamknął w ramionach.
- Co ja mam z tobą zrobić? - jęknął.  
- Nie wiem, ale ja zrobię coś z tobą – ugryzła delikatnie jego dolna wargę, po czym powoli zaczęła sunąc w dół, pokrywając pocałunkami jego szyję i tors.
     Oskar odetchnął głęboko, czując, że jego gorąca krew podąża za dotykiem Majki w dół, a mięśnie spinają się w radosnym oczekiwaniu. Miękkie, ciepłe usta otoczyły jego męskość, wyrywając mu z gardła niski pomruk. Kto pierwszy sięgnie gwiazd, dowiedział się jednak dopiero w chwili, gdy Majka wzięła głęboki wdech i jednym posuwistym ruchem głowy przyjęła go całego. Tym razem to nie był cichy pomruk, ale gardłowy jęk rozkoszy.              

Rozdział 5

Zamek Ainay-le-Vieil. Listopad 2014

     W gabinecie Oskara panował mrok, rozjaśniany jedynie wątłym światłem biurkowej lampy. Johan pochylił się nad leżącymi w kręgu światła papierami. Nie lubił papierkowej roboty, ale nie wyobrażał sobie, że ktoś inny mógłby stać się najbardziej zaufanym sługą młodego Mistrza. Właśnie tak to czuł. Do tej pory byli przyjaciółmi, ale teraz Oskar został Mistrzem i wszystko się zmieniło. Przynajmniej dla niego. Zawsze był gotów do poświeceń w imię przyjaźni. Tym bardziej był gotów w imię ślepej lojalności i posłuszeństwa. Ale Oskar z jakiegoś powodu żądał od niego czegoś innego, czegoś o wiele trudniejszego. On chciał nadal mieć przyjaciela, który nie waha się sprzeciwić. Potrząsnął głową, jakby nie mógł się z tym pogodzić. Nagle wydało mu się, że słyszy ciche pukanie. Podniósł wzrok na drzwi. Śnił, więc mógł swobodnie przyjąć każdego przybysza.  Po zmroku nikt poza stałymi mieszkańcami zamku nie mógł się tu zapuścić. Pukanie stało się wyraźniejsze.
- Proszę – rzucił, prostując się.
     Drzwi uchyliły się powoli i do pokoju wsunęła się szczupła kobieca postać. Jasne, asymetrycznie przycięte włosy opadały na jedną stronę, przesłaniając pociągłą twarz o ogromnych oczach. Na jego widok zawahała się i przygarbiła nieco.
- Clair! - zaskoczony podniósł się zza biurka – Co tu robisz?
- Przepraszam, nie sądziłam, że cię tu zastanę – odparła cichym głosem z lekką chrypką – Chciałam się zobaczyć z Mistrzem.
- Nie ma go w zamku – odparł, siląc się na obojętny ton – Możesz zostawić wiadomość.
- Wolałabym porozmawiać osobiście... - szepnęła, spuszczając wzrok.  
- Przypuszczam, że to ważne, skoro się fatygowałaś – Jahan przyjrzał jej się uważniej.  
     Inaczej ją zapamiętał. Z dawnej, pewnej siebie atrakcyjnej blondynki zostało niewiele. Stojąca przed nim dziewczyna sprawiała raczej marne wrażenie, choć nie można jej było odmówić urody. Dawniej wyprostowana, z wysoko podniesioną głową, teraz stała skulona przy drzwiach, wykręcając nerwowo palce.
- Dla mnie tak, ale Mistrz ma tyle spraw... - podniosła nieśmiało głowę.
- Daj spokój, Clair, przede mną nie musisz udawać. Co się dzieje? - wyszedł zza biurka – Mistrza nie ma, ale być może jutro tu będzie. Mogę cię zawiadomić, mogę poprosić go o spotkanie. Tylko powiedz. Przecież znamy się od tylu lat!
- Jesteś jego sekretarzem – uśmiechnęła się smutno – To było do przewidzenia. Nie wyobrażam sobie na tym miejscu nikogo innego... nikogo lepszego – głos jej zadrżał – Powinnam wracać – ujęła dłonią klamkę.
- Zaczekaj, nie możesz tak odejść. Nie mogę cię do niego zabrać, ale mu powiem, że byłaś. Przyjmie cię – zrobił krok w jej stronę – Przywołam cię następnej nocy, zgoda?    
     Pokiwała bez słowa głową.
- Słuchaj, na pewno nie chcesz mi powiedzieć? - spróbował jeszcze raz. Coś mu mówiło, że nie powinien jej tak wypuszczać.  
- Nie, na pewno nie! - potrząsnęła energicznie głową.
- A lady Margaret? Może ona mogłaby pomóc? - podszedł jeszcze bliżej – Mogę ją poprosić...
- Mogę sama... - cofnęła się, przywierając plecami do drzwi – Tak, masz rację, porozmawiam z nią. Dziękuję ci – otworzyła drzwi – Dobrze wyglądasz – rzuciła na pożegnanie.  
     Kiedy odeszła, Johan pozostał na miejscu. Ile to lat, odkąd odeszła? Sześć? Szmat czasu, pomyślał. Bezwiednie zrobił krok w przód i dotknął klamki. Była chłodna. No tak, uświadomił sobie, że przecież oboje śnili, więc nie mając pełnego Daru nie mogli działać na przedmioty, jak w pełni Obdarowani. Drobny fakt, a jednak robił różnicę. Wybrała w pełni Obdarowanego. Nie od razu powiedziała mu, dlaczego odchodzi. Miała choć tyle przyzwoitości, przemknęło mu przez myśl. Patrząc na nią, mógł mieć satysfakcję, że nie wyglądała na szczęśliwą małżonkę. Dziwnym trafem, nie sprawiało mu to jednak najmniejszej przyjemności.    
---
Warszawa, Listopad 2014
     Niewielki pub, który Agnieszka i Majka wybrały na miejsce spotkania, mimo ograniczonej powierzchni, dawał poczucie intymności. Wszystko dzięki niskim drewnianym przepierzeniom, oddzielającym proste stoliki i równie prymitywne siedziska.
- No, to powiedz mi wreszcie, co to za niespodzianka – Agnieszka pociągnęła łyk jasnego piwa i zerknęła z ukosa na Grega, siedzącego samotnie przy sąsiednim stoliku – To musi być coś niezłego, skoro twój „ochroniarz” - przewróciła oczami – nie mógł z nami usiąść.
- Aga! - Majka pokręciła głową i wydęła usta – Nie siedzi z nami, bo stamtąd ma lepszy widok na drzwi i okno, a my siedzimy tu, bo tu nas nie widać z zewnątrz i od strony drzwi. Oskar mnie wypuścił samą z Gregiem, pod warunkiem, że będę się pilnować.  
- Wiem, wiem – zachichotała Agnieszka – Jest niesamowity! Czuję, że jest w tobie beznadziejnie zakochany. To widać na każdym kroku.
- Ja w nim też – uśmiechnęła się – Ale do rzeczy. Po pierwsze, chcielibyśmy cię zaprosić na nasz ślub, który ma się odbyć za dwa tygodnie. To będzie kameralna, rodzinna uroczystość – dodała szybko, widząc, że Agnieszka już otwiera usta, żeby jej przerwać – Nie mogłam cię zaprosić wczoraj, bo musiałam najpierw uzyskać na to zgodę. Kiedy opowiadałam ci o Zgromadzeniu... Ja do niego należę, a Oskar jest jego Mistrzem...
- To jakaś sekta? - Agnieszka jednak jej przerwała.
- Przecież ci mówiłam, że nie! Po prostu, członkowie Zgromadzenia mają ponadprzeciętne zdolności, o których ci za chwilę opowiem – Majka uniosła dłoń, żeby powstrzymać falę pytać, która już się kłębiła pod czaszką jej przyjaciółki – Warunkiem jest, że nikomu tego nie zdradzisz. Musisz dać mi słowo.
- Wow! – Agnieszka uniosła do ust smukłą szklankę z bursztynowym płynem, ale Majka przytrzymała łagodnie jej rękę.
- Mówię poważnie – spojrzała jej w oczy. Ta natychmiast spoważniała.
- Słowo.  
     Majka odetchnęła, po czym spokojnie i rzeczowo opisała Agnieszce Dar i jego właściwości.
- Żartujesz – przyjaciółka wbiła w Majkę uważne spojrzenie spod zmarszczonych brwi. Ta w odpowiedzi pokręciła głową.  
     Agnieszka milczała przez dłuższą chwilę, jakby przyswajała sobie zasłyszane rewelacje.
- On też taki jest? - wskazała w końcu głową Grega.
- Nie do końca tak, jak my z Oskarem, ale tak, też taki jest – przyznała.  
     Znów zapadło milczenie.
- Dlatego się zakochaliście? Bo macie oboje ten Dar? - Agnieszka przyglądała się Majce z niepokojem.
- Nie. Myślę, że zakochaliśmy się, zanim oboje zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy podobni. Zresztą, to nie zawsze ma związek. Moja mama... biologiczna mama i babcia, mają Dar, a pokochały zwykłych ludzi. Moja siostra... Tak, mam siostrę, o której nie wiedziałam. Ona nie ma Daru - rozłożyła ręce.  
- Aha... - Agnieszka potrząsnęła głową, jakby próbowała coś z niej strącić.
- Słuchaj, to nie wszystko... - Majka dotknęła dłoni Agnieszki – Chcemy cię prosić o pomoc. Potrzebuję archeologa. Zaufanego. Nie musi być doświadczony – zaznaczyła, widząc na twarzy przyjaciółki grymas zwątpienia – Zwykle nie korzystamy z pomocy nieobdarowanych, ale to wyjątkowa sprawa – ściszyła głos – Tego też nie wolno ci nikomu zdradzić. Nawet bardziej, niż tego, co ci powiedziałam wcześniej. Rozumiesz? - zacisnęła palce na dłoni przyjaciółki.
- Au! Rozumiem – Agnieszka pochyliła głowę do Majki.
- Na początek dostaniesz od naszej fundacji stypendium naukowe. Ja w międzyczasie dam ci trochę informacji, które trzeba będzie sprawdzić...
- Kurwa, Majka, to naprawdę przypomina... Indianę Jones! - Agnieszka wybałuszyła na nią oczy.
- No widzisz, a ty protestowałaś – roześmiała się – Fajne to miejsce – Majka rozejrzała się po pubie – I blisko uczelni.  
     Siedzieli jeszcze prawie godzinę, po czym ruszyli do wyjścia z zamiarem dotarcia do zaparkowanego dwie ulice dalej samochodu.
- Rany! Widzicie to? - Aga wycelowała palec w drzwi, za którymi rozgrywał się armagedon.  
     Deszcz pomieszany ze śniegiem raz po raz zacinał falami w szyby pubu, poganiany gwałtownymi uderzeniami lodowatego wiatru.  
- Greg, przyprowadź samochód – Majce opadły ramiona – Nie idę tam – Otuliła się nowiutkim kaszmirowym płaszczem, który kupili z Oskarem poprzedniego dnia.  
     Olbrzym zawahał się, ale gwałtowny podmuch wiatru uderzył w ścianę lokalu, przyprawiając o dreszcz nawet jego.  
- Nie ruszajcie się stąd – warknął i zostawiwszy dziewczyny przy barze, szybko wymknął się na zewnątrz.
     Agnieszka z otwartą buzią patrzyła, jak biegnie równym truchtem, lekko pochylony do przodu. Wyglądał tak, jakby pogoda nie robiła na nim najmniejszego wrażenia.
- Ale facet – jęknęła cicho.
- Wpadł ci w oko, co? - Majka mrugnęła do niej z uśmiechem.  
- Ma kogoś? - Agnieszka zmarszczyła śmiesznie nos.
- Z tego, co wiem, to nikogo na stałe... - Majka urwała nagle i pobladła, jakby zobaczyła ducha.
     Po drugiej stronie ulicy zobaczyła krótko przystrzyżonego blondyna w płaszczu z postawionym kołnierzem. Szedł w towarzystwie dwóch potężnie zbudowanych ludzi.
- Kurwa mać! - zaklęła pod nosem i sięgnęła po telefon, przysuwając się równocześnie do szyby – patrz, dokąd idą! - warknęła do Agnieszki, a sama zaczęła gorączkowo szukać numeru – Greg, odbierz! - wściekała się.
- Co to za ludzie? - Agnieszka wyciągnęła szyję – Skręcają za róg.
- Idziemy – Majka pociągnęła ją za sobą, wciąż trzymając telefon przy uchu – Greg, odbierz ten pieprzony telefon...
- Zwariowałaś? - jęknęła Agnieszka, kiedy dopadły je lodowate krople.  
- Cicho! - fuknęła Majka – Stój tu i czekaj – zostawiła Agnieszkę na rogu – Powiedz Gregowi, że Swen jest tutaj, a ja idę za nim.
     Nie tracąc więcej czasu, Majka zostawiła osłupiałą przyjaciółkę samą i ruszyła przed siebie. W odległości jakichś pięćdziesięciu kroków przed nią szedł Swen. Teraz była pewna, że to on. Rozpoznała charakterystyczny chód jednego z ochroniarzy. W Grecji aż za dobrze mu się przyjrzała. Ostrożnie posuwała się naprzód, wciąż próbując nawiązać kontakt z Gregiem. Wreszcie, zrezygnowana, wybrała numer Oskara. Ale zanim zdążyła się połączyć, mężczyźni przed nią rozdzielili się. Jeden z ochroniarzy wszedł w bramę, podczas, gdy pozostali szli wolno dalej. Stanęła niezdecydowana. Jeśli stał w bramie, musiałaby go minąć. Chyba, że wszedł do budynku, rozważała. Swen z drugim ochroniarzem skręcili za róg. Musiała podjąć decyzję. Zrobiła jeszcze kilka kroków w przód. Od bramy, gdzie zniknął ochroniarz dzieliło ją może dziesięć kroków... osiem... sześć... Nagle zatrzymała się. A jeśli się zorientowali? Jeśli to pułapka?!  
     Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie prawie biegiem. Zdyszana dopadła do rogu, gdzie Agnieszka wykrzykiwała coś do wzburzonego Grega.  
- Maryann, please! - wycedził na jej widok przez zaciśnięte zęby i czym prędzej wpakował ją do samochodu. Agnieszka wskoczyła na tylne siedzenie.  
- Go! - Majka wskazała kierunek – Slowly. Pass by, but don't stop. Aga, patrz, czy tam stoi człowiek – rozkazała, a sama pochyliła się w przód, ukrywając głowę.
- Brama jest pusta – pisnęła Agnieszka – Nie! Jest! Ktoś tam jest. Schował się.
- Maryann... - Greg zacisnął szczęki jeszcze mocniej, nie mając odwagi robić jej wyrzutów.
- Go – warknęła, nie zważając na jego wzburzenie -  Slowly. Aga rozglądaj się za tymi pozostałymi.
- Chryste, Majka, co się dzieje? - w głosie Agnieszki podniecenie walczyło ze strachem.  
- Są, czy nie? - Majka zignorowała jej pytanie.
- Nie... Nigdzie ich nie ma.
- Hit the road! - rzuciła krótko do Grega Majka, po czym odwróciła się do przyjaciółki – To drań, którego miałabym ochotę ukatrupić! Tobie nic nie grozi, więc odwieziemy cię do domu, a ja najprawdopodobniej będę musiała trochę zmienić najbliższe plany... - westchnęła.
     Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Woda z przemoczonych włosów ściekała jej za kołnierz.  
- Kto to jest? - nie ustępowała Agnieszka.
- Wróg – Majka zastanowiła się, jak wiele może jej powiedzieć – Chce zdobyć coś, co należy do Oskara... i pośrednio do mnie – zaczęła ostrożnie – Używa przy tym dość... drastycznych metod. Najlepiej, jak będziesz się trzymać z daleka od Stanka. Myślę, że szukał właśnie jego.
- Chodzi o te badania, które razem robiliście - domyśliła się Agnieszka.
- Tak. Niestety pan doktor nie potrafił utrzymać jęzora na wodzy – Majka pokręciła głową z dezaprobatą – No, nic! Jakoś to musimy teraz rozwiązać.
     Zatrzymali się przed niewielkim apartamentowcem, otoczonym siatkowym ogrodzeniem.  
- Greg – Majka wskazała głową portiernię.
- It's OK – spojrzał we wsteczne lusterko i skinął jej uspokajająco.
- Poradzisz sobie? - spytała z troską.
- Jasne! - prychnęła – Jestem u siebie.
- Zadzwoń, jak będziesz w mieszkaniu – poprosiła.
     Agnieszka cmoknęła ją w policzek i po chwili biegła do budki portiera. Ten, rozpoznawszy ją, natychmiast otworzył. Majka odetchnęła, widząc, jak przyjaciółka znika za drzwiami do klatki schodowej.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 3975 słów i 22366 znaków.

Dodaj komentarz