Meteory. Przed świtem 8

Meteory. Przed świtem 8Rozdział 13
Poznań. Wrzesień 2014.
- Mamy problem – Helena przywitała Majkę kubkiem gorącej kawy z mlekiem i zatroskaną miną – Ktoś śledzi dom, albo domowników, albo jedno i drugie...
- Jesteś pewna? - Majka zmarszczyła brwi.  
     Wydawało jej się, że uważali z Akosem podczas wsiadania do pociągu. Chyba, że śledzący wiedział gdzie jej szukać, bo nie miała wątpliwości, że chodzi właśnie o nią.  
- Monitoring jest podpięty do systemu, który analizuje częstotliwość pojawiających się w okolicy pojazdów i ludzi. Taki gadżet od jednej z firm, które zaopatrujemy – Helena wskazała ekran laptopa ustawionego na blacie kuchennym. - To samochód wypożyczony wczoraj w Poznaniu. Przejechał koło bramy trzy razy. Stoi zaparkowany dwie ulice stąd. Niestety, nie udało mi się uchwycić kierowcy, bo korzystamy z monitoringu tamtych ludzi – przełączyła na inny ekran i Majka ujrzała obraz z kiepskiej kamery.  
     Na schodach rozległy się ciche kroki.
- Akos, podejdź tu – zawołała cicho – Ten samochód – wskazała palcem – Trzeba sprawdzić, kto tam jest, bo chyba nas śledzi.
- Zrobię kawę – zaproponowała Helena, obserwując z zadowoleniem, jak Akos z uwagą słucha poleceń jej wnuczki.  
- Obdarowany? - Akos zastanawiał się na głos.
- Nie sądzę – Majka zmarszczyła brwi – Nie zadawałby sobie tyle trudu. Chociaż... - zawahała się.
- Sprawdzę – kiwnął jej głową – Co jeszcze mam robić?
- Nic, ale bądź w pobliżu – spojrzała na niego z powagą – Mamy tu do odbycia poważną rozmowę... - przeniosła wzrok na Helenę.
- To ja później wypiję tę kawę – zebrał się szybko i ruszył w kierunku drzwi tarasowych.  
     Majka podążyła za nim wzrokiem, póki nie zniknął za okalającymi tył domu krzewami.
- Babciu, potrzebuję twojej pomocy. Bardzo – zaznaczyła, kładąc obok laptopa złożoną na pół kartkę – Można powiedzieć, że desperacko.  
- Na mnie zawsze możesz liczyć, kocha... - urwała, w połowie zdania, na widok podsuniętego jej przez Majkę dokumentu – Co to, do diabła jest? Coś ty wymyśliła?!
- To jest oświadczenie, które jest mi potrzebne, żebym mogła bezpiecznie przystać do Zgromadzenia Obdarowanych – powiedziała powoli, wymawiając dokładnie każde słowo – Moja gwarancja samodzielności – dodała.
- Nie podpiszę tego - Helena z obrzydzeniem odsunęła od siebie kartkę – Dlaczego chcesz to zrobić? Co cię tam tak ciągnie? Czego ci brakuje?! Powiedz!
- Oskara – odparła cicho – Brakuje mi Oskara, a to jest jedyna droga do niego.  
- Tak? - Helena aż się zapowietrzyła – Dlaczego...? Dlaczego...? - powtarzała, jakby nagle brakło jej słów.
- Dlatego, że go kocham – Majka z coraz większym trudem zachowywała spokój – I on kocha mnie...
- Kocha?! I dlatego kłamie?!
- Nie mówi całej prawdy – poprawiła ją Majka – Babciu, to prawda, że nie był „w porządku”, ale to naprawił. Poza tym, ja też nie byłam z nim do końca szczera – spuściła głowę – Ale on mi wybaczył.
- Bo jesteś mu potrzebna! Bo jest mu potrzebny twój Dar! - Helena wypuściła głośno powietrze przez nos.
- To prawda... - zgodziła się, czując, że tętno jej przyspiesza – Ale mnie nie wykorzystał! Przyjął na siebie karę w zamian za moją wolność! Jak to wytłumaczysz? Przecież mógł się przyznać, mógł mnie zmusić! Babciu, proszę cię - złożyła ręce – To jedyny sposób. Proszę...
- Dlaczego mi to robisz?! - Helena wyrzuciła w górę ręce.
- Bo jest twoją wnuczką – usłyszały obie. Julia wyszła z panującego w korytarzu cienia – Dałyśmy jej wybór, a ona właśnie go dokonała.  
- Ty jej to podpowiedziałaś? - Helena zwróciła całą swoją złość ku córce.
- Nie, ale ja podpiszę wszystko, czego zażąda. Kocha i najwyraźniej jest kochana. Tego chciałyśmy, pamiętasz? - podeszła do nich i podniosła z blatu dokument. Szybko przebiegła oczami równe rządki liter – Co ci to da? - zwróciła się do Majki.
- Więcej, niż zwolnienie z posłuszeństwa krwi. Tak twierdzą prawnicy – odparła drżącym głosem.
- Ufasz im? - Julia spojrzała córce w oczy.
- Nie mam innego wyjścia.
     Julia pokiwała głową, po czym odsunęła jedną z szuflad i wyjęła z niej długopis. Wpisała u góry swoje dane, po czym odwróciła się i wziąwszy z korkowej tablicy jedną z kolorowych pinesek, ukłuła się w kciuk lewej ręki. Po chwili przycisnęła go do papieru na samym dole.
- Skąd wiedziałaś, co trzeba zrobić? - Helena wyglądała na zszokowaną.
- Widziałam, jak sporządzałaś metrykę – Julia spojrzała na matkę wyczekująco – Widzisz? To nie boli.
- A jeśli to nie zadziała? A jeśli Oskar jednak cię zmusi? - Helena nie dawała za wygraną – Co cię tam czeka? Kim będziesz? Tutaj masz tyle możliwości, a tam? Zmuszą cię do posłuszeństwa...
- Mamo – Julia podeszła do Heleny i położyła jej dłonie na ramionach – Ona ma pełen Dar. Jej pozycja w Zgromadzeniu będzie zupełnie inna niż twoja. A jeśli Oskar osiągnie swój cel, to ona będzie zmuszała do posłuszeństwa innych. Już to robi, choć nie do końca zdaje sobie sprawę... - odwróciła się do oniemiałej Majki.  
     Helena milczała. Przez jej twarz przewijały się sprzeczne uczucia. Nie mogła jednak ignorować słów córki i nie mogła odmówić jej racji.
- Kto nas będzie reprezentował? - spytała cicho.
- Zamierzam poprosić Margaret – Majka spojrzała na Julię - Mamę Oskara – wyjaśniła.
- Jeszcze i to! - jęknęła Helena.
- Daj jej to przemyśleć – Julia objęła Majkę ramieniem i poprowadziła do salonu -  Widziałaś się z nim?
- Tak – kiwnęła głową – Jest taki... inny, chociaż niby taki sam... Och, gdybyś go słyszała! Wcale się nie wypierał swoich błędów! I nawet próbował mnie powstrzymać, bylebym tylko się nie narażała...  
- Zaimponował ci, co? - Julia przyjrzała się córce z delikatnym uśmiechem -  A zasady? Co z tym zamierzasz zrobić?  
- Och, daj spokój! - Majka machnęła ręką  – Wszyscy musimy przestrzegać jakichś zasad. Moim największym problemem nie jest to, że są, tylko to, że ich nie znałam. Jak zaczęłam się w to zagłębiać, to wiesz co? Zgadzam się z babcią Rosanną. W tym Zgromadzeniu jest masa rzeczy, które trzeba naprawić, ale w gruncie rzeczy, ono nie jest złe.  
     Julia, słuchając córki, uśmiechała się coraz szerzej.  
- Niechęć do zasad to poniekąd nasza cecha rodzinna – stwierdziła w końcu.
     Nagle tuż przy drzwiach ogrodowych pojawiła się sylwetka Akosa.  
- Czy możemy zamienić słowo w cztery oczy? - spytał, starając się, żeby zabrzmiało to jak najuprzejmiej.  
- Idę do babci – Julia wstając, mrugnęła do Majki.
- Nikogo tam nie ma, ale... - zawahał się – To może być Greg. Sprawdziłem, kto wypożyczył tego grata. Jest oczywiście na fałszywe nazwisko, ale wydaje mi się, że on już kiedyś go użył.
- Zaraz się przekonamy – Majka odstawiła na stół swój kubek z kawą i wyszła do ogrodu – Greg! Wiem, że tu jesteś. Wyłaź w tej  chwili!  
- Maryann! - Akos aż zaniemówił.
     Czekali jakieś trzy minuty, kiedy w końcu go dostrzegli. Schodził powoli z ogromnego kasztanowca, rosnącego tuż przy ogrodzeniu. Jego strój moro maskował go doskonale, a pozostając w bezruchu, był praktycznie nie do wykrycia.
- Za co ja płacę tym ochroniarzom? - Helena ze zdumieniem obserwowała jak potężny mężczyzna przemierza jej trawnik. Lornetka kiwająca się na pasie, przewieszonym przez ramię, nie pozostawiała wątpliwości.
- No wiesz – Majka odwróciła do niej głowę – Greg był w marines, więc trudno się dziwić, że ich wykiwał.
- Marines? Takich prawdziwych? - nieoczekiwanie w kuchni pojawiła się Monika, opatulona w miękki, za to dość kusy szlafrok – Zawsze tak wcześnie wstajecie? Oooo... - Na widok Grega otworzyła ze zdziwienia buzię, a jej oczy rozświeciły się jak bożonarodzeniowe drzewko.
- Witajcie – olbrzym ukłonił się najpierw Majce, a potem pozostałym.
- Mogę wiedzieć, co tu robisz? - Majka oparła ręce na biodrach.
- Ochraniam – odparł, spuszczając wzrok.
     Helena posłała wnuczce triumfalne spojrzenie.
- Na czyje polecenie? - Majka nie dała się zbić z tropu.
- Niczyje. Oskar dał mi urlop, ale wiedziałem, że się niepokoił... – zerknął szybko w stronę Akosa – Dlatego postanowiłem przyjechać.
- Może kawy? - zaszczebiotała do niego Monika, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Jeśli można, to chętnie... - bąknął, gapiąc się na jej odsłonięte nogi.
- Akosowi też podaj – Majka przewróciła oczami - I załóż coś na tyłek! - ofuknęła siostrę.
- Mówiłam, że rządzi? - Julia pierwsza się roześmiała – I ma rację! - głową wskazała Monice korytarz.
     Monika, zupełnie niezrażona uwagami pod jej adresem, podała Gregowi kawę, taksując przy okazji jego potężną muskulaturę. Jednak na widok groźnej miny matki, opuściła z ociąganiem kuchnię. Po chwili usłyszeli, jak biegnie po schodach do swojej sypialni.  
- Teraz dopiero ma problem, co na siebie włożyć –  westchnęła Julia.
- Greg, Akos jest dla mnie kimś takim, jak ty dla Oskara – Majka posłała mu szybkie, znaczące spojrzenie. Nie miała zamiaru wystraszyć domowników – Widziałam się niedawno z Oskarem.  
     Greg w pierwszej chwili chciał coś powiedzieć, ale widząc na twarzy Majki uśmiech, odetchnął tylko z ulgą i pociągnął łyk kawy.
- Maju, musimy ustalić parę spraw – Helena przez chwilę przyglądała się dwóm mężczyznom siedzącym przy jej stole.
- Zaczekajcie tu na mnie – Majka westchnęła ciężko i ruszyła za Heleną do gabinetu, który dobrze znała.
- Muszę przyznać, że rzeczywiście nieźle sobie radzisz – stwierdziła, zerkając na wnuczkę spod oka – Słuchają cię.
- Słuchają – przyznała, nie wiedząc jeszcze, dokąd zmierza Helena.  
- Jeśli podpiszę te dokumenty, to będziesz traktowana jak dorosła? - spytała.
- Tak twierdzą prawnicy – przytaknęła.
- I nie dostaniesz opiekuna? - upewniła się.
- Nie.  
- Ale gdyby Oskar ci się teraz oświadczył, to on zostałby twoim opiekunem?
- Prawdopodobnie – zastanowiła się – Chyba tak... Gdybym go przyjęła. Mogę spytać, ale on tego nie zrobi, póki nie zostanie Mistrzem. Tak powiedział.  
- W takim razie... - Helena ważyła słowa – Podpiszę ci to, pod warunkiem, że nie poślubisz nikogo, zanim nie skończysz dwudziestu jeden lat.  
- Naprawdę? Dzięki! - Majka rzuciła się Helenie na szyję, puszczając mimo uszu postawiony warunek – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz!  
- Mam nadzieję – westchnęła – Miejmy to już za sobą. Za chwilę wstanie głowa tego domu, więc powinnam zarządzić jakieś śniadanie.
- Oj, babciu, mam wrażenie, że głowa tego domu już dawno wstała – Majka posłała jej szeroki uśmiech.  

Rozdział 14
Poznań. Wrzesień 2014
      Majka przeczesała rozpuszczone włosy i odłożyła szczotkę. Ostatni rzut oka na odbicie w lustrze powiedział jej, że jest dobrze. Elegancka granatowa szmizjerka ze sporym dekoltem podkreślała idealnie jej figurę. Spojrzała na cieliste szpilki. Dobrze, że mam ten sam rozmiar stopy, co mama, pomyślała. W butach swojej przybranej mamy połamałaby nogi... O rany, co ja wyprawiam? Za chwilę mają się ważyć moje dalsze losy, a ja rozmyślam o butach, zganiła się w myślach.
- Już czas – Julia zajrzała do pokoju – Wyglądasz super! - ścisnęła dłoń córki, próbując dodać jej otuchy – Zamknę teraz drzwi...
- Dasz mi buziaka na drogę? - W spojrzeniu Majki można było dojrzeć panikę. Dopiero teraz dotarło do niej, co robi.
- Pamiętaj, że cię kochamy i będziemy wspierać, cokolwiek zrobisz – Julia pomogła jej się położyć i pocałowała w czoło – Niech nad tobą czuwa – poklepała delikatnie główkę małego aniołka, stojącego na szafce obok łóżka.  
---
     Ściskam w dłoniach szarą kopertę. Zerkam na Akosa i Grega, stojących po obu moich stronach. Czuję się pewniej, kiedy są blisko.  
- No, to na dziedziniec zamku Ainay-le-Vieil -  mówię głośno, biorąc ich obu pod ręce.  
     Poznaję to miejsce z trudem. Choć dziedziniec jest ciemny, to wejście do zamku oświetlono lampionami pełnymi różnej wysokości świec. Jest ich mnóstwo! Ustawione bezpośrednio na kamiennych schodach i zawieszone na fasadzie budynku. W ich migotliwym świetle widzę kilkanaście osób zmierzających spokojnie do wejścia. Z boków wciąż napływają nowi. Pewnie zjawiają się tak, jak my. Dociera do nas szmer ożywionych rozmów. Nagle wśród innych dostrzegam jedną postać, idącą pod prąd. Serce bije mi mocno.
- Oskar – szepczę na jego widok.
- Co ty wyprawiasz? - bierze mnie za rękę i prowadzi w bok – Do mnie – mówi półgłosem i nagle znajdujemy się w jego salonie.  
- Nie denerwuj się... - zaglądam mu w oczy.
- Matka mi powiedziała dopiero przed chwilą! - przerywa mi – Majka, nie mogę przyjąć takiego poświęcenia! Nie chcę!
- Nie robię tego dla ciebie. To znaczy, owszem, dla ciebie też, ale i dla siebie... dla nas – kładę mu na piersi dłoń. Czuję niespokojne bicie jego serca.  
- Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej? - jest naprawdę przejęty.
- Właśnie dlatego, żebyś nie próbował mnie odwodzić od tej decyzji i nie tracił czasu.
- Pobierzemy się? Oświadczę ci się natychmiast po przyjęciu do Zgromadzenia.
- Nie! Nie rób tego! – przerywam mu gwałtownie.
- Jak to?  
     Przez krótką chwilę dobrze się bawię na widok jego miny.
- Nie mogę wyjść za mąż przed urodzinami. To warunek babci Heleny – uspokajam go.  
- A potem? - w jego głosie słyszę nutkę niepewności. Och, to nawet podniecające!
- Potem to już będzie zależało ode mnie... – mówię powoli, ściszając głos.
     Oskar przyciąga mnie do siebie i sięga do moich ust. Jego język sunie po moim podniebieniu, krąży leniwie... Chyba zaraz zemdleję? Za drzwiami słychać stukanie obcasów. Oskar wypuszcza mnie z objęć i oblizuje się koniuszkiem języka, jakby smakował... mnie. Oblewam się rumieńcem.  
- Chyba umrę z tęsknoty – mruczy i wyciąga dłoń w kierunku holu – I z niepokoju – dodaje niechętnie.
     Po chwili słyszę znajome szuranie i w drzwiach pojawia się lady Margaret. Zatrzymuje się gwałtownie na nasz widok.
- Zwariowaliście? - beszta nas – Oskar,  powinieneś być wśród Zgromadzonych! Już czas – dodaje, patrząc na mnie z niepokojem.  
     Szybko podaję jej kopertę z dokumentami, a wtedy ona oddycha z ulgą. Nie była pewna. Wyczułam to, kiedy rozmawiałyśmy przez telefon. Odwracam się jeszcze raz do Oskara.
- Zostań tym Mistrzem – szepczę – Zrób to dla mnie.
     Całuję go delikatnie w usta. Taki szybki pocałunek kochanków, zachęta... obietnica... Posyła mi spojrzenie pełne niepokoju, ale i zachwytu. Mrugam do niego i w pośpiechu idę z Margaret korytarzem, a potem schodami w górę.
- Rada dobiega końca – mówi szybko – Poinformowałam Mistrza, że chcesz wystąpić o włączenie do Zgromadzenia i wyraził zgodę.
- A mówiłaś o tym? - zerkam na kopertę, którą teraz ona ściska w garści.
- Żartujesz? - posyła mi szybkie spojrzenie – Mam nadzieję, że mnie za to nie ukarze – mruczy pod nosem.
     Czy ja słyszę w jej głosie sarkazm? Nie mam czasu zapytać, bo oto nagle skręcamy na końcu korytarza i już jesteśmy przed drzwiami do gabinetu Mistrza. Siedzi przed nimi jakiś przeraźliwie chudy człowiek. Na nasz widok podnosi głowę i świdruje mnie nieprzyjemnym wzrokiem. Ma niesamowicie czarne oczy, jakby w ogóle nie miały tęczówek.  
- Marianna Littenstein na spotkanie z Mistrzem i Radą – anonsuje mnie Margaret – Reprezentuję jej ród. Mam nadzieję, że ja nie muszę się przedstawiać? - dodaje obojętnym tonem.
- Oczywiście, że nie, Lady Margaret – mężczyzna kłania jej się nisko, po czym prawie tak samo uprzejmie kłania się mnie.
     Z trudem opanowuję chęć dygnięcia i skłaniam tylko głowę tak, jak moja towarzyszka. Mam chyba zawał!? Drzwi otwierają się powoli. Chudzielec staje w nich i powtarza słowa Margaret.  
- Zapraszam – słyszę uprzejmy ton głosu Mistrza. Jak ja inaczej teraz na niego patrzę.  
     Wchodzimy obie. Mistrz siedzi w obitym skórą fotelu z oparciami. Wokół niego na podobnych krzesłach z wysokimi oparciami siedzą członkowie Rady. Znam ich wszystkich z imienia i nazwiska, ale nie bardzo wiem, który jest który. Mniejsza z tym! Mistrz wskazuje nam dwa proste krzesła ustawione naprzeciw niego. Kątem oka obserwuję Margaret, żeby nie popełnić jakiejś gafy, ale ona po prostu siada na krześle, więc robię to samo. Członkowie Rady przyglądają mi się z uwagą, ale ich twarze nie wyrażają żadnych emocji. Niby wiedziałam, że tak będzie, ale czuję się nieswojo.
- Maryann, czekaliśmy na ciebie – Mistrz mówi to ciepłym, dobrotliwym tonem – Członkowie Rady wiedzą kim jesteś, więc nie musisz się przedstawiać.  
     Skłaniam lekko głowę w podziękowaniu, pamiętając, że mam się odzywać tylko, jeśli mnie o to poprosi.
- Lady Margaret. Reprezentujesz głowę rodu Littenstein, co masz nam do powiedzenia?  
- Odczytam dokument własnoręcznie podpisany przez Helenę Littenstein- Kraft – rozkłada pierwszą kartkę – Ja, niżej podpisana Helena Littenstein- Kraft  zrzekam się przewodzenia rodowi Littenstein na rzecz mojej córki Julii Littenstein- Kraft. Biorąc pod uwagę moją obecną sytuację, nie mogę wywiązywać się ze spoczywających na mnie obowiązkach.
     Krótko i na temat, przemyka mi przez myśl, kiedy obserwuję twarz Mistrza. Jest dobrym graczem, nawet nie mrugnął, a przecież wykorzystałyśmy to, że nie pozwolił babci śnić.
- W takim razie głową rodu zostaje Julia Littenstein-Kraft – mówi powoli Mistrz, wbijając we mnie spojrzenie swoich niesamowicie błękitnych oczu – Lady Margaret, czy przyjmujesz w jej imieniu obowiązki?     
- Tak, przyjmuję - oświadcza Margaret - Odczytam teraz dokument własnoręcznie podpisany przez Julię Littenstein-Kraft – rozkłada drugą kartkę – Ja, niżej podpisana Julia Littenstein-Kraft zrzekam się przewodzenia rodowi Littenstein na rzecz mojej córki Marianny Littenstein. Biorąc pod uwagę moją obecną sytuację, nie mogę wywiązywać się ze spoczywających na mnie obowiązkach. Jednocześnie zwalniam moją córkę Mariannę z posłuszeństwa krwi do czasu osiągnięcia pełnoletności.  
     Oczy Mistrza pałają przez chwilę dziwnym blaskiem. Przestraszyłabym się, ale widziałam to już u Oskara, więc czekam w milczeniu.
- Raul – Mistrz zwraca się do szpakowatego mężczyzny z niewielką bródką i widocznym pod elegancką marynarką brzuszkiem.
- Zgodnie z Kodeksem, mają takie prawo. Marianna Littenstein zostaje głową rodu i zwolniona z posłuszeństwa krwi, może stanowić o sobie i występować we własnym imieniu, jak pełnoletnia – stwierdza, po czym posyła mi pełne zaciekawienia spojrzenie.
     Wreszcie jakiś ludzki odruch, myślę, dodając tym sobie otuchy.    
- Marianno – Mistrz zwraca się teraz do mnie. Jego wzrok znów jest łagodny – Co masz nam do powiedzenia?
- Mistrzu, proszę cię o przyjęcie mnie do Zgromadzenia Obdarowanych – wygłaszam formułę, którą znalazła dla mnie Salma – Przysięgam na Dar, który w sobie noszę, że będę przestrzegała zasad zawartych w Kodeksie i postępowała tak, aby chronić Dar i Obdarowanych.  
- Czy Rada ma pytania? - rozgląda się – Raul.
- Czy jesteś wolna, czy wiąże cię z kimś umowa? - Raul zwraca się do mnie.
     Przełykam szybko ślinę, czując suchość w gardle.
- Nie jestem z nikim związana – odpowiadam, starając się panować nad głosem. To dziwne, ale wydaje mi się, że ten Raul jest zadowolony z mojej odpowiedzi. Zerkam na Margaret, ale ona siedzi nieporuszona. Wysoki, umięśniony szatyn z rudawym zarostem unosi rękę.
- Timothy – Mistrz kiwa mu przyzwalająco głową.
     Wiem, kto to jest! Timothy Covendish, odpowiadający za walkę z terroryzmem. Jest w jakiś sposób związany z rodziną Oskara, ale nie wiem dokładnie, jak.  
- Czy wiesz, kim jest Swen Ulreich?
- Tak.
- Kim jest? - słyszę w jego głosie nutkę zniecierpliwienia.
- Człowiekiem, który opuścił Zgromadzenie i prowadzi z nim walkę. Z tego, co wiem, odpowiada za śmierć Sir Nicolasa Lowrensa i Judith Banch...  
- Wystarczy – Mistrz unosi dłoń, a ja milknę.  
     Czego ten Timothy chce? Myśli, że jestem jakimś szpiegiem, czy co?
- Marianno Littenstein – zwraca się do mnie Mistrz, a ja natychmiast wstaję, widząc nieznaczny ruch ręki Margaret – Przyjmuję cię do Zgromadzenia. Witaj wśród nas – rozkłada ręce – Co prawda jest to precedens, ale skoro Raul twierdzi, że jest to zgodne z zasadami, to tak jest. Masz prawa równe pełnoletnim.
     Mistrz wstaje, a razem z nim pozostali.  
- Podejdź do niego – szepcze Margaret.
     Idę powoli, żeby się nie przewrócić z wrażenia. Zrobiłam to! Nie mogę uwierzyć!  
- Nie pomyliłem się, co do twojego Daru – mówi Mistrz cicho, żeby nikt inny nie mógł nas słyszeć – Jesteś taka sama jak twoja prababka.
- Dziękuję Mistrzu – tym razem dygam – Potraktuję to jako komplement.  
     Przygląda mi się uważnie. Nie wiem, co myśli, ale i tak trzęsę się w środku jak galareta.  
- Czas na przesłuchania – zwraca się do Rady, a potem idzie do niewielkich drzwi w głębi sali.
     Wszyscy pozostali kierują się do głównego, bardziej okazałego przejścia. Margaret czeka na mnie przy drzwiach. Nic nie mówi. Jest zła? Nie mogłam powiedzieć, że złożyliśmy z Oskarem przysięgę.  
- Margaret? - zagaduję, kiedy idziemy do dużej sali w samym sercu zamku.  
- Uważaj na Raula, bo to przebiegła sztuka – mówi szybko – I słuchaj dokładnie, co mówi on, a co Oskar – dodaje.
     Nie możemy dalej rozmawiać, bo wchodzimy między pozostałych Obdarowanych. Kiedy ich mijam, napotykam zaciekawione spojrzenia. Już wiem, jestem nowa, a przecież oni się wszyscy znają. Margaret prowadzi mnie do trzeciego rzędu i każe usiąść, pozostawiając wolne jedno miejsce z brzegu. Dla Oskara? Nie, chyba nie... On stoi w końcu sali na niewielkim podwyższeniu. Margaret idzie do niego. Rozmawiają. Och, Oskar! Posyłam mu tęskne spojrzenie. Patrzy na mnie i coś tłumaczy Margaret. Ona kiwa głową ze zrozumieniem. Zjawia się Raul w towarzystwie obłędnej blondynki około czterdziestki. To chyba jego żona, bo siada z gracją na krześle obok niego. Pozostali członkowie Rady też są, ale siadają sami w pierwszym rzędzie widowni. Niezły teatr, przemyka mi przez myśl.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 4051 słów i 22759 znaków.

1 komentarz

 
  • Katka

    Wow! Znam to opowiadanie, ale i tak czytałam z zaprtym tchem! Dużo emocji.  :rotfl:

    29 mar 2016