Meteory. Przed świtem 23

Rozdział 33
Zamek Ainay-le-Vieil. Październik 2014
     Zamkowa biblioteka tonęła już w mroku, ale Majki to nie zniechęcało. Dwa dni ciężkiej pracy nie dały niestety efektów, jakich się spodziewała. Nawet w najstarszych dokumentach nie znalazła niczego na temat tajemniczych kamieni, zastygłej lawy, czy pergaminów. Gdyby nie pewność, że to nie mógł być sen, niechybnie tak właśnie by pomyślała. Przejrzała też jeszcze raz całą zawartość tekturowych pudeł, przywiezionych z willi Gonzagów. To, co zdołała zrozumieć, nie dało jej jednak żadnej wskazówki. Nie miała innego wyjścia, jak poczekać na tłumaczenia Manueli. Choć paliła ją ciekawość, powstrzymała się od nacisków, zdając sobie sprawę, że nawet skromny ślub wymagał przygotowań.      Po rozmowie z Anastazją i Margaret na temat ślubu, poczuła się nieco rozczarowana. Oczekiwała sporej imprezy, a tymczasem okazało się, że złożenie przysięgi było raczej uroczystością rodzinną, na którą zapraszało się tylko grupkę najbliższych przyjaciół. Bardziej to przypominało tradycyjne zaręczyny, niż huczne wesele. No cóż, pomyślała z odrobiną żalu, co kraj, to obyczaj.
- Majka? - głos Oskara wyrwał ją z zadumy.
- Jestem tutaj... O cholera! - zerknęła na zegar – Już idę!
     Zupełnie zapomniała, że mieli z Oskarem podążyć na niewielkie przyjęcie, zorganizowane przez przyjaciół dla Akosa i Manueli. Ot, takie piwko w Pubie, jak to określił Oskar.
- Tak wystąpisz? - spytał Oskar taksując ją wzrokiem z czarującym uśmiechem.
     Dżinsy i koszulowa bluzka nie były złe, ale przy jego ciemnych spodniach, eleganckiej koszuli w drobny wzorek i marynarki w stylu „Porto Fino” wyglądała mizernie.
- Daj mi kwadrans – rzuciła i popędziła do swojego pokoju, układając sobie w myślach, co na siebie włoży – Witaj Margaret! - wykrzyknęła w stronę kuchni, z której dochodziło pobrzękiwanie szkła i  zamaszystym ruchem otworzyła szafę – Spodnie!  
     Przekopywała właśnie półkę, kiedy usłyszała szuranie drzwi.
- Tego szukasz? - Margaret stała w drzwiach trzymając w ręku wieszak z jej czarnymi rurkami.
- Owszem... - wyjąkała.
- Pokojówka zauważyła plamę i oddała do pralni – uśmiechnęła się – Przez pomyłkę odniosła je do mnie, a ja nie chciałam tu wchodzić, kiedy cię nie było.  
- Przepraszam, dzięki – bąkała – Przepraszam za bałagan, ale naprawdę nie miałam czasu...
- W porządku. Od tego jest służba – Margaret podała jej wieszak – Pomyślałam, że to pasowałoby dobrze, i... - uniosła w górę drugą rękę. Dopiero teraz Majka zauważyła srebrzystą papierową torebkę z logo znanej marki – To prezent. Niedługo twoje urodziny, a choć u nas nie ma takiej tradycji, wiem, że ludzie się obdarowują...  
- Och! - Majka zamrugała szybko – Naprawdę, nie musiałaś...
- Ale to jest przyjemne – Margaret uśmiechnęła się promiennie – Lubię to uczucie.
     Majka podbiegła i nie zastanawiając się, czy wypada, objęła Margaret za szyję.  
- Jesteś moją dobrą wróżką!
- Sprawdź chociaż, czy ci się podoba – Margaret wyglądała na naprawdę uszczęśliwioną.  
     W torebce spoczywała bluzka z cieniutkiego materiału w odcieniu ciepłej perłowej bieli, cała naszyta ogromnymi perłowymi łuskami. Szerokie u nasady rękawy zwężały się stopniowo aż do nadgarstków.  
- Jest piękna! - Majka ostrożnie przyłożyła do siebie strój – Nie wiem, czy nie za elegancka...?
- Myślę, że nie. Oskar mówił, że impreza trochę się rozrosła. No, pospiesz się, jeśli nie masz zamiaru się spóźnić.
     Ubranie się, makijaż i przeczesanie włosów w kwadrans okazało się nie lada wyczynem. Na szczęście zdążyła wypocząć i nie potrzebowała za wiele się starać, by wyglądać świerzo.    
---
- No, jak? - pytam, zjawiając się w sypialni Oskara.
- Super! Tylko... - ogląda mnie ze wszystkich stron – To prześwituje.
- Trochę – nonszalancko wzruszam ramionami, ale czuję, że zaraz się zarumienię. Zauważył!
     Oskar wzdycha, ale nic nie mówi. Och, uwielbiam jak jest choć trochę zazdrosny. Ujmuje mnie za rękę i przyciąga do siebie. To też lubię. Takie wspólne podróżowanie w przestrzeni. Nigdy nie wiem do końca, co zastanę na miejscu i daje mi to dodatkowy dreszczyk emocji. Materializujemy się w przedsionku jakiegoś klubu. Słyszę muzykę. Drzwi wejściowe są zamknięte, a te do sali lekko uchylone.
- A prezent? - nagle uświadamiam sobie, że o nim zapomniałam.
- Jutro – Oskar prowadzi mnie do sali. Docierają do mnie śmiechy i wesoły gwar.
     Drzwi otwierają się nagle i stajemy na wprost jakiejś trzydziestki młodych ludzi. Na czele stoją Manuela i Akos, a obok nich Greg i Johan. Chcę iść do nich, ale Oskar mnie przytrzymuje.
- Wszystkiego najlepszego!!! - wołają nierówno, ale za to na całe gardła.
- Co to...? - staję, jak wryta.
- Twoje przyjęcie urodzinowe – szepcze mi do ucha Oskar.
- Jak to? - jeszcze to do mnie nie dociera.
- Od jutra nie wolno się przemieszczać we śnie, chyba, że służbowo, więc to był jedyny sposób... - Oskar urywa, bo podbiega do mnie Manuela i obejmuje mnie za szyję.
- Och, wy...! - brak mi słów – Nabraliście mnie!
- Jasne, że tak – Manuela szczerzy do mnie zęby – Mam ci przekazać życzenia od rodziców. Mają sporo pracy, bo przecież goszczą jutro samego Mistrza – trajkocze, zupełnie jak nie ona.
- Dzięki – śmieję się – Myślałam, że zabiera mnie na wasze przyjęcie – zerkam na Oskara, a on robi minę niewiniątka. Och, kocham go, kiedy jest taki. Nagle dociera do mnie, jak rzadko taki jest. Zwykle taki poważny i zajęty... Ale w tej chwili jest moim beztroskim chłopakiem, z łobuzerskim uśmiechem na tej pięknej twarzy.  
- Niespodzianka – szepcze mi do ucha Manuela i wskazuje coś, lub kogoś za moimi plecami. Odwracam się.
- Mama? Babcia?  
- Tylko na chwilę – mama mnie obejmuje – Pięknie wyglądasz! Życzę ci spełnienia marzeń.
- Och mamo, moje marzenia nigdy nawet nie zbliżyły się do tego, co przeżywam! - śmieję się przez łzy.  
- Majka – babcia wyciąga do mnie ręce – Wiem, że ciężko ci to zrozumieć, ale kocham cię nad życie i chcę dla ciebie jak najlepiej. Życzę ci szczęścia – całuje mnie w oba policzki.
- Dzięki babciu – obejmuję ją za szyję – Już je mam. Spotkałam je na przystani i choć z problemami, ale przyszło do mnie i chyba tak już zostanie – pociągam cicho nosem.  
- Wiem, że się kochacie, ale... - wzdycha – Zrozum, dla mnie liczysz się tylko ty!
- Nie rozmawiajmy o tym teraz – nagle moje łzy wysychają – Nie psujmy zabawy...  
     Babcia przygląda mi się uważnie.
- To, że się kochamy i w końcu pobierzemy, jest dla mnie ważne, ale... - uśmiecham się do niej z pobłażaniem – Tu chodzi o los wielu Obdarowanych. Chodzi o Mistrza na wiele długich lat! I o jeszcze inne, może nawet ważniejsze sprawy. Ja jestem tylko małym elementem. Pewnie dość istotnym, ale... malutkim – Całuję ją w policzek – Dzięki, że jesteś. Kocham was obie – biorę za ręce mamę i babcię – Kochani, tak się cieszę, że jesteście tu ze mną... Urodziny to coś wspaniałego! Zwłaszcza, kiedy można je świętować z przyjaciółmi. Nie mogę uwierzyć, że Obdarowani nie obchodzą rocznicy urodzin!
- Za to mamy przesilenie letnie i zimowe! - woła Greg.
- I tyle! - przekrzykuje go Johan – Koniec! Więcej świąt nie ma, chociaż... jak urodzi się dziecko, to jest impreza, tylko, że ja swojej nie pamiętam!
     Wszyscy wybuchają śmiechem.
- Oskar, jak wygrasz, to zarządź, że obchodzi się urodziny! Chociaż te dwudzieste pierwsze!    
     Ze wszystkich stron słychać śmiechy i wesołe okrzyki.
- Ćśśśś – Oskar unosi dłonie – Zobaczę, co da się zrobić, ale jeszcze nie wygrałem. Na razie, chciałbym powiedzieć, że wypada jeść, pić i tańczyć!
- Och! - część osób się śmieje.  
     Atmosfera się rozluźnia. Wszyscy po kolei podchodzą do mnie i składają życzenia. Najczęściej spełnienia marzeń, ale też miłości i przychylności Natury. W końcu możemy usiąść.
- Nie uciekajcie jeszcze – proszę mamę i babcię – Zostańcie choć na godzinkę.
     Siadamy razem przy stole.
- Mam dla ciebie upominek – mówi nagle Oskar i sięga do kieszeni marynarki – Wiem, że to nie to samo, ale... - podaje mi spore pudełeczko.
     Mama i babcia zerkają na siebie lekko skonsternowane. To chyba nie pierścionek? Otwieram powoli...
- O rany! - nie potrafię powstrzymać okrzyku zdumienia... zachwytu... zdumienia!
     W pudełeczku leży medalion. Jest bardzo podobny do tego, który straciłam, ale ozdobiono go nie koralem, tylko bursztynem i drobnymi szafirami.
- Przypominają twoje oczy – mówi cicho Oskar – Ma takie same właściwości, jak tamten.  
- Tamten? - babcia Helena zagląda mi przez ramię.
- Babciu? - patrzę jej w oczy – Widziałaś już taki medalion?
     Kiwa głową.  
- Gdzie? - próbuję przełknąć ślinę, ale nagle mam w ustach pustynię.
- U mojej matki, ale on zaginął – marszczy brwi – Kiedyś mnie przyłapała, jak go oglądałam i strasznie na mnie nakrzyczała. Zabroniła mi go dotykać.  
- Kiedy to było? - pytam bez tchu.
- Po jej powrocie z Grecji – wzrusza ramionami - Potem już go nie widziałam. Nie było go w jej rzeczach. Był ważny?  
- Mówiła, dlaczego nie możesz go dotykać? - drążę, ignorując jej pytanie.
- Nie. Chociaż... - zastanawia się – Jak spytałam, dlaczego ona może, odparła, że ona też nie powinna. Był ważny? - pyta znowu.  
     Zbiła mnie z tropu! Jasna cholera, ja nie tylko go dotykałam, ale go otworzyłam! Dlaczego Rosanna go ukryła? Był ważny? A skąd ja mam to wiedzieć?
- Nie sądzę – Oskar kładzie mi rękę na ramieniu – Teraz masz ten, a tamtego już nie ma. Podoba ci się? - zagląda mi w oczy.  
     Jego spojrzenie jest intensywne. Wiem, co robi i wiem, że ma rację! To tajemnica. Chyba największa, jaką kiedykolwiek mi powierzono.
- Jest piękny! - uśmiecham się i wyjmuję klejnot z pudełka – Mogę otworzyć?
     W środku są dwa zdjęcia. Jedno moje, a drugie Oskara. Można je łatwo wyjąć i zastąpić innym ładunkiem. Spryciarz! Zarzucam mu ręce na szyję.
- Kocham cię – szepczę tak cicho, żeby nikt inny nie usłyszał.  
- Nie martw się – słyszę równie cichy szept.
     Mama i babcia oglądają medalion. Byłam taka zaaferowana, że dopiero teraz zauważam tańczące pary. Jakie to dziwne, widzieć, jak oni wszyscy tak normalnie się bawią!  
- Powinnyśmy wracać – wzdycha mama – Mam cię mocno ucałować od taty. Nie może się doczekać, kiedy będzie mógł sam to zrobić.  
- Mam nadzieję, że za kilka dni – mówi nagle Oskar – Powinienem zrobić to osobiście, ale z wiadomych względów nie mogę. Mój dziadek wyraził zgodę na zaproszenie także mężów obu pań, choć nie są Obdarowanymi. Niestety nie będą mogli uczestniczyć w wyborze, ani być na sali, ale zaraz potem...  
- Dzięki! - nie pozwalam Oskarowi dokończyć – Dzięki! To najpiękniejszy prezent! W ogóle, wszystko... – chlipię.  
- Dziękuję – babcia jest skonsternowana – Jesteśmy zaszczyceni...
     Dopiero po ich odejściu udaje mi się dojść do siebie. Nie mogę się martwić medalionem, ani kamieniem, ani słowami Rosanny, kiedy spotkało mnie tyle radości!  
- Zatańczymy? - Oskar wstaje.
- O tak! - przytulam się do niego i kołyszemy się w rytm jakiejś tęsknej melodii – Nie wiedziałam, że można zaprosić nieobdarowanego!
- Nie można, ale ogłoszenie wyników jest o północy, a więc tuż przed twoimi urodzinami... - muska moje ucho – Chciałem zaprosić także twoich przybranych rodziców, ale to nie przejdzie.
- Wiem, i tak dokonałeś niemożliwego – wzruszenie odbiera mi głos.
- Paskudnie wykorzystałem koligacje rodzinne – śmieje się – Chodź, poznasz Andrieja.
- Tego od komputerów? - przypominam sobie, jak rozmawialiśmy z Timothy'm.
- Dokładnie. I tego samego, któremu złamałem nogę...
- Bo ratowałeś mu tyłek! - chichoczę.
- Skoro tak mówisz...? - Oskar prowadzi mnie w pobliże drzwi.  
     Po drodze mijamy chłopaka, który wygląda znajomo. Przygląda mi się. Odwracam się, ale znika mi wśród ludzi. Wydaje mi się, że jest ich jakoś więcej.
- Witajcie! - chudy chłopak z włosami do ramion podnosi się zza stołu na nasz widok.
- Witaj – wyciągam do niego dłoń – Jak noga?
- Ach! Wiesz o mojej eskapadzie – posyła Oskarowi pełne wyrzutu spojrzenie – Doktor Roberts i lady Margaret czynią cuda.  
- Nie przejmuj się – pocieszam go – Byłam po prostu w zamku, kiedy to się stało. Martwiliśmy się.
- Rozumiem...
     Rozmawiamy jeszcze chwilę. Cały czas mam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Ten chłopak! Skąd ja go znam? Próbuję się skupić, ale mój umysł jest zajęty tyloma bodźcami!  
- Oskar, tych ludzi jest jakby więcej. Wielu nie znam...
- To zamknięta impreza, ale pozwoliłem chłopakom przyprowadzić kilku znajomych. Chcieli cię zobaczyć na własne oczy – w głosie Oskara wyczuwam skruchę – Nie miałem sumienia odmówić. Dla niektórych jesteś po prostu wnuczką Rosanny, ale dla innych nadzieją. Oczywiście, każdego sprawdzają! - zaznacza.  
     Teraz rozumiem! Ale ten chłopak nie daje mi spokoju. Ja go już gdzieś widziałam... Rozglądam się.
- Coś się stało? - Oskar jest czujny.
- Widziałam tu chłopaka, którego znam, ale nie wiem, skąd...
- Pokaż mi go.
- Już go nie ma, ale był – rozglądam się po sali – Chodźmy potańczyć. Może go zauważę?  
     Staram się, ale chłopaka nigdzie nie ma. W końcu dochodzę do wniosku, że musiało mi się przywidzieć. Bawimy się jeszcze jakiś czas.  
- Chyba wystarczy? – Oskar przywołuje do nas Johana i Grega – Powinniśmy się zbierać, bo startujemy tuż po wschodzie słońca.      
- Do zobaczenia – ściskam Manuelę i Akosa.
     Pozostali też się zbierają. Zjawiamy się w apartamencie Oskara. Stąd już sama dotrę do własnego pokoju. Mam ochotę się poprzytulać.  
- Mamy jeszcze sporo czasu. Przyjdziesz do mnie? - pyta. Czy on czyta w moich myślach?
- Mmmm, z przyjemnością – mruczę – Na Insomni było łatwiej. Miałam do ciebie dwa kroki... O cholera!
- Co się stało?  
- Wiem! Wiem, skąd znam tego chłopaka! Zagadywał mnie na lotnisku! Aga nazwała go surferem! Jak pomyślałam o Insomni, to skojarzyłam! - nagle przypominam sobie całą scenkę – Lecieliśmy na Rodos tym samym samolotem. Wypytywał mnie, co będę robić... Wtedy też mi się przyglądał, ale ja jeszcze nie miałam Daru. To znaczy, miałam, ale on się nie ujawnił.  
- Spokojnie. Opisz mi go dokładnie, a ja każę chłopakom ustalić, z kim przybył. Znajdziemy go i przepytamy – mówi spokojnie, ale wiem, że mój beztroski chłopiec znów jest „w pracy”.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2662 słów i 14922 znaków.

Dodaj komentarz