Meteory. W blasku dnia 15

Meteory. W blasku dnia 15Rozdział 28

Grecja. Grudzień 2014
     Swen stracił równowagę. Nie upadł jednak, a dosłownie poleciał na ścianę.  
- Co to, kurwa...? - nie dokończył, zszokowany.  
     Oskar ochłonął pierwszy. Nagle poczuł w sobie energię, która nie tylko uśmierzyła ból, ale dała mu siłę, by wstać. Zerwał się na równe nogi. Swen zrobił to samo. Wciąż miał w ręku broń, wycelował więc i strzelił.  
     Oskar uchylił się bez trudu. Swen rzucił pistolet na kamienną posadzkę i wyciągnął przed siebie dłonie. Oskar już na niego czekał, gotów do walki.  
- Niech mój ród i moja krew staną za mną – wypowiadając słowa, Oskar odchylił głowę, śledząc Swena spod półprzymkniętych powiek.
- To niemożliwe! - Swen rozczapierzył palce, jak drapieżny ptak – Nie śnimy!
- Swenie ... , zabiłeś mego ojca..., niech teraz... jego krew...  – Oskar czuł, jak energia ucieka z jego ciała. Uświadomił sobie, że ubranie na jego piersi nasiąka krwią. Słabł. Zebrał się w sobie i zdrową ręką przytrzymał krwawiące miejsce. Poczuł się nieco lepiej.
- Nie uzdrowisz się – zimny śmiech Swena odbił się od ścian – Nie zdążysz.  
     Umysł Oskara podpowiadał mu, że Swen ma rację. Postanowił jednak podjąć desperacką próbę. Skoro wszystko było tak, jakby śnili, stał za nim nie tylko jego Ród, ale całe Zgromadzenie.    
- Mistrz was wzywa – wyszeptał bezgłośnie – Władza Mistrza was wzywa.  
     Twarz Swena wykrzywił okropny grymas. Wokół Oskara pojawiły się pojedyncze złociste drobiny. Poczuł, jak Dar Oskara przybiera na sile.  
- Niech mój Ród stanie za mną – wydyszał.
     Sytuacja była patowa. Obaj dysponowali taką samą siłą. Gdyby Oskar nie był ranny, z łatwością pokonałby Swena, ale... Było ale, i to jakie!
- Pomóż mi! - wrzasnął Swen, słysząc dochodzące z korytarza odgłosy – Uderz go!  
     Nagle do komnaty wpadł pomocnik Swena. Wpadł, to właściwie nie było odpowiednie określenie. Coś cisnęło nim o ziemię, z taką siłą, że przeleciał po wypolerowanym kamieniu i zatrzymał się pod ścianą, znów tracąc przytomność.  
- To miałeś na myśli? - drżący z emocji głos należał do Majki.
     Zanim którykolwiek z mężczyzn zdążył zareagować, przyskoczyła do Oskara i przycisnęła obie dłonie do jego ramienia, tamując krwawienie. Z całej siły pragnęła uśmierzyć jego ból, który sama odczuwała niemal fizycznie.  
- Ty suko! - wycharczał Swen, zanim zwalił się na ziemię, jak rażony piorunem.  
- Nie zabijaj! - krzyknęła – Nie zabijaj... – powtórzyła błagalnie.
- Nie mam zamiaru – Oskar spojrzał jej w oczy.
     W tym jednym spojrzeniu było tyle emocji i tyle rożnych uczuć, że żadne słowa nie byłyby w stanie tego wyrazić. Łzy napłynęły jej do oczu. Oskar się zachwiał.  
- Zwiążmy ich, zanim się ockną – powiedział przytomnie – Nie rozumiem, co się dzieje, i nie wiem, jak długo to potrwa, więc wykorzystajmy przewagę - zarzucił niewidzialne pęta na Swena i jego draba – A teraz tradycyjny sposób.
     Związanie dwóch rosłych mężczyzn przy pomocy czterech pasków nie było prostą sprawą, biorąc pod uwagę, że Oskar nadal potrzebował pomocy. Oboje mieli ręce w jego krwi.  
- Jak to zatamować? - Majka ściągnęła z siebie bluzkę i zrobiła z niej prowizoryczny opatrunek.
- Nie mogę uwierzyć, że już po wszystkim – powiedział nagle Oskar – Myślałem, że stoczymy walkę, że...
- Jeszcze ci mało? - oburzyła się – A co ty niby zrobiłeś? To nie była walka? Jesteś ranny! - wyrzuciła w górę ręce.
- Masz rację – zgodził się potulnie – Miałem na myśli, że w sumie łatwo poszło...  
- Niezupełnie. Nie umiem stąd wyjść – powiedziała z rozpaczą w głosie, wyciągając z kieszeni kamień i pokazując go Oskarowi.
- Zamknęłaś nas? - szepnął ze zdumieniem – Skąd ci to przyszło do głowy?
- To dość zawiłe – westchnęła – Babcia Rosanna mi pokazała. Chyba ją jakoś przywołałam... Oskar?  
- Muszę usiąść – osunął się powoli, opierając się plecami o ścianę – Ta rana mnie osłabia. Muszę odpocząć...
- Coś wymyślę – Majka wytarła ręce w strzępy pozostałe z jej bluzki – Jesteś strasznie blady.  
- Przeżyję – słaby uśmiech rozjaśnił jego twarz – Mów do mnie.  
- Kiedy zobaczyłam, jak wchodzą, zaczęłam błagać w myślach o pomoc i wtedy mi się pokazała. Weszła do tunelu, wyjęła kamień i... - Majka rozłożyła ręce – Ja zrobiłam to samo. Kiedy drzwi się zamknęły, kamień się rozgrzał, a ja poczułam swój Dar.  
- Widocznie tak trzeba zrobić, żeby komnata... stała się... żebyśmy byli, jak we śnie – Oskar walczył z opadającymi powiekami – Może można kogoś przywołać? Spróbuj.  
- Już próbowałam tam na górze, jak się zorientowałam, że po zamknięciu komnaty czuję energię – przyznała.
- Ale było przed zachodem słońca, a teraz jest noc. Spróbuj jeszcze raz. Ja też spróbuję...
- Nie! Oszczędzaj siły. Nie wiadomo jak długo tu posiedzimy.    
     Swen jęknął. Majka wstała i sprawdziła jego więzy. Trzymały mocno. U drugiego więźnia podobnie. Podniosła latarki i po sprawdzeniu ich stanu, zgasiła dwie z nich. Śniący nie potrzebowali światła, by widzieć. Ona, w tej chwili też nie. Oskar siedział z przymkniętymi powiekami. Oddychał płytko. Wyjęła kamień i obeszła całą komnatę, szukając miejsca, gdzie mogłaby go przyłożyć. Potem sprawdziła w prostym odcinku korytarza.  
- Oskar, słyszysz mnie? - kucnęła obok niego – Pójdę na górę, do drzwi.  
- Mhm – wymruczał sennie.  
     Mając do dyspozycji Dar, nie zaprzątała sobie głowy wspinaniem się. Poleciała jak w plastikowych rurach, które montuje się na basenach dla uciechy dzieciaków, tylko w odwrotnym kierunku. Spróbowała przywołać któregoś ze strażników kluczy, potem Maksa, a wreszcie Margaret. Na próżno. Obmacała drzwi i ich sąsiedztwo, ale i to na niewiele się zdało. Byli w pułapce.  
- I co? Po to ratowałaś ukochanego, żeby teraz patrzeć, jak zdycha? - w komnacie przywitał ją zimny głos Swena.  
- Zamknij się – warknęła.
- Wszyscy przez ciebie zdechniemy – Swen ją zignorował – Na pociechę powiem ci, że on umrze pierwszy.
- Nie umrze! - krzyknęła, ale był to krzyk rozpaczy – Nie umrze – powtórzyła z uporem.  
- Nie? - w tym krótkim słowie Swen zawarł chyba cały swój jad.
     Majka stanęła nad nim z zaciśniętymi pięściami. Jej wzrok padł na broń leżącą obok Oskara.
- Śmiało – zachęcił ją Swen – Zabij mnie.
     W tej chwili nienawidziła go tak strasznie! Powoli odwróciła się i podeszła do Oskara. Spał. Położyła mu dłoń na czole. Było ciepłe i pokryte potem. Nawet ona wiedziała, że to niedobrze. Zajrzała do opatrunku. Przesiąkł krwią, ale wyglądało na to, że wszystko się ustabilizowało.  Zastanowiła się, nad ich położeniem. Skoro na górze byli ludzie Swena, to otwarcie drzwi nie poprawiłoby ich sytuacji. Nikt nie wiedział, gdzie pojechali. Mogły minąć dni, zanim grupa Agnieszki znajdzie to miejsce.  
- Spójrzmy prawdzie w oczy – Swen znów się odezwał – Myślałaś, że jesteś taka sprytna, taka wspaniała, a wpakowałaś nas wszystkich do tego grobu.
- No, dla ciebie to i tak za mała kara – odcięła się. Co on powiedział? Grobu?  
     Majka zerwała się na równe nogi. Oskar odetchnął głęboko. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Spał głębokim spokojnym snem. Podeszła do niego i kucnęła obok.
- Kocham cię – wyszeptała – Przepraszam, że nas tu zamknęłam, ale gdybym zrobiła tak, jak chciałeś, byłoby jeszcze gorzej. Nie mogłam cię zostawić samego na pastwę tych... - urwała i otarła łzy wierzchem dłoni – Nie wierzę, że nas tu porzuci. Po prostu nie wierzę – głos jej się załamał.  
- Otarłbym łzę, gdybym mógł – zakpił Swen.
- A gadaj sobie – prychnęła.  
     Podeszła do wyjścia z komnaty i dokładnie obejrzała miejsce, gdzie skała stykała się z czarnym kamieniem. Przywarła do jasnej skalnej ściany i przymknęła oczy. Stała tak dłuższą chwilę.
- Co przegapiłam? Czego nie rozumiem? - mruczała do siebie.
     Weszła do komnaty i zrobiła to samo. Tym razem, kiedy przywarła do ściany, poczuła w całym ciele dziwne mrowienie. Obróciła się i rozkładając ręce przycisnęła piersi i policzek do kamienia.  
- To czakram – szepnęła do siebie i odwróciła się.
     Jej wzrok padł na zagłębienie pośrodku komnaty. Było jak płytka misa. Jak gniazdo, pomyślała i usiadła w nim. Objęła podkulone kolana i oparła na nich głowę. Jeśli to czakram, a my jesteśmy w środku, to teraz znajduję się w samym centrum, dedukowała. Spojrzała na Oskara. Nadal był pogrążony we śnie. Swen próbował się przesunąć do swego towarzysza, ale więzy mocno trzymały.  
- Leż spokojnie, bo inaczej ja cię uspokoję – zagroziła.
- A co mi zrobisz? - odwrócił głowę i spojrzał jej w oczy – Nie jesteś zdolna do morderstwa – szyderczy uśmiech wykrzywił jego usta.
- Oczywiście, że nie – oczy Majki zwęziły się do szparek – Ale mocny cios w potylicę albo w splot słoneczny...? - zawiesiła głos.  
     Uśmiech Swena zbladł. Majka przymknęła powieki i rozluźniła mięśnie.  
- Babciu Rosanno, pokaż mi, co dalej – zamruczała do siebie – Słowa... Proszę cię słowami... ale nie zwykłymi, tylko takimi prosto z serca.
     Swen patrzył na nią z rosnącym niepokojem.    
---

Manzanares el real. Grudzień 2014.  
     Dziedziniec zamku tonął w gęstym mroku, podczas gdy podcienia oświetlały latarnie przypominające kute pochodnie. Specjalnie tak je zaprojektowano, by nie zaburzyć harmonijnej całości. Podobnie miała się rzecz z podjazdem dla samochodów. Parking znajdował się w bocznej części, tak by zarówno z zewnątrz, jak i po wejściu w obrąb zamku, widok nowoczesnych aut nie kontrastował ze starymi murami.  
     Juan miał spory kawałek od swojej sypialni do miejsca, gdzie mieli na niego czekać jego goście. Przybyli w czasie, gdy on odbierał od ojca klucz. Dotknął ciążącego mu na szyi skórzanego woreczka z kamieniem. Pragnął go od chwili, gdy się o nim dowiedział, marzył o nim, a teraz miał go na szyi. Tak szczęśliwy czuł się tylko w dniu, gdy otrzymał klucze do zamku. Spojrzał z dumą na stare mury. Od chwili, gdy tu zamieszkał, zaczął przywracać im blask. Nic dziwnego, że zamek zrobił wrażenie na Konstancji. Swoją drogą, ciekawe, czego ta pyskata mała mogła chcieć? Zastanowił się, czy to przypadkiem nie będzie jakaś sztuczka Timothy'ego? Wszyscy wiedzieli, że szczerze się z Raulem nienawidzą. Nie! Odrzucił tę myśl. Nie, on miał Dar siły i tylko to uznawał. Jeśli już, to robota Anastazji. Tyle, że nakrycie ich razem byłoby większym problemem dla niej, niż dla niego. Zwłaszcza w JEGO zamku. Wszedł do pomieszczenia, które kiedyś było komnatą straży, a teraz połączeniem poczekalni z wygodnym salonem.  
- Witajcie – zwrócił się do starszej pani i jej nastoletniej wnuczki.
- Witaj, don Juan – ukłoniła mu się z szacunkiem.
- Mam nadzieję, że nie czekacie długo – z zadowoleniem zauważył, że podano im nie tylko napoje, ale też tapas, drobne przekąski.  
- Ależ skąd? - kobieta potrząsnęła głową.
- W takim razie, proszę za mną – uśmiechnął się do dziewczynki i wyciągnął do niej dłoń – Jestem Juan, a ty jak masz na imię?
- Gloria – szepnęła, dygając.
- Pięknie – mrugnął do niej – Idziemy?
     Wyszli razem i skierowali się do piwnic. O drodze Juan objaśnił obu, co mają zrobić w komnacie, prosząc jednocześnie, by obie złożyły przysięgę, że nie ujawnią nikomu treści rozmowy. Na miejscu otworzył komnatę i zaprosił swoje towarzyszki do środka.  
- Połóżcie dłonie na tej skale – poprosił.
     Uczyniły to z pewnym wahaniem.
- I co? - spytał po chwili.
- Nie wiem, czego się spodziewać – starsza pani była wyraźnie zakłopotana.
- Gdyby zadziałało, wiedziałabyś – westchnął – Trudno... - urwał nagle.
     Coś go dotknęło, a właściwie jakby musnęło jego umysł. Coś nieuchwytnego.  
- Don Juan? - Gloria przyglądała mu się z uwagą – Co ci się stało?
- Gloria! - skarciła ją babka.
- W porządku – uspokoił ją Juan – Dziękuję wam, że przybyłyście. Mój kierowca odwiezie was do domu.  
- Przykro mi – kobieta rozłożyła ręce.  
     Juan znów to poczuł. Jakby czyjąś obecność. Rozejrzał się po komnacie, ale przecież byli sami.  
- Wyjdźmy stąd – wskazał  im wyjście – Odprowadzę was.  
     Zamknął pospiesznie komnatę i wsunął kamień do kieszeni z postanowieniem, że za chwilę tu wróci.  
     Idąc dziedzińcem dosłyszał sygnał swojej komórki. Zaklął w duchu. Musiał zostawić ją w sypialni. Jeszcze raz podziękował swoim gościom. Na koniec wręczył Glorii pięknie zdobiony, oprawiony w tłoczoną skórę kodeks i pożegnał się.  
     Komnata, czy telefon? Stał wahając się. Nagle uświadomił sobie, że to może być Konstancja. Dotknął kamienia, spoczywającego spokojnie w jego kieszeni. Wydał mu się ciepły, ale przecież miał go w kieszeni dość obcisłych spodni. Westchnął zniecierpliwiony i pobiegł do sypialni.
---
Kornwalia. Grudzień 2014.
     Salon Anastazji i Timothy'ego Cavendishów został pospiesznie zamieniony na centrum operacyjne. Gospodarze, Maksymilian Lowrens i Laura Spera wpatrywali się w Doriana, sekretarza starego Mistrza. Wszyscy byli skonsternowani.  
- Co się dzieje? - Juan wszedł do salonu i zaskoczony spojrzał na zgromadzonych – Dostałem wiadomość...
- Sam jest szpiegiem Swena – rzucił Timothy – Dorian to odkrył i chciał przekazać wiadomość Oskarowi, ale się spóźnił. Ludzie Swena pojmali albo zabili naszych. Greg i reszta już tam jadą.
- A Oskar? A Maryann? - Juan stanął, jak wryty – Gdzie oni są?
- Nie mogłem niczego dostrzec – odparł Dorian – Weszli do azylu, którego nie byłem w stanie pokonać. Wiem tylko, że jest tam również Swen i chyba któryś z jego ludzi. Otoczył azylem samochód swoich, ale nie bardzo silnym, choć dla mnie nie do przejścia – rozłożył ręce -  Sam siedzi na platformie windy...  
- Plan jest taki – przerwał mu Timothy – Ruszamy tam natychmiast. Przełamiemy azyl Swena i uwolnimy ludzi, a jak przyjedzie Greg z chłopakami, to wejdzie tam, gdzie jest ten silny azyl.
- Sir Covendish – Dorian podniósł ręce, jakby chciał go powstrzymać – Pozwól mi powiedzieć...
- Co jeszcze?! - rzucił niecierpliwie Timothy.
- W tej chwili są tam już  pewnie nasi ludzie z innych grup – zaczął – Tak, są jeszcze dwa inne zespoły. Jeden pilnuje Mistrza i jego towarzyszy z ukrycia, a drugi czatował w pobliżu grupy Agnes i Grega. Liczyliśmy, że Swen się ujawni i wtedy go złapiemy. Nie przewidzieliśmy tylko, że szpieg jest tak blisko Mistrza...
- Ujmiemy?! - ryknął Timothy – Kto? Kto o tym wiedział?
- Tylko ja i Mistrz, i... - zawahał się, zerkając na Maksymiliana Lowrensa.
- Oddałem Doriana do dyspozycji Oskarowi – powiedział spokojnie ten ostatni – Nie chciałem znać szczegółów, żeby niczego nie zdradzić nawet przypadkiem.
     Timothy przymknął oczy z trudem zapanowując nad furią. Dorian pobladł. Wszyscy jakby się skulili, czekając na wybuch. Nic takiego jednak nie nastąpiło.  
- Tak, czy inaczej trzeba sprawdzić – rzucił nagle Timothy, a wszyscy odetchnęli z ulgą – zawiadom Margaret – zwrócił się do żony, po czym spojrzał na Juana.
- Jestem gotów – odparł tamten.
- Przydam się? - spytała z prostotą Laura.
- Tak. Ty również, jeśli masz takie życzenie – Timothy spojrzał na swego teścia.
- Już myślałem, że jestem za stary – usłyszał w odpowiedzi – Dorianie, prowadź.

Rozdział 29

Grecja. Grudzień 2014
- To czakram. Jestem w czakramie, a wokół mnie jest energia. Czuję ją - nie jestem pewna, czy wypowiadam słowa, czy one są tylko w moim umyśle - Babciu Rosanno, przecież wiem, że tu jesteś. Widziałam cię.  
- Jesteś pewna? - głęboki kobiecy głos rozbrzmiewa zadziwiająco blisko – Jesteś pewna tego, co widziałaś?
- Tak! Nie. Nie wiem...
- Wiec czego jesteś pewna?
- To czakram. Na pewno tak! Czułam jego energię. Nawet zwykli ludzie ją czują... - rozglądam się, próbując odnaleźć źródło, z którego dochodzi głos – Gdzie ja jestem? - otacza mnie ciemność. Nagle uświadamiam sobie, że nie wiem, gdzie jest góra, a gdzie dół – Gdzie ja jestem?!  
- Zanurzyłaś się w swoich myślach, w swoim Darze.  
- Jak to możliwe?
- Jesteś w punkcie mocy. Tu możesz WSZYSTKO!  
- Jak to? Mogę cię zobaczyć? - pytam z niedowierzaniem.
- Chciałaś mnie usłyszeć, więc mnie słyszysz. Jeśli zechcesz mnie widzieć...
     Wydaje mi się, że z ciemności wyłania się postać Rosanny. Widzę jej twarz, siwe włosy i oczy, dwukolorowe, jak moje.
- Widzę cię – cieszę się, jak dziecko – Zaraz! Czy ja to sobie wyobrażam? Przecież ty nie żyjesz.
     Uśmiecha się do mnie z pobłażaniem, po czym rozkłada ręce. Nagle wokół niej pojawia się mnóstwo różnych postaci. Jedne bardzo wyraźne, inne ledwie w zarysie.
- To twoi przodkowie – mówi – A właściwie to, co z nich pozostało. Tu możesz ich poczuć. To miejsce jest wyjątkowe.  
- Są w czakramie?
- Nie – babcia Rosanna znów się uśmiecha – Są w tobie, podobnie jak ja. Wszyscy kiedyś nosiliśmy w sobie Dar, który teraz należy do ciebie. Każde z nas dołożyło coś od siebie. Nową wiedzę.  
- Och!
- Tutaj możesz po nią sięgnąć. Możesz czerpać ze swojego Daru, jak z naczynia. Jesteś spadkobierczynią Kaliope. To tu, w pobliżu tej skały, błagała Naturę o pomoc. To tutaj jej potomkowie odnaleźli czakram i wydrążyli tę komnatę. Tu powstał klucz.
- Po to, żeby się kontaktować z umarłymi? - pytam.
- Po to także, ale przede wszystkim, by móc przekazać Dar tym, którzy nie otrzymali go w sposób naturalny – wyjaśnia.
- Więc jednak to jest możliwe! W zwojach napisano prawdę!
- W zwojach? - wydaje się zaskoczona.  
- W pozostałych trzech komnatach są zwoje. Tam jest napisane, że można przekazać Dar, czerpać z naczynia – mówię szybko.
     Rosanna cofa się, a na jej miejsce wstępuje inna postać. To także kobieta. Ma na sobie dziwną powłóczystą szatę.  
- Jestem Malisandra. To za mojego życia podzieliliśmy naczynie na trzy części i umieściliśmy je w trzech osobnych komnatach – mówi równie spokojnym, miękko brzmiącym głosem – Dawało Mistrzowi zbyt dużą władzę.
- O rany, więc to skała jest naczyniem! - wykrzykuję - Ale dlaczego? - nie rozumiem - Przecież Mistrz może rozkazywać każdemu. Co to zmieniło?
- Cztery osoby musiały się spotkać w określonym czasie. Było trudniej podjąć decyzję o odebraniu Daru, kiedy miało się wyjaśnić powód tylu Obdarowanym.  
- Czy wiesz, że teraz nie można odebrać Daru? - pytam – Mistrz nie ma takiej władzy, choć Zgromadzenie o tym nie wie.  
- To też niedobrze – zasępia się.
     Na jej miejsce wstępuje jeszcze inna kobieta. Trudno mi określić, czy żyła wcześniej, czy później, niż Malisandra.
- Jestem Sofija. To ja ukryłam przed Mistrzem mój klucz – patrzy mi w oczy. Nagle zdaję sobie sprawę, że one wszystkie mają oczy jak Rosanna... jak ja!
- Ale dlaczego?
- Kochałam go, jak nikogo na świecie, ale on podejrzewał, że jest inny mężczyzna. Chciał mu odebrać Dar, żebyśmy się nie mogli spotykać. Nie zdradziłam go nigdy, więc nie mogłam mu na to pozwolić... – mówi dramatycznym głosem.  
- Rozumiem – szepczę – Chciałaś go chronić przed klątwą.
- Klątwą? Jego? - patrzy na mnie zdumiona – Mistrz ma władzę absolutną, nadaną przez Zgromadzenie. Klątwa go nie dotyczy.
- A więc, przed czym?
- Taka władza zmienia człowieka. Mieliśmy wielu Mistrzów, którzy nie byli na nią gotowi, a on był jednym z nich.
- Dar zanika. Jeśli mi nie pomożecie, Zgromadzenie nie przetrwa – szepczę – Może mogłabym użyć naczynia tylko do przekazywania Daru? Bez odbierania...?
- Tego nie można rozdzielić. Musisz podjąć decyzję ze wszystkimi konsekwencjami... - milknie i spuszcza wzrok.  
     Czuję się taka zagubiona. Niby dostałam wiedzę, niby tyle zrozumiałam, a nadal nie wiem, co robić!  
- Babciu Rosanno! - próbuję odszukać ją wzrokiem – Wiedziałaś, prawda? Dlatego nie powiedziałaś Maksowi. Nie był gotów... - jestem w szoku – Ale w takim razie, dlaczego zostawiłaś mi ślad? Chciałaś, żebym to znalazła, a nawet nie wiedziałaś, kto będzie Mistrzem.
- Jest nim Oskar Lowrens – mówi ze spokojem – Gdyby było inaczej, nigdy byś tu nie trafiła.  
- Więc Oskar może odebrać Dar Swenowi... - zakrywam usta dłońmi. Jestem porażona, tym, czego się właśnie dowiedziałam – Ale skąd będę wiedziała, że on jest gotów na taką władzę?
- Jeśli ty tego nie wiesz... - zawiesza głos i kręci głową.
- Oskar... Muszę wracać! On jest ranny, a ja nadal nie wiem, jak wyjść z tej komnaty! Powinnam go ratować, a ja tu sterczę! - nagle wraca mi rozsądek – Jeśli coś mu się stanie, to nie wiem, co ze mną będzie!  
- Nie tak szybko – babcia patrzy mi w oczy – Potrzebujesz więcej wiedzy. Tylko wtedy będziesz mogą podjąć decyzję.
---

     Swen poruszył się niespokojnie. Więzy wrzynały mu się w nadgarstki tak, że prawie nie czuł dłoni. Majka wciąż tkwiła bez ruchu na środku komnaty. Oczy miała przymknięte, a twarz spokojną, wręcz odprężoną. Oskar spał, oparty o ścianę po przeciwnej stronie komnaty. Oddychał ciężko, ale równomiernie.  
- Panie... - towarzysz Swena odważył się odezwać, ściszając głos – Co mam robić?
- Spróbuj się przesunąć i rozwiązać mi ręce – odszepnął, spoglądając to na Majkę, to na Oskara.
     Wyglądało to dość komicznie, kiedy umięśnione ciało zaczęło pełznąć, niby ogromna gąsienica.  Swen również spróbował się przemieścić, by ułatwić swemu słudze zadanie.
- Nie ruszać się – głos Oskara był słaby, ale stanowczy.
- Bo co? - spytał Swen, spoglądając z lekceważeniem, jak Oskar stara się sięgnąć lewą ręką po broń. Majka nawet nie drgnęła. Zupełnie, jakby popadła w letarg – Zabijesz mnie?
- Jeśli mnie zmusisz... - urwał, czując silny zawrót głowy. Obraz zaczął mu się rozmywać – Majka!  
- Nie zostało ci wiele życia – prychnął Swen – Kula musiała uszkodzić ważną arterię. Wykrwawisz się.
- Nie chodzi o mnie – Oskar odetchnął i zamrugał, próbując odzyskać ostrość spojrzenia – Jesteś zagrożeniem dla Zgromadzenia i mojej rodziny. Jeśli Majka nie znajdzie sposobu na odebranie ci Daru, i tak będę musiał cię zabić.
- Jeśli zdążysz – Swen spojrzał wymownie na nieruchomą postać skuloną pośrodku komnaty – Nie żal ci? Młoda żona... Nie zdążyłeś jej zrobić dziecka – na jego twarzy pojawił się mściwy uśmiech – Ktoś inny to za ciebie zrobi. Jest młoda i piękna... - z satysfakcją patrzył, jak na twarzy Oskara pojawia się wyraz cierpienia.  
     Oskar czuł, jak tętno mu przyspiesza, ale osłabione utratą krwi serce zakłuło boleśnie. Spróbował odegnać czarne myśli, ale obraz Majki w objęciach obcych ramion, wywołał ból równie mocny, jak fizyczny.
– Trudna sprawa – ciągnął Swen - Zabijesz mnie, to nici z potomka. Nie zabijesz, to wcześniej czy później się oswobodzę. Tyle, że ciebie to już nie dotyczy. Umierasz tak młodo i tak... bezpotomnie.  
- Ale mój ród nie zginie wraz ze mną, jak twój – Oskar zacisnął dłoń na rękojeści pistoletu. To, co miał zamiar zrobić, napawało go obrzydzeniem, ale wiedział, że Swen ma rację. Jego czas się kończył – Majka! - spróbował się podnieść, ale ciało odmówiło współpracy  – Majka, kochanie, ocknij się! Mój dziadek ma jeszcze wnuczkę... - w jego głosie brzmiała desperacja.     
     Swen pobladł, zdając sobie nagle sprawę, że Oskar naprawdę nie ma już nic do stracenia. W jego czarnych oczach dojrzał determinację pomieszaną z rozpaczą. Czyżby przeciągnął strunę?Mistrz wszedł na drogę, z której nie było odwrotu.  
     Majka odetchnęła nagle głęboko i otworzyła oczy. Scena, którą ujrzała, zmroziła jej krew w żyłach.
- Oskar, odłóż broń – poprosiła łagodnie.
- Nie może stąd wyjść... z Darem... - starał się utrzymać rękę nieruchomo – Nie mogę... do tego... dopuścić.
- Pozwól mi to załatwić – Majka uklękła i wyciągnęła rękę w jego kierunku – Mam wiedzę, której potrzebowałam. Mogę ocalić Zgromadzenie. Oddaj mi broń. Nie musisz go zabijać.
- Muszę... - spojrzał jej w oczy - Muszę cię chronić. Za wszelką cenę...
- Mam wiedzę – powiedziała z naciskiem – Muszę cię uzdrowić. Swen może poczekać. Zresztą, potrzebuję go żywego.
     Oskar powoli opuścił lufę pistoletu. Przed oczami latały mu czarne płatki. Nawet, gdyby chciał, nie byłby zdolny trafić w cel. Miał poczucie, że zawiódł. Zaraz... wiedza? Jaka wiedza?  
- Nie ruszaj się! - Majka musnęła ustami jego włosy – Daj mi chwilę. Nie umieraj mi tu!
     Wyjęła mu pistolet z ręki i odłożyła go na bok. Podeszła do Swena i złapała go za ubranie, po czym bez najmniejszego trudu przyciągnęła w pobliże Oskara.
- Co ty wyprawiasz? - Swen spróbował się bronić.
- Służę mojemu Mistrzowi – wycedziła przez zęby.
     Niewidzialne więzy przytrzymały rzucającego się Swena. Majka położyła mu na piersi dłoń, a drugą na piersi Oskara. Zaczęła mamrotać po cichu.
- Zostaw mnie! - Swen usiłował walczyć – Co mi robisz? Zostaw mój Dar! - jęczał.
- Zamknij się – mruknęła –  potrzebuje twojej energii. Nie mam władzy, by ci odebrać Dar, a szkoda...  
     Rzeczywiście, im dłużej to trwało, tym Swen stawał się słabszy. Za to Oskar nabierał kolorów.
- Jak się czujesz? – Majka spojrzała na męża z niepokojem.
- Dużo lepiej – patrzył na nią ze zdumieniem – Skąd wiesz, co robić?
- Długo, by mówić – roześmiała się – Poczekaj, aż zobaczysz, co jeszcze potrafię.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 4698 słów i 26249 znaków.

3 komentarze

 
  • Drum2010

    ech i dalej nas przetrzymujesz :(

    20 paź 2016

  • Roksana76

    @Drum2010 , no dobra, specjalnie dla Ciebie wrzucam dalszy ciąg  :P

    20 paź 2016

  • Drum2010

    Nudze sie w pracy i nie mam co czytac bo kolejnej czesci brak :(

    19 paź 2016

  • KAROLAS

    Cudo  :bravo:

    18 paź 2016