Meteory. W blasku dnia 10

Rozdział 18
Zamek Ainay-le-Vieil. Grudzień 2014

     Majka zapukała do apartamentu Margaret i czekała, aż zza drzwi rozlegnie się zaproszenie.  
- Maryann! - gospodyni powitała ją w progu i natychmiast zaprosiła do wnętrza – Myślałam, że będziesz spała do południa, zażartowała wprawiając Majkę w zdumienie.
- Spałam dość, żeby wypocząć – roześmiała się, by pokryć zmieszanie – Nie przeszkadzam ci? - odruchowo rozejrzała się, szukając oznak obecności Marcusa.  
- Skąd! Kawy? A może soku? - Margaret wyglądała promiennie.
- Poproszę sok – usadowiła się na jednym z wysokich stołków – Chciałam z tobą porozmawiać o... - zawahała się.  
- Twojej nowej pozycji? - pomogła jej Margaret.
     Majka roześmiała się z cichym prychnięciem. Jakoś to trzeba było nazwać.
- To nasza rodzinna tradycja, jak w większości starych rodów Obdarowanych – Margaret uśmiechnęła się pobłażliwie - Rodem zarządza najstarszy w pełni Obdarowany, a domem jego żona, lub kobieta o najwyższej pozycji.  
- A ty?  
- Oskar jest Mistrzem, a ty jego żoną – w głosie Margaret brzmiała łagodna perswazja –  Nie ma tu równych tobie. Jestem matką Mistrza, ale nawet ja muszę się liczyć z twoim zdaniem.
- Och, daj spokój! Nie mogłabym... - urwała, na widok miny swojej rozmówczyni.
- Taka jest kolej rzeczy - ciepły głos Margaret zadziałał na Majkę uspokajająco.
- Wspaniale, że tak się udało przyjęcie – zgrabnie zmieniła temat - To niewiarygodne, że zdołałaś to zorganizować w tak krótkim czasie – upiła odrobinę soku, by zamaskować zakłopotanie.
- Na szczęście od dziś mam wolne – w oczach Margaret zatańczyły figlarne ogniki. Wyglądała na naprawdę szczęśliwą – Zdradzę ci pewien sekret, który ułatwi ci życie w tym zamczysku. Większość przyziemnych spraw załatwiał za mnie Marcus. Wyślij do niego Manuelę, a on podpowie jej, jak zdjąć ci z barków dużą część obowiązków.  
- Naprawdę? Marcus to wszystko organizował? - Majka aż zamrugała zaskoczona.
- Wie lepiej ode mnie, jak działa kuchnia i ile wydajemy na prąd – zażartowała Margaret – Ja nawet nie próbuję w to wnikać.
- O cholera! Przepraszam – Majka zakryła dłonią usta – Nie wiem, czy Manuela sobie poradzi? Chciałam ją zabrać ze sobą, a poza tym mam dla niej inne zajęcia – stropiła się.
- Niczym się nie martw. Marcus może pełnić swoje obowiązki, dopóki nie wrócicie. Potem zadecydujesz, jak chcesz to rozwiązać – Margaret ujęła delikatnie dłonie Majki i potrząsnęła nimi –  Właściwie, to może je pełnić nawet dłużej. Lubi to.  
- Muszę mu podziękować za to wszystko. Nie zdawałam sobie sprawy, że to on za tym stoi – Majka dopiła sok – A gdzie on właściwie jest?
- Poszedł dopilnować, żeby wszystko uprzątnięto zanim wstaną goście. Ochroniarze nie są tak sprawni, jak sprzątacze i pokojówki, ale w obecnej sytuacji woleliśmy nie zatrudniać dodatkowej służby  – Margaret westchnęła ciężko.
- Mam nadzieję, że szybko się z tym uporamy – Majka pocałowała teściową w policzek i ruszyła do wyjścia. Zatrzymała się jednak przed drzwiami – Cieszę się, że jesteś szczęśliwa – rzuciła na pożegnanie i dopiero wtedy wyszła.  
     W drodze powrotnej do głównej sypialni natknęła się na rudowłosego chłopaka.
- Sam? - spróbowała przypomnieć sobie jego imię – Co tu robisz?
- Lady Maryann! Johan kazał mi sprawdzić, czy są już jakieś bagaże do zniesienia na dół – spuścił głowę, jakby nie miał odwagi spojrzeć jej prosto w twarz i zaczerwienił się aż po cebulki włosów.
- To czemu nie jesteś w skrzydle gościnnym? - spytała odruchowo, zanim zdążyła się ugryźć w język. Sam wyglądał na nieszczęśliwego – Co się stało?  
- Marcus – wyszeptał po chwili chłopak.  
- Taaak? - zmarszczyła brwi.
- Spotkałem go na korytarzu i kazał mi się stamtąd wynosić – zwiesił smętnie głowę – Przepraszam. Nie powinienem się skarżyć, ale... Johan będzie zły.
- Wracaj po te bagaże, a w razie czego powiedz, że to moje wyraźne polecenie – powiedziała na tyle spokojne, na ile było ją stać, i nie oglądając się więcej na chłopaka, pomaszerowała do sypialni.  
---
- Nie spodoba ci się to, co powiem – Majka utkwiła w Oskarze posępne spojrzenie.
- Co jest? - usiadł gwałtownie w łóżku, przecierając oczy.
- Mam nieprzyjemne uczucie, że Marcus... - zawiesiła głos – Oczywiście nie mam dowodów i w ogóle... – plątała się. Nagle wydało jej się, że ma ochotę zapaść się pod ziemię.
     Oskar przyglądał jej się z powagą.
- Ja mam niestety podobne odczucia – powiedział wreszcie, co Majka powitała westchnieniem ulgi.
- To, co z tym zrobimy? - spytała bez entuzjazmu.
- Poczyniłem już pewne kroki – w głosie Oskara dosłyszała wahanie – Na razie to tylko domysły. To, że wiedział o naszych wizytach w zamku, nie znaczy, że komuś o tym powiedział.
- Mógł coś zrobić nieświadomie – wpadła mu w słowo Majka. Za nic na świecie nie chciała zranić Margaret.
- No, akurat on, to raczej nie – Oskar pokręcił głową. Widać było, że toczy ze sobą wewnętrzną walkę – Tak, czy inaczej, nie mamy żadnych dowodów. Po prostu postępujmy tak, jakby to był on.  
- Zgoda! - przystała szybko na tę propozycję – A Margaret? Rozmawiałeś z nią?
- Nie. Tylko dziadek zna nasze plany.
     Majka spuściła głowę.  
---  
     Po wspólnym śniadaniu, grupa złożona z Agnieszki, Manueli, Akosa i Johana udała się dokończyć przygotowania do wyjazdu. Na lotnisku mieli do nich dołączyć jeszcze Jean i Kamil oraz czterech ochroniarzy spoza zamku.
- Martwię się o dziewczyny – Majka spojrzała na Oskara dopijającego ostatnie łyki cappuccino.
- Niepotrzebnie. Cały czas będą dobrze chronione, a nocą Manueli wolno będzie się poruszać tylko do Laury lub Timothy'ego. Nawet z nami nie będzie im się wolno kontaktować, żeby nas nikt nie wyśledził.  
- To jak będziemy wiedzieli, co robią? Muszę wiedzieć, co się dzieje - zmarszczyła brwi.
- Spokojnie – położył dłoń na jej dłoni – Będą przy nas Johan i Greg, i jeszcze czterech ludzi. My nie będziemy śnić, żeby nikt nie wyczuł naszych Darów, ale oni mogą.  
     Majka westchnęła, ale nie było to westchnienie ulgi. Im bliżej do wyjazdu, tym większe miała obiekcje. Ściągali całą uwagę Swena na grupę przyjaciół, by samemu móc bezpiecznie pracować. Nie podobało jej się to, ale nie widziała na razie innego wyjścia. Wydarzenia w Warszawie uświadomiły jej, że Swen deptał im po piętach.  
---
- Maryann... - łagodny głos Maksymiliana Lowrensa sprawił, że Majka oderwała wzrok od  samochodów, którymi odjeżdżali jej przyjaciele.  
- Tak... dziadku?  - z pewnym trudem przeszło jej to przez gardło.
- Powinnaś coś wiedzieć, zanim udacie się w drogę – zaczął cicho, przywołując ją ruchem ręki.
     Jego głos był pełen troski. Majka obejrzała się przez ramię. Oskar rozmawiał z Margaret. Pomachała mu, po czym ruszyła za starym mistrzem. Wkrótce dotarli do jego gabinetu. Przez całą drogę nie odezwał się ani słowem. Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, zanurzył się w objęcia ogromnego starego fotela obitego skórą, wskazując Majce podobny. Usiadła.
- Prawdopodobnie wkrótce odkryjecie tajemnicę tych kamieni i Daru również – powiedział cichym zmęczonym głosem.  
     Majka kiwnęła głową. Miała taką nadzieję.  
- To z jednej strony dobrze – ciągnął – ale z drugiej... - zawiesił głos – Za mojego życia nie odebrano nikomu Daru zgodnie z prawem, podobnie jak za życia poprzedniego Mistrza... – spojrzał Majce w oczy.
- Chcesz powiedzieć, że choć istnieje taka kara, to nigdy jej nie zastosowano? - zamrugała ze zdumienia.  
     Stary Mistrz wzruszył ramionami.  
- Zawsze udawało się znaleźć jakieś okoliczności łagodzące – stwierdził – Zresztą, cóż, definitywne odebranie komuś Daru to straszna kara. Nie orzekano jej często.
- Babcia Helena naprawdę się jej bała – Majka pokręciła głową.
- I strach wystarczał – Starzec wciąż jej się przyglądał.  
- Czego ode mnie oczekujesz? - spytała nagle – Nie bez powodu mówisz mi o tym właśnie teraz.
- Właściwie tylko Mistrz i członek Rady odpowiedzialny za kary znają prawdę. Czasem jeszcze któryś z pozostałych członków Rady – zawahał się – Jeśli ogłosisz, że można odebrać Dar, to Obdarowani zrozumieją, że do tej pory nie wiedzieliśmy jak to zrobić, a oni wierzyli w coś, co nie istniało.
     Znaczenie słów starego Mistrza docierało do Majki powoli, jakby z trudem.  
- Ale są inne ciężkie kary – bardziej się upewniała, niż pytała.  
- Są. Czasem trwają całe lata, ale w końcu mijają. Jednak to utrata Daru utrzymuje Zgromadzenie w posłuszeństwie – niebieskie oczy starego człowieka nabrały ciepłego blasku.  
     Majka milczała. Zauważyła biedronkę, która usiadła na przedramieniu Mistrza i nieświadoma zagrożenia, maszerowała w kierunku jego dłoni. Starzec podążył za wzrokiem Majki i również dostrzegł owada. Uśmiechnął się i wstał, uważając, by jej nie spłoszyć. Podszedł do okna i pozwolił biedronce przejść na jego framugę. Majka przypomniała sobie, z jakim spokojem i cierpliwością Oskar czekał, aż pszczoły i osy wylecą z wnętrza katamaranu. Nigdy ich nie zabijał.  
- Będę rozważnie dzielić się zdobytą wiedzą – powiedziała powoli.
- Wiedziałem, że mnie zrozumiesz – poorane zmarszczkami oblicze Maksa Lowrensa rozjaśnił uśmiech.  
- Pozwól, że ja również o coś poproszę – spojrzenie Majki stwardniało, choć usta wydawały się lekko uśmiechać.  
     Stary Mistrz skinął głową i czekał.
- Czy babcia Rosanna wiedziała o kamieniach i komnatach? - spytała.
- Myślę, że nie. Nawet jeśli, to nie ode mnie, i nie od strażników kluczy – Majce wydało się, że mówił to ze smutkiem.
- Nie powiedziałeś jej? - pochyliła czoło i zmarszczyła brwi.
- Nigdy nie spytała.
- A ty nie wiedziałeś o jej kamieniu – Majka pokiwała w zamyśleniu głową – Oboje mieliście swoje tajemnice.
- Mieliśmy... - w głosie mistrza  słychać było żal.
     Majka podniosła się z fotela. Nie musiał dodawać nic więcej, żeby zrozumiała, jak bardzo żałował.  

Rozdział 19
Sycylia. Grudzień 2014

- Jesteś pewna? - Oskar przyciąga mnie do siebie i patrzy mi głęboko w oczy.
- Tak – odpowiadam szybko. Zbyt szybko. Wcale nie jestem pewna, ale z drugiej strony, wszystko co wiąże się ze skałami pociąga mnie tak bardzo. One są fascynujące!
- Przytul się – Oskar oplata sobie moje ręce na szyi i zamyka w przestrzeni ramion.  
     Jesteśmy przed domem Laury. Ciepło Oskara otacza mnie i dodaje sił. Odchylam głowę. Oskar całuje mnie w czoło. Teraz możemy wejść.
     Timothy już jest. Juan zjawia się tuż po nas. Na pozostałych członków Rady też nie czekamy długo. Wszyscy są podnieceni, choć starają się, swoim zwyczajem, nie okazywać zbyt wielu emocji.
- Jesteśmy tu z dwóch powodów – zaczyna Oskar, pomijając wszelkie wstępy – Po pierwsze, na moją prośbę strażnicy kluczy zgodzili się ujawnić Radzie. Być może wkrótce także Zgromadzenie dowie się o ich istnieniu – przerywa i przesuwa wzrokiem po zebranych – Wynikło to z pewnych nowych faktów, które odkryła Maryann, a które mogą być bardzo ważne dla wszystkich Obdarowanych.  
- Mistrzu... - Michael czeka, aż Oskar pozwoli mu mówić – Czy to miejsce takie, jak to w zamku Menzanares?
- Tak, takie samo, tyle, że tym razem wiemy dokładnie, czego oczekiwać. To jest właśnie drugi powód – Oskar kiwa głową Juanowi, który przymyka oczy z wyrazem skupienia na twarzy. Po chwili obok niego materializują się dwie nowe osoby. Szczupła blondynka i postawny ciemnowłosy mężczyzna. Oboje w wieku Oskara – Witajcie – Oskar kiwa im głową.
     Zerkam ciekawie na dziewczynę. Więc tak wygląda Clair. Ładna jest, muszę to przyznać. Wygląda zupełnie inaczej niż ja. Ma krótkie blond włosy i jasne oczy. Jest też wyższa ode mnie. I starsza!
- Zostaliście wezwani, by poddać się próbie. Steve żąda rozwiązania małżeństwa przed upływem 10 lat – Oskar zwraca się do Rady – Są powody, dla których jestem skłonny się zgodzić, ale chcę mieć pewność, że ta para nie zdoła przekazać Daru potomstwu.  
     Andriej, Michael i Martin, którego znam najmniej, patrzą na Oskara zdumieni.
- Tak, mamy teraz taką możliwość. Jeśli nie łączy ich uczucie, Dar nie zostanie przekazany. Prawdopodobnie nigdy nie doczekają się dziecka.
- Mistrzu... - Steve prostuje się, czekając na przyzwolenie – Czekamy już długo, ale ona jest bezpłodna.
     Nie lubię go, za takie stawianie sprawy, chociaż jego żony tez nie darzę chyba sympatią.
- Jestem zdrowa! - Clair unosi głowę.
- Skąd wiesz? - głos Steve'a zdradza jego zdenerwowanie.
- Cisza – ucina krótko Oskar – Dla Zgromadzenia nie jest istotne samo posiadanie potomstwa, ale Dar i jego przekazanie. Jeśli nie darzycie się uczuciem, nie możecie go przekazać, a rozumiem, że to było celem waszego małżeństwa?
- Tak – przyznają zgodnie, choć bez entuzjazmu.
- W takim razie, próba – Oskar kiwa Laurze.  
     Idziemy we czworo do znanych mi drzwi: Laura, Juan, Timothy i Ja. Oskar pozostaje na chwilę w tyle, by dać nam czas na otwarcie komnaty. Nie wszyscy muszą wiedzieć, jak się to robi.
- Czy mogłabym to zrobić? - pytam Laurę nieśmiało.
- Tak, ale jeśli otworzysz drzwi, to tylko ty będziesz mogła je zamknąć – wyjaśnia.
- Aha... - biorę od niej ostrożnie kamień z jasnego granitu.  
- Nazywa się „Anoksi”. Umieszczając w zagłębieniu, wypowiedz jego imię – instruuje mnie – Zamykając, zrób to samo, tylko w odwrotnej kolejności. Imię, a potem wyjmujesz klucz.
- OK – przygryzam niechcący dolną wargę.  
     Udaje mi się za pierwszym razem, ale i tak czuję dreszcz emocji, kiedy kamienna ściana się przesuwa. Nadchodzi Oskar i pozostali. Wchodzimy do komnaty. Czujemy jej energię. To azyl.
- Clair, połóż dłonie na skale, ty Steve, po przeciwnej stronie – Oskar spogląda na nich i czeka – Co czujecie?
- Nic niezwykłego – odpowiada Steve i patrzy na Oskara wyczekująco.
- Może... nie jest zimna, jak kamień... lekko ciepła – szepcze Clair.  
- Nic więcej? - Oskar spogląda na mnie pytająco.
- Nic – kręcą głowami.
- Odejdźcie – proszę Clair i Steve'a. Nie chcę wiedzieć, dlaczego Clair czuje, że skała jest ciepła – My jej dotknijmy – proszę Oskara.
     Zastanawia się przez chwilę, po czym kiwa mi głową. Kładziemy dłonie na skale. Natychmiast robi się gorąca i miękka.
- Och! - wszyscy spoglądają na skałę z niedowierzaniem.
     Patrzę Oskarowi w oczy, a on uśmiecha się do mnie ciepło. Kocham go, jak nikogo na świecie i wiem, że on mnie kocha. Moje ciało się odpręża, a w głowie mam przyjemny szmerek, jak po szampanie. Tym razem skała nie trzyma nas tak długo, jak poprzednio. Zupełnie, jakby nas znała, jakby wiedziała, że łączy nas bezgraniczna miłość. Potrzebowałam tego.  
     Kiedy cofamy dłonie, Oskar zwraca się do Clair i Steve'a.  
- Zwalniam was z przysięgi małżeńskiej złożonej wobec siebie przed Mistrzem. Możecie dopełnić formalności w urzędzie. Steve, jesteś wolny. Clair, Johan się z tobą skontaktuje w pozostałych kwestiach – w jego głosie słyszę coś, co wzbudza mój niepokój, ale nie wiem, co to jest. Cholera, przeszkadza mi to! - Wszystko, co widzieliście i słyszeliście, pozostaje tajemnicą – dodaje.
     Steve kiwa głową i zbiera się do odejścia, ale Clair stoi nieruchomo. Wygląda tak, jakby nie rozumiała, co się do niej mówi.
- Clair? - Laura dotyka jej ramienia, a dziewczyną wstrząsa dreszcz. Ręce zwisają jej wzdłuż ciała, a plecy jakby się przygarbiają. Na jej ładnej twarzy pojawia się wyraz rezygnacji – Clair, już po wszystkim – szepcze Laura.
- Jesteście w domu? Oboje? - pyta nagle Oskar, a Clair kiwa głową. Wciąż wygląda na zagubioną – Zaczekaj na mnie z zamku – nakazuje, a ona znów kiwa głową – Steve, ma czekać w moim gabinecie – tym razem głos Oskara brzmi dość ostro.
      Odchodzą, a ja mam ze sobą problem.  
---
     Juan stoi nieruchomo, wpatrując się w skałę, jak zahipnotyzowany. Nagle podnosi głowę i posyła mi spojrzenie, od którego robi mi się gorąco.  
- Mistrzu – zwraca się do Oskara – Proszę, byś pozwolił mi na taką próbę.
     Oskar spogląda na Juana z wyrazem zdziwienia w oczach.
- Ty i Athina? - pyta sucho.
- Tak. My dwoje. W obecności Rady – mówi powoli, dobitnie. Czuję na plecach nieprzyjemny dreszcz. Co on kombinuje? Wiem doskonale, że jeśli Oskar spyta mnie o zadanie, będę musiała poprzeć Juana. Obiecałam mu przysługę. Szybko z niej skorzystał!  
- Jeśli pozwolisz Mistrzu – cichy głos Andrieja przerywa ciszę, a my o mało nie podskakujemy z wrażenia. Oskar kiwa mu głową – Nie widzę potrzeby sprawdzania, czy skała mówi prawdę. Wasze świadectwo jest wystarczające. Poza tym Athiny tu nie ma...
- Śni. Wystarczy jedna chwila, by ją przywołać – Juan przerywa mu bezceremonialnie – Poza tym, nie chodzi o skałę, tylko o nas.
- Co o tym sądzisz? - Oskar zwraca się do mnie, a ja czuję, jak cierpnie mi skóra. Oczy wszystkich zdają się mnie przewiercać, ale najwięcej niepokoju widzę w spojrzeniu Juana. Andriej stoi ze wzrokiem wbitym w posadzkę.
- Skoro Juanowi tak na tym zależy – mówię, starając się unikać wyczekujących spojrzeń członków Rady.
- Maryann, nie ma powodu... - Andriej szepcze, przesuwając się nieznacznie  w moim kierunku.
- Sprawdzać? - Juan podchwytuje jego słowa – Co cię to obchodzi?
- Nic – odpowiada szybko, szukając u mnie wsparcia spanikowanym spojrzeniem.
- Cisza – Oskar przerywa dyskusję – Juanie, czy jest ważny powód, by wykonać taką próbę?  
- Mam wyznaczyć datę ślubu. Chcę mieć pewność, że moja decyzja nie wyrządzi nam krzywdy – mówi, patrząc Oskarowi w oczy.
     Moją uwagę przykuwa drobny ruch dłoni Oskara. Zaciska je na chwilę w pięści i zaraz rozluźnia.
- A nie masz takiej pewności? - pyta głosem pozbawionym emocji.
- Nie – tym razem Juan odwraca się do mnie.
- Oskar – przysuwam się do męża i szepczę tak, żeby nie usłyszeli tego inni – Zgódź się, proszę.
     W komnacie panuje taka cisza, że aż dzwoni w uszach.
- Przywołaj Athinę – Oskar patrzy na Juana z dziwnym wyrazem twarzy. Andriej blednie, ale nie odzywa się już ani słowem.  
- Dlaczego? - syczy do mnie Oskar, kiedy Juan wychodzi z komnaty, a pozostali zaczynają szeptać między sobą.
- Obiecałam mu przysługę – zaglądam mu w oczy.
     To dziwne, ale jakby się trochę odprężył.
- Powiedz jej, jak to działa – wskazuje głową drzwi, w których pojawia się Athina.
     Jest spokojna. Przesuwa wzrokiem po twarzach obecnych. Na ułamek sekundy jej wzrok zatrzymuje się na Andrieju i dostrzegam na jej twarzy cień uśmiechu. A może mi się wydaje?
- Witaj Athino. Juan prosił... - zaczynam.
- Wiem – mówi cicho.
- Wiesz, jak działa ten kamień? Dotykam palcem skały.  
- Nie do końca.
- Jeśli oboje jej dotkniecie, ona pokaże nam, czy darzycie się uczuciem. Takim, które zapewni wam możliwość przekazania Daru – jakoś nie przechodzi mi przez gardło „miłość”, kiedy patrzę na nich oboje.
- Nie muszę jej dotykać, żeby to wiedzieć – mówi ze spokojem – Nasze zaręczyny zaaranżowano – w jej oczach dostrzegam smutek.
     W komnacie znów zapada cisza. Zerkam na Juana, ale jego twarz nie wyraża żadnych uczuć. Mam wrażenie, że sufit się obniżył. Duszno mi!
- Mistrzu – Andriej przerywa ciszę – Muszę coś wyznać – w jego głosie czuć napięcie.
- Mów.
- Proszę, byś zwolnił Athinę i Juana z przyrzeczenia. Jest ważny powód – dodaje szybko – Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Kocham Athinę i powiedziałem jej to, choć była zaręczona. To moja wina. Nie powinienem...  
- Andriej, proszę... - głos Athiny drży, a oczy lśnią od łez.
     O, kurde! Patrzę na zdumionego Juana.  
- Dość! - Oskar najwyraźniej stracił cierpliwość – O to ci chodziło? - rzuca do Juana, który stoi, jak słup soli. Wygląda na zszokowanego. Chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, w co się pakuje – Dłonie na skałę – nakazuje Oskar dość szorstkim tonem.
     Spełniają polecenie, ale efekt jest łatwy do przewidzenia.
- Teraz ty – rzuca do Andrieja – Odsuń się Juanie.  
     No i mamy pokaz! Patrzę na tych dwoje i czuje, że za chwilę zacznę płakać. Emocje rozsadzają mi serce. Podnoszę wzrok na Juana. W jego oczach dostrzegam żal. Nagle mam ochotę go przytulić. To on jest tu pokrzywdzony,a nie Athina.
- Juan, Athina, zwalniam was z obietnic, które sobie złożyliście – Oskar rozkłada ręce – Wszyscy tu obecni są świadkami, ale nie wolno wam zdradzać szczegółów. Tobie również, Athino. Juan, Andriej – głos Oskara robi się szorstki, a spojrzenie twardnieje - Oczekuję, że załatwicie to między sobą i z waszymi rodami. Nie zmuszajcie mnie do wprowadzenia zmian w Radzie.
     Choć mówi cicho, jego słowa robią na nas wrażenie. Wszyscy milkną. Zerkam na Timothy'ego. Patrzy na Oskara z uznaniem.
- Mistrzu – Andriej przełyka głośno ślinę – Czy mogę poprosić Athinę o rękę?  
- To wasza sprawa. Najpierw jednak naprawcie szkody – głos Oskara nieco łagodnieje – Potem, nie widzę przeszkód – przesuwa wzrokiem po pozostałych. Kiwają głowami, a ja oddycham z ulgą.
     Cholera! Nie miałam pojęcia, że moje odkrycia tak namieszają! Może Maks miał rację? Z tymi skałami trzeba się obchodzić ostrożnie i z wiedzą też. Mogę zrobić wiele dobrego, ale i wyrządzić wiele zła.
- Skończyliśmy – oznajmia Oskar i otacza mnie ramieniem – wracajmy – szepcze do mnie.  
     Laura wysuwa się nieznacznie przed pozostałych i zerka na mnie wyczekująco.
- Ty wracaj, a ja muszę zamknąć komnatę – przypominam sobie, że to ja ją otwierałam, więc ja muszę zamknąć.  
     Oskar żegna się skinieniem głowy i wychodzi poza azyl, a ja drepczę niecierpliwie w miejscu, czekając, aż wszyscy wyjdą. Co oni się tak guzdrają? Oskar już zniknął. No prędzej, poganiam ich w myślach. Jak ten kamień się nazywał? Aha, Anoksi! Próbuję nie okazywać zniecierpliwienia.  
     Kiedy wreszcie zjawiam się w naszej sypialni, odkrywam, że Oskar nadal śni. Pewnie rozmawia z Clair. Obserwuję go. Wzdycha przez sen. Zerkam na zegar. Zbliża się świt. Tak długo to trwało? Oskar porusza głową, ale się nie budzi. Za to ja się budzę i wstaję. Wychodzę z sypialni, zostawiając mojego męża samego.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 4046 słów i 22891 znaków.

Dodaj komentarz