Meteory. W blasku dnia 16

Rozdział 30

Grecja. Grudzień 2014
     Greg wyszedł z piwnicy na dziedziniec monastyru. Jego potężna sylwetka na moment przesłoniła słabo oświetlone wnętrze.  
- Sir Timothy... - zaczął, ale postać ze złotej poświaty machnęła niecierpliwie dłonią – Są zamknięci wewnątrz. Nie mam pojęcia, jak to otworzyć, a w sposób mechaniczny nie da się bez ciężkiego sprzętu. Mogę przygotować listę...
     Postać kiwnęła mu głową, po czym odwróciła się do innej złocistej postaci. Wszystko odbywało się w otoczeniu około trzydziestoosobowej grupy ludzi, która traktowała scenę, jak coś najzwyklejszego w świecie.
     Nagle spośród zgromadzonych wysunął się Johan. Podszedł do złocistych postaci, wsparty na ramieniu jednego ze swoich podkomendnych. By móc przemówić, musiał przycisnąć pięść do obolałego mostka.  
- Sir Timothy, wybacz mi, ale czy nie lepiej przesłuchać jeszcze raz Sama? Może czegoś nam nie powiedział? Ten szpicel kłamał przez cały czas... Nie można mu wierzyć... - kaszlnął z wysiłkiem – Jak mogli tam wejść? - ukrył twarz w dłoniach.
     Postać kiwnęła powoli głową i wskazała Johanowi koniec dziedzińca, gdzie stworzono prowizoryczne więzienie dla pojmanych ludzi Swena.  
---

- Rozumiem go. Ma wyrzuty sumienia, ale nie możemy czekać – Laura spojrzała na Timothy'ego z niepokojem – Są tam we czworo, więc Swen ma przewagę. Nie chcę nawet myśleć... - głos jej się załamał – Przecież już dawno by wyszli... - w jej oczach zalśniły łzy.
- Masz rację – Timothy położył jej na ramieniu dłoń – Juan, powinniśmy wziąć listę potrzebnego sprzętu i otworzyć wejście. Wiem, że to świętokradztwo, ale tu chodzi o ich życie – spojrzał na Maksymiliana Lowrenasa, jakby szukał u niego aprobaty.
     Stary Mistrz nie odpowiedział jednak. Przeczesał palcami siwe włosy i przymknął powieki. Na jego twarzy pojawił się wyraz udręczenia.  
- Zaczekajcie – Juan wyciągnął z kieszeni swój kamień – Coś mi nie daje spokoju. Jest ciepły...
- Miałeś go w kieszeni – Laura wzruszyła ramionami - Nosisz go przy sobie? - dodała z dezaprobatą.
- Jest cieplejszy, niż moje ciało – Juan zignorował jej uwagę – Grzeje! – podał kamień Timothy'emu.  
- Od dawna? - Timothy ujął kamień i nakrył go drugą dłonią – Gdybyś się zgodził, moglibyśmy spróbować nim otworzyć komnatę...
- Zgadzam się, choć nie sądzę, by to zadziałało – Juan spojrzał na wejście do piwnicy. Może Greg to zrobi?  
     Śniąc, żadne z nich nie miało możliwości pokonania azylu, który bronił dostępu do piwnic. Choć wszyscy czworo zjednoczyli swoje siły, nie udało im się nawet ugiąć energetycznej bariery. Szybko nakreślił na kartce kilka linijek i przywołał gestem ręki Grega. Ten przeczytał, po czym drżącymi rękami ujął kamień i niezwłocznie ruszył z nim do piwnicy. Wyglądał, jakby niósł największą świętość. Na twarzach Timothy'ego, Laury i Maksa odmalowało się pełne napięcia oczekiwanie.
- Moim zdaniem powinniśmy wrócić do naszych komnat – nieoczekiwanie stwierdził Juan.
- Co? - Laura ledwie go słuchała, wpatrując się w wejście do piwnicy.
- Moim zdaniem powinniśmy wrócić do naszych komnat – powtórzył Juan – I to, jak najszybciej.
- Dlaczego? - Timothy oderwał wzrok od jasnej plamy drzwi.
- Bo ktoś próbował się tam ze mną skontaktować – wypalił – Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, co to jest. To było nieoczekiwane i zupełnie mi nieznane, ale teraz...
     W drzwiach ukazał się Greg. Szedł ze spuszczoną głową. Juan zrobił dwa kroki w jego stronę i wyciągnął dłoń po kamień. Wziął go od nieszczęśliwego osiłka, po czym odwrócił się do swoich towarzyszy.
- Wracajmy do komnat. Wejdźmy do nich fizycznie. Maks może zorganizować dostawę sprzętu. Tak, na wszelki wypadek, gdyby nam się nie udało.
     Timothy i Laura spojrzeli na siebie.  
- Maks, poradzisz sobie? - spytał po chwili Timothy.
- Margaret i Anastazja mi pomogą – powiedział dziwnie spokojnym głosem – Róbcie wszystko, co możecie... - dodał ciszej.  
---
- Gotowy? - Majka spojrzała Oskarowi w oczy.
     Kiwnął jej głową i zacisnął zęby. Przyłożyła obie dłonie do ledwie zasklepionej rany na jego ramieniu i skupiła się na swoich palcach. Oskar wstrzymał oddech. Jego ciało zaczęło drżeć, a na czole pojawiły się krople potu. Rana znów zaczęła krwawić.    
- Wytrzymasz? - zmarszczyła brwi.
     Bez słowa skinął głową i przymknął oczy. Majka przycisnęła place do otworu, z którego sączyła się ciemna, gęsta krew. Po chwili poczuła na opuszkach dotknięcie czegoś twardego. Wyłuskała pocisk. Oskar odetchnął głęboko. Majka zakryła dłonią ranę, tamując krwawienie.  Po chwili na twarzy Oskara pojawił się wyraz ulgi.  
- Powinnam od tego zacząć – Majka uśmiechnęła się do niego z zadowoleniem.
- Moja matka będzie zazdrosna – odpowiedział jej słabym uśmiechem.
- Daleko mi do niej, ale już jesteś bezpieczny – w jej oczach zalśniły łzy – Co ty sobie wyobrażałeś? Chciałeś mnie opuścić? - Teraz, kiedy upewniła się, że Oskar nie umrze, mogła dać upust kłębiącym się w jej sercu emocjom.
- Dopiero idąc w dół zdałem sobie sprawę, jakie to straszne – spoważniał – Gdybym mógł zrobić inaczej... - umilkł i odwrócił głowę – Nie sądziłem, że tak ciężko będzie mi umierać.  
- Muszę cię o coś spytać – szepnęła, również poważniejąc – Chciałeś go zabić – spojrzała na leżącego nieruchomo Swena – Dlaczego nie zrobiłeś tego od razu?  
- Musimy teraz o tym rozmawiać? - Oskar wskazał głową na leżącego pod ścianą osiłka – Nie powinni tego słuchać.  
- To ważne. Muszę wiedzieć – nalegała – Możemy iść tam – wskazała wyjście z komnaty.
     Oskar westchnął i przyłożył dłoń do ramienia. Poruszył nim. Wygadało na to, że jego żona posiadła wiedzę i zdolności, jakich nie posiadał nikt inny. Utkwił w niej badawcze spojrzenie.     
- Jesteś moim Mistrzem i moim mężem – zaczęła – Ale przede wszystkim, jesteś człowiekiem, którego kocham nad życie... - Jak miała mu powiedzieć, że od jego odpowiedzi zależy, czy zaryzykuje osobiste szczęście dla dobra całego Zgromadzenia?  
- Póki nie stanęliśmy twarzą w twarz, byłem gotów go zabić – Oskar ściszył głos do szeptu – Potem powstrzymała mnie klątwa...
- Tylko to? - spytała, starając się ukryć zawód.
- Nie – spuścił wzrok. Milczał dłuższą chwilę, po czym spojrzał jej głęboko w oczy – Gdybym mógł odebrać mu Dar, to nie wahałbym się ani chwili. Jednak, zabicie nawet takiej kanalii, to co innego. Nie jestem bogiem. Nie mam takiego prawa.
- Ale mierzyłeś do niego – Majka wytrzymała jego spojrzenie.
- Myślałem, że umieram. Nie mogłem odejść, zostawiając cię z tym samą – wyszeptał ledwie słyszalnie – Proszę, nie każ mi więcej wyjaśniać. Żegnałem się z życiem, z tobą... - w jego oczach zalśniły łzy, ale nie starał się ich ukryć – Nie oceniaj Mistrza, tylko zwykłego człowieka.  
     Majka ujęła jego twarz w dłonie i nachyliwszy się, przywarła ustami do jego ust. Nagle poczuła, jakby spadło z niej ogromne brzemię. Język Oskara smakował tak cudownie znajomo i słodko. Przytuliła się do niego, a on zamknął ją w ramionach.
- Co teraz? - spytał, kiedy oderwali się od siebie.
- Teraz otrzymasz władzę, która ci się należy – powiedziała z przejęciem.
     Wyjęła swój kamień i ułożyła go w zagłębieniu na środku komnaty.
- Wiosna, lato, jesień – wyszeptała, układając dłonie na kamieniu – Zima was wzywa. Przynieście mi nadzieję. Odbiorę to, co należy odebrać i dam to, co należy dać. Mistrz ma WŁADZĘ.  
- Jesień? – usłyszeli nagle znajomy głos – Maryann?! Żyjesz! Co z Mistrzem?  
- Oboje żyjemy. Juan, tak się cieszę... - z piersi Majki dobył się szloch – Bałam się, że mnie nie usłyszycie...  
- Już wcześniej czułem twoją obecność! Pozostali też czekają, ale muszą się chyba oswoić...  
- Wiosna...? - głos Laury brzmiał niepewnie – Maryann! O Naturo, dzięki ci!  
- Poczekamy na Timothy'ego. Powiem wam, co robić – Majka posłała Oskarowi radosne spojrzenie – Mistrzu, przemów do swoich ludzi – wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Lauro, Juanie, wasze głosy to chyba najmilsza muzyka dla moich uszu – Oskar starał się opanować drżenie głosu – Timothy?  
- Oskar! Maryann! - usłyszeli szorstki, ale pełen radości głos – Potraficie wystawić moje nerwy na próbę. Mistrzu – Timothy zreflektował się szybko – Jak mogę pomóc?
- Majka wam wyjaśni. Wykonujcie dokładnie jej polecenia.
- Skoro rozmawiamy, to znaczy, że fizycznie jesteście w komnatach – zaczęła – Która jest godzina?
- Niespełna dwie godziny do wschodu słońca – odparł szybko Juan.
- Wystarczy, zresztą, to nie ma znaczenia – uspokoiła ich – Co się dzieje na zewnątrz?
- Mamy wszystko pod kontrolą. Używali paralizatora – wyjaśnił Timothy – Czy Swen jest z wami?
- Tak i miał niestety ostrzejszą broń...
- Och! Ale nic wam nie jest? - Laura musiała się upewnić.
- W każdym razie, nic poważnego – zapewnił Oskar.
- Musicie teraz wyjąć swoje kamienie, nie wychodząc z komnat. Po prostu sięgnijcie ręką – ciągnęła Majka – Drzwi się zamkną i utworzy się między nami most. Będziecie mogli nim przejść tutaj. Zróbcie to.
     Po słowach Majki zapadła cisza. Dopiero po dłuższej chwili usłyszeli ciche szuranie.  
- Które z nich? - rzuciła cicho Majka – Ja stawiam na Juana.
     Oskar spojrzał jej w oczy, po czym kiwnął głową. Dopiero po kilku chwilach usłyszeli, że zamykają się kolejne drzwi.  
- Jestem gotów – usłyszeli głos Juana.
- Ja też – dołączyła do niego Laura.
- I ja – na końcu odezwał się Timothy.
- Macie teraz Dar tak, jakbyście śnili. Z tą różnicą, że możecie się przemieszczać tylko w obrębie komnat – Majka odsunęła się od wgłębienia – Juan, weź twoją skałę i przynieś mi ją. Musisz się tylko skupić.  
     Po chwili przed Majką i Oskarem pojawił się Juan. Żadne z nich nie było w stanie powstrzymać emocji. Gdyby nie skała, którą Juan przyciskał do siebie jak dziecko, rzuciliby się sobie w ramiona.  
- Oskar! Znaczy, Mistrzu! - oczy Juana o mało nie wyszły z orbit, kiedy ujrzał ogromną plamę zakrzepłej na ubraniu krwi – Jesteś ranny?
- Niegroźnie – Oskar poczuł się nieco zażenowany - Wyliżę się...
- Połóż skałę tu na środku – Majka ochłonęła z pierwszego szoku – Laura, teraz ty!  
     Cała scena powtórzyła się jeszcze dwa razy, z tym, że kiedy Timothy dołożył swój fragment skały, wszystkie trzy części połączyły się w całość.  
- Och!!! - nawet Majka, choć wiedziała, co ma się stać, wydała z innymi okrzyk zdumienia.
- Swen! – Timothy pochylił się nad leżącym, który wyglądał tak, jakby się budził ze snu – Co mu jest? - spojrzał pytająco na Oskara.
- Musiałam odebrać mu część energii – odpowiedziała za niego Majka – Była potrzebna Oskarowi. Związaliśmy go wcześniej – wzruszyła ramionami.  
     Przybyli rozejrzeli się po komnacie.     
- Wszystko wam wyjaśnię, tylko później – zapowiedziała Majka, kiedy wszyscy troje podeszli do ikonostasu – Teraz  mamy do załatwienia ważną sprawę. Mistrzu... – zwróciła się do Oskara oficjalnym tonem – Oto naczynie – wskazała skałę, która teraz wyglądała jak odlew misy z ozdobnym rantem – My, strażnicy kluczy jesteśmy tu po to, by ci służyć. Moi przodkowie dali mi potrzebną wiedzę i pozwolili podjąć decyzję, co z nią uczynię, a ja poddaję się woli Mistrza. Teraz wy – spojrzała na Laurę, Juana i Timothy'ego – Musicie również poddać się woli Mistrza.  
- Przecież podlegamy Mistrzowi... - zaczęła Laura.
- Musimy to zrobić jeszcze raz tutaj, prawda? - Juan spojrzał na Majkę – Tylko Mistrz nie podlega ocenie... tylko on jest bezkarny?
- Czytałeś zwój! – domyśliła się.
     Juan przytaknął skinieniem głowy.
- Pierwszy Mistrz otrzymał od Zgromadzenia absolutną władzę, która umożliwia mu utrzymanie w ryzach tych, którzy chcieliby wykorzystywać Dar w nieodpowiedni sposób. Na przykład do krzywdzenia innych – wyjaśniła Majka – Potem Obdarowani odpowiedzialni za naczynie stopniowo próbowali ograniczyć tę władzę, ale raz nadanej, nie da się cofnąć. Dlatego ukryli najważniejszy klucz, a wiedzę, przynajmniej w części, spisali na zwojach w różnych językach. Mieli się nimi wymienić między sobą, ale tego nie zrobili. Możecie się tego dowiedzieć w swoich komnatach, sięgając do wiedzy zawartej w waszych Darach. Potem pokażę wam, jak to zrobić.    
- Czy to wystarczy, by odpowiedzialność za decyzje Mistrza nie spadła na nas? - spytał Juan.
- Wystarczy – odparła z przekonaniem Majka – Oskar, musisz wziąć na siebie tę odpowiedzialność, jeśli chcesz przyjąć władzę nad naczyniem i jego właściwościami – utkwiła w nim uważne spojrzenie – To wielki ciężar i bardzo się o ciebie boję, ale nie znam innej osoby, która  zasługiwałaby bardziej... - głos jej się załamał.  
     Oskar powoli przesunął wzrokiem po zgromadzonych. Na koniec spojrzał na budzącego się z letargu Swena i westchnął ciężko.
- Biorę na siebie tę odpowiedzialność – powiedział poważnym tonem – Oczekuję jednak, że każde z was, w razie wątpliwości, co do moich decyzji, szczerze mi o tym powie.  
     Wszyscy skinęli w milczeniu głowami.
- A co z nimi zrobimy? - Timothy spojrzał na Swena i jego towarzysza.
- Już dawno postanowiłem, że Swen nie jest godzien Daru, który otrzymał. Utraci go. Czy można taki Dar oddać innym? - zwrócił się do Majki.
- Tak – pokiwała głową – Można dopełnić Dary innych obdarowanych, ale muszą być tu obecni.
- W takim razie, pozostanie naszym więźniem do czasu, aż wybierzemy tych, którzy otrzymają jego Dar. Myślę, że im mocniej go rozdrobnimy, tym lepiej... - posłał swoim słuchaczom pytające spojrzenie.
     Z uznaniem pokiwali głowami.
- Co do pozostałych, muszę się zastanowić... - potarł skronie – Wolałbym być w lepszej formie...
- Musisz odpocząć – zawyrokowała Majka – W takim razie, naczynie tu zostaje. Zabierzecie jego części, kiedy skończymy - położyła swój kamień na skale - Teraz wy. Zróbcie to samo.
     Nawet Timothy'emu ręka drgnęła lekko, kiedy układał swój kamień obok pozostałych.  
- Zakończyliśmy spotkanie. Niech każdy weźmie swój kamień – powiedziała cicho Majka – Teraz możecie wrócić do swoich komnat i je otworzyć. Wystarczy, że staniecie przed drzwiami i wymówicie imię kamienia.  
- A ciebie zabieram ze sobą – Oskar nachylił się nas Swenem – Znajdę sposób, żebyś już nikogo więcej nie skrzywdził.
     Oboje, i Majka, i Oskar mogli nadal korzystać ze swych zdolności, więc droga przez ciasny korytarz nie była już uciążliwa. Pochwycili więźniów i bez trudu przetransportowali pod drzwi, choć Swen, odzyskawszy nieco sił, próbował stawiać opór. Oskar stłumił jednak bunt w zarodku.
- Zadziała? - zajrzał Majce w oczy.
- Masz wątpliwości? - uśmiechnęła się do niego przekornie.
- Nie – pokręcił głową. Na jego zmęczonej twarzy również pojawił się uśmiech.
- Cheimonas – wyszeptała, skupiając całą uwagę na drzwiach.
     Przez ułamek sekundy panowała cisza, po czym kamienna płyta zaczęła się przesuwać, wpuszczając do wnętrza ostre światło rozstawionych w piwnicy reflektorów. Swen szarpnął się gwałtownie, ale Oskar był przygotowany. Z chwilą otwarcia drzwi Dary przestały działać, więc przytrzymał swego więźnia mocniej.  
- Mistrzu! - dwie potężne postaci na chwilę przesłoniły snop światła. Greg i Johan rzucili się do Oskara – Maryann!  
     W jednym momencie wokół Majki i Oskara zaroiło się od czarno ubranych, dobrze zbudowanych ludzi. Jedni chwycili Swena i jego kompana, inni pospieszyli z kubkami, butelkami wody i ciepłymi okryciami, jeszcze inni wreszcie pospiesznie otwierali przenośne apteczki.
- Dzięki - Majka z wdzięcznością przyjęła plastikowy kubek z wodą i przytrzymała miękki polarowy koc, którym okrył ją Greg – Co tu się dzieje? - rozejrzała się, próbując przyzwyczaić wzrok do mocnego światła.
- Przygaście to! - huknął Johan, odwracając się do stojących z tyłu.  
     Po chwili natężenie światła zmalało na tyle, że rozpoznali piwnicę.
- Mistrzu, jesteś ranny? - Greg odsunął na bok chłopaka, trzymającego otwartą apteczkę.
- Nic mi nie będzie, ale załóż opatrunek – uspokoił go Oskar – Chcieliście się włamać? - przyjrzał się młotowi pneumatycznemu i ciężkim wiertarkom, przygotowanym pod jedną ze ścian.
- Był taki pomysł... - Johan podrapał się po policzku – Nie wiedzieliśmy, co robić.
     Oskar ze zrozumieniem pokiwał głową.
- Moja matka wie? - spytał krótko.
- Tak Mistrzu. Sir Timothy kazał zawiadomić całą twoją rodzinę. Twoją również... - zwrócił się do Majki.
- Bardzo dobrze – Oskar znów pokiwał głową – Powiadom członków Rady, że mają tu przylecieć najszybciej, jak się da. Poza tym, w dwie godziny po zachodzie słońca odbędzie się zebranie wszystkich „głów rodów”. Mają przybyć do zamku... - zastanowił się przez chwilę – Porozmawiaj z siostrą o Darze – spojrzał Majce w oczy.
- Mogę? - uniosła brwi – A gdyby...? - zawahała się. Spojrzała na Grega, ale on unikał kontaktu wzrokowego – Porozmawiam. Dziękuję ci! - nie zważając na kręcących się wokół nich ludzi, Majka szybko pocałowała Oskara w usta. Gdyby nie to, że Greg właśnie go opatrywał, uściskałaby męża z całych sił.  
---
Manzanares el real. Grudzień 2014.  
     Juan postał chwilę przed drzwiami do komnaty.
- ftinóporo – powiedział cicho, ledwie dosłyszalnie.
     Kamienna ściana drgnęła i jakby z wahaniem zaczęła się przesuwać. Odetchnął z ulgą. Ufał Majce, ale mimo wszystko gdzieś kołatała mu myśl, że komnata mogłaby się nie otworzyć. Wyszedł i umieścił kamień w zagłębieniu. Drzwi zamknęły się równie powolnym i dostojnym ruchem. Uśmiechnął się do siebie. W duchu podziękował losowi. Gdyby nie tamto spotkanie w pubie i rozmowa z Oskarem, nigdy by się nie odważył wykraść ojcu kamienia i przeczytać zwojów. Nigdy! A jednak to zrobił. Opis cech dawnych Mistrzów, ogrom władzy, jaką mieli, ale i odpowiedzialności, jaka na nich spoczywała, uświadomiły mu, że jego ojciec tego nie udźwignie. Teraz wiedział, że podjął właściwą decyzję. Oskar naprawdę był godzien wygranej. No, i miał przy sobie prawdziwą bratnią duszę... Potarł twarz dłońmi. Ogrom miłości jaką się darzyli był dla niego przytłaczający. Choć o tym nie mówili, ale okazywali to w każdym geście i każdym spojrzeniu, skierowanym do siebie nawzajem. Dawno zrozumiał, że on nigdy czegoś takiego nie doświadczył, a Majka nie odwzajemni mu uczucia nawet, gdyby Oskara zabrakło... Mógł liczyć jedynie na jej przyjaźń, a może na aż tyle...?  
     Wyszedł z podziemi, lecz zamiast skierować się wprost do sypialni, ruszył podcieniami wzdłuż dziedzińca. Potrzebował zaczerpnąć powietrza i ochłonąć po niedawnych emocjach. Spojrzał na zegarek. Miał jeszcze prawie pół godziny. Nagle wydało mu się, że przy ciężkiej furcie prowadzącej na zewnątrz coś zamigotało. Przyspieszył kroku. Na jedynym skrawku, nie objętym azylem, lśnił złocisty zarys drobnej postaci.  
- Con una puta! - zaklął pod nosem. Zupełnie zapomniał o Konstancji - Perdóname. Seguro que no sabe... - urwał, uświadamiając sobie, że ona nie rozumie hiszpańskiego – Wybacz! Pewnie nie wiesz, że są bezpieczni. Twój ojciec również...  
     Kiedy tylko Juan wszedł na teren poza azylem, postać nagle przyskoczyła do niego i objęła  w pasie szczupłymi ramionami. Nim zdążył wypowiedzieć choćby jedno słowo, poczuł na policzku muśnięcie ust i postać umknęła, pozostawiając go w osłupieniu.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 3520 słów i 20281 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik KAROLAS

    Cudo.  Kiedy następna?

    20 paź 2016