Meteory. W blasku dnia 4

Rozdział 6

Warszawa, Listopad 2014
     Majka poczekała na wiadomość, że Agnieszka bezpiecznie dotarła do mieszkania, po czym  Greg  sprawnie wydostał się z wąskiej uliczki i wciąż zerkając w lusterko, włączył się do ruchu. W miarę, jak zbliżali się do domu, jego szczęka się rozluźniała. Nagle sięgnął do piersi i po chwili Majka usłyszała , jak szybko mamrocze coś po francusku. Ściągnęła brwi. Dopiero teraz zauważyła, że w lewym uchu ma maleńką słuchawkę. Rozmawiał z kimś przez telefon, domyśliła się. Kiedy podjeżdżali przed niewielką, otoczona wysokim parkanem willę, która chwilowo była ich domem, Majka zauważyła w pobliżu bramy SUV-a identycznego, jak ten, którym jechali. Wysiadło z niego dwóch ludzi, postury Grega.
- Co to za jedni? - zaniepokoiła się.
- Nasi – Greg uchylił okno – W porządku, nikogo za nami nie ma – zameldował.
     Mężczyzna skinął Majce głową. Teraz go poznała, należał do ochrony Maksymiliana Lowrensa.  Zacisnęła usta. Wjechali na podjazd. W holu już czekał na nią Oskar. Chciała rzucić mu się na szyję, ale jego mina i pochmurne spojrzenie sprawiły, że zmieniła zdanie. Pomógł jej zdjąć płaszcz.  
- Majka! - Manuela nadbiegła od strony kuchni.
- Zrób jej gorącą herbatę z miodem i przynieś na górę – rzucił dość chłodno Oskar, po czym wziął Majkę za rękę i pociągnął na schody.  
- Zaczekaj, zdejmę tylko buty – czuła, że lepiej mu się teraz nie sprzeciwiać. Ostatni raz widziała go w takim stanie w domu Heleny.
     Manuela bez słowa czmychnęła do kuchni.  
- Co ty sobie myślałaś? - rzucił Oskar, kiedy znaleźli się sami w sypialni. Jego głos był przeraźliwie cichy i spokojny.  
- O co ci chodzi?  Nic mi nie jest – zrobiła krok w jego stronę – Zawróciłam, jak się zorientowałam,  że to może być niebezpieczne...
     Oskar cofnął się, nie pozwalając się dotknąć.  
- Miałaś czekać w pubie... - wycedził przez zęby.
- Słuchaj, to się stało nagle, a Greg poszedł po samochód – oparła ręce na biodrach – Chciałam się upewnić, czy to on. Pewnie szukał Stanka. Jak zobaczyłam, że się rozdzielają, to zawróciłam. Nie jestem dzieckiem! Wiem, jak o siebie zadbać.
- No właśnie widzę! - ryknął.
     Majka skuliła się w sobie, ale nie spuściła wzroku. Oczy Oskara zapałały wściekłością.
- Czy ty sobie zdajesz sprawę, co by się stało, gdybyś trafiła w ręce tego gada?  
- Ale nie trafiłam...
- Już lepiej by było, gdyby dostał w łapy mnie!
- Oskar, przestań. Co ty opowiadasz? - spróbowała zbagatelizować całą sprawę.
- Jak myślisz, co by się wtedy stało? - gniew Oskara nie ustępował – No, powiedz mi!
     Majka spojrzała mu odważnie w oczy. Miała zamiar stawić mu opór, odpowiedzieć na jego przesadzone obawy, ale... wszystkie myśli nagle jej umknęły. Pod przykrywką gniewu, ujrzała skrywany głęboko lęk. Poczuła, jak jej własne oburzenie gdzieś ulatuje. Opuściła z rezygnacją ramiona.
- W zamian za ciebie mógłby zażądać ode mnie wszystkiego – słowa Oskara padały wolno i jakby ciężko – Wszystkiego! – podkreślił – Jedynym, co mógłbym zrobić, żeby ocalić i ciebie, i Zgromadzenie, to odebrać sobie życie, mając nadzieję, że nie pośle cię za mną.  
- Oskar... - jęknęła.
- On nie ma nic do stracenia – ciągnął, siląc się na spokój – Byłabyś królewskim łupem!  
- Nie odważyłby się... - zdała sobie sprawę, że sama nie jest pewna swoich słów.
- Po naszej wczorajszej rozmowie o tym doktorze ściągnąłem dodatkowych ludzi. Andriej pracuje nad tym, co mu przekazałaś. Uprzedziłem strażników kluczy... - głos Oskara nieco złagodniał – Byłoby mi łatwiej, gdybym nie musiał pilnować jeszcze ciebie.
     Majka przełknęła głośno ślinę. Z tymi argumentami musiała się zgodzić.  
- Przepraszam – wyszeptała – Nie pomyślałam... To był impuls.
- Wiem – tym razem Oskar do niej podszedł – Chciałaś pomóc i jestem ci za to wdzięczny, ale na przyszłość nie pomagaj mi w ten sposób. Po pierwsze chroń siebie. Kiedy wiem, że jesteś bezpieczna, mam siłę, przed którą Swen musi ustąpić.  
     Pokiwała głową, czując, że coś zaczyna ją ściskać w gardle.  
- No chodź tu – otoczył ją ramionami – Jesteś przemoczona i zimna. Gdzie ta herbata?! - krzyknął w kierunku drzwi.  
     Manuela pojawiła się w sypialni z dzbankiem herbaty i dwoma filiżankami, jakby stała pod drzwiami i czekała na wezwanie. Zostawiła wszystko na blacie komody i szybko wysunęła się z pokoju.
     Oskar przytulił do siebie Majkę, pozwalając jej łzami odreagować stres.
- Myślisz, że cię rozpoznali? - spytał w końcu.
- Nie mam pojęcia – przyznała.
     Nalał wolną ręką parującego naparu do filiżanki i podał jej ostrożnie.
- Pij. Musisz się rozgrzać – w jego głosie dosłyszała troskę – Musiała go przywabić wiadomość o kamieniu. Spróbuj się skontaktować z tym asystentem. Powinniśmy go ostrzec, a może nawet...
     Przerwało mu ciche brzęczenie. Majka sięgnęła szybko do  torebki i wyłowiła z niej komórkę.
- O wilku mowa – mruknęła do Oskara i przesunęła palcem po ekranie -  Tak?
     Słuchała chwilę w skupieniu.
- Jesteś pewien, że mówi prawdę? - spytała w końcu – Twierdzi, że zgłosił się do niego amerykański profesor, który wie coś o właściwościach kamienia... - szepnęła do Oskara i znów skupiła się na tym, co mówił do niej dr Stanek.  
- Niech go opisze – mruknął cicho Oskar. Nie miał wątpliwości, że Swen osobiście lub przez podstawionego człowieka, próbuje zdobyć kamień, albo chociaż informacje.  
     Majka słuchała, kiwając powoli głową. Wreszcie utkwiła w Oskarze wzrok. Zrozumiał, że trafił w sedno!
- Powiedz, że potrzebujesz dwóch dni na podjęcie decyzji, ale możliwe, że się zgodzisz – podpowiedział jej.
- Masz telefon, albo jakiś mail do tego gościa? - spytała, zanim zakończyła rozmowę, po czym zapisała szybko kilka słów na podsuniętej przez Oskara kartce.
- Jonatan Smith. Pennsylvania University, jonsmith5698@pu.us -  przeczytał, kiedy Majka się rozłączyła – Co to za bzdury?
- Dokładnie – prychnęła – Co za dupek! Próbuje mi wcisnąć taki kit... - skrzywiła się.
- Wierzy w to, co mówi, czy go zastraszyli?  
- Nie wiem - spojrzała na Oskara zaskoczona – No, tak... Nie pomyślałam o tym – dodała z nutką podziwu w głosie.  
- Moja matka to sprawdzi, jak zapadnie zmrok – Oskar zmarszczył brwi – Powinniśmy wysłać gdzieś twoich rodziców. Może małe wakacje? Johan to zorganizuje.
- Kanary? - natychmiast podchwyciła jego tok rozumowania – A Agnieszka?
- Wyślemy ją do Montpellier wcześniej.
- Zgoda.  
- W takim razie zadzwoń do nich wszystkich, a ja się spotkam z Johanem. Uprzedzę tylko, żeby nam nie przeszkadzali – ruszył do drzwi.
- Chciałabym się spotkać z Laurą – Majka odstawiła filiżankę – Muszę zobaczyć jej kamień i komnatę. Być może z pozostałymi też...
- Zaczekaj na mnie – przykazał jej kategorycznie.
- Zgoda – nawet nie próbowała się buntować.
---
        
     Oskar zmaterializował się wprost w gabinecie. Nawet, jeśli miał zamiar utrzymać w mocy wprowadzony przez dziadka zakaz pojawiania się bezpośrednio w zamku, nie dotyczył on jego. Jemu wolno było wszystko! Westchnął ciężko, kiedy to sobie uświadomił. Nadmiar władzy potrafił ciążyć.  
- Mistrzu! - Johan zerwał się z krzesła na jego widok – Oskar... - poprawił się – Czekałem na ciebie.
- Tak?  - machnął ręką, wskazując przyjacielowi, by ten nie wstawał - Coś się stało?
- Clair tu była – Johan starał się, by zabrzmiało to obojętnie – Prosiła o spotkanie.
- Wiesz, o co chodzi? - Oskar nie musiał zaglądać Johanowi w oczy, by wiedzieć, co ten próbuje przed nim ukryć.
- Nie chciała mi zdradzić, ale przypuszczam, że to coś ważnego. Wyglądała dość... - szukał odpowiednich słów – mizernie.
     Oskar spojrzał na jeden z trzech zegarów zawieszonych wysoko, nad rzędem rodzinnych portretów. Chciał poświęcić prawie całą noc Majce.  
- Dobrze, spotkam się z nią jeszcze dziś, przed piątą – powiedział po chwili namysłu – Dam ci znać, ale zawiadom ją wcześniej, żeby tu przybyła. A teraz słuchaj – usiadł na miejscu, które przed chwilą zajmował Johan – Swen jest w Warszawie i być może uda nam się go tam zatrzymać przez jakieś dwa, trzy dni. W tym czasie ma tam być kilkudziesięciu naszych ludzi, ale tak, żeby on się nie zorientował. Najlepiej, wyślij ich natychmiast. Poza tym, potrzebny mi atrakcyjny wyjazd na Kanary dla przybranych rodziców Majki. Polecą moim samolotem i ma im towarzyszyć Kamil. Przywiezie ich stamtąd prosto do zamku na nasz ślub – Oskar położył przed Johanem kartkę z imionami i nazwiskami - Potrzebuję też sensownego powodu, by wysłać już teraz tę koleżankę Majki, tę dziewczynę-archeologa do Montpellier.  
- Czy ona też będzie na ślubie? - spytał rzeczowo Johan.
- Tak. Kogoś się po nią pośle – rzucił – Na razie zajmijmy się Swenem. Nie wiadomo, kiedy trafi się druga taka okazja. Inne sprawy mogą zaczekać.
- Musi mu strasznie zależeć, skoro tak ryzykuje – Johan pokręcił głową.  
- Dlatego weź się do roboty – utkwił w Johanie uważne spojrzenie – Zajmę się sprawą Clair – powiedział cicho, niby do siebie.  
     Johan kiwnął nieznacznie głową. Nie było potrzeby mówić więcej. Oskar znał go tak dobrze, jak on jego.  

Rozdział 7

Sycylia. Listopad 2014
     Laura przykłada swój klucz do ściany z jasnego granitu i mruczy coś pod nosem. Wiem, że wypowiada „imię” kamienia. Wchodzimy we trójkę do środka. Skała wygląda prawie identycznie, jak ta w komnacie u Timothy'ego. A może jest identyczna? Nie pamiętam dokładnie. Jeden brzeg jest gładki, z czymś w rodzaju wypukłości ułożonych w dość regularnych odstępach. Nie mogę dokładnie zobaczyć, bo ona leży jakby na tej części, a przecież Laura nie pozwoli mi jej ruszyć. Reszta jest poszarpana tak, jakby skałę odłupano. Kładę dłoń na nierównym chropowatym kamieniu. Mam wrażenie, że jest ciepły. To dziwne, bo w komnacie jest chłodno, a kamień powinien mieć tę samą temperaturę, co otoczenie. Przykładam dłoń jeszcze raz. Jest ciepły! Coraz cieplejszy!
- Możesz sprawdzić, czy ta skała jest ciepła? Mam takie wrażenie... - odwracam się do Oskara.
- Wow! Rzeczywiście – jest równie zaskoczony.
- To niemożliwe – Laura kładzie dłoń ma skale – Nie. Jest chłodna – patrzy na nas z konsternacją.
- Jeszcze raz – kładę dłoń na skale. Oskar z drugiej strony – O cholera! - skała zaczyna się uginać pod moimi dłońmi. Robi się gorąca – Parzy!  
- Mnie też – Oskar unosi głowę i widzę w jego oczach zdumienie.
     Próbuję oderwać dłonie, ale one nie chcą mnie słuchać. Patrzę na skałę, która zaczyna się zachowywać, jak plastelina. Oskar zafascynowany obserwuje swoje dłonie. Czuje to samo!  
- Laura, połóż dłonie na skale – rozkazuję.
- Nic nie czuję – patrzy na nas, nic nie rozumiejąc – To coś..., to zjawisko, dotyczy tylko was – szepcze zszokowana i odsuwa się od nas.
     Przymykam oczy. Czuję, jak skała zaczyna się rozprężać i ściskać, pulsuje. Czuję w niej energię. Swoją i... Oskara.
- To jest jak ta ciesz – mówi nagle Oskar – Jak to, co czuję, kiedy jestem z tobą.
     Rany! On ma rację! Skupiam się z całych sił na skale. Mój Dar przez nią przepływa do Oskara... i od niego do mnie. Gorąco mi. Strużki potu płyną mi po skroniach, szyi... Słabo mi, ale nie mdleję. Energia zaczyna mnie wypełniać. Skała mi ją oddaje. Dobrze mi z tym. To takie cudowne! Czuję się taka szczęśliwa. Mam pod powiekami łzy.  
- Kocham cię, Oskar – szepczę.
- Kocham cię tak strasznie – słyszę jego stłumiony głos, choć nie porusza ustami. Ma takie szerokie źrenice...
     Nagle skała uwalnia nasze dłonie i oboje się od niej odrywamy.
- Och! - zataczam się do tyłu.
- Co to było? - Oskar stoi na szeroko rozstawionych nogach, żeby nie stracić równowagi. Ogląda swoje dłonie.  
- Nie wiem – ja oglądam swoje, poruszam palcami – Laura, znasz tę skałę. Czy coś takiego miało już miejsce? - próbuję zebrać myśli.
- Nie. Z tego, co wiem, to nie. Nigdy! – jest poruszona – Ale wydaje mi się... - urywa nagle, jakby się bała skończyć zdanie.
- Tak? - oboje wbijamy w nią wzrok.
- To wy. Na was tak zadziałała – mówi powoli.
- A ty i twój mąż? - nagle uświadamiam sobie, że ona nie wie o tym, co czujemy z Oskarem, kiedy się kochamy – Byliście tu razem?  
- Tak.
- I dotykaliście tej skały? - drążę.
- Tak, ale nigdy się nie rozgrzała – kręci powoli głową i spuszcza wzrok.
- Laura, ona nie tylko się rozgrzała – mówię cicho – Stała się plastyczna. Uginała się pod naszymi dłońmi i... trzymała nas. Nigdy czegoś takiego nie czuliście? - upewniam się.
- Nie – głos Laury brzmi matowo, płasko. Jest jej przykro. Czuję to.
- Wybacz, że cię wypytuję, ale to bardzo ważne – przełykam głośno ślinę, zerkając ukradkiem na Oskara. Muszę jej zadać to pytanie – Czy ty kochałaś swojego męża?
     Laura milczy przez dłuższy czas. Wreszcie podnosi głowę i patrzy mi w oczy.  
- Był dużo starszy ode mnie – szepcze – Byłam jego trzecią żoną. Nie kochałam go i on mnie nie kochał. Chciał tylko przekazania swego Daru. Najlepszy dowód, to jego odejście, kiedy urodził się Angelo.  
- Jak to? Urodziłaś mu syna, którego pragnął, a on odszedł? - marszczę brwi.
- Przekazał mu swój Dar – Laura prostuje się, jakby nagle z jej barków spadł niewidzialny ciężar – Tak, nasz syn nie odziedziczył Daru. Ani odrobiny – przenosi wzrok na Oskara – Wiedziałam, że jestem w ciąży, ale nie czułam w sobie nowego Daru. Michaelangelo, mój mąż, wiedział. Jedynym sposobem na przekazanie Daru było to – wzdycha ciężko.
- Wybacz – zakrywam dłonią usta – Nie wiedziałam!
- Nikt nie wiedział – odwraca wzrok – Oddał mu swój Dar w chwili narodzin, a ja zostałam sama. Chociaż... - zastanawia się przez chwilę – To dziwne, ale Angelo kocham najbardziej na świecie, choć ma w sobie Dar człowieka, do którego poczułam coś dopiero, kiedy umarł.  
- Nie wiedziałem, że Angelo dostał Dar od ojca – Oskar ściąga brwi – Myślałem, że Michaelangelo zginął w wypadku. Oboje byliście w pełni Obdarowani...
- Tylko twój dziadek wiedział – w głosie Laury słychać poczucie winy – Był Mistrzem, musiałam wyjawić mu prawdę i prosić o dyskrecję. Nie chciałam, żeby mój syn wzrastał z poczuciem winy.
     Zerkam szybko na Oskara. Któż lepiej od niego wie, jakim to by było obciążeniem dla tego chłopca.  
- Wiedziałam, o co mnie spytasz – Laura zwraca się nagle do mnie – Kiedy staliście oboje z dłońmi na tej skale i patrzyliście na siebie, dotarło do mnie, że łączy was takie uczucie, jakiego ja nigdy nie zaznałam.
- Muszę cię prosić, żebyś z nikim nie rozmawiała o tym, co się tu stało – kładę jej dłonie na ramionach – Przyjdzie czas, że ogłosimy Zgromadzeniu tę nowinę, ale muszę mieć pewność. Muszę obejrzeć wszystkie skały. One się jakoś wiążą z Darem... z jego przekazywaniem. Jestem pewna, że tak jest, tylko nie wiem, jak to działa.  
- Powinniśmy wracać. Czas nam się kończy – Oskar jak zwykle pamięta o wszystkim.  
- Mistrzu... – Laura kiwa mu lekko głową. Widzę w jej oczach niemą prośbę.
- Tej rozmowy nigdy nie było – mówi na pożegnanie Oskar.
     Wychodzimy z komnaty. Tuż za plecami słyszę westchnienie ulgi. Biedna Laura.  
- Powinniśmy jeszcze raz zbadać skałę u Timothy'ego – mówię do Oskara, kiedy jesteśmy z powrotem w sypialni – A potem tę u Raula. Powinnam też spróbować w Grecji. Meteory na mnie czekają, czuję to.
- Mamy trochę za mało czasu – wzdycha, sprawdzając godzinę – W tych komnatach czas płynie jakoś wolniej...
- Wiesz, że się do siebie przytuliliśmy? - śmieję się, odkrywając, że przez sen zmieniliśmy pozycję.
- To ciekawe. Zwykle tak się dzieje tylko w przypadku bardzo silnych emocji – marszczy czoło.
- No tak... - przypominam sobie, jak obserwowałam Akosa, kiedy Swen pochwycił go śniącego.     
- Moja matka tu jest – mówi nagle Oskar – Nie przywoływała mnie, ale tu jest...
- Rzeczywiście! - teraz ja także czuję jej obecność. Nie przerywając śnienia udajemy się oboje z Oskarem do salonu na dole – Margaret! - widzę ją na sofie w towarzystwie Manueli.
- Mamo? - Oskar muska jej policzek – Dobrze, że jesteś. Coś się stało?  
- Nie, nic takiego – uśmiecha się, zerkając na mnie – Chciałam was zobaczyć.
     Dlaczego mam wrażenie, że ona coś ukrywa?  
- Chciałbym, żebyś zajrzała do snów pewnego człowieka – Oskar od razu przechodzi do swoich spraw. Naszych, poprawiam się w myślach – Prawdopodobnie spotkał się ze Swenem, lub jego człowiekiem. Chcę wiedzieć, czy się go boi, czy mu ufa?  
- Widział go wcześniej? Mam na myśli, Swena? – głos Margaret natychmiast robi się rzeczowy.
     Oskar posyła mi pytające spojrzenie.
- Raczej nie... - kręcę głową – Kontaktowali się przez Facebooka. Andriej twierdzi, że nie ma tam zdjęć Swena.  
- Dajcie mi jego dane – zerka na zegarek i wstaje – Rozumiem, że to pilne.
- Raczej tak – Oskar wzdycha.
     Margaret posyła mi przeciągłe spojrzenie, ale nic nie mówi.
- Nie ruszaj się stąd – Oskar grozi mi palcem.
- Chciałam zajrzeć do babci Heleny... - Chciałam zajrzeć do Grecji, dopowiadam w myślach.  
- To przywołaj ją tutaj – Oskar podchodzi do mnie i spogląda mi w oczy – Nie żartowałem – mówi poważnym tonem.
- Wiem – przełykam głośno ślinę.
- Mam jeszcze jedno spotkanie. Wrócę tuż przed wschodem słońca – całuje mnie szybko w usta – Prześpij się trochę.
- Dobrze, dobrze – gderam, ale posłusznie żegnam się z Margaret i idę na górę. Chciałabym  z nim porozmawiać o tym, co widzieliśmy i... czuliśmy.  Manuela sunie za mną po schodach. Dobrze, że mam ją przy sobie.
---

     Oskar wyczuł obecność Clair, zanim ta weszła do jego gabinetu w towarzystwie Johana. Funkcjonował na najwyższych obrotach od chwili objęcia przywództwa, a właściwie już od dobrych kilku tygodni wcześniej. O dziwo, nie tylko go to nie męczyło, ale wręcz miał wrażenie, że czuje się jak ryba w wodzie. Miał w głowie jasną wizję zmian, jakie chciał wprowadzić w Zgromadzeniu, miał przy sobie ukochana kobietę, a wokół, oddanych lojalnych ludzi. Czego jeszcze mógłby pragnąć? Nagłe pojawienie się Swena uświadomiło mu, że jest taka rzecz. Paląca potrzeba wymierzenia kary za śmierć ojca wróciła. Na moment przesłoniła mu nawet pragnienie przekazania Daru. Myśl o dziecku zagościła na stałe w jego umyśle, kiedy w chwili uniesienia poczuli z Majką wzajemnie swoje Dary. Dziwne zdarzenie w komnacie Laury, jeszcze to spotęgowało. Tak, były dwie sprawy, które wciąż zalegały na jego osobistej liście.  
- Witaj Clair – odezwał się pierwszy i wskazał jej miejsce w fotelu, sam zajmując sąsiedni.
- Witaj Mistrzu. Czy mogę prosić o rozmowę w cztery oczy? -  spytała, zerkając niepewnie na Johana.
- Oczywiście – Oskar spojrzał przyjacielowi w oczy.
     Johan skinął mu głową i bez słowa wyszedł z gabinetu. Oskar przyjrzał się Clair. Johan nie mógł jej trafniej określić. Naprawdę wyglądała mizernie.  
- Co się stało? - spytał, starając się nadać głosowi łagodne brzmienie.
- Zrobiłam coś strasznego! - rzuciła niespodziewanie, jakby chciała jak najprędzej mieć to za sobą – Coś naprawdę strasznego! - załkała i ukryła twarz w dłoniach.
     Oskar otworzył szeroko oczy. Opanował się jednak szybko. Nie taką ją zapamiętał. Kłębek nerwów, który miał przed sobą nie przypominał w niczym dawnej Clair.  
- Mów – powiedział najspokojniej, jak potrafił – Niezależnie, co zrobiłaś, jesteś tu teraz z własnej woli, więc możesz liczyć na moją pomoc.  
- Powinnam iść do Timothy'ego a nie zawracać głowę tobie – szlochała – Ale tak strasznie się go boję.
- Wiem, jaki jest Timothy – Oskar starał się nie okazywać zniecierpliwienia – Na pewno jednak ma wielkie poczucie sprawiedliwości...
- Oskar, ja zdradziłam swojego męża! - jęknęła – Jaka może być dla mnie sprawiedliwość?
- Zdradziłaś? - Oskar zmarszczył brwi. Teraz stało się dla niego jasne, dlaczego nie chciała by Johan był obecny przy tej rozmowie. Musiała wiedzieć, że wciąż nie była mu obojętna – Z kim? - Nagle przemknęła mu przez umysł straszna myśl. Zdusił ją jednak w zarodku.  
- Nie wiem... Ja... To nie tak, jak myślisz – znów ukryła twarz w dłoniach.
     Oskar położył dłoń na ramieniu łkającej Clair.
- Opowiedz mi wszystko po kolei – poprosił łagodnie – Na razie jesteś pod moją ochroną. Obiecuję, że to, co mi powiesz, zostanie między nami. Steven wie?  
- Nie, ale się dowie – otarła twarz wierzchem dłoni – A wtedy... Wygna mnie, jak jakąś... I tak mnie wygna! - nagle w jej oczach pojawiła się desperacja – Wszystko mi jedno. Niech się to wreszcie skończy! - rzuciła bezbarwnym głosem.
- Clair, żeby ci pomóc, muszę wiedzieć, co zrobiłaś – Oskar uniósł w górę jej brodę i spojrzał w oczy – Znasz mnie od dawna. Jestem teraz twoim Mistrzem, ale też przyjacielem. Popełniłaś błąd i chcesz go naprawić. Pozwól sobie pomóc.  
     Ogromne oczy Clair napełniły się łzami.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 3887 słów i 21749 znaków.

Dodaj komentarz