Meteory. Po zachodzie słońca 17

Rozdział 31
Wyspy greckie. Sierpień 2014  
     Zapadający zmierzch zastał Majkę nad książką. Doczytała do końca strony i zatrzasnęła ją energicznie. Przyjrzała się dokładnie twardym okładkom. To było „wydanie specjalne” z 1980 roku. Na ostatniej stronie widniała lista języków, w jakich ją wydano. Była imponująca i mogła oznaczać tylko jedno, że Obdarowani rozrzuceni byli po całym świecie. Z tego, co powiedzieli jej Johan i Akos, wynikało, że pobierali się między sobą niezależnie od narodowości i języka, jakim się posługiwali. Oskar już dawno wytłumaczył jej, że po zachodzie słońca odrębności przestawały istnieć. Rozmawiali swobodnie, a bariery językowe znikały. Wyglądało na to, że wszyscy też żyli tak, jak nakazywał im zbiór zasad zawartych w kodeksie. Przypominało jej to sektę, ale nie mogła zaprzeczyć, że ich cele były szczytne, a poświęcenie w walce o prawa natury budziło podziw. Jedyną rzeczą, z którą nie mogła się pogodzić był sposób, w jaki przekazywali Dar kolejnym pokoleniom. Z drugiej strony, jeśli chcieli go zachować...?  
     Sięgnęła po inną książkę i spojrzała na pierwszą stronę. „Podręcznik dla uczniów zaawansowanych”. Wcześniej przeczytała „Podręcznik dla uczniów. Podstawy” i ten „Kodeks. Wydanie specjalne”. Co oznaczało „wydanie specjalne”? Nigdzie nie natrafiła na rodzaj kar, o których mówił Johan. Z podręcznika dowiedziała się, że jest cały ich system, ale na tym się kończyło. Nic nie było również na temat zawierania małżeństw. Oczywiście był opis uroczystości, ale niewiele się dowiedziała na temat praw i obowiązków małżonków. Za to obszerny rozdział poświęcono kwestiom kłamstwa i „Przysięgi na Dar”. Dopiero teraz zrozumiała, jakie miała ona znaczenie. Nie wolno było jej nadużywać, a jej złamanie podlegało srogiej karze. Dowiedziała się również, że można jej było odmówić, ale to zawsze wiązało się z konsekwencjami.  
     Przeczytała także dalszy ciąg opowieści o Kaliope, jak nazywała się dziewczyna, która wyprosiła od Natury Dar, i jej braciach. Zaskoczył ją fragment o tym, że zakochała się w jednym z braci i w zamian za zgodę na poślubienie go, ofiarowała Naturze własne życie. Natura jej go nie odebrała, ale to właśnie stało się długiem, który przez stulecia spłacali Obdarowani. Spłacali poświęceniem własnych uczuć w imię zachowania Daru.  
     Odłożyła książki na biurko i otworzyła szafę z ubraniami. Skoro miała się spotkać z Lady Margaret, to powinna jakoś wyglądać!  Zdjęła z wieszaka długą granatową sukienkę bez rękawów. W połączeniu z połyskliwym paseczkiem i lekkimi sandałkami był to naprawdę elegancki strój. Upięła włosy i nałożyła wiszące kolczyki. Przejrzała się w lustrze zamontowanym w drzwiach szafy. Podobała się sobie! Było to dość nieoczekiwane odkrycie, biorąc pod uwagę, że zwykle witała swoje odbicie westchnieniem dezaprobaty. Zmieniła niewiele: śmielszy makijaż, odpięty guziczek na piersiach, więcej pewności siebie. Czyżby zachwyt w oczach Oskara czynił aż takie cuda?  
     Ułożyła się wygodnie na swoim łóżku i przymknęła powieki. Miała niejasne przeczucie, że czegoś zapomniała. Jasne, naszyjnik! Wyciągnęła go z szufladki szafki nocnej i zawiesiła sobie na szyi, chowając go pod sukienkę. Chciała go mieć przy sobie, kiedy stanie nad grobem Judith, chciała go zwrócić... Delikatne kołysanie katamaranu koiło jej zmysły. Odetchnęła głębiej.
---
     Otwieram oczy. Już potrafię rozpoznać ten stan, kiedy śnię świadomie. Uśmiecham się do siebie. Lubię to, nawet bardzo! Czuję obecność Oskara, ale daję mu jeszcze trochę czasu. Wiem, że zanim pozwoli mi się ruszyć z „Insomni”, musi wszystko sprawdzić osobiście. Jego dbałość o moje bezpieczeństwo już mnie nie dziwi. Z kodeksu dowiedziałam się, że Zgromadzenie daje jego członkom siłę, z którą nie jest w stanie zmierzyć się pojedynczy Obdarowany. Ale ja do niego nie należę. Jest to chyba pierwszy przypadek, kiedy ktoś pozostaje poza Zgromadzeniem tak długo. Zwykle, kiedy objawia się Dar, opiekun Obdarowanego natychmiast zwraca się do Mistrza, a ten uroczyście przyjmuje go pod swoje skrzydła. Oczywiście jeśli Obdarowany byłby pełnoletni, mógłby zrobić to sam.  Nie do końca rozumiem, jak to jest z tą ich pełnoletnością? Wiem, że dla nich liczy się 21 lat, ale co z tego wynika? Znalazłam tylko kilka linijek tekstu, który mówił, że do czasu osiągnięcia praw, ważne decyzje podejmuje ten z największym Darem w rodzinie, a jeśli jest ich kilku, to ten, kto jest starszy. No cóż, u mnie to dość skomplikowana sytuacja, bo 21 lat skończę w listopadzie, czyli po tym ważnym zebraniu, o którym mówił Oskar. A jednak twierdzi, że mogłabym przystąpić do Zgromadzenia i będę miała głos w jego sprawie, choć nie będę miała pełnych praw. Nic z tego nie rozumiem!
     Czuję, że Oskar mnie przywołuje. Jestem gotowa. Skupiam się na nim i powoli przenoszę się w jakieś nieznane mi miejsce. Jest bardzo ciemno, bo nieba nie rozświetla ani księżyc, ani gwiazdy. Ciężkie ołowiane chmury wiszą nisko, jak grafitowa kotara.    
- Gdzie jesteśmy? - pytam, widząc Oskara, ale natychmiast zdaję sobie sprawę, że moje pytanie nie ma sensu, bo stoimy pośród grobów – Nie ma świeczek... - mówię, trochę tym zdziwiona.
- Zgasiliśmy wszystkie w promieniu 20 metrów – Oskar ujmuje mnie za rękę – gdyby zaplątał się tu jakiś człowiek, lepiej, żeby nas nie zobaczył w blasku płomienia.  
- Masz rację – patrzę na niego z podziwem. Myśli o wszystkim! - A gdzie grób Judith? - rozglądam się niepewnie. Żaden z grobów nie wygląda na nowy.
- Tam – Oskar wskazuje mi kierunek.
     Podchodzimy do prostego grobu, na którym leżą trzy wiązanki ze świeżych kwiatów. Oczywiście też nie ma świec.  
     „Jonatan Banch, zm. 1939
     Joanna Oleńska Banch, zm. 1940
     Judith Banch, 1940 - 2014”
     Myślałam, że jest młodsza! Litery są proste i jednolite. Widać, że ktoś kazał odnowić wcześniejsze napisy.
- Kto ją pochował? Miała rodzinę? - zastanawiam się głośno.
- My, Zgromadzenie – Oskar staje obok mnie i czuję na plecach jego ramię – Właściwie wszyscy jesteśmy w jakiś sposób spokrewnieni. Mniej lub bardziej... - mówi z zadumą.
     Sięgam pod ubranie i wyjmuję medalion. Obracam go w rękach z zakłopotaniem. Myślałam, ze grób będzie świeży i po prostu go zakopię. Zerkam na Oskara. Może on coś wymyśli? Nie chciałabym, żeby ktoś ukradł to, co należało do Judith.    
- Moglibyśmy odrobinę odsunąć płytę? - pytam bez entuzjazmu – Nie jest duży. Łatwo go wsunąć w szczelinę – podaję mu medalion.  
     Oskar ogląda go uważnie, choć już raz go widział.  
- Otwierałaś go? - pyta nagle.
- Co? - nie rozumiem – To można go otworzyć?
     Zabieram od niego naszyjnik. Przecież go oglądaliśmy! Na pewno nie był otwierany! Jednak on ma rację. Teraz widzę z boku maleńki zawias. Mimo skąpego światła, nie sposób go przeoczyć.  
- Jak to możliwe? - jestem zdumiona.
- Słyszałem o takich przedmiotach – Oskar wygląda na nie mniej wstrząśniętego ode mnie – Wyglądają inaczej we śnie, a inaczej poza nim. Otwierają się tylko w rękach w pełni Obdarowanych.
- Ale Judith nie miała pełnego Daru! - ręce mi drżą.
- Widocznie miała zamiar poprosić ciebie – mówi ściszonym głosem.
- Widziałam się z nią rano, w dniu, kiedy zginęła, ale zapomniałam jej go oddać, a ona się nie upomniała... Też zapomniała?
- Nie sądzę – kręci głową – Jest bezcenny. Otworzysz?
- Nie wiem... - nagle ogarnia mnie niepokój – Oskar, ktoś tu jest.
- Jean i Akos – mówi i rozgląda się uważnie.  
     Odruchowo kucam obok grobu. Między kwiatami dostrzegam białą figurkę aniołka. Jest identyczny, jak mój! Co on tu robi? Może obdarowani stawiają je też zmarłym? Muszę spytać Oskara, ale on w tej chwili jest skupiony na obserwowaniu otoczenia. Szybko podnoszę aniołka. Naprawdę wygląda, jak mój! Pod spodem widzę małą karteczkę złożoną na czworo. Ma na wierzchu jakieś słowo. „Majka”, odczytuję z trudem. To dla mnie? Kto to zostawił? Zerkam na Oskara, ale nie patrzy w moją stronę. Szybko odrywam papierek i chowam za stanik.  
- Wszystko w porządku – Oskar podaje mi rękę – Co to jest? - patrzy na aniołka.
- Był na grobie, między kwiatami – mówię szybko i chcę odstawić figurkę, ale Oskar wyjmuje mi ją z rąk i ogląda uważnie. Po chwili sam ją odstawia.
- Otworzysz? - zerka na medalion.
     Ostrożnie wsuwam czubek paznokcia w niewielką szczelinę. Wieczko odskakuje, a ze środka wypada na moją dłoń płaski owalny kamień. Jest ciemny, gładko wypolerowany, tylko na jednej stronie ma podłużne wyżłobienie.  
- Co to jest? - oglądam go ze wszystkich stron.
- Nie mam pojęcia – Oskar przygląda się kamieniowi – Może zapytamy moją matkę, ale musisz go ze sobą zabrać. Nie zostawiaj go tutaj.
     Zamykam kamień w medalionie i wieszam go sobie na szyi.  
- Przepraszam Judith – szepczę – Oddam ci go później.  
     Kładę na grobie dłonie. Tak strasznie mi żal, że nie żyje.  
- Odnalazła spokój – szepcze Oskar i gładzi moje plecy. Jestem wdzięczna, że mnie nie pogania, choć wiem, że się niepokoi.  
- Możemy iść – prostuję się i wzdycham ciężko.
- Będziemy tu zaglądać – pociesza mnie, a ja czuję jak broda mi drży.
     Bierzemy się za ręce. Otacza nas mgła. Przez moment nie myślę o niczym i pozwalam się Oskarowi wieść, dokąd zechce. Po chwili z mgły wyłania się znajoma chropowata cegła, a pod nogami czuję twarde podłoże. Otacza nas zapach wilgotnego powietrza i kwiatów. Maciejka! Teraz ją rozpoznaję.  Jesteśmy w ogrodzie zamku Ainay-le-Vieil. Stoimy na tarasie, tuż przy wejściu.  
- Pomyślałem, że spotkamy się u mnie. Przejdziemy przez zamek – Oskar przygląda mi się z troską – Smutno ci – wzdycha.
- Śmierć jest smutna – przyznaję – Zwłaszcza, kiedy jest taka niesprawiedliwa. Judith była taka energiczna i pełna życia. Nie miałam pojęcia, że miała 74 lata! Mogła żyć i żyć... - nie mogę się pogodzić z jej śmiercią.
- Śmierć, to jedyna sprawiedliwa wśród nas – mówi z powagą Oskar – Nie można jej oszukać ani przekupić. Kieruje się własnymi zasadami i nie słucha nikogo.  
- Ale zabiera czasem młodych zdrowych ludzi, dzieci...! - Nie mogę się z nim zgodzić. Nie chcę!
- To, że nie rozumiemy jej zasad, nie oznacza, że są one bezsensowne, czy złe – Oskar mówi ze spokojem, cierpliwie, jak do dziecka – Jednak świadomość, że na pewno jesteśmy śmiertelni, nadaje naszemu życiu smak. Natomiast niepewność chwili, w której ona nadejdzie, dodaje pikanterii...  
- Mówisz o tym tak spokojnie – Zadziwia mnie.
- Bo nie mogę przed nią uciec. Muszę ją oswoić, by przestać się bać.  
- Nie boisz się śmierci? - zdumiewa mnie.
- Jeszcze tak – odpowiada mi z rozbrajającą szczerością.
- Myślisz, że Judith się bała?  
- Myślę, że nie – mówi powoli – I wiesz co? Wydaje mi się, że nie bała się dzięki tobie.
- Nie żartuje się ze śmierci – obruszam się.  
- Nie żartuję. - Oskar jest wyjątkowo poważny - Ona nie oddała ci tego medalionu bez powodu. Umarła wiedząc, że zakpiła ze Swena, bo on szuka właśnie tego!
     Czuję, że on może mieć rację. Czułam to, już w chwili, gdy odkryliśmy, że medalion się otwiera.  
- Spytajmy twoją mamę – mówię przez ściśnięte gardło – Może ona będzie wiedziała, czym jest ten kamień?
     Wchodzimy do zamku nie zatrzymywani przez nikogo. To zdumiewające, ale z drugiej strony, jestem pewna, że zadbali o bezpieczeństwo. Pewnie tylko nie wiem, jak. Muszę zdobyć inny kodeks. Może poproszę Oskara o ten, który ma w kajucie?  
- Jutro będzie zebranie Rady, na które jestem zaproszony – mówi nagle Oskar - Gdybyś chciała, to w tym czasie mogłabyś pobuszować w ogrodzie, albo w moim mieszkaniu.  
- Boisz się, że gdzieś się wypuszczę sama? - pytam, przyjemnie połaskotana jego troską.  
- Jestem okropnym zazdrośnikiem – mówi z poważną miną, ale w jego oczach tańczą wesołe ogniki. Wiem, że chce mnie rozbawić i jestem mu za to naprawdę wdzięczna.  
     Przemierzamy ogromny hol, komnatę z kominkiem, w którym ustawiono kamienny wazon z kwiatami, a potem korytarz, który przypomina galerię malarstwa. Na końcu korytarza dostrzegam znajomo wyglądające drzwi. Oskar otwiera je bez używania jakichkolwiek kluczy, czy kart magnetycznych.
- Nie były zamknięte? - dziwię się.
- Były, ale ja i ty możemy je otworzyć. - mówi – Gdyby klamkę nacisnął ktoś inny, nic by się nie stało. Nadal byłyby zamknięte.  
- Ale jak?- marszczę brwi – No tak, przecież śnimy. Tu panują inne prawa. Ale poprzednio otwierałeś drzwi tarasowe...
- Bo jeszcze wtedy nie mogłaś się dostać do środka tak, jak teraz – mówi i nachyla się do mnie. Całuje mnie w usta. Niby niewinny pocałunek, a ja się rozpływam.  
- Przyjemne powitanie – szepczę, kiedy usta Oskara przesuwają się na moją żuchwę i szyję.  
- Przywitałbym cię jeszcze lepiej, ale zaraz się zjawi moja matka – Oskar z ociąganiem odrywa się ode mnie – Gdyby nie ta Rada, nie musiałbym spędzać dnia z laptopem, zamiast z twoim uroczym tyłeczkiem – jego dłoń gładzi moją pupę.
- Nie poznaję pana, panie Lowrens – chichoczę – My to nazywamy: obiecanki cacanki.
- Prowokujesz, a to się źle skończy – oczy Oskara ciemnieją.
- Zobaczymy...
     Czuję czyjąś obecność. Drzwi się otwierają i pojawia się w nich szczupła brunetka w wieku mojej mamy. Jest piękna!  
- Witaj Mamo. Poznaj Mariannę, albo Majkę, bo tak woli być nazywana – Oskar podchodzi do kobiety i całuje ją delikatnie w policzek – Moja matka – odwraca się do mnie i mruga z uśmiechem.
- Lady Margaret – staram się dygnąć.
- Margaret. Dla ciebie po prostu Margaret – uśmiecha się do mnie i wyciąga rękę – Tak się cieszę, że cię widzę.  
     Jest w niej coś takiego, że już ją lubię, jakaś słodycz i dobro, i delikatność...
- Może usiądziemy w ogrodzie? Oskar, za drzwiami jest wózek z jedzeniem – kiedy zwraca się do niego, jej głos staje się jeszcze milszy. Musi go strasznie kochać. - Słyszałam, że dopiero niedawno się dowiedziałaś o swoim Darze – mówi do mnie.
     Wychodzimy na taras i siadamy przy stole z kamiennym blatem. Wygląda na świeżo wyszorowany. Czyżby za dnia ktoś tu zrobił porządki?
- Rzeczywiście. Początkowo nie wiedziałam, co się dzieje. Gdybym nie spotkała Oskara, pewnie trwałoby to jeszcze dłużej – rumienię się na wspomnienie okoliczności, w których się przekonałam.  
- To wyjątkowe zrządzenie losu – mówi z uśmiechem – Wychowałaś się w rodzinie nieobdarowanych? - stwierdza z ubolewaniem – Jak sobie radzisz z nadrobieniem zaległości?  
- Zaległości? Ach, tak! - dociera do mnie, że chodzi jej o moją wiedzę – Szybko się uczę. Mam Dar wiedzy i to mi pomaga, ale mam jeszcze sporo pytań, a nie bardzo wiem, gdzie szukać odpowiedzi...
     Przerywa mi wejście Oskara, popychającego wózek na kółkach, jakiego używają w restauracjach. Lady Margaret zdejmuje srebrne klosze i naszym oczom okazują się maleńkie kolorowe kanapeczki, drobne ciasteczka i pokrojone owoce. Wszystko wygląda po prostu bajecznie!
- Podam wino – Oskar znowu mruga do mnie i podaje mi śnieżnobiały obrus, a potem zawraca do kuchni.  
     Obie z lady Margaret rozkładamy materiał na stole i przenosimy półmiski i talerzyki przygotowane na wózku. Na dolnej półce odkrywam jeszcze filiżanki i dzbanek z herbatą, opatulony specjalnym „ubrankiem”. Jest ciepły. Nagle uzmysławiam sobie, że nie jestem pewna, czy na dworze jest zimno, czy ciepło. Zastanawiam się, ile czasu potrzebuję na poznanie wszystkich różnic między jawą a snem.  
- Nie masz wiele czasu – Lady Margaret siada przy stole i zagląda mi w oczy – W normalnych warunkach, chodziłabyś do odpowiedniej szkoły, albo chociaż przyjeżdżałabyś na kolonie w czasie wakacji.  
- Oskar wspominał, że dzieci uczą się w szkole o Darze i jego właściwościach, ale o koloniach nie wiedziałam – mówię trochę zakłopotana – Może powinnam też się na takie zapisać?
- To dobre dla dzieci – macha ręką – Ty potrzebujesz indywidualnego podejścia. Jeśli zechcesz, to ja chętnie ci pomogę. Za chwilę skończą się zajęcia wakacyjne i będę miała więcej wolnego czasu. Zresztą dzieci z Darem jest coraz mniej – wzdycha.  
- Jak to możliwe? Przecież przekazujecie sobie Dar i dzieci się z nim rodzą - dziwię się – Czytałam o tym.
- Przekazanie nie zawsze się udaje, choć faktycznie rzadko się tak dzieje, ale z tą drugą formą mamy jeszcze większy problem. Nie wszystkie dzieci w pełni Obdarowanych otrzymują od rodziców Dar... - przerywa na widok Oskara.
- A wiadomo, dlaczego tak się dzieje?  
- Nie - kręci głową – Nie wiadomo, ale nie wiemy o Darze wszystkiego. Wciąż go odkrywamy, mimo, że minęły już setki lat.
     Oskar nalewa nam musującego wina do kieliszków. Wznosi toast za mój Dar i jego ujawnienie się. Jestem zażenowana, ale oboje wyjaśniają mi, że to stary zwyczaj. Ujawnienie się Daru zawsze jest świętem dla całej rodziny i przyjaciół. Od razu mi lepiej, choć trochę mi przykro, że moja rodzina nie świętuje ze mną. Zajadamy się specjałami od Lady Margaret. Ona od czasu do czasu zagląda mi w oczy, ale za każdym razem uśmiecha się do mnie życzliwie, więc mi to nie przeszkadza.  
- Majka, może porozmawiamy o medalionie? – mówi nagle Oskar.
     Rzeczywiście, jestem tak przejęta, że prawie o tym zapomniałam. Zdejmuję go z szyi i podaję Lady Margaret.
- Należał do Judith Banch. Dała mi go, ale nie zdążyła powiedzieć, co to jest – mówię przez ściśnięte gardło – Dziś odkryliśmy, że we śnie wygląda inaczej niż w realnym świecie. Otwiera się.  
- Och! - Obraca go ostrożnie w dłoniach – Mogę otworzyć?
- Oczywiście. W środku jest dziwny kamień.  
- Widziałam już takie przedmioty. Zwykle to szkatułki, albo pudełka, które ujawniają we śnie podwójne dno, albo dodatkową szufladkę. Używa się ich do ukrywania czegoś szczególnie ważnego. Czegoś, co nie powinno trafić w ręce ludzi. - Otwiera medalion i ogląda kamień – Nie wiem, co to jest, ale mogę zapytać Maxa. - oddaje mi naszyjnik.
- Sam to zrobię – Oskar unosi jej dłoń do ust – Dzięki mamo.  
     Rozczula mnie ta scena. Może dlatego, że Oskar nie kojarzył mi się z taką czułością?
- Zostawię was samych – Lady Margaret uśmiecha się do mnie – Mój syn dobrze wybrał. Masz wielki Dar, wielki i rzadki, ale ty go nie zmarnujesz – W jej głosie słyszę coś w rodzaju uznania...  Dziwne słowa, choć muszę przyznać, że przyjemnie mi je słyszeć. - Gdybyś czegokolwiek potrzebowała, to mnie przywołaj – ściska moje dłonie i muska w policzek - Nie odprowadzaj mnie – przesuwa dłonią po policzku Oskara.  
     Niesamowicie jest widzieć, jak ta kobieta się porusza. Ona nie chodzi, tylko płynie. Jest w niej tyle gracji, a jednocześnie nie onieśmielała mnie! Jak to możliwe? Przecież strasznie się denerwowałam tym spotkaniem.  
- Twoja mama jest fantastyczna – szepczę do Oskara, kiedy zostajemy na tarasie sami – Chyba mnie polubiła?
- Taaak – Oskar uśmiecha się do siebie, a potem podnosi na mnie wzrok – Ma Dar altruizmu.
- Co takiego?  
- Potrafi wyczuć pragnienia innych. Dlatego pracuje z dziećmi i ma pozwolenie na zaglądanie do snów.
- Och! Czytałam, że tylko kilka osób może to robić. A ja właśnie poznałam jedną z nich!  
- Poznasz jeszcze wielu innych – wyciąga do mnie ręce – Tu czy w sypialni? - zniża głos do przyjemnego gardłowego pomruku i zerka znacząco na kieszeń cienkiej marynarki, którą ma na sobie.  
- W sypialni – szepczę. Wiem, co ma w kieszeni. Bąbelki z wina buzują w mojej krwi.  

Rozdział 32

     Tyle emocji, takie napięcie..., a teraz siedzimy obok siebie, otoczeni półmrokiem i migotliwym światłem ogrodowych lampionów. Oskar wpatruje się we mnie takim wzrokiem, jakby patrzył na jagnię do zarżnięcia. Chyba do zerżnięcia? Specjalnie przekręcam w myślach słowa i czuję, jak tętno mi przyspiesza. Koniuszek jego języka oblizuje górną wargę, a ja mam ochotę skosztować, jak smakuje. A może skosztuję czegoś innego? Alkohol dodaje mi śmiałości. Powoli odpinam pasek i guzik jego spodni. Oskar odgina się do tyłu, żeby mi ułatwić zadanie. Kładę dłoń na jego podbrzuszu. Jakie ciepłe! Sunę w dół. Oskar odchyla głowę i głośno wypuszcza powietrze z płuc. Pociągam gumkę bokserek i chwytam nabrzmiewający członek. W mojej dłoni staje się jeszcze twardszy i sztywniejszy. Zsuwam się z krzesła na kolana i pochylam głowę.     
- Co robisz? - Oskar przytrzymuje ręką moją brodę. W jego oczach widzę zaskoczenie.
- Dzisiaj ja sprawdzę, jak smakujesz – szepczę i zwilżam językiem usta.
- Robiłaś to już? - Z jego twarzy nic nie mogę wyczytać. Obawia się?  
- Nie, ale będę ostrożna...
     Odsuwam jego rękę i czubkiem języka dotykam lśniącej główki. Jaka delikatna... aksamitna. Okrążam ją językiem kilka razy i słyszę jak oddech Oskara staje się głębszy. Sprawia mi to przyjemność. Seks jest przyjemny... jest przyjemny z nim. Otwieram szerzej usta i powoli sunę w dół. Członek to nie język! Jest twardy i gruby, wypełnia mi usta i niełatwo mi oddychać, ale głuchy jęk Oskara wynagradza mi niewygody. Czuję jak spina mięśnie. Podoba mu się!
- Och, Majka... – wzdycha, kiedy zaczynam się poruszać w górę i w dół.  
     Nie wiedziałeś, że tak potrafię, śmieję się do siebie w duchu. Do tej chwili to właściwie ja też nie wiedziałam. Oskar rozchyla szerzej kolana i słyszę ciche trzeszczenie. Zerkam w bok. Zaciska palce na oparciach krzesła. Wciągam nosem powietrze i przyspieszam. Oskar jęczy.
- Dość... - chwyta mnie nagle za włosy i przytrzymuje mi głowę.  
     Wypuszczam go z ust i oblizuję się, ciężko dysząc. Słone. Ale przecież nie skończył! Lśniący, pokryty żyłami fiut sterczy tuż przede mną.  
- Podoba mi się to – podnoszę wzrok. Oczy Oskara są czarne, pałające – Dam radę...  
- Lubisz to – chrypi – Ja też...        
- To czemu mi przerwałeś? - dyszę.
- Do sypialni! – ma taki niski, władczy i pełen pożądania głos – Pani przodem.
     Wstaję i posłusznie idę przed siebie. Nagle przypominam sobie karteczkę, którą mam za stanikiem. O cholera, niedobrze! Po drodze otwieram medalion i upycham w środku skrawek papieru. Zmieści się? Domykam go w ostatniej chwili. W sypialni Oskar podnosi z komody pilota i po chwili rozlega się cicha muzyka. Prosta melodia ma w tle dziwny rytm, przypominający bicie serca. Jest taka podniecająca...
- Pozbądźmy się tego – Oskar zrzuca marynarkę i koszulę, a potem zabiera się za mnie. Rozpina pospiesznie guziki mojej sukienki – Masz takie piękne ciało – mruczy, zsuwając materiał z moich ramion.
     Zdejmuję z szyi medalion i upuszczam go na sukienkę, a potem sięgam do spodni Oskara. Paska nie zapiął, więc mam ułatwione zadanie. Patrzę mu śmiało w oczy i jednocześnie zsuwam spodnie razem z bokserkami. Jest tym chyba trochę zszokowany? No i dobrze! Stoi przede mną nagi, podniecony! Mogłabym go zjeść...
- Lubisz patrzeć? - ma taki seksownie niski głos. - Ja też lubię. Rozbierz się dla mnie.  
     Odpinam stanik i powoli zsuwam ramiączka, a potem upuszczam go na podłogę. Oskar oblizuje się na widok moich piersi ze sterczącymi sutkami. Jego wzrok mnie dotyka, pieści... Kciukami zaczepiam koronkę majtek i powoli, bardzo powoli przesuwam je po udach, kołysząc biodrami w rytm tej niepokojącej muzyki. Oskar oddycha chrapliwie. Kiedy moja bielizna dotyka podłogi podchodzi do mnie i bez ostrzeżenia łapie za pierś, wpijając się jednocześnie w moje usta. Wpycha język głęboko, aż do gardła. To nie będzie delikatne i romantyczne. Chwytam twardy członek i zaciskam palce. Jest mój! Język Oskara posuwa moje usta, a jego dłonie ugniatają moje piersi, jakby to było drożdżowe ciasto. Właśnie tak, mocno, zdecydowanie, z pasją. Jęczę do jego ust, z trudem łapiąc oddech. Nagle on chwyta moje ręce i zakłada je sobie na ramiona, a potem łapie za tyłek i już oplatam go nogami, czując u wejścia twardą główkę.  
- Oskar, gumka! - jęczę.
- Jeszcze nie – mówi miękko.
     Przyciska mnie do siebie, jego ostre włoski drażnią moją łechtaczkę. Co on kombinuje? Jestem taka podniecona! Przenosi mnie na łóżko, a sam kładzie się obok.  
- Klęknij nade mną.
     Och! Już rozumiem, ale wolałabym odwrotnie. Zamiast wykonać polecenie, kładę się i rozkładam uda.
- O nie! - Oskar kręci głową, choć jego wzrok aż iskrzy – W takiej pozycji nie cofniesz głowy.
- Pokaż mi, jak bardzo mnie pragniesz – jęczę i sięgam do jego członka. Drga, kiedy go dotykam.
- Nawet sobie nie wyobrażasz...
- Pokaż mi, chcę to poczuć – ponaglam go. Tak strasznie go pragnę, potrzebuję! - Nie boję się.
- A powinnaś... - jego głos mnie zniewala, wibruje w moich uszach i wypełnia umysł.  
     Przymykam oczy i rozchylam usta. Oblizuję się lubieżnie. Oskar klęka nade mną i czuję między nogami jego oddech. Liźnięcie!
- Och!
     Oplatam place na jego wzwodzie. Jest gruby, twardy, pokryty pulsującymi żyłami. Wypełnia mi usta, dotykając podniebienia. Tam na dole Oskar wsuwa we mnie język.  
- Mmmm! - jęczę.  
     Zaczyna się szaleńczy pojedynek. Biodra Oskara poruszają się w górę i w dół. Na razie to nieznaczny ruch, ograniczany przez moje dłonie. Rozchyla moje uda mocniej i zagłębia się w moje obrzmiałe, spragnione ciało. Krzyczałabym, gdybym mogła... Oddycham chrapliwie, walczę o tlen, ale nie wypuszczę go z ust, choćbym miała skonać! Krew się we mnie gotuje, kiedy pomyślę, jak na mnie patrzył.
- Mmmmm! - całe moje podniecenie spływa w dół, pulsuje... jestem na krawędzi... Już?
     Oskar cofa głowę, ale ja nie chcę! Unoszę biodra... No dalej! Jeszcze! Trzyma mnie mocno. Odrywam dłonie, żeby go odepchnąć, ale on sunie w dół. Wypełnia mnie... Tlenu! Słyszę, jak jęczy i rozluźniam mięśnie. W górę i znów w dół. Zapominam o sobie i chwytam jego tyłek. Wbijam place w twarde pośladki, pochłaniam go. Oskar jęczy głośno, ochryple, zaciska palce na moich udach. Boli!  
     Wysuwa się ze mnie nagle! Siada na piętach, trzymając w dłoniach swojego imponujących rozmiarów fiuta. O kurwa! On był w moim gardle? Otwieram szeroko oczy. Podnoszę wzrok na twarz Oskara. Ma półprzymknięte powieki i rozchylone usta. Z trudem łapie powietrze. Dopiero po dłuższej chwili się uspokaja. Mogłabym tak na niego patrzeć bez końca.  
- Dlaczego? - szepczę – Już prawie...
- Jeszcze nie... - otwiera oczy, a ja zamieram.  
     Jego szerokie źrenice są ciemne, jak bezksiężycowa noc, ale ja dostrzegam w nich tysiąc odcieni, uwielbienie, i tajemnicę, i groźbę, i... miłość? Brak mi słów i brak mi tchu. Nagle czuję, że jestem pragnieniem, pożądaniem, pierwotnym instynktem, który każe mi się oddać temu mężczyźnie.  
- Oskar – szepczę bezgłośnie – błagam.  
     Powoli, jak w zwolnionym tempie, schyla się do marynarki. Co on robi? Aha, prezerwatywa. Nagle dociera do mnie, że gdyby jej nie wziął, przyjęłabym go bez niej! Ta myśl mnie przeraża. Co on ze mną robi? Jak? Podniecenie odebrało mi resztki rozsądku?  
- Teraz skończymy. Razem – mówi i sięga do moich ust.  
     Czuję swój smak na jego wargach. Padam na pościel, przygnieciona potężnym ciałem. Oskar nie bawi się w uprzejmości. Wchodzi we mnie z impetem, odbierając mi oddech. Wypełnia mnie, rozciąga, zniewala... Oplatam go nogami, a on wbija się we mnie mocno, rytmicznie, jakby dopasowywał się do muzyki. Odzyskuję oddech, kiedy odrywa się od moich ust. Łapię haust powietrza i jęczę, krzyczę, wiję się pod nim, ale on nic sobie z tego nie robi. Pieprzy mnie z całej siły, jakby chciał przebić. Krzyczę i wypycham biodra na spotkanie z tą furią! Biorę go w siebie, tak jak on bierze mnie! Należymy do siebie... zespalamy się...
     Głowa mi pęka. Zalewa mnie fala rozkoszy. Widzę ją. Jest płynna... gęsta... przelewa się... Nie! Pulsuje! Jak wielka kropla gęstej cieczy. Mój umysł oddzielił się od ciała i patrzę na to z zewnątrz. Ta ciecz mnie wypełnia! Jest w ciągłym ruchu, gęstnieje, krąży, lśni... Mam orgazm! Teraz!!! Przez ułamek sekundy widzę obok drugą pulsującą kroplę... To czysta energia! Zapadam się w nicość.  
     Krzyczymy oboje. Równocześnie. Nasze głosy docierają do mnie, ale nie wiem skąd. Oskar trzyma mnie w ramionach. Porusza konwulsyjnie biodrami, przebija mnie, drga! Nie mam siły się poruszyć. Mięśnie odmawiają mi współpracy, zresztą umysł też. Leżę z przymkniętymi powiekami, czując na sobie ciężar. Dobrze mi. Nie czuję nic innego, poza tym, że mi dobrze.  
- Nie zabiłem cię? - słyszę jego szept tuż obok ucha.
- Chyba nie. Co to było?
- Też to widziałaś? - pyta cicho – Opowiedz mi.  
- Jakby wypełniała mnie gęsta ciecz. Pulsowała... jak ciekła energia – z trudem sklecam zdania - Jestem taka zmęczona.  Wszystko mnie boli.    
- Wracamy.  
     Oskar wysuwa się ze mnie, a ja leżę jak kłoda. Nie mam siły. Zapadam w dziwny stan. Wydaje mi się, że Oskar na chwilę wychodzi, ale zaraz wraca. Kładzie się obok mnie i przytula.  
- Odpręż się – szepcze.  
- Medalion – mówię z trudem.
- Jest tu – podaje mi go.
     Widzę nad sobą okno. Jestem ma „Insomni”. Czuję delikatne kołysanie.  
- Zaraz wrócę – Oskar całuje mnie w usta – Są takie słodkie – szepcze.  
     Jestem na granicy jawy i snu. Oskar znika, ale po chwili czuję, że układa się obok mnie. Tulę się do niego. Jestem taka zmęczona i taka szczęśliwa.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 5410 słów i 30201 znaków.

1 komentarz

 
  • Patryk

    Jak zwykle fajny kawałek. Dobrze, że znaleźli ten Kamyk w naszyjniku, a Majka karteczkę - bo zaczynało trochę porastać mchem :hi:

    2 mar 2016