Meteory. Przed świtem 17

Rozdział 25
     Siedzę w jednym z tych ogromnych i niebiańsko wygodnych foteli, ustawionych w holu na piętrze. Mam przed sobą widok na pogrążoną w mroku dolinę. W oddali migają pojedyncze światełka. Niebo jest ciemne, bez gwiazd. Która to może być godzina? Odwracam się w poszukiwaniu zegara. W całym zamku jest ich sporo, tak, żeby w każdej chwili można było sprawdzić. W gabinecie Mistrza wisi zegar, który dodatkowo wskazuje godzinę wschodu i zachodu słońca. Fantastyczny jest! Zastanawiam się, czy jak Oskar zostanie Mistrzem, to też będzie używał tego gabinetu? Pewnie tak. A ja? Co ja będę robić?  Przypominam sobie, że kiedyś powiedział o zasiadaniu obok niego. Chyba nie miał na myśli Rady? Nie! Kręcę głową do własnych myśli. Na pewno nie! Skupiam się na tym, co mam powiedzieć Raulowi. Chcę się dobrać do tych notatek. Wiele z nich mówi o sprawach, które Kodeks wydaje się traktować, delikatnie mówiąc, pobieżnie. Chociażby kwestia seksu. Dla Zgromadzenia jest czymś w rodzaju obowiązku, służącego do spłodzenia potomka. Najlepiej w pełni Obdarowanego. Jakie to podobne do stanowiska większości kościołów, czy religii w ogóle. Zauważyłam jednak, że o ile utrata dziewictwa jest dla Zgromadzenia ważna, to nie rodzi aż tak poważnych konsekwencji. Dopiero ciąża. No właśnie, w tej kwestii też jest różnica. Pojawienie się dziecka nakłada na oboje rodziców obowiązek zawarcia związku. Kodeks nie potępia jednak spłodzenia dziecka przed jego zawarciem! Oczywiście te dodatkowe „zasady” ustanowione przez kolejnych mistrzów, to regulują, ale sam Kodeks nie! Nie miałam okazji przedyskutować tego z Oskarem. Uwielbiam z nim dyskutować. Jest taki opanowany. Inaczej niż ja, ale właśnie przez to działa stymulująco. Ja jestem jak ogień, a on jak woda. Przypomina mi się określenie jakiego użyto w stosunku do Mistrza i Rosanny. Przyjemnie jest myśleć, że może kiedyś my z Oskarem będziemy tak  postrzegani?  
- Och, moja ukochana ciemna woda – szepczę do siebie – wzbiera powoli, ale jak się ją wzburzy, to trzeba się liczyć z tsunami.     
     Podoba mi się takie określenie Oskara. Ta myśl łaskocze mnie przyjemnie gdzieś w podbrzuszu. Mam na sobie nowe majtki, o strzępy poprzednich wylądowały w koszu. Tsunami...  
     Drzwi do gabinetu mistrza otwierają się powoli.  
- Lady Maryann – sekretarz zjawia się koło mojego fotela nie wiadomo skąd – Mistrz prosi.
     Wstaję i poprawiam świeżo wyprasowaną sukienkę. Tamta przesiąkła zapachem, który wolę zatrzymać dla siebie.
- Witaj Mistrzu, witaj Raul – kiwam głową.
- Moja droga – Mistrz wyciąga do mnie dłonie – Wybacz, że poświęcam ci tak mało czasu. Jak biblioteka?
- Dziękuję, jest wspaniała – uśmiecham się w odpowiedzi.
- Moja jest równie bogata – Raul również się uśmiecha – Mam nadzieję, że wkrótce będziesz miała okazję to ocenić.
- Ja również mam taką nadzieję – mówię najbardziej uprzejmie, jak potrafię – Zapoznałam się z notatkami pozostawionymi przez moją prababkę, a teraz chciałabym zobaczyć pozostałe.  
- Są do twojej dyspozycji. Możesz z nich korzystać, kiedy zechcesz.
- Daj spokój, Raul – głos Mistrza brzmi dobrotliwie, ale z mocą – Oddaj jej to, co zabraliście po śmierci Rosanny. Teraz należy do niej.
     Mam ochotę wykrzyknąć „jak to?”, ale w ostatniej chwili gryzę się w język.
- Nie wiem, czy powinienem - Raul jest skonsternowany – Niektóre są...dość wywrotowe. Choć oczywiście, sama możesz to ocenić – kapituluje na widok miny Mistrza – Kiedy chciałabyś nas odwiedzić?
- Może pojutrze? - ledwie panuję nad sobą. To niesamowite! Może tam będą wyrwane z notesu kartki? Może będzie więcej o kamieniu?  
- Wspaniale! Abigail będzie uszczęśliwiona – twarz Raula się rozpogadza.  
- Chciałabym zabrać ze sobą moją asystentkę i tłumaczkę oraz ochroniarza – staram się, żeby to zabrzmiało zdawkowo. Wiem, że oni wszyscy przywykli do instrumentalnego traktowania nie w pełni obdarowanych. Niech no tylko Oskar zostanie mistrzem, to ja was nauczę szacunku dla innych, obiecuję sobie w myślach.
- Oczywiście. Mamy dość miejsca – wydaje się zadowolony.  
     Kończymy spotkanie jak trójka przyjaciół, ale ja czuję, że między Mistrzem, a Raulem coś się dzieje. Oczywiście Raul odnosi się do Mistrza z szacunkiem, ale jednak wyczuwa się jakieś napięcie. Na pewno jest bardziej spięty, niż wtedy na Radzie i podczas przemówienia.  
- Mistrzu, czy mogę zostać jeszcze na moment? - odwracam się od drzwi.
- Bardzo proszę – wskazuje mi krzesło.  
     Zawracam i siadam. Mistrz przygląda mi się z półuśmiechem.
- Chciałam tylko podziękować – zaczynam niepewnie. Zawsze mnie onieśmielał – Nie wiedziałam, że  mogę dostać z powrotem rzeczy Rosanny. Czy te z twojej biblioteki również?
- No cóż... - bierze głęboki wdech – Właściwie, to pozostawiając je tutaj, zrzekła się ich, ale skoro ci na tym zależy? - przygląda mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy – Wkrótce i tak będą należały do ciebie, razem z całą biblioteką.
     Niby wiem, ale jego słowa mnie deprymują. Spuszczam głowę.  
- Uważaj na siebie – mówi nagle i gładzi kościstą ręką moją głowę.  
- Będę uważać – szepczę i podnoszę na niego wzrok.
     Jasne spojrzenie Mistrza zdaje się przenikać mi duszę. Czuję się nieswojo. Jest w tym starym człowieku coś potężnego, jakaś moc, której trudno się oprzeć. Zabiera dłonie i odwraca głowę w stronę okna. Audiencja skończona. Wychodzę cicho. Och, muszę koniecznie porozmawiać z Oskarem! Chociaż... nie! Najpierw z Manuelą. Zbiegam po schodach. Mogłabym zniknąć i pojawić się w apartamencie Margaret, ale staram się szanować zamkowe zwyczaje. Zmienimy je? Chyba nie...? Kurde, o czym ja myślę, besztam sama siebie.  
---
- Oskar?! - Akos zerwał się z krzesła, na którym siedział przed rodzicami i dziadkiem, rozpartym w obitym czarną skórą fotelu.
- Proszę wybaczyć, że przeszkadzam w spotkaniu rodzinnym, ale chciałbym zamienić kilka słów z Michaelem – Oskar ukłonił się najstarszemu mężczyźnie.  
- Czym mogę ci służyć? - dziadek Akosa podniósł się sprawnie z fotela i ruszył do Oskara z wyciągniętą dłonią. Ten uścisnął ją i obaj nie oglądając się na pozostałych, przemierzyli korytarz, by na jego końcu zniknąć za drzwiami gabinetu.
- Chcę porozmawiać o twoim wnuku – Oskar zajął wskazane mu krzesło – Wiem, że przybył tu dzisiaj, by was poinformować o przysiędze narzeczeńskiej – zawiesił głos, czekając na reakcję swojego rozmówcy.
- Nie tak sobie wyobrażaliśmy jego przyszłość – Michael skrzywił się nieznacznie, ale zaraz zapanował nad emocjami – Zrobił, co zrobił. Teraz musimy podjąć decyzję, czy pozostanie w rodzinie, czy też nie.
- Ja też nie jestem szczęśliwy – przyznał Oskar – Dowiedziałem się tej nocy. Już po fakcie – zabrzmiało to obojętnie, jak sprawozdanie – Akos nadużył zaufania Maryann, za którą czuję się odpowiedzialny – ciągnął ostrożnie – Od czasu, gdy związała ich umowa lojalności, ma do niego słabość. Tymczasem Manuela jest czymś więcej niż jej asystentką... - znów zawiesił głos.
- Co masz na myśli? - w głosie Michaela dało się usłyszeć zaciekawienie.
- Zachowaj to, proszę, dla siebie – Oskar ściszył głos – Ta dziewczyna pracuje razem z Maryann nad tajemnicą istoty Daru. Nie muszę ci mówić, jakie to ma znaczenie dla Zgromadzenia? - odczekał chwilę, aby waga jego słów wybrzmiała odpowiednio – Wolelibyśmy, żeby wśród Obdarowanych nie krążyły opowieści o tym, co się stało, podczas gdy Manuela była pod opieką Maryann. Mnie szczególnie na tym zależy – dodał z naciskiem.
- Oczywiście... - Michael zmarszczył brwi i zaczął szarpać włosy krótko przystrzyżonej bródki.  
- Raul tylko czeka na moje potknięcie. Jestem postępowy, ale wszystko ma swoje granice... - znów zawiesił głos, pozwalając swojemu rozmówcy zinterpretować te słowa wedle własnego uznania – Część Obdarowanych mogłaby to zrozumieć, jako moje przyzwolenie.  
- Tak, tak... A więc, mówisz, że Manuela jest aż taka ważna?  
     Oskar spojrzał mu prosto w oczy. Dla nikogo nie było tajemnicą, że Raul i Michael nie darzą się sympatią. Już wiedział, że osiągnie swój cel.  
- Maryann nie chce nawet słyszeć o zatrudnieniu kogoś innego. Sam słyszałem, jak ją wychwalała, a jest bardzo wymagająca dla siebie i innych... Jeśli im się uda wyjaśnić, dlaczego Dar zanika, a ja wierzę, że nastąpi to już niedługo, to będzie zasługa ich obu – Oskar położył dłoń na przedramieniu swojego rozmówcy - Naprawdę wolałbym, żeby skupiły się na pracy.
- Akos jej nie przymusił – zaznaczył natychmiast Michael.
- Znają się od bardzo dawna – Oskar zdawał się ignorować jego stwierdzenie – Dziewczyna mu ufa. Ale zawsze jest w gorszej pozycji, choć w tym przypadku... - westchnął - Wiesz, że jej rodzice przyczynili się do tego, że Maryann przystąpiła do Zgromadzenia?
- Byłem na tej Radzie, ale tego nie wiedziałem... – głos Michaela zdradzał coraz większe zainteresowanie – Oskarze, czy mogę zadać ci osobiste pytanie?  
- Proszę – powiedział spokojnie, wiedząc doskonale, czego będzie dotyczyło.
- Czy masz plany wobec Maryann? Wybacz, ale na Radzie powiedziała, że nie jest z nikim związana, a tymczasem teraz mówisz o odpowiedzialności...  
- Wybrałem ją, ale są teraz rzeczy ważniejsze niż to.
     Michael kiwał powoli głową, jakby chciał lepiej przyswoić sobie słowa Oskara. Wreszcie na jego twarzy pojawił się uśmiech.  
- Wybacz, ale powinienem skończyć rozmowę z moją rodziną – powiedział powoli.
- Mistrz dawno nie połączył żadnej pary. To byłoby piękne zakończenie jego rządów – Oskar odpowiedział mu uśmiechem – A ja byłbym zaszczycony, gdyby twój wnuk wybrał mnie na świadka. Oczywiście, jeśli nie poprosił już kogoś innego. Jestem pewien, że Manuela poprosi o to samo  Maryann.
     Michael wydawał się równie zaskoczony, co zadowolony. Nagle ujrzał całą sytuację w zupełnie innym świetle.  
- Czy zechcesz nam towarzyszyć podczas rozmowy? - wykonał gest, jakby chciał wstać.
- Myślę, że lepiej załatwicie to we własnym gronie. Pożegnaj ode mnie syna i synową – twarz Oskara rozjaśnił serdeczny uśmiech – Czekam na Akosa u siebie. Nie trzymaj go zbyt długo.
     Uściskali się na pożegnanie, po czym Oskar zniknął pozostawiając po sobie jedynie nikłą złotawą mgiełkę, która rozwiała się po krótkiej chwili. Michael wstał i zatarł dłonie. Raźnym krokiem ruszył do salonu.  
- Podjąłem decyzję – zakomunikował czekającej na niego nachmurzonej trójce członków rodziny.  
---
     Co za dziwne uczucie! Idę po schodach, choć wiem, że tak naprawdę leżę w sypialni i śnię. Przyzywałam Manuelę, ale nie odpowiada. Może jeszcze nie wróciła od rodziców, zastanawiam się? Zerkam na jeden z zamkowych zegarów. Do wschodu słońca zostało trochę ponad godzinę, więc to raczej niemożliwe. Zresztą, miała masę czasu! Wspinam się na poddasze, gdzie urządzono pokoje gościnne. Akos ma lepiej, bo mieszka razem z Gregiem i Jeanem na dole, w pobliżu kuchni. Tylko Johan ma mieszkanie w miasteczku.  
- Manuela, jesteś tam? - pukam cicho do drzwi jej pokoju.
     Otwiera mi po dłuższej chwili, a ja staję jak wryta, na jej widok. Ma minę, jakby ktoś umarł, a rozmazany makijaż aż nazbyt wyraźnie świadczy o tym, że płakała.
- Kurde, Manu, co się stało?
- Nic, wszystko w porządku – chlipie i zbiera pospiesznie porozrzucane chusteczki do nosa – Naprawdę...
- No, właśnie widzę! - prycham – Mów w tej chwili! Akos czy rodzice?
- Akos nie! Jeszcze się z nim nie widziałam – wyciera nos i próbuje się uśmiechnąć, choć wcale jej to nie wychodzi – Przyjęli to gorzej niż myślałam... Ale... cieszą się moim szczęściem – dodaje z goryczą.
     Nie mam słów! Czy nic nie zostanie oszczędzone tej biednej dziewczynie? Podchodzę do niej szybko i obejmuję ją mocno. Jej plecami wstrząsa bezgłośny szloch. Sama nie wiem, co powiedzieć? Taka jest smutna. Myślałam, że teraz już będzie szczęśliwa. Powinna być szczęśliwa, powinna się śmiać, a nie płakać! Kochają się, chcą być razem. I będą, myślę ze złością!
- Słuchaj, może ja bym z nimi porozmawiała? - Mogłabym im wyjaśnić, że nie zrobiła nic złego, że przecież się pobierają i w ogóle!
- Nie, lepiej nie – pociąga nosem – Przejdzie im. Właściwie, to już przeszło. Chyba po prostu liczyli, że to się odbędzie inaczej...
- Mają do mnie pretensje – nagle zdaję sobie sprawę, że to ja ją zachęciłam.
- Nie, nie! - potrząsa gwałtownie głową.
- A powinni – mówię ponuro – Przepraszam. Powinnam sobie zdawać sprawę, jak to działa w tym cholernym Zgromadzeniu. Kurde! Macie tyle prawdziwych problemów, a zamiast zająć się tym, co ważne, dodajecie sobie nowych! - Nagle uświadamiam sobie, że w tej chwili Akos prawdopodobnie jeszcze bardziej dostaje po głowie.
     Manuela odchyla głowę i przygląda mi się z dziwnym wyrazem twarzy.
- Zabrzmiało, jakbym słyszała Oskara – mówi w końcu.  
     Nie zdążam jej odpowiedzieć, bo nagle czuję czyjąś obecność. Akos! Zjawia się nagle. Manuela natychmiast do niego podbiega, a on chwyta ją w ramiona. Kiedy na nich patrzę, ściska mnie w gardle.  
- Płakałaś? - Akos zagląda Manueli w twarz.
- Chyba jej rodzice nie są zachwyceni formą zaręczyn – mówię z poczuciem winy.
- Dziękuję, że tu przybyłaś – Akos odsuwa od siebie Manuelę, ale nadal obejmuje ją w pasie – Jeszcze zdążymy – mówi do niej i zerka na zegarek – Mam zgodę dziadka i rodziców. Poproszę o ciebie oficjalnie, a jutro wszyscy się spotkamy. Jeśli twoja rodzina się zgodzi, pobierzemy się za dziesięć dni.
- Coooo?! - obie wybałuszamy na niego oczy.
- Stary Mistrz zakończy naszym ślubem swoje rządy – mówi Akos tonem, jakby ogłaszał święta.
     Manuela zarzuca mu ręce na szyję, a ja stoję, jak słup soli. Czegoś tu nie rozumiem, albo on czegoś nie mówi?!  
- Akos? - patrzę na niego spod brwi.
- Proszę, nie pytaj jak... - szepcze, spuszczając wzrok i tuląc do siebie swoją narzeczoną.
     Ale ja już wiem!
- Zmykajcie! Macie niecałą godzinę. Widzimy się po śniadaniu – mrugam do nich i znikam, by pojawić się we własnej sypialni.  
     Mam nadzieję, że Mistrz mi to wybaczy, ale naprawdę się spieszę. Budzę się.

     Majka zerwała się z łóżka i najciszej, jak potrafiła wyszła na korytarz. Drzwi do apartamentu Oskara otworzyły się bezszelestnie po naciśnięciu klamki. Znalazła go rozpartego na sofie przed kominkiem, z kieliszkiem burbona w dłoni.  
- Czekałem na ciebie – wskazał jej głową miejsce obok siebie.  
     Dopiero teraz zauważyła drugi kieliszek stojący na niskim stoliczku. Usiadła bez słowa. Spróbowała bursztynowego aromatycznego płynu. Przez ułamek sekundy palił w gardle, ale potem rozgrzewał przyjemnie. Odstawiła swój kieliszek. On zrobił to samo. Nachyliła się i sięgnęła do jego ust. Smakował burbonem i... Oskarem.  
- Zawsze będziesz naprawiał moje potknięcia? - wyszeptała tak cicho, że ledwie dosłyszał.
- Kiedy tylko będę mógł...
- Co teraz?  
- Pobiorą się i będą żyć długo i szczęśliwie.  
- Jak w bajce - Z trudem hamowała łzy wzruszenia.  
- Jak w bajce – zgodził się z nią.
- Oskarze Lowrens, jesteś niesamowitym człowiekiem i jeśli nie zostaniesz Mistrzem, to to Zgromadzenie będzie mogło się nazywać Zgromadzeniem skończonych dupków! - pocałowała go znowu.  
- Ładnie to ujęłaś – kącik ust drgał mu w uśmiechu – Nie sądzę jednak, żeby poznali się na twoim poczuciu humoru.
- Mnie wystarczy, że ty się poznałeś – objęła go za szyję i wgramoliła mu się na kolana.  
     Przytulił ją do siebie, rozkoszując się jej bliskością i ciepłem.  
- Wiesz co? Mamy sporo czasu... Może miałabyś ochotę na nudny seks w łóżku, pod kołdrą?  
- O tak! Chociaż obawiam się, że z tobą, nie będzie nudny.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2843 słów i 16318 znaków.

Dodaj komentarz