Meteory. Przed świtem 13

Meteory. Przed świtem 13Rozdział 20
Zamek Ainay-le-Vieil. Październik 2014
     Majka otuliła się szczelnie kurtką, bo nad ranem panował dotkliwy ziąb. Drzwi znalazła uchylone, ale Oskara nie było, za to dosłyszała szum prysznica. Nie lubi być brudny, pomyślała z rozbawieniem i zdjąwszy kurtkę, zakradła się do łazienki. Przed drzwiami zawahała się. W łazience zapanowała tymczasem cisza. Nacisnęła klamkę...  
- O kurde! - wyrwało jej się na widok jędrnych męskich pośladków.
- Podglądasz! - Oskar odwrócił się i udał, że rzuca w nią ręcznikiem.
- Pozwoliłeś mi tu wchodzić, kiedy chcę – zapiszczała cienkim głosikiem – To ma swoje konsekwencje.
- Zaraz ci pokażę konsekwencje! - rzucił na ziemię ręcznik i skoczył w stronę Majki, ale ta umknęła mu z krzykiem.  
- I tak cię złapię – stanął w progu salonu, pozwalając jej nacieszyć wzrok swoim nagim ciałem.
     Prześliznęła się po nim głodnym spojrzeniem, aż zatrzymała się na rannym udzie i uśmiech spełzł jej z ust.
- Wystraszyłeś mnie – powiedziała cicho.
- Bałaś się o mnie? - spytał z uśmiechem – Niepotrzebnie. Nic mi się nie stanie, pamiętaj!
     Zrobił krok w jej stronę. Nie uciekała.  
- Mówiłeś, że nie powinniśmy być zbyt pewni siebie... - zaczęła ostrożnie.
- Bo to prawda, ale ja znam swoje ograniczenia. Nie zaryzykowałbym życia – spojrzał jej w oczy – Zwłaszcza teraz – dodał aksamitnie miękkim głosem.
- A gdybyś musiał? Gdyby życie innego Obdarowanego zależało od ciebie?  
- Obdarowanego nie tak łatwo zabić – przyjrzał jej się z uwagą – Do czego zmierzasz?
- Czasem są takie sytuacje, kiedy nie mamy wyboru... - zawiesiła głos.
- Majka! – głos Oskara obniżył się o kilka tonów, a oczy pociemniały – Powiedziałaś, że Akos jest dla ciebie, jak Greg dla mnie.
     Nagle poczuła, że zaschło jej w gardle. Oblizała się koniuszkiem języka.
- Nie zimno ci? Jesteś goły – zauważyła, próbując zyskać na czasie. Czego ja się boję, pytała się w myślach?
     Zawrócił do łazienki i narzucił na siebie miękki płaszcz kąpielowy w kolorze głębokiego granatu. Majce natychmiast skojarzył się on z kolorem oczu Oskara. Westchnęła, nerwowo wykręcając palce.
- Jak to się stało? - Oskar wbił w nią twarde spojrzenie.
- Pochwycili go ci dwaj od Swena... - zaczęła niepewnie.
- Taak?
- On tam był – wyrzuciła z siebie i... odetchnęła z ulgą – On tam był! - powtórzyła – Dręczył Akosa tak strasznie... Nie wyobrażasz sobie – głos jej się załamał, a w oczach zalśniły łzy.
- Majka, czyś ty oszalała?! - Oskar pobladł – Swen? Widziałaś Swena?
     Pokiwała głową, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Nagle wszystko wróciło. Obraz rozwalonego domu i pokiereszowanego ciała chłopaka, i jego oczu pełnych bólu i rozpaczy.  
- Odebrałam go – wyjąkała – Odebrałam Akosa...
- Czy ty sobie zdajesz sprawę, jak ryzykowałaś? – Oskar zamknął ją w ramionach, jakby chciał ochronić – Opowiedz mi wszystko – poprosił, siląc się na spokój.
     Majka spróbowała możliwie jak najwierniej odtworzyć przebieg tamtej nocy. Oskar słuchał jej w skupieniu, z trudem panując nad sobą.  
- Czy ty sobie w ogóle zdajesz sprawę, jak bliska byłaś śmierci? - prawie krzyknął, kiedy skończyła – Majka, na boga, powinnaś wezwać pomoc!
- Pomoc? On powiedział, że to azyl! Poza tym, kogo miałam wezwać?  
- A ja siedziałem w tej pieprzonej bibliotece... - głos Oskara zabrzmiał głucho.
- Poradziłam sobie – rzuciła zadziornie – Oddałam mu medalion, ale kamień ocalał.
- O czym ty mówisz? Nawet gdybyś straciła ten kamień... - Oskar chwycił ją w ramiona – Swen już odebrał mi jedną bliską osobę... - w jego głosie zabrzmiała udręka.
- Oskar, jestem tu – ujęła jego twarz w dłonie – Niby jest taki straszny, a dał się podejść, jak dziecko. Och, nie złość się już! Skoro ja mam się nie martwić o ciebie, to ty o mnie też nie!
- Muszę się o ciebie martwić! I troszczyć! Wiesz, co by się stało, gdyby cię skrzywdził?
- Przepadłby mój Dar? - spytała cicho.
- Dar? - w głosie Oskara zabrzmiało niedowierzanie – Dar? Równie dobrze mógłby mi wyrwać serce!  
     W ogromnych oczach Majki znów zalśniły łzy.  
- Nie płacz, głuptasie – otarł jej policzek wierzchem dłoni – Kocham cię. Nie wystawiaj mnie na próbę, proszę...  
- Oskar, on mnie zwabił – wyszeptała przejęta – Nie wiedziałam, co zastanę...
- Wiem, skarbie, wiem... – potarł czoło - Powinniśmy porozmawiać z Timothym. Musisz mieć lepszą ochronę. Na pewno już się zorientował, że go okpiłaś - Czyżby w głosie Oskara dała się słyszeć nutka dumy? – Byłaś niesamowicie przytomna. I dzielna!
- Myślał, że dzwonię do ciebie – podniosła na niego wzrok – Myślał, że zabierasz nas do samolotu.
- Bardzo ryzykowałaś – wypuścił powietrze z głośnym westchnieniem – Musiało mu strasznie zależeć na tym kluczu, skoro cię puścił.
- To on mógł mnie zatrzymać? - zmarszczyła czoło.
     Oskar pokiwał głową.
- Słuchaj, a dlaczego on się ciebie tak boi? - spytała nagle – Dlatego, że masz pozwolenie na... no, że mógłbyś go zabić?
- Nie tylko – odparł powoli – On ma czysty Dar woli, jak ja. Jesteśmy sobie równi siłą. Co najmniej.
- On czerpie energię z nienawiści. Widziałam to!
- Ja też potrafię – Oskar spojrzał Majce głęboko w oczy – Mój Dar ujawnił się tamtej nocy. Próbowałem ratować ojca. To było tak silne przeżycie...    
- Nie wiedziałam – wyjąkała.
- Tylko dwie osoby wiedzą... Teraz trzy – powiedział powoli, patrząc Majce w oczy.
     Poczuła w piersi dziwny ucisk. Oskar powierzał jej kolejną ze swych tajemnic. Nagle zapragnęła go przytulić, pocieszyć. Zarzuciła mu ręce na szyję i objęła mocno.
- Błagałam o pomoc moją krew i... ciebie – wyszeptała, pokonując ścisk w gardle – Kiedy brakowało mi sił, myślałam o tobie i o tym, że cię kocham. Bałam się, że już cię nie zobaczę, ale... Zrozum, nie mogłam go tak zostawić! Jak spojrzałabym w oczy Manueli? On jest dla niej całym światem. Tak, jak ty dla mnie... - łzy popłynęły jej po policzkach.
     Oskar zaczął się kołysać w przód i w tył, jakby uspokajał dziecko. Już po raz drugi omal nie stracił miłości swojego życia. O ile jednak rozstanie dawało choć cień nadziei na przyszłość, o tyle śmierć byłaby ciosem stokroć gorszym. Z jego szerokiej piersi dobyło się ciężkie westchnienie. Majka odruchowo przywarła do niego jeszcze mocniej.  
- Jeśli zostanę Mistrzem, to zrobię z nim porządek – wycedził przez zęby – A na razie ustalmy, że nie ruszasz się nigdzie beze mnie.
- Masz na myśli, we śnie? - spytała cicho.
- Tak. Damy też dodatkową ochronę twojej rodzinie, jednej i drugiej – wyprostował się – A o wizycie u Gonzagów jeszcze porozmawiamy.
- Zgadzam się – uśmiechnęła się przez łzy – Będę cię słuchać, tylko już się nie martw.  
     Pierwsze promienie słońca dosięgły ich, kiedy nadal wtuleni w siebie, całowali się delikatnie i z czułością, uspokajając wzajemnie. Oskar powoli oswajał się z myślą, że obecność Majki stawała się dla niego czymś tak oczywistym i niezbędnym, jak powietrze, którym oddychał. Ona, mimo całej buntowniczej natury, odkrywała, że Oskar staje się jej punktem odniesienia, stałym elementem, na którym mogłaby oprzeć swoje dalsze życie. I co najdziwniejsze, wcale jej to nie przeszkadzało! Jego lęk był najpiękniejszym wyznaniem miłości, jakie mógł jej złożyć. Ten odważny, silny mężczyzna drżał na myśl, że mógłby ją stracić! Kiedy to sobie uświadamiała, ogarniała ją radość nie do opisania, wprost euforia!  
- Masz ciepłe ubranie? - spytał nagle Oskar, wyrywając ją z radosnego uniesienia – Chcę ci coś pokazać. Przejdziemy się po parku, zanim przygotują śniadanie.
- Przygotują śniadanie? - powtórzyła, jakby nie rozumiejąc jego słów.
- Zjemy razem z dziadkiem. Mama pewnie zapomniała ci powiedzieć. Miała ostatnio dużo pracy – westchnął.
- Jest niesamowita! - przyznała Majka.
     Miała ochotę spytać, dlaczego taka atrakcyjna kobieta jest sama, choć od śmierci męża minęło tyle lat, ale pomyślała, że lepszym adresatem dla tego pytania byłaby Anastazja. Zamknęła więc buzię i wstała z kolan Oskara.  
- Daj mi kwadrans – cmoknęła go w policzek.
- Ok, za kwadrans na zewnątrz – mrugnął do niej.
---     

     Maksymilian Lowrens podniósł się ze swojego ulubionego fotela, rozprostowując kości i wolno podszedł do otwartego kominka. Schylił się, podniósł bukowe polano i ułożył je starannie na  żarzących się niedopałkach. Przez chwilę obserwował, jak czerwone fragmenty nadpalonych drewek przybierają jaśniejszy odcień, a potem pojedyncze wątłe płomyki wystrzeliwują z miejsc, gdzie nowe polano stykało się z paleniskiem. Na koniec ogień wypełznął i objął w posiadanie rzucone mu na żer drewno. Mistrz wyciągnął dłonie w stronę kominka. Twarz rozjaśnił mu błogi uśmiech, kiedy ciepło zaczęło przenikać jego stare kości. Czuł się zmęczony, ale pełen satysfakcji. Dzięki swoim zabiegom i korzystnym zrządzeniom losu, miał prawie zapewniony wybór wnuka na Mistrza. Już tylko naprawdę nieprzewidywalny kataklizm mógł pokrzyżować jego plany. Przygotowania do Zjazdu ponad tysiąca Obdarowanych szły pełną parą. Oficjalnie miał to być Kongres organizowany dla Obrońców Praw Natury. Fundacja zarejestrowana była od lat i działała bez zarzutu, przynosząc niemałe zyski, pozwalające na finansowanie Zgromadzenia i jego działań na rzecz Natury. Niewielki bank mający siedzibę w Ainay-le-Vieil obsługiwał bez najmniejszych problemów finansową stronę całego przedsięwzięcia. Louis, dyrektor banku, oczywiście Obdarowany i oddany Mistrzowi całym sercem, zażywny jegomość z brzuszkiem, właśnie opuszczał zamek po zakończonym zebraniu. Miał przed sobą masę pracy, a za kilka godzin miała go odwiedzić Margaret w towarzystwie Marianny Littenstein, „nowej nadziei”, jak niektórzy zaczynali ją nazywać.  
- Marianna... - westchnął Mistrz i spojrzał na grubą księgę leżącą na komodzie.  
     Spoczywało tam jedno z niewielu zdjęć Rosanny. Zrobiono je tuż przed tym, jak opuściła gościnną zamkową bibliotekę i wyjechała, by nigdy więcej nie wrócić do Zamku Ainay-le-Vieil. Mistrz zapatrzył się w ogień. Dlaczego tak się poróżnili? Oboje wierni Darowi i Naturze, posiadający ogromną wiedzę, obdarzeni nieprzeciętnymi umysłami... Może właśnie dlatego? Każde z nich miało swoją wizję Daru i jego natury. Rosanna... starsza od niego o dziesięć lat, dystyngowana, atrakcyjna i piekielnie inteligentna imponowała mu, jak nikt inny. Zresztą nie tylko jemu. Zasiadając w jego Radzie nie raz toczyła z nim długie dysputy, które często kończyły się kłótnią, przypominającą burzę z piorunami. Ich starcia były jak partie szachów z szafotem w tle. Zbite argumenty umierały przebite jej celnymi ripostami. Z rzadka udawało mu się wygrać. Potrafiła przegrywać! Kiedy przyznawała mu rację, odczuwał satysfakcję porównywalną niemal z seksualnym zaspokojeniem. Wiadomość o jej śmierci sprawiła mu ból stokroć większy od tego, po śmierci żony. Może bardziej rozpaczał po śmierci syna, ale na pewno Rosanna pozostawiła po sobie większą pustkę...  
- Rosanna, Rosanna... – Mistrz westchnął i tęsknym wzrokiem omiótł wnętrze gabinetu, by na koniec  zatrzymać się na oświetlonych pierwszymi promieniami słońca koronach drzew.  
     Nagle jego uwagę przykuły dwie postaci, zdążające jasną alejką do niewielkiej kapliczki, obok której pochowano panów zamku Ainay-le-Vieil. Potężniejsza utykała lekko, a jednak szła dalej, obejmując tę drobniejszą. Natychmiast rozpoznał Oskara i Majkę. Jakże nieprzewidywalna okazała się Natura, łącząc tych dwoje, pomyślał z dziwną tkliwością. Od pierwszej chwili, gdy ujrzał Mariannę, wiedział kim jest. Nie przypominała Rosanny, jaką znał, a jednak przeczucie go nie myliło. Choć nie chciał się do tego przyznać nawet przed sobą, był zły na dziewczynę, że otrzymała taki Dar, a nie była jak prababka! Nie miała tej charyzmy, tego wdzięku i poczucia humoru... Dopiero, kiedy stanęła przed Radą, kiedy usłyszał, jak przemawia... coś w nim poruszyła. A potem, kiedy porównał ją do Rosanny...
     „Dziękuję Mistrzu. Potraktuję to jako komplement”
     Przywołał z pamięci ten błysk w oku, z którym rzuciła mu odpowiedź. Bez zastanowienia, od niechcenia... To było to! Nic dziwnego, że Oskar stracił dla niej głowę. Tak musiało się stać! Ich rody miały się połączyć, wcześniej czy później.  
     Mistrz odszukał wzrokiem wnuka i jego wybrankę. Stali objęci, nad grobem Nicolasa. Pewnie Oskar opowiada jej, jak to się potoczyło, pomyślał. Jeszcze raz zadumał się nad tym, czego był świadkiem. Margaret miała rację. Oskar był zakochany i to z wzajemnością. Odwrócił się plecami do okna i spojrzał na portret Nicolasa Oskara i jego ukochanej Konstantiny.  
- No i znów ze mnie zakpiliście –wymruczał pod nosem słowa skierowane do jego rodziców – Najpierw Anastazja, a teraz Oskar – pokiwał głową.  
- Panie – od drzwi dobiegł go cichy głos – Na kiedy życzysz sobie śniadanie i na ile osób mamy nakryć?  
     Młody służący stał w drzwiach, nie śmiejąc podnieść na Mistrza wzroku.
- Powiedzmy, o dziewiątej. Na cztery osoby – odparł z zadowoloną miną – I powiedz w kuchni, że jestem głodny jak wilk!

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2405 słów i 13751 znaków.

1 komentarz

 
  • ANITA

    Pięknie :)

    16 kwi 2016