Meteory. Po zachodzie słońca 15

Rozdział 27
Wyspy greckie. Sierpień 2014
- Idziemy? - Majka obciągnęła i wygładziła kusą bluzeczkę, pasującą do jej poszarpanych cienkich dżinsów.
     Greg mrugnął do Akosa stojącego obok trapu. Uśmiech na twarzy kolegi jego nie mógł zmylić. Zresztą oczy ciemnowłosego chłopaka pozostały czujne, nie śmiały się razem z jego ustami.  
- Proszę bardzo – zrobił jej miejsce i asekurował, kiedy schodziła na ląd.  
     Na pokładzie pozostał tylko Greg, a właściwie pozostał ciałem i duchem, bo Oskar i pozostali dwaj jego kompani leżeli w swoich kajutach, a gdzie byli duchem? Majce wydało się, że widzi przez moment połyskliwy zarys postaci i czuje obecność Oskara, ale po chwili wszystko zniknęło.  
- Pani prowadzi – Akos skłonił jej się przesadnie.
     Roześmiała się wesoło. Przez te kilka dni udało jej się rozruszać to towarzystwo, a w każdym razie nakłonić do swobodnego zachowania w jej obecności. Teraz, choć zdawała sobie sprawę, że Akos był jej ochroniarzem i jak powiedział Oskar, odpowiadał za nią głową, postanowiła dobrze się bawić.  
     Ruszyli przed siebie, do niewielkiego, pełnego ciasnych uliczek miasteczka. Co jakiś czas musieli zejść z chodnika zastawionego stolikami albo straganami, wprost na ulicę. Nikt się tym jednak nie przejmował, bo i tak nie jeździły samochody. Tylko od czasu do czasu jakiś skuter przepychał się między ludźmi. Gwarny tłum wkrótce ich pochłonął i Majka z przyjemnością stwierdziła, że wyglądali z Akosem na dwoje normalnych turystów. Co chwila jakiś sprzedawca zaczepiał ich, próbując sprzedać im pamiątkę albo drobną biżuterię. Zatrzymała się obok wystawy pełnej złotych i srebrnych naszyjników. Większość z nich ozdobiona była turkusami w różnych rozmiarach.  
     Do Majki zbliżył się mężczyzna z brzuszkiem i zapraszającym gestem wskazał wnętrze sklepu. Weszła trochę niepewnie, ale po chwili całą jej uwagę pochłonęła gablota w głębi sklepu. Ułożono tam bransolety, naszyjniki, kolczyki i pierścionki wyjątkowej urody. Wykonane były nieznaną Majce techniką. Ich bogate zdobienia i bajeczne kolory przywodziły na myśl cerkiewne kapiące złotem ikony, albo rosyjskie bajki o carewiczach, które czasem oglądała w dzieciństwie.  
- Krasiwyje! (Piękne!) - zachwalał sprzedawca ewidentnie biorąc ich za Rosjan.
- Nie stać mnie – szepnęła po angielsku i pokręciła głową – Akos, widziałeś te cuda? - przywołała swojego towarzysza w pobliże gabloty.  
- Podobają ci się? - przyjrzał się ozdobom.
- O rany, są piękne! - westchnęła – Trochę przeładowane, ale... taka bransoleta albo tylko jeden pierścień... i wszystko! Lepiej stąd wyjdźmy – roześmiała się.
- Priekrasno, spasiba (Przepiękne, dziękujemy) – Akosh ukłonił się sprzedawcy.
- Mówisz po rosyjsku? - zdumiała się.
- Trochę. Moja dziewczyna mnie uczy – zarumienił się lekko.
- Masz dziewczynę? Jaka ona jest? - nie mogła się powstrzymać – Przepraszam, że tak wypytuję, ale tak mało wiem o waszym życiu.  
- To nie tajemnica. Nie tylko ja mam dziewczynę. – roześmiał się – Ma na imię Manuela i jest Hiszpanką, ale jej mama Rosjanką. Studiuje – dodał z dumą – Zna rosyjski, francuski, angielski, no i oczywiście hiszpański. Teraz uczy się greckiego.
- O rany! Jest bardzo zdolna! A jak wygląda? - zaciekawiła się – Wiesz co? Usiądźmy gdzieś – rozejrzała się.
     Akos poprowadził ją do niewielkiego ogródka pełnego żeliwnych stoliczków i krzesełek z oparciami. Od gwarnej ulicy oddzielały go skrzynki z wysokim bambusem. Rozsiedli się wygodnie i zamówili po piwie.
- To ona – Akos wyciągnął z portfela niewielkie zdjęcie ciemnowłosej dziewczyny o sarnich oczach.  
- Ale ładna! Masz oko!
     Akos popatrzył na zdjęcie z czułością i westchnął cicho.  
- Co jest? - pociągnęła łyk piwa, które postawił przed nią kelner.
- Nic – spróbował się roześmiać – Trochę na mnie narzeka, że rzadko się widujemy.  
- Widujecie się we śnie? - spytała, rozważając, jak daleko może się posunąć.  
     Pokiwał głową i sięgnął po swoje piwo.  
- Czy wy... - zawahała się. Nie wypadało chyba pytać, czy uprawiają seks? – Właściwie, chciałam powiedzieć, że i tak macie lepiej niż my, to znaczy, niż nieobdarowani... normalni ludzie – plątała się – Bo ona jest obdarowana, prawda?
- Tak, jest – przyznał – Nie w pełni, ale tak.
- No, to w czym problem? - przyjrzała mu się uważnie. Coś go trapiło, była tego pewna!
- Nie powinienem zawracać ci głowy swoimi sprawami – wyprostował się – Oskar nie byłby zadowolony.  
- Och, mam gdzieś, co uważa Oskar – prychnęła – Jak mam się dowiedzieć wszystkiego o tym nowym świecie, skoro on mi przekazuje tylko pozytywy? Nic nie wiem o normalnym... - wykonała w powietrzu „zajączka” palcami – życiu!  
     Akos obserwował z uwagą własne palce splecione na szklance z piwem.
- OK, skoro nie chcesz, to nie – wzruszyła ramionami – Myślałam, że nie traktujecie mnie tylko jako gościa Oskara. Myślałam, że trochę się zaprzyjaźniliśmy?
     Chłopak uniósł gwałtownie głowę. Dojrzała w jego oczach niedowierzanie.
- Co jest? - zmarszczyła brwi – Powiedziałam coś nie tak?  
     Te ich zasady i hierarchia zaczynały ją denerwować.
- Nie! - zaprzeczył gwałtownie – Wcale nie! Po prostu jesteś taka inna, taka... otwarta i buntownicza! - Nagle roześmiał się wesoło, jakby udało mu się zrobić komuś kawał.
- Co cię tak śmieszy? - obruszyła się – Wcale nie uważam się za buntowniczą! - Musiałby poznać Agę, pomyślała. Ta to była buntowniczką. Potrafiła dla zasady powiedzieć „NIE”.  
- No dobrze, powiem ci – uspokoił się wreszcie – Pomyślałem, że „padło akurat na Oskara”, który jest fanatykiem zasad. Nie będzie miał z tobą lekko... Przepraszam, że to mówię. To oczywiście nie moja sprawa i nie powinienem... ale tak pomyślałem, a ty zapytałaś... - wyglądał na zakłopotanego.
- W porządku. Nie gniewam się – odparła szybko. Już się przyzwyczaiła do tych ich dziwactw. - To co z tą twoją Manuelą?
     Akos spochmurniał.
- W jej rodzinie nie ma w pełni Obdarowanych. Ona miała otrzymać Dar, ale się nie udało.  
- Zdaje się, że to duża strata? Pewnie jej przykro?
- Jest zagubiona – pokręcił głową z rezygnacją – Z jednej strony, dla jej rodziny to okropne, że się nie udało, ale z mojego punku widzenia... z naszego... - zawahał się – Gdyby miała pełen Dar, wyszłaby za kogoś z pełnym Darem, a ja nie miałbym szans, mimo mojego pochodzenia.
- Och?!
- Moja rodzina jest dość dobrze skoligacona i ma dwoje z pełnym Darem: moich dziadków. Mam siostrę, więc mamy duże szanse... - wbił wzrok w swoje dłonie – Chcieliby, żebym znalazł kogoś znaczniejszego... dziewczynę z lepszej rodziny. Ale ja chcę jej, a ona chce mnie. No, my... chcielibyśmy być razem wbrew temu, czego chcą rodziny! - wyrzucił z siebie.
- No, nie załamuj mnie! - prawie krzyknęła – To wy się kierujecie takimi zasadami? W dzisiejszych czasach?
- Nie, nie! To nie są zasady! Źle mnie zrozumiałaś – Jego głos był pełen niepokoju. Jakby się przestraszył jej reakcji. - To jest taka prośba, oczekiwania z ich strony...
     Majka zakryła twarz dłońmi. To wszystko nie mieściło jej się w głowie.  
- Słuchaj, a czego rodzina oczekuje od Oskara? - spytała z zaskoczenia. Do tej pory lekceważyła jego słowa, a właściwie półsłówka.
- Od Oskara? Och, on to co innego! - Akos pokręcił gwałtownie głową – On jest wnukiem Mistrza!  
- Jest facetem, jak inni! - burknęła, ale szybko umilkła, czując, że się zapędziła. - Muszę do toalety – dopiła piwo i wstała.  
- Będę tu czekał – Akos natychmiast zerwał się z miejsca.
- Siadaj! - machnęła ręką. „Lady Maryann”, zakpiła w myślach.
     Stanęła w kolejce do toalety. Że też zawsze do damskiej jest tłum, a w męskiej wolne kabiny, wściekała się. Nie dało się ukryć, że odbyte z chłopakami z załogi rozmowy wprawiały ją w rozdrażnienie. Muszę się lepiej wczytać w te zasady, postanowiła. Przydałoby się więcej książek... albo jeszcze lepiej, jakiś nauczyciel, albo nauczycielka! Och, Judith, dlaczego odeszłaś?  
     Kolejka zmniejszała się nieznośnie wolno. W końcu Majka straciła cierpliwość. Upewniwszy się, że męska toaleta jest pusta, weszła tam pewnym krokiem i zajęła jedną z dwóch kabin. Za nią podążyła inna dziewczyna.  
- Myślałam już, że nikt się nie odważy – powiedziała do siebie po polsku.
- To czemu ty tego nie zrobiłaś pierwsza, jak ci się chciało? - rzuciła Majka z nutką nagany w głosie.
- O rany, Polka! Sorry! Jakoś nie miałam śmiałości pierwsza... - bąkała dziewczyna – Ale fajnie, że to zrobiłaś. Naprawdę!
- Bo to bezsens, żeby damskich i męskich kabin było tyle samo – burknęła udobruchana – Przecież im wystarczy jedna kabina i ściana.
     Odpowiedział jej wesoły chichot.  
     Dziewczyna skończyła pierwsza, podczas, gdy Majka mocowała się z zamkiem u spodni. Po chwili ktoś zajął sąsiednią kabinę, ale postanowiła się nie odzywać. Wyszła do pustego przedsionka z pisuarem i szybko umyła ręce. Drzwi kabiny otworzyły się powoli i napotkała w lustrze zdumiony wzrok mężczyzny około czterdziestki. Dopinał spodnie.
- Have a nice evening! - rzuciła w jego kierunku z uśmiechem. To było jedyne, co jej przyszło do głowy.  
     Za drzwiami napotkała jeszcze dłuższą kolejkę do damskiej toalety. Cóż, pomyślała, na głupotę nie ma rady! Spojrzała w kierunku, gdzie spodziewała się zobaczyć Akosa, ale nie było go przy stoliku. Zawahała się. Zauważyła go obok jednej z donic z bambusem. Stał w towarzystwie dwóch osiłków. Jeden z nich trzymał go za ramię. Nie wyglądało to na przyjazną rozmowę. Zastygła w bezruchu, zastanawiając się, co ma robić? Nagle Akos ją zauważył. Nachylił się do jednego z mężczyzn, jakby chciał mu coś powiedzieć na ucho. Majka zauważyła, że kręci nieznacznie głową w jej kierunku, jakby chciał dać jej znak, że ma się trzymać z daleka. W jego oczach wyczytała strach. Paniczny strach! Cofnęła się pomiędzy czekające dziewczyny. Co robić? Greg! Jest na łodzi i nie śpi! Powoli zaczęła się przesuwać do wyjścia. Przez cały czas starała się nie patrzeć w stronę Akosa i pozostałych, żeby nie ściągnąć na siebie uwagi. Jednak obaj napastnicy rozglądali się po sali. Szukali kogoś! Pytanie, czy wiedzieli, kogo? Podniosła na ułamek sekundy głowę, by zobaczyć, co z Akosem, ale to wystarczyło. Wzrok drugiego z osiłków skrzyżował się z jej spojrzeniem. Ruszył w jej kierunku.  
     Akos rzucił się za nim, wywracając skrzynkę i pobliski stolik. Zrobiło się zamieszanie. Majka ruszyła biegiem, nie oglądając się więcej za siebie. Goniły ją krzyki i odgłos tłukącego się szkła. Biegła, roztrącając ludzi, w kierunku przystani. Miała wrażenie, że tuż za jej plecami dyszy umięśniony drab. W głowie kołatała jej tylko jedna myśl: dopaść łodzi i zaalarmować Grega. Niech ratuje Akosa! Za nią rozległ się głośny łoskot, jakby ktoś przewrócił coś ciężkiego. Nie umknę, pomyślała zdesperowana. Nagle zauważyła sklep z biżuterią. Wbiegła do niego i wcisnęła się na czworakach za kontuar. Właściciel stojący na środku wytrzeszczył oczy. Przyłożyła palec do ust i złożyła ręce jak do modlitwy. Po chwili usłyszała ciężki oddech dochodzący gdzieś od strony drzwi.  
- Did you see running girl with long black hair? - spytał zdyszany ochrypły głos..
- There! - poznała głos właściciela. Zacisnęła powieki.
     Chrapliwy oddech oddalił się. Otworzyła powoli oczy. Właściciel sklepu stał jeszcze przez chwilę przy wejściu, po czy odwrócił się powoli.
- Thank you – wyszeptała pobladłymi wargami - They have my friend – jęknęła, czując na policzkach łzy.  
     Splunął z pogardą na ulicę i bez słowa wyciągnął do niej rękę. Poprowadził ją na zaplecze i wskazał niewielkie drzwi.  
- Marina – powiedziała z trudem łapiąc oddech – I must go to marina.
- Go that way – otworzył drzwi i upewniwszy się, że uliczka z tyłu jest spokojna, wskazał Majce kierunek.
     Pobiegła ile sił w nogach. Nie miała pojęcia, że potrafi tak biegać. Strach dodawał jej sił. Wpadła na teren przystani bez tchu, ale nie zatrzymała się ani na chwilę. Mijani ludzie zerkali na nią z zaciekawieniem, ale nie zwracała na to uwagi.
- Greg! - krzyknęła, czując, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa.
- Jesus! Maryann! - Greg zbiegł z trapu i pochwycił ją w ramiona.
- Ratuj Akosa! Są na końcu głównej ulicy... w barze... takim z różowo- niebieskim neonem... ratuj go... szybko!
- Co się stało? - Greg posadził ją na ławce.
- Nie ma czasu! Dwóch ludzi... jeden gonił mnie... drugi chyba pobił się z Akosem... Akos zaczął, żeby nie złapali mnie...  - wbiła w ramiona Grega palce, aż poczuła, że drętwieją. - Ratuj go!
- Nie zostawię cię samej. Musze obudzić Oskara – uwolnił się od jej rąk.
- Nie! Ratuj go! Ja obudzę... - łapała z trudem powietrze.
- Umiesz? - Greg się zawahał – Bardzo powoli, nie gwałtownie.
- Wiem... dziś o tym czytałam – jęknęła – No idź, proszę – załkała.
     Greg nie wyglądał na przekonanego, ale w końcu uległ.
- Bar na końcu ulicy. Neon różowy i niebieski – upewnił się.
     Majka kiwnęła głową i niepewnym krokiem ruszyła do wnętrza łodzi. Usłyszała jak Greg zbiega po trapie. Spojrzała za siebie. Biegł równym spokojnym tempem, jakby był na treningu. Ze zdumieniem zauważyła, że prawie nie wzbudzał zainteresowania przechodniów. Inaczej niż ona.  
---
     Majka stanęła przed drzwiami kabiny Oskara i ostrożnie nacisnęła klamkę. W środku panował półmrok, ale i tak widziała dokładnie jego pogrążoną we śnie postać. Podeszła do łóżka, starając się uspokoić oddech. Wciąż czuła w klatce ucisk, a w skroniach dudnienie krwi.  
- Oskar – szepnęła, skupiając na nim cała swoją uwagę. Nie było to trudne. Jego piękna twarz z delikatnym uśmiechem aż zachęcała do tego, by jej dotknąć. Najlepiej ustami, przemknęła Majce niesforna myśl. Zgromiła ją. Była tu po pomoc, a nie dla przyjemności! - Oskar – szepnęła znowu.
     Przyjrzała się uważnie jego twarzy. Czytała, że nie wolno dotykać śniącego, jeśli jego gałki oczne szybko się poruszają. Nie miała zamiaru narazić Oskara. Za nic na świecie! On jednak spał spokojnie, oddychając miarowo.  
- Oskar – delikatnie, samymi opuszkami dotknęła jego dłoni – Wracaj do mnie, proszę...
     Poruszył głową, a po twarzy przeleciał mu grymas, jakby próbował się skupić.
- To ja, Marianna. Przywołuję cię – położyła swoją dłoń na jego – Oskar.
     Odetchnął głębiej i nagle ujrzała poświatę spływającą na jego postać. Jakby w powietrzu tuż nad nim zawirowały miliony drobinek, układając się w... Oskara! Po chwili poświata równie nagle jak się pojawiła, opadła, wnikając w ciało. Majka stała jak urzeczona. Oskar otworzył oczy.
- Co się stało? - spytał z niepokojem.  
- Ktoś zaatakował Akosa – wyjąkała – Wysłałam tam Grega...
- A tobie nic nie jest? - usiadł , spuszczając nogi na podłogę.
- Oskar! Ja jestem tu, cała i zdrowa! Chodzi o Akosa! - załamała ręce.
     Zmarszczył brwi i wstał.  
- Zostań tutaj – powiedział, siląc się na łagodny ton.  
- Ale...
- Proszę – uciął – Twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze. Zostając tu, nie narażasz innych.
     Ten argument ją przekonał. Usiadła na łóżku z ciężkim westchnieniem. Oskar wyszedł szybko nie domykając drzwi i po chwili usłyszała, jak idzie do kajut na rufie. Proszę, proszę, proszę! Błagała wznosząc oczy w górę. Niech mu się nic nie stanie.
- Maja! - usłyszała głos Oskara – Gdzie oni są?
     Wybiegła z kajuty i natychmiast natknęła się na Johana i Jeana.  
- Na końcu głównej ulicy. Taki spory bar po lewej stronie, ze stolikami na deptaku. Ma neon różowo- niebieski. Aha, i skrzynki z bambusem – zastanowiła się, czy mogłaby jeszcze jakoś ułatwić im zadanie.
- Idź tam – Oskar zwrócił się do Johana. - Jak wyglądali?  
- Jak osiłki. Jeden miał włosy zgolone prawie na łyso, a drugi tak na jeża... ciemne... - zastanowiła się – Miał bliznę na czole.  
     Oskar i Jean spojrzeli na siebie.
- To się ucieszy jak zobaczy Johana – wyrwało się Jeanowi, ale zaraz umilkł.  
     Wyszli na tył łodzi, a potem na daszek, z którego mieli lepszy widok.  

Rozdział 28
Wyspy greckie. Sierpień 2014

- Szybko nas zlokalizowali – Oskar potarł czoło – Jak tylko wrócą, odpływamy. Co z zapasami?
- Wszystko mamy.  Powiadomić ich? - Jean wskazał głową budkę straży.
- Nie. Zgłosimy to przez radio w ostatniej chwili – Oskar spojrzał na Majkę z zatroskaniem.
- Oskar – jęknęła – Jemu się nic nie stanie, prawda?  
- Dwóch ludzi, a właściwie jeden, bo drugi gonił ciebie – starał się nadać swojemu głosowi lekceważący ton - Bywał w gorszych opałach.
     Jakby na potwierdzenie jego słów w oddali zamajaczyły im znajome postaci. Minęły szlaban. Na ramieniu Grega wspierał się utykający Akos, a obok nich szedł Johan.
- Dzięki bogu! - Majka złożyła ręce. Nawet nie chciała myśleć, co by było gdyby z jej powodu Akos... Nie! Nawet w myślach nie chciała wypowiadać tego strasznego słowa!
- Chodź – Oskar otoczył ją ramieniem i pomógł zejść niżej.
     Wzruszyła ją ta troska. Naprawdę się o nią bał. Szkoda, że nawet nie drgnęła mu powieka, na myśl o Akosie, przemknęło jej przez myśl. No, ale w końcu to był jego człowiek, znał go i pewnie dlatego się nie martwił, pocieszała się.  
     Tymczasem Akos z pomocą Grega dotarł do trapu. Nie tylko utykał, ale miał też opuchniętą wargę i poszarpane ubranie. W sumie nieźle, jak na takich drabów, pomyślała Majka, ale i tak natychmiast rzuciła się na Akosa, który na jej widok roześmiał się krzywo. Stęknął z bólu, kiedy chwyciła go w pół.
- Przepraszam – odskoczyła jak oparzona – Co cię boli?
- Najbardziej urażona duma – roześmiał się Greg – Mówiłem ci, że Maryann jest bezpieczna – chciał klepnąć kolegę w ramię, ale powstrzymał się w ostatniej chwili – Ma stłuczone albo pęknięte żebro i skręconą kostkę. Tamten wyglądał gorzej – dodał, nie kryjąc satysfakcji.
     Majka szybko zbiegła do kuchni i wyciągnęła z zamrażalnika lód. Tymczasem Johan z ponurą miną wyciągnął spod koszuli rewolwer.
- Co to jest? - Oskar zbladł nieco, ale jego twarz pozostała nieruchoma.
- Ten drugi chciał ich zajść od tyłu. Dostał w łeb. Miał to przy sobie. - Rzucił na stół dokumenty,  kartę kredytową i komórkę. - Nasz doby znajomy – dodał, dokładając do tego broń.  
- Naprawdę przestaje mnie to bawić – wycedził przez zęby Oskar – Chyba jeszcze raz poproszę Mistrza i Radę... – zamruczał do siebie – Wyrzuć to za burtę, jak odpłyniemy - zwrócił się do Grega – Komórkę trzeba sprawdzić, a potem też wyrzucić.  
- O rany! Co to jest? - Majka wyszła na pokład w chwili, gdy Greg chował do kieszeni broń.
- Nic takiego – Głos Oskara brzmiał spokojnie jak zawsze – My nie używamy broni.  
     Majka wytrzeszczyła oczy. W co ja się wpakowałam, pomyślała, ale zaraz wzięła się w garść. W końcu ktoś, kto zabija z zimną krwią starszą panią, nie cofnie się przed niczym.  
- Byli od Swena – bardziej stwierdziła, niż spytała. Ogolony na łyso osiłek wydał jej się znajomy.
- Taaak – przyznał Oskar – No, panowie, odbijamy. Zanim się pozbierają, znikniemy.
     Majka skupiła się na Akosu, wyraźnie zażenowanym jej staraniami. Ona jednak nie zważając na jego protesty, najpierw obłożyła mu lodem skręconą kostkę, a potem przyniosła jeszcze jeden okład na opuchniętą wargę.  
- Pokaż te żebra – stwierdziła w końcu.
- Nic mi nie jest – bronił się.
- Oskar, powiedz mu, żeby się przestał wygłupiać – fuknęła gniewnie – Jeśli zrobi się krwiak, to trzeba jechać do szpitala, a z tego co widzę, to właśnie odbijamy. Pokaż w tej chwili!
     Akos niechętnie odsłonił obolały bok. Majka przykucnęła obok niego i ostrożnie przesunęła palcami wzdłuż żeber. Skrzywił się, ale nie protestował. Na szczęście były równe i gładkie, tylko widać było podłużny ślad po uderzeniu.
- Będzie siniak – stwierdziła – Czym on cię tak walnął?
- Butem – Akos opuścił koszulkę – Dziękuję – dodał ciszej – Ze spluwą nie miałbym szans.
     Majka tylko pokręciła głową z dezaprobatą. Nie tak wyobrażała sobie zmiany w swoim życiu.  
     Tymczasem odbili od brzegu i powoli skierowali się do wyjścia z portu. Oskar zgłosił ich wypłynięcie, po czym, ustaliwszy wachty, podszedł do Majki skulonej na ławce naprzeciw Akosa.
- Kogo szukali? - spytał, kładąc ostrożnie dłoń na ramieniu chłopaka.
- Pytali o dziewczynę, ale chyba nie wiedzieli, kim jest – odparł – Nie wiedzieli też dokładnie jak wygląda – zastanowił się przez chwilę – Oni chyba kojarzą ją z Judith...?
     Oskar pokiwał głową w zamyśleniu.  
- Zgłoś się do doktora Robertsa. Niech zobaczy, co ci jest i da mi znać. Potem jesteś wolny do rana – powiedział tonem przypominającym rozkaz, ale w jego oczach można było dojrzeć troskę.
- Jak on się zgłosi do...? - zaczęła Majka, ale urwała, widząc miny obu mężczyzn – We śnie! - odpowiedziała sama sobie – Kim jest dr Roberts? - spytała już raczej mechanicznie.
- Lekarzem, a jednocześnie członkiem Zgromadzenia oczywiście – odparł Oskar otaczając ją ramieniem – Kieruje jedną z najbardziej renomowanych londyńskich klinik urazowych. Nie zgadłabyś nigdy, jak ekskluzywnych pacjentów leczy – roześmiał się.
- Ale przecież Akos nie ma pełnego Daru. To, co zrobi ten doktor... - zastanowiła się. To, co Akos robił po zachodzie słońca nie wpływało na jego ciało, ale skoro doktor miał pełen Dar... - On zjawi się tu i zbada śpiącego Akosa! - wykrzyknęła.
- Brawo! - Oskar przysunął się do niej, by zrobić miejsce utykającemu Akosowi, po czym ostrożnie dotknął palcem jej dolnej wargi – Chodź ze mną – pociągnął ją łagodnie w stronę rozsuwanych drzwi, prowadzących do wnętrza katamaranu.
     Poprowadził Majkę do kuchni, po czym wyjął z zamrażalnika kostkę lodu i owinąwszy ją w papierową serwetkę, przyłożył do jej ust.  
- Masz spuchniętą wargę. Pewnie ją przygryzłaś – westchnął z troską w głosie.
- Au! Teraz dopiero to poczułam – skrzywiła się – Nic mi nie będzie.
- Mam nadzieję. Nie darowałbym sobie – pokręcił głową.
- A gdyby mnie porwali? - przechyliła przekornie głowę – Co byś zrobił?  
- Odzyskałbym cię – powiedział poważnie – Postawiłbym na nogi całą tę wyspę. Nie ukryliby się!  
     W głosie Oskara była moc i pewność siebie. Spojrzała zaskoczona w granatowe oczy, które zalśniły złowrogo, ale napotkawszy jej spojrzenie, natychmiast złagodniały.
- Jesteś moja – powiedział z przekonaniem.
- Twoja – wyszeptała cicho, odsuwając na moment od ust lód w nasiąkającej wodą serwetce – A ty? Jesteś mój? - spytała, czując, jak serce podchodzi jej w górę i uciska krtań.
- Jeśli tylko zechcesz, to tak. Jestem twój.
     Miała wrażenie, że jego wzrok parzy. Nakryła oczy rzęsami. Czuła, jak policzki zaczynają piec, a opuchnięta warga pulsuje napływającą krwią. Chłodna kropla wody z topniejącego lodu spłynęła po jej szyi w dół i zatrzymała się w dołku nad mostkiem. Oskar podążył za nią wzrokiem, po czym schylił się i zlizał ją powoli koniuszkiem języka.
- Masz słoną skórę – zamruczał.
- Biegłam i cała się spociłam - jęknęła – Powinnam wziąć prysznic.
- Lubię sól... - liznął jej odsłonięty obojczyk.
- Przestań – szepnęła, oglądając się na boki.
- Akos poszedł do siebie, a pozostali są na pokładzie – Oskar uprzedził jej obawy – Jesteśmy tu sami.
- Miałeś się spotkać z tym lekarzem – powiedziała bez przekonania.  
     Bliskość Oskara działała na nią jak afrodyzjak. Jego słowa otuliły ją przyjemnym ciepłem. Moja... mój... Jedno słówko w dwóch odmianach, które zmieniało wszystko!
- Więc powinienem śnić – jeden z kącików jego ust uniósł się delikatnie – Może zechcesz mi towarzyszyć?
- A prysznic?  
- Może jutro... - przesunął opuszkami palców po jej ramieniu – Pragnę cię – szepnął
- Ja ciebie też – jęknęła bez tchu – ale... nie możemy – Nagle przypomniała sobie, że w drodze powrotnej zamierzała wstąpić do apteki.
- Nie możemy? - zmarszczył brwi – Dlaczego?
- Nie kupiłam prezerwatyw, a ty przecież nie schodziłeś na ląd...
- Kochajmy się bez... - podszedł na tyle blisko, że poczuła bijące od niego ciepło
- Nie... - cofnęła się.
     Szedł do niej z roziskrzonym wzrokiem, a ona cofała się powoli, czując, że musi znaleźć rozwiązanie, zanim dotrą do jego kabiny.  
- Są inne sposoby... – wyszeptała bez tchu, czując za plecami drzwi.
- Inne sposoby? - uniósł brwi, oblizując się koniuszkiem języka. Wiedział doskonale, co miała na myśli – Chcesz tak? - wciąż go zaskakiwała.
- Wolałabym inaczej... - jąkała się – ale... och, Oskar!
     Naparł na nią, przyciskając do drzwi, tak by mogła poczuć, jak bardzo jest podniecony. Nacisnął klamkę.
     Zwarli się ze sobą, jak dwoje wygłodniałych rozbitków, którzy natrafili na siebie na brzegu morza. Pochłaniali się wzrokiem i dotykiem. Majka upuściła mokrą serwetkę na podłogę i zanurzyła dłonie we włosach Oskara, przyciągając do siebie jego głowę. Objął spragnionymi wargami jej wargi, chłodne od lodu, a jednocześnie pałające pożądaniem, gorące... Majka jęknęła przeciągle. Odbierał jej wolę i rozsądek. Tak bardzo go pragnęła?  
- Oskar, błagam... - wyszeptała do jego ust, nie przerywając gorączkowej wędrówki rąk, spragnionych dotyku jego skóry.
- Jesteś moja – wychrypiał – Moja i tylko moja! A ja jestem twój – ujął jej twarz w dłonie i spojrzał w oczy – Należymy do siebie.
     Było w tych oczach coś niezwykłego, jakiś blask, szaleństwo... Zadrżała.
- Czy to coś znaczy? - wyszeptała bez tchu – Mam na myśli... coś więcej...? - czy on jej próbował powiedzieć, że się zakochał?
- To znaczy, że cię wybrałem, że jesteś jedyna, a ty przyjęłaś mnie i... - zawiesił głos – Możemy być razem. Możemy przekazać Dar nowemu życiu...
- Chcesz tego? Chcesz mieć ze mną dzieci? - wyszeptała. Czuła zawrót głowy. To nie była dla niego zabawa, przyjemne wakacje. On ją kochał! Chciał jej na zawsze! Chciał dziecka. - Ja nie wiem, co powiedzieć – zamrugała gwałtownie - To się dzieje tak szybko, ale... och, ja też tego chcę. Może nie w tej chwili... to znaczy... kiedyś w przyszłości chciałabym mieć dzieci...  
- Ćśśś – Oskar przyłożył jej do ust palec i wskazał niewielką reklamówkę leżącą na biurku, na którą wcześniej nie zwróciła uwagi.
- Co to jest? - zajrzała do środka i oniemiała. Wewnątrz było kilka kolorowych opakowań prezerwatyw rożnych rodzajów – Skąd to masz?  
- Johan... - uśmiechnął się do niej przepraszająco – Trochę zaszalał, ale chyba też nie ma w tym względzie doświadczenia.
- Jesteś niemożliwy! - wykrzyknęła, próbując sobie wyobrazić, jak wytłumaczył Johanowi, co ma mu kupić.  
- Zdesperowany – poprawił ją – Mam problem z twoim sposobem myślenia.
- Cicho! – zarzuciła mu ręce na szyję, ocierając się o niego jak kot - Nie psuj nastroju.
- Wodzisz mnie za nos – spojrzał jej w oczy – Muszę zajrzeć do sąsiedniej kabiny – powiedział nagle z ciężkim westchnieniem.
- Zaczekam tu – przechyliła zalotnie głowę – Albo, wiesz co? Wezmę prysznic.  
- Za pięć minut wracam. Wybierz, od czego zaczniemy...

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 5088 słów i 28262 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik majli

    Biedny Akos... Dobrze, że poradzili sb z tymi osiłkami. Czekam na dalszy rozwój akcji.  :P

    21 lut 2016