Meteory. Przed świtem 16

Meteory. Przed świtem 16Rozdział 23
Zamek Ainay-le-Vieil. Październik 2014
     
     W pokoju panował mrok, rozpraszany jedynie przez pojedyncze wąskie smużki światła, z trudem przeciskające się pomiędzy ciężkimi połaciami zasłon. Na tle jednej z nich zamajaczyła wysoka męska postać. Zasłona zaczęła odsuwać się na bok i snop jasnego światła wdarł się do pokoju, oświetlając centralnie ustawione łoże i leżącą w nim, pogrążoną we śnie dziewczynę.
- Obudź się, śpiochu – niski, aksamitny głos sprawił, że śpiąca zmarszczyła brwi, a potem przeciągnęła się leniwie i otworzyła oczy.
- Aaaach, ale spałam... – zamruczała, wyrzucając ramiona za głowę – Która godzina?
- Dochodzi dziesiąta.
- Co? Już dziesiąta? - usiadła gwałtownie.
     Zasłony odsunęły się do końca, wpuszczając do pokoju nikłe przebłyski słońca, raz po raz przesłanianego przez przepływające po niebie chmury. Nieco teatralne efekty doskonale pasowały do eleganckiego, jasnego garnituru Oskara, stojącego tuż obok łóżka. Majka zamrugała gwałtownie.
- Co ty tu robisz? I dlaczego jesteś taki wystrojony? - spytała podejrzliwie – Rany! Nie pamiętam, jak tu przyszłam... - potarła wierzchem dłoni czoło.    
- Bo nie przyszłaś. Znalazłem cię w bibliotece, zwiniętą w kłębek i trzęsącą się z zimna – w jego głosie słychać było troskę – Majka, tak nie wolno robić. Przyznaję, że na początku oglądanie twojej fascynacji Darem i jego możliwościami było nawet zabawne, ale dosyć tego! Musisz się nauczyć, jak racjonalnie z niego korzystać.  
- Nie zdawałam sobie sprawy... - wyszeptała.
- Oczywiście, że nie. To moja wina, bo powinniśmy wczoraj o tym porozmawiać. W ogóle powinienem poświecić ci więcej czasu, ale naprawdę nie miałem jak – usiadł na brzegu łóżka, przytrzymał jej brodę i  sięgnął do ust – Moja matka obiecała, że cię tego nauczy.
- A ty nie mógłbyś? - otarła się o niego, jak kot.
- Z największą chęcią... – przesunął dłonią po jej szyi i ramieniu, zatrzymując się niżej, na piersi – Niestety, Mistrz potrzebuje teraz każdej pary rąk do pomocy – potarł kciukiem zarysowujący się pod cienkim materiałem koszulki sutek – I chociaż ciężko mi się skupić na pracy... - wymownie spojrzał w dół na swój rozporek – Niestety, zobaczymy się dopiero wieczorem.  
     Majka wydęła usta, udając obrażoną, ale po chwili wybuchnęła śmiechem.  
- Wiem, o co chodzi – posłała mu zalotne spojrzenie spod rzęs – Wynagrodzę ci czekanie – Oddała soczysty pocałunek.
- Już się cieszę – wyszczerzył do niej zęby – Muszę iść – dodał z żalem.
- A ja muszę wstać! O jedenastej będzie tu Manuela z Akosem – odchyliła głowę, wyginając się tak, by mocniej poczuć kciuk Oskara.  
- Kusicielko! - zacisnął dłoń, ale zaraz rozluźnił palce – Jeśli mam wytrwać do wieczora, to muszę natychmiast wyjść.  
     Majka z satysfakcją patrzyła na spore wybrzuszenie spodni, które Oskara szybko zasłonił połą marynarki. Posłał jej całusa i pospiesznie wyszedł, żegnany jej chichotem. Kiedy zniknął za drzwiami, wyskoczyła z łóżka i pobiegła do łazienki.  

- Margaret? - Majka wychyliła się ze swej części apartamentu.
- Jestem w kuchni! - usłyszała wesoły głos – Ja też dziś pospałam. Zapraszam na śniadanie.
     W powietrzu unosił się zapach kawy i ciasta z owocami.  
- Tarty? Nasza kuchnia z nich słynie – Lady Margaret tryskała optymizmem i energią – Ta ze świeżymi jagodami i sosem jogurtowym jest boska.
- Zjem wszystko, co masz. Wczoraj prawie nic nie jadłam – westchnęła Majka, sadowiąc się przy kuchennym blacie.
- Oskar prosił, żebym dziś trochę z tobą popracowała nad gospodarowaniem energią. Powinnyśmy już dawno to zrobić, ale w twoim przypadku, nic nie odbywa się normalnie – w głosie Margaret pobrzmiewała frustracja – Zaniedbujemy cię, podczas gdy powinniśmy cię chronić i rozpieszczać.
- Nie przesadzaj! - Majka zaczerwieniła się jak burak  - Nie przypominam sobie, żeby ktoś tak o mnie dbał, od czasu, gdy jako dziesięciolatka miałam anginę.
- My niewiele chorujemy, ale jak przesadzimy z eksploatacją Daru, to może być groźnie. Jedz spokojnie. Ja muszę się teraz spotkać z ludźmi od dekoracji, ale około trzeciej będę wolna.
- To się dobrze składa, bo o jedenastej będzie tu Manuela i Akos. Chciałam jej pokazać bibliotekę... - zawahała się na moment – Chyba jednak dziś zrobię sobie „odwyk” od czytania. Wczoraj trochę przesadziłam.
- Twojej prababce też się zdarzało – westchnęła Margaret – Oczywiście ja tego nie pamiętam, ale Maxowi czasem się wyrwie jakieś wspomnienie.
- Przyjaźnili się – pokiwała głową – Mmm, ale to dobre! - wsunęła do ust spory kawałek tarty.
- Byli jak ogień i woda. Kłócili się, ale nie potrafili bez siebie żyć. Po jej wyjeździe nic już nie było takie samo.
- Pokłócili się tak na poważnie? - spytała, przełykając kolejny kęs.
- Chyba tak? Max nigdy o tym nie mówi – Lady Margaret nałożyła Majce kawałek tarty z jabłkami – Spróbuj tej. Jeśli lubisz cynamon i imbir, to skosztujesz nieba.
- Ale pyszna! Zostawię trochę dla moich gości – z żalem nakryła kloszem pozostałe kawałki.
- Och, nie odmawiaj sobie! Wystarczy, że zadzwonisz do kuchni, a oni przyniosą ci, co zechcesz – Margaret sięgnęła po telefon komórkowy i chwilę czegoś w nim szukała – Właśnie wysłałam ci numery do kuchni, pralni i biblioteki. W pralni możesz też zlecić zrobienie zakupów, typu bielizna, rajstopy... Mają też katalogi znanych marek, ale ja wolę iść i poprzymierzać.
- Wow!  
- No, to dobrej zabawy w pierwszym dniu jako pracodawca. O przepraszam, zapomniałam, że Akos jest twój – roześmiała się Margaret.
     Musnęła policzek Majki i nucąc pod nosem opuściła kuchnię tanecznym krokiem. Majka odprowadziła ją wzrokiem. Takiej radosnej jeszcze jej nie widziała. Sięgnęła po telefon. Miała kilka nieprzeczytanych sms-ów. Zupełnie zapomniała, że będąc w bibliotece wyciszyła telefon. Oprócz tego z numerami od Margaret, był jeszcze jeden od Akosa, że właśnie przybyli na zamek.
- Akos mój? - prychnęła cicho – Już ja wiem, czyj on teraz jest!  
     Odpisała mu szybko, że czeka w apartamencie Margaret i zajrzała do pozostałych wiadomości.  Były jeszcze dwa starsze sms-y od przybranych rodziców i od Moniki. Najpierw od rodziców, postanowiła.
     „ Maju, nie wiemy, co się z tobą dzieje?! Wczoraj zadzwoniła Helena i poinformowała nas, że musimy mieć ochronę. Co to wszystko znaczy?! Martwimy się, mama i tato”
     Westchnęła ciężko. Oskar załatwił ochronę, choć miał tyle spraw na głowie. Obiecała sobie, że jeszcze tego dnia zadzwoni do rodziców i wszystko im wyjaśni. Przeszła do sms-a od Moniki.
     „Dzięki siostro, że jesteś! Wreszcie jest ciekawie. To od ciebie ta nowa ochrona? Są fajni, ale ten komandos był 100x lepszy =P. Nie mogłabyś go tu podesłać? Please!!! <3<3<3 Monia.”
- O ty smarkulo! - prychnęła.
     „ Poszukaj w twoim przedziale wiekowym! Też cię kocham, Majka”
     Ledwie zdążyła odpisać, gdy na korytarzu rozległy się kroki, a po chwili pukanie do drzwi.
- Jesteście nareszcie! - Majka najpierw uściskała Manuelę, a potem klepnęła przyjaźnie Akosa – No i...? - podniosła w górę dłonie – Nic nie powiecie?  
- Jesteśmy razem – odparła niepewnym głosem Manuela, zerkając na Akosa.
- Po zachodzie słońca powiem rodzicom, że Manuela jest moją narzeczoną. Pobierzemy się przed nowym Mistrzem – Akos objął ją ramieniem.
- Moi kochani! – Majka objęła ich oboje – Musimy to uczcić.  
- Może lepiej dopiero jutro, jak już oboje powiemy naszym rodzinom? Akos, co ty na to?  
- Skoro tak wolisz? - zastanowił się – Dobrze, niech tak będzie.
- W takim razie tarta i kawa – klasnęła w ręce Majka i sięgnęła po swój telefon – Mam w sypialni kartę do twojego konta w banku. Będziesz musiała podjechać do miasta i podpisać dokumenty, ale możesz to zrobić później – zwróciła się do oszołomionej Manueli – Chcę ci pokazać bibliotekę i notatki Rosanny, mojej prababki. Myślę, że są po grecku... Nie potrafię ich odczytać... Och, tak się cieszę, że będziemy razem pracować!
- Ja też – wyszeptała Manuela – Z tego wszystkiego, zapomniałam ci podziękować.
- Za co?  
- Za wszystko! Przyjęłaś mnie do pracy i... dałaś nam szansę... - głos uwiązł jej w gardle.
- Daj spokój! Wiem, jak to jest być zakochanym, a wokół ciebie ludzie, którzy tego nie chcą zaakceptować - skrzywiła się Majka – Zadzwonię do kuchni, żeby przynieśli więcej – nałożyła dwa kawałki tarty na talerzyki. Nie chciała się skarżyć, ale obietnica złożona babci zaczynała jej ciążyć.  
     Złożenie zamówienia okazało się pewną sztuką, bo kucharka mówiła tylko po francusku, ale Manuela szybko rozwiązała problem.
- Widzisz? Już nie potrafię się bez ciebie obejść – zażartowała Majka, stawiając przed Manuelą filiżankę z kawą – Powiedzcie mi lepiej o ślubie. Jak to się odbywa?
- Bardzo uroczyście – zaczęła Manuela z entuzjazmem - Jeśli ślub bierze w pełni Obdarowany, to zaprasza się całe Zgromadzenie i oczywiście wszystkich spokrewnionych i przyjaciół. Jest przysięga odbierana przez Mistrza... -  jej entuzjazm nieco przygasł – W naszym przypadku będzie trochę inaczej.
- To nie ma znaczenia – przerwał jej Akos – Przysięga jest najważniejsza.  
- O co chodzi? - Majka nie nadążała.
- Nie jesteśmy w pełni obdarowani, a poza tym rodzice Akosa pewnie nie będą chcieli uczestniczyć...
- Będzie mój dziadek. To wystarczy – Akos znów nie dał jej dokończyć – Twoi rodzice też pewnie woleliby inną drogę, ale jeśli mnie przyjmą, to będę się starał być dla nich jak syn – jego głos brzmiał szczerze
- Chciałabym, żeby babcia Helena przekonała się do Oskara – westchnęła Majka, patrząc na Akosa ze współczuciem – No, ale przynajmniej moja mama jest po naszej stronie.
- Moja jest zapatrzona w Akosa, prawie tak, jak ja – Manuela spróbowała się roześmiać – Tato też jest w porządku, ale musi grać twardego.
- Mój nie ma daru, więc generalnie chyba się nie wtrąca za wiele... - zastanowiła się głośno Majka. Nagle uświadomiła sobie, że nigdy o tym nie pomyślała, a przecież musiał wyrazić zgodę na jej ukrycie. Może nawet w tym uczestniczył, podobnie jak dziadek. Jak bardzo obaj kochali swoje żony? Jak bardzo im ufali? A przybrani rodzice? Co by powiedzieli?
- Maryann – Manuela wyrwała Majkę z zamyślenia – Czy zgodziłabyś się zostać moim świadkiem?  
- Ja? Och! No pewnie! A kto będzie twoim? - zwróciła się do Akosa.
- Oskar zostanie Mistrzem, więc będzie odbierał przysięgę – odparł z przekonaniem – Pewnie poproszę Grega. Byliśmy najbardziej zżyci...
---
     Lady Margaret przeglądała po raz chyba setny plan sali, na której miało się odbyć przyjęcie, podczas którego Zgromadzenie dokona wyboru. Posadzenie blisko tysiąca osób nie było prostym przedsięwzięciem. Na szczęście miała do pomocy dwoje Obdarowanych Darem pamięci, ale i to nie wystarczyło. Największą trudność sprawiło jej posadzenie Marianny. Najchętniej usadziłaby ja przy stole obok Oskara, ale nie miała żadnych podstaw, by to uczynić. Rozważała nawet złożenie wizyty Helenie i wybłaganie u niej zwolnienia wnuczki z przysięgi, ale po dłuższym namyśle, zarzuciła ten pomysł. W końcu, zrezygnowana, postanowiła zadzwonić do bratowej, przedstawiając jej sytuację.  
- Więc uważasz, że przedstawienie ich jako pary byłoby korzystne... - zastanawiała się głośno Anastazja – Masz dużo racji, duużo racji...
     Przez chwilę słychać było tylko stukanie paznokci o twardą powierzchnię.  
- Nie możesz posadzić jej bliżej, niż Gonzagi, bo twoje intencje przejrzy nawet Abigail... - podjęła  po namyśle – Posadź wszystkich przy jednym stole.
- Ale jak? Marianna jest głową rodu, ale jej matka i babka nie należą do Zgromadzenia. - w głosie Margaret brzmiała desperacja.
- Posadź przy jednym stole Mistrza z rodziną, po prawej Gonzagów z Athiną, jako prawowitą narzeczoną Juana, a po lewej Mariannę i jej gości, Julię i Helenę. Raul nie zaprotestuje, jak zobaczy, że siedzi obok Mistrza. Dalej, ale w pobliżu, możesz posadzić nas. Timothy jest głową rodu, ale też twoim bratem, a ja jestem wciąż kojarzona z ojcem i Nicolasem. Formalnie nie stanowimy jednego klanu, ale pokrewieństwo... - zawiesiła głos – To będzie dobrze wyglądało. No, i Marianna znajdzie się niedaleko Oskara.
- Jesteś genialna!
- No pewnie. Wiesz, że Oskar chciał mnie w swojej Radzie?
- Och! Nie wiedziałam – Margaret była szczerze zaskoczona – A co ty na to?
- Odmówiłam oczywiście. Uwielbiam rolę szarej eminencji, która pociąga sznurki, stojąc w drugim rzędzie. Nie lubię blasku fleszy, wolę pozostać w cieniu męża – w głosie Anastazji dało się słyszeć rozbawienie – Nie był zaskoczony.  
- Cóż, czasami przenikliwość mojego syna zaskakuje nawet mnie – westchnęła Margaret – W każdym razie dzięki za pomoc.
- Ach, zupełnie bym zapomniała! Zabieramy Konstancję, jej Dar się ujawnił – głos Anastazji brzmiał niewinnie.
- No wiesz? I dopiero teraz mi to mówisz? Jaki jest? - Margaret wstrzymała oddech.
- Chyba pełen...? Dziś chcemy zrobić próbę – tym razem Anastazji nie udało się ukryć emocji – Timothy jest cały w skowronkach.  
- A ty nie?  
- Meg, przecież wiesz... Czekaliśmy tak niecierpliwie. Oskar otrzymał Dar, my nie mieliśmy pewności. Tylko proszę cię o dyskrecję.
- Zajrzę do was po zachodzie słońca. Muszę to zobaczyć! – Margaret nawet nie próbowała ukryć wzruszenia.
     Rozłączyła się, ale jeszcze przez dłuższą chwilę siedziała nieruchomo. Oby to była dobra wróżba dla ich rodziny, oby Dar Konstancji był pełen, błagała w myślach.  

Rozdział 24
Zamek Ainay-le-Vieil. Październik 2014
     Majka siedziała na łóżku obracając w palcach mały liścik.
     „Przywołaj mnie. Czekam w godzinę po zachodzie słońca. O”
- Jaki jesteś romantyczny, panie O – pogładziła opuszkami palców kremowy papier.
     Spędziła pracowity dzień, wprowadzając Manuelę w swoje badania nad pozostawioną przez Rosannę dokumentacją. Lekcja z Margaret nie była może trudna, ale wymagała żmudnych i monotonnych ćwiczeń, które Majka od razu szczerze znienawidziła. Na szczęście wieczorem wszyscy gdzieś się spieszyli, więc po szybkiej kolacji pobiegła do siebie z zamiarem sprawdzenia, czy Oskar już wrócił i... znalazła bilecik. Sprawdziła godzinę. Minęła dwudziesta, więc miała jakieś pięć minut. Ułożyła się wygodnie i przymknęła powieki.  
---
     Śnię.  
- Oskar Lowrens – szepczę i skupiam się na własnych słowach  – Czekam na ciebie.
     Czuję jego obecność, zanim się pojawia. Och, uwielbiam, kiedy jest tak blisko! Całe ciało przenika mi przyjemny dreszcz.
- Stęskniłem się – słyszę tuż przy uchu. Ciepły oddech pieści moją spragnioną skórę – Co robiłaś cały dzień?
- Pracowałam z Manuelą i uczyłam się z twoją mamą... - mruczę, pochylając głowę – A ty? Co robiłeś?
- Pracowałem nad sprawą związaną z motoryzacją. Od miesięcy dziadek próbuje przemówić do rozsądku szefom pewnego koncernu samochodowego... Naprawdę chcesz o tym słuchać?  
- Lubię twój głos – szepczę – Jak coś cię interesuje, to mówisz z taką pasją... – śmieję się.
- Kpisz sobie ze mnie – w jego głosie brzmi groźba, ale ja się nie boję.
     Palce Oskara zaciskają się na mojej piersi. Odchyla mi głowę i sięga do ust.
- Och! - czuję ten pocałunek zdecydowanie niżej. Zaciskam uda.
- Już masz ochotę? - mówi wprost do moich ust i muska je koniuszkiem języka – Lubię, jak jesteś taka niecierpliwa.
     Coś we mnie wstępuje. Mam ochotę się podrażnić.
- Poczekam cierpliwie, jeśli będzie na co – staram się, żeby to zabrzmiało, jak wyzwanie.
- Ach tak! – słyszę w głosie Oskara niedowierzanie – Chcesz się bawić?
- A masz ładne zabawki?  
- Zamknij oczy, to się przekonasz... - przyciska mnie do siebie.
     Oskar gdzieś mnie zabiera, ale nie wiem gdzie. Czuję na twarzy powiew ciepłego wilgotnego powietrza. Pachnie inaczej niż w jego mieszkaniu... niż w jego ogrodzie... To chyba jakieś egzotyczne kwiaty? Mech? Czuję zapach mchu?
- Gdzie jesteśmy? - szepczę, bo nie wiem, czy mogę mówić głośno. Mam wrażenie, że mój głos odbija się od ścian. Echo?  
- To tajemnica – słyszę tuż przy uchu.  
     Czuję pod stopami grunt. Oskar obejmuje mnie ramieniem i dokądś prowadzi. Dziesięć  kroków, liczę, piętnaście... Odgłos naszego stąpania daje wrażenie echa.  
- Możesz otworzyć oczy – mówi nagle i zatrzymuje się.  
- O kurde! - staję jak wryta.
     Stoimy na czymś w rodzaju wewnętrznego dziedzińca. Jest wieczór, ale słońce jeszcze świeci. Jego czerwonozłote promienie oświetlają kamienne ściany wznoszące się w górę z czterech stron. Wszystko pokryte jest płaskorzeźbami przedstawiającymi ludzkie postaci. Nie widzę wyraźnie, bo po ścianach pną się w górę poskręcane zdrewniałe łodygi, pokryte ogromnymi liśćmi.
- Co to jest? - patrzę to na Oskara, to na otaczające nas mury.
- Stara świątynia, albo pałac – mówi, przyglądając mi się intensywnie – Nie jestem pewien.
- Dlaczego zabrałeś mnie właśnie tu? - Robię krok w stronę jednej ze ścian i odchylam ogromny liść. Moim oczom ukazuje się grupa czterech postaci: trzy kobiece, a z tyłu chyba męska? Dwie kobiety podtrzymują trzecią, która robi szpagat, a od dołu... - O kurwa! - wyrywa mi się. To scena seksu! Dość śmiała.
- Odkryłem to kilka lat temu – Oskar staje tuż za mną – Nikt tu nie zagląda. Czasem małpy - Ociera się o moją pupę, a ja, jak na zawołanie, czuję drżenie między nogami. Chyba wiem, co tu robił przez te kilka lat.
- Zabierałeś tu dziewczyny – szepczę. To nie jest pytanie.  
- Mhm – zastyga w bezruchu, jakby czekał na moją reakcję.
- Dlaczego tu? - pytam cicho.     
- Bo tu są ładne zabawki – mówi moim ulubionym niskim głosem z lekką chrypką. Głosem do seksu. Miękną mi kolana.
     Bierze mnie za rękę i prowadzi w bok na coś w rodzaju krużganka. Są tam kamienne rzeźbione bloki.
-To są te twoje zabawki? - przyglądam się krytycznie pokrytym płaskorzeźbami sześcianom.
- O nie! Moja zabaweczka jest tutaj – przyciąga mnie do siebie i wciska dłoń między moje uda – Zrobisz szpagat? - szepcze mi do ucha i chwyta zębami jego płatek.
- Nigdy nie robiłam – jestem zszokowana – Nie umiem...
-  Śnisz – głos obniża mu się jeszcze bardziej – No dalej, chciałaś się bawić!
- A ty co wtedy zrobisz? - przełykam głośno ślinę.
- Pobawię się.
     Oskar chwyta mnie w pasie i unosi w górę. Rozkładam szeroko nogi. Och, to nie takie trudne, kiedy się śni. Opieram się na kamieniach.
- Ręce w górę!
     Już wiem, co zrobi. Niewidzialna lina przytrzymuje moje nadgarstki. Oskar sięga w dół i gładzi moje uda, zbliżając się do ich złączenia. Drżę z emocji i podniecenia.  
- Jakie ładne zabawki... jakie gładkie – szepcze.
     Moje uda drżą coraz mocniej. Oskar osuwa się na kolana. Gładzi palcem moje majtki w miejscu, które nasiąka wilgocią. Puls mi przyspiesza. Jakie to dziwne uczucie, kiedy jestem taka otwarta na jego dotyk. Czuję mrowienie w sutkach. Twardnieją.  
- Zapomniałem zdjąć ci majtki – mówi i nagle czuję szarpnięcie. Materiał pęka.  
-Och!
     Patrzę w dół i widzę głowę Oskara zbliżającą się do kępki moich włosków łonowych. Czuję ciepły oddech na skórze. Spinam się. Liźnięcie. Nie potrafię powstrzymać jęku. Oskar śmieje się cicho. Liźnięcie. Jęczę... Liźniecie! Następne i jeszcze... Wpija się w mój wrażliwy punkt i ssie.  
- Ach! - spinam się i szarpię, ale niewidzialny sznur mocno trzyma – Oooo!
     Przeszywa mnie coś tak silnego, że graniczy z bólem, ale to nie ból! Przeszywa mnie tam na dole i promieniuje... Czuję to wszędzie. Moje ciało chciałoby od tego uciec, ale umysł pragnie tej rozkosznej tortury. Głośne jęki odbijają się echem od kamiennych ścian. To ja? Nagle Oskar przerywa, a ja zwisam bezwładnie. Dyszę...
- Jesteś taka piękna... - chrypi.  
     Sunie ustami po moim brzuchu, a ja drżę z pożądania. Moja skóra iskrzy, kiedy jej dotyka. Chce mi się krzyczeć i nie mogę, brak mi tchu... Moje sutki mrowią aż do bólu, w oczekiwaniu na pieszczoty. Oskar chwyta jeden i ssie, a ja szarpię więzy. Nie panuję nad tym. Chcę go objąć nogami, ale mi nie pozwala. Sięga ręką w dół. Spinam się, spinam! Palce drażnią wejście...
- Oskar, błagam... - jęczę – Potrzebuję cię.    
     Czuję, że się uśmiecha, ale nie przestaje ssać. Krzyczę z frustracji i niezaspokojonej żądzy. Oskar wciąż mnie dręczy. Jak długo jeszcze mam czekać? Och, rób to, rób to jeszcze! Nie wytrzymam... Jeszcze! Jeszcze! Drugi sutek. Krzyczę znowu. Mój głos wraca do mnie zwielokrotniony. Ja chyba oszaleję?
     Nagle wszystko ustaje.
- Co robisz? - chrypię.
     Oskar ociera usta wierzchem dłoni. Okrąża mnie jak zdobycz. Patrzy na moje najintymniejsze miejsce głodnym wzrokiem. Czuję, że twarz mi płonie. Jego spojrzenie dotyka... pieści. Odpina spodnie, nie spieszy się. Och, przeleć mnie wreszcie, błagam w myślach. Ale on odwleka tę chwilę. Wie, że go pragnę. Nasze spojrzenia krzyżują się na moment. Ma takie szerokie źrenice, takie czarne...
- Zabijesz mnie... - szepczę, czując, że dłużej tego nie zniosę.
     Podchodzi do mnie od tyłu, jak na tej płaskorzeźbie. Wstrzymuję oddech. No wejdź we mnie, skamlę w duchu. Twardy członek trąca moją pupę. Wyginam się.
- Podobają ci się zabawki? - niski aksamitny głos dochodzi z bliska.
- Ty draniu! - szarpię się.
     Słyszę niski gardłowy śmiech.
- To chyba znaczy, że tak?  
     Chwyta mnie mocno za uda i już go czuję u wejścia.  
- Powiedz, że tego chcesz...
- Zerżnij mnie wreszcie!
     No i dostaję, czego chciałam! Pieprzy mnie ostro, mocno, bez wytchnienia. Nie mam siły krzyczeć. Łapię powietrze otwartymi ustami... Kiedy uderza o mój tyłek, rozlegają się głośne plaśnięcia. Krew dudni mi w skroniach, rozpala żyły. Zapadam się. Gęsta ciecz pulsuje w moim mózgu, rozsadza mnie...
- Oooskar!  
     Wszystko wiruje. Już nic nie wiem...
     Oskar przytrzymuje mnie w pasie. Chwytam go za przedramiona. Och, uwolnił mi ręce. Kiedy?  Wciąż czuję go w sobie. Powoli zsuwam jedną nogę, potem drugą. Plecami przylegam do jego piersi. Wysuwa się... Buuu! Po chwili okręca mnie wokół swojej osi i przytula mocno.
- Chyba mnie poniosło – szepczę zmieszana – Ale lubię, jak robisz mi takie nieprzyzwoite rzeczy.
- Seks chyba w ogóle jest nieprzyzwoity? - jaki ma przyjemnie niski tembr głosu.
- E tam! Taki w łóżku pod kołdrą to nie – prycham – Wiesz, co znalazłam w notatkach Rosanny? - mruczę – Ona uważała, że seks jest czymś naturalnym i pięknym, przyjemnością, którą ludzie dostali od Natury tak, jak my Dar. A ja się z nią zgadzam!  
- To ty mnie prowokujesz do takich rzeczy – Pochyla się. Czuję jego ciepły oddech tuż koło ucha – Można powiedzieć, że jesteś moim natchnieniem, moją muzą.
- No nie wiem, czy to właściwe określenie? Muza kojarzy mi się bardziej z kimś pokroju twojej mamy – gładzę delikatnie jego kark i kawałek pleców między łopatkami – Chciałabym być taka dystyngowana i elegancka jak ona. Jest prawdziwą damą, a ja... - śmieję się sama do siebie. Ależ jestem głupia! Nigdy taka nie będę.
- Nie chcę, żebyś się zmieniała. Kocham cię taką, jaka jesteś – Oskar odchyla nagle głowę i zagląda mi w oczy – Właśnie dlatego tak mnie wabisz, że jesteś nieprzewidywalna i trochę... dzika – przygląda mi się uważnie – Ale potrafisz być też bardzo kobieca i delikatna. Kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem, miałaś na sobie taką białą sukienkę... i rozwiane włosy.
- Pamiętasz, jak wyglądałam i co miałam na sobie? - jestem zdumiona.  
- No pewnie, że tak – na jego pięknej twarzy pojawia się słodki uśmiech. Zlizałabym go jak karmel – Mogłabyś mieć na sobie podobną na ślubie.
- Oskar! - jestem w szoku - Akos ci powiedział?  
- Co? Co miał mi powiedzieć? - marszczy brwi.
- O kurde! Nie rozmawiał z tobą. W takim razie nic – wycofuję się szybko – Sam ci powie.
- Majka!
- Nie powinnam...
- Co się dzieje?
- Och, no dobrze! W sumie, nie prosili o milczenie – kapituluję – Akos i Manuela się zaręczyli. To znaczy, zrobili to, co my. Złożyli przysięgę i... skonsumowali związek - Przewracam oczami. Co za głupie określenie, ale inne nie przychodzi mi do głowy.  
- Kiedy? - z jego głosu nic się nie da wyczytać, ale nie wróży to dobrze.
- Spokojnie. Nie w zamku twojego dziadka – czuję się, jak na lekcji w szkole - Dałam im wczoraj wolne. Myślę, że teraz rozmawiają z rodzicami. Oczywiście, każde ze swoimi.  
     Oskar nic nie mówi, ale nie wygląda na zachwyconego. Nie rozumiem! My mogliśmy, a oni nie? No, w sumie, to z tego nie skorzystaliśmy...
- Wiesz co? - nagle wpada mi do głowy genialna myśl – Powiem Mistrzowi, że to zrobiliśmy. To nie będzie złamanie przysięgi, bo to było wcześniej. Zażądam zaręczyn! To ci pomoże?  
- Nie! Jeśli mam zostać wybrany, to dlatego, że na to zasługuję. Nie twoim kosztem.
- Ale ja się zgadzam. Nie zmuszasz mnie... - Nie rozumiem. Przecież wcześniej chciał.  
- Już o tym rozmawialiśmy, ale zapamiętam to sobie – całuje mnie w czubek nosa – Powinniśmy wracać.  
- Już? - wietrzę jakiś podstęp.
- Raul jest na spotkaniu u Mistrza. Pewnie chciałby z tobą porozmawiać... - Oskar doskonale panuje nad głosem, ale mnie nie oszuka. Ja słyszę jego niechęć, a może tylko mi się wydaje?
- Wiesz... - zawieszam głos – Właściwie, to ja chcę pojechać – wzdycham – Te zdania po grecku są w rzeczywistości fragmentami Kodeksu. Manueli udało się przetłumaczyć fragmenty...
- Nie zachował się oryginał – wpada mi w słowo Oskar.
- Wiem, cały nie, ale może pojedyncze kartki? - mówię z nadzieją.
- Z tego, co wiem, to nie.
- Mimo to, chcę poszperać w ich bibliotece – szepczę, nie patrząc mu w oczy – Oni mają masę notatek Rosanny.
     Oskar wzdycha ciężko. Schyla się i podnosi coś z posadzki.  
- Wracamy – mruczy mi do ucha.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 4755 słów i 26731 znaków.

Dodaj komentarz