Meteory. Po zachodzie słońca 1

Prolog
Poznań rok 1993
     Samochody poruszały się leniwie, jakby to one zaspały, a nie ich właściciele. Inna sprawa, że okolica Targów Poznańskich zawsze była zatłoczona, a jesienne miesiące obfitowały w wystawy. Blisko pięćdziesięcioletnia zadbana kobieta o kasztanowych włosach, prowadząca srebrzystoszare elegancki Audi obserwowała ze znudzoną miną przechodniów, posyłających jej od czasu do czasu zazdrosne spojrzenia. Nie robiło to na niej najmniejszego wrażenia. Status, jakim się cieszyła był zasługą jej pochodzenia, zdolności i ciężkiej pracy, w równych proporcjach. Helena należała do uprzywilejowanej rodziny, cieszącej się szacunkiem nie tylko w kraju, ale także, a może przede wszystkim, na świecie. Nie musiała się spieszyć już od wielu lat. To inni spieszyli się, żeby ona nie musiała na nich czekać. Stali oboje z mężem na czele potężnej firmy zajmującej się transportem i pośrednictwem w handlu wszystkim. Ich jedyna córka, Julia, miała odziedziczyć prawdziwe imperium. Na razie jednak miała przed sobą o wiele ważniejsze zadanie. Lada dzień miała urodzić córkę, na którą Helena czekała z nieopisaną radością, ale też z ogromnym niepokojem. Zadbała o to, by jej dziecku niczego nie brakowało, by Julia była otoczone miłością i dostatkiem, i by mogła dokonać niezależnego wyboru, kiedy nadejdzie czas na miłość. Wybrała zdolnego prawnika z niezamożnej rodziny, który świata poza nią nie widział, i którego zarówno Helena jak i jej mąż pokochali, jak syna. Teraz miało się okazać, czy wybór był słuszny.
     Z torebki rzuconej na siedzenie pasażera rozległo się ciche brzęczenie. Helena nie spuszczając z oczu ulicy, pogrzebała w środku ręką i wyciągnęła telefon komórkowy.  
- Tak Piotrusiu? – zawsze zdrabniała imię zięcia.
- Dzień dobry, mamo. Dzwonię ze szpitala. Przywiozłem Julię...
- O mój boże! Co z nią?! - Helena nacisnęła odruchowo hamulec. Kierowca jadący za nią zahamował w ostatniej chwili i nie wytrzymawszy nerwowo, zaczął trąbić. Helena nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem.
- Mamy córkę! – w jego głosie dało się słyszeć rozpierającą go radość.
- Jak to? Już? – Helena poczuła, że robi jej się gorąco – Kiedy?
- Jakieś dwadzieścia minut temu. Obiecałem Julii, że do ciebie zadzwonię, ale muszę do niej wracać. Mała jest zdrowa, a Julia już dochodzi do siebie. Mamo, jestem taki szczęśliwy! – głos mu się załamał.
- Zaraz tam będę. Nie odstępuj ich na krok! – przykazała i rozłączyła się.  
     Helena popatrzyła na wyświetlacz komórki, po czym włączyła migacz i skręciła w pierwszą przecznicę. Dodała gazu. Jeśli chciała wszystkiego dopilnować, musiała się pospieszyć.  
     Wyjechawszy poza najbardziej zatłoczoną strefę, sięgnęła po telefon.
- Dzień dobry, pani Jadziu, jakieś nowiny? - spytała, jak zwykle uprzejmie, ale konkretnie.
- Nie proszę pani. Starsza pani śpi. - usłyszała nieco drżący głos opiekunki swojej matki.
- Na pewno?  
- Na pewno, proszę pani. Po tych nowych lekach, które pani przywiozła, ona prawie cały czas śpi...
- To dobrze – Helena była lekko zniecierpliwiona – Jest słaba. Powinna dużo spać.
- Oczywiście. Jak pani uważa – zgodziła się natychmiast opiekunka.
     Helena rozłączyła się i skupiła na drodze. Do szpitala nie było daleko, ale tu też panował spory ruch. Wszyscy spieszyli się do pracy.  
- Cholera, wszystko na mojej głowie! - zaklęła pod nosem, wiedząc, że sama jest sobie winna. Nigdy nie dopuszczała do swoich tajemnic ani męża, ani córki, o zięciu nie wspominając.
     Zatrzymała się przed szpitalnym szlabanem i otworzyła okno, machając niebieskim banknotem. Strażnik podszedł do samochodu, a po chwili Helena już wjeżdżała na teren parking. Odnalezienie odpowiedniego oddziału nie zajęło jej więcej niż pięć minut. Wkroczyła tam jak do siebie. Nie po to kupiła sprzęt wart kilkaset tysięcy złotych, żeby teraz szukać fartucha, czy ochraniaczy na buty.  
     Właśnie miała przywołać jedną z pielęgniarek, żeby ta zaprowadziła ją na Oddział Porodowy, kiedy znów odezwała się jej komórka.
- Strasznie panią przepraszam... - jąkała się pani Jadzia – Starsza pani... Naprawdę nie wiem, jak to się stało...  
- Na boga, pani Jadziu, niech się pani weźmie w garść! - Helena czuła, że włosy stają jej dęba. - Co z moją matką?
- Ona... ona nie żyje – wykrztusiła przerażona kobieta.
- Kiedy zmarła? - głos Heleny brzmiał głucho.
- Nie dawniej, niż godzinę temu. Przysięgam, że jak do niej zaglądałam godzinę temu, to oddychała. Spała... - Opiekunka zaniosła się szlochem – Nikt jeszcze przy mnie nie umarł! Jeszcze jest ciepła, tylko ręce ma takie zimne. Wygląda, jakby spała... uśmiecha się...
- Wystarczy. - Helena oparła się o ścianę, jakby miała zemdleć – Przyślę tam lekarza, żeby stwierdził zgon. Niech się pani nie rusza z mieszkania.  
- Dobrze, proszę pani.
     Helena zebrała się w sobie i ruszyła na Porodówkę. Czyżby matka ją przechytrzyła? Nie, to niemożliwe! Dostawała podwójne leki, była półprzytomna!  Czuła, że wszystko się w niej gotuje. Młodziutka położna wybiegła z dyżurki, próbując ją zatrzymać.
- Proszę zawołać oddziałową – poleciła Helena głosem nie cierpiącym sprzeciwu. Dziewczyna zawahała się. - Nazywam się Helena Littenstein–Kraft i chcę zobaczyć moją wnuczkę – wysyczała.
- Pani Kraft – nazwisko najwyraźniej zrobiło na położnej wrażenie – Oczywiście. Proszę tylko to nałożyć – Chwyciła jednorazowy fartuch i zarzuciła go na ramiona pobladłej Heleny.
- Mama? - Zięć powitał ją przed drzwiami pojedynczej salki, gdzie umieszczono Julię wraz z dzieckiem. - Jesteś niesamowita!
- Pokaż mi moją wnuczkę – Starała się przywołać na twarz uśmiech.  
- Julia chyba przysnęła. Jest strasznie zmęczona – Piotr zagrodził Helenie drogę – Były pewne komplikacje... - zaczął – Ale już wszystko w porządku – dodał szybko. Widząc, że jego słuchaczka blednie. - Po prostu nagle przestaliśmy słyszeć serduszko, jakby się zatrzymało... Na szczęście okazało się, że to chyba tylko wina sprzętu...
- Pokaż mi dziecko – jęknęła, czując, że nogi się pod nią uginają.
     Weszli do przestronnego pokoju z jednym łóżkiem i małym przeźroczystym łóżeczkiem obok niego. Julia spała, a w łóżeczku obok leżała spokojnie maleńka dziewczynka. Piotr wyjął ją ostrożnie i podał Helenie. Dziecko było wyjątkowo spokojne i wcale nie wyglądało na zmęczone niedawnym porodem. Helena w napięciu obserwowała twarz swojej pierwszej wnuczki. Nagle mała otworzyła szeroko oczy. Jedno było ciemnoniebieskie, a drugie znacznie ciemniejsze, prawie czarne.  
- Niesamowite, prawda? - Piotr wpatrywał się w córkę z zachwytem – Pediatra powiedział, że kolor oczu się zmieni, ale pewnie będzie miała jedno oko niebieskie, a drugie piwne, jak twoja matka.
     Helena podniosła na niego wzrok, ale nie odpowiedziała uśmiechem. Teraz była prawie pewna. Rosanna jakimś sposobem ominęła wszystkie zabezpieczenia. Jedno trzeba było przyznać, miała naprawdę wyjątkowe zdolności.
     Piotr przyglądał się teściowej z dziwnym wyrazem twarzy. Jeszcze nie wiedział, że jej serce przepełniał ból. Ból prawie tak silny, jak ten, który miała mu wkrótce zadać.

Rozdział 1

Warszawa, Lipiec 2014.
- Maja! Majka!!! - wysoka dziewczyna z jasną czupryną stała na szczycie schodów i machała zapamiętale rękami.
- Jezu, Aga, nie drzyj się tak. – Drobna szatynka, nazwana Mają, rozglądała się z zakłopotaniem – Co chciałaś?
- Zwolniło się jedno miejsce. Pojedziesz z nami? - blondynka była pełna entuzjazmu – Jedna laska złamała nogę, a druga, jest w ciąży. Wychodzi za jakiegoś nadzianego bankiera i ma w dupie grzebanie się w piachu. To co? Jedziesz?
- Rodzice mnie nie puszczą, nie ma szans – jęknęła. Nigdy nie pozwalali jej na samotne wyjazdy, nigdy takie z nocowaniem poza domem...
- Oszalałaś? Masz dwadzieścia jeden lat! Będziesz pytać o pozwolenie?
- No, wiesz, jak to jest – zaczęła z niepewną miną – Muszę poprosić o kasę...
- Marianno, zawiadamiam cię, że musisz mieć pieniądze jedynie na drobne wydatki, bo jest to wyjazd na stanowisko archeologiczne, gdzie będziesz ciężko pracować na chwałę i sławę naszej uczelni – Agnieszka wzniosła ręce w górę, jakby przemawiała do tłumów słuchaczy.  
- Nie używaj tego imienia publicznie! - Nienawidziła, kiedy tak ją nazywano, ale swojej przyjaciółce, chyba zresztą jedynej, jaką miała, mogła wybaczyć. - Czyli, że nie muszę za to płacić?
- No, czy ja niewyraźnie mówię? - Agnieszka nachyliła się i ściszyła głos – Wiesz, kto jedzie?
     Majka wstrzymała oddech. Czyżby...?
- Marek! - wypaliła Aga, nie mogąc się doczekać reakcji przyjaciółki. Nigdy nie była dobra w budowaniu napięcia.
     Majka zaczerwieniła się, aż po koniuszki uszu. Marek, student ostatniego roku archeologii, był jej absolutnym, bezwarunkowym i bezkonkurencyjnym obiektem pożądania. Wzdychała do niego od chwili, kiedy pierwszy raz go ujrzała, czyli mniej więcej od dwóch lat. Oczywiście nikt, poza Agą nie miał pojęcia, jakie targały nią emocje. Bo niby skąd miałby wiedzieć? Marek to była inna liga! Jego ojciec był kierownikiem instytutu badawczego zajmującego się wykopaliskami w Egipcie, Grecji i bóg jeden wie, gdzie jeszcze. Marek co roku wyjeżdżał na całe wakacje i wracał potem opalony na brąz, pełen wrażeń i... dzielił się nimi z co ładniejszymi koleżankami ze studiów. Miał już pierwsze osiągnięcia i wszystko wskazywało na to, że pójdzie w ślady ojca. Ten zresztą nie ukrywał, że na to liczy. Często w trakcie wykładów zwracał się bezpośrednio do syna, jak do asystenta, prosząc o podrzucenie jakiejś informacji. Sama była tego świadkiem, kiedy przez dwa tygodnie chodziła na wykłady w zastępstwie jednej z dziewczyn z archeologii...
- Hej, ziemia do Majki! Jesteś tu? - Agnieszka potrząsnęła jej ramieniem – Podobno rozstał się z tą blondyną z prawa - syknęła jej wprost do ucha.  
- Kto? Marek? - spytała nieprzytomnie.
- Nie! Święty Barnaba! A o kim ja mówię? – Aga wyglądała na zdruzgotaną – Odstaw leki, bo przestajesz kontaktować!
- Jakie znów leki? - przewróciła oczami – Zamyśliłam się. Słuchaj, ale ja studiuję geologię. Nie mam pojęcia o tych waszych wykopkach...
- Nie wykopkach, tylko wykopaliskach. Już pytałam, czy może być ktoś spoza i powiedzieli, że jak się nie znajdzie chętny od nas, to może być studentka z geologii z zacięciem do archeologii.
- I nikt nie chce? Nie wierzę!
- Nikt – wzruszyła ramionami Aga, robiąc minę niewiniątka – Jakoś zapomniałam im powiedzieć, że to bezpłatny wyjazd, a teraz zostały już tylko trzy dni i wszyscy się rozjechali...
     Majka pokręciła głową z niedowierzaniem, ale po chwili jej twarz rozjaśnił uśmiech. Przecież Agnieszka zrobiła to dla niej. Pojadę, choćbym miała uciec z domu, postanowiła.
- Jesteś kochana – objęła przyjaciółkę za szyję – Naprawdę!
- Wiem - Aga roześmiała się w odpowiedzi – Muszę lecieć. Wyślę ci na maila kartę zgłoszeniową i wszystkie informacje. Odeślij to wypełnione do Instytutu jeszcze dziś, bo muszą mieć twoje dane do biletu.  
----
- Mamo, proszę cię. Nie mogę przez całe życie siedzieć w domu. Wiem, że się martwisz i dlatego obiecuję ci, że będę uważać – Majka ze łzami w oczach wpatrywał się w twarz siedzącej naprzeciw niej jasnowłosej kobiety.  
- Wiesz, dlaczego nie chcę się zgodzić – spokojnie wypowiadane słowa były gorsze niż krzyk – O mało nie umarłaś. Czy jesteś w stanie zrozumieć, co wtedy czułam?
     Majka wbiła w matkę ponure spojrzenie. Już miała jej odpowiedzieć, ale ugryzła się w język. Nie chciała się kłócić, nie chciała sprawić jej bólu, ale tym razem nie zamierzała odpuścić. Co miała powiedzieć? Jakich użyć argumentów?
- Wiem, co mogłaś czuć – wyszeptała w końcu.
     Kobieta podniosła gwałtownie głowę. W jej oczach czaiło się zdziwienie.
- Czasem mam takie sny... – ciągnęła, nie podnosząc głowy – Widzę kobietę, która rozpacza z powodu straty dziecka. To nie to samo, ale ja i tak prawie mogę odczuć jej ból – Posłała matce nieśmiałe spojrzenie i umilkła, widząc, że ta jest zszokowana.
- Od kiedy masz te sny?
- Bo ja wiem? – wzruszyła ramionami – Chyba ze dwa lata... One nie są straszne, tylko smutne – dodała.
     Zapadło kłopotliwe milczenie.
- Mamo, jestem dorosła. Wolałabym, żebyś się zgodziła, ale nawet jeśli tego nie zrobisz... - zawiesiła głos. Sama nie wiedziała, skąd nagle znalazła w sobie siłę, by to powiedzieć.  
- Zastanowię się.
- Mamo, proszę, to tylko dziesięć dni! Przecież nie będziesz mnie pilnować do końca życia!
- Ja cię nie pilnuję, tylko próbuję chronić – odparła – Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś o tych snach?
- Nie wiem – zastanowiła się –  Myślisz, że powinnam? Martwiłabyś się, a mnie one nigdy nie przeszkadzały. - Tak naprawdę, nigdy nie czuła potrzeby opowiadania o swoich snach. Nigdy. Jakby podświadomie czuła, że one należą tylko do niej.
- Miewasz inne? - spytała ostrożnie matka – Inne sny?
- Pewnie. Jak każdy. Dziewczyny w kółko plotą o swoich snach, tylko...
- Tak?
- Moje są jakby bardziej kompletne i... - szukała odpowiednich słów – ...trochę jak filmy. Zwykle śni mi się to, o czym myślę przed snem. Chociaż, czasem pojawiają się osoby, których nie znam, więc nie mogłam o nich myśleć.  
- Osoby?
- Osoby, miejsca, których nie znam... - Kobiety, pomyślała, dwie, ale nigdy razem. Nie powiedziała tego jednak. - Ale to przecież normalne – dodała na głos, starając się, żeby zabrzmiało to obojętnie.  
     Gdzieś od strony korytarza dobiegło je trzaśnięcie drzwiami i odgłos kroków.
- Potem dokończymy. To pewnie tato.
- Muszę go spytać – Nie zbywaj mnie, mamo, pomyślała, marszcząc brwi.
- Porozmawiam z nim, a potem ty go spytasz, dobrze?
     Już wiedziała, że powstał maleńki wyłom. Może się zgodzi i przekona ojca? Poczuła, że rozpiera ją duma. Pierwszy raz udało jej się porozmawiać z mamą nie z pozycji dziecka, ale dorosłej córki. Wysyłam kartę, postanowiła, zanim poszła przywitać się z ojcem.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2606 słów i 14610 znaków.

4 komentarze

 
  • Sensi11

    Wprawdzie dopiero teraz zobaczyłam to opowiadanie, ale początek bardzo mo sie podoba, wiec zabieram się do dalszego czytania. :)

    9 mar 2016

  • chaaandelier

    Tytuł mnie skusił. I nie zawiodłam się. Czytało sie bardzo lekko i przyjemne. Zabieram sie za następną część. :)

    5 sty 2016

  • Roksana76

    Witajcie po dłuuuugiej przerwie. Co prawda cały czas piszę, ale tutaj długo mnie nie było. Następna część ukaże się w fantasy a nie w miłosnych, bo trudni mi się było zdecydować, ale ostatecznie tam bardziej będzie pasowało to opowiadanie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, choć jest inne od poprzednich. Pozdrawiam wszystkich i czekam na komentarze. Roksana ;)

    4 sty 2016

  • ANITA

    Czekałam na kolejne Twoje opowiadania i jak zwykle się nie zawiodłam:) czekam na kolejne części :) pozdrawiam.

    3 sty 2016