Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Sierpniowe Wakacje

Sierpniowe WakacjeSierpień miał w sobie coś szczególnego. Morze zawsze pachniało inaczej niż reszta świata, mieszaniną soli, wiatru i wolności. Joasia miała dłuższy urlop, wakacje dawały jej ten luksus jako nauczycielka, a ja… wzięłam kilka dni wolnego, żeby być tylko z nią. Czułam, że tego właśnie potrzebowałyśmy, wyrwania się z codzienności, z rutyny, z czterech ścian, które czasem stawały się za ciasne dla naszego uczucia.

Pociąg kołysał, a ja obserwowałam, jak Joasia patrzyła przez okno. Słońce bawiło się w jej włosach, nadając im złote refleksy, a ja nie mogłam oderwać od niej wzroku. Tak jakby każdy kilometr przybliżał mnie nie tylko do morza, ale i do niej samej.
– Już czuję zapach plaży – uśmiechnęła się nagle, jakby czytając w moich myślach.
– Ja czuję tylko ciebie – odpowiedziałam półżartem, ale z powagą w oczach, której nie dało się zignorować.
Jej dłoń odnalazła moją na siedzeniu. Ścisnęłam ją mocno, pewnie, jakby w tym uścisku zawierało się wszystko: obietnica, namiętność, spokój.
Kiedy dotarłyśmy, pierwsze, co poczułam, to zapach morskiej bryzy. Słychać było mewy. Asia biegła przede mną, śmiejąc się jak dziewczynka, a ja zapatrzona, poczułam, że znów zakochuję się w niej od nowa.

Zameldowałyśmy się w apartamencie w Kołobrzegu, jasnym, przestronnym, z balkonem wychodzącym na stronę morza. Okna były otwarte, a do środka wpadał zapach słonego powietrza, mieszał się z delikatnym szumem fal i krzykiem mew. Asia od razu podeszła do szyby, oparła się o ramę i wciągnęła głęboko powietrze, jakby chciała się nim nasycić na zapas.
– Mogłabym tu zostać na zawsze – powiedziała z uśmiechem, a ja patrzyłam na nią i wiedziałam, że nie chodzi o morze.
Po chwili byłyśmy już na plaży. Słońce łagodnie grzało, nie parzyło, tylko otulało skórę. Piasek był miękki, jasny, ciepły, jakby zapraszał, żeby zrzucić z siebie resztki codzienności i pozwolić sobie na beztroskę. Szłyśmy bosymi stopami, zostawiając za sobą dwa równoległe ślady, które morze powoli zmywało. Asia szła nieco przede mną, włosy rozwiewał wiatr. Co chwilę odwracała się i uśmiechała do mnie tym uśmiechem, od którego wszystko we mnie miękło. Usiadłyśmy na kocu, rozłożyłyśmy owoce i wodę, zwykły piknik, a jednak czułam, że to jedna z najpiękniejszych chwil, jakie mogłyśmy sobie podarować.
– Pamiętasz, jak sześć lat temu uciekałyśmy przed wszystkimi? – zapytała nagle, rzucając we mnie kawałkiem brzoskwini.
– Pamiętam. Byłaś wtedy najbardziej uparta i najbardziej piękna, jaką znałam. – złapałam owoc i odgryzłam kawałek, śmiejąc się.

Rozmowy przetaczały się między nami lekko, jak fale, raz poważne, raz zupełnie drobne, zwyczajne. Patrzyłyśmy na dzieci budujące zamki z piasku, na starsze pary spacerujące brzegiem, a potem na siebie dłużej, ciszej, jakbyśmy wiedziały, że w tych spojrzeniach jest coś, czego żadne słowa nie oddadzą.
Zanurzyłyśmy się w wodzie, krzycząc, śmiejąc się jak nastolatki, pryskając na siebie, aż nasze ciała drżały nie tylko z chłodu, ale i z radości. Czułam, że właśnie tego potrzebowałyśmy bycia razem, bez murów, bez barier, z otwartym morzem przed nami.  
Kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, wróciłyśmy do apartamentu opalone, zmęczone, rozśmiane. Asia położyła się na łóżku, jeszcze w ręczniku, z wilgotnymi włosami rozsypanymi na poduszce. Patrzyłam na nią i wiedziałam, że wieczór przyniesie coś więcej niż tylko odpoczynek.

Wieczorem Kołobrzeg pachniał smażoną rybą, solą i letnim powietrzem. Słońce już zatonęło, ale niebo wciąż miało w sobie ciepły blask, który odbijał się w witrynach restauracji. Przebrałyśmy się, jakbyśmy chciały zaczarować ten wieczór, trochę dla siebie, trochę dla przechodniów, choć tak naprawdę liczyło się tylko to, co zobaczymy w swoich oczach. Kiedy wyszłam z łazienki w czerwonej spódniczce w kratę, pod którą miałam tylko ciemne rajstopy z otwartym krokiem, białej bluzce i jasnej dżinsowej kurtce oraz czarnych, sznurowanych kozakach sięgających połowy łydki, Asia już czekała. Jej spojrzenie przesunęło się po mnie wolno, jakby chciała zapamiętać każdy detal.
– Wiesz, że w tej spódniczce wyglądasz jak grzeszna wersja uczennicy? – uniosła brew i uśmiechnęła się zawadiacko.
Zaśmiałam się, a potem spojrzałam na nią w jej dżinsowej mini, złotych z panterką sandałkach na szpilkach i błękitnym topie, który odrobinę odsłaniał brzuch. Skórzana kurtka dodawała jej drapieżności.
– A ty… wyglądasz jak dowód na to, że czterdziestka to tylko liczba – odpowiedziałam. – Seksowna, zmysłowa i… moja.
– Tylko twoja – wyszeptała, podchodząc bliżej. Jej dłoń musnęła moją talię, niby mimochodem. Poczułam dreszcz, który nie miał nic wspólnego z chłodniejszym powiewem od morza.

Kolacja w jednej z knajpek przy plaży była lekka, pełna śmiechu. Zamówiłyśmy rybę, wino i podgryzałyśmy nawzajem swoje zdania, jakby były najlepszymi przekąskami. Raz na jakiś czas Asia pod stołem dotykała mojej dłoni, przesuwała palcami po nadgarstku. Nie musiała nic mówić – znałam te jej drobne gry.
– Zauważyłaś, jak się na nas patrzą? – szepnęła w pewnym momencie, nachylając się tak, że poczułam zapach jej perfum.
– Zazdroszczą mi – odpowiedziałam bez wahania, po czym uniosłam kieliszek. – A ja mam zamiar nie oddać cię nikomu.
Po kolacji ruszyłyśmy w stronę mola, trzymając się za ręce. Z daleka widać było światła latarni, odbijające się w spokojnej wodzie. Szłyśmy powoli, jakbyśmy chciały przedłużyć każdy krok, każde dotknięcie. Asia splatała nasze palce mocno, a ja czułam, że ta dłoń w mojej dłoni to najpiękniejsze miejsce na świecie.
– Wiesz, że wyglądasz dziś tak, że mogłabym się w tobie zakochać od nowa? – powiedziała nagle.
– A ja… już to robię – odpowiedziałam, czując, jak moje słowa unoszą się nad nami, mieszając się z nocnym powietrzem i szumem fal.

Było już po dwudziestej pierwszej, gdy na końcu mola zauważyłyśmy migoczące światła i błyski reflektorów. Z oddali słychać było muzykę, rytmiczną, pulsującą jak serce lata. Z początku pomyślałyśmy, że to jakiś darmowy koncert, ale im bliżej podchodziłyśmy, tym bardziej stawało się jasne, że to klubowa impreza pod gołym niebem. Głośniki rozbrzmiewały basem, DJ co jakiś czas podgrzewał tłum mikrofonem, a ludzie tańczyli samotni, w parach, w grupach, nawet rodziny z dziećmi, które śmiały się i podskakiwały w rytm muzyki.
Spojrzałyśmy na siebie i bez słów wiedziałyśmy: to będzie nasz moment. Idealny pretekst, by rozpuścić włosy i dać się ponieść. Wtopiłyśmy się w tańczący tłum, a potem… reszta przestała istnieć. Czułam tylko rytm i jej bliskość. Raz poruszałyśmy się osobno, tuż obok siebie, pozwalając spojrzeniom i uśmiechom prowadzić grę. Innym razem nasze ciała spotykały się przodem, jej dłonie oplatały moją szyję, moje spoczywały na jej talii. Śmiałyśmy się, tańcząc coraz bliżej, jakby muzyka była tylko tłem dla naszych spojrzeń. Odwracałyśmy się też tyłem do siebie, zsynchronizowane, a jednak pełne drobnych podrażnień. Jej biodra muskające moje, jej dłoń przesuwająca się po moim ramieniu, moja odpowiedź w lekkim dotyku, niby przypadkowym. Tłum wokół nas falował, a ja miałam wrażenie, że w tym tańcu powoli oplatamy się sobą, jakbyśmy rysowały niewidzialny krąg, do którego nikt inny nie miał dostępu. To była zabawa, ale też coś więcej. Gra wstępna w rytmie basów i świateł, która rozpalała nasze zmysły. Czułam, jak atmosfera zagęszczała się między nami, jak śmiech mieszał się z pragnieniem. Widziałam w jej oczach błysk, ten sam, który od lat doprowadzał mnie do szaleństwa i wiedziałam, że ta noc nie skończy się na tańcu.
Jeszcze kilka chwil pozwalałyśmy ciałom tańczyć za nas. Asia przylgnęła do mnie, jej biodra zataczały kręgi w rytm muzyki, a ja w odpowiedzi oplatałam ją ramionami, jakbyśmy obie chciały zatrzymać czas. Światła reflektorów rysowały na jej twarzy blask i cień, sprawiając, że wyglądała jak bohaterka snu. Moje dłonie błądziły po jej plecach, jej palce zahaczały o moje włosy, a nasze spojrzenia rozpalały bardziej niż sam taniec. Byłyśmy jak dwie fale wciągnięte w ten sam prąd i nagle stało się jasne, że muzyka i tłum nie wystarczą, że nie możemy już czekać.

Wymknęłyśmy się z roztańczonego molo niemal bez słowa, prowadzone niewidzialną nicią napięcia. Przeszłyśmy przez nadmorską promenadę, a potem znalazłyśmy ustronny zakątek parku, skryty w półmroku drzew i odgłosów nocy. Powietrze było ciepłe, pachniało solą i lipą, a serca biły nam szybciej niż basy, które wciąż dochodziły z oddali. Tam zatrzymałyśmy się, jakby już nie było dokąd uciekać przed tym, co w nas płonęło. Jej usta odnalazły moje łapczywe, rozpalone, jakby od dawna wiedziały, że ta chwila przyjdzie. Oplotłyśmy się ramionami, nasze ciała szukały siebie w ciasnym uścisku, w pocałunkach, w oddechach gubionych wśród liści. Byłyśmy spragnione dotyku, bliskości, tego, by zatrzeć granicę między „ja” i „ty”. Nie czekałyśmy na apartament, bo pragnienie nie znało cierpliwości. Noc, park i nasze serca były wszystkim, czego potrzebowałyśmy, by zacząć dawać upust emocjom, które rosły w nas od pierwszego taktu muzyki.

Asia przyparła mnie plecami do chłodnego pnia drzewa. Czułam, jak jego szorstkość kontrastuje z miękkością jej ciała wtulonego we mnie. Nasze usta spotkały się w pocałunku, który już nie znał umiaru łapczywy, głodny, przerywany westchnieniami. Objęłam ją mocno, a moje ciało samo odnalazło odpowiedź. Uniosłam udo, oplatając nią delikatnie, jakby chciałam jeszcze bardziej wtopić się w jej bliskość. Jej dłoń od razu spoczęła na moim udzie, zatrzymując ten gest, przyciągając mnie do siebie jeszcze silniej. Napięcie narastało jak fala, której nic nie mogło zatrzymać. Każdy ruch, każdy dotyk dodawał żaru. Czułam, jak jej oddech miesza się z moim, jak nasze serca biły w jednym rytmie szybciej, mocniej, tak, że świat wokół zdawał się znikać. Jej usta zaczęły wędrować w dół mojej szyi najpierw nieśmiało, potem coraz śmielej, zmysłowo, z czułością, która paliła mocniej niż ogień. W pewnej chwili poczułam, jak delikatnie podciągała moją bluzkę, a chłodne powietrze dotknęło nagiej skóry. Piersi, uwolnione spod materiału, uniosły się w rytmie coraz głębszych oddechów. Asia musnęła je ustami z taką elegancką zachłannością, że aż wstrzymałam oddech. Jej język pieścił mnie powoli, uważnie, jakby chciała zapamiętać każdy milimetr skóry, każdą reakcję. W głowie kotłowały się myśli.  Co jeśli ktoś przechodzi? Co jeśli nas zobaczą? Zaraz potem przyszła inna: niech zobaczą. Niech zobaczą i zazdroszczą. Zazdroszczą tego, że można kochać tak namiętnie, tak prawdziwie, tak bez reszty.

Zamknęłam oczy, oddając się całkowicie tym pieszczotom. Wszystko inne przestało istnieć. Liczyła się tylko ona, jej dłonie, jej usta, jej oddech i to, jak potrafiła rozpalić mnie do granic.
Nasze usta spotkały się ponownie, łapczywie, zachłannie, a zarazem z tą miękkością, która sprawiała, że każda chwila smakowała jak obietnica. Jej język igrał z moim, splatał się i cofał, by znów wrócić. Czułam, jak drżałam w tym pocałunku, jak gubiłam oddech. Wtedy jej dłoń powędrowała niżej pewna, spragniona. Wsunęła się pod brzeg spódniczki, musnęła materiał rajstop, by zaraz potem odszukać miejsce, które drżało już od samego jej spojrzenia. Czułam dotyk na dziurze w kroku odsłaniający kobiecość, tak bliski, że przeszył mnie dreszczem od karku po same palce stóp. Jęknęłam cicho, wplatając palce w jej włosy, jakby to był jedyny sposób, by utrzymać równowagę. Świat wokół przestał istnieć, został tylko rytm naszych oddechów, bicie serca i to, jak umiała mnie odnaleźć tam, gdzie pragnienie było już granicą bólu i rozkoszy. Jej dłoń zaczęła zataczać powolne, koliste kręgi najpierw ostrożnie, niemal drażniąc, jakby badała granice mojej cierpliwości. Każdy ruch rozchodził się we mnie falą gorąca, coraz bardziej nieznośną i upragnioną jednocześnie. Czułam, jak moje biodra same odpowiadały na ten rytm, jak wplątywałam w nią całą sobą od oddechu, przez drżenie ud, po spojrzenie, którym błagałam o jeszcze. Zatrzymała usta na moich, a jej palce nagle odnalazły drogę głębiej. Powietrze wyrwało mi się z piersi w urwanym westchnieniu krótkim, nieposłusznym. Oplotłam ją mocniej, jakbym tylko w niej znajdowała oparcie, a zarazem jakbym bała się, że odsunie się choć na chwilę.
Ruchy jej dłoni stały się zdecydowane, śmielsze, ale wciąż pełne tej zmysłowej uważności, która doprowadzała mnie do szaleństwa. Nie mogłam już ukrywać, jak moje ciało odpowiadało, kołysało się w rytm jej pieszczot, coraz szybciej, coraz bardziej bezwstydnie z naturalną, bezwiedną harmonią, jakbyśmy obie tańczyły w takt melodii, którą znały tylko nasze serca. Świat rozmazał się wokół, a jedyną rzeczywistością była ona, jej dotyk, jej zapach, jej oddech na mojej szyi. Kulminacja przyszła nieuchronnie, jak fala, której nie da się zatrzymać. Joasia poruszała dłonią coraz szybciej, a moje ciało poddawało się jej rytmowi, szukając z nią jedności w każdym drgnieniu. Nasze czoła stykały się, oddechy plątały, a usta znajdowały się w pocałunkach, by zaraz rozdzielić się w niemym uniesieniu, by spojrzeć sobie w oczy. Moje usta rozwierały się w niemych westchnieniach, z których wydobywały się ciche krótkie, urwane jęki pomimo prób tłumienia, czasem zagryzałam wargę, by nie oddać się głośnemu krzykowi rozkoszy, aż wreszcie błoga fala ogarnęła mnie całą, przechodząc przez każdy nerw, każdy mięsień, aż po czubki palców. Skurcz, przeciągłe drżenie, ekstaza seria rozkosznych wstrząsów, w których zatraciłam oddech, a świat zniknął, zostawiając tylko nas, splecione w nocnym półmroku. Kulminacja w tym ukrytym zakątku przyszła jak burza nad spokojnym morzem nagle i nieodwołalnie.  Napięcie rosło, rozlewało się falami, aż wreszcie objęło całe moje ciało. Najpierw pojedynczy skurcz, potem następny, a za nimi cała seria drżeń, które niczym błyskawice rozświetlały mój świat od środka. Ekstaza przyszła przeciągle i słodko, pozbawiając mnie tchu jakby nagle zniknęła ziemia pod nogami, a ja zawisłam w błogim bezczasie, trzymając się jedynie ramion Joasi. Każdy wstrząs niósł ze sobą ciepło, które rozchodziło się wzdłuż kręgosłupa i aż po koniuszki palców, zostawiając mnie rozedrganą, ale szczęśliwie bezpieczną w jej objęciach.

Jeszcze drżałam w ramionach Asi, gdy jej czułe pocałunki koiły mnie niczym delikatne fale, które po sztormie wracają do spokojnego brzegu. Oddychałyśmy w tym samym rytmie, szeptałyśmy urywki słów, które bardziej przypominały westchnienia niż zdania, a jednak niosły w sobie wszystko, co trzeba czułość, wdzięczność, bliskość.

Po chwili poczułam w sobie narastającą potrzebę odwzajemnienia, oddania jej tej samej rozkoszy, którą przed chwilą ofiarowała mi. Płynnie, niemal instynktownie, obróciłam ją tak, że plecami oparła się o chropowatą korę drzewa. Jej spojrzenie zatrzymało się na mnie z lekkim zaskoczeniem, a zaraz potem z roziskrzoną zgodą.
Podciągnęłam delikatnie materiał jej spódniczki, pozwalając, by miękko uniosła się ku górze, odsłaniając kształtne pośladki otulone cienką koronką. Moje dłonie z namysłem, powoli, muskały jej krągłości. Najpierw zaledwie głaskały skórę opuszkami, potem odważniej zataczały leniwe kręgi, jakby badały jej linię od nowa. Pochyliłam się ku niej, by objąć wargami jej szyję, obsypać ją pocałunkami od delikatnych, prawie niewinnych, po bardziej zachłanne, które zostawiały po sobie ciepły ślad. Asia westchnęła, a jej ciało lekko się napięło, jakby zapraszało mnie dalej.
Kiedy obróciłam ją ku drzewu i uniosłam materiał jej spódniczki, poczułam dreszcz ekscytacji, jakby właśnie spełniała się moja od dawna skrywana fantazja. Jej pośladki, odsłonięte i tak bliskie, kusiły mnie miękkością, a zarazem obietnicą czegoś więcej. Moje dłonie pogładziły je powoli, czułym, ale pewnym gestem, a usta odnalazły jej szyję, by zostawić na niej pocałunki pełne namiętnego głodu. Nie mogłam już dłużej czekać. Z drżeniem, a zarazem stanowczością odsunęłam materiał jej stringów. To był moment tak intymny, że aż poczułam zawrót głowy,  jakbym uchylała drzwi do jej najskrytszego ogrodu. Kiedy wsunęłam palce w rozpalone wnętrze Ali, poczułam, jak cała zadrżała. Jej syk, ten krótki, urywany oddech, był dla mnie nagrodą i obietnicą zarazem. Czułam, że odpowiadała na każdy mój ruch, że jej biodra same odnajdywały rytm moich palców, a ja pragnęłam jedynie, by traciła oddech dla mnie, by drżała w moich ramionach i oddawała się tej chwili bez reszty. Jej ciepło, wilgoć i pulsująca rozkosz wypełniały moje palce, a ja miałam wrażenie, że jesteśmy splecione w jedną, drgającą melodię ciał. Objęłam ją mocniej, czując, jak jej ciało poddawało się penetracji  moim pragnieniom. Usta znalazły drogę do jej szyi, pieściły każdy fragment skóry między włosami a obojczykiem, a ja co chwilę przerywałam pocałunki szeptem, który płynął z najgłębszej tęsknoty:
– Pragnę cię… jesteś cudowna, skarbie…
Słowa stapiały się z jej przyspieszonym oddechem, z cichymi jękami, które rozsadzały ciszę parku niczym drobne iskry. Moje palce, wsunięte w nią głęboko, poruszały się w rytmie, który nadawało jej ciało falującym, rozpalonym, wijącym się w moich ramionach. Każdy jej ruch biodrami, każde westchnienie było dla mnie jak muzyka, której nie chciałam nigdy przestać słuchać. Czułam, jak powoli zatracała się w tym, jak coraz mocniej napinała mięśnie, jak przyspieszała, jak całe jej ciało poddawało się narastającej ekstazie. Przywarłam do jej ucha, muskając płatek językiem, szepcząc drżącym głosem:
– Daj mi wszystko… oddaj się…
Moje palce nabrały intensywności, sunąc szybciej, głębiej, w pełnym oddaniu, aż jej biodra zaczęły drżeć w rytmie nie do zatrzymania. Asia jęknęła głośniej, zaparła się o drzewo, a ja poczułam, jak jej wnętrze pulsowało i zaciskało się na mnie spazmatycznie. Była jak fala, która ogarnia i porywa i wiedziałam, że nic jej teraz nie zatrzyma.
Obróciła głowę gwałtownie, szukając moich ust, i znalazła je w pocałunku, w którym mieszał się smak jej ekstazy z moją tęsknotą. Jej oddech rwał się między słowami, a mimo to wyszeptała, niemal rozkazując:
– Kocham cię taką…
Poczułam, jak kolana uginają się pode mną od siły tego wyznania. Odpowiedziałam pocałunkiem, a potem, z roziskrzonym spojrzeniem, pozwoliłam sobie na figlarny szept:
– Taką? A jaką jeszcze chciałabyś mnie mieć, hmm?
Jej oczy pobłyszczały, a ja wiedziałam, że ta gra, spleciona ze szczerością i namiętnością, dopiero się zaczynała.

Poprawiłyśmy spódniczki i topy, niby odzyskując pozory, ale wystarczyło spojrzeć na nasze dłonie splecione mocno, jakbyśmy bały się choć na chwilę puścić. Wracałyśmy do apartamentu w milczeniu, niosąc w sobie drżące echo tego, co wydarzyło się pod drzewami. Czułam, jak w nas obydwu wciąż buzowało pragnienie, niedokończone, głodne, łakome dalszego ciągu.
Ledwie drzwi za nami się zatrzasnęły, Asia odwróciła mnie ku sobie, i nasze usta zderzyły się w zachłannym pocałunku. Plecy znalazły się przy ścianie, a jej ciało naparło na moje, jakby chciała we mnie wniknąć całym ciężarem i oddechem. Pocałunki były szybkie, niespokojne, urywane raz jej wargi na moich, raz moje na jej szyi, raz wplątane w kąciki ust, jakbyśmy nie mogły zdecydować, co smakuje bardziej. Potem, w grze sił i oddania, to ja obróciłam ją w stronę ściany. Zaskoczone westchnienie Asi rozbrzmiało w moich ustach, gdy na moment straciła równowagę i zaraz odnalazła ją znów w moich ramionach, w pocałunku, w którym nie było już granicy między nami i tak przesuwałyśmy się w głąb apartamentu raz ona przyciskała mnie do chłodnej powierzchni, raz ja ją, a nasze pocałunki nie gasły ani na ułamek sekundy. Dłonie stały się tak namiętne jak usta, błądziły po szyi, po talii, wsuwały się we włosy, rozplatając loki i przyciągając nas do siebie jeszcze mocniej. Materiał bluzek, kurtek ustępował zgrabnym, choć pospiesznym ruchom, jakby ubrania były tylko niepotrzebną przeszkodą w drodze do nagiej bliskości. Wkrótce obie zostałyśmy już tylko w spódniczkach i butach. Asia w złoto-panterkowych sandałkach na wysokiej szpilce, ja w czarnych, sznurowanych kozakach sięgających połowy łydki i w cienkich rajstopach. Nasze odbicia w lustrze przy wejściu wyglądały jak dwie bohaterki uwikłane w taniec namiętności. Splątane włosy, rozchylone usta, spojrzenia tak rozpalone, że aż trudno było uwierzyć, iż to wszystko dzieje się naprawdę.
Między kolejnymi pocałunkami przemykały szeptem słowa, które miały w sobie ciężar i lekkość zarazem wyznania miłości, drżące wyznania pragnienia. „Tak bardzo cię pragnę” – szeptała raz ona, raz ja, a każde z tych zdań stapiało się z namiętnością, którą mówiły nasze ciała. Był moment, gdy czas jakby się zatrzymał. To wtedy, gdy znalazłam się przyparta do ściany, a moje uda otulone były jej bliskością. Wsunęłam swoje udo między nogi Asi,  poczułam, jak jej ciało natychmiast odpowiedziało, jak zaczęła ocierać się o mnie, jak oddech wyrwał się z niej gwałtowniejszy, przerywany westchnieniami. Każdy jej ruch napędzał mnie, a ja ją. Nakręcałyśmy się wzajemnie, jakbyśmy istniały tylko w tym jednym rytmie.
Potem znowu wir obrotów dwa, trzy kroki, które przenosiły nas głębiej w apartament. Raz ona mnie, raz ja ją, a nasze usta nie znały już umiaru. Raz wgryzały się zachłannie w siebie nawzajem, raz błądziły po szyi, po obojczykach, po kształcie piersi wyczuwanym pod cienkim materiałem. Dłonie wtórowały pocałunkom niespokojne, łapczywe, pragnące dotknąć każdej cząstki, jakby chciały zapamiętać kształt skóry na zawsze.
Świat się wycofał. Byłyśmy tylko my nasze oddechy, nasze pocałunki, nasze szeptane „kocham cię” w przerwach, które same w sobie stawały się muzyką tej chwili. Każdy gest, każde drżenie dłoni i ust mówiło to samo: że istniejemy tylko dla siebie, w tej pasji, która była równie mocna jak miłość. Prowadziłyśmy się spojrzeniami i oddechem, aż wreszcie Asia ustąpiła mojemu pchnięciu. Z gracją ułożyła się na lśniącym drewnianym stole, jakby czekała właśnie tam dla mnie, tylko dla mnie. Pochyliłam się nad nią, nasze usta natychmiast złączyły się w pocałunku, dzikim i łapczywym, a jednak pełnym czułości. Nie chciałam jej wypuścić ani na chwilę. Obejmowałyśmy się nawzajem. Jej ramiona oplatały mnie z siłą, której nie spodziewałam się w tak kruchej chwili, a moje dłonie szalały po jej ciele, gubiąc się w krzywiznach, które znałam już niemal na pamięć, a mimo to odkrywałam je na nowo. Poczułam, jak jej nogi oplatają mnie, zamykając w kręgu, z którego nie było wyjścia, ani ja nie chciałam się wydostać, ani ona pozwolić mi odejść. Moje palce wplątały się w jej włosy, delikatnie przyciągając ją ku sobie. Z pozycji leżącej podniosłam ją, prowadząc do siedzącej, tak, by nasze usta mogły spotkać się jeszcze raz, jeszcze mocniej, jakby bez końca. Całowałam ją łapczywie, zachłannie, a jednak z czułością, która mówiła więcej niż wszystkie słowa. Z ust zsuwałam się na szyję, zostawiając na niej ścieżkę pocałunków, które paliły niczym iskry. Wracałam co chwila do jej ust, jakby były źródłem, bez którego nie mogłam oddychać. Potem znów szyja, obojczyki, aż wreszcie jej piersi kuszące, poddane moim pocałunkom, ale tylko na moment, bo z każdym westchnieniem Asi pragnęłam wracać z powrotem do jej ust, do źródła naszego wspólnego oddechu. Byłyśmy jak żywioły splecione ze sobą namiętność i czułość, pragnienie i miłość, każde z nich pulsowało w naszych ruchach i pocałunkach, w objęciach, które mówiły jedno: teraz już nic nas nie zatrzyma. Czułam, jak temperatura rosła między nami z każdą sekundą. Nasze oddechy przyspieszały, mieszały się w półszeptach i westchnieniach, a moje usta wędrowały coraz niżej, odnajdując drogę do jej piersi. Pieściłam je najpierw delikatnie, potem z większą pasją, obejmując wargami ich napięte czubki, muskając językiem brodawki i sutki naprzemiennie, jakby chciałam zapamiętać ich smak i drżenie na zawsze. Patrzyłam na nią w tych chwilach na jej twarz rozświetloną uniesieniem, na oczy przymknięte z rozkoszy. Widziałam, jak oddycha coraz szybciej, jak jej ciało reaguje na każdy mój ruch, a jej dłonie wplątują się w moje włosy, przyciągając mnie mocniej, zatrzymując przy sobie. Była w tym zachłanność i czułość zarazem, tak, jakby chciała, bym nigdy nie przestawała. Trwało to długo, aż wreszcie pozwoliłam sobie wrócić wyżej, do jej ust. Nasze pocałunki były gorące, łapczywe, a jednak pełne miłości, jakbyśmy dzieliły jedno serce i jedno tętno. Przytuliłam ją mocno do siebie, oplatając ramionami, a ona odwzajemniała gest tak, że trudno było już rozpoznać, gdzie kończę się ja, a zaczyna ona.

Nasze usta błądziły, ale też ramiona i szyje znalazły się pod deszczem pocałunków. Całowałyśmy się wszędzie, obejmując w tym ognistym splocie, jakbyśmy chciały stopić się w jedno. Żar w nas płonął coraz mocniej, niosąc obietnicę spełnienia, lecz wciąż pozwalałyśmy mu trwać, napawać się jego ciepłem, podsycać go powoli, cierpliwie, jakbyśmy bały się, że zgaśnie zbyt prędko. Odsunęłyśmy się na moment, jakby po to, by uchwycić w spojrzeniu to, czego same w sobie nie mogłyśmy wypowiedzieć słowami. Patrzyłyśmy sobie w oczy z uśmiechem, a jednak i z tym niegasnącym ogniem, który w nas płonął. Widziałam, jak Asia wyciągała do mnie dłonie i obejmowała moje piersi. Pieściła je miękkimi ruchami, czasem mocniej, czasem tylko muskała, jakby chciała upewnić się, że naprawdę należę do niej. Zadrżałam pod jej dotykiem, a po chwili, nie powstrzymując się już, oparłam na niej całe swoje ciało. Powoli, z ogniem pocałunków i ciężarem oddechu, położyłam ją ponownie na gładkim, chłodnym drewnie stołu. Trzymałam jej twarz w dłoniach, całując zachłannie, tak że drżała w moich ramionach.
Moje usta błądziły niżej, znaczyły jej szyję, potem zatrzymywały się przy piersiach. Musnęłam językiem ich napięte czubki, zostając tam dłużej, by napięcie w nas urosło jeszcze mocniej. Jej ciało odpowiadało każdym westchnieniem, a ja czułam, jak cała oddaje się moim pocałunkom.
Z gracją pozwoliłam językowi sunąć dalej, coraz niżej, przez linię jej brzucha, muskając pępek, a przy tym ani na chwilę nie tracąc kontaktu wzrokowego. Spoglądałyśmy na siebie nieprzerwanie, jakby te spojrzenia były drugą warstwą pieszczoty, tak samo ważną jak dotyk. W jej oczach widziałam błysk mieszaninę czułości, oczekiwania i rozkosznego drżenia, które z każdym moim ruchem stawało się silniejsze.
Z namaszczeniem przejechałam ustami i dłonią po materiale jej cieniutkich stringów, czując, jak rozgrzane ciało Asi odpowiada na każdy mój gest. Jej biodra uniosły się lekko, a spojrzenie, które posłała mi z góry, przebiło mnie na wskroś – pełne oczekiwania, pełne miłości. Uśmiechnęłam się, pozwalając jej opaść z powrotem na stół, a potem powoli uniosłam jej nogi, delikatnie rozchylając i zsuwając z niej ten niepotrzebny już materiał. Spódniczka dołączyła do bielizny, a jej nagie piękno rozkwitło przede mną bez żadnych przesłon.
Zanim jednak oddałam się całkowicie pokusie, schyliłam się, by ucałować jej skrzyżowane stopy, muskając pocałunkami także błyszczące złoto-panterkowe szpilki, jakby chciałam uhonorować tę chwilę i jej kobiecość. Potem, unosząc się ponownie, zachłannie pochwyciłam jej usta, wlewając w ten pocałunek całą narastającą we mnie żarliwość. Po chwili zeszłam znów niżej, znacząc pocałunkami drogę przez jej brzuch aż po sam skarb, który czekał na mnie w całej swojej rozświetlonej, wilgotnej krasie. Zatrzymałam się tam, całując z oddaniem, jakby każdy ruch języka był wyznaniem miłości. Asia westchnęła głęboko, jej ciało uniosło się, a dłonie odnalazły moje. Splotłyśmy palce mocno, jakbyśmy obie potrzebowały tego zakotwiczenia. Ona, by dać się ponieść rozkoszy, ja, by czuć jej bliskość nawet wtedy, gdy całym sobą skupiałam się na tym, by podarować jej ekstazę. Jej drżenie, jej oddechy, jej ciche jęki były dla mnie najpiękniejszą muzyką, a ja pieściłam ją ustami z oddaniem, coraz głębiej, coraz bardziej, aż jej ciało zaczęło odpowiadać falą słodkiego napięcia. Mój język wirował na jej kobiecości, w jej wnętrzu z czułością i namiętnością, delektując się jej smakiem niczym boską ambrozją. Palce Asi splecione z moimi raz po raz mocniej się zaciskały, jakby chciała utrzymać mnie jeszcze bliżej siebie, jakby to splecenie dłoni było mostem między jej drżeniem a moim oddaniem. Z jej rozwartych ust wydobywały się oddechy coraz krótsze, głębsze, ubarwione cichymi jękami, które sprawiały, że czułam się częścią jej rozkoszy. Prowadziłam nasze splecione dłonie ku jej piersiom, obejmując je razem, jakbyśmy obie w tym geście dzieliły i radość, i pragnienie.
Czas płynął, a ja chłonęłam każdy dreszcz, każde napięcie przechodzące przez jej ciało. Kiedy wreszcie uniosłam się, przerywając pieszczotę, to tylko po to, by zawisnąć nad nią w zachłannym pocałunku. Asia uniosła się ku mnie, spragniona moich ust, a jej spojrzenie błagało, bym jej nie opuszczała. Nie mogłam pozwolić, by ten ogień w niej przygasł. Zamiast ust i języka ofiarowałam jej teraz coś innego. Delikatnie wsunęłam wewnątrz niej dwa palce, czując od razu gorące, wilgotne przyjęcie jej ciała. Asia w odpowiedzi wbiła wzrok w moje oczy i lekko przygryzła moją dolną wargę, tak jakby chciała zetrzeć granicę między bólem a rozkoszą, między nami dwiema. Jej ciało drżało w moich ramionach, a ja czułam, że stajemy się jednym rytmem. Oddechy Asi, moje ruchy, nasze splecione dłonie i pocałunki, które co chwila powracały jak zaklęcia. Asia otulała mnie ramionami, jakby pragnęła zatrzymać mnie przy sobie na zawsze. Jej dłoń raz wsuwała się w moje włosy, raz obejmowała szyję, druga zaś delikatnie mnie podpierała, jakby chciała dać mi siebie całą i jednocześnie znaleźć w mojej obecności oparcie. Moje palce poruszały się w niej najpierw powoli, badawczo, jakby chciały nauczyć się rytmu jej oddechów i falowania bioder. Potem przyspieszały, to znów zwalniały, aż w końcu odnalazły jeden, coraz mocniejszy, jednostajny takt. Jej ciało odpowiadało oddechem, coraz szybszym, coraz płytszym, a biodra kołysały się jak w tańcu, który prowadziłam ja, lecz w istocie tworzyłyśmy go wspólnie. Całowałam jej usta, szyję, piersi, a kiedy rytm przybrał na sile, oparłam czoło o jej czoło, by patrzeć w jej oczy i czuć każdą drżącą nutę jej rozkoszy. Jej wargi rozwierały się, wydając z siebie jęki coraz bardziej namiętne, coraz bardziej intensywne. Sama również otwierałam usta, pijąc jej oddechy, czując jak nasze podniecenie stapia się w jedną, błogą falę. Wiedziałam, że jest blisko. Przyspieszyłam, pozwalając, by dreszcz narastał w jej wnętrz, aż nagle jej ciało zadrżało w przeciągłym jęku, uda zacisnęły się na mojej ręce, a jej wnętrze objęło moje palce gwałtownie, jakby pragnęło zatrzymać je w sobie. Rozkosz przetoczyła się przez nią falą, której byłam świadkiem i uczestniczką.

Pocałowałam ją wtedy kojąco i czule, pozwalając, by napięcie odpłynęło z niej powoli, jak morze cofające się po sztormie. Jej ciało drżało jeszcze delikatnie, a ja tuliłam ją mocno, wdzięczna, że mogłam być tą, która dała jej tę chwilę.
Między pocałunkami szeptałam do niej drżącym głosem:
– Kocham cię… jesteś taka piękna, kiedy się oddajesz…
Joasia odpowiadała natychmiast, z uśmiechem, który miał w sobie zarówno czułość, jak i ogień:
– A ja kocham ciebie.
Nasze usta znów spotykały się w krótkich, łapczywych pocałunkach, które raz były delikatne, raz pełne zachłannej tęsknoty. Patrzyłyśmy sobie w oczy, jakby każda chciała upewnić się, że ta druga wciąż tam jest, że płonie tak samo.
W pewnym momencie Asia uniosła się i z gracją zsunęła ze mnie spódniczkę. Zostałam przed nią jedynie w kozakach na szpilkach, sznurowanych wysoko na łydkach, i w cienkich rajstopach z subtelnym wycięciem, wybranych na takie właśnie chwile, które miały być jednocześnie grą i wyznaniem. Czułam, jak jej spojrzenie obejmowało mnie całą, a każdy centymetr mojej skóry drżał pod tym spojrzeniem bardziej niż pod dotykiem. Wymieniałyśmy uśmiechy, pocałunki, westchnienia, aż w końcu wspięłam się na stół i przysiadłam nad jej twarzą, odwrócona tyłem, tak że mogłam czuć jej obecność całą sobą. Asia położyła się pod moim ciężarem z lekkością, jakby czekała na ten moment od zawsze. Wiedziałam, że chce mi się odwdzięczyć… lecz nie była to powinność, a pragnienie, czysta potrzeba serca i ciała, bo jej miłość do mnie miała smak oddania i namiętności jednocześnie. Kiedy jej dłonie objęły moje uda, a usta zaczęły pieścić moje najbardziej wrażliwe miejsce przez cienką barierę rajstop, poczułam, że oddawałam się jej bez reszty, w pełnym zaufaniu, w pełnym pragnieniu. Język Asi sunął najpierw powoli, jakby rysował po mnie aksamitne ścieżki, a potem zataczał wiry pełne pasji, smakując mnie z oddaniem. Jej usta i ruchy były jak modlitwa, szczere, skupione, bez reszty poświęcone mojej rozkoszy. Czułam, jak każde jej muśnięcie rozpalała mnie mocniej, jakby ogień w moim wnętrzu wzrastał z każdą sekundą. Pochyliłam się nad jej udami, pragnąc odwzajemnić choć odrobinę tej czułości. Składałam pocałunki na jej delikatnej skórze, na łukach bioder i wrażliwych miejscach, czując jak drżała pod moim dotykiem, ale to, co czyniła jej usta i język, było jak fala, która unosiła mnie coraz wyżej, aż traciłam dech. Moje ciało falowało w rytmie jej pieszczoty, oddech rwał się coraz krótszy, bardziej urywany. Dłonie zaciskałam na jej udach, jakby szukały oparcia przed tą błogą siłą, która narastała we mnie nieubłaganie. Z moich ust wyrywały się ciche, melodyjne jęki. Drżące, coraz mniej kontrolowane, przypominające muzykę, którą potrafi stworzyć tylko rozkosz. Byłam w niej cała, w jej oddaniu, w jej pasji, w tym, że chciała sprawić, bym rozpłynęła się w ekstazie.
Fala kulminacyjnego spełnienia wciąż pulsowała w moim ciele, aż w końcu opadłam głową na udach Asi, czując ciepło jej skóry i przyjemny ciężar jej bliskości. Oddech powoli się unormował, a powietrze wokół nas pachniało tym, co tylko mogło powstać, gdy dwie kobiety spotykają się w absolutnej intymności. Po chwili odwróciłam się, kładąc nogę na jej udzie, i uśmiechnęłyśmy się do siebie uśmiechy, które mówiły wszystko bez słów.


– Wiesz… – szepnęłam, głosem jeszcze miękkim od niedawnej rozkoszy – chyba mogłabym spędzić tak cały dzień… leżeć tu i patrzeć na ciebie.
Asia uśmiechnęła się figlarnie, ocierając czoło o moje policzki.
– Ach, naprawdę? – mruknęła. – A ja mogłabym nie ruszać się wcale, tylko słuchać twoich westchnień i udawać, że mam cierpliwość, żeby to wytrzymać.
Obie wybuchłyśmy cichym, czułym śmiechem, który mieszał się z napięciem naszych ciał. Przeciągnęłam palcami po jej plecach, pozwalając moim dłoniom tańczyć po jej skórze niczym delikatny wietrzyk.
– Kocham cię… – wyszeptałam, zerkając z lekkim przymrużeniem oka. – Nawet gdy jesteś najbardziej figlarną diablicą pod słońcem.
– A ja kocham ciebie… – odpowiedziała Asia, uśmiechając się figlarnie – nawet gdy jesteś wulkanem, który w każdej chwili może wybuchnąć.
Nasze pocałunki powoli mieszały się z dotykami, miękkie, a jednocześnie pełne ognia. Leżałyśmy razem, splecione w sposób naturalny, jakby nasze ciała znały każdy rytm drugiego. Wokół nas świat zdawał się zatrzymać. Liczył się tylko oddech, dotyk, uśmiech i lekki, figlarny śmiech, który uciekał z naszych ust.
– Wiesz… mogłabym się przyzwyczaić – mruknęłam, przysuwając się bliżej. – Do takich chwil… i do ciebie.
Asia uniosła brew w figlarnym geście.
– Uważaj, bo jak się przyzwyczaisz… – powiedziała – mogę cię łatwo odzwyczaić… albo przyzwyczaić jeszcze mocniej.
Znowu wybuchłyśmy cichym śmiechem, a potem zatopiłam się w jej czułych pocałunkach. Pozwoliłam, by nasze ciała i serca mówiły za słowa w tej długiej, spokojnej, namiętnej chwili, pełnej bliskości, śmiechu i subtelnego, figlarnego ciepła.


Wieczór powoli chylił się ku końcowi. Po wspólnym prysznicu, pachnącym ciepłą wodą i zapachem jej skóry, wróciłyśmy do sypialni, gdzie każdy gest był pełen czułości. Leżałyśmy nagie, splecione w miękkim świetle lampki, wymieniając się pocałunkami i lekkimi pieszczotami, aż sen powoli nas ogarnął. Znalazłyśmy ukojenie w objęciach, ja za Asią, ona przy mnie układając się na łyżeczkę, w bezpiecznej bliskości, która mówiła wszystko bez słów.

Kolejne dni przynosiły słońce, czasem przerywane wiatrem lub gorącymi promieniami, które ocieplały nasze wspólne chwile. Spacerowałyśmy ramię w ramię, rozmawiając o wszystkim i niczym, wylegiwałyśmy się na plaży, dając się unosić lekkiej bryzie i ciepłu piasku. W naszych spojrzeniach i dotykach kryła się nieustanna czułość, drobne gesty, które były świadectwem miłości, którą nosiłyśmy w sobie nawzajem. Myśli moje nieustannie krążyły wokół Asi, mojej nauczycielki sprzed lat, a teraz ukochanej, osoby, z którą pragnęłam dzielić każdą chwilę. Każdy uśmiech, każda delikatna pieszczota potwierdzały, jak szczęśliwa byłam, mając ją przy sobie. Nie było potrzeby słów,  nasza bliskość, śmiech i czułe dotknięcia mówiły więcej niż jakiekolwiek wyznania. Wieczory spędzałyśmy tak, jak pierwszy w objęciach, w subtelnych pocałunkach, w czułości i intymności, która była zarówno delikatna, jak i pełna namiętności. Świat przed nami wydawał się otwarty, a my cieszyłyśmy się każdą chwilą, każdym gestem, każdym uśmiechem. To były dni pełne słońca, wiatru, śmiechu i miłości, które pozostawiały w sercach ciepło i poczucie absolutnej bliskości.

Ostatni wieczór przybywał niepostrzeżenie, ale niósł w sobie spokój i ciepło, które gromadziłyśmy przez cały tydzień. Siedziałyśmy razem na tarasie, wpatrując się w zachód słońca, którego złote promienie igrały na naszych twarzach. Asia uśmiechała się do mnie, a ja czułam, jak serce wypełnia miłość tak głęboka, że słowa stają się zbędne. Wystarczył dotyk dłoni, splecenie palców, lekki uścisk,  wszystko to mówiło więcej niż jakiekolwiek wyznanie.
Wspomnienia tych dni, spacerów po plaży, ciepła słońca na skórze, powiewu wiatru w włosach, przeplatały się z chwilami uniesień i czułości. Każdy gest Asi, każdy jej śmiech, spojrzenie czy pocałunek wypełniały mnie radością i poczuciem spełnienia. Świat przed nami wydawał się otwarty, pełen możliwości, a ja wiedziałam, że z nią mogę dzielić każdą chwilę, każdą radość, każdą troskę.

Gdy noc powoli otuliła niebo, wróciłyśmy do naszej sypialni, gdzie czekało nas ciepło pościeli i miękkość łóżka. Leżałyśmy wtulone w siebie, nasze ciała i dusze w pełnej harmonii, otulone ciszą, która była jednocześnie pełna życia. Pocałunki przeplatały się z czułymi gestami, a świat zewnętrzny przestał istnieć. Liczyłyśmy się tylko my dwie, nasze oddechy, nasze serca bijące w tym samym rytmie. Zasnęłyśmy w objęciach, na łyżeczkę, tak blisko siebie, że mogłam poczuć każdy oddech Asi i każdy jej drobny drgnięcie. Ten tydzień zostawił w nas coś więcej niż wspomnienia, zostawił poczucie, że miłość może być zarówno subtelna, jak i namiętna, pełna śmiechu i czułości, zwykłych spacerów i wielkich uniesień.

Obudziłyśmy się kolejnego dnia, wiedząc, że choć wyjazd się kończy, to my nasze serca, nasze dusze pozostawałyśmy razem. Świat może być przed nami niepewny, ale w jej ramionach znalazłam gwarancję, której nie daje nic innego i w tej pewności kryła się cała magia tygodnia, ciepło słońca, szum fal, wiatr we włosach i miłość, która nie potrzebuje słów, bo jest obecna w każdym geście, każdym spojrzeniu, każdym uśmiechu.

5 komentarzy

 
  • Użytkownik Hart

    Jest w tobie tyle miłości
    Jest czułość i ciepło
    Jest bliskość i żar  
    Cała jesteś rozkoszą
    Mijającego lata

    Czy taka recenzja przeczytanego tekstu zadawala autorkę? ,😘

    21 godz. temu

  • Użytkownik iskra957

    @Hart Poezja :) Dziękuję za tę recenzję :*

    16 godz. temu

  • Użytkownik natalii2004

    :zakochany:  a to za cały mój komentarz  :blee:

    Wczoraj 14:57

  • Użytkownik Jacov7

    Kolejne znakomite opowiadanie. Treść pełna żaru, emocji i namiętności. Fajnie to zobrazowałaś. Powodzenia dalej  :cool:

    Wczoraj 12:04

  • Użytkownik iskra957

    @Jacov7 Dziękuję :*

    Wczoraj 12:10

  • Użytkownik andkor

    Pięknie opisane te cudowne chwile uniesienia dwóch kochających się osób.

    Wczoraj 9:10

  • Użytkownik iskra957

    @andkor  :zakochany: Dziękuję :*

    Wczoraj 10:11

  • Użytkownik iskra957

    @gosiak89, Te opowiadanie dedykuję Tobie. Chciałaś kontynuacji tej serii. Nie miałam pomysłu i nie planowałam w najbliższym czasie prowadzić jej, ale Twój apel wzięłam sobie głęboko do serca :* <3 Gdzieś zaświecił pomysł i postanowiłam go pociągnąć. Mam nadzieję, że Ci się spodoba :*

    Wczoraj 0:18