Meteory. Przed świtem 9

Meteory. Przed świtem 9Rozdział 15

- Niezły teatr, co? - w cichym głosie pobrzmiewa odrobina kpiny. Obok mnie siada ciemnowłosa kobieta o błękitnych oczach. Niesamowite zestawienie! Jest starsza ode mnie, ale nie ma więcej niż trzydzieści kilka lat. Ma w twarzy coś znajomego – Jestem Anastazja, żona tego gbura, który cię przepytywał na Radzie – mruga do mnie i wskazuje głową sir Timothy'ego.
- Wiesz kim jestem – uśmiecham się do niej.  
- No pewnie – obnaża olśniewająco białe zęby, a potem zerka z uwagą na moje buty.
- Coś z nimi nie tak? - pochylam głowę.
- Szukam ostróg. Spięłaś Oskara do galopu, że aż przyjemnie było dziś na niego patrzeć – wydyma usta – Na faceta nic tak nie działa, jak kopniak i dobra zachęta – szepcze mi do ucha.
- Och! - jestem trochę zszokowana jej słowami - Nagle mnie oświeca! - Chyba wiem... ty jesteś siostrą sir Nicolasa, tak?  
- Owszem, a ten osiłek Timothy to brat Margaret - wbija w plecy męża wzrok - Trudno uwierzyć, co?
     Dziwne, ale nie ma w tym złości, ani pogardy. W ogóle te epitety pod jego adresem, w jej ustach brzmią jakoś... dobrze, z pasją, ale pozytywną.  
- Trudno się dziwić – mruczy do siebie Anastazja, oglądając mnie od stóp do głów.  
- Och!
- Długo się opierał, więc jak usłyszałam, że kogoś wreszcie przyprowadził, to byłam ciekawa.
     Mam ochotę ją spytać, ile wie, a potem poprosić, żeby zatrzymała te rewelacje dla siebie, ale pojawia się Mistrz i wszyscy milkną.  
- Witajcie moi drodzy – rozkłada szeroko ramiona – Zebraliśmy się, aby usłyszeć, co mają nam do powiedzenia dwaj kandydaci na Mistrza, a potem wysłuchać siebie nawzajem. Wiecie, że tradycja nakazuje, by Mistrz przekazał władzę nad Zgromadzeniem Obdarowanych temu, kogo wybierzecie. Potem nowy Mistrz będzie sprawował władzę absolutną nad wami i waszymi dziećmi przez wiele lat, więc wybierzcie dobrze. Jako pierwszy przemówi Raul Gonzaga.     
     Żadnych oklasków, okrzyków, nic. Wszyscy siedzą i słuchają. Zerkam na Oskara. Siedzi spokojnie, a obok niego lady Margaret. Ciekawe, czy gdyby Oskar powiedział o przysiędze, to ja siedziałbym na jej miejscu? Chciałabym tam siedzieć? Czy on w takiej chwili wolałby przy sobie nieobliczalną mnie, czy opanowaną matkę? Nie wiem... Raul wstaje.
- Witajcie – skłania lekko głowę – Jesteśmy Obdarowanymi, mamy swoje zasady i swoje prawa. Dzięki nim przetrwaliśmy wieki, odpłacając się Naturze za dobro jakim nas obdarzyła. Oferuję wam pewność, że zachowamy to wszystko. Świat się zmienia, ale my pozostaniemy niezmiennie silni... - Gada i gada, cały czas w podobnym stylu, ale rzeczywiście ktoś, kto boi się zmian, mógłby na niego postawić - Wiem, że niepokoicie się zanikaniem Daru, lecz oto pojawiła się szansa. - zmienia wątek, a ja nadstawiam uszu -  Dziś przystała do nas Obdarowana Darem Wiedzy, wnuczka Rosanny Littenstein, Maryann, o której istnieniu nie wiedzieliśmy - Patrzy na mnie, a po chwili czuję na sobie oczy wszystkich - Zamierzam wspomóc z całych sił twoją pracę i oddać ci do dyspozycji moją bibliotekę, abyś łatwiej dotarła do rozwiązania naszego problemu.
     Oskar siedzi nieporuszony, ale mam wrażenie, że mógłby w tej chwili zabić wzrokiem. Ten Raul jest bezczelny! Wykorzystuje moją osobę bez pytania o zgodę. Ja ci dam!
- Zachowaj spokój – syczy Anastazja – Kiwnij mu głową w podziękowaniu.
     Dziwne, że przed chwilą była taka bezpośrednia, a teraz mnie hamuje. Kiwam głową Raulowi, siląc się na delikatny uśmiech.  
- Dziękuję ci Raul – Mistrz jest absolutnie opanowany – Teraz przemówi Oskar Lowrens.
     Oskar wstaje. Przebiega wzrokiem po zgromadzonych, zatrzymując się przez ułamek sekundy na mnie. Och, to wystarcza, żebym poczuła przyjemny dreszczyk emocji. Nawet w tym pozbawionym emocji przedstawieniu, potrafi przemycić coś specjalnie dla mnie. Kocham cię, myślę, śledząc każdy jego gest.
- Witajcie. Świat się zmienia i wpływa na Naturę i na nas, ale nasze zasady i prawa mogą być dla niego szansą, tak samo jak dla nas. Warunkiem jest niezamykanie się na świat, lecz czerpanie z niego. Natura nas obdarowała, ale nie odebrała nam umysłu, woli i uczuć. Jest dobra, hojna i wyrozumiała, więc przyjmijmy od niej wszystko, co nam daje, ze światem zewnętrznym włącznie – Słucham, jak pięknie mówi o przenikaniu się życia za dnia z tym, co przeżywamy nocą, o szacunku dla tradycji i praw, i o tym, że na pierwszym miejscu w Kodeksie zapisano zasadę „nie wolno  zmuszać” -  Oferuję wam poszanowanie Daru, w każdej jego postaci, poszanowanie i was, i zasad – znów przebiega wzrokiem po twarzach zgromadzonych, a na koniec zatrzymuje się na mnie - Wierzę, że w poszukiwaniach rozwiązania tajemnicy zanikania Daru, udzieli mi pomocy każdy Obdarowany, którego o to poproszę.
     Delikatnie ale wyraźnie kiwam mu głową. „Poproszę”, a nie „nakażę”! Mam nadzieję, że wszyscy to zauważyli! Oskar siada, a Mistrz udziela głosu nam, Obdarowanym. Najpierw członkowie Rady. Każdy wstaje i mówi, który z kandydatów bardziej go przekonuje. Niektórzy mówią kilka słów, inni, kilka zdań. Nie mogę się doczekać, kiedy utrę nosa temu zarozumialcowi. Jeszcze nie wygrał, a już rządzi! Nie wiem, jak Oskar może utrzymać nerwy na wodzy w takiej chwili?
- Doradzam rozsądek – szepcze mi do ucha Anastazja – Zgromadzenie jest podzielone.  
     Ona ma rację. Większość starszych mówi o Raulu, młodsi o Oskarze. Czuję na sobie niespokojny wzrok Margaret. Mówiła, że mam słuchać. Teraz rozumiem! Mam przekonać do Oskara starszych, młodych już ma po swojej stronie. Starsi są bardziej przywiązani do tradycji i nie pragną rewolucji. Czym ich kupić? Przecież nie mogę im obiecać, że znajdę lekarstwo na ich problemy! Nie wiem nawet od czego miałabym zacząć?! Nie mówiąc o tym, że nie wiem, czy chcę się tym zajmować? Mężczyzna obok mnie skończył mówić i siada. Wskazał na Oskara. Uff! Wstaję.
- Dziękuję za taką hojną obietnicę – kłaniam się Raulowi – Wychowano mnie poza Zgromadzeniem i długo zastanawiałam się, czy do niego przystąpić, choć Oskar usilnie mnie namawiał – uśmiecham się do niego ciepło – Jak widzicie, udało mu się w końcu, chociaż byłam przerażona ilością i bezwzględnością zasad, których należy przestrzegać. Przekonał mnie jednak tym, że mimo iż mógł siłą wcielić do Zgromadzenia, postanowił uszanować moją wolną wolę. Nie wahał się poświęcić nawet swoich osobistych ambicji i własnego szczęścia. Teraz wiem, że można mu naprawdę zaufać.
     Siadam. Czuję, że serce obija mi się o mostek i żebra. Mam nadzieję, że wszyscy zrozumieli, komu naprawdę zawdzięczają to, że tu jestem. Ukradkiem zerkam na Oskara. Wygląda na to, że wreszcie się trochę odprężył. Anastazja wstaje i chwali jego doskonałą znajomość zasad, a potem nagle dodaje, że imponuje jej, kiedy mężczyzna potwierdza czynami piękne słowa. Coś dławi mnie w gardle. Ona chyba wie o nas więcej, niż sądziłam. Teraz kolejni Obdarowani. Liczę ile głosów dostanie Oskar i aż chce mi się skakać z radości! Wiem, że to na razie wstępne deklaracje, ale ma przewagę! Raul siedzi nachmurzony.  
- Kiedy skończą, będziemy mogły podejść do Oskara – Anastazja znów bawi się w suflerkę. Podejrzewam, że specjalnie mnie posadzili obok niej, żeby czuwała.  
- Bardzo mi pomogłaś – szepczę.  
     Uśmiecha się do mnie wyrozumiale. Wiele się jeszcze muszę nauczyć, wzdycham w duchu. Na szczęście ostatni Obdarowani kończą mówić. Po cichu zakładam się ze sobą, że jeśli ostatni będzie za Oskarem, to on na pewno wygra. Trafiłam! Cieszę się, jak głupia.  
- Chodź – Anastazja bierze mnie pod rękę, kiedy Mistrz życzy nam pomyślności i zaprasza na zjazd wszystkich Obdarowanych za miesiąc. No tak, przecież wtedy ogłosi, kto zostanie nowym Mistrzem! - Poznasz tajną broń Raula. Jego żona, Abigail, ma Dar Oczarowania.
- Czego? Ach tak! To dlatego zrobiła na mnie takie wrażenie? - dopytuję się, ale nie dostaje odpowiedzi.  
     Podchodzimy do podwyższenia. Oskar podchodzi do nas i podaje nam ręce, jakby chciał pomóc pokonać stopień, ale ja wiem, co ten gest oznacza. Inni Obdarowani obserwują nas dyskretnie. Margaret uśmiecha się do mnie serdecznie. Obok nas staje sir Timothy.
- A ty tu czego? - wita męża Anastazja – Nie zbliżaj się do Maryann. Podobno rzuciłeś się do niej, jakbyś miał wściekliznę? – prycha.
- Spokojnie kobieto – w jego niskim ciepłym głosie brzmi jakaś przyjemna nuta – Taką mam pracę.
- Uważaj, bo jak będziesz taki gorliwy w pracy, zabraknie ci sił gdzie indziej – Anastazja mruży oczy i przygryza dolną wargę, a mnie opada szczęka.
     Krótka wymiana zdań odbywa się szeptem i najwyraźniej sprawia im przyjemność, bo sir Timothy rzuca swojej bezczelnej żonie wygłodniałe spojrzenie. Jestem w szoku.
- Nie słuchaj ich – ciepły szept Oskara pieści moje ucho – oni tak ciągle...
- Mnie się podoba... - syczę, a po chwili czuję, jak palec Oskara wślizguję się pod mój rękaw i muska mi nadgarstek.  
- Maryann, chciałbym ci zaproponować gościnę – Mistrz robi krok w naszą stronę – Także za dnia.
- Przyjmę ją z chęcią – odpowiadam prawie natychmiast. Pewnie nie wypada mi odmówić, a poza tym, chcę być blisko Oskara – Nie chciałabym tylko tracić kontaktu z rodziną – dodaję szeptem. Powoli zaczyna do mnie docierać, że pewnych rzeczy po prostu nie mówi się głośno.
- Tym się nie martw – Mistrz patrzy mi w oczy i już wiem, że kupiłam sobie ułaskawienie mamy i babci. Oddycham z ulgą.  
- Nie zapominaj też o mnie – Raul zatrzymuje się jakieś dwa kroki od Mistrza. Walczy z Oskarem, ale widać, że przed Mistrzem czuje respekt – Ja również zapraszam cię do siebie także za dnia.  
- Och, doprawdy, nie wiem, co powiedzieć... – zerkam na Oskara. Nie wygląda na zachwyconego, ale nie protestuje. Jego place delikatnie zaciskają się na moich.
- Mam w bibliotece bogaty zbiór dokumentów. Także te, które studiowały Rosanna i Joanna Olenski – mówi powoli Raul.
- To niesamowite... zaraz, Joanna Oleńsa Banch? Matka Judith? - Nie potrafię ukryć zdumienia – To one się znały?  
- Oczywiście. Współpracowały ze sobą przez jakiś czas... - Raul uśmiecha się z pobłażaniem – Wszystkiego się dowiesz. Tymczasem poznaj moją rodzinę... Mistrzu, pozwolisz? - odwraca się w jego stronę.
     Mam ochotę zadać mu tysiąc pytań, ale Mistrz kiwa głową, a przepiękna blondynka przywołuje gestem dłoni chłopaka o jasnych włosach i razem podchodzą do nas.
- Moja żona Abigail i mój syn Juan – przedstawia ich Raul – To jest Maryann.
     Kiwam im głową i ściskam delikatną wypielęgnowaną dłoń Abigail, a potem wyciągam rękę do Juana. Jest przystojny, podobny do matki, chyba w moim wieku... Przytrzymuje moją dłoń trochę dłużej, niż powinien i zagląda mi w oczy.  
- Dar Wiedzy. To fascynujące! - mówi z zachwytem – Przy tym, w pięknej oprawie – dodaje ciszej, pochylając głowę.
- Witaj Juan – Oskar również wyciąga do niego dłoń, ale w jego głosie nie słyszę sympatii – Jak się miewa Athina?  
- Dziękuję, dobrze – odpowiada grzecznie, ale zdecydowanie chłodniejszym tonem – Spędza dużo czasu z rodziną.
- Pewnie nie możesz się doczekać ślubu? - Oskar nie odpuszcza.
     Ach, więc ta Athina jest narzeczoną Juana?
- Są jeszcze bardzo młodzi – Lady Abigail wtrąca się niespodziewanie do rozmowy – Maryann, jestem taka szczęśliwa, że nas odwiedzisz. Mam nadzieję, że będę mogła pokazać ci coś więcej, niż tylko bibliotekę? - mówi słodkim przymilnym głosem. U kogoś innego pewnie by mnie denerwował, ale jej pasuje.  
- Jestem pewna, że uda nam się wszystko to pogodzić – Margaret staje obok nas – Pozwólmy Maryann podzielić się z rodziną wspaniałą wiadomością – uśmiecha się do mnie ciepło – Oskar.  
- Mistrzu, pozwól, że odprowadzę Maryann – Oskar zwraca się do dziadka, kompletnie ignorując wciąż uśmiechającego się do mnie Juana.
     Krótkie kiwnięcie głową załatwia sprawę i możemy odejść. Oskar podaje mi ramię i prowadzi przez pół sali do ogromnego holu, a potem schodami w dół, obok biblioteki.  
- Już koniec? Mogę wracać? - pytam z nutką zawodu w głosie.  
- Jeszcze chwilę... - Oskar uchyla drzwi biblioteki i szybko pociąga mnie za sobą.
     Wewnątrz panuje mrok, rozświetlany tylko jedną małą lampką. Oskar pociąga mnie w głąb do jednej z wnęk. Nagle popycha mnie na ścianę i chwyta moje ręce, rozkłada  je szeroko na boki, splatając palce z moimi. Napiera na mnie całym ciałem.  
- Stęskniłem się –  szepcze, a ja natychmiast mam miękkie nogi.    
- Ja też – jęczę – Patrzyłam na ciebie cały czas.
- Wiem, czułem twoje spojrzenie, czułem cię przy sobie - mówi z seksowną chrypką.  
     Nasze usta są blisko... nasze oddechy się mieszają... Biodra Oskara ocierają się o moje podbrzusze.
- Jesteś szalona i taka piękna... nie można od ciebie oderwać wzroku... Tak bardzo cię pragnę...
- Ja też cię pragnę – dyszę do jego ucha, kiedy pochyla głowę i sunie ustami po mojej szyi – Och, Oskar, tak cię kocham... Och! - czuję jak chwyta zębami moją wrażliwą skórę – Tak trudno mi panować nad sobą, kiedy jesteś blisko...
- Wiem... wiem, o czym mówisz... - znów sunie ustami w górę, do moich ust – Nie zniosę zalotów tego dupka – nagle jego głos się zmienia. Jest niski, chrapliwy, pełen pożądania – Należysz do mnie!
- Oboje wiemy, że tak – jęczę, ocierając się kroczem o jego udo – Jesteś zazdrosny?
- Wcześniej nawet nie wiedziałem, że coś takiego istnieje. A teraz masz tam spędzić kilka dni... - dyszy – Co ty mi robisz? Wariuję przez ciebie!
- A ja przez ciebie! Oskar, ja tam pojadę pracować. Przecież ty też próbujesz poznać naturę Daru. Słyszałeś, co mówił Raul...
- Jakoś go nie lubię – mruczy pod nosem.
     Palce Oskara suną po moim przedramieniu, ramieniu, do piersi... Wyginam się, ale on znów na mnie napiera i przygważdża do ściany. Mam jego kolano między udami.
- Czego chcesz? - jego głos ocieka wprost pożądaniem.
- Wiesz, czego...
- Powiedz mi...– brzmi to, jak ciche warknięcie.  
- Kochaj się ze mną.
- Uwielbiam, kiedy tak mówisz. Mamy tylko kilka minut, ale jutro... Przyślę po ciebie samolot, dobrze? Chłopaki wszystkiego dopilnują – szepcze gorączkowo.  
     Krew w moich żyłach kipi pożądaniem. Oskar emanuje erotycznym ciepłem. Zanurzam się w nim, mięknę... Niecierpliwie szukam ustami jego ust. Ależ jestem spragniona! Nasze języki krążą wokół siebie, ocierają się... Silna dłoń sunie w dół i do tyłu, zaciska się na mojej pupie. Jęczymy oboje, wiedząc, że tego wieczoru musimy na tym poprzestać. Nie wiem, czy kiedykolwiek pragnęłam go aż tak?

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2619 słów i 15077 znaków.

2 komentarze

 
  • Ksiądz

    Liberum getto i to si÷ npięknie ułożył0. Szacun dla autorki. Jesteś motylem. Jestem pojebany, muszę łapać motyle.

    30 mar 2016

  • ANITA

    Pięknie ! :)

    30 mar 2016