Meteory. Przed świtem 27

Rozdział 37
Hamburg. Październik 2014
     Majka wpadła jak burza do przedpokoju apartamentu, zajmowanego przez ochronę i natychmiast znalazła się w ramionach Oskara. Jego mina nie wróżyła jednak niczego dobrego.
- Wiemy, kim jest, ale nic poza tym – w jego głosie słychać było zniecierpliwienie – Chce rozmawiać tylko z tobą.
- W takim razie, idę – chciała ruszyć z miejsca.
- Bez świadków – dodał powoli Oskar, nie wypuszczając jej z objęć – Jest związany, ale i tak trzymaj dystans. To Obdarowany trzeciego stopnia – ciągnął, kiedy szli do sypialni.
     Na widok przywiązanego do krzesła chłopaka średniej postury, w towarzystwie dwóch ochroniarzy, Majce opadły ręce. Spojrzała wymownie na Oskara.
- Zostawcie nas samych – zwrócił się do osiłków, którzy natychmiast spełnili jego prośbę.
- Wybacz, ale mogę rozmawiać tylko z lady Marianną – chłopak posłał Oskarowi ponure spojrzenie.  
- Jesteś Polakiem? - Majkę zaskoczył sposób, w jaki wymawiał jej imię.
- W połowie Polakiem, a w połowie Grekiem – odpowiedział za niego Oskar – Ma na imię Kamil.
- Nie mam tajemnic przed Oskarem – powiedziała po angielsku i przystawiła sobie bliżej krzesło, ale zanim zdążyła usiąść, Oskar odsunął je o jakiś metr – Pojutrze może być twoim Mistrzem – dodała po chwili.  
- Oby tak się stało – odpowiedział pokornym głosem chłopak – Ale póki nim nie jest, mogę rozmawiać tylko z prawnuczką Rosanny.  
- I tak zaraz mu wszystko powtórzę – wzruszyła ramionami - Jeśli chcesz, mów po polsku, to nas nie zrozumie. Powiedz lepiej, dlaczego mnie śledzisz? Bo tak jest, prawda?
- Tak – zgodził się – Ktoś kazał mi się z tobą skontaktować... - zawahał się, zerkając na Oskara.
- Ktoś? - podchwyciła.
- Mój dziadek. Ma dla ciebie wiadomość.  
- Dlaczego po prostu mnie nie przywołałeś? - Majka zmarszczyła brwi – Przecież wiesz, kim jestem.
- Moment – Oskar położył dłoń na kolanie Majki.
- Wszystko ci potem streszczę – uspokoiła go - Zaczepiłeś mnie na lotnisku, kiedy nawet ja nie wiedziałam kim jestem – zwróciła się do chłopaka - Jak to możliwe?  
- Ja też nie wiedziałem – odparł spokojnie – Kazali mi szukać dziewczyny o różnych oczach. Prawdopodobnie ciemnowłosej. Nie pasowałaś. To był mój błąd!
- Skąd wiedziałeś, gdzie szukać? - tłumaczenie wydało się Majce co najmniej naciągane.  
     Kamil znów popatrzył na Oskara, ale ten zaplótł ręce na piersi i nie ruszył się z miejsca. Majka uczyniła tak samo.
- Kilkanaście lat temu, moja rodzina została zobowiązana do obserwowania Heleny Littenstein – zaczął niechętnie – Przeprowadziliśmy się do Poznania. Moja mama pracuje w szkole muzycznej...
- Monika gra na pianinie... – wtrąciła Majka.
- Moja mama ją uczy – przyznał – Julia wiedziała, że jest Greczynką i któregoś dnia zaczęła ją wypytywać o Rodos. Mówiła, że córka znajomych ma tam lecieć. Stąd się domyśliliśmy. Obstawiliśmy z chłopakami wszystkie loty w przeciągu dwóch tygodni.
- Ale mnie nie znaleźliście... – nie mogła się zdecydować, czy mu uwierzyć.
- Nie, ale potem znajomy mojego wuja, opowiedział nam przy kolacji o dziewczynie, która schroniła się w jego sklepie – podniósł na Majkę szczere jasnoszare oczy – I miała jedno oko niebieskie, a drugie brązowe, bo nie założyła szkieł kontaktowych – dodał.
- Dla kogo pracujesz? - Oskar stracił w międzyczasie cierpliwość i włączył się do rozmowy.
     Kamil spuścił głowę.
- Znajdę twoją rodzinę i wszystkiego się dowiem – Oskar wyprostował się na krześle.
- Jakoś ci nie wierzę – Majka pokręciła głową – Dlaczego mnie potem nie przywołałeś?
- To nie takie proste, jak się ma Dar trzeciego stopnia – w głosie Kamila zabrzmiała gorycz – Byłaś dobrze chroniona. Zawsze ktoś czuwał.
- Mogłeś poprosić moją babcię, albo mamę.
- Nie mogłem.
- Dlaczego?  
- Bo nie!
- To nie jest odpowiedź.  
     Rozległo się ciche pukanie i do sypialni zajrzał Johan.
- Tak? - Oskar posłał mu wyczekujące spojrzenie.
- Jego rodzice są na naszej liście zaufanych – obwieścił Johan tonem, jakby właśnie odkrył dodatkowy kontynent.
- Co takiego? - Oskar poderwał się z krzesła.
- Są na liście zaufanych. Któreś z rodziców przemyciło go do pubu – odparł Johan poważnym tonem – Szukamy ich, ale na razie bez efektu. Zakaz śnienia wszystko utrudnia! - rozłożył bezradnie ręce – Może będą na balu?
- Co to jest lista zaufanych? - zainteresowała się Majka.
- To działka Timothy'ego. Obdarowani, którzy pełnią różne zadania, niekoniecznie jawne nawet dla innych Obdarowanych. No dobrze, Kamil – zwrócił się do chłopaka – Ja to widzę tak. Szpiegujesz dla Swena, używając kontaktów rodziny – chłód w głosie Oskara był prawie namacalny – Odeślę cię do zamku, a potem zdecydujemy, co z tobą zrobić.  
- Zaczekaj – Majka potrząsnęła głową – Mówiłeś o dziadku. Gdzie on jest?  
- Nie przyjechał, bo jest umierający. Ma prawie sto lat. Został w Grecji - w głosie Kamila słychać było smutek – Miał nadzieję zobaczyć cię jeszcze przed śmiercią.
- On wie o mnie? Na pewno tak. Teraz już wszyscy wiedzą... – zamyśliła się.
- Jemu pierwszemu powiedzieliśmy – odparł Kamil – Kazał nam się spieszyć, ale nie mogliśmy cię znaleźć, a potem zginęła Judith Banch i wszystko się skomplikowało – zwiesił głowę.
- To Judith was wynajęła? Tak? Szukała mnie? - Majka chwyciła koszulkę na piersi Kamila i szarpnęła ją, jakby chciała wymusić odpowiedź – Mów! Mów, człowieku!
- Nie. To nie Judith – odparł szybko, zaskoczony jej gwałtowną reakcją.
     Majka puściła koszulkę i opadła na krzesło. No, tak, Judith była zaskoczona jej Darem. A może po prostu udawała? Przyjrzała się chłopakowi.
- Polecę do twojego dziadka, ale musisz mi powiedzieć, kto wam zlecił śledzenie mojej rodziny. Inaczej, nic z tego – powiedziała twardo.
- Mowy nie ma! – Oskar zaprotestował z gwałtownością, o jaką go nie podejrzewała – To może być pułapka! Może Swen to ukartował? – wskazał głową chłopaka - Lepsi od niego zdradzili Zgromadzenie
- Nie jestem zdrajcą! - Kamil poderwał się z krzesła, zapominając, że jest przywiązany i o mało nie runął na podłogę razem z meblem. Oskar złapał go jednak za ubranie i z zadziwiającą siłą posadził na miejscu.
- To dlaczego nie chcesz nam powiedzieć, kto za tym stoi? Kogo chronisz? - Oskar przybliżył twarz do jego twarzy.
- Ciebie – wycedził przez zęby Kamil.  
     Oskar i Majka spojrzeli na siebie zdumieni, a potem równocześnie odwrócili się do Kamila.  Grymas gniewu pomieszanego z rezygnacją odmalował się na jego twarzy.
- Mój dziadek umiera. Spotkanie z tobą to jego ostatnia wola, a my nie potrafimy jej spełnić – zwrócił się do Majki – Czy, jeśli ci powiem, kto zobowiązał naszą rodzinę i wpisał nas na tę listę, przysięgniesz, że się z nim spotkasz?  
- Jeśli ty przysięgniesz, że wszystko co mówisz, jest prawdą – odparła, zanim Oskar zdążył zaprotestować.
- Przysięgam na mój Dar, że mówię szczerą prawdę. Przysięgam też, że nie szpieguję dla Swena i nienawidzę go tak samo jak wy! - dodał gorliwie.
- Nie pozwolę ci nigdzie lecieć – Oskar ujął dłoń Majki i przytrzymał ją, jakby się bał, że mu ucieknie – Porozmawiaj z nim  przez telefon.
- To niemożliwe – wtrącił się Kamil – Dziadek mówi tylko po grecku.
- Więc jest tylko jeden sposób. Muszę się tam udać we śnie – Majka położyła swoją drobną dłoń na przytrzymującej ją dłoni Oskara – Po balu zakaz przestanie obowiązywać.
- Jeśli dziadek dożyje jutra... - grobowy głos Kamila zawisł w powietrzu.    
- Jest aż tak chory? - spytała.
- Chyba tylko nadzieja trzyma go przy życiu – Kamil spojrzał w bok.
     Majka zauważyła, że mruga gwałtownie, starając się ukryć łzy.
- Oskar, mówiłeś, że niektórym wolno śnić, mimo zakazu... - zaczęła błagalnym tonem.
- Nie! Nic z tego – uniósł dłonie, jakby chciał ją odepchnąć od siebie – Zresztą, Mistrz lub Timothy musiałby wyrazić zgodę.
- Gdybyś mu powiedział, że to spełnienie ostatniej woli? - złożyła ręce, jak do modlitwy.
- Nie mów nikomu, do kogo się udajesz – Kamil zwrócił się do Majki - I tak popełniłem ogromny błąd rozmawiając z tobą – powiedział do Oskara.  
- Masz coś do Lowrensów? - Oskar zmarszczył brwi – Podobno mnie chronisz. Wyjawisz mi łaskawie, jak się nazywa twój pracodawca? - w jego głosie pobrzmiewała groźba.
- Jak chcesz – Kamil nabrał powietrza, zatrzymał je, po czym wypuścił z głośnym świstem – Lowrens. Nicolas Lowrens.  
     Majka zaniemówiła. Oskar siedział przez dłuższą chwilę nieruchomo.
- To jakaś bzdura – powiedział wreszcie.
- Wcale nie. Twój ojciec nigdy nie uwierzył w to, że Rosanna nie zdołała przekazać Daru, a Obdarowane dziecko nie umiera naturalną śmiercią. Musiałoby zostać zabite, albo ulec wypadkowi.
- Mój ojciec? W tajemnicy przed dziadkiem? - Oskar mówił do siebie – Dziadek wiedział? - spojrzał na Kamila – Mistrz wiedział?
- Nie sądzę...
- Dlaczego Nicolas zrobił coś takiego? - Majka poczuła, że ma w głowie zamęt.
- Nie wiem – Kamil wzruszył ramionami – Dowiesz się od dziadka Aristotelesa.
- Zaraz... Aristoteles? Aristoteles Cynzas? A czy przypadkiem Rosanna nie mieszkała u niego, kiedy była w Grecji? - Majka spróbowała sobie przypomnieć zapiski z podróży do Grecji, pozostawione przez jej prababkę.
- Dokładnie tak –  na twarzy Kamila po raz pierwszy pojawił się blady uśmiech – Dokładnie tak.
- Jak do niego trafić? - w oczach Majki zapaliły się ogniki podniecenia.
- Zabiorę cię tam – uśmiech na twarzy Kamila poszerzył się.
- O nie! - Oskar położył dłoń na jego ramieniu i nieznacznie zacisnął palce – Ty tu zostajesz. Jeśli okażesz się lojalny, niczego ci nie odmówię, ale jeśli nie... - zawiesił głos – Niech jej spadnie włos z głowy, a pożałujesz, że się urodziłeś. Własnymi rękami obedrę cię ze skóry – jego oczy zalśniły zimną stalą – Nawet groźba kary za zabicie Obdarowanego mnie nie powstrzyma.
     Sposób, w jaki Oskar wypowiedział ostatnie słowa sprawił, że twarz Kamila stężała. Przełknął głośno ślinę.  
- Podam ci dokładny adres i dane dziadka – zwrócił się cicho do Majki.

Rozdział 38
     Stoję przed niskim domem pomalowanym na biało. Z przodu ma taras wyłożony czerwoną cegłą. Czuję pod stopami nierówności. Okiennice i drzwi, pomalowane na niebiesko, są szczelnie zamknięte. Chyba tak wyobrażałam sobie Grecję, zanim ujrzałam Rodos...
- Timothy? - szepczę niepewnie.
- Wchodzimy.  Trzymaj się blisko mnie – głos ma poważny, ale gniew już mu minął – Mam nadzieję, że powód, dla którego mnie tu ściągnęliście, jest naprawdę ważny. Timothy Covendish.
- Marianna Littenstein – dodaję szybko – Wpuść nas.
     Czuję, że możemy wejść. Nie bawimy się w otwieranie drzwi, bo i po co? Przenikamy bezpośrednio do salonu. Stoi w nim stara kobieta. Patrzy na nas bardziej z zaciekawieniem, niż z lękiem. Ale ona nie śni!  
- Nie jestem Obdarowaną, ale wiem o waszym istnieniu – mówi powoli, jakby nie była pewna, czy ją rozumiemy – Widzę wasze zarysy. Mąż jest tam – wskazuje drzwi.
     Niepotrzebnie to robi. Oboje z Timothy'm czujemy jego Dar. Jest słaby, ale azyl ma porządny.  Kiwam głową kobiecie i razem z moim towarzyszem i obrońcą, podążam do wskazanego pokoju. Stary zgarbiony Grek spoczywa w łóżku. Właściwie, na wpół siedzi, wsparty na kilku poduszkach. Śni.  
- Witajcie – mówi słabym głosem, pełnym spokoju, bez cienia uniżonej uprzejmości, charakterystycznej dla Obdarowanych niższego stopnia, jakich znam. Mam wrażenie, że on rozmawia z nami jak równy z równym - Czemu zawdzięczam twoja obecność, sir Timothy?
- Jest bezpiecznie.  Twoje przywołanie oznacza niebezpieczeństwo. Przybędę niezwłocznie, jeśli mnie wezwiesz. – przypomina mi Timothy, ignorując pytanie starca – Oskar śni i czuwa, ale nie wolno mu się przemieszczać, chyba że...- zawiesza głos.
- Dziękuję ci – głos mi drży. Wiem, że chodzi o Swena.
     Timothy wznosi ręce i przymyka powieki. Wiem, co robi. Pamiętam, jak Oskar utworzył  azyl w moim pokoju. Teraz ja też to potrafię. Staruszek uśmiecha się pobłażliwie.
- Ten azyl utworzyła Rosanna – mówi cicho.
- Ostrożność jest cnotą – Timothy wygląda na zadowolonego ze stanu mojego bezpieczeństwa – Do zobaczenia – posyła mi uspokajające spojrzenie – Żegnaj – mówi do gospodarza, schylając z szacunkiem głowę.  
- Żegnaj.
     I zostajemy we dwoje. Stoję niezdecydowana. Starzec przygląda mi się uważnie, jakby chciał zajrzeć do wnętrza mojej duszy.  
- Jesteś taka podobna – wzdycha wreszcie – Tylko spojrzenie masz inne... radosne. W jej oczach był smutek... - przymyka oczy.
- Moja prababcia? Rosanna? - Co za głupie pytanie, besztam się w myślach. Oczywiście, że mówi o niej! - Twój wnuk, Kamil, mówił, że chcesz ze mną rozmawiać...
- To dobre dziecko – jego twarz rozjaśnia uśmiech – To będzie moja ostatnia rozmowa. Nie zostało mi wiele sił – jego głos brzmi pogodnie - Siadaj przy mnie – wskazuje róg łóżka.  
     Dziwnie się czuję. Onieśmiela mnie ten człowiek. Mówi z takim spokojem, a przecież umiera.
- Skoro dotychczas mnie nie szukałaś, to znaczy, że twoja prababka nie chciała lub nie mogła przekazać ci tego, co odkryła – zaczyna, a ja nadstawiam uszu – Kiedy tu przyjechała pracować, była od ciebie dużo starsza... doświadczona i mądra... – przygląda mi się uważnie – Ty jesteś młoda, zapalczywa i... zakochana. A jednak, to właśnie ciebie muszę prosić, żebyś kontynuowała jej dzieło – milknie na dłuższą chwilę i przymyka oczy.
- Mówisz tak, jakby młodość i radość życia były przeszkodą – zauważam ostrożnie – A może to zaleta? Do pracy potrzeba sił.  
- Twoja prababka coś tu znalazła – ciągnie, ignorując moje wtrącenie – Pierwszy raz przywiozła ją tu Joanna, matka tej biednej Judith. Wtedy była taka jak ty. Ale krótko to trwało... wybuchła wojna... Joanna zginęła, Judith przepadła, a Rosanna zajęła się sobą – zawiesza głos – Ale wróciła. Tajemnica Daru nie dawała jej spokoju. Szukała długo... Odwiedziła chyba wszystkie wyspy, aż pewnego dnia przyjechała tutaj. Czytała po całych dniach, a potem znikała na długie noce. Później wszystko się odwróciło. Nie było jej całe dnie. Wracała zmęczona, okurzona i głodna, ale w jej oczach zaczęły się pojawiać ogniki, których wcześniej nie było. Aż pewnego dnia odwiedził ją Nicolas, a potem... Swen. Nie wiem, czy ich zaprosiła, czy przybyli z własnej inicjatywy, ale wiem, że od tamtej pory Rosanna się zmieniła. Zamknęła się w sobie. Nie siadała już ze mną przed domem, czekając na zmierzch lub na świt – mówi ze smutkiem.
- To ona znała Swena? - wyrywa mi się.  
- Wszyscy go znali – Aristoteles patrzy na mnie z pobłażaniem – Taki ładny blondynek. Tylko oczy miał dziwne, zimne i złe. Nawet jak się uśmiechał, to tylko ustami. No, ale biorąc pod uwagę z jakiej pochodził rodziny... Wracał tu kilka razy i przyjdzie znowu... ale będzie za późno - w jego głosie pojawia się nutka złośliwej satysfakcji.
- A Mistrz? Czy on ją odwiedzał? - pytam z nadzieją.
- Ja nie wiem, ale oni się przyjaźnili. Bardzo – wzdycha – Myślę, że przez niego była smutna i nieszczęśliwa.
- Cooo?
- Chyba tęskniła, ale on miał wtedy masę problemów ze Zgromadzeniem, a ona pracowała, jak szalona. Mówiłem, że to ją w końcu zabije, ale od kiedy to w pełni Obdarowani słuchają nas? A potem Swen zwrócił się przeciw Mistrzowi. Rosanna postanowiła, że wraca do rodziny, by ją chronić. I chroniła – mówi z uznaniem – Jej wiedza była najlepszą obroną. To ona nauczyła nas, jak tworzyć azyle, których nie da się przełamać. Potrafiła takie rzeczy... - przerywa mu krótki kaszel – Podaj mi trochę wody.    
     Biorę z szafki nocnej szklankę z przeźroczystym płynem. Staruszek ujmuje ją dwoma rękami. Są pomarszczone, pokryte cienką, usianą plamami skórą, ale miłe w dotyku, chłodne i delikatne, jak pergamin. Pociąga kilka małych łyczków i odpoczywa. Myśli kłębią mi się pod czaszką. Czy Rosanna przyczyniła się do buntu Swena? Jaką rolę odegrała tu Judit? A Nicolas? Aristoteles oddycha ciężko.
- Może potrzebujesz dłuższego odpoczynku...? - pytam niepewnie, patrząc na jego ściągniętą twarz. Drobna niebieskawa żyłka na skroni pulsuje mu z wysiłku.
- O tak, odpocznę – uśmiecha się blado – Ale najpierw przekażę ci, co wiem. Potem odpocznę...
     Nie taki odpoczynek miałam na myśli. Ogarnia mnie panika. Do tej pory, widziałam tylko martwą Judith, ale nikt przy mnie nie umarł tak, od początku do końca.  
- Kiedy Rosanna nas opuściła, nie przekazawszy Daru, byłem w rozpaczy. Nie wiedziałem, co znalazła i gdzie, ale wiedziałem, czego szukała. Jeśli zabrała to ze sobą do grobu, tak, jak się odgrażała, to nasze Zgromadzenie nie miałoby szans... - w jego oczach lśnią łzy – Dopiero po kilku latach przybył tu Nicolas i kazał szukać ciebie. Moja córka wyszła za Polaka, więc łatwo było jej zamieszkać w Polsce. To trwało i trwało... już straciliśmy nadzieję, a wtedy Swen napadł na Oskara i zabił Nicolasa – mówi ze zgrozą – I nagle uświadomiłem sobie, że Nicolas mógł mieć rację. Albo Rosanna dała mu to, co znalazła, albo powiedziała mu, gdzie szukać... Swen też szukał, ale gdzie mu tam do Rosanny – prycha z pogardą.
- To tępak! Miałam okazje się przekonać – przytakuję, ale natychmiast milknę, pod uważnym spojrzeniem.
- A więc już się spotkaliście? - kiwa głową – Miałem nadzieję, że zdążę przed nim.  
- I tak niewiele zyskał – spuszczam głowę – Nie dałam mu tego, czego chciał.
- Wiesz, o czym mówię?  - w oczach starca pojawia się zdumienie – Masz to?
- Chyba tak... - bąkam niepewnie.
- A więc to nie Nicolasowi dała klucz – szepcze do siebie – Sprytnie.
     Opada na poduszki i przymyka oczy. Musi być strasznie zmęczony, bo oddech ma ciężki, jak po biegu. Nagle dociera do mnie, że prawie nie czuję jego Daru. Odchodzi?
- Mam klucz – mówię szeptem - Ale nie wiem, gdzie są drzwi. Czy tego szukała? Aristoteles, słyszysz mnie? - ogarnia mnie panika.  
- Ich też... i chyba je znalazła... w jednym z klasztorów – mówi tak cicho, że ledwie go słyszę – Jesteś bystra i masz jej Dar. Znajdziesz to, ale uważaj...
     Nie wiem, co mam robić? Boję się jego śmierci, ale nie odejdę, póki nie powie mi wszystkiego! Na szczęście jego Dar przybiera jakby na mocy. Otwiera oczy. Są dziwne, pałające, jakby miał gorączkę. Ogarnia mnie niepokój. Może wezwać Timothy'ego?
- Słyszałem, jak mówiła Nicolasowi, że dla w pełni Obdarowanego to zbyt wielka pokusa... że dlatego odeszła z zamku... - jego szept się rwie – Zniszczyła mapy i notatki... Powiedziała: „zabieram tajemnicę do grobu”.
     Nie czuję jego Daru! Nie słyszę oddechu! Patrzę na starego człowieka, leżącego na poduszkach. Wygląda tak spokojnie, zupełnie, jakby spał. Co teraz?  
     Przenikam do salonu. Kobieta, która nas przywitała, siedzi w fotelu i szydełkuje. Macham do niej, żeby zwrócić jej uwagę. Podnosi głowę, a ja podchodzę do drzwi i otwieram je. Wstaje i idzie do pokoju. Siada na łóżku i bierze w ręce kościstą wiotką dłoń męża, gładzi ją.
-  Widzisz, zdążyłeś... – szepcze do niego z czułością – Teraz możesz odpoczywać.
     Czuję, jak coś dławi mnie w gardle, a po policzkach płyną mi łzy.  
- Dziękuję – patrzy na mnie przez ramię – Dziękuję, że przybyłaś.  
     Kłaniam jej się niżej, niż trzeba i kłaniam się jemu. Dał mi coś naprawdę cennego, choć jeszcze nie wiem, czy powinnam się cieszyć z takiego podarunku.
     Muszę zebrać myśli. Muszę mieć chwilę spokoju. Azyl sięga do drzwi wejściowych... Czuję zamęt w głowie. Dlaczego zaufała Nicolasowi i Judith, a nie Mistrzowi? Co to znaczy: „zbyt duża pokusa”? Czy dla mnie też? A dla niej? I co zabrała do grobu, bo przecież nie klucz! Drzwi są w klasztorze, ale w którym? Jak go znajdę? Nicolas zabrał tajemnicę do grobu, i Judith też ... Kurwa! Wszyscy, którzy coś wiedzieli, nie żyją. Rosanna wyjechała z zamku, od Maksa Lowrensa i nie powiedziała mu ani o kamieniu, ani o swoich odkryciach! Nagle ogarnia mnie strach. Kamil powiedział, że chroni Oskara. Może nie powinnam go wciągać w to wszystko? Co się stanie, jeśli znajdę drzwi? Co tam jest? A jeśli Rosanna nie chciała, żebym to odkryła? Jeśli nie chciała, żeby jej rodzina się w to mieszała? Nie powiedziała Helenie, ani Julii, nie powiedziała też nikomu w pełni Obdarowanemu. Może powinnam to zostawić? Czy to z tego powodu Swen pokłócił się z Mistrzem? Może obaj chcieli tego samego...? A Oskar? Co zrobi, kiedy się dowiemy? Jeśli się dowiemy?
     Zerkam na ścienny zegar. Strasznie długo to trwało. Powinnam wracać. Powinnam powiedzieć Kamilowi...  
- Fairmont Hotel Vier Jehreszeiten – szepczę, skupiając się na swoim ciele, które leży w  apartamencie Oskara, tuż obok niego.  
- Jesteś nareszcie – Oskar wita mnie z wyraźną ulgą – Wszystko w porządku?
- Tak – uśmiecham się blado – Timothy, wróciłam – mruczę do siebie i czuję, że najpierw łapię, a po chwili tracę z nim kontakt. Obudził się.  
---
     Majka otworzyła oczy, ale nie ruszyła się z miejsca. Oskar pochylił się nad nią.
- Jak się czujesz? - zajrzał jej w oczy z troską.
- Muszę powiedzieć Kamilowi, że jego dziadek właśnie umarł – powiedziała cicho – Przytul mnie – dodała nagle i nie czekając, wczepiła się palcami we włosy Oskara.
     Ogarnął ją ramionami i przycisnął do piersi. Wtuliła twarz w jego szyję i wciągnęła do płuc powietrze przesycone ciepłym, znajomym zapachem. Nagle wydało jej się, że jest strasznie zmęczona. Oskar kołysał ją delikatnie, z czułością.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 3988 słów i 22455 znaków.

2 komentarze

 
  • Neomi

    Kiedy kolejne?:-*

    28 cze 2016

  • ANITA

    Pięknie napisane

    24 cze 2016