Meteory. Przed świtem 6

Rozdział 9
Warszawa. Wrzesień 2014

     Majka kręciła się po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Co chwila zerkała na zegarek, podchodziła do okna, szukając podświadomie samochodu, którego przecież już tu nie było, albo kartkowała nerwowo zeszyty. Minęła druga godzina od chwili, gdy Akos zasnął. Zaglądała co jakiś czas za parawan, ale tym razem spał spokojnie. Wróciła myślami do chwili, gdy ujrzała go na ziemi, połamanego i cierpiącego. Co czuła? W pierwszej chwili na pewno współczucie, ale zaraz potem wściekłość... nie lęk. On pojawił się później, kiedy ochłonęła. Swen miał trochę racji z tymi emocjami, ale nie mogła się z nim zgodzić tak do końca. Może on czerpał siłę z negatywnych odczuć, ale ona potrafiła wydobyć równie wiele z pozytywnych. A co by się stało, gdyby udało się połączyć siłę dwóch Darów? Gdyby wtedy z Oskarem... Nie! Na samo wspomnienie oblała się gorącym rumieńcem.  
     Akos odetchnął głęboko.  
- Nareszcie – westchnęła – Rusz czymś, jeśli mogę śnić – rzuciła w jego kierunku, choć zdawała sobie sprawę, że mógł być wszędzie.  
     Jej zeszyty podskoczyły i ułożyły się w zgrabny stosik.
- Weź piwo z lodówki – rzuciła i pobiegła do sypialni.  
     Muszę to kiedyś pokazać rodzicom, pomyślała, układając się na łóżku.    
---
- Och, jesteście oboje!  
     Na mój widok Akos i Manuela odskakują od siebie, a ja chichoczę.  
- To gdzie to piwo? - śmieję się do nich.
- Najpierw powinniśmy załatwić do końca sprawę samochodu – mówi Akos – Zaczekajcie tu, a ja odnajdę umowę, którą wypełniałem i wrócę po ciebie, dobrze? - zwraca się w moją stronę.
- Przywołaj mnie.
- Wolę wrócić – mówi, patrząc mi w oczy.
- Dobrze – zgadzam się szybko. Wiem, że nie chce ryzykować.
- Strasznie się zrobił ostrożny – mówi Manuela, kiedy Akos znika – Zawsze był, ale teraz to już przesada! I jeszcze ci się sprzeciwia – kręci głową z dezaprobatą.  
- Ma rację – wzdycham – Ma mnie chronić, to chroni. Sama prosiłam, żeby mi mówił, kiedy robię coś nie tak. To dla bezpieczeństwa nas wszystkich...
- Coś się stało? - w głosie Manueli słyszę niepokój.  
- Nie, ale może się stać – omijam gładko prawdę – Swen nie próżnuje. Zmiana Mistrza to wymarzony czas na atak – przewracam oczami.  
     Mam nadzieję, że nie będzie drążyć tematu. Na szczęście ona jest dobrze wychowana i wie, kiedy się ugryźć z język. Przygląda mi się tylko tymi wielkimi, rozmarzonymi oczami i wzdycha ciężko.
- O co chodzi? - pytam, ale ona tylko potrząsa głową – No mów! Między nami dziewczynami... – zachęcam ją.
- Kiedy nie mam śmiałości...
- Akosa tu nie ma – kuszę.
- Nie chodzi o Akosa, tylko o ciebie... - spuszcza głowę.
- O mnie? No, teraz to już musisz mi powiedzieć! - proszę, składając dłonie.
- Nie gniewaj się, ale pomyślałam, że ty jedyna ze wszystkich Obdarowanych nie chcesz Oskara, a to takie niesprawiedliwe, że on wybrał właśnie ciebie...
- Och! - jej słowa mnie zaskakują – Niesprawiedliwe? Dlaczego?  
- Przepraszam, nie powinnam – kręci na palcu kosmyk włosów, jak mała dziewczynka.
- Dlaczego niesprawiedliwe? - drążę.
- Bo gdyby się związał z jakąś znaczącą rodziną, to zostałby Mistrzem, a tak, to raczej marne szanse... - urywa nagle, jakby się przestraszyła własnych słów.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - pytam. Naprawdę mnie zaintrygowała, choc przyznam, ze jej słowa nie są przyjemne.
- To nie mnie... - bąka onieśmielona – Tak mówią moi rodzice.  
- Oni woleliby Oskara?  
- Wszyscy nie w pełni Obdarowani woleliby Oskara – przyznaje – Ale my nie mamy nic do powiedzenia. Oczywiście przyjmiemy z radością wybór nowego Mistrza, ktokolwiek nim zostanie – dodaje natychmiast.
- Przy mnie nie musisz się bać. Mów, co myślisz – patrzę na nią i widzę siebie sprzed lat. Ile zajęło mi nauczenie się, że mam własne zdanie? Czy jej kiedykolwiek będzie wolno je mieć?
- Akos go uwielbia i pozostali też... - szepcze – Ale nie dlatego, że jest ich przełożonym, tylko dlatego, że on jest dobrym człowiekiem...dobrym dla nas. Nie traktuje nas z góry.  
- Skąd wiesz, że ma małe szanse? - czuję się, jakby ktoś przyłapał mnie na kłamstwie, albo na kradzieży. Policzki zaczynają mnie piec.
- Mówiłam ci, moi rodzice tak uważają. Oni są dobrze zorientowani, bo są prawnikami. Bywa u nich wielu Obdarowanych. Przybywa im pracy, odkąd Mistrz dołożył nowych zasad, a teraz pewnie przybędą następne... - dodaje cicho.
- Czym dokładnie się zajmują? - próbuję zmienić temat, czując, że za chwilę dopadną mnie wyrzuty sumienia.  
- Obdarowani obłożeni karą mają prawo do obrony, jeśli uważają, że kara jest zbyt surowa...
- Albo niesłuszna – wpadam jej w słowo.
- No, nie! - zaprzecza gwałtownie – Kary się nie podważa, ale jeśli się udowodni, że były okoliczności łagodzące, to może być mniejsza.  
- A jak Mistrz albo Rada się pomyli? - pytam.
     Manuela przygląda mi się, jakby nie rozumiała pytania. Już mam jej wyjaśnić, jak u nas działa system sądowniczy, ale zjawia się Akos. Jest zdyszany. Ja oddycham z ulgą.
- Gotowe. Położyłem umowę na szafie. Nikt jej tam nie znajdzie... - bierze głęboki wdech – Jest tylko jeden problem. Ten oddział jest otwarty 24 godziny na dobę. Jest dwoje ludzi. Dziewczyna chyba położy się spać, ale facet siedzi twardo przy biurku.  
- Dam radę – uspokajam go.
- Co wy kombinujecie? - Manuela przygląda nam się podejrzliwie.
- Zabieram tylko umowę – wzruszam ramionami.
- Ale tego nie wolno robić – mówi.
- Tylko czasowo ją przemieścimy, potem ją oddamy – mówi szybko Akos.
- Akos! - Manuela marszczy czoło.
- Jaka jest za to kara? - pytam z westchnieniem.
- Jakaś lekka, ale jest – przyznaje Akos niechętnie – Mógłbym poinformować Oskara, że musieliśmy to zrobić ze względów bezpieczeństwa...
- Potem zdecydujemy – mówię szybko – Dawaj adres i czekaj tu.  
     Skupiam się i po chwili jestem w niewielkim pomieszczeniu z szafą i biurkiem, przy którym rzeczywiście  siedzi jakiś facet. Słyszę przejeżdżający gdzieś blisko pociąg. Szklana ściana oddziela nas od ulicy. O cholera, widzę w niej swoje odbicie. Czy on mnie widzi, zastanawiam się gorączkowo, kuląc się i przykucając. Nie powinien... Zerkam na szafę. Wystarczy się unieść i...
- Wojtek, nie widziałeś mojego kubka? - kobiecy głos dochodzi z zaplecza.
     Unoszę się wyżej, widzę umowę, ale wolę nią nie szeleścić w tej chwili. Jeśli mnie zauważą, to gotowi zrobić zamieszanie. A jak to się wyda? Tym razem nie będę mogła zasłonić się niewiedzą. Wiszę pod sufitem i czekam.  
- Zobacz w szafce koło zlewu – odpowiada facet i pociera twarz dłońmi.
     Łapię umowę i znikam. Mam gdzieś, czy narobiłam hałasu. Gdyby spojrzał w szybę i zobaczył migotliwy zarys postaci, narobiłby mi kłopotów. A więc, zostałam przestępcą!  
- Pięknie, pani magister in spe. Dziekan byłby z pani dumny - syczę do siebie z sarkazmem.
- I jak? - Akos wita mnie z niepokojem.
- W porządku – sapię i wyciągam przed siebie umowę – Zniszcz ją.
     Kątem oka widzę przerażenie w oczach Manueli. Cholera, niepotrzebnie ją w to wciągamy. Mam taką ochotę wypytać Akosa o jego wizytę w zamku, a przy Manueli nie mogę. A może powinniśmy jej powiedzieć? Sama nie wiem...
- Manuela, opowiedz mi o sobie – próbuję odwrócić jej uwagę od tego, co robi Akos. - Podobno byłaś bardzo dobrą uczennicą?
- To prawda – uśmiecha się – Lady Margaret zawsze mnie chwaliła. To ona podpowiedziała mi, żebym się uczyła języków. Potrafi wspaniale doradzać.  
- Taak – przytakuję – Dar, który ma, daje jej tyle możliwości...
- Poznałaś ją? Pewnie, że tak! – spuszcza wzrok – Och, Maryann, przepraszam za to, co powiedziałam. Ja naprawdę nie chciałam. Nie powinnam się wtrącać – załamuje ręce.
- Nie przepraszaj – kładę dłoń na jej zaciśniętych rękach – Cenię ludzi, którzy otwarcie mówią to, co myślą.  
- Mogę się przysiąść? - Akos podchodzi do nas ze szklankami i piwem.  
- Za naszą umowę – stukam szklanką o jego szklankę – I przyjaźń? - stukam jeszcze raz, a potem stukam w szklankę Manueli.
- I przyjaźń – uśmiecha się do mnie szeroko.  
     Ona jest taka delikatna i wrażliwa. Nic dziwnego, że Akos się w niej zakochał. Tak strasznie bym chciała, żeby byli szczęśliwi. Jak to dobrze, że nic mu się nie stało! Nie wiem, jak bym jej to powiedziała... Skóra mi cierpnie na samą myśl.  
     Siedzimy długo, Manuela opowiada mi o dorastaniu w Zgromadzeniu. Zadziwiające, ale niewiele się różni od mojego dorastania. No, może tylko ja nie czekałam na ujawnienie się Daru, ale poza tym, naprawdę podobnie. Potem ja opowiadam o sobie. Akos przysłuchuje się temu z zaciekawieniem.
- Wiecie co? - mówi do nas, kiedy się żegnam z Manuelą – To niesamowite, że potraficie godzinami gadać o rzeczach, o których ja nie mam pojęcia, a przecież pochodzicie z dwóch różnych światów.
     Wybuchamy śmiechem. Czuję się tak swobodnie w ich towarzystwie. Na chwilę zapomniałam o smutku i nierozwiązanych problemach. Manuela zanika, a my czekamy w napięciu. Po jakichś dwóch minutach telefon Akosa wydaje krótki sygnał. SMS od Manueli. Jest bezpieczna w domu rodziców.
- Miałam przez chwilę ochotę zdradzić jej naszą tajemnicę – wzdycham, ale ona jest taka krucha i delikatna...
- Przepraszam, że to powiem, ale chyba się mylisz co do niej – Akos patrzy na mnie dziwnym wzrokiem – Jest twardsza, niż się może wydawać.
     Posyłam mu pytające spojrzenie.
- Jej życie to pasmo upokorzeń i stresów. Najpierw nielubiana wnuczka, potem utrata pozycji rodziny po nieprzekazaniu Daru... Ale ona się nie skarży. Sam nie wiem, skąd czerpie siłę? - głos Akosa drży – Tylko dzięki jej potulnym i łagodnym prośbom zawdzięczamy to, że rodzice nie wydali jej jeszcze za mąż. Dla nich to ogromny stres, a ja nie mogę uzyskać zgody ojca. Nie wiem, jak długo pozwolą nam czekać? Dlatego ją namawiałem...
- I co? Zgodziła się? - wpadam mu w słowo.
- Ze względu na przysięgę złożoną Mistrzowi, musieliśmy zaczekać, ale się zgodzi. Przekonałaś ją, chociaż... - wzdycha ciężko – Nie będzie nam lekko i ona się strasznie boi, że ja tego nie wytrzymam. Mój ród się ode mnie odwróci, a ona wie, co to oznacza.
     Jego słowa sprawiają, że po policzkach zaczynają płynąc mi łzy. Pociągam nosem.  
- Nie martw się... - chlipię. Sama nie wiem, co powiedzieć? Akos mruga szybko i odwraca się na moment. Nie chce żebym widziała jego łzy. Spuszczam głowę.
- Spotkałem się z Johanem – zmienia nagle temat – Oskarowi wolno już śnić.
- Och! Spotkałeś go?  
- Nie, nie chciał mnie widzieć, ale... - waha się – Myślę, że to dlatego, żebym nie przekazał niczego Mistrzowi.  
- Johan tak  powiedział? - cała drżę z emocji.
- Nie, Johan też uważa przy mnie na każde słowo. Póki im nie powiem o naszej umowie, niczego mi nie zdradzą – patrzy na mnie wyczekująco.  
     Biję się z myślami. A jeśli to jedna wielka podpucha, żeby mnie zwabić? Nie, ja chyba zwariowałam?!  
- Powinniśmy się budzić – przypomina mi łagodnie Akos.  
- Budźmy się – wzdycham. Muszę to wszystko przemyśleć. Och, Oskar, dlaczego to musi być takie skomplikowane?  
---
     Helena stała we własnym w salonie, czekając na sekretarza Mistrza. Jego pojawienie się przywitała z niepokojem, ale starała się zachować twarz. Tak długo czekała na reakcję Zgromadzenia, że powoli zaczęła w niej kiełkować nadzieja na uniknięcie kary. Ta wizyta oznaczała, że nadzieje były płonne.  
- Witaj Heleno – wysoki, chudy mężczyzna przywitał ją chłodno ale uprzejmie.  
- Witaj – skinęła mu lekko głową – Czym mogę ci służyć?
- Mam ci przekazać wolę Mistrza – doprał z namaszczeniem, jakby miał odczytać co najmniej bullę papieską – Heleno Littenstein- Kraft, Mistrz zakazuje ci śnienia, aż do odwołania. Taki sam zakaz obowiązuję również twoją córkę Julię. Mam nadzieję, że jako głowa rodu, przekażesz jej tę informację niezwłocznie?  
- Oczywiście... – Helena przełknęła głośno ślinę – Co z moją wnuczką, Marianną?
- Na jej temat Mistrz się nie wypowiadał. Z tego, co mi wiadomo nie popełniła na razie żadnego wykroczenia przeciwko naszym zasadom.
- Miałam na myśli, czy jest jakaś decyzja w jej sprawie? - starała się opanować drżenie łydek.
- Już ci mówiłem, że na jej temat... - zaczął.
- Och, przecież wiem, że jesteś najbliżej Mistrza – przywołała na twarz uśmiech – Nikt nie wie tyle, co ty. Zlituj się nade mną. Na pewno coś wiesz – złożyła błagalnie ręce.
     Sekretarz zawahał się. Komplement mile go połechtał, ale nie miał zamiaru niczego zdradzać. Co to, to nie! Spojrzał na Helenę z wyższością. Ona jednak miała w oczach tyle nadziei...  
- Nie ma podstaw do przyjęcia jej w tej chwili do Zgromadzenia bez twojej zgody – powiedział cicho – Przypominam ci jednak, że wasze przewinienia są bardzo duże. Są podstawy do pozbawienia was obu Daru.  
- Wiem... - spuściła głowę, by ukryć oznaki zadowolenia – Czy wiadomo, kiedy ogłosi karę?  
- Decyzję podejmie Mistrz i Rada. Na razie są ważniejsze sprawy, więc możliwe, że będzie wymierzona już przez nowego Mistrza i jego Radę. To wszystko – Sekretarz zdematerializował się, pozostawiając osłupiałą Helenę samą.  
     Nogi miała jak z waty, ale nie była w stanie się poruszyć. Co to miało znaczyć? Straszył ją? Bała się jego wyroku, ale wiedziała, że będzie przynajmniej miała szansę osłonić Julię. Raula Gonzagi nie znała, ale z tego, co słyszała, nie było się z czego cieszyć.  
  
Rozdział 10
Warszawa. Wrzesień 2014
     Taksówka zatrzymała się przed wejściem do szarego budynku uniwersytetu. Po chwili wysiadły z niej dwie osoby i szybkim krokiem przemknęły do wejścia. Siąpił drobny, ale uciążliwy deszczyk, który sprawiał, że kto mógł, unikał tego dnia spacerów. Oni jednak nie zwracali uwagi na pogodę. Tym razem Majka zabrała ze sobą Akosa, wiedząc, że wreszcie może mu zaufać.  
- No, jesteś! - w progu zakładu powitał ją dr Stanek, jej dawny asystent – To coś niesamowitego! Naprawdę nie widziałem jeszcze takiej skały! - gorączkował się – Och, przepraszam pana – wyciągnął rękę do Akosa.
- Akos nie rozumie polskiego – wyjaśniła, kiedy się przywitali – Ale proszę mówić do mnie, jak mu potem wszystko przekażę.  
- OK.  Słuchaj, to granit, ale oczywiście wiesz – upewnił się.
     Majka kiwnęła głową.
- Te cyrkonie... Tak jak ty, myślałem, że to hematyt, ale nie. Nic z tych rzeczy, choć mają dużą zawartość żelaza.  
- A co w nich wyjątkowego? - spytała. Jak na razie nie było rewelacji.
- Są namagnesowane i... nie potrafię tego wytłumaczyć, ale... one emitują jakąś energię – rozłożył bezradnie ręce – To nie jest promieniowanie, ale... coś, jak fala... Nie mam pojęcia, jak to opisać.  
- A skąd ten kamień pochodzi? Masz jakiś pomysł? Może to cząstki meteorytu?  
- Też tak pomyślałem, ale granit pochodzi prawie na pewno z Grecji, a dokładnie... - podszedł do wielkiej ściennej mapy i przez chwilę czegoś na niej szukał – Z tego obszaru – zakreślił palcem niewielkie kółko.  
- To nie jest obszar, gdzie mielibyśmy jakieś wielkie nagromadzenia meteorytów – zauważyła sceptycznie – Chyba, że zostały w kamieniu umieszczone przez człowieka.
- To raczej niemożliwe, bo wchodzą w strukturę skały. W czasie, kiedy powstała, nie dysponowano techniką pozwalającą na coś takiego. Musiała wytworzyć się w sposób naturalny, potem ją tylko oszlifowano, nadając kształt.
     Majka ostrożnie wzięła od asystenta kamień i obejrzała go ze wszystkich stron.
- Jak zbadałeś cyrkonie? Żadnej nie brakuje – zastanowiła się głośno, obracając kamień.
- To jest najbardziej fascynujące! - prawie krzyknął – One wracają na swoje miejsce. Nie wiem jak i kiedy, ale to robią! - ukrył twarz w dłoniach – Myślałem, że wariuję!
     Skąd ja to znam? Witaj w klubie, pomyślała, ale zachowała tę uwagę dla siebie.
- Pogadam z chłopakami z fizyki. Może coś mi podpowiedzą, ale i tak bardzo mi pomogłeś – wyciągnęła do niego rękę.
- Słuchaj, chciałbym go jeszcze pobadać. Jest fascynujący! Mówiłaś, że jest w twojej rodzinie od bardzo dawna...
- Tak, odkąd pamiętają – skłamała - Przykro mi, ale na razie nie mogę ci go zostawić. Chcę pogadać z chłopakami od promieniowania – schowała kamień do torebki – Mam do ciebie prośbę, nie rozgłaszaj tego. Wiesz jak ludzie podchodzą do takich odkryć.  
- No wiem. Szef zgarnie cały splendor, jak będzie sukces, a jak wtopa, to moja wina! - burknął.
- Właśnie! - kiwnęła na Akosa głową.
     W drodze powrotnej do taksówki przekazała mu wszystko, czego się dowiedziała.  
- Dalej nic nie wiemy – zakończyła – No, może poza tym, że pochodzi z centralnej Grecji?
- Grecja jest kolebką Daru – przypomniał jej Akos.
- Myślisz, że jest aż tak stary? - wsiadła do taksówki, sięgnęła do torebki i wyciągnęła kamień.  
     W dziennym świetle wyglądał zwyczajnie. Prawie czarny granit z drobnymi żyłkami i inkrustacjami cyrkonii. Podłużne zagłębienie na szerokość palca biegło przez całą jego długość.  
- Swen powiedział „klucz”. Myślisz, że chodziło mu o to? - spytała, ważąc kamień na otwartej dłoni.
- Nie mam pojęcia – przyznał – Ale klucz to pojęcie bardzo szerokie: klucz może otwierać zamek, ale też łamać szyfr...
- To źle, że dałam go Stankowi. Popełniłam błąd – jęknęła – Jeśli on to komuś powie? Jeśli użyje internetu? Facebook jest monitorowany...
- Może nie... - głos Akosa nie brzmiał przekonująco.
     Majka wpatrywała się w kamień, po czym wepchnęła go do torebki. Oskar wiedziałby co robić, pomyślała z goryczą. Jej myśli wciąż krążyły wokół niego, wzywała go podświadomie, ale on milczał... Zamrugała gwałtownie, ale to nie pomogło.
- Och Akos, jestem taka zmęczona! Nie mam już siły! - ukryła twarz w dłoniach – Myślałam, że niezależność jest taka fajna, ale to nieprawda! Błądzę po omacku! - poczuła pod powiekami łzy - Jak ja zazdroszczę Manueli! Ma ciebie! Kochasz ją i wspierasz, a ja... - Ja tylko tęsknię, załkała cicho – Niby jestem taka silna, ale sama nie wiem, co mam dalej robić? Popełniam same błędy! Nie mów mi, że nie! - powstrzymała go, kiedy próbował jej przerwać.  
     Oparła głowę na ramieniu Akosa i rozpłakała się na dobre. Taksówkarz spojrzał na nich i bez słowa podał zakłopotanemu Akosowi pudełko chusteczek.  
- Masz – Akos podsunął jej pod nos chusteczki.  
- Dzięki – chlipnęła.  
     Wlekli się w korku niemiłosiernie powoli. Majka już miała zaproponować, żeby zrezygnowali z taksówki i przesiedli się do tramwaju, kiedy odezwał się jej telefon.
- Babciu? - starała się nadać swojemu głosowi normalne brzmienie. Szybko otarła oczy wierzchem dłoni.
- Maju, mam dobre wieści! Widziałam się z sekretarzem Mistrza i... jesteś bezpieczna. Nie mogą cię  do niczego zmusić – głos Heleny był pełen wzruszenia.
- To chyba dobrze...? - odparła cicho.
- Dobrze? To wspaniale!
- W takim razie się cieszę – spróbowała przywołać na twarz uśmiech – Zajrzę do ciebie dziś w nocy.
- To nie najlepszy pomysł...  
- Nie? Dlaczego? Coś się stało? - zaniepokoiła się.
- Nie, nie... w porządku, tylko... - przez chwilę w telefonie panowała cisza – Nie mogę śnić. To kara... Mistrz ją ogłosił.
- Co? Na jak długo?
- Do odwołania, ale nie denerwuj się. Mogę spać... To nie jest surowy wyrok... - odparła szybko Helena.
     Majka zastanowiła się przez chwilę. W porównaniu z tym, czego się spodziewała, rzeczywiście, nie była to ciężka kara.
- A mama? - spytała po chwili.
- To samo – usłyszła w odpowiedzi – Widzisz, nie ma się co martwić!
- Widzę... - odparła bez entuzjazmu.  
- Nie martw się, kochanie, wszystko będzie dobrze – głos Heleny brzmiał pogodnie.
- Dzięki, że mi powiedziałaś – uśmiechnęła się smutno.
     Siedziała jeszcze dłuższą chwilę, wpatrując się bezmyślnie w czarny ekran smartfonu.
- Jedziemy do Poznania – rzuciła do Akosa – pierwszym lepszym pociągiem. Muszę pogadać z mamą.
     Pokiwał w odpowiedzi głową.  
---
Zamek Ainay-le-Vieil. Wrzesień 2014     
     Słońce zachodziło tego dnia wyjątkowo pięknie. Otaczające zamek wzgórza o łagodnych stokach, mieniły się wszystkimi odcieniami złota, miedzi i czerwieni. Nawet zielone o tej porze roku trawniki wydawały się bardziej płowe. Oskar obserwował ten spektakl z jednego z ogromnych okien sali, która następnej nocy miała się zamienić w arenę walki o władzę. Walki, której wyniku nikt nie był w stanie przewidzieć. Jeszcze pół roku wcześniej był faworytem, jednak w obecnej chwili, siły się wyrównały. Raul Gonzaga zyskiwał poparcie starszych Obdarowanych, którzy z zasady bali się zmian. Paradoksalnie, to, co miało dać Oskarowi ostateczne zwycięstwo, osłabiło jego pozycję. Śmierć Judith, zamiast skłonić w pełni Obdarowanych do lepszej współpracy z pozostałymi, wywołała tylko niepotrzebną panikę. Nie mógł tego zrozumieć. No, i jeszcze Majka. Niepotrzebnie poinformował Radę o jej odnalezieniu. Bolały go jej słowa, wypowiedziane w gniewie, ale jeszcze bardziej bolały go słowa Heleny. O mało nie spłonął ze wstydu! Spojrzał przez okno w stronę niewielkiej kaplicy, przy której pochowano jego przodków. Za chwilę ją ujrzę, pomyślał o matce, co tydzień zanoszącej świeże kwiaty na grób męża, którego nigdy nie kochała. Na nią jedną mógł liczyć. Piękna, wykształcona, dystyngowana, a przy tym całkowicie oddana synowi. Chodzący ideał! Dlaczego jego serce nie chciało kogoś takiego? Gotowego poświęcić wszystko dla Daru?
- Oskarze – rozpoznał głos dziadka – Odpocznij i zbierz siły. Jutro będzie ci potrzebna determinacja, jeśli chcesz wygrać.  
- Wiem – spojrzał ostatni raz przez okno – wiem... - westchnął ciężko.  
---
Poznań. Wrzesień 2014.
     Majka wsunęła się cicho do sypialni rodziców.  
- Mamo... - wypowiedzenie tego słowa do Julii wciąż sprawiało jej pewną trudność – Mogę z tobą pogadać?  
     Julia uśmiechnęła się do niej ciepło i poklepała łóżko, odkładając jednocześnie książkę. Dochodziła dziesiąta, więc Monika została zagoniona do łóżka i mogły swobodnie rozmawiać.
- Sama nie wiem, co mam robić – zaczęła niepewnie Majka – Mam ten Dar, ale wcale nie potrafię z niego korzystać. To znaczy, potrafię, ale z tego nie wynika nic dobrego... mam na myśli, dla innych.
- Maju, w tym ci nie pomogę – pokręciła głową – Ja sama mam niewiele Daru.  
- OK – westchnęła. Właściwie nie o tym chciała rozmawiać. Siedziała przez chwilę, zastanawiając się od czego ma zacząć.
- Chodzi o tego chłopaka – powiedziała nagle Julia – Oskar, prawda?
     Majka spojrzała na nią zaskoczona, ale napotkawszy pogodne jasne spojrzenie, kiwnęła głową.
- Powiedziałam, że nie chcę go znać – westchnęła – I miałam wiele racji... Ale teraz okazało się, że on wcale nie jest taki zły... No wiesz, ja myślałam, że jemu zależy tylko na moim Darze i na tym, żeby zostać Mistrzem... - zawiesiła głos.
- A jemu zależało i na tym, i na tobie – dokończyła za nią Julia.
- Skąd wiesz? - zdumiała się.  
- Gdyby tak nie było, nie siedziałabyś tu cała w wypiekach – roześmiała się – Zależy ci na nim, co?
- Bardzo – szepnęła, spuszczając wzrok – Zakochałam się i to chyba tak na poważnie. Myślałam, że mi przejdzie, ale jest coraz gorzej...
- No, to powinnaś wyciągnąć rękę na zgodę, w końcu, to ty odtrąciłaś jego.
- Ale on chyba wcale tego nie chce. Nie odezwał się do mnie... Poza tym, musiałabym przystać do Zgromadzenia, a wcale nie jestem pewna, czy chcę. Och, powiem ci wszystko od początku – wypuściła z płuc powietrze z głośnym świstem.
- Dawaj! - Julia rozsiadła się wygodniej.
     Majka już wcześniej opowiadała jej, jak poznała Oskara, a potem wyjaśniała dlaczego musieli się rozstać. Teraz dopowiedziała, co działo się po jej wyjeździe do Warszawy. Ominęła jednak skrzętnie fakt spotkania ze Swenem  - On mnie unika, bo wie, że Zgromadzenie, to nie dla mnie – zakończyła strapiona.  
     Julia zamyśliła się głęboko. Wreszcie spojrzała na córkę z powagą i ujęła ją za ręce.
- Twoja babcia uważa, że Zgromadzenie jest złem wcielonym – zaczęła ostrożnie – Rozumiem ją, ale się z nią nie zgadzam. Twoja prababka, Rosanna zawsze podkreślała, że idea Daru jest wspaniała i dobra, tylko ludzie ją wypaczyli. Maksymilian Lowrens był jej przyjacielem i przez długie lata zasiadała nawet w jego Radzie, ale potem wydarzyło się coś, co sprawiło, że układy miedzy nimi się popsuły.  
- Och!  
- Ani ja, ani babcia, nie wiemy, co to było, ale prawdopodobnie chodziło o komentarz, który Rosanna napisała do kolejnego wydania Kodeksu – zajrzała Majce w oczy – Byłam nastolatką i uwielbiałam jej opowieści. Mówiła mi o tym, że Dar powstał z miłości, że jest z nią związany i dobry. To właśnie zawarła w komentarzu, choć Rada dość mocno jej go okroiła i ocenzurowała.
- Widziałam taki Kodeks – szepnęła Majka z przejęciem – Oskar go ma, ale mi go nigdy nie pokazał. Odkryłam go przypadkiem – zaczerwieniła się.
- To ciekawe, bo z tego, co wiem, on został wycofany. Po ataku na syna Mistrza, zdaje się...? - potarła czoło – Nie wiem, czy ta księga jest w ogóle legalna?  
- Dużo wiesz, jak na kogoś, kto nie należy do Zgromadzenia – Majka przyjrzała jej się podejrzliwie.
- To przez twoją prababkę. Zaraziła mnie tą fascynacją Darem, a ja nie miałam uprzedzeń twojej babci. Poza tym, obiecałam jej, że jeśli będziesz tego potrzebowała, to pomogę ci wrócić do Zgromadzenia. Wiedziała, że Helena będzie przeciwna. I wiesz co? O dziwo, uważała, że dorastanie poza Zgromadzeniem może ci wyjść na dobre.  
- Co? Nie rozumiem. Obiecałaś to Rosannie, zanim się urodziłam?
     Julia pokiwała głową.
- Nie wierzę...
- A jednak - na twarzy Julii pojawił się zagadkowy uśmiech – Kiedy jej powiedziałam, że jestem w ciąży, bardzo się zmieniła. Jakby wstąpiły w nią nowe siły, a przecież była bardzo chora. Śmiałam się, ale ona kazała mi przysiąc na tę część Daru, który w sobie noszę, że nikomu nie zdradzę treści rozmowy, a potem...
- To ona kazała ci mnie oddać? - Majka zaniemówiła.
- Nie. Kazała mi przysiąc, że będę cię chronić bez względu na wszystko. Nie powiedziała mi, że będziesz Obdarowaną, ale że będziesz kimś wyjątkowym... cennym... - zastanowiła się – Chyba chciała mi powiedzieć, że możesz wnieść do Zgromadzenia coś, czego tam brakuje.  
- No, to dlaczego mnie nie chroniłaś?
- Chroniłam - uśmiechnęła się – Kiedy twoja babcia zorientowała się, że jakimś sposobem Rosanna przekazała ci Dar, wpadła w panikę. Ja też. Dopiero wtedy zrozumiałam, czego ode mnie chciała Rosanna.  
- Ale... - Majka poczuła, że broda jej się trzęsie – To ciebie widziałam w snach. Ty rozpaczałaś po stracie dziecka... Po stracie mnie...
- To było straszne, ale tylko tak mogłyśmy cię ukryć przed światem.
     Nagle z chaosu, jaki panował w głowie Majki zaczęły wyłaniać się elementy, łącząc ze sobą i przenikając wzajemnie. Tworzyły coraz większą całość... coraz bardziej logiczną i pełną. Brakowało w niej kilku fragmentów, ale widziała już wyraźnie ogólny zarys.
- Skoro Rosanna cię zaprzysięgła, to dlaczego zdradzasz mi teraz tę tajemnicę? - spytała.
- Bo już mogę. Powiedziała, że kiedy nadejdzie czas, mam ci to powiedzieć i pomóc.  
- Skąd wiesz, że nadszedł?  
- Ty sama mi to powiedziałaś – w oczach Julii pojawiło się dziwne ciepło.
- Ja???
- Powiedziałaś, że  spotkałaś miłość twojego życia.
     Majka zamarła. Jej matka wypowiedziała słowami dokładnie to, co czuła.  
- Posłuchaj - ciągnęła tymczasem Julia – Rosanna potrafiła doskonale wykorzystywać luki w prawie Zgromadzenia. Poza zasadami zawartymi w kodeksie, żadna inna zasada nie musi być stałym prawem. To się wszystko zmienia co 5 lat. Potrzebujesz prawnika, praktykującego wśród Obdarowanych i być może znajdzie się sposób? Może wcale nie musisz należeć do Zgromadzenia, żeby móc z nim być? Wszystko zależy od was.  
- Ale ja nie wiem, czy on chce? Czy się zgodzi? - szepnęła.
- Musicie porozmawiać. Sama niczego nie wymyślisz, a czasu jest niewiele.
- Nie będę miała głosu, nie należąc do Zgromadzenia.
- Może wystarczy sama twoja obecność?  
- Nie sądzę...
- Sprawdź to. Zapytaj tego twojego Akosa o prawników.
- Nie muszę. Wiem, do kogo iść.
- Ach tak?!
- Rodzice jego dziewczyny prowadzą kancelarię.  
- No, to na co czekasz? Walcz, jeśli ci na nim zależy - podniosła w górę brodę córki i zajrzała jej w oczy.
- Kocham cię, mamo! – Majka rzuciła jej się na szyję.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 5349 słów i 29542 znaków.

2 komentarze

 
  • ANITA

    Świetne :D jak zawsze :)

    22 mar 2016

  • WENA.

    A to se pogadały.  
    Bardzo ładnie prowadzisz ten drugi etap opowiadania. Przyjemnie się czyta. Pomysłów nie brakuje i wychodzi, że Majka staje się coraz bardziej samodzielna, jako postać pierwszoplanowa. Czyżby Zgromadzenie zmierzało w kierunku matriarchatu :question: Pzdr.

    22 mar 2016