Meteory. W blasku dnia 13

Rozdział 24

Grecja. Grudzień 2014
     I Majka, i Oskar z niecierpliwością czekali na wschód słońca, choć z nieco innych powodów. Ona co chwilę zerkała na telefon, czekając na wiadomość od Agnieszki, on chciał mieć pewność, że kolejna noc upłynęła spokojnie. Wreszcie Majka zamknęła pokrywę laptopa i spojrzała na Oskara, który bawił się piórem. Rozkręcił je na części i skręcił ponownie. To samo zrobił z pudełkiem, ale niczego więcej nie znalazł.
- Idę wziąć prysznic – oświadczyła, przecierając zmęczone oczy.  
- Umyć ci plecy? - spytał z nadzieją w głosie.
- Jak chcesz. Aaaa... - ziewnęła – Nie mam już siły. Przeczytałam chyba cały Internet – przeciągnęła się.
- Chodź – Oskar podał jej rękę – Oboje potrzebujemy chwili wytchnienia.
     Hotelowej łazience daleko było do tych, jakimi dysponowali w zamku, ale żadne z nich nie narzekało. Strugi ciepłej wody cudownie koiły zmysły. Na chwilę oboje zapomnieli, po co przyjechali w te strony.  
- Zamknij oczy – Oskar wypełnił zagłębienie dłoni jasnozielonym żelem – Wyobraź sobie wodospad, szum wody rozpryskującej się na kamieniach...
     Majka przymknęła powieki i odchyliła głowę, pozwalając strugom wody przeczesać jej długie włosy. Po chwili kabinę prysznica wypełnił odurzający zapach. Wciągnęła go do płuc.
- Mmm... co to jest? - zamruczała.
- Bambus, owoce tropikalne... - Oskar masował jej ramiona i plecy – Kokos... Wszystko, co chciałbym ci ofiarować w podróży poślubnej.
     Nie otwierając oczu, Majka powoli odwróciła się do Oskara przodem i położywszy dłonie na jego piersi, przesunęła nimi powoli w górę.  
- Czy ta podróż ma termin ważności? - spytała aksamitnie miękkim głosem – Bo jeśli nie, to jestem zainteresowana.
- Znam miejsce, które da nam to wszystko. Powiedz jedno słowo, a zabiorę cię tam we śnie, albo na jawie, jak zechcesz – przyciągnął ją do siebie – Kiedy to się skończy... - dodał ciszej.
- Czy wcześniej chciałbyś mi dać coś innego? - otarła się o niego.
- Jesteś niesamowita! - przyjrzał się z bliska jej mokrej twarzy – Jest w tobie tyle pozytywnej energii. Bałem się, że te klasztory i ich tajemnice wyssały z ciebie całą radość życia, a tymczasem... - pochylił głowę i zaczął skubać ustami jej szyję – Kocham to, jak mnie witasz – wypchnął w przód biodra, nacierając na jej podbrzusze.     
- Nie potrafię ci się oprzeć, mój mężu – przechyliła głowę w bok, zachęcając go do śmielszych pieszczot – To chyba dobrze, co?  
- O taaak – jęknął chrapliwie.     
     Nie chciał dłużej czekać. Pragnął jej jak powietrza, pragnął poczuć na sobie jej ciało, pragnął wniknąć w nie i pozostać tam aż do spełnienia, aż do utarty tchu. Wsunął kolano między jej nogi i roztrącił je, by utorować sobie drogę. Jego dłoń powędrowała w dół, sunąc między piersiami, po brzuchu, aż do skąpej kępki włosków i niżej. Kiedy jego palce dotarły do jej wrażliwego punktu, Majka głęboko odetchnęła. Choć czuł przemożną chęć wdarcia się do jej gorących czeluści, pohamował się i poprzestał na pieszczotach. Objął nabrzmiałą pierś i schyliwszy głowę, chwycił ustami brodawkę. Majka jęknęła głośno i wygięła się, uginając lekko kolana. Na to czekał! Śmiało wsunął dwa palce wolnej ręki do pulsującego, śliskiego tunelu.  
- Uff! - sapnęła i poruszyła biodrami w jego kierunku.
     Uśmiechnął się w duchu. Jej reakcje fascynowały go od samego początku. Naprawdę go chciała i naprawdę czerpała z seksu radość. Z ich seksu! Świadomość, że nazwała go mężem w tak intymnej chwili, sprawiła mu przyjemność. Niby drobne słówko, a tak mile go połechtało. Poczuł nagły przypływ podniecenia. Jego członek zareagował gwałtownie, prężąc się i drgając niecierpliwie. Majka jakby czując, co się święci, przesunęła palcami po rozpalonej skórze Oskara, powędrowała w dół, do jego bioder i napiętych pośladków, wbiła w nie paznokcie. Oskar, jak dźgnięty ostrogami, wypuścił z ust jej sutek i szarpnął głową w tył, strzepując z włosów krople wody.  
- Możemy się kochać bez gumki? - wychrypiał błagalnie. Czuł na palcach wilgoć i zaciskające się mięśnie. Tak bardzo pragnął poczuć to na skórze, bez zbędnych barier.
     Zawahała się na moment. Rozkosz odbierała jej jasność umysłu, wypełniając go przyjemnym falowaniem.  
- Możemy – jęknęła wreszcie – Och,  zróbmy to!        
     Wyciągnął z niej palce i nie zwlekając ani sekundy, wsunął w ich miejsce coś znacznie większego. To było jak łyk orzeźwiającego płynu, jak haust rześkiego powietrza, jak oderwanie się od ziemi! Pchnął biodrami mocno, wypełniając ją do końca, do sklepienia. Do jego uszu dotarł przeciągły jęk rozkoszy. Roześmiał się szczerze i radośnie, jak dziecko. Palce Majki zacisnęły się na jego tyłku, klując go paznokciami.
- Jeśli nie chcesz, żebym ruszył z kopyta, to nie smagaj mnie batem – postarał się, żeby to zabrzmiało jak groźba.  
- A kto powiedział, że nie chcę – głos Majki wprost ociekał pożądaniem.  
- Mmm – niski, gardłowy pomruk przebił się przez monotonne szemranie prysznica.  
     Podniecony do granic wytrzymałości, Oskar chwycił udo Majki i uniósł je w górę, otwierając ją szerzej. Wycofał się do połowy i wszedł w nią mocno.  
- Tego chcesz? - wychrypiał, z lubieżnym uśmiechem.       
     Odpowiedziała mu pomrukiem zadowolenia. Hamulce puściły! Biodra Oskara od razu weszły we właściwy rytm. Nawet gdyby Majka chciała go powstrzymać, nie byłaby w stanie. Z wrażenia brakło jej tchu. Z rozmysłem go prowokowała, ale jego zaangażowanie przerosło jej wyobrażenia. Chwyciła się go mocno, by nie stracić równowagi. Niepotrzebnie. Oskar przytrzymał jej udo jedną ręką, drugą położył u podstawy kręgosłupa. Była jak w kleszczach, utrzymujących ją nieruchomo, podczas gdy jej wnętrze raz po raz wypełniało się aż do dna. Jęczała, póki starczyło jej tchu w piersiach, potem już tylko dyszała ciężko, wreszcie i to stało się zbyt dużym wysiłkiem. Oskar zastygł na chwilę w bezruchu i napawał się widokiem na wpół przytomnej żony. Żony, którą kochał, której pragnął, i która pragnęła jego! Przemknęło mu przez myśl, że zespalali się z taką pasją i pożądaniem, jakby ten raz miał być ostatnim, a przecież dopiero zaczęli wspólne życie.
- Popatrz tu – Oskar odchylił górną część ciała i spojrzał w dół.
     Między dwoma krągłymi wzniesieniami piersi mogli dostrzec miejsce, gdzie w tej chwili kumulowały się ich doznania. Oskar wysuwał się powoli, z namaszczeniem, ukazując Majce gruby, pokryty żyłami wzwód. Patrzyła zafascynowana, jak opuszcza jej obrzmiałe ciało. Jednocześnie czuła dręczącą potrzebę przyjęcia go na powrót.  
- Ale to podniecające – jęknęła i przygryzła dolną wargę.
     Z piersi Oskara dobył się niski gardłowy pomruk. Obrzmiałe ciało pulsowało wokół niego. O tak, to było podniecające, i to jak! Majka oblizała się koniuszkiem języka i przełknęła ślinę. Wciąż patrzyła w dół. Miał ochotę pchnąć mocno, bez pardonu i zdobyć szczyt, ale to by było zbyt proste, zbyt... oczywiste. Powoli, jak w zwolnionym tempie, zaczął się zagłębiać, pokonując opór ścianek, które zaczęły się już zaciskać. Majka otworzyła usta, jakby się dziwiła temu, co widzi.
- Zmieści się – głos Oskara był seksownie niski i chropawy – Już tam był...  
     Kącik ust Majki drgnął.  
- Uff! - miała go w sobie całego – Och! - mocny ruch bioder Oskara sprawił, że poczuła go inaczej, głębiej – Powoli – stęknęła.
     Powtórzył cały manewr, potem jeszcze raz, i jeszcze... Dłonie Majki powędrowały w górę, objęły jego ramiona, zacisnęły się na nich. Przymknęła powieki i zatopiła się w pierwotnych doznaniach, jakich jej dostarczał. Choć nie zmieniał ani tempa, ani siły nacisku, każde kolejne pchnięcie czuła coraz mocniej i wyraźniej. Nagle dotarło do niej, że oboje oddychają w tym samym rytmie. Na zewnątrz, wdech, do wewnątrz, wydech, na zewnątrz, wdech... Skupiła się na tym. Fala gorąca spłynęła w dół i skłębiła się, paląca niby ogień. Oskar z największym trudem utrzymywał powolny rytm. Miał wrażenie, że przy kolejnym ruchu eksploduje, po czym okazywało się, że czeka go jeszcze jeden... Zacisnął zęby z głośnym zgrzytnięciem. Czuł jak paznokcie Majki wbijają mu się w bicepsy, a w każdym razie próbują... Jądra już dawno mu stwardniały i przycisnęły się do ciała. Wycofał się, odetchnął i ruszył naprzód.
- Aaa! - przeciągły krzyk dotarł do niego z opóźnieniem. Wibrował przez chwilę w powietrzu przesyconym parą i tropikalnym zapachem – Aaaach...  
- Aaach! - zawtórował chrapliwie, czując jak fala tak intensywna, że aż granicząca z bólem, przeciska się przez niego, by wreszcie znaleźć ujście. Majka spięła się w sobie. Wypełnił ją, a ona przyjęła wszystko, co jej dał. Zdumiewające było to, że ani przez chwilę nie pomyślał o przekazywaniu życia, czy Daru, a jedynie o rozkoszy jaką dawał swojej ukochanej żonie.
     Bezwiednie przygarnął ją do siebie, wspierając się jednocześnie wolną ręką o ścianę. Oboje nagle poczuli, jak krople wody uderzają o ich ciała i wstrząsnął nimi dreszcz. Majka powoli opuściła nogę, próbując utrzymać równowagę. Wciąż go w sobie czuła.  
- Co to?  - zamrugała szybko - Słyszałeś?       
- Nie – odetchnął głęboko – Zaraz... - zakręcił wodę i nadstawił ucha – Nic nie słyszę.
- Pewnie mi się przesłyszało... - westchnęła i oparła czoło o pierś Oskara – O cholera! Przepraszam – pogładziła jego biceps z widocznymi śladami po paznokciach.
     Oskar z zaciekawieniem przyjrzał się podbiegniętym krwią zagłębieniom w skórze. Nie bolały. No, może troszkę. Pamiątki po ekstazie jego żony. Odczuł coś w rodzaju dumy. Pogładził je opuszkami palców.  
- Przepraszam, naprawdę... - Majka pocałowała zranione miejsce.  
- Nie przepraszaj – roześmiał się – Ja się nie skarżę.  
- Ale przecież cię skaleczyłam – dotknęła ostrożnie drugiego ramienia.
- Biorąc pod uwagę okoliczności, jesteś usprawiedliwiona – przytulił ją.
- Auć! - jęknęła.
- Auć?  
- Zabolało – skrzywiła się i spróbowała odrobinę odsunąć. Członek Oskara uciskał jej wrażliwy  punkt.  
     Oskar znów się roześmiał. Wysunął się bardzo powoli i ostrożnie, po czym znów zamknął ją w ramionach. Minęło trochę czasu, nim się umyli i osuszyli na tyle, by móc włożyć ubrania. Majka owinęła włosy ręcznikiem, formując sobie z niego na głowie zgrabny turban.  
- Nie przesłyszałaś się – Oskar sprawdzał telefony – Agnes dzwoniła dwa razy.  
- Och! Daj mi ją szybko – Majka strząsnęła z siebie resztki błogiego rozleniwienia – Może coś mi podpowie?  
     Oskar wybrał właściwy numer i po chwili podał komórkę Majce.  
- Hej! Dzwoniłaś... - zaczęła pogodnie.
- A ty nie odbierałaś. Podobno wy prawie nie śpicie? Chyba, że byliście zajęci czym innym? - zrzędziła. Do Majki dotarło, że nie ma jeszcze szóstej, a to oznacza, że Agnieszka naprawdę wcześnie wstała.
- No, w końcu to nasza podróż poślubna – w jej głosie dominowało poczucie winy – Przepraszam – dodała pojednawczo.
     Agnieszka zachichotała.  
- Przeprosiny przyjęte! - rzuciła – Dobra. O co chodzi z tymi porami roku?
- Nie mogę ci powiedzieć skąd to wiem, ale ten napis, który ci przekazaliśmy jest ważny – odparła z naciskiem Majka – To nie jest rozmowa na telefon i lepiej mówmy ogólnikowo, bez konkretnych... - szukała odpowiedniego słowa – nazw!  
- Ale to nie ma sensu. To, co mi dałaś to jakieś przysłowie, czy co? Monastyry to świątynie i klasztory. W nich mam tego szukać? To pasuje bardziej do makatek ze starych kuchni! - zakpiła.
- Aga, powiedziałam, że to ważne. Nie zawracałabym ci głowy, gdyby było inaczej. Ostatnie godziny spędziłam, grzebiąc w internecie, ale chyba nie do końca wiem, jak szukać – zawahała się – Kamil mógłby być pomocny. Grecki, to jego drugi język...
- Majka! - w głosie Agnieszki można było dosłyszeć zniecierpliwienie – Widzę, że kompletnie nie rozumiesz, na czym polega archeologia.  
- Co masz na myśli? - Majka poczuła się urażona.  
- To proces. Powolny, żmudny, ale systematycznie popychający nas naprzód. Ty skaczesz jak wystraszona żaba. To tu, to tam! Chwytasz się czegoś, a potem zarzucasz pomysł, bo wpadło ci coś do głowy...
- Nic mi nie wpadło! - usta Majki wykrzywiły się w podkówkę.
- Owszem, tak! Rozumiem, że masz nadprzyrodzone zdolności, ale te budowle są realne. Zrobili je ludzie, a nie senne mary. Greg zerwał mnie przed wschodem słońca i gadał o jakiejś barierze...  
- Azylu.
- Jak zwał, tak zwał. Jeśli w którymś klasztorze są ukryte drzwi, to one są z kamienia. Twardego, ciężkiego i raczej trudnego do ukrycia. Nawet, jeśli wszyscy ulegną zbiorowej histerii, to ja muszę zachować zdrowy rozsądek.  
- Więc uważasz, że szukanie tej frazy, albo jej fragmentów nie ma sensu? - Majka poczuła zawód.
- Nie, ale łatwiej znaleźć drzwi, niż to, co mi dałaś. Jeśli nawet ktoś coś zapisał na ścianie, czy obrazie, to tego może już nie być! Mówimy o latach 1200, 1300? Ile razy przemalowano te klasztory? - pytanie Agnieszki zawisło na chwilę w powietrzu.
- Właściwie, to nie wiem dokładnie, ale chyba około roku tysięcznego... Tyle, że wtedy mogła powstać komnata i drzwi, ale kiedy przestali z nich korzystać....
- Tego nie wiesz, tak? - wpadła jej w słowo Agnieszka - Dlatego uważam, że to nie ma sensu. Trzeba szukać drzwi i miejsca na klucz. To są rzeczy namacalne, a nie coś, co można zamalować, wyrzucić, czy spalić!  
- Rób jak uważasz – Majka poczuła się zmęczona – Ty się znasz, nie ja. Proszę tylko, żebyś to wzięła pod uwagę.  
     Rozmawiały jeszcze przez chwile, po czym Majka rozłączyła się i podała telefon Oskarowi.
- Dlaczego jej na to pozwalasz? - spytał, przyglądając jej się uważnie.
- Na co? - nawet nie starała się ukryć rozdrażnienia.  
- Wiesz, kim jesteś? - wskazał jej łóżko, a kiedy usiadła, ukląkł przed nią – Jesteś spadkobierczynią  Rosanny, najpotężniejszym umysłem w Zgromadzeniu, a może i na całej Ziemi. Ona nie może cię tak besztać.  
- Ale ona ma rację – westchnęła ze smutkiem – Tak bardzo chcę znaleźć te drzwi, że tracę rozsądek.
- Nieprawda – pokręcił głową – To ona go nie ma, bo przyjmuje tylko racjonalne argumenty, odrzucając to, co nieprawdopodobne. Ty wierzysz w istnienie i jednych, i drugich – ujął jej drobne dłonie i zamknął je w swoich - Nie wiem, o czym rozmawiałyście, ale wiem, że nikomu nie wolno tak się do ciebie odnosić. Nie w mojej obecności. Co ja mówię? Nigdy! Kiedy mnie nie ma w pobliżu, również! Jesteś wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju, po prostu jedyna!
- Kocham cię – po policzkach Majki spłynęły gorące łzy – Chociaż wiem, że patrzysz na mnie przez pryzmat naszej miłości, ale i tak mnie pocieszyłeś.  
- Ale ja cię nie pocieszam – słowa Oskara brzmiały poważnie – Użyj tego, co daje ci twój Dar. Nie staraj się zrozumieć. Rosanna ci go dała. Ten sam, przy pomocy, którego odnalazła drzwi. Dlaczego, skoro ją doprowadził na miejsce, nie miałby zrobić tego samego dla ciebie?  
     Majka podniosła na Oskara zdumione spojrzenie. W jego oczach odnalazła niezachwianą wiarę i pewność siebie. Wierzył w to, co mówi! Wierzył w nią... Najpotężniejszy człowiek w Zgromadzeniu klęczał przed nią i prosił, żeby w siebie uwierzyła. Czy mogła mu odmówić?  
- Dlaczego Nicolas dał jej to pióro? - przymknęła oczy i spróbowała odciąć się od wszystkiego, co ją otaczało – Czy ono coś oznacza?  
- Dostał je na rocznicę ślubu od mojej matki, ale prawie natychmiast oddał je Rosannie...
- Nie. Nie tędy droga... - wysunęła dłonie z rąk Oskara i ukryła w nich twarz – Monastyry. Najstarsze powstały około roku 1300 i coś, ale drzwi i sama komnata musiały istnieć wcześniej. One są pod klasztorem, a nie w nim! A skoro tak, to po co azyle?  
- Chronią wejście – głos Oskara dotarł do niej jak przez mgłę.
- Racja. Ale to oznacza, że trzeba tam być! Osobiście – coś jej tu nie pasowało – Raul był oburzony, kiedy poprosiłam o próbę z udziałem dziecka, czyli o fizyczne wejście do jego komnaty. Dlaczego?  
- Bo azyl wpuszcza tylko tego, kto wchodzi ze strażnikiem klucza – odparł Oskar.  
- A fizycznie może każdy – dokończyła za niego – Wystarczy wiedzieć, gdzie to jest. I mieć klucz!
     Tym razem Oskar się nie odezwał, ale na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Majka wysłuchała jego próśb.    
- Skoro babcia Rosanna odnalazła drzwi i wiedziała, że Swen też ich szuka, to powinna zrobić coś, żeby je ukryć lepiej, prawda? - myślała na głos – Powinna zrobić coś, co mu uniemożliwi odnalezienie wejścia... Nie miał klucza. Ona go miała i chciała dać Nicolasowi, ale to było zbyt oczywiste, więc dała go Judith, u której nikt nie szukał. „Moje słowa cię zaprowadzą”. Musiała to napisać do mnie, licząc, że dostanę klucz. Ale dokąd mnie zaprowadzą? Do drzwi?  
     Majka skupiła się na wszystkim, co przeczytała i usłyszała o klasztorach, dolinie Tesalskiej, i Meteorach. Strzępki informacji i dat zdawały się przenikać i układać w jakąś całość, ale nie mogła jej objąć. Musiała wyłowić z tego coś, co nie było typowe, coś, co nie pasowało... i nagle to dostrzegła.
- Monastyr Świętej Trójcy - wyszeptała – Okradziono go. Zniknął cały ikonostas wraz z ikonami – otworzyła gwałtownie oczy i napotkała intensywne spojrzenie Oskara. Wciąż przed nią klęczał – Powinniśmy to sprawdzić... – wyszeptała niepewnie.      
- Oczywiście – spróbował wstać, ale go powstrzymała.
- Mówisz to tak, jakbyś był pewien.
- Bo jestem. Ty mówisz dokąd iść, a ja idę za tobą. No, może w tym wypadku, przed, żeby sprawdzić, czy droga wolna.  
- Ale ja nie jestem pewna. Po prostu, tak mi się wydaje...  
- Mnie to wystarczy.
- A jeśli się mylę?
- To spróbujemy jeszcze raz – w jego głosie słychać było głębokie przekonanie.

Rozdział 25

Sycylia. Grudzień 2014
- Angelo - Laura zapukała cicho do drzwi pokoju syna – Angelo, chcę porozmawiać. Otwórz.
     Dopiero po dłuższej chwili usłyszała dźwięk przekręcanego klucza.
- Przepraszam, że czekałaś – Angelo, naciągał pospiesznie koszulkę.
- Jesteś niemożliwy! - roześmiała się, widząc jego zakłopotanie – Wiem, że nie lubisz ubrań i wiem, jak wyglądasz bez nich. Jeszcze nie tak dawno cię myłam.
- Ale to było „nie tak dawno” – zaczerwienił się.
- Wyrosłeś mi tak szybko – westchnęła – I choć tego nie chcę, muszę zacząć cię traktować bardziej jak dorosłego – pogładziła go po policzku – I zarost już masz.
- Mamo! - chwycił jej dłoń, ale widząc, jaka jest przejęta, przyłożył ją do ust i pocałował – Przecież wiesz, że cię kocham najbardziej na świecie.
     Objęła go i przytuliła, ale po chwili odsunęła się łagodnie.
- Siadaj – wskazała jedno z krzeseł – Musimy porozmawiać o twojej przyszłości.  
- Teraz? Tak nagle? - zaniepokoił się.
- Nagle, nie nagle – machnęła ręką, jakby odganiała natrętnego owada – Zaraz po zmierzchu mamy się zebrać w zamku Raula Gonzagi. Przypuszczam, że chce przekazać klucz synowi.
- Myślałem, że to się robi... - zatrzymał się wpół zdania. Nie chciał przy matce mówić o śmierci – W podeszłym wieku – wybrnął.
- Ja też tak myślałam, ale widocznie zaistniały specjalne okoliczności. Juan jest młody, ale należy do Rady. Maryann również darzy go zaufaniem. Co prawda ostatnio miało miejsce pewne... przetasowanie, jeśli chodzi o jego zaręczyny z Athiną, ale wydaje się, że załatwili to z Andriejem honorowo – spojrzała na syna.
- A co to ma wspólnego ze mną? - spróbował wytrzymać badawcze spojrzenie matki.    
- Rozmawiałam z Timothym i postanowiliśmy, że oboje zabierzemy na to spotkanie dzieci, czyli ciebie i Konstancję. Powinniście zacząć się przygotowywać do swoich ról, na wypadek...
- Mamo! - przerwał jej gwałtownie – Co się dzieje? Powiedz mi natychmiast! - w jego oczach błysnął lęk.
- Jeszcze nic – uspokoiła go – Ale musimy być gotowi. Coś wisi w powietrzu. Czuję to. Odbyłam długą rozmowę z Margaret. Też jest pełna złych przeczuć, a ona nigdy się nie myli.  
- A Timothy? Co on na to? - głos Angelo zaczął się łamać.
- Och, on ma Dar siły – wydęła usta – Ale zgodził się ze mną, że trzeba was bardziej wprowadzić.
- To, co ja mam robić? – wyprostował się - Na tym spotkaniu.  
- Uważać. Po prostu będziecie obserwować, co my robimy. To krótka, ale ważna uroczystość. Oczywiście, jeśli to faktycznie będzie przekazanie klucza – zawahała się – A co sądzisz o Konstancji? Widziałam, że sporo tańczyliście na balu.
     Angelo wzniósł oczy do sufitu i westchnął.  
- Jesteście bardzo młodzi i nie pytam o małżeństwo! - zniecierpliwiła się.  
- To o co konkretnie?
- Ma ciekawe połączenie Darów. Siła i Strategia. Po prostu chciałabym wiedzieć.
- Jest trudna – odparł po namyśle.
- Trudna? - zdumiała się.
- Nigdy nie wiesz, co naprawdę myśli.
- Och! Jest prawie dzieckiem.
- No, to niech Natura ma nas w swojej opiece, kiedy dorośnie! Żartowałem – roześmiał się na widok jej miny – Jest jak kumpel, chociaż to baba.      
- Szkoda – westchnęła.
- Jest ładna – przyznał – I fajnie się z nią gada, ale naprawdę, co ona ma w głowie, to nie wiem.
     Laura spojrzała na syna z sympatią. Położyła mu dłoń na głowie i zmierzwiła włosy.
- Bądź gotowy tuż po zachodzie słońca, dobrze?  
---
Grecja. Grudzień 2014.
     Monastyr pod wezwaniem Świętej Trójcy wybudowano na samotnej skale, podnóże której z jednej strony przylegało do większego masywu. Można się było tam dostać na dwa sposoby. Albo tunelem wykutym w skale, po niezliczonej ilości stromych schodków, albo starą windą, zawieszoną na pionowej linie. Ten drugi sposób od lat służył mnichom już tylko do transportowania żywności, więc bez żalu wybrali schody.    
     Majka i Oskar znajdowali się już w połowie drogi na górę, kiedy telefon Oskara dał o sobie znać. Wyjął go i spojrzał na wyświetlacz. Brak zasięgu.
- Sam, masz zasięg?  
     Rudowłosy chłopak wyglądał na przejętego rolą, jaka mu przypadła. Wyjął komórkę i zbiegł szybko niżej, przeskakując po dwa stopnie. Rozmawiał chwilę, po czym uspokojony wrócił do Majki i Oskara.  
- U Johana wszystko w porządku. Stąd ich nie widać, ale pilnują obu dróg.  
- Johan nas ubezpiecza, ale wiesz, jaki jestem... – Oskar posłał Majce przepraszające spojrzenie.  
- W porządku  - odparła, zerkając na pokonaną drogę bez entuzjazmu.
- Idziemy dalej? – Oskar ruszył w górę.
     Majka czuła dziwne podniecenie. Po drodze opowiedziała mu o monastyrze. Zgodnie z tradycją został on wybudowany w 1438 roku przez mnicha Dometiusza, jednak z pisma wodza wojskowego Symeona Uresi, wynikało iż powstał wcześniej, bo już w roku 1362 był całkiem zaawansowanym zespołem klasztornym. Obecnie zamieszkiwało go tylko kilku mnichów, a turyści rzadko tu zaglądali. Miejsce było idealne. Podobnie zresztą, jak pozostałe monastyry. Tyle, że z żadnego nie skradziono ikon. Drobiazgi, owszem, ale taki skarb?  
- Dziewięćdziesiąt! - zatrzymała się, by złapać oddech - Jeszcze czterdzieści. Powiesz mi, jak to zrobiłeś, że pozwolili nam wszystko zwiedzić? - spytała.  
- Powiedziałem, że mam greckich przodków, którzy się tu modlili, ale nie mogę tu przyjechać w sezonie, bo moja żona jest zwariowaną celebrytką.
- Wszystko zrzuciłeś na mnie! - udała zagniewaną.  
- Okazali się bardzo wyrozumiali, więc chyba było warto. Poparłem prośbę datkiem na odnowę – wyszczerzył do niej zęby – Sam, prowadź.
     Majka przewróciła oczami i pomaszerowała za Samem. Pochód zamykał Oskar. Pokonanie pozostałych czterdziestu stopni okazało się sporym wyczynem, ale roztaczający się z tego miejsca widok wynagrodził im trudy. Oskar sięgnął po telefon.
- Nie rozumiem – pokręcił głową – Powinien być tu zasięg. Nic nie zasłania... - rozejrzał się.  
- Mistrzu, to Grecja – Sam rozłożył ręce – Jeśli trzeba zawiadomić Johana, to do niego zejdę.
- Nie, po prostu mnie denerwuje, że nie mamy kontaktu ze sobą – Oskar machnął ręką - Gdyby coś się działo, to Johan już by tu był.  
     Podeszli do drzwi, gdzie czekał na nich jeden z czarno odzianych mnichów i pokłoniwszy się, wprowadził ich do obszernego przedsionka. Sam pozostał przed drzwiami. Mnich powitał Oskara  po angielsku, ignorując całkowicie Majkę. Potem wypowiedział kilka kwestii po grecku, po czym oddalił się, pozostawiając ich samych.  
- Co teraz? - Oskar rozpiął sportową kurtkę.
- Musimy wszystko obejrzeć – zadecydowała Majka – Ty prawą stronę, ja lewą.
     Podobnie, jak w poprzednim klasztorze, obeszli całą nawę, szukając miejsca, gdzie można by ukryć drzwi. Niczego jednak nie znaleźli. Majka stanęła na środku i zadarła głowę.  
- Ikonostas, który skradziono przedstawiał czterech ewangelistów – powiedziała głośno, a jej słowa odbiły się od surowych ścian. Z fresków patrzyły na nią postaci o wschodnich rysach i ponurych spojrzeniach. Wzdrygnęła się – Zniknął w 1979 roku i nigdzie nie pojawiły się ani ikony, ani ramy, które były równie cenne, jak obrazy. Niestety nie udało mi się odnaleźć żadnego zdjęcia, a ten tutaj został odtworzony z pamięci – westchnęła.  
– Jeden z braci mówi trochę po francusku. Niestety ma dziś dyżur w kuchni, więc możemy z nim porozmawiać dopiero jutro. Mówił, że po śniadaniu może nas oprowadzić. Mają tu małe muzeum i podobno nieźle zaopatrzoną piwnicę.  
- To z nim ustalałeś przez telefon wynajęcie pokoi gościnnych? - spytała, podchodząc do bocznej nawy wyciosanej w skale na kształt niewielkiej rotundy – Skała... – szepnęła, przesuwając opuszkami palców po zimnej nierównej powierzchni. Miała wrażenie, że przyciąganie ziemskie działa w tym miejscu inaczej, jakby mocniej. Obejrzała dokładnie ściany i podłogę – Nic – westchnęła.
     Na ścianie wisiał tylko jeden obraz, przedstawiający poważnie wyglądającego młodego mężczyznę. Kaplica nosiła imię Świętego Jana. W tle dostrzegła wodę i kawałek gałęzi z kulą dojrzałej pomarańczy. Wszystko było  ciemne i mało wyraziste, jakby znaczenie miała tylko postać na pierwszym planie. Żadnych napisów po grecku. Nawet pojedynczej literki.
- Nic – powtórzyła.
- Pozwolili nam obejrzeć najniższą część – Oskar objął Majkę ramieniem i wskazał wyjście – Wchodzi się z zewnątrz. Mówił, że nie zamykają drzwi.
- A możemy ją zobaczyć teraz? - Majka przypomniała sobie piwnice w zamku Juana.
- Jasne! Sam, chodź z nami – Oskar poprowadził ich do wyjścia. Na dziedzińcu skręcił w prawo i po przejściu kilkunastu kroków zszedł w dół po kilku ciosanych w kamieniu schodkach. Nacisnął żelazną klamkę i popchnął ciężkie drewniane drzwi.
     Wszedł pierwszy i obmacawszy ścianę obok framugi, przekręcił zabytkowy przełącznik prądu. Światło pochodziło z gołych żarówek, zwisających wprost z sufitu na grubych czarnych drutach.  
- Niesamowite! - Sam stanął jak wryty.
- Prawda? - Majka uśmiechnęła się na widok jego zachwytu.  
     Pomieszczenie ciągnęło się pod prawie całym budynkiem. Podzielone było na coś w rodzaju naw, przez rzędy grubych przysadzistych kamiennych kolumn. Pomiędzy nimi ułożono pękate drewniane beczki i ustawiono skrzynki wypełnione okurzonymi butelkami z zielonego szkła.  
- Popatrzmy... - Majka wyciągnęła z przewieszonej przez ramię torby kilka kartek formatu A4 i rozłożyła je na podłodze – Tu jest wejście, którego użyliśmy. Na końcu jest winda – wskazała niewielki kwadracik – Tam jest otwór, z którego spuszczana jest platforma – Jeśli nałożymy na to plan świątyni... - ustawiła odpowiednio kartki i uniosła je w górę, tak by światło najbliższej żarówki wydobyło obraz - Powinniśmy pójść naprzód i przy ósmym... nie, siódmym filarze... tak... to będzie dokładnie pod rotundą.
- A dlaczego właśnie tam? - Oskar przyjrzał się szkicom.
- A dlaczego nie? - Majka ruszyła naprzód, licząc filary – W zamku Manzanares el real drzwi są ukryte właśnie w piwnicy z winami. Rotundę wyciosano w kamieniu i pod nią nie ma piwnicy. W zamku było podobnie. Komnatę wyciosano w kamieniu, a nad nią powstał zamek, ale nie dokładnie nad wejściem...      
     Zatrzymali się w miejscu, które wyznaczyła. Po prawej stronie ściana rzeczywiście była fragmentem skały. Doskonale widać było na niej rzędy krótkich rowków - śladów po przyłożeniu dłuta. Miała jakieś pięć metrów długości. Dalej przechodziła w mur z kamienia tego samego koloru, co skała. Majka stanęła przed ścianą i położyła na niej dłonie. Nic niezwykłego się nie stało, a jednak to miejsce coś w sobie miało. Coś nieuchwytnego... Przymknęła oczy.  
- Mistrzu... - szepnął Sam, który nie wiedział, co ma ze sobą zrobić.
- Ćśśś – Oskar przyłożył palec do ust i pokręcił głową.  
     Nic nie powinno teraz przeszkadzać. Wierzył święcie, że Majka odnajdzie to, czego szuka. I choć z jednej strony napawało go to lękiem, to jednak czuł, że tak musi być.  
- Już to widziałam – oświadczyła nagle Majka – I nie chodzi o klasztor, tylko o to miejsce. Mam w głowie obraz tej ściany... - przechyliła głowę – Tylko, że... - cofnęła się o kilka kroków i przymknęła oczy – Patrzę na nią z pewnej odległości i jakby... - kucnęła i otworzyła oczy – Jakby stąd!
     Za plecami miała potrójny rząd skrzynek, wypełnionych pustymi butelkami, odwróconymi dnem do góry. Gruba warstwa kurzu świadczyła o tym, że od dawna nikt ich nie ruszał. Majka spojrzała pod nogi. Podłogę stanowiła lita skała, nosząca ślady dłuta, podobnie jak kawałek ściany. Tu kurz był jeszcze grubszy.  
- Daj latarkę – zwróciła się do oniemiałego Sama, po czym obeszła rząd skrzynek i zaczęła oglądać podłogę.  
     Obaj towarzyszący jej mężczyźni uklękli i zaczęli odgarniać kurz wiązkami wyciągniętych ze skrzynek pakuł. Prowizoryczne narzędzia do sprzątania wzniecały całe obłoki kurzu, więc po chwili wszyscy troje zaczęli kaszleć i prychać.
- Popatrz tu – Oskar przesunął palcem wzdłuż rzędu skrzynek – To rysa. Wygląda, jak pękniecie...    
- Ale skała tak nie pęka – sapnęła Majka – Zbyt regularne.
     Sam chwycił jedną ze skrzynek i odstawił ją na bok. Sięgnął po kolejną. Po chwili cała trójka zabrała się do pracy. Odstawili na bok wszystkie skrzynki, odsłaniając cały odcinek podłogi między siódmym a ósmym filarem. Ich oczom ukazało się niewielkie owalne zagłębienie tuż obok jednego z filarów. Majka i Oskar spojrzeli sobie w oczy.    
- Sam, musimy zatarasować drzwi – Oskar wstał z klęczek i otrzepał spodnie – Nie wolno ci tu nikogo wpuścić. Rozumiesz?
- Tak, Mistrzu – chłopak przełknął głośno ślinę – A Johan? - spojrzał na zegarek – Jesteśmy tu ponad dwie godziny. Z nastaniem zmierzchu, przyjdzie na górę.  
- Do tego czasu powinniśmy skończyć. Nawet, jeśli spróbuje tu wejść, nie wpuścisz go, póki ci nie pozwolę.
- Tak jest, Mistrzu.
     Majka odruchowo dotknęła zagłębienia między piersiami, gdzie pod bluzką spoczywał jaj kamień-klucz. Umyślnie nie zamknęła go w medalionie, lecz w specjalnej materiałowej torebce na mocnym pasku. Oskar i Sam z trudem podnieśli z podłogi jedną z beczek i postawili ją koło drzwi. Po chwili dostawili dwie kolejne.  
- Schowaj się i obserwuj drzwi. Nikogo tu nie dopuszczaj, póki nie wyjdziemy – polecił Oskar.
      Kiedy Sam się wymknął, zatarasowali drzwi beczkami.  Majka z drżeniem rąk wyjęła swój kamień.  
- Ma inny kolor - zauważyła – Ale wielkość odpowiada. Wolałabym, żeby Sama przy tym nie było – dodała po chwili.
- Johan za niego ręczy.  
- Nie o to chodzi. Nie wiem, czy z kimkolwiek podzielimy się tą informacją – powiedziała cicho – A jeśli nie będzie mógł wyjawić tego miejsca nawet następnemu Mistrzowi? Nie wiemy, co tam jest...
- Cholera! Masz rację – Oskar zmarszczył czoło.
- Zakląłeś – szepnęła, zdając siebie sprawę, że oboje próbują odwlec nieuniknione.      
     Stała obok filaru, ważąc w dłoni kamień. Może się nie otworzą, przemknęło jej przez myśl. Kucnęła.  
- Powinnam wejść sama – powiedziała bez przekonania.  
- Zobaczymy – Oskar przykucnął naprzeciw niej.
- Cheimonas – szepnęła i z ociąganiem położyła czarny, połyskujący hematytowymi cyrkoniami kamień w  zagłębieniu.
     Przez chwilę panowała cisza, o czym rozległo się głuche szczęknięcie, jakby kamień uderzył w kamień. Szczelina zrobiła się wyraźniejsza. Zaniemówili z wrażenia.  
- Odsuńmy się – Oskar przytomnie złapał Majkę z rękę i odciągnął w bok.  
     Kamienna płyta drgnęła i powoli zaczęła odsłaniać im ciemną, nieprzeniknioną czeluść korytarza. Przez ich twarze przewinęły się dziesiątki uczuć: zdumienie, radość, zachwyt, wahanie, lęk...  
     Kiedy wszystko ucichło, Majka chwyciła latarkę i skierowała snop światła do czarnego otworu. Rząd wąskich stromych schodków prowadził w dół. Mieli wejść do brzucha góry?  
- Idę – rzuciła drżącym głosem.
- Idę z tobą – Oskar wyciągnął dłoń po latarkę – Nie puszczę cię samej.
- No, nie wiem... - zawahała się.
     Nagle obleciał ją strach. Bała się tam iść, nie wiedząc, co jest na dnie, ale równie mocno bała się, że to coś może być groźniejsze dla Oskara, niż dla niej.  
- Idziemy! - Oskar zdawał się nie podzielać jej obaw – Cokolwiek nas tam czeka, stawimy mu czoło razem – pocałował ją i zrobił pierwszy krok.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 6220 słów i 34532 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Drum2010

    Oj lubisz budowac napiecie :) w takim momencie zakonczyc :( mam nadzieje ze nie dasz nam dlugo czekac na kolejna czesc :) :ciuch:

    10 paź 2016

  • Użytkownik Roksana76

    @Drum2010 , no staram się, jak mogę. Jak tylko 13 wyjdzie z poczekalni, to dodam kolejną część. Pasuje?

    10 paź 2016

  • Użytkownik KAROLAS

    Cudo

    9 paź 2016