Meteory. Po zachodzie słońca 12

Meteory. Po zachodzie słońca 12Rozdział 21

- Witaj Heleno – Mistrz powitał elegancką kobietę, która wkroczyła do jego ulubionego gabinetu, z wyjątkową uprzejmością – Co cię do mnie sprowadza? Czyżbyś przemyślała moją propozycję?
- Och, Mistrzu... – Helena Littenstein–Kraft roześmiała się nerwowo – Myślę, że wiesz doskonale, co mnie do ciebie sprowadza.
- Ja? - uniósł brwi, manifestując bezgraniczne zdumienie – Nie mam pojęcia. Czyżby stało się coś złego? Jesteś wzburzona.
     Helena miała na końcu języka ciętą ripostę, ale w porę wyhamowała. Nie tędy droga, postanowiła. Jeśli chciała coś uzyskać, musiała wykazać się cierpliwością. Od czterech dni nie była w stanie odszukać Marianny. Zapadła się, jak kamień w wodę. Jedyne, co miała to informację, że wyjechała na jakieś stypendium archeologiczne z kobietą, której opis odpowiadał Judith Banch.
- Owszem – siliła się na spokój - A jaka mam być po śmierci Judith?  
- Znałaś ją? - Mistrz przyjrzał jej się uważnie.
- Nie. Może raz ją spotkałam, ale dawno temu – przyznała – Nasze matki się znały. No, ale ostatecznie mieszkała w moim kraju!
Taak – Mistrz przygładził siwe włosy – Nikt nie znał biednej Judith... Trudno się dziwić – dodał po chwili zadumy – Tak to jest, jak ktoś dorasta z dala od Zgromadzenia. Jest sam i zagubiony... Nie rozumie Daru, ani jego błogosławieństwa... Błądziła, ale w końcu odnalazła swoje miejsce. - pokiwał głową.
     Helena poczuła, że w „normalnych” warunkach nogi by się pod nią ugięły. On coś wiedział. Była tego pewna.  
- Czy to prawda, że za śmierć Judith odpowiedzialny jest Swen? - spytała z niepokojem.
- Niestety tak. - westchnął – Bardzo nad tym ubolewam.
- Ja też – przyznała – A czy... Czy wiadomo coś o innych? To znaczy... Czy były z nią inne osoby?  
- Nic mi nie wiadomo na ten temat – Mistrz wciąż jej się przyglądał – Dlaczego pytasz?
- Tak tylko – siliła się na obojętny ton, ale serce o mało nie wyrwało jej się z piersi.  
- Nie zastanawiałaś się, dlaczego zginęła? Albo raczej, dlaczego teraz? - spytał nagle.
- Szczerze mówiąc nie... - spuściła głowę, nie mogąc wytrzymać przenikliwego spojrzenia błękitnych oczu.
- Judith tak naprawdę nigdy nie opuściła formalnie Zgromadzenia – ciągnął Mistrz – Dlatego ostrzegliśmy ją, że może być celem ataku. Niestety, nie posłuchała i zwlekała zbyt długo... - zawiesił głos.
- Wiedzieliście? - Helena wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami.  
- Mieliśmy pewne sygnały. - Mistrz jakby celowo dawkował jej informacje - Była w posiadaniu tajemnicy, którą nie chciała się podzielić ani z nami ani ze Swenem.  
- Tajemnicy? - przełknęła głośno ślinę – Jakiej tajemnicy?
- Dotyczącej pewnej dziewczyny...  
- O, boże! - Helena załamała ręce.
     Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że najprawdopodobniej Mistrz już wiedział o istnieniu Marianny, ale czekał na jej reakcję, żeby się upewnić. Dała mu to, czego chciał.
- Co z tą dziewczyną? - Zastanawiała się, czy zagrać w otwarte karty – Została uprowadzona?
- Nie – głos Mistrza nie zdradzał żadnych emocji – Ukryła się. Czyżbyś coś o niej wiedziała?
- Ja? Nie... - Helena z trudem hamowała złość. Nie mogę do niej dotrzeć, panikowała. Jak to możliwe? Ona nie ma pojęcia, jak to działa! Skąd miałaby się dowiedzieć, jak się ukryć? Od Judith? Od... - zacisnęła dłonie w pięści, ale zaraz je rozprostowała – Ty... ty ją ukryłeś? Jest tutaj? W tym zamku?!
- Heleno, nie mogę ci udzielać takich informacji. Przecież wiesz...- Mistrz zrobił krok w stronę otwartego na oścież okna i odetchnął głęboko. Zapach maciejki docierał aż tutaj – Gdyby należała do twojej rodziny, to by zmieniało postać rzeczy... - urwał w połowie zdania.
- Oczywiście... - odwróciła głowę, by nie mógł zauważyć, jak bardzo nią to wstrząsnęło. Zatoczyła się na fotel. Nagle zdała sobie sprawę, że sama odebrała sobie broń. Przynajmniej jest bezpieczna, pocieszała się. Przecież w końcu do niej dotrze, albo ją przywoła. Wcześniej czy później, ale zrobi to!
- Heleno, wydawało mi się, że chcesz mi coś powiedzieć... - zawiesił głos, jakby chciał ją zachęcić.
- Nie! - odparła szybko – Dziękuję ci za poświęcony czas. Muszę wracać do rodziny.
- Zastanów się, czy nie lepiej byłoby dla was, gdybyś przyjęła zaproszenie do Zgromadzenia? - ponowił prośbę.
     Żebyś miał prawo rozporządzać losem Marianny? Niedoczekanie twoje! Nie pozwolę by nasze poświęcenie poszło na marne.
- Jesteś wspaniałomyślny, ale dziękuję – kiwnęła mu głową.  
- Skoro tak postanowiłaś... - westchnął – Niech tak będzie.
     Wychodząc, Helena wciąż myślała nad jego ostatnimi słowami. Co to miało znaczyć? Czyżby miał już plany?  
- Helena? - usłyszała miły kobiecy głos.
     Wysoka ciemnowłosa kobieta w średnim wieku stała obok schodów prowadzących na dziedziniec.  
- Witaj Lady Margaret – rozpoznała synową Mistrza – Dawno cię nie widziałam. Jak sobie radzisz?
- Dziękuję. Max dba, żebym się nie nudziła – powiedziała z delikatnym uśmiechem – A co ciebie tu sprowadza? Czyżbyś jednak postanowiła do nas wrócić?
- O nie! – Helena pokręciła głową z dezaprobatą – Ja się nie nadaję do takiego życia. Moja rodzina tym bardziej. Mam większe ambicje, niż wydać na świat materiał do przekazania Daru.
     Delikatny uśmiech nie zniknął z twarzy Margaret. Jeśli poczuła się dotknięta słowami Heleny, to doskonale potrafiła to ukryć.
- Cóż, jestem dumna z mojego syna. Ma duże szanse zostać Mistrzem – powiedziała powoli – Ofiara jaką złożył mój mąż nie pójdzie na marne.    
- Przepraszam – bąknęła Helena. Jej niewyparzony język znów wprawił ją w zakłopotanie. Nagle coś jej zaświtało. Coś, co sprawiło, że włosy stanęły jej dęba. - Gratuluję, naprawdę – wyszeptała bez tchu. Jak on miał na imię? Oskar? - A co słychać u Oskara?  
- Rzadko go teraz widuję – w głosie Margaret smutek mieszał się z matczynym ciepłem – Jest taki zajęty! Ale mężczyzna z jego ambicjami taki powinien być.
     Marianno, gdzie ty do diabła jesteś? Helena czuła, że ogarnia ją panika.  
---  

Wyspy greckie. Lipiec 2014.
     Dwa kolejne dni i dwie noce upłynęły Majce podobnie. Podczas żeglowania czytała, starając  się jak najwięcej dowiedzieć o Zgromadzeniu i Darze. Oskar zwykle w tym czasie pracował przy komputerze. Wspólne posiłki były okazją do bliższego poznania chłopaków z załogi, którzy stopniowo przyzwyczajali się do jej obecności.  Po zachodzie słońca odwiedzali rożne miejsca. Raz odwiedzili zamek, żeby wziąć z biblioteki kolejną książkę i spotkać się z Mistrzem. Starszy pan jak zwykle był dla niej miły i prosił o jeszcze trochę cierpliwości. O dziwo, przyjęła to spokojnie i wyrozumiale. Po raz pierwszy czuła się na swoim miejscu. Zastanawiała się tylko, jak wróci na studia, ale ostatecznie przed nią były jeszcze dwa miesiące wakacji. No, i miała koło siebie Oskara. Coraz częściej łapała się na tym, że jej ciało reagowało na każde jego dotknięcie mocniej niż by sobie życzyła. On jednak zdawał się panować nad sobą, choć podświadomie czuła, że to tylko pozory. Zaczynało do niej docierać, że odczuwa fizyczny pociąg. Chciała mieć jednak pewność, że we właściwym kierunku, zanim zdecyduje się na krok. Zadzwoniła do Marka, ale nie udało jej się z nim porozmawiać, choć tak bardzo jej na tym zależało.
- Co się dzieje? - Oskar zauważył, że odkłada telefon do szafki nad biurkiem nawigatora z zawiedzioną miną – Coś z rodzicami?
- Nie, w porządku... - zawahała się – Co dziś robimy?
- A co byś chciała? - utkwił w niej badawcze spojrzenie.  
     Poczuła się „przyłapana”. Do tej pory nie rozmawiali o Marku. Powinna mu powiedzieć?  
- Muszę załatwić jedną sprawę, a potem jestem do dyspozycji – powiedział nagle.
- Poczekam na ciebie, a potem... zrób mi niespodziankę – rzuciła.  
     Chyba nie była jeszcze gotowa na bardziej intymną rozmowę.  
- No, to do zachodu słońca – roześmiał się z dziwnym wyrazem twarzy.  
---      
     Płaskowyż na którym ustawiono namioty archeologów porośnięty był skąpą roślinnością składającą się jedynie z wysokich traw i kilku krzewów. Zakwaterowanie w pobliskiej wiosce dawałoby może więcej wygód, ale zmuszałoby do pokonywania codziennie dystansu kilku kilometrów w morderczym zwrotnikowym klimacie. Rozlokowując się w namiotach badacze zyskiwali dodatkową godzinę snu i... widok! Region Cuzco obfitował w krajobrazy niczym z filmów National Geographic.  
     Oskar nigdy dotąd nie zwracał uwagi na otaczającą go przyrodę, a przecież cała jego rodzina, ba, całe Zgromadzenie zajmowało się ochroną tego, co natura dała człowiekowi. Jak to się stało, że nagle zauważał krople wody wiszące na końcach ogromnych liści, że słyszał szelest poruszanych wiatrem szorstkich traw?  
      Majka ostrożnie, tak by nie potrącać gałęzi, mijała kolejne drzewa. Wreszcie stanęła na skraju lasu, kryjąc się w mroku. Oskar zatrzymał się w bezpiecznej odległości. Wiedział, że nie będzie mogła go zobaczyć, ale mogłaby wyczuć jego obecność. W duchu dziękował sobie, za to, że nie zdradził jej wszystkich sekretów związanych z Darem. Patrzył na jej drobną sylwetkę tkwiącą nieruchomo obok potężnego pnia.  
     Archeolodzy siedzieli przy ognisku. Z daleka docierała do Oskara mieszanka słów wypowiadanych w różnych językach. Dominował angielski i hiszpański, ale zdarzały się też polskie. Nagle Majka wyprostowała się, jakby chciała dodać sobie kilka centymetrów i wyciągnęła szyję w stronę obozowiska. Oskar podążył za jej wzrokiem. Na tle ciemnego brezentu zauważył sylwetkę młodego mężczyzny. Miał na sobie lekkie spodnie khaki i koszulę z podwiniętymi rękawami. Szeroko rozłożone ramiona uniósł powoli w górę i przeciągnął się z głośnym ziewnięciem. Następnie odwrócił się tyłem do namiotów i ruszył w las. Na szczęście nie w stronę, gdzie stała Majka.  
     Oskar cofnął się o kilka kroków, aby nie ryzykować przypadkowego potrącenia przez idącego, ale tamten zatrzymał się jakieś pięć metrów wcześniej. Po chwili do uszu Oskara dotarło ciche pogwizdywanie i odgłos świadczący o tym, że mężczyzna opróżnia pęcherz. Uśmiechnął się do siebie. Faceci na całym świecie robili to w ten sam sposób. Nagle kątem oka zobaczył ruch i zamarł. Majka ostrożnie przesuwała się w jego stronę, kryjąc się za pniami drzew. Widział wyraźnie jej przygiętą sylwetkę. Dużo ryzykowała. Musiała być naprawdę zdeterminowana. Na szczęście zatrzymała się w porę. Mężczyzna tymczasem skończył, poprawił spodenki i ruszył w stronę namiotów. Oskar dokładnie widział, jak Majka odprowadza go wzrokiem. Wycofał się. Zobaczył dość.      

Rozdział 22

- Już wróciłeś? - materializuję się w kajucie „Insomni” i widzę Oskara.
- Tak, przed chwilą. A ty gdzie byłaś?- pyta.
- Sprawdzałam jak sobie radzę z wyborem miejsca. Chyba już to opanowałam. – silę się na obojętność. Źle zrobiłam. Widok Marka mnie przygnębił. - Nauczysz mnie czegoś nowego? - staram się odwrócić uwagę Oskara.
- Postaram się – mówi z ciepłym uśmiechem - Daj mi rękę i uwolnij umysł.
     Już to robiłam, więc tym razem wyciągam dłoń bez wahania. Oskar związuje nas niewidzialną nicią, po czym otacza nas gęsta mgła. Nagle widzę wyłaniający się krajobraz. To jakaś rajska wyspa! Jesteśmy zawieszeni nad nią. Ale cudna!  
- Lubisz morze? - Oskar szczerzy do mnie zęby.
- Uwielbiam!  
     Szybujemy przez chwilę nad porośniętą palmami środkową częścią wyspy, po czym Oskar pociąga mnie w dół, kierując się na plażę. Po chwili stoimy na gorącym piasku.  
- Chcesz się pokąpać? - pyta, ściągając przez głowę koszulkę.
- Mamy pływać? Myślałam, że będziesz mnie uczył – przyglądam mu się podejrzliwie. Dlaczego mnie tu zabrał? Wie, że jestem smutna. Czy wie, dlaczego? Podglądał mnie? Nie, to niemożliwe, zauważyłabym go, wyczułabym...
- Chcę ci po prostu pokazać jakie jeszcze możliwości daje Dar – uśmiecha się do mnie wesoło, beztrosko. - Połączymy to z przyjemnościami.
- W porządku – A ja go podejrzewałam, ganię się w myślach – Co mam robić?
- Zdejmij ubranie. To bezludna wyspa, nikt nas nie zobaczy – unosi dłonie i otacza nas niewidzialną aurą.
- Skoro jest bezludna, to czemu nas chronisz? - śmieję się.
- Bo po pierwsze ktoś mógłby szukać mnie lub ciebie, a po drugie chłopaki znają to miejsce, a ja nie chcę się z nimi dzielić widokiem – znacząco unosi brwi , a ja się czerwienię.
     Mam się rozebrać? Zastanawiam się. Przecież mogłabym pływać w majtkach. Mam je pod ubraniem. Chce mnie nagą?
- Zrób to dla mnie – Oskar podchodzi do mnie i dotyka ramiączka mojej bluzki – Proszę – ma taki seksowny głos.
- Oskar, ja... - Jak mam mu powiedzieć, że to byłoby nie fair w stosunku do Marka, skoro on nawet nie wie o jego istnieniu. Muszę najpierw z nim porozmawiać, powiedzieć mu, że jest ktoś inny. A jest? Jestem skołowana.
- Chcę ci tylko pokazać jaki człowiek czuje się wolny w wodzie, kiedy nie ma na sobie ubrania – szepcze.
     Dlaczego, kiedy tak do mnie mówi, ja mam wrażenie, że za chwilę użyje słowa seks? Dlaczego w jego obecności czuję się jak po szampanie? Czy to wpływ tego, co nas otacza, czy jego? Powoli zsuwam sukienkę. Oskar patrzy na mnie głodnym wzrokiem. Podnieca mnie to bardziej, niż bym chciała. Rozpina spodenki i zsuwa je razem z bielizną. Nie mam odwagi spojrzeć w dół. Patrzę mu w oczy i powoli zdejmuję majtki.
- Chodźmy do wody – bierze mnie za rękę.
     Płyniemy pod wodą obok siebie, w niewielkiej odległości, ale na tyle dużej, żeby się nie dotykać. Zerkam ukradkiem na Oskara. Pięknie wygląda. Słońca prześwieca przez wodę i tańczy po jego nagim ciele. Nie widzę dokładnie, ale wydaje mi się, że jest trochę podniecony. Nagle odwraca głowę w moją stronę i coś pokazuje. Coś z przodu... Delfiny! Całe stado. Płyniemy tam.
     Patrzę jak urzeczona na szare obłe ciała. Są w ciągłym ruchu. Co jakiś czas podpływają do powierzchni, żeby potem zanurkować w dół. Nagle zauważam parę. Płyną obok siebie, opływają się nawzajem, jakby robiły podwójną śrubę. Ale pięknie! Zerkam na Oskara, a on się uśmiecha. Delfiny ustawiają się do siebie brzuchami i nagle... o kurwa!  Z brzucha jednego z nich wysuwa się długi penis. Łączą się ze sobą! Bzykają się! Czuję się zażenowana, ale nie mogę oderwać od nich wzroku. To niesamowite, że mogę to oglądać. Delfiny rozłączają się i samica podpływa do powierzchni, potem nurkuje, a obok niej pojawia się inny samiec, ociera się o nią. Płyną obok siebie, a potem... zakrywam dłonią usta. Samiec jest duży, większy od samicy. Płyną połączone, a on porusza mocno ogonem. Widzę, jak pod lśniącą szarą skórą pracują mięśnie. Ten widok mnie podnieca. Odwracam głowę i napotykam zaciekawione spojrzenie granatowych oczu. Wynurzam się, a delfiny odpływają.
- Czy to co widziałam...? - brak mi słów.
- Kopulowały – Oskar się śmieje.
- Ale ona zrobiła to z dwoma samcami! - jestem zszokowana.
- Takie mają zwyczaje. U ludzi też się tak zdarza – dodaje ostrożnie.
     Odwracam wzrok. Czuję się głupio.
- Chciałbym cię pocałować – mówi nagle.
- Zrób to – szepczę.
     Podpływa do mnie. Nasze ciała są śliskie. Unosimy się na wodzie bez trudu. Oskar ujmuje moją twarz i powoli obejmuje ustami moje. Pocałunek jest słony, głęboki, namiętny... Obejmuję go rękami. Czuję, jak jego członek nabrzmiewa. Mam taką ochotę przyjąć go w siebie. Dociskam brzuch do jego brzucha, mając pośrodku ten twardy podłużny kształt. Wystarczy trochę się unieść, rozchylić nogi... Moje ciało pragnie tego wypełnienia, choć mózg mówi mi, że nie powinnam. Natura pcha mnie do tego, by nasze ciała się połączyły, jak ciała delfinów... Język Oskara porusza się w moich ustach, bierze mnie w posiadanie, zniewala... Dlaczego mnie tu przyciągnął? Moje wnętrze pulsuje pożądaniem. Dlaczego całuje mnie tak namiętnie?  
- Os-kar – dyszę.  
- Płyńmy do brzegu – odpycha mnie lekko od siebie. Ma takie głębokie spojrzenie, takie niesamowite.  
     Nie mogę zebrać myśli. Płyniemy obok siebie. Wychodzimy na brzeg zdyszani, mokrzy. Kładziemy się na piasku, żeby odpocząć. Łagodne fale raz po raz obmywają nasze stopy.  
- Pięknie tu – szepczę.
- Wiesz, jak długo byłaś pod wodą? - Oskar odwraca się w moją stronę i opiera głowę na ręce. Jego nagie ciało pokrywają kropelki wody. - Prawie piętnaście minut.
- Och!
- Gdybyś sobie uświadomiła, że to niemożliwe, zaczęłabyś się topić – uśmiecha się.  
     Więc to jednak była lekcja. Przekręcam się na brzuch. Muszę znaleźć zajęcie dla rąk i widok dla oczu. Na piasku leżą płaskie owalne kamyki. Układam je jeden na drugim. Taką wieżyczkę.  
- To na pamiątkę? - Oskar podaje mi jeszcze jeden kamyk.
- Tak – szepczę – Na pamiątkę tej chwili.
     Nagle mam taką ochotę go pocałować! Kładę kamyk drżącymi rękami i przysuwam się do Oskara. Wie, czego chcę. Unosi moją brodę i jego usta opadają na moje. Całujemy się zachłannie. Nasze języki oplatają się wokół siebie. Czuję w brzuchu motyle. Cały rój! Nasze podniecenie jest namacalne, jakby powietrze wokół nas zgęstniało. Jęczę cicho, kiedy Oskar zaczyna ssać mój język. Przyciąga mnie do siebie... na siebie. Leżę na nim. Czuję jego wzwód uciskający mi brzuch. Pragnie mnie! Ja jego też! Na co czekamy? Jęczymy oboje. Oskar trzyma w dłoniach moją twarz. Bierze w posiadanie moje usta. Posuwa je językiem. Jestem bliska omdlenia. Uginam kolano i mam udo Oskara między nogami. Jęczę jeszcze głośniej, kiedy pociera mój obrzmiały srom. Już nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Tak bardzo chcę się kochać! Chcę się kochać z nim!
- Majka – Oskar dyszy – Musimy wracać.
     Odsuwa się ode mnie. Mam przed sobą jego oczy. Jest w nich coś niepokojącego, dzikiego i jednocześnie tak pociągającego... Oddycha jak po biegu. Ja też.  
- Musimy wracać... - powtarza szeptem i odwraca wzrok.
     Dlaczego? Powoli dociera do mnie, że on ma rację. Zbliża się wschód słońca. Ubieram się szybko. Oskar całuje mnie jeszcze lekko w usta i... już. Jesteśmy w mojej kajucie.
- Znikaj – odpycham go lekko i siadam na łóżku.  
     Czy mi się wydaje, czy był zakłopotany? Nie wiem. Nie chcę wiedzieć. Za to wiem coś innego, wiem, że tak naprawdę cały czas chcę właśnie jego.
     Zaraz po przebudzeniu Majka usiadła i  zaczęła nasłuchiwać. Miała nadzieję, że Oskar do niej przyjdzie. Nie myliła się. Dotarł do niej dźwięk naciskanej klamki, potem cichy szelest otwieranych drzwi. Zamarła, drżąc z emocji. Ciche kroki... i jej klamka drgnęła. Poczuła przyjemny dreszczyk gdzieś w okolicy pępka, albo może odrobinę niżej...?
- Oskar, dobrze, że nie śpisz – rozpoznała przyciszony głos Johana.  
- Tak? - z głosu Oskara niczego nie można było wyczytać.  
     Podwójne kroki powoli oddaliły się od jej drzwi.
- Cholera! - zaklęła cicho, a po chwili roześmiała się sama do siebie i padła na łóżko. Wyglądało na to, że Johan pilnował nie tylko jej.  
---
- Coś ważnego? - głos Oskara nie zdradzał, jak bardzo ta rozmowa była dla niego nie w porę.
- Wybacz, ale to nie może czekać – Johan podał mu jedno ze zdjęć zrobionych przy zaporze – Ktoś tam był – stwierdził i wskazał niewielką plamkę widoczną na tle szarej masy betonu.
- Nie wyczuliśmy go – Oskar westchnął – Wiadomo, co tam robił?  
- Może to przypadek, ale nie sądzę... – głos Johana brzmiał poważnie – Już rozmawiałem z chłopakami. Będą się mieć na baczności, ale wy też uważajcie.  
- Taaak... - pokiwał głową z roztargnieniem – Powiększ to. Może da się coś więcej z tego wydobyć.  
     Swen, czy Helena? To było pytanie za sto punktów. Jedno i drugie stanowiło zagrożenie, choć każde innego rodzaju.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 3678 słów i 20475 znaków.

Dodaj komentarz