Meteory. W blasku dnia 12

Rozdział 22
Grecja. Grudzień 2014
     Majka krążyła po hotelowym pokoju, jak tygrys zamknięty w zbyt ciasnym pomieszczeniu. Mimo jej usilnych próśb, Oskar nie chciał jej zabrać ze sobą do Timothy'ego. Niby przyjęła do wiadomości jego argumenty, ale i tak była zła. Nie mogąc znaleźć sobie miejsca, wyciągnęła kartki z tłumaczeniem zwoju i zaczęła je czytać. W sumie tekstu nie było dużo, ale Manuela dopisała jej na odwrocie, że treść spisano w trzech identycznych egzemplarzach i umieszczono razem w jednej puszce.  
- Dziwne – mruknęła do siebie – dlaczego mając trzy takie same zwoje, nie wymienili się między sobą?
     Wróciła myślami do ich rozmowy o Juanie i Raulu. Czy to możliwe, że Juan kompletnie nie zdawał sobie sprawy, co knuł jego ojciec? Chciała w to wierzyć. Z drugiej strony, zyskałby na śmierci Oskara. A na wygaśnięciu jego rodu? Przypomniała sobie, jak Abigail próbowała się od niej dowiedzieć, czy Juan jej się podoba. Odegnała szybko nieprzyjemne myśli. Wstała i znów zaczęła chodzić po pokoju. Spojrzała na Oskara. Oddychał spokojnie.
- Co ty tam robisz? - rzuciła w jego kierunku, spoglądając na zegarek – Cholera!
     Wskazówki stały nieruchomo. Zaczęła się rozglądać za komórką. Znalazła obie na komodzie.  
- Prawie dwie godziny – szepnęła do siebie i znów spojrzała na Oskara.
     Poruszył się. Jego oddech przyspieszył, a gałki oczne zaczęły się rytmicznie poruszać pod powiekami. Majka podeszła do łóżka i wyciągnęła dłoń. Stała tak dłuższą chwilę, rozważając, czy dotknąć Oskara, czy nie. A jeśli robił coś ważnego, niebezpiecznego, a ona go rozproszy? Cofnęła rękę.  Odszukała szybko numer Anastazji.  
- Błąd połączenia?  - spojrzała na ekran wyświetlacza z niedowierzaniem. Wzięła drugi telefon. Oba nie miały zasięgu.
     Cicho, by nie obudzić Oskara, Majka wymknęła się na hotelowy korytarz.  
- Coś się stało? - cichy głos Johana sprawił, że podskoczyła.
- Tak, chodź tu na chwilę – przywołała go i cofnęła się do pokoju – Chciałam zadzwonić, ale nie ma zasięgu, a jeszcze rano był!
     Johan przyglądał jej się bez słowa, po czym przeniósł wzrok na Oskara i westchnął głęboko.
- Mam urządzenie zakłócające sygnał – powiedział powoli – Kiedy Mistrza nie ma z nami, ma być włączone.  
- Co takiego?! - krzyknęła, ale zaraz zakryła dłonią usta, spoglądając lękliwie na Oskara. Na szczęście na nim jej krzyk nie zrobił wrażenia. W odróżnieniu od Johana.  
- Wybacz, Maryann  - spuścił głowę – Z rozmowy z Mistrzem wynikało, że wiesz, dlaczego tak ma być.
     Majka wbiła ponure spojrzenie w śpiącego spokojnie męża. Oczywiście, że wiedziała, dlaczego, ale to go nie tłumaczyło.  
- Wiem dlaczego – przyznała niechętnie – Tylko nie rozumiem, z jakiego powodu zataił to przede mną.
- Nie zataił! – Johan wyglądał na zaskoczonego – Nie powiedział mi, że to tajemnica.
- Ale mnie nie powiedział, że jest takie urządzenie. Po prostu zakazał dzwonić.
- No właśnie. Skoro zakazał... - Johan rozłożył bezradnie ręce.
- Zawsze go słuchasz?  
- Zawsze.
- Skoro to takie oczywiste, to po co kazał ci to włączyć? - spytała chytrze – Mistrz wydał rozkaz, więc żadne z nas go nie złamie, prawda?  
     Johan przyglądał jej się, jakby nie pojmował jej toku rozumowania.  
- Z Mistrzem się nie dyskutuje – powiedział wreszcie – Czy potrzebujesz czegoś jeszcze? - dodał.
- Nie. Idź pilnować twojej gromady – machnęła ręką z rezygnacją.
     Kiedy wyszedł, Majka zamknęła drzwi na klucz. Potem ułożyła się na łóżku obok Oskara i przymknęła powieki. Czyli szpieg mógł być bliżej, niż sądziła.
---
     Śnię. Czuję, że Oskar jest daleko stąd. Przez chwilę rozważam, czy nie narażę siebie lub pozostałych, ale w końcu podejmuję decyzję.
- Zamek Menzanares – szepczę.  
     Coś jest nie tak. Azyl nie chce mnie wypuścić. Wyciągam przed siebie dłonie i próbuję go przebić, ale nic z tego. Kurwa! Jak on to zrobił? Dlaczego? Próbuję jeszcze raz, ale to na nic!  
- Ja cię chyba zabiję! - szepczę i próbuję go przywołać. Czuję jego Dar, coraz mocniej...
     Zjawia się zadziwiająco szybko.
- Co się dzieje? - wnika do azylu bez najmniejszego trudu.
- Dlaczego to zrobiłeś? - pytam oskarżycielsko.
- Co? - naprawdę nie rozumie, czy tylko udaje niewiniątko?     
- Zamknąłeś mnie w azylu – syczę.
- Wcale nie – Oskar przygląda mi się uważnie.
- Nie mogłam się z niego wydostać...
- Zaraz – przerywa mi - Przecież ustaliliśmy, że nigdzie się nie ruszasz – marszczy brwi.
- Owszem, ale... - nagle robi mi się głupio – Nie było cię tyle czasu. Denerwowałam się.
- Kochanie, miałaś mnie obok. Gdyby coś się działo, wiedziałabyś pierwsza.  
- Tak? I co bym zrobiła? Jak miałabym ci pomóc, skoro nie mogłam się stąd wydostać? - atakuję go – Nie chcę, żebyś mnie tak traktował! Powinnam mieć wolną rękę.
- Majka, ale azyl tak nie działa. Ten został utworzony przeze mnie i dziadka. Tylko my możemy kogoś do niego wpuścić i z niego wypuścić. Skoro mnie nie było, to jak miałem to zrobić? - przygląda mi się – Azyl to nie sejf na hasło. Zresztą, co mogłoby mi się stać? Śniąc mam siłę, z którą niewielu może się równać. Nawet, gdybym postanowił sprawdzić ten wybuch, to byłbym z Timothy'm, a jego to już raczej nikt nie zaczepia. Naszą jedyną słabością, byłabyś ty – uśmiecha się do mnie, jak do dziecka.  
- No dobra, rozumiem – mówię ugodowo – A blokowanie sygnału telefonów?  
- To zupełnie inna sprawa – poważnieje – Nie możemy mieć zaufania do nikogo.
- Johanowi ufasz.
- I tobie – kładzie mi dłonie na biodrach i przyciąga do siebie – mam coś dla ciebie.
     Z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam, po co był u Timothy'ego.  
- Obudźmy się – mruga do mnie i wyciąga z wewnętrznej kieszeni marynarki znajomo wyglądające kartki.  
---
     Majka usiadła na łóżku i wyciągnęła ręce po tłumaczenie, ale Oskar przytrzymał je tak, że znalazło się jakby między nimi.
- No daj! – szarpnęła lekko.
     Wypuścił kartki i patrzył, jak Majka chciwie pochłania tekst. Tłumaczenie było chaotyczne i pokreślone. Wiele fragmentów Manuela dopisała odręcznie.        
- O kurde... Słuchaj! – pochyliła się nad pierwszą stroną – „Po prawie trzystu latach potomkowie Kaliope i jej braci utworzyli Zgromadzenie i ustanowili dzień przesilenia zimowego dniem spotkań, podczas którego omawiali najważniejsze sprawy. Wybrali też spośród siebie Mistrza, oddając mu władzę nad... skałą!” - uniosła głowę i spojrzała na Oskara roziskrzonym wzrokiem – Rozumiesz? Skała! Ona daje władzę! Daje ją tobie!
     Oskar zdawał się nie podzielać jej entuzjazmu.  
- Dała ją Mistrzowi – poprawił ją  - Nie wiemy, co było dalej.  
- Racja... - wróciła do czytania.
     Oskar wstał i zaczął się przechadzać po pokoju. Podszedł do komody i odsunął najwyższą szufladę. Wyciągnął z niej podłużne pudełko, w którym spoczywało pióro jego ojca. Otworzył je i przez chwilę przyglądał się połyskującej oprawce.  Pogładził ją opuszkami palców.
- „Stary Mistrz przekazywał skałę młodemu, wybranemu przez Zgromadzenie” – Majka zatrzymała się nad tym wersem -  Więc jednak – opuściła kartki na kolana i uśmiechnęła się do Oskara – O co chodzi? - zaniepokoił ją jego dziwny sceptycyzm – Czytałeś to?  
- Nie – pokręcił głową – Ale sporo o tym wszystkim myślałem – powiedział powoli – Skała najwyraźniej została rozłupana na trzy części. Kamil powiedział ci, że chroni mnie przed zbyt dużą pokusą. Kamienie nie należą do Mistrza, ale do strażników, którzy maja dość dużą swobodę w zarządzaniu nimi...
- Do czego zmierzasz? - teraz już naprawdę się przejęła.  
- Dlaczego mój ojciec nic nie powiedział dziadkowi?
- Nie wiem...
- Ja też nie, ale to się stało z jakiegoś powodu.  
     W pokoju zaległa cisza. Majka powoli, jakby z ociąganiem wróciła do czytania. Oskar podszedł do niewielkiego stołu, odłożył pióro i nalał sobie wody ze stojącej na blacie karafki. Wypił duszkiem i ponownie napełnił szklankę. Majka czytała.  
- Dar przekazywano na dwa sposoby – powiedziała po chwili – „Dziecko otrzymywało go od rodziców lub przy urodzeniu od bliskiego krewnego”. To tak, jak teraz. „Jeśli ktoś nie miał dzieci, zwracał się do Mistrza i on decydował, komu oddać Dar” - posłała Oskarowi uważne spojrzenie.
- Tego nie potrafimy – rozłożył ręce.  
- Nie – przyznała – „Wszyscy Obdarowani są spokrewnieni”. To wiemy... Słuchaj, dlaczego tak długo cię nie było? - kartki znów spoczęły na jej kolanach.  
- Rozmyślałem...  
- Rozmyślałeś? O czym?  
     Oskar odwrócił głowę i wbił wzrok w pióro.  
- Myślałem o klątwie – rzucił nie patrząc Majce w oczy – Widziałem Manuelę, czułem Dar jej dziecka...
- Oskar!
- Ta klątwa jest realna! To, co odkrywamy nie jest czyimś tam Darem. To dotyczy nas! Ciebie i mnie – choć mówił spokojnie, jego oczy pałały.
     Majka otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęła. Zacisnęła dłoń w pięść i walnęła nią o łóżko. Chwyciła kartki i zaczęła je nerwowo przerzucać, przebiegając szybko oczami po niemiłosiernie pokreślonych rzędach liter.  
- Skała! Przekazanie! Dopełnianie! Bla, bla, bla... - mamrotała do siebie – Myślisz, że ja o tym nie myślę? - rzuciła nagle - Tylko, że mną nie kieruje ślepe pragnienie przekazania Daru! Ja się boję o ciebie, głupku!  
     Oskar zamrugał szybko, jakby nie zrozumiał, co powiedziała.  
- Chciałam się spotkać z Juanem. Chciałam się dowiedzieć, czy znał prawdę o klątwie? – ciągnęła – Potrzebuję trzeciego zwoju. Potrzebuję wskazówki! Może na końcu coś jest? Niczego nie znalazłam i Aga też nie! Swen wcześniej, czy później się dowie, że tu jesteśmy – załamała ręce – Tu jest znowu coś o naczyniu. Może taka scalona skała jest naczyniem? - czuła, że ma w głowie chaos - Ja też się zastanawiałam i wiesz co? Nawet jeśli znajdziemy drzwi, to nie znaczy, że wszystko się wyjaśni. Może będziemy potrzebowali miesięcy, a nawet lat?!  
- Też mi to przyszło do głowy – Oskar zrobił krok w jej stronę – Rozmawiałem o klątwie z Anastazją i z dziadkiem. Dlatego to tyle trwało.  
- Cooo?!
- W tej chwili oboje są u Raula – powiedział powoli – Jeśli dobrze to rozegrają, być może Juan zostanie strażnikiem klucza wcześniej, niż sądził, a ty dostaniesz trzeci zwój.
- Coś ty zrobił? Jeśli on się dowie, że Juan mi powiedział...
- Nie dowie się – głos Oskara brzmiał spokojnie i pewnie.
     Majka ukryła twarz w dłoniach.  
- Daj mi wody – wychrypiała. Czuła w gardle piasek.
     Oskar szybko podszedł do stołu i sięgnął po szklankę.
- Cholera!
     Zbyt gwałtowny ruch sprawił, że część wody zalała wyłożone aksamitem etui.  
- Daj mi to – Majka sięgnęła po chusteczki higieniczne i podeszła do stołu – Spróbujmy się uspokoić i jeszcze raz przeczytać dokładnie to, co przyniosłeś... O kurde!  
     Osuszając pudełeczko Majka zorientowała się, że wkładka z aksamitu nie jest przymocowana do obudowy na stałe. Uniosła ją, a pod spodem dostrzegła małą, złożoną na pół, karteczkę.  
- Widziałeś to? - spojrzała na Oskara.
- Skąd?!  
     Spojrzeli na siebie, a potem na pudełeczko. Oboje poczuli, jak serca im przyspieszają.

Rozdział 23  

Grecja. Grudzień 2014
- Chciałaś wskazówki – Oskar ostrożnie wyłuskał karteczkę i równie ostrożnie ją rozłożył - „Mo-ję -slo... slo-łe” - spróbował przeczytać – To pismo Rosanny i chyba twój język – podał skrawek papieru Majce.
- „Moje słowa cię poprowadzą” - przeczytała z trudem panując nad drżeniem głosu – Słowa?  - spojrzała na Oskara, jakby widziała go pierwszy raz w życiu – Ale jakie słowa? Moje... moje... - zastanawiała się głośno – Moje, czyli jej... babci Rosanny... No jasne! - krzyknęła nagle i klepnęła się w czoło – Że też wcześniej tego nie skojarzyłam! Aristoteles powiedział, że tajemnicę zabrała ze sobą do grobu!  
- Taaak... - Oskar przyglądał jej się w skupieniu.  
- Nie rozumiesz? Ona ma na grobie napisane słowa! A przecież Obdarowani mają proste groby bez żadnych napisów! Widziałam grób Nicolasa i twoich pradziadków i Judith! Nic na nich nie ma, a na grobie Rosanny są słowa! Babcia Helena mówiła, że wciąż je powtarzała - przymknęła powieki w skupieniu i wyrecytowała - „Wiosna, lato i jesień dają nadzieję. Zima ją odbiera”.
- Może masz rację, ale... - Oskar wziął od niej karteczkę i obejrzał dokładnie ze wszystkich stron – Co te słowa znaczą? Jak mają pomóc odnaleźć drzwi?
- Muszę porozmawiać z Agnieszką. Niech szuka w Meteorach czegoś o porach roku. Jakiegoś związku!
- Byle dyskretnie – przypomniał jej Oskar – Każę Johanowi wyłączyć sprzęt.
- Nie! Zaczekaj... - Majka zastanawiała się przez chwilę – Muszę się zobaczyć z Manuelą, Akosem i Gregiem.  
- To nie jest najlepszy pomysł.
- Trudno – wzruszyła ramionami – Mówiłeś, że Timothy'ego nikt nie zaczepi. W jego zamku powinno być bezpiecznie.
     Oskar westchnął ciężko, ale już nie próbował jej powstrzymywać. Złożył karteczkę i po chwili zastanowienia wsunął ją do wewnętrznej kieszeni marynarki. Musiał przyznać, że entuzjazm  Majki był zaraźliwy. Wątpliwości, którymi się z nią niedawno podzielił, jakby przybladły. Wiedział, że Rosanna nie chciała, by ktokolwiek odkrył tajemnicę Daru, ale najwyraźniej pod koniec życia zmieniła zdanie. On też czuł, że to może być znak. Tyle, że był on skierowany do Majki, a nie do niego. Najlepiej świadczył o tym język, jakiego użyła Rosanna.  
- No dobrze – popatrzył w ogromne, pełne nadziei różnokolorowe oczy – Ty tu rządzisz.  
---
     Raul przechadzał się po swoim gabinecie, chcąc uspokoić zszarpane nerwy. Dużo go kosztowała rozmowa z Maksymilianem Lowrensem i jego córką, Anastazją. Kiedy przybyli, wyczuł, że to nie jest kurtuazyjna wizyta, ale nie spodziewał się, że aż tak nie jest!
- Raul? - Abigail zapukała cicho do jego drzwi.
- Nie teraz, skarbie – spróbował nie okazać, jak bardzo jest zdenerwowany. Nie miał ochoty dzielić się z żoną tym, co usłyszał – Zostaw mnie samego. Mam pilną sprawę do załatwienia.  
     Poczekał, aż jej kroki ucichną na końcu korytarza i opadł na fotel. Ułożył się wygodnie, po czym przymknął powieki. Ledwie to zrobił, wokół jego postaci zalśniła złocista poświata i zniknęła równie szybko, jak się pojawiła.
---
- Ojcze! - Juan powitał go serdecznie, ale z nutą zaskoczenia w głosie – Przywołałeś mnie tak niespodziewanie...  
- Musimy porozmawiać bez świadków – w głosie Raula wyczuwało się napięcie.
- Jeśli chcesz wracać do kwestii mojego rozstania z Athiną...
-Nie! - przerwał synowi dość bezceremonialnie – Choć nie ukrywam, że nie pochwalam tego, co zrobiłeś.  
- Mówiłem już, że mam swoje powody! - Juanowi najwyraźniej nie podobał się sposób, w jaki traktował go ojciec i postanowił dać mu to odczuć – W pewnych kwestiach już ci nie podlegam.
- Wiem – odparł oschle Raul – Ale nie zapominaj, kim jesteś. Gonzagowie są równie starym i znamienitym rodem, jak Lowrensowie.  
- Czytaliśmy te same księgi – Juan nie pozwolił się wytrącić z równowagi – Cowendishowie i Sperowie są nam równi, a nie zgłaszają pretensji.
- A więc matka ma rację – Raul wykrzywił usta – Ty naprawdę zaprzedałeś duszę młodemu Lowrensowi!
- Mistrzowi, jeśli już – poprawił go spokojnie Juan – Moja dusza ma się dobrze i nikomu jej nie zaprzedałem.  
- Synu – Raul położył mu dłonie na ramionach – Jesteś naszym jedynakiem. Ze względu na ciebie podjąłem niebezpieczną grę i mogę za nią zapłacić wysoka cenę, ale jeśli to ma ci zapewnić przyszłość...  
- Ojcze, nie prosiłem o to. Sam zapewnię sobie przyszłość, jakiej chcę, albo... - zawahał się – Jaka będzie możliwa.
     Raul westchnął ciężko i popatrzył na syna z wyrazem zatroskania. Po chwili jego usta wykrzywił jednak grymas gniewu.
- Chodzi o Maryann, prawda? - nie zabrzmiało to jak pytanie.  
     Juan nie odpowiedział.
- Miałeś ją tutaj. Na wyciągniecie ręki. Mogłeś wykorzystać swój Dar – Raul aż się zachłysnął – Gdybyś posłuchał matki! Ale nie! A teraz co zrobisz?  
     Juan nadal milczał, tylko jego oddech stał się jakby płytszy.
- No, to posłuchaj! Ubezpieczyłem się i na taką okoliczność. Zadbałem, by młody Lowrens nie panował tak długo i tak szczęśliwie ja dziadek, ale to wszystko runęło! Teraz już nic nie jest pewne! - jego gniewny głos odbił się od zamkowych murów.  
- Co ty mówisz? - oczy Juana rozszerzyły się w wyrazie zdumienia, przechodzącego w przerażenie – Co ty mówisz? - chwycił ojca za ramiona i potrząsnął nim.
- Jeśli ona odkryje tajemnicę Daru, zapanuje nad nami wszystkimi z mocą, jakiej jeszcze nie widziałeś! Ona może być spadkobierczynią Caliope! Jest nią! I to Lowrens, a nie Gonzaga spłodzi z nią dzieci. To mówię! - Raul ścisnął nadgarstki syna, zmuszając go do wyprostowania palców – A mogłeś zająć jego miejsce, albo przynajmniej stanąć pomiędzy nimi.
- To tak nie działa – Juan spojrzał Raulowi głęboko w oczy – Przecież to wiesz.  
- Wiem! - rzucił gniewnie – Ale i tak jestem wściekły! A teraz jeszcze muszę ci przekazać klucz.
     Zdumienie odbiło się na twarzy Juana.
- Musisz? - przełknął głośno ślinę.  
- Zostałem o to poproszony i nie mogę odmówić, jeśli chcę zachować twarz – wycedził przez zęby – Maryann odkryła już mnóstwo rzeczy. Jej Dar to kopalnia wiedzy, a Rosanna zostawiła jej duży spadek.  
     Juan pokiwał w zamyśleniu głową.  
- Zwołałem strażników kluczy na jutrzejszą noc. Tuż po zmierzchu otrzymasz klucz – Raul odchylił głowę i poruszył szyją, jakby chciał rozciągnąć obolałe mięśnie – Pamiętaj kim jesteś! Stoi za tobą potężny ród. Nie zawiedź go.  
- O to możesz być spokojny – po twarzy Juana błąkał się zagadkowy uśmiech.
---
     Śnię. Kuchnia Anastazji wydaje mi się ogromna w porównaniu z naszym hotelowym pokojem. Jak łatwo przyzwyczaić się do luksusu – uśmiecham się do swoich myśli.  
- Maryann! - Manuela reaguje na mój widok tak, jakby nie widziała mnie ze dwa tygodnie, a nie jeden dzień.
- Miło, że się cieszysz, ale... - urywam na widok jej miny – Co się dzieje? - oglądam się na Anastazję.
- Ktoś usiłował podążyć za Timothy'm, kiedy sprawdzał te wysadzone ujęcia wody – mówi z powagą – Oczywiście nieudolnie, ale musicie być ostrożni. Swen nie śpi.
     Oskar kiwa głową, a na jego twarzy widzę jakby cień złośliwego uśmieszku.
- Co to ma znaczyć? - opieram dłonie na biodrach – Wysłałeś tam Timothy'ego? A gdyby coś mu się stało?
- Jemu?! - teraz Anastazja patrzy na mnie z takim samym uśmiechem – Niech się ten dupek cieszy, że mój mąż nie miał czasu się nim zająć. Bardziej mnie martwi, że to była pułapka zastawiona na ciebie – spogląda na Oskara – Na was oboje – poprawia się.
- Och, Maryann, dużo ryzykujesz przybywając tutaj – Manuela załamuje ręce.  
- No, nie przesadzaj – Anastazja macha lekceważąco ręką – Do naszego zamku nie zbliża się nikt  nieproszony – w jej głosie słychać dumę.
- Dar siły, co? - zerkam na nią i nie mogę powstrzymać uśmiechu. Kidy mówi o Timothy'm jest taka inna. W ogóle, mam wrażenie, że jakby odmłodniała - A Konstancja? Jest bezpieczna? - nagle przychodzi mi do głowy, że ona może być zagrożona. Tak mi czasem przypomina Monikę i jej fochy!  
- Ma zakaz śnienia. Obiecałam jej, że jeśli będzie grzeczna, to pojedzie do waszego zamku. Zdaje się, że umawiały się z twoją siostrą na wspólne ferie – mruga do mnie.  
- Nie wiedziałam... - wzdycham – Monika tęskni za Darem. Ma poczucie krzywdy.
- Może jak zobaczy, ile dochodzi nowych obowiązków i zakazów, to jej przejdzie? - Anastazja wprost tryska humorem. Nie poznaję jej!
- Zacznijmy – przerywa nam Oskar – Nie możemy tu sterczeć w nieskończoność. Dziewczyny przekażą Akosowi i Gregowi to, co ich ominie.  
- Dziewczyny? - Anastazja łapie Oskara za słówko – Co to za słownictwo, Mistrzu?
- Mój wpływ – parskam śmiechem – No dobra – poważnieję – Mamy wskazówkę, jak szukać właściwego miejsca...
- Och!
- Spokojnie. To dość zawiłe, ale wydaje się pewne. To fraza: „Wiosna, lato, jesień dają nadzieję. Zima ją odbiera” - recytuję – Musimy szukać jej w monastyrach, albo nazw pór roku... Manuela, przetłumacz to na grecki. Może Timothy mógłby to podać Agnieszce? Tylko w największej tajemnicy – mówię z naciskiem – Nikt poza nami i Agą nie może się o tym dowiedzieć. Nawet pozostali strażnicy kamieni, i nikt z zamku... - zerkam na Oskara.
- Z wyjątkiem dziadka, ale nie dziś – przytakuje mi.  
-  Ánoixi, kalokaíri, fthinóporo dínoun elpída . Cheimónas lamvánei – mówi powoli Manuela – Tak brzmi tłumaczenie.
- Co takiego? Powiedz to jeszcze raz! - brzmi znajomo, ale... Nie mogę uwierzyć!
-  Ánoixi, kalokaíri, fthinóporo dínoun elpída . Cheimónas lamvánei – powtarza.
- To brzmi, jak nazwy kamieni, kamieni-kluczy! - spoglądam na twarze zdumionych, Anastazji i Oskara -  Kalokaíri. Tak się nazywa kamień Timothy'ego, prawda? A ten od Laury, to Ánoixi. Wiem, bo pozwoliła mi otworzyć komnatę. A ten w zamku Juana to fthinóporo, chociaż trochę inaczej to wymawiał! O rany! - gorączkuję się – Czy to znaczy, że mój nazywa się cheimónas?
- To oznacza zimę – głos Manueli brzmi nieswojo – Och Maryann... - zakrywa dłońmi usta -  Ánoixi to wiosna,  kalokaíri to lato, a  fthinóporo to jesień.  
- To chciała mi powiedzieć? To przekazać? Ale co to znaczy? - wsuwam palce we włosy i pocieram skórę na głowie. Tu mam szukać? W tych komnatach? - Wiosną ludzie się zakochują... - myślę na głos – Latem dojrzewają owoce – odruchowo zerkam na brzuch Manueli. A jesienią? O co w tym chodzi? Oskar, musimy jeszcze raz porozmawiać z dziadkiem. Rosanna musiała wiedzieć!  
- Nie dziś – kręci głową – Za duży tu ruch.  
- Manuela, zapisz mi to – proszę – Będziemy tego szukać w meteorach. Niech Aga i Greg też szukają.  
- Z tłumaczeniem? - pyta, ale ja kręcę głową.  
– Wystarczy sam grecki tekst.  
- Akos na razie zostanie tutaj z tobą – mówi nagle Oskar.  
     Jak na zawołanie zjawiają się Akos i Greg, w towarzystwie Timothy,ego. Posyłam im pytające spojrzenie.
- Co za niespodzianka – Timothy nie wygląda na ucieszonego naszą wizytą  
- Był ważny powód – rzuca od niechcenia Oskar. Mimo, że to tylko jedno zdanie, ale i tak wszyscy są pod wrażeniem. Mistrz się nie tłumaczy. Nigdy!
- Akos nie powinien na razie opuszczać tego Azylu – mówi po chwili Timothy – A Grega odstawię bezpiecznie – zerka wyczekująco na Oskara – Ile azyli znaleźliście?- rzuca do chłopaków.
- Dziewięć – odpowiadają chórem.
- Czyli razem, to jedenaście... Zaniesiesz coś Agnes – mówi powoli Oskar, kiwając głową, jakby chciał potwierdzić słowa swego wuja – Żaden nie w pełni Obdarowany z naszej grupy nie będzie na razie śnił. Rozumiem, że stąd możemy czmychnąć niezauważeni?
- Wszyscy wiedzą, jak traktuję intruzów – Timothy szczerzy zęby w krótkim uśmiechu, ale zaraz poważnieje – Jest bezpiecznie.  
- To dla ciebie – Manuela wręcza mi niewielką kartkę, a drugą podaje nieśmiało Timothy'emu.
     Patrzę na rząd dziwnych liter: „Άνοιξη, καλοκαίρι, φθινόπωρο δώσει ένα δώρο. Χειμώνας λαμβάνει”. Nie wygląda znajomo, a właściwie tak. Pełno takich napisów w monastyrach.  Tylko, jak znaleźć ten naprawdę podobny?  
- Do zobaczenia – Anastazja obejmuje mnie mocno.
- Do zobaczenia... - przyglądam jej się uważnie. Jest w niej coś...nie wiem, co. Całuję ją serdecznie w policzek. Manuelę też.  
- Wracajmy – szepczę do Oskara.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 4338 słów i 24469 znaków.

1 komentarz

 
  • Drum2010

    Dziekuje i czekam z niecierpliwoscia na kolejna czesc :)

    4 paź 2016