Meteory. Przed świtem 11

Rozdział 17
Gdzieś we Francji. Październik 2014

- Jak mi dobrze – wyjęczała cicho Majka, z trudem otwierając oczy.
     Jej ciało spoczywało leniwie na miękkiej kanapie limuzyny, mknącej szeroką wstęgą autostrady.
- Posil się, bo to jeszcze nie koniec – Oskar ujął palcami kawałek różowego arbuza i wsunął jej go do ust – Uwielbiam cię taką zmęczoną i rozanieloną – dodał aksamitnie niskim, seksownym głosem.
     Szybko sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z nich paczuszkę prezerwatyw.
- Bananowe – przeczytał i rozciągnął usta w szerokim uśmiechu – Czy twoja brzoskwinka lubi banany?  
- Brzoskwinka? - spytała nieprzytomnie, ale nie miała czasu na zastanawianie się nad odpowiedzią.
     Oskar ściągnął jej tyłek niżej i uniósł się z pięt. Wciąż klęcząc, nałożył prezerwatywę. Majka zdążyła jeszcze ujrzeć lśniącą pokrytą żyłami maczugę, nim ta powoli zagłębiła się w jej obrzmiałe ciało.  
- Ufff! - stęknęła z wysiłkiem, przyjmując jednak niespodziewaną inwazję.
     Za nic na świecie nie zrezygnowałaby z uczucia przyjemnego wypełnienia, jakie jej zafundował. W głowie miała zamęt, ale nie potrafiła powiedzieć, czy bardziej przyczynił się do tego niedawny orgazm, czy szampan? Oskar poruszał się powoli, pozwalając jej sie oswoić.  
- Jak jest? - spytał pochylając się i muskając ustami jej usta.
- Szampańsko – odparła z błogim uśmiechem.  
- Taka jesteś rozbawiona? - zajrzał jej w oczy, pochylając się mocniej do przodu i napierając na nią całym ciałem. Zaparło jej dech, kiedy wszedł cały, aż po nasadę – A teraz?
- Moc-no – stęknęła i przymknęła oczy – Ale dobrze.
- Mówiłem już, że to uwielbiam?  
     Kiwnęła mu głową, przygryzając dolną wargę.
- I uwielbiam ciebie, i twoje śliczne ciałko, i twój niewyparzony język, i... upór, który nas tu przywiódł – sięgnął do jej ust.  
     Nigdy nie był rozmowny podczas seksu, ale seks z Majką był inny. Nagle zapragnął powiedzieć jej tyle rzeczy. Jej ciepłe miękkie ciało poddawało się jego pchnięciom, sprawiając rozkosz nie do opisania.
- Nie masz pojęcia, jaka straszna była świadomość, że mógłbym cię więcej nie dotknąć... - jęknął.
     Majka chwyciła jego ramiona i wpiła w nie palce, unosząc głowę. Jej oczy zalśniły.
- Nie mam? - spytała cichym, słodkim głosem.
     Oskar spojrzał jej w oczy. Były pełne oddania i miłości, i takie piękne.
- Chodź do mnie – pociągnęła go na siebie – Nie wiem, co mi zrobiłeś, ale ledwie zamknęły się za tobą drzwi, a ja już tęskniłam – wyszeptała - Nienawidziłam cię i kochałam, i nie wiedziałam, co mam ze sobą począć... Chciałam żyć dalej i nie wiedziałam jak... Chciałam zapomnieć i nie mogłam...
- Moja najdroższa, moja słodka... Jak do mnie dotarło, że to koniec... Majka, mężczyzna nie powinien mówić takich rzeczy, ale... Jakby ktoś rozdarł mi duszę na pół...  
- Ćśśś... - położyła mu na ustach opuszki palców – Jestem tu... przy tobie... jestem twoja i nic tego nie zmieni.
     Ruchy Oskara stały się bardziej płynne i posuwiste. Kochali się, szepcząc najintymniejsze wyznania, jakby fizyczny kontakt im nie wystarczał, jakby pragnęli, by ich dusze doświadczały tej samej bliskości.
     Majka podciągnęła w górę kolana i rozłożyła je szerzej, oddając się bez reszty. Oskar zgiął się w pałąk, by móc całować słodkie usta, nurzając się równocześnie w wilgotnych ciemnych czeluściach ukochanego ciała. Kontakt z delikatnym wnętrzem wydawał mu się tak nierealnie podniecający, rozkoszny... tak głęboki. Napawał się uległością swojej kochanki, to znów szeptał jej miłosne zaklęcia i słuchał jej szeptów, i znów na nią napierał z całych sił. Nigdy nie kochał się z taką pasją, z takim oddaniem. Nawet wtedy, gdy czuli nawzajem swoje Dary! Krew dudniła mu w uszach, pulsowała w nabrzmiałych żyłach, raz po raz niosła fale adrenaliny, zbliżając go do szczytu. Coś pchało go naprzód, zmuszało do nadludzkiego wysiłku... Nagle do jego uszu dotarł przeciągły jęk. Otworzył oczy i w dyskretnym świetle lampek ujrzał dwie ogromne źrenice wpatrzone gdzieś w przestrzeń, i drgające skrzydełka nosa, i obrzmiałe od pocałunków usta chwytające z trudem powietrze... Rozkosz nadeszła nagle, jak smagnięcie biczem, wystrzeliła gdzieś z krzyża i zgięła go w pół. Jęknął chrapliwie i runął w dół! Miał przed oczami czarną, pulsującą masę... nie! Dwie gigantyczne krople, pulsujące, tętniące w rytm bicia dwóch serc, próbujące się połączyć... Stracił poczucie czasu i miejsca...  
     Wynurzali się oboje, jak z głębin czarnego oceanu, zmęczeni i zdyszani. Ich pokryte potem ciała kleiły się do siebie, kiedy jak w zwolnionym tempie przekręcili się na bok.  
- Czułaś to? - wyszeptał wreszcie.
- Mhm...
- Nie mogę się tobą nasycić -     Oskar oparł czoło o nagie ramię Majki, wtulił twarz w delikatną pierś, całował i gładził aksamitną skórę  
     Jej twarz rozjaśnił promienny uśmiech. Uniosła leniwie rękę i wplotła palce w jego włosy.  
- Wynagrodzimy sobie wszystko – powiedziała, przeciągając się z westchnieniem zadowolenia – Mamy masę czasu...
     Oskar odwrócił wzrok, by nie psuć im tej radosnej chwili, ale Majka była czujna.
- O co chodzi? – pociągnęła go za włosy, zmuszając do spojrzenia prosto w oczy.
- Nic. Nic ważnego... - jego oczy zdawały się pochłaniać jej widok – Nie teraz, proszę – objął dłonią pierś i schylił się, próbując dosięgnąć ustami sterczącej brodawki.
- Mów natychmiast! - zacisnęła palce, aż syknął z bólu.
- Musimy być ostrożni... - zaczął niechętnie – Na zamku jesteśmy bezpieczni, ale i tak lepiej uważać.  
- Chodzi o seks? - upewniła się.
- Jeśli nas nakryją, to powinienem się oświadczyć, żeby wyjść z tego z honorem...
- To się oświadczysz, a ja się będę zastanawiać...
- Świetnie! Raulowi w to graj! Kandydat na Mistrza robi takie rzeczy, a wybranka ma wątpliwości – roześmiał się – Młodzi byliby zachwyceni, ale starsi pewnie mniej.
- Masz rację – przyznała po chwili zastanowienia – Nie pomyślałam o tym. To trochę tak, jakby przyłapali mnie rodzice. Mam na myśli moich przybranych rodziców. Nie zrobiłbyś na nich dobrego wrażenia.
     Oskar powoli przysunął się do niej i sięgnął do ust. Przez chwilę rozkoszował się nimi, krążąc leniwie językiem w ich wnętrzu. Majka dołączyła do niego, również wysuwając język. Jednak po chwili cofnęła głowę.
- Ale przecież wcześniej miałeś zamiar ogłosić, że jestem twoja, że się kochaliśmy po przysiędze. To by ich nie zniechęciło? - spytała.  
- Tylko Mistrz i moja rodzina wiedzieliby, jakim sposobem... Ewentualnie Rada, ale mógłbym zażądać milczenia. Nie miałem zamiaru ogłaszać wszystkiego publicznie – przyznał.  
- Aha... - zamyśliła się -  Ale nie łamiemy żadnych zasad?
- Nie.
- No, to musimy uważać. Nie ma innej rady! - wzruszyła ramionami – A teraz? Nikt nas nie może zobaczyć? Jest po zmierzchu.
- To azyl.
- No, jasne! - klepnęła się dłonią w czoło – A kierowca?
- Jean.  
     Majka pokiwała głową ze zrozumieniem.  
- Na zamku oficjalnie będziesz gościem mojej matki, a ona jest ostatnią osobą, która chciałaby mnie skompromitować. Problemem będzie twoja wizyta u Gonzagów – stwierdził z wyraźną niechęcią w głosie.  
- Oskar, będę tam kilka dni. Wytrzymasz – roześmiała się.
- Ja tak, ale ty? - przesunął kciukiem po jej dolnej wardze, wpatrując się w nią jak w smakowity kąsek.
- No, nie wiem... - odchyliła głowę, przymykając filuternie oczy – Przy takim blond herosie w pobliżu...? - zawiesiła głos.     
- Nie drażnij mnie! - Z piersi Oskara dobył się niski pomruk, a oczy zalśniły złowrogo.
- Głuptasie! - prychnęła.
- Głuptasie? - powtórzył z niedowierzaniem – Powiedziałaś „głuptasie”?
- A powinnam „głupku”! - ofuknęła go – Nie dla niego przystałam do Zgromadzenia i nie z nim odbywam teraz najbardziej podniecającą podroż w życiu! Kocham cię i jesteś głupkiem, jeśli tego nie widzisz!
     Jej słowa podziałały na niego lepiej niż szampan. Nie mogła sprawić mu większej przyjemności! No, może mogła, ale i tak był zachwycony.
- Nie możesz jechać sama! - powiedział udobruchany.
- Zabiorę Akosa.
- Powinnaś mieć przy sobie także kobietę... dziewczynę. Tak jest przyjęte.
- Zabiorę Manuelę.  Jeśli się zgodzi, oczywiście? - zaznaczyła - I tak chciałam jej zaproponować pracę dla mnie – zastanawiała się głośno.
- Dobrze. Ufasz jej?  
- Jej rodzice mi pomogli.
- W takim razie, w porządku – Oskar uniósł się na łokciu i sięgnął w dół.
- Ałła! - skrzywiła się, Majka – Nie lubię tego momentu.
- Ja też nie – zgodził się z nią Oskar – Szampana?
- I owoców – uśmiechnęła się, próbując niezdarnie doprowadzić do porządku swoją garderobę – Oddaj mi spodnie. I majtki!
- Najchętniej bym je zatrzymał – schylił się i podniósł z podłogi skrawek koronki – Co to za odkrycia, o których mi chciałaś powiedzieć? - Oskar ustawił siedzenie w pozycji prawie pionowej.
- Ach, nie uwierzysz! - wykrzyknęła – Znalazłam szkic kamienia w notatkach Rosanny! Ona go musiała widzieć! Zresztą, Raul powiedział, że pracowała z matką Judith, więc to chyba oczywiste! Może go zapytam...? - spojrzała na Oskara, żeby się upewnić, czy to dobry pomysł.
- No, nie wiem... - zawahał się.
- Jeszcze to przemyślę – stwierdziła szybko – Mam też trochę jej notatek do wstępu, który napisała do Kodeksu... – urwała nagle. Nie powiedziała przecież Oskarowi, że widziała u niego zakazane wydanie – Niektóre fragmenty brzmią znajomo.
- Mam egzemplarz tego wydania – przyznał – Jeden z niewielu, jakie są w obiegu.  
- Twoje przemówienie...
- Mhm – podał jej kieliszek – Rosanna miała niesamowity umysł. Zawsze to wiedziałem, ale odkąd poznałem ciebie, zaczynam ją lepiej rozumieć.
- Więc nie tylko ja zyskałam – roześmiała się i pociągnęła łyk lekko już odgazowanego płynu – W tych notatkach brakuje kilku kartek. Podejrzewam też, że było tego o wiele więcej.
- Na pewno. Zgodnie z naszym prawem, kiedy Obdarowany umiera bezpotomnie, zapisuje wszystko Zgromadzeniu. Rosanna tego nie zrobiła, bo miała Helenę, ale z tego, co wiem, oddała wcześniej znaczną część swoich osobistych rzeczy. Powinny być w zamku. Biblioteka jest naprawdę duża.
- Wspaniale! - klasnęła w dłonie - Zanim pojadę w odwiedziny do Gonzagów, muszę się z nią zapoznać – uśmiechnęła się chytrze – Może mi nie starczyć czasu do ogłoszenia wyników...

Rozdział 18
Zamek Ainay-le-Vieil. Październik 2014

     Samochód skręcił gwałtownie, tak, że Majka, nie spodziewająca się takiego manewru, wsparła się o Oskara, o mało nie oblewając go szampanem. Po chwili poczuli, że koła toczą się po nierównym gruncie. Za oknami pojawiły się odległe światła.
- Prawie jesteśmy – Oskar schylił się i pocałował Majkę w usta – Ale mamy wyczucie czasu.  
     Westchnęła w odpowiedzi. Nie zachwycała jej perspektywa znalezienia się oko w oko z chłopakami, którzy przecież cały czas siedzieli z przodu i doskonale zdawali sobie sprawę, co działo się na tyle ich pojazdu. Wygładziła sweterek i dopięła najwyższy guziczek. Oskar przyglądał jej się z rozbawieniem.  
- Nie  przejmuj się – położył jej dłoń na udzie – Przecież seks między dwojgiem dorosłych ludzi to coś normalnego – użył jej własnych słów.
- Najwyraźniej nie w tym cyrku – zamruczała pod nosem.  
     Chrzęst żwiru przerwał im dalszą rozmowę. Samochód zatrzymał się łagodnie.
- Pani pozwoli – Oskar otworzył swoje drzwi i wysiadł pierwszy, a po chwili podał Majce dłoń, pomagając wysiąść.
- Panie Lowrens, jest pan bardzo szarmancki – roześmiała się, pokrywając zmieszanie.  
     Akos i Greg także wysiedli i bez słowa ruszyli po bagaże. Majka zauważyła, że na przedzie były również dwa rzędy siedzeń, ale oba zwrócone w kierunku jazdy. Pomiędzy nimi, na stoliku piętrzyła się spora górka poplamionych sosem serwetek, a w powietrzu unosił się zapach pieczeni. Spojrzała na Oskara z podziwem. Zadbał o wszystkich! Rozejrzała się wokół siebie. Stali na dziedzińcu, nieco z boku od głównych drzwi. Otaczający ich mrok rozpraszało światło dwóch niezbyt mocnych latarni. Przeciwległa część i wejście nie były oświetlone. Za to Majka zauważyła nagle dwa poruszające się złociste obłoczki, przybierające momentami ludzkie kształty.
- Goście Mistrza – szepnął jej do ucha Oskar i podał ramię – Chodźmy.
     Ledwie pokonali obszerny przedsionek, gdy na szczycie schodów pojawiła się Lady Margaret.
- Jesteście nareszcie! - wyciągnęła do nich ręce.
     Majka z zachwytem obserwowała, jak z wdziękiem pokonała dzielącą ich odległość, stąpając po schodach, jak po wybiegu dla modelek. Musnęła jej policzek i na ułamek sekundy wstrzymała oddech, jakby zaskoczona zapachem. Zaraz jednak uśmiechnęła się serdecznie.
- Oskar, dziadek chce pilnie widzieć ciebie i Grega – spojrzała na syna – Maryann, my idziemy do mnie. Pokażę ci pokoje. Ty z nami  - rzuciła do Akosa i nie czekając, ruszyła w głąb korytarza.  
- Widzimy się potem – mrugnął do niej Oskar.
- Coś się stało? - spytała Majka, zrównując się z Margaret.
- Jakiś problem z wulkanem na Islandii – westchnęła – Odkąd Maks rozwiązał grupę Oskara, jego obowiązki przejął Andriej, taki młody chłopak z Darem siły. Jest pełen zapału, ale niedoświadczony... - skręciła i po przejściu kilku kroków zatrzymała się przed drzwiami podobnymi do Oskarowych. Nacisnęła klamkę i po chwili otoczył ich zapach cytrusów i gardenii.  
     Majka ze zdumieniem rozejrzała się po obszernym przedpokoju wyłożonym kamienną mozaiką.  Przypominał atrium antycznej willi. Na środku stał kamienny stół z misą wypełnioną kwiatami gardenii. To one rozsiewały wokół ten cudowny zapach. Po obu stronach szerokiego wejścia do salonu stały dwie okazałe donice z drzewkami pomarańczowymi.
- Akos, zanieś bagaż Maryann tam – wskazała drzwi z jasnego drewna – Potem jesteś wolny, ale nie opuszczaj zamku. Oskar może cię potrzebować.  
- Lady Margaret, proszę wybaczyć, ale... - zawahał się, spoglądając wyczekująco na Majkę.
- Jesteś wolny. Jeśli będę cię potrzebować, to dam ci znać – dotknęła znacząco niewielkiej torebki, gdzie spoczywała jej komórka.
     Lady Margaret posłała jej zaskoczone spojrzenie, ale nie powiedziała ani słowa.
- Akos pracuje teraz dla mnie – Majka starała się, żeby zabrzmiało to naturalnie. Nie miała zamiaru tłumaczyć łączącej ich zależności.  
- Szybko się uczysz.
     Po wyjściu Akosa, Lady Margaret pokazała Majce jej tymczasowe lokum. Składało się z dwóch obszernych pokoi i łazienki. Pierwszy przeznaczony był na gabinet, ale miał też lekka kanapę i fotele ustawione wokół niskiego stolika z marmurowym blatem. Drugi stanowiła elegancka sypialnia, połączona z pokojem kąpielowym, jak Majka nazwała w myślach łazienkę.  
- Z sypialni możesz wyjść do ogrodu. Na końcu muru jest furtka, a za nią ogród Oskara – Lady Margaret wskazała Majce drzwi balkonowe – Dam ci kilka minut na odświeżenie się. Czekam w salonie.
- Bardzo dziękuję – znów poczuła się nieco zażenowana bezpośredniością swojej gospodyni.  
- Och, to naprawdę drobiazg – ta ostatnia machnęła lekceważąco ręką – Naprawdę się cieszę, że tu jesteś.  
- Ja też się cieszę – przyznała – I dziękuję, że mnie gościsz, i poświęcasz mi swój czas...
- Robię to z przyjemnością, nie z obowiązku. Nie powinnaś się czuć zakłopotana.
- To przez to miejsce. Jest takie piękne i eleganckie – uśmiechnęłą się nieśmiało – Nie przywykłąm do czegoś takiego. Naprawdę jestem pod wrażeniem. I jestem wdzięczna! - zapewniła gorąco.
     Lady Margaret spojrzała jej prosto w oczy. Jej wzrok był łagodny i pełen wręcz matczynego ciepła.
- To tylko rzeczy – powiedziała powoli. – Ułatwiają życie, ale nie są wartością samą w sobie. Kiedy żyje się tu dostatecznie długo, człowiek przestaje je zauważać. Chyba, że ma się coś więcej... - W jej głosie pobrzmiewała nutka goryczy – No, ale wszystko wskazuje na to, że wkrótce to ty będziesz mnie tu gościła – dodała pogodniej.
- Ja...?  - Majka zaniemówiła.
- Do zobaczenia w salonie – przerwała jej łagodnie i skierowała się do reprezentacyjnej części apartamentu.  
     Majka przez chwilę zastanawiała się nad szybkim prysznicem, ale w końcu poprzestała na umywalce i bidecie. Nie chciała zwlekać ani minuty dłużej, niż to było konieczne.  
- Margaret? - zawołała cicho, zaglądając do salonu.  
     W nim również stało kilka donic z cytrynami obwieszonymi dojrzałymi owocami, ale też obsypanymi mięsistymi białymi kwiatkami, wydzielającymi cudownie słodką woń. Obite miękką tkaniną szezlongi i fotele zachęcały do odpoczynku. Ustawione pod ścianami komody dźwigały alabastrowe rzeźby,  półmiski z owocami i smukłe karafki pełne różnokolorowych nalewek.  
- Zjesz coś albo wypijesz? - Margaret wyszła z przylegającej do salonu kuchni, niosąc tacę ze szklankami i dzbankiem świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy.  
- Chętnie napiję się soku. Jedliśmy z Oskarem w samochodzie – odparła szybko.
- Dobrze. W taki razie siadaj. Musimy ustalić jakiś harmonogram – westchnęła – Potrzebujemy paru lekcji... - przez moment szukała odpowiedniego słowa – zachowania – rozłożyła ręce z zakłopotaniem.
     Majka zachichotała, ale zaraz się uspokoiła, widząc minę Margaret.
- Wiem, reaguję zbyt żywiołowo – przyznała.
- Mnie to nie przeszkadza, a Oskarowi tym bardziej – na twarzy Margaret pojawił się ciepły uśmiech, ale będziesz zmuszona występować publicznie, a Zgromadzenie ma coś w rodzaju niepisanego protokołu – zaczęła.
- Niepisanego?  
- Tak. Nie ma określonych zasad, ale obowiązuje powściągliwość. Pewnie już się zorientowałaś, że  w większym towarzystwie staramy się nie okazywać zbyt wielu emocji. Kiedyś jeden z uczniów przyrównał to do meczów tenisa. Wcześniej ich nie oglądałam. W ogóle niewiele korzystałam z telewizji, ale po jego słowach, pomyślałam, że warto czasem podejrzeć, gdzie żyją nie w pełni obdarowani... Uczę ich, jak poruszać się  wewnątrz Zgromadzenia - spojrzała na Majkę, upewniając się, że ta ją rozumie.
- Chyba wiem, o co ci chodzi – pokiwała głową – Zwróciłam uwagę, że po przemówieniach nie było oklasków. W ogóle, te przemówienia były strasznie konkretne, bez odwoływania się do emocji. Nasi politycy tak nie przemawiają, a w każdym razie rzadko. Najczęściej gadają godzinami i nic z tego nie wynika.
- My szanujemy czas innych. Śnienie trwa do wschodu słońca, więc musimy dbać, by słuchacze nie ryzykowali. Przekazujemy najważniejsze sprawy konkretnie i oczekujemy, że rozmówca zrobi to podobnie. Jednak zauważyłaś pewnie, że wszyscy starają się mówić... ładnie, poprawnie.
- Tak, na to też zwróciłam uwagę – przyznała – Oskar nawet na co dzień tak mówi. Nie przeklina... - zaróżowiła się lekko.
- To prawda, choć ostatnio mu się zdarzyło. No, ale to nie jest zabronione – roześmiała się Margaret – Żeby to lepiej zrozumieć, powinnaś sobie przypomnieć, skąd pochodzi Dar. Starożytna Grecja to kolebka kultury, jaką dzisiaj znamy. Tam powstała i wykształciła się sztuka retoryki. My oczywiście nie jesteśmy aż takimi mistrzami, ale dążenie do doskonałości jest mile widziane.
- Staram się... – Majka poczuła się trochę, jak w szkole.  
- Och, wiem! - Margaret położyła dłoń na jej dłoni – Wypadłaś doskonale! Anastazja chwaliła cię przez cały ranek.  
- Naprawdę? - zdziwiła się – Ona tu jest?  
- Musiała wracać, ale masz w niej wielką przyjaciółkę i jeśli tylko zechcesz, możemy ją odwiedzić.
- A jej mąż? Nie wyglądał na równie zachwyconego.
- Timothy? - Margaret aż zamrugała ze zdziwienia – Nie skrzywdziłby cię. On po prostu jest taki szorstki w obyciu, ale to dobry człowiek. Wierz mi, że tak jest, a znam go doskonale. W końcu jest moim bratem.
- No tak, przepraszam, zupełnie o tym zapomniałam – wbiła wzrok w swoje dłonie – To przez jego słowa na Radzie...    
- Wybacz mu. Ma Dar siły i odpowiada za bezpieczeństwo Zgromadzenia. Nie może sobie darować, że nie udało mu się ochronić Nicolasa. Poluje na Swena od lat i powoli zaczyna tracić cierpliwość.
- Rozumiem go – przed oczami stanął Majce obraz udręczonego Akosa – Mam nadzieję, że go dopadnie - w jej głosie pojawiła się nuta zaciętości.
     Margaret umilkła na chwilę w zamyśleniu. Majka sięgnęła po sok. Do tej pory nie powiedziała nikomu o spotkaniu ze Swenem. Postanowiła to nadrobić, ale do tego konieczna była obecność Oskara.
- Co właściwie się stało z tym wulkanem?  - spytała Majka, schodząc z niebezpiecznego tematu.
- Jak mówiłam, Andriej jest niedoświadczony i zdaje się, że zszedł za nisko. W pełni Obdarowani muszą pamiętać, że także podczas śnienia mają ciało, które podlega pewnym prawom fizyki.
- Ale nic mu się nie stało... - zaniepokoiła się Majka.
- Jeszcze nie wiadomo, ale mamy nadzieję, że Oskar go z tego wyciągnie. Greg też ma duże doświadczenie – Margaret rozłożyła bezradnie ręce.  
- A Oskar? Jemu nic się nie stanie?  
- Nie martw się o niego. Wie co robi.
     Pewność, z jaką to mówiła, nieco uspokoiła Majkę, ale jednak od czasu do czasu zerkała na drzwi, mając nadzieję, że stanie w nich Oskar.
- Proponuję, żebyśmy ustaliły sobie spotkania na godziny przedpołudniowe. Pewnie będziesz chciała spędzać sporo czasu w bibliotece? - Margaret znów skupiła się na Majce.
- Mam taki zamiar.
- Musisz też kiedyś spać. Co prawda, potrzebujesz znacznie mniej snu, niż przeciętny człowiek, ale jeśli chcesz w pełni wykorzystywać Dar, powinnaś odpoczywać. Przydałaby ci się pomoc. Mogę ci kogoś polecić, bo zdaję sobie sprawę, że nie znasz wielu Obdarowanych...
- Mam taką osobę – przerwała jej łagodnie Majka – To Manuela, córka prawników, którzy mi pomagali...
- Manuela? Och, córka Salmy! - Margaret kiwała przez chwilę głową na boki, jakby coś rozważała – Myślałam o kimś starszym – przyznała w końcu – Ale... jest bardzo zrównoważona. Była jedną z najlepszych uczennic. Może być. Zatrudnisz ją?  
- Chciałabym – Majka przełknęła głośno ślinę – Jeszcze z nią nie rozmawiałam, ale chyba się zgodzi? Miałam nadzieję, że Oskar mi pomoże, bo ja nie bardzo wiem, jak to się załatwia. Akos właściwie tak automatycznie przeszedł do mnie. Nawet nie bardzo wiem, jak powinnam mu zapłacić i ile...     
- W porządku – Margaret uśmiechnęła się wyrozumiale – Ja to załatwię. Przystępując do Zgromadzenia zyskujesz prawo do korzystania z jego zasobów. Powiedz, kogo potrzebujesz, a Zgromadzenie go opłaci. Możesz coś od siebie dodać, ale bądź pewna, że po pierwsze i tak nie dzieje im się krzywda, a po drugie, praca dla ciebie podnosi mocno status takiej osoby.
- Teraz rozumiem – szepnęła do siebie, przypominając sobie słowa Salmy. Nie miała zamiaru zapomnieć o Manueli! - W takim razie, potrzebuję asystentki i tłumaczki. Manuela będzie doskonała, ale chcę ją osobiście zapytać. Nie narzucę jej tej pracy, jeśli jej nie przyjmie z własnej woli.
- Jak uważasz – Margaret posłała jej nieodgadnione spojrzenie.  
- Tak właśnie uważam – stwierdziła z przekonaniem.
- W takim razie, załatwmy to od razu. Mamy kilka godzin spokojnego snu. Możemy udać się do domu Manueli i jej rodziców. Każ Akosowi nas zaanonsować, a potem spać!
- Udasz się ze mną?  
- Dawno nie widziałam się z Salmą – powiedziała wstając - Powinnam jej podziękować – po twarzy Margaret błąkał się zagadkowy uśmiech – Mój syn chyba nigdy nie był tak szczęśliwy – wyszeptała do siebie cicho, kiedy Majka nie mogła jej już dosłyszeć.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 4382 słów i 24466 znaków.

1 komentarz

 
  • ANITA

    Świetnie :) bardzo się cieszę ze nie przestajesz pisać. :)

    6 kwi 2016