Meteory. Po zachodzie słońca 4

Meteory. Po zachodzie słońca 4Rozdział 5

     Majka      śledziła krajobraz przesuwający się za okienkiem samolotu.
- Nie denerwujesz się? - Agnieszka ścisnęła ją za rękę.
- Nie – wzruszyła ramionami – A ty się denerwujesz?
- Nie lubię lądowań, startów zresztą też nie. Szkoda, że nie można latać bez tego – westchnęła.
     Samolot usiadł na płycie lotniska miękko, jakby miał pod kołami poduszki. Nie zdążył jeszcze ustawić się przy rękawie, a już pierwsi pasażerowie poderwali się ze swoich miejsc. Dziwnym trafem Marek znalazł się w pobliżu dokładnie w chwili, gdy Majka postanowiła wyciągnąć ze schowka plecak.  
- Będziesz teraz w Warszawie? - spytał podając jej bagaż.
- Na razie tak, chyba, że rodzice coś wymyślą. - Co mu się nagle stało?  
- Odezwę się, dobrze? - szedł tuż za nią.
- Jasne. Jeśli znajdziesz czas... - zawiesiła głos.
- Znajdę – w jego szarych oczach igrały wesołe ogniki.  
- Zobaczymy – posłała mu spojrzenie spod rzęs, uśmiechając się jednocześnie.  
     Wciągnął powietrze z głośnym świstem. Chyba zrobiłam wrażenie, pomyślała z satysfakcją.
     Kręcił się w pobliżu, aż do chwili, gdy rozsunęły się przed nimi szklane drzwi wyjścia z terminalu przylotów.  
- Tato!  - Majka wpadła w objęcia ojca – A gdzie mama?  
- U babci Jasi. - uściskał ją – Babcia złamała rękę i mama musi z nią trochę pomieszkać.
- O, rany! Kiedy to się stało?  
- Dwa dni temu. Nie mówiliśmy ci, żebyś się nie martwiła – w jego głosie słychać było zatroskanie – Musimy zjeść na mieście, bo jak wiesz, nie mam smykałki do gotowania. Chyba, że rozmrozimy pierogi?  
- Jak wolisz. Możemy rozmrozić – westchnęła – A co z babcią?
- Już dobrze, ale ma gips i trzeba jej pomóc... - zawahał się – Powinienem do nich pojechać.
- Chcesz, żebym pojechała z tobą? - spytała bez entuzjazmu. Nie dogadywały się z babcią.  
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – roześmiał się trochę wymuszenie – Trzy kobiety w jednym mieszkaniu?
- Nie martw się. Poradzę sobie – odetchnęła z ulgą – I tak przez najbliższe dwa dni będę prała.
     Wyjęła z torebki telefon i wyłączyła tryb samolotowy, po czym zadzwoniła do mamy.
     Po zjedzeniu pierogów i wielokrotnych zapewnieniach, że nie czuję się opuszczona, wyprawiła wreszcie ojca z domu. Kochała ich, ale dopiero wyjazd uświadomił jej, jak bardzo potrzebowała swobody. Odetchnęła, kiedy na klatce schodowej ucichły kroki. Rozpakowała swoje rzeczy i wstawiła pranie. Normalność. Nie, rutyna, przemknęło jej przez myśl, kiedy zbierała ze stołu naczynia. Nie chciała takiego życia. Jaką odmianą był pobyt na słonecznej wyspie, a przecież istniały miejsca sto razy ciekawsze! Choć nawet tam mogło być naprawdę super, gdyby na przykład  mogła żeglować... Zaraz! Zupełnie zapomniała...
     „Insomnia katamaran” wpisała w google'u i czekała, aż przeglądarka zareaguje na hasła.  Na wyświetlaczu smartfonu zobaczyła znajomą łódź. Powiększyła obraz i przyjrzała jej się uważnie. Przesunęła palcem, by zobaczyć następne. „Insomnia”, przeczytała na jednym ze zbliżeń.  
- O ja pieprzę! – zaklęła pod nosem. Gdzieś między zdjęciami znalazła jedno niewyraźne z wnętrza. Znała je? Było strasznie małe. Poczuła, że robi jej się gorąco. Szybko wpisała „Insomnia właściciel” i czekała. - Szybciej! - stuknęła w obudowę telefonu. Po chwili na ekranie zamigotał tekst. Był wyjątkowo krótki: „Właścicielem katamaranu „Insomnia” jest Maximilian Lowrence, francuski szlachcic, nestor rodu...” bla, bla bla...  „jest również właścicielem zamku...” No, jasne! Zdjęcie! Gdzie zdjęcie?  Przesunęła tekst w górę i po chwili ukazała jej się poorana zmarszczkami ogorzała twarz, w której migotały jasnoniebieskie oczy. Nigdy w życiu nie widziała tego człowieka, ani naprawdę, a ni we śnie. Może jednak nie zwariowałam,  pomyślała oddychając z ulgą. Może to wszystko wynika z podświadomego buntu, zastanowiła się?
---
     Helena wpatrywała się w owalne okienko samolotu, śledząc białe cumulusy, oświetlane z góry łagodnym różowawym blaskiem słońca. Wszystko zaczynało się komplikować. Wiedziała, że w końcu pojawią się problemy, ale odsuwała od siebie tę myśl jak najdalej, licząc podświadomie, że za którymś razem nie powróci. Kiedy odcięła się od Mistrza i Zgromadzenia, odetchnęła. Poczuła się uwolniona od obowiązków, na które nie miała najmniejszej ochoty. Co prawda nadal musiała przestrzegać zasad, ale to nie było aż takie trudne. Choć cena buntu była wysoka, to jednak jej się opłaciło. Rosanna, jej matka, opuściła ją na dziesięć długich lat. Helena podejrzewała, że odwiedzała ją potajemnie we śnie, ale nie rozmawiały ze sobą. Nigdy nie wybaczyła córce, że ta zataiła przed nią ciążę. Helena doskonale wiedziała, jak cenne są dla Obdarowanych dzieci. Rodziły się rzadko, a jeszcze rzadziej dziedziczyły zdolności po rodzicach. Dla niej fakt, że Julia prawie nie miała Daru, był triumfem, dla Rosanny musiał być bolesnym doświadczeniem.
- Coś do picia? - uśmiechnięta stewardesa. Popychała przed sobą wózek wypakowany napojami i przekąskami.
- Białe wino poproszę – sięgnęła do torebki w poszukiwaniu tabletki nasennej. Chciała mieć choć trochę świętego spokoju. Rozmowa z Mistrzem napawała ją niepokojem. Nowy młody Mistrz to zmiany, a zmiany to niepokój.  
- Proszę bardzo – stewardesa postawiła przed nią plastikowy kieliszek wypełniony jasnym płynem.
     Helena potrzymała w ręce tabletki, po czym schowała je do torebki. Może jednak nie powinna? Ostatnim razem, kiedy chciała sprawdzić, co u Marianny, ta skutecznie ją zablokowała. Zadziwiająco skutecznie, jak na kogoś, kto nie ma pojęcia o posiadanej mocy.  
     Nad siedzeniami zapaliły się lampki oznaczające konieczność zapięcia pasów. Samolot zadrgał kilka razy. Turbulencje, pomyślała i sięgnęła po kieliszek. Nie czuła niebezpieczeństwa, a przynajmniej nie ze strony samolotu. Kiedy ostatni raz czuła taki niepokój? Zastanowiła się. Chyba przed tym, jak doszło do zamachu na młodego Lowrence'a. Wieść o śpiączce syna samego Mistrza obiegła wszystkich i napełniła ich serca strachem. Nigdy wcześniej nikt nie ośmielił się zaatakować Obdarowanego tak otwarcie. Swen nie miał w sobie lęku swego dziadka. To po tym fakcie Rosanna powróciła. Zachowywała się, jak zwyczajna babcia, ale Helena wiedziała, że chodziło o zapewnienie bezpieczeństwa jej i jej córce. Julia była już za duża na bajki, ale Rosanna znalazła inny sposób. Wycieczki. Nie było tak szalonej eskapady, w której nie zgodziłaby się uczestniczyć. Zbyt późno Helena zorientowała się, że nie chodziło tylko o bezpieczeństwo. Ale jak Rosanna mogła ją przechytrzyć?! Zadała sobie to pytanie chyba tysiąc razy, ale nadal nie znała odpowiedzi.
     Pociągnęła z kieliszka spoty łyk. Podświadomie czuła, że nadciąga burza.

Rozdział 6

Warszawa. Lipiec 2014
     Majka przeciągnęła się z przyjemnością. Tego właśnie potrzebowała, wygodnego łóżka! Przymknęła oczy. Dziś na pewno będzie spała spokojnie jak dziecko. Przecież w domu tak właśnie było. Dopiero po wyjeździe... Ziewnęła. Ale, jak wyjeżdżała z rodzicami, to się nie zdarzało... No, może czasem... Ziewnęła znowu. Może dlatego, że nigdy nie spotkała kogoś, kogo tak bardzo chciałaby znów spotkać... Przecież nie spotkała... Jak się nazywał ten katama... Odetchnęła głęboko.  
     Nie wiem, gdzie jestem. Muszę się skupić! Gdzie chciałabym być? Nie gdzie, tylko z kim!  
- Oskar, gdzie jesteś, mój tajemniczy nieznajomy? - szepczę.
- A gdzie chciałabyś mnie spotkać? - czuję jego obecność, słyszę jego głos.
- Ty wybierz...
     Stoję w jego jachtowej sypialni. Wszystko się kołysze, ale to mi nie przeszkadza. Oskar stoi za moimi plecami. Czuję jego ciepło. Kładzie mi dłonie na ramionach, a kciukami uciska delikatnie kark. Wodzi nimi wzdłuż kręgosłupa. Jak mi dobrze. Nagle uzmysławiam sobie, że słyszę plusk wody, ale inny niż poprzednio w porcie.
- Płyniemy?  
- Tak. Jesteś na „Insomni”
- Ten katamaran istnieje naprawdę! - Nie wiem dlaczego, ale muszę mu to powiedzieć. - Sprawdziłam w internecie. On jest prawdziwy!
- Oczywiście, że tak – Sunie ustami po mojej szyi, szczypie delikatnie. - Jesteśmy na nim.  
- Ale to jest sen! - Czy on nie rozumie? - Oglądałam zdjęcia. Jest dokładnie taki, jak zapamiętałam.  
-  Przecież ci go pokazałem.
- Jego właścicielem jest Maxymilian Lowrens!
- Mój dziadek.
- Ale to jest sen – upieram się – Mój sen.  
- Teraz także mój. Chcę go śnić razem z tobą... - Czuję, jak jego dłonie obejmują moje piersi. Zerkam w dół. Mam na sobie tylko cienką koszulkę nocną.
- Oskar – jęczę – Ja nie rozumiem! Byłam na przystani, pytałam o ciebie i o tę łódź.
- Byłaś na przystani? - odwraca mnie do siebie i wbija we mnie wzrok. Jest zły? Nie, jest zaskoczony – Szukałaś mnie?  
- Tak – szepczę i spuszczam wzrok. Nie mogę wytrzymać jego spojrzenia. Jest takie intensywne, takie... przeszywające.- Chciałam cię spotkać...  
- Och! - w jego głosie słyszę konsternację, ale też cień radości. - Ja też chcę cię spotkać – dodaje po chwili.  
- Ale ja... - Nie, nie będę psuła tej chwili. Niech ta ułuda trwa. Staję na palcach, żeby dosięgnąć jego ust.  
     Oskar chwyta mnie w objęcia, jego usta opadają na moje, rozchyla je, wpycha język. Jestem oszołomiona gwałtownością tego, co robi. Jęczę cicho, nim odbiera mi oddech. Wciągam nosem powietrze, a on pochłania mnie, zniewala... Ssie mój język aż do bólu. Jeszcze nigdy się tak nie całowałam. Nigdy! Nogi się pode mną uginają.  
- Chcesz tego? - Jego głos jest nabrzmiały podnieceniem, pełen napięcia.
- Chcę, o mój boże, chcę...
     Jego dłonie suną w dół, na mój tyłek, głaszczą go, ugniatają. Jęczę głośno, nie potrafię się powstrzymać. Zakładam mu ręce na kark, wplatam palce we włosy. Nasze języki krążą wokół siebie. Nic już nie wiem! Jestem jednym wielkim pragnieniem. Oskar przyciąga mnie do siebie i czuję, że jest podniecony. Uda mi drżą. W dole brzucha mam ciężar spływający niżej i niżej... Moja łechtaczka pulsuje. To takie nieznośne uczucie! Wypycham biodra w przód, ocieram się... Oskar obraca mnie tyłem do siebie. Jego męskość napiera na moje pośladki. Silna ręka ściska moją pierś, a druga, o cholera! Druga sunie w dół, pod koszulkę, rozchyla delikatny pączek...
-Oooo!
- Jaka jesteś spragniona – szepcze.
     Zapiera mi dech, kiedy pociera mój najwrażliwszy punkt. Rozstawiam szerzej nogi, a on sunie palcami głębiej. Pociera moje obrzmiałe ciało. Skąd on wie, co robić? Skąd ja wiem, co powinien mi zrobić? Mam w głowie mętlik.    
- Oooch! - czuję, jak wsuwa we mnie palec. To jest takie... nieoczekiwane. Myślałam, że zaboli. Może dopiero, kiedy we mnie wejdzie? Zwariowałam chyba! Przecież to mi się śni. Sama decyduję, co boli, a co nie...  
- Moja mała dziewczynka – szepcze mi do ucha – Taka delikatna i niewinna.
     Moja pierś twardnieje pod jego dłonią. Ściska brodawkę, a ja jęczę. Ale mi dobrze. Czuję to tak mocno! Czuję... Cholera! To zabolało, ale było przyjemne.
- Chodź do mnie, moja śliczna – głęboki, seksowny głos pieści mnie tak samo jak te cudowne dłonie.
     Moja koszulka opada na podłogę. Oskar odwraca mnie i popycha lekko na łóżko. Zsuwa spodenki... O rany! Patrzę zafascynowana między jego nogi. Chyba mam głupi wyraz twarzy, bo widzę, że się uśmiecha jednym kącikiem ust. Klęka między moimi kolanami. Krew dudni mi w skroniach, cała drżę! Chwyta moją dłoń i splata nasze palce, a potem drugą ręką wykonuje ruch, jakby okręcał nasze dłonie sznurem, ale ja niczego nie widzę.
- Co robisz? - pytam bez tchu.  
- To tylko na chwilę. Nie chcę, żebyś w chwili uniesienia, gdzieś mi odleciała – szepcze i rozsuwa mi nogi kolanami – Gotowa?
- Tak. Nie wiem! - nagle ogarnia mnie lęk – Zaboli?
- Nie wiem... - to dziwne, ale jego odpowiedź mnie uspokaja.
     Chwyta ręką sterczący członek i już go czuję u wejścia. Rozpycha się lekko... Spinam się...
-Aaauuu! - pchnięcie jest mocne, a ja czuję najpierw ostry ból, a po chwili dziwne wypełnienie. - Och!
- Ćśśś – Tuli mnie do siebie. Nie porusza się, a ja mam czas, żeby się oswoić. - Bardzo boli? - wyczuwam w jego głosie niepewność.
- Nie – dyszę i powoli rozluźniam mięśnie. Naprawdę już przestało.
- Zrobię to powoli, dobrze? - Wycofuje się bez pośpiechu, a potem równie wolno wchodzi we mnie. Rozpływam się. Robi to jeszcze raz i jeszcze. Czuję, że krew napływa mi do twarzy, policzki mnie pieką. Oddycham coraz szybciej. On też. - Jesteś słodka – chrypi do moich ust.  
     Nie wiem, co się ze mną dzieje. Mięśnie zaczynają mi drżeć, a ja czuję jak ogarnia mnie fala gorąca. Mam wrażenie, że odpływam... Oskar trzyma mnie mocno. Porusza się we mnie. Wypełnia mnie... Ale to niesamowite! Jęczę coraz głośniej. On postękuje przy każdym pchnięciu. Wyginam się... Brak mi tchu... - Oooch! Och! - unoszę się, ale coś ściąga mnie w dół.  Coś we mnie pęka! Coś tam w dole... - OS-KAR... - głos więźnie mi w gardle.
- Już, skarbie, już... - Czuję go głęboko. Dopycha... - Już...  
     Jego biodra drgają konwulsyjnie, wbijając we mnie... O, kurwa! Zrobiliśmy to. Mam ochotę krzyczeć i śmiać się. Wypełnia mnie dziwna energia – Dobrze mi – szepczę.  
     Oskar leży na mnie, ciężko dysząc. Po chwili unosi głowę i zagląda mi w oczy.
- To było niesamowite – mówi cicho i całuje mnie w usta – Ty jesteś niesamowita.
     Leży tak między moimi nogami, a ja chciałabym, żeby ta chwila trwała i trwała. Uśmiecham się do niego i jego roziskrzonych oczu. Tak mi dobrze...
- Nie ruszaj się – szepcze i wycofuje się ostrożnie. Krzywię się.
     Leżymy przytuleni, okryci cienkim prześcieradłem. Łódź się kołysze, a ja czuję się taka senna. To zabawne, mam ochotę na sen we śnie.
- Szkoda, że cię nie zastałam – żartuję – Może zrobilibyśmy to naprawdę?
- Bawisz się moim kosztem? - Zagląda mi w oczy.
- A jak myślisz?  
- Nie wiem. Ty mi powiedz – Nagle poważnieje.
- Nie chciałam o tobie śnić – Nagle zbiera mnie na szczerość – Ale to było silniejsze ode mnie.  
     Zakrywam twarz dłońmi. Co ja robię? Gadam z facetem ze snu!
- Przyjdziesz do mnie? Pytam poważnie - wpatruje się we mnie z napięciem.
- To zależy... - korci mnie, żeby się podroczyć.
- Od czego?
- Od tego, co teraz zrobisz – uśmiecham się znacząco. Chcę jeszcze raz to poczuć.
- Poważnie?
- Mhm – kiwam głową i przymykam oczy.  
     Nie muszę powtarzać. Przewraca mnie na wznak i już na mnie napiera. Jest gotowy! Wypycham biodra. - Uff! - Ale duży!  

     Gdzieś daleko trzasnęły drzwi. Zwykły blokowy odgłos, ale to wystarczyło, żeby Majka otworzyła oczy. Przeciągnęła się. Co jest? Wszystkie mięśnie miała obolałe, jakby noc, zamiast w łóżku, spędziła na siłowni. Rozejrzała się po znajomym pokoju, przypominając sobie wydarzenia poprzedniego dnia. Odbyła długą podróż. O dziwo, czuła się wypoczęta i wyspana, tylko te obolałe mięśnie! Przypomniała sobie sen. Poczuła między nogami pulsowanie. Zaczerwieniła się i sięgnęła ręką pod kołdrę.
- Ałła! - łechtaczka zapiekła przy dotknięciu. Usiadła i odrzuciła kołdrę. Spojrzała w dół – O, kurwa!
     Na udzie miała smugę zaschniętej krwi. Okres? Nie! Skończył się już. Drżącą ręką sięgnęła w dół. Bolało. Wstała ostrożnie. Przy chodzeniu też. Przełknęła głośno ślinę. Spróbowała zebrać myśli.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2891 słów i 15922 znaków.

1 komentarz

 
  • ANITA

    Nic dodać nic ująć  :)

    9 sty 2016