Meteory. Przed świtem 26

Rozdział 36
Hamburg. Październik 2014
     Dochodziła trzecia po południu i ulice Hamburga wypełniły się samochodami i pieszymi,  którzy skończywszy pracę, wylewali się barwnym tłumem ze wszystkich budynków. Taksówka zwolniła, przepuszczając włączające się do ruchu samochody. Helena, siedząca pomiędzy córką a zięciem, na tylnym siedzeniu, zakończyła rozmowę telefoniczną i schowała komórkę do torebki.  
- Dojedziemy przed Mają. Mamy podać w recepcji dokumenty, nie mówiąc głośno nazwiska – poinformowała współtowarzyszy – Mamy się nie dziwić, że na samej górze przywita nas ochrona.
- Och! Czyżby nasza wnuczka potrzebowała ochrony? – siedzący obok kierowcy Jan, poważnie się zatroskał.
- Ależ skąd?! - w głosie Heleny zadźwięczało zniecierpliwienie – Po prostu mieszkamy obok Mistrza, a miejsce jego pobytu jest chronione. Zgromadzenie nie przepada za prasą, a poza tym, pilnują się przed Swenem.
- Mam nadzieję, że to nas nie zrujnuje – westchnęła Julia.
- Stać ją - Helena machnęła tylko ręką.  
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że Majka opłaca nam hotel?! - Jan odwrócił się gwałtownie przez ramię – Może daleko mi do tego twojego Mistrza, ale za pokój w hotelu sam ureguluję rachunek.
- Po pierwsze, jesteś gościem i nikt nie będzie cię pytał, czy chcesz zapłacić, a po drugie, nie psuj jej zabawy. Bądźcie obaj grzeczni – Helena pogroziła mu palcem – Ty, Piotrusiu, też – spojrzała na zięcia.  
- Musisz nam podpowiadać, jak się zachować – sądząc po jego minie, nie czuł się zbyt pewnie.  
- Och, po prostu niczemu się nie dziwcie – Helena westchnęła – A swoja drogą, nie sądziłam, że będę świadkiem wyboru nowego Mistrza.  
- Ja nie sądziłam, że w ogóle go zobaczę – wpadła jej w słowo Julia.     
- Fairmont Hotel Vier Jehreszeiten – powiedział nagle kierowca, wskazując okazały, pięknie położony budynek. W jego głosie brzmiała duma.
     Dojeżdżali na miejsce. Ledwie zdążyli zapłacić za kurs, a już obok taksówki zatrzymał się boy hotelowy z eleganckim wózkiem na bagaże. Panowie podali swoim towarzyszkom ramię i razem pomaszerowali do recepcji.  
- Zadzwonię do Moniki – stwierdziła Julia, na widok kilkuosobowej kolejki przy kontuarze – Powinna już skończyć zajęcia.       
     Starsza, elegancko ubrana para właśnie odebrała klucze i odeszła na bok. Piękna blondynka w miękkim płaszczu z mlecznobiałej wełny niecierpliwie przesunęła się do przodu.    
- Esta escandalosa! Yo estaba en la misma mesa ... - do Heleny dotarł gniewny głos elegantki.  
- En la misma mesa se sienta un Maestro – odpowiedział jej równie urodziwy blondyn, którego oceniła na wiek zbliżony do Majki.  
- O czym rozmawiają? - syknęła do męża.  
- Kto? - Jan spojrzał na żonę z roztargnieniem.
- Skup się! - syknęła znowu, robiąc nieznaczny ruch głową w stronę pary przed nimi.
     Jan zmarszczył brwi, ale nadstawił ucha. Podsłuchiwanie niezbyt mu się podobało, ale przywykł już do dziwnych nieraz zachowań żony. Po chwili jednak i on się zaciekawił, kiedy najpierw padło imię Oskara, a w chwilę później Marianny. Helena kręciła nerwowo pasek od torebki. Nie znała hiszpańskiego, ale bała się przeszkadzać mężowi, któremu zrozumienie szybkiej wymiany zdań półgłosem, najwyraźniej sprawiało dużą trudność. Tymczasem oburzona blondynka podeszła do kontuaru i wręczyła recepcjonistce dokument. Helena zauważyła, że dziewczyna z obsługi, która i tak stale się kłaniała i uśmiechała, nagle zrobiła się czerwona jak burak, a drobne przedmioty jakby przestały jej słuchać, przewracając się lub spadając na podłogę. Szybko przywołała koleżankę, a sama wybiegła z recepcji i poprowadziła blond parę do windy. Najwyraźniej były to nie lada osobistości. Nagle Helena ujrzała, jak z jednego z foteli podnosi się mężczyzna, który do tej  pory siedział odwrócony do nich tyłem, chowa do kieszeni płaszcza telefon i przyłącza się do blondynki i jej towarzysza. Choć widziała jego profil zaledwie ułamek sekundy, poczuła na plecach zimny pot.  
- O kurwa! - mruknęła do siebie, zapominając na moment, gdzie się znajduje.
- Kochanie?! - szeroko otwarte, pełne zdumienia, oczy męża sprowadziły ją na ziemię.
- Nic, nic... - potarła czoło dłonią – Proszę – podała recepcjonistce dowody, swój i Julii.  
- Och! Madam Littenstein! - recepcjonistka uśmiechnęła się radośnie – Lady Maryann jeszcze nie wróciła...
- Wiem, wiem... - Helena machnęła dłonią, starając się przywołać na twarz uśmiech.
- Bardzo proszę. Tamta winda. Ostatnie piętro – dziewczyna wskazała kierunek przeciwny, niż ten, w którym podążyła podsłuchiwana para – Boy zabierze państwa bagaże. Życzę udanego pobytu!  
- Dziękujemy – Jan wziął pod rękę skonsternowaną Helenę – Kochanie, co się dzieje? Masz minę, jakbyś zobaczyła ducha.  
     Helena wypuściła głośno powietrze z płuc.  
- U Moniki wszystko w porządku. Wciąż się gniewa, że nie mogła jechać z nami, ale rodzice Piotra obiecali jej zasponsorować imprezę w kręgielni, więc jakoś to przeżyje – Julia pokręciła głową z dezaprobatą – Mamo? - zmarszczyła brwi – Coś się stało?  
- Za chwilę – Helena kiwnęła głową chłopakowi, który czekał cierpliwie obok wózka z ich bagażami – Wejdźmy najpierw do pokoju.  
     Kiedy winda otworzyła się na ostatnim piętrze, już czekał na nich potężnie zbudowany ochroniarz. Ukłonił się wszystkim uprzejmie, otaksował podejrzliwym wzrokiem boya, po czym wskazał im dwie pary drzwi naprzeciw windy.  
- Przyjdźcie do nas szybko – rzuciła do córki Helena, zanim weszła do do swojego apartamentu.  
- Ho, ho, ho! - Jan rozejrzał się po eleganckim wnętrzu – dziękuję – wręczył chłopakowi od bagaży  niebieski banknot – To twoje zgromadzenie nieźle sobie radzi. Może jednak przemyślisz, czy nie warto byłoby...
- Janku! - przerwała mu gniewnie Helena – Mów o czym rozmawiali. To ważne!
- Nie wszystko zrozumiałem, ale zdaje się, że tej paniusi nie podoba się towarzystwo przy stole. Jak wy to mówicie? Nie w pełni obdarowani? Ona się uważa za... księżniczkę – zakpił – Chłopak był bardziej stonowany. Mówił o Oskarze, ale nie dosłyszałem, co.  
- Na pewno nic dobrego! - prychnęła – Wiesz, kto to był? Gonzaga! Na końcu świata poznałabym tego gada!
- Gonzaga? -  Jan zmarszczył brwi – To ten, który startuje w wyborach razem z Oskarem? Kontrkandydat?
- Można to tak określić – Helena podeszła do drzwi, na dźwięk cichego pukania – Julia, dobrze, że jesteś. Musimy porozmawiać z Margaret. Co jeszcze mówili? - zwróciła się do męża – Skup się, kochanie. Każde słowo może być ważne.
- Kobieta na końcu chyba zmieniła zdanie... - zamyślił się – Mówiła coś o... złym wrażeniu... porażka...? Brakuje mi słów. Dawno nie używałem hiszpańskiego – rozłożył ręce.  
     Nagle rozległo się ciche brzęczenie telefonu. Helena, stojąca najbliżej, podniosła słuchawkę.  
- Tu Margaret... - usłyszała.
- Witaj – na jej twarzy pojawił się wyraz ulgi – Chyba cię przywołałam?
- Ochrona dała mi znać. Cieszę się, że już jesteście – głos Margaret brzmiał niewymuszoną uprzejmością.
- Musimy pilnie porozmawiać. Czy mogłabyś do nas przyjść? - Helena nagle zdała sobie sprawę, że chyba pierwszy raz myśli o Margaret z sympatią i... troską.    
- Oczywiście, już idę – rozłączyła się.  
---
     Majka wierciła się na tylnym siedzeniu samochodu, nie mogąc się doczekać, kiedy wreszcie dotrą do hotelu. W bagażniku leżała jej wymarzona suknia. Odszycie modelu w stylu lat dwudziestych ubiegłego wieku, nie było łatwe, zważywszy na krótki termin realizacji. Musiała jednak przyznać, że pomysł Anastazji, by odtworzyć strój Rosanny z balu, na którym ogłoszono Mistrzem Maksymiliana Lowrensa od razu przypadł jej do gustu.  
- Przestań się denerwować – zachichotała Anastazja – Są w hotelu. Margaret się nimi zajmie.
- Właśnie o to się martwię – Majka załamała ręce – Wiesz, jaka jest babcia Helena. Brakuje mi tylko kłótni! Gdzie ten Oskar? - po raz kolejny usłyszała sygnał pt. „jestem poza zasięgiem”.
- Pewnie jest jeszcze na sali, a tam nie ma sygnału – Anastazja przewróciła oczami – Spokój. Dwa głębokie oddechy... Jak nie możesz z czymś walczyć, to poczekaj i to obejdź.
     Samochód zatrzymał się wreszcie na podjeździe. Majka z trudem powstrzymała się przed puszczeniem się biegiem do holu. Jean otworzył jej drzwi, po uprzednim rozejrzeniu się dokoła. Spojrzała w dół, żeby nie zobaczył w jej oczach kpiny.  Kto przy zdrowych zmysłach spróbowałby ją porwać z takiego miejsca, pomyślała. Anastazja ostrożnie wyjęła sukienkę i podała ją Majce. Sama zajęła się swoimi zakupami. Jean wziął resztę toreb z butami i innymi dodatkami. Bez przeszkód dotarli do windy, która powiozła ich w górę.
- No widzisz, już jesteśmy...
     Rozległ się cichy dźwięk dzwoneczka. Winda zatrzymała się na piątym pietrze, drzwi zaczęły się rozsuwać, ukazując kawałek holu i windy po drugiej stronie. Anastazja umilkła, widząc, jak oczy Majki rozszerzają się w wyrazie zdumienia.
- Stój! - Majka odruchowo rzuciła się do przodu, ale Jean był szybszy. Jego ciało zagrodziło jej drogę. W ułamku sekundy wyskoczył z windy – To on! To ten chłopak! - krzyknęła – Jean, łap go! Był w windzie po tamtej stronie.
- Jedźcie na górę! –  rzucił do Majki, upuszczając torby z butami na podłogę, a sam podążył we wskazanym kierunku – Akos jest na dole – dodał jeszcze.
- Jak to, na górę? Łapmy go! - Majka próbowała wysiąść, ale Anastazja sprawnie ją przytrzymała.
- Nigdzie nie idziemy – nacisnęła guzik na samej górze – Wyślemy za nim ochroniarzy.
- Ale...
- Nie wiemy, kim jest, ani jakie ma zamiary – głos Anastazji brzmiał spokojnie – Może nie być sam.
     Mimo że paliła ją ciekawość, Majka musiała skapitulować. Argumenty były niepodważalne. Z wypiekami na twarzy śledziła jak zmieniają się numerki na wyświetlaczu windy. Wreszcie drzwi rozsunęły się i ujrzeli jednego z ochroniarzy Mistrza.
- Jean goni chłopaka, którego szukamy – krzyknęła – Możliwe, że będzie próbował tu wjechać. Akos jest na dole. Powiedz mu.
- W porządku – potężnie zbudowany mężczyzna dotknął ucha i powiedział coś w niezrozumiałym dla Majki języku. Po chwili z pokoju obok windy wyszło jeszcze dwóch ochroniarzy. Jeden wsiadł  do windy, a pozostali ustawili się obok.
- Nic tu po nas – Anastazja pociągnęła Majkę  w głąb korytarza – Chodźmy się przywitać.
- Jak możesz teraz o tym myśleć? - wyrzuciłaby w górę ręce, gdyby nie suknia, która zaczynała jej już ciążyć.
- Musimy cierpliwie poczekać. Jak go złapią, to dadzą nam znać – Anastazja podała Majce jeszcze torbę z butami.  
     Nie czekając dłużej, Majka zaniosła zakupy do swojego apartamentu. Jeszcze raz spróbowała zadzwonić do Oskara, ale jej się nie uwało. Wreszcie zrezygnowana, poszła przywitać się z rodziną.  
- Mamo! - ucieszyła się na widok Julii. Uściskała Piotra i Jana, a Helenę ucałowała w oba policzki – Margaret? - dopiero teraz zauważyła , że nie są sami - Nie mogę się dodzwonić do Oskara.
- Jest z moim sekretarzem. Uzgadniają ostatnie poprawki. Niełatwo posadzić wszystkich, nikogo nie urażając – spojrzała wymownie na Helenę.  
- Babciu? - Majka zmarszczyła brwi.
- Niechcący usłyszeliśmy rozmowę Abigail Gonzaga – zaczęła Helena zerkając na męża – Wygląda na to, że wasz pomysł na posadzenie nas wszystkich przy stole Mistrza może wyrządzić więcej szkody, niż pożytku.  
- Jak to? - Majka na moment zapomniała o odbywającym się gdzieś w hotelu pościgu.
- Chciałyśmy z Anastazją posadzić cię blisko Oskara, ale nie będąc oficjalnie z nim związaną, powinnaś siedzieć ze swoją rodziną... - Margaret westchnęła ciężko – Stąd pomysł, żebyście we trzy były gośćmi przy stole Mistrza.  
- Ale my nie jesteśmy w pełni Obdarowane, nawet nie należymy do Zgromadzenia – ku zdziwieniu Majki, w głosie Heleny nie było jadu – Wielu w pełni Obdarowanych odczyta to jako afront.    
- Zwłaszcza, przy odpowiednim przedstawieniu faktów – dodała Julia.
- Co więc proponujecie? - Majka poczuła, że coś się w niej zaczyna gotować.  
- Usiądziemy osobno. Niedaleko głównego stołu – odparła szybko Helena, nie patrząc na Margaret.
- Gonzagów też posadzę przy osobnym stole – głos Margaret zabrzmiał chłodno – Przy głównym zostaniemy my i Timothy z rodziną.  Konstancja ma pełen Dar po rodzicach. To będzie pozytywny akcent na otwarcie.  
     Majka miała wrażenie, że słyszy w jej głosie zawód, ale zanim zdążyła coś powiedzieć, zabrzęczała jej komórka.  
- Oskar! - ucieszyła się - Nareszcie!
- Kochanie, wiem już wszystko – zaczął bez wstępów - Mają go. Za chwilę będzie w pokoju ochrony.
- Chcę z nim porozmawiać – kiwnęła przepraszająco głową i ruszyła szybko do jednej z sypialni.  
- Nie. Najpierw ustalimy, czy to bezpieczne – powstrzymał ją łagodnie.
- Myślisz, że ma przy sobie bombę? - prychnęła.  
- Gdyby tak było, nie wieźliby go na górę – odparł spokojnie.  
- Więc, czego się boisz? - spytała, przewracając oczami.
- Trucizny, podsłuchu... Nie wiem, ale muszę być pewien, że jesteś bezpieczna – Oskar westchnął – Poczekaj tam, a za chwilę po ciebie przyjdę, zgoda?
- Zgoda – westchnęła zrezygnowana.
- Kocham cię – rozłączył się, pozostawiając Majkę samą z jej myślami.  
     W tych dwóch słowach zawarł właściwie wszystko. Były uzasadnieniem lęku o nią i prośbą o cierpliwość, i podziękowaniem za uległość. Nienawidziła czekać! Wróciła do salonu.
- Oskar wraca – powiedziała, siląc się na spokój – Będę musiała coś pilnie załatwić - starała się opanować nerwowe drżenie łydek - Więc ustaliliśmy, jak siedzimy?  
     Nagle rozległo się pukanie i Majka doskoczyła do drzwi. Jednak spotkało ją rozczarowanie. Za drzwiami stała zarumieniona dziewczyna z restauracyjnym wózkiem.
- Och! Lady Maryann – wybąkała na widok Majki – Lady Margaret zamówiła przekąski – dukała, wybałuszając oczy.
- Dziękuję – wyjrzała na korytarz, ale zobaczyła tylko plecy ochroniarza, stojącego przy windzie – Wejdź – zrobiła dziewczynie miejsce.
- Dzień dobry – dziewczyna dygnęła pozostałym i zaczęła nakrywać niewielki stół – Czy mogę,  wyrazić, jak bardzo się cieszę, że pani mieszka w naszym hotelu? - spojrzała nieśmiało na Majkę.
- To piękne miejsce. Ja też się cieszę, że tu mieszkam – Majka mimowolnie się uśmiechnęła.
- Och! Ja mam tylko Dar trzeciego stopnia, ale za to mój dziadek pamięta lady Rosannę. Lady Maryann, jesteś jeszcze piękniejsza, niż myślałam! A sir Oskar jest taki przystojny! - dodała szeptem – Na pewno ogłosicie zaręczyny – zarumieniła się znowu – Nikt z nas nie ma wątpliwości, że tak będzie i sir Oskar wygra!
- No cóż... - Majka spoglądała nerwowo na drzwi.
- My nie wierzymy w te głupie plotki – paplała dziewczyna, rozstawiając półmiski poprzykrywane srebrnymi kloszami.
- Jakie plotki? - jej słowa dotarły do Majki jakby z opóźnieniem.
     Dziewczyna zmieszała się nagle i umilkła.  
- Skończyłam – bąknęła – Mogę wracać? - dygnęła, spuszczając głowę.  
- Jakie plotki? - Majka powtórzyła głośniej.
     Pozostali przerwali rozmowę i kilka par oczu spoczęła na dziewczynie.
- Ja nic... - przestraszyła się – Ja ich nie powtarzam!
- Nie bój się. Chcemy je tylko usłyszeć – Margaret podeszła bliżej – Nam nikt ich nie powtórzy, ale ty je znasz i możesz nam pomóc – powiedziała łagodnie – Zrobisz dobry uczynek.  
     Pod wpływem miłego spokojnego głosu Margaret, dziewczyna się ośmieliła.
- Niektórzy mówią, że czekasz na ogłoszenie wyników i wtedy wybierzesz... - zawiesiła głos.
- Taaak? - Majka z trudem panowała nad emocjami.
- Ale to niemożliwe! - dodała szybko – Nie wybrałabyś don Juana zamiast sir Oskara, prawda? - podniosła na Majkę wzrok.
- Oczywiście, że nie! - Majka poczuła, jak tętno jej przyspiesza.  
- Dziękuję ci, możesz wracać – Margaret położyła dłoń na ramieniu strapionej dziewczyny – I pozdrów od nas dziadka.  
     Telefon Majki zaczął wibrować i brzęczeć.
- To Oskar. Muszę iść. Za godzinkę będę z powrotem, a wy w tym czasie coś zjedzcie – powiedziała nieswoim głosem i ruszyła za dziewczyną popychającą przed sobą wózek – Stół może poczekać! - rzuciła ze złością.
     Margaret i Helena stały naprzeciw siebie mierząc się wzrokiem. Pozostali obserwowali je bez słowa. Wreszcie Margaret westchnęła ciężko i pokręciła głową. Nawet nie starała się ukryć, że jest przybita tym, co usłyszała.
- Mistrz zaprasza na kolację, ale dopiero na szóstą, więc pomyślałam, że chętnie coś zjecie – powiedziała bez przekonania – Przepraszam, ale muszę pomówić z moim sekretarzem – spojrzała w górę, jakby tam szukała rozwiązania, po czym ruszyła do drzwi.  
     Helena stała, jak słup soli. Dopiero, kiedy Margaret znalazła się na korytarzu, pobiegła za nią.
- Zaczekaj! – rzuciła przyciszonym głosem – Jeśli twój syn ma zamiar się oświadczyć, to niech to zrobi dzisiaj. Zwalniam Majkę z danego mi słowa.
- Och?! - Margaret stanęła, jak wryta.      
- Może się trochę pomyliłam, co do waszej rodziny – przyznała niechętnie Helena – Ale jednego jestem pewna. Nie przyłożę ręki do wygranej Gonzagów! Prędzej skonam!

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 3191 słów i 17876 znaków.

1 komentarz

 
  • ANITA

    Cudowne :)

    18 cze 2016