Marta N. - cz. trzynasta

W nocy obudził mnie ruch i lekkie skrzypienie sprężyn tapczanu. Uchyliłam lekko powieki i zobaczyłam w mdłym świetle lampy, jak mama 'jeździ' na Tomku, pracując intensywnie tyłkiem i biodrami. Widać było, że jest strasznie nabuzowana, dysząc, pojękując i stękając, nabijała się na kutasa Tomka pod różnymi kątami, ewoluując tyłkiem. Nie wiem dlaczego, ale Tomek nie wspomagał mamy pieszczotami, być może mama prosiła go, aby nic nie robił. Słysząc 'śpiew' i dyszenie mamy, ja również podnieciłam się niesamowicie. Widząc zwisające w dół dorodne cyce mamy, nie wytrzymałam. Podniosłam się i przyklękłam, chwytając ręką, chwiejącego się od mojej strony cycka mamy. Mama zareagowała uśmiechem, więc przeciągnęłam go w moją stronę i objęłam ustami sutka, ssąc i drażniąc językiem, mama natomiast w rewanżu sięgnęła dłonią do mojej cipki, suwając palcami po sromie i łechtaczce. Zaczęłam dyszeć i ja, więc puściłam pierś i zjechałam ręką na łechtaczkę mamy. Mama nie hamowała się już. Jęczała coraz szybciej i głośniej, sygnalizując, że dochodzi, więc przyspieszyłam i wzmocniłam ruchy na jej 'guziczku'. W końcu głośno wrzasnęła, przysiadła i znieruchomiała. Wtedy usłyszałam też Tomka i jego głos pełen ulgi. Widocznie jego też dopadł orgazm i pompował w mamę nasienie. Pogładziłam delikatnie mamę po cyckach i pobiegłam do łazienki po ręcznik. Kiedy wróciłam, mama leżała już na wznak, a obok niej Tomek. Pogładziłam mamę po cipce, była cała mokra, a z jej szparki wyciekało nasienie Tomka i jej własne soki. Pochyliłam się na jej cipką i zaczęłam ją wycierać, wtedy poczułam jej i Tomka zapach, co mnie niesamowicie podnieciło i kiedy poczułam, że mama gmerze i pieści moją cipkę, doszłam, opadając na mamę. Po chwili wróciłam do realu. Nasunęłam się na mamę i zaczęłam całować ją po buzi. Widziałam spojrzenie Tomka. Uśmiechał się do mnie, więc sięgnęłam ręką do jego krocza i objęłam wiotkiego, małego kutaska. Poruszyłam kilkakrotnie ręką i poczułam jak rośnie mi w dłoni. Suwając skórką, postawiłam' go więc ponownie do pionu.
- Jest gotowy i twój! - szepnęłam mamie, zsuwając się z niej. Mama odwróciła się do mnie i wypięła się w stronę Tomka. Kiedy przysunął się do mamy, ponownie ujęłam jego kutasa i przytknęłam do szczeliny jej cipki. Mama uniosła trochę nogę i dopchnęła się do krocza Tomka, wsuwając go ponownie w siebie. Zaczęli współpracować, więc przyssałam się do cyca mamy, czując jak Tomek obejmuje ręką drugiego. Mama zaczęła dyszeć i pomrukiwać, kiedy oboje z Tomkiem sprawialiśmy jej przyjemność pieszczotami piersi oraz rozpychaniem i 'szorowanie' kutasem jej cipki. Przesunęłam się w stronę twarzy mamy i wjechałam jej do ust językiem, najgłębiej jak się dało, a ręką sięgnęłam do jej owłosionego wzgórka. Mama nie wytrzymała długo tak zmasowanej obróbki i ponownie odleciała w 'niebyt', nieruchomiejąc. Ten orgazm musiał być mocniejszy, bo trochę trwało, zanim poczułam znów jej dłoń na swojej cipce, a jej usta na swoich. Chciała koniecznie mi się zrewanżować, więc całowała mnie z pasją, wymiatając i przepychając się językiem w moich ustach oraz tarmosząc moją cipkę z wyczuciem i wprawą. Ponieważ byłam dość mocno nabuzowana poczynaniami mamy i świadomością, że pozwala mi prawie na wszystko we wspólnej 'zabawie' z Tomkiem, 'odleciałam' dość szybko. Poczułam jeszcze, jak przygarnia i przytula mnie do siebie ramionami. Kiedy oprzytomniałam, mama gładziła moje piersi delikatnymi ruchami dłoni. Wyczuła, że wróciłam do realu.
- Jesteś słodziutka jak cukiereczek Martuś - szepnęła mi do ucha, całując mnie po szyi.
Wtulona w mamę, ponownie zasnęłam.  
     Wydawało mi się, że obudziłam się znacznie wcześniej niż zwykle, ale czułam się wyspana i wypoczęta, biorąc pod uwagę wydarzenia z siostrami, a później z mamą i Tomkiem. Mamy już nie było, a obok spał Tomek. Miałam chęć przytulić się do niego, ale odezwała się 'natura'. Wstałam i poszłam do łazienki. Już miałam wchodzić bez pukania, ale usłyszałam szum spuszczanej wody, więc zapukałam.
- Możesz wejść! - usłyszałam głos mamy. Otworzyłam drzwi i poczułam zapach, który trudno nazwać przyjemnym.  
- Trochę śmierdzi, więc możesz przyjść później - oznajmiła mama, siedząc w wannie i roześmiała się, widząc moją minę i kręcenie nosem.  
- No cóż, jak też nie wydalam perfumowanej kupy, więc jakoś to przeżyję - powiedziałam, uśmiechając się do mamy. Wysikałam się i podeszłam do wanny. Zabrałam jej gąbkę i zaczęłam namydlać mamę, najpierw plecy, a potem z przodu piersi i brzuch.  
- Tylko plecy, resztę umyję sobie sama - zagadała mama, wyraźnie już podniecona.
- Ale ja chcę cię umyć całą, tak jak ty myłaś mnie, kiedy byłam mała - oznajmiłam mamie, nieźle już podniecona. Odłożyłam gąbkę i nabierając wodę rękami, umyłam plecy, a potem przesunęłam się na cycki mamy. Przemywałam i pieściłam równocześnie, to jedną to drugą pierś, podniecając mamę i siebie. Zaczęła coraz szybciej oddychać, a ja coraz mocniej i szybciej gładzić jej cycki.
- Możesz uklęknąć mamo i podeprzeć się rękami? - zaproponowałam. Mama uklękła i rozszerzyła maksymalnie nogi, udostępniając mi dolne partie swojego ciała. Wzięłam mydło i namydliłam dokładnie krocze i uda mamy, a potem odłożyłam mydło i sięgnęłam po słuchawkę prysznica. Polewając wodą, myłam krocze mamy, poczynając od drugiej dziurki poprzez całe krocze. Kiedy dotykałam sromu, łechtaczki czy szparki, mama podrygiwała całym ciałem, dysząc i pojękując. Wzmocniłam pieszczoty i na efekty nie czekałam długo. Moja ręka i ciepła woda zrobiły swoje. Suwając palcami po szczelinie, łechtaczce i obu dziurkach, doprowadziłam mamę do mocnego orgazmu. Pochwyciła moją rękę i wsunęła ją sobie w krocze mocno zaciskając uda. Bałam się, żeby nie upadła, ale dała radę. Po chwili wróciła do realu i obdarzyła mnie słodkim buziakiem.
- Martuś, to przechodzi moje wyobrażenia, co ty ze mną robisz, a ja nie mam siły, ani chęci, aby ci się przeciwstawić - oznajmiła, uśmiechając się ciepło do mnie.
- Teraz nie ma czasu, aby ci się odwzajemnić, ale jutro rano odwdzięczę ci się tak, że mnie popamiętasz - odgrażała mi się ze śmiechem. Skończyła się myć, a ja w międzyczasie zrobiłam poranną toaletę, a potem obie założyłyśmy bieliznę i zwolniłyśmy łazienkę dla sióstr. Ja poszłam do swojego pokoju, a mama do szafy w przedpokoju i obie ubrałyśmy wierzchnie odzienie. Razem poszłyśmy do kuchni. Mama zaczęła przygotowywać kanapki, a ja zajęłam się napojami. Po niedługiej chwili w kuchni zameldowały się bliźniaczki. Były wyraźnie wyluzowane i radosne, co oznaczało, że ich wspólna 'zabawa' z Tomkiem musiała być udana.
- A teraz zjedzcie śniadanie i do szkoły - ponagliła nas mama. Zjadłyśmy więc śniadanie i udałyśmy się w trójkę do naszej szkoły. Kiedy wychodziłyśmy, zobaczyłyśmy jeszcze, że Tomek też się obudził, ale ponieważ został pod opieką mamy, pomachałyśmy mu tylko rękami i tyle nas widział. W drodze do szkoły próbowałam zagadać z siostrami, jak spędziły czas z Tomkiem, ale wykręciły się brakiem czasu, bo 'długo by o tym gadać' - stwierdziły. Dobre sobie, wepchnęłam im w ramiona Tomka, a teraz zbywają mnie i nie chcą mówić o 'szczegółach' dotrzymania sobie towarzystwa. Cóż, musiałam jakoś przełknąć i przeboleć ich 'niewdzięczność'. Była sobota, więc i skrócony czas lekcji, tak dla mnie jak i bliźniaczek, w efekcie razem wróciłyśmy do domu. Po powrocie zastałyśmy już w domu wprost 'kwitnącą', rozanieloną mamę, czyli tak jak w poprzednią sobotę wykorzystała 'właściwie' czas 'sam na sam' z Tomkiem. Zjadłyśmy obiad i ogarnęłyśmy trochę sobotnie porządki w mieszkaniu.  
     Kiedy wszystko było przygotowane i oczekiwaliśmy na Halinę, w drzwiach pojawiła się ona wraz z Piotrem, który przyniósł butelkę wina i akordeon, jako, że mama wspomniała coś o muzyce.
- Tomku, jeszcze raz przedstawiam ci mojego narzeczonego Piotra i chciałabym, abyście dzisiaj poznali się już do końca - śmiejąc się, zrobiła miejsce Piotrowi. Ten odstawił na bok futerał z akordeonem i podszedł do Tomka.
- Wybacz stary, że tak głupio wyszło poprzednim razem, ale sam wiesz, jak to jest, gdy chodzi się z taką dziewczyną, jak Halina - powiedział i wyciągnął rękę do Tomka.
- Wyjaśnijmy coś od razu Piotrze! Nie czułem do ciebie żadnej urazy, więc nie musisz mnie przepraszać, ani ja tobie coś wybaczać. Tomek jestem i cieszę się, że mam okazję poznać cię Piotrze. Ponadto wiedz, że szanuję cię za to, że kochasz Halinę tak bardzo, że gotów jesteś walczyć o nią z każdym i nie kryjesz się z tym. A teraz witam cię serdecznie i jeżeli nie widzisz przeszkód, zostańmy przyjaciółmi - przywitali się mocnym uściskiem ręki, a potem Tomek objął Piotra i poklepał przyjacielskim gestem po plecach. Piotr zrewanżował mu się tym samym i po wymianie "niedźwiadków" ponownie uścisnęli sobie ręce. Dostali za to oklaski od nas wszystkich łącznie z mamą, a Halina ponadto każdemu z chłopaków dała buziaka w policzek, poczynając od Piotra. Nie byłabym sobą, gdybym też tego nie zrobiła, więc podeszłam do Piotra, pocałowałam go w policzek, a potem Tomka, ale w usta, co weszło mi już w krew i nie budziło żadnych zastrzeżeń ani Tomka ani mojej rodziny. Mama i siostry też się przywitały z Piotrem buziakami w policzek, a potem tak samo podziękowały Tomkowi za jego ładny gest wobec Piotra. W pokoju zrobiło się bardzo sympatycznie, bo krążyła w nim tylko pozytywna energia. Mama zaprosiła chłopaków do stołu, wskazując Piotrowi miejsce honorowe na szczycie stołu od strony okna. Wymówił się jednak, bo zamierzał nam trochę umilić czas muzyką, a siedząc przy oknie, miałby utrudnione ruchy przy graniu na akordeonie. Tomek również nie był chętny do tego miejsca, proponując zajęcie go przez mamę, jako osobę najbardziej z nas wszystkich godną tego miejsca i to nie tylko z racji wieku, ale jako matki i pani domu. Na nic zdało się mamie wymawianie i krygowanie, pod naciskiem wszystkich musiała zająć miejsce. Postawiła jednak warunek, że po jej prawej stronie usiądzie Tomek. Wyczułam, że mam niepowtarzalną okazję posiedzieć na kolanach Tomka, gdzie mogłabym do woli przytulać się do niego czy nawet całować. Kiedy mama i Tomek usiedli, zbliżyłam się do Tomka, patrząc mu prosto w oczy.
- Chcesz usiąść przy mnie, czy na moim miejscu? - zapytał mnie z uśmiechem.
- A mogę na kolanach? - odpowiedziałam pytaniem, patrząc na niego proszącym wzrokiem.
- Marta, ani się waż. Tomek też ma prawo swobodnie posiedzieć, a nie z takim dużym dziewczyniskiem na kolanach - żachnęła się mama, nie wiem czy trochę nie z zazdrości.
A ja ciągle patrzyłam w oczy Tomkowi, prosząc go w myślach, aby ujął się za mną i pozwolił mi siedzieć na swoich kolanach. I on to zrozumiał, bo wyczytał to w moich oczach, że bardzo tego pragnę, móc się do niego tulić i obejmować.
- Mario, pozwól jej siedzieć na moich kolanach, jeżeli chce sobie narobić odgniotów na tyłku od moich twardych kolan. Jest lekka i mnie to na pewno nie będzie przeszkadzać - powiedział Tomek, uśmiechając się do mnie. Patrzyłam na mamę proszącym wzrokiem z miną zbitego pieska, nie wytrzymała mojego spojrzenia i machnęła ręką.
- To twoje kolana, jak tobie to nie przeszkadza, to niech ci siedzi - odpowiedziała mama.  
Wpakowałam się wiec na kolana Tomka, nie czekając na dalsze komentarze i przytuliłam swoją twarz do jego buzi.  
- Dziękuje ci Tomuś! - szepnęłam mu do ucha.  
Uśmiechnął się i przytulił mnie do siebie. Dla mnie jego twarde kolana były mięciutkim fotelem i przytulną przystanią dla moich marzeń. Mama widziała, jak wtulam się w Tomka, ale nie komentowała tego. Wiem, że mama dobrze zdawała sobie sprawę, czym Tomek staje się dla mnie, ale widziała też, jak bardzo do niego lgnę i nie bardzo rozumiejąc, co jest tego przyczyną, nie widziała na razie nic złego w naszych kontaktach, tym bardziej, że to nie Tomek lepił się do mnie, tylko ja do niego. Halina wraz z Sabiną i Martyną trochę skrzywiły się na moje uprzywilejowanie w odniesieniu do Tomka, ale w końcu machnęły na to ręką, widząc moją determinację i wyraźne zafascynowanie Tomkiem. Zaczęły rozstawiać talerzyki, sztućce i szklanki oraz przyniosły napoje, wodę mineralną i pokrojone ma kawałki ciasto.  
- Halinko, możesz otworzyć i przynieść wino? A ty Piotrze może na dobry początek zagrałbyś nam na akordeonie jakieś znane przez nas melodie - zadysponowała pogodnie mama.  
Na słowa mamy, Piotr wyciągnął akordeon z futerału, usiadł, założył akordeon i dopasował pasy na ramionach, a potem przeleciał palcami po klawiszach.
- To od czego zaczniemy? - zapytał ogólnie, zwracając się jednak głównie do mamy.
- Może od "Jarzębiny czerwonej" - zaproponowała mama melodię, którą bardzo lubiła.
Piotr ponownie przebiegł po klawiszach, rozgrzewając palce i po chwili zagrał powszechnie znanego walczyka 'Jarzębina czerwona'. Mama zaczęła śpiewać, a Halinka z Sabiną i Martyną zaczęły jej wtórować. Po chwili dołączył do nich Tomek i zaczęło się świętowanie.
     Mama nalała do pucharków wina i wzniosła toast za pomyślność naszych gości, mając na myśli Piotra i Tomka oraz za pomyślność nas wszystkich. Piotr dołączył do życzeń mamy zaczynając grać 'sto lat', więc włączyli się wszyscy i przez chwilę rozbrzmiewało 'sto lat', a następnie 'wszystkiego najlepszego'. Wypili po parę łyków wina, wszyscy oprócz mnie, bo Martynie i Sabinie mama też pozwoliła wypić trochę wina.  
- Marysiu, a Martusia mogłaby języczkiem spróbować smaku wina ode mnie - zwrócił się do mamy Tomek. Mama była naprawdę w dobrym humorze, bo jak nigdy przedtem, pozwoliła mi na malutki łyczek. Tomek podał mi swój pucharek. Spróbowałam językiem, smakowało, więc pociągnęłam malutki łyczek. Było dobre i smakowało mi. Z chęcią pociągnęłabym więcej, ale nie chciałam przeginać. To był jakiś słodki Vermut, więc wszystkim smakował. Z każdym wypitym pucharkiem poprawiał się humor tym, co pili, więc atmosfera była coraz weselsza. Tomek zaczął opowiadać dowcipy, oczywiście kulturalne, bo przecież był w towarzystwie damy i młodych dziewczyn, a znał ich bardzo dużo. Humor dopisywał również i Piotrowi, który rozkręcił się do poziomu, w którym go nigdy przedtem nie widziałam. Musiał przecież dorównać Tomkowi, a ten popisywał się niesamowicie, wyczuwając, że stał się duszą towarzystwa. W pewnym momencie zaczęłam nawet współczuć Piotrowi, który naprawdę musiał wspiąć się na szczyty swoich możliwości, chcąc dorównać Tomkowi. Na dwa, trzy dowcipy Tomka, Piotr zdobywał się na jeden, wchodząc w słowa Tomka, bo obawiał się, że może zapomnieć, co chce opowiedzieć. A Tomek nie przestawał sypać kawałami jak z rękawa, natychmiast przerywając, gdy zaczynał mówić Piotr. Dzisiaj mogę powiedzieć, że pojedynek na dowcipy czy opowiastki pomiędzy Tomkiem, a Piotrem wypadał na korzyść Pawła jak 10 - 3. Także dowcipy Tomka były lekkie, swobodnie i zabawnie opowiedziane, a biedny Piotr opowiadał swoje dowcipy w sposób toporny i mało zabawny. Dużo z nich było, jak to się mówi, odgrzewanych, bo niektóre z nich słyszałyśmy już nieraz. Na plus Piotra można było zaliczyć umiejętność gry na akordeonie, ale jak okazało się wkrótce, tylko do pewnego czasu. Ja od początku siedziałam na kolanach Tomka i w miarę upływu czasu podskakiwałam w takt melodii, granych przez Piotra. Myślałam, że Tomek w końcu nie wytrzyma i mnie z tych kolan zrzuci, a on w odpowiedzi na moje podskakiwanie, jeszcze bardziej mnie podrzucał, a ja wtedy wyraźnie czułam jego 'wałka' na moim tyłku i nie tylko na tyłku, bo czasem zsuwałam się głębiej między jego nogi, czując jak jego sztywny 'wałek' dotyka mojej cipki czy 'sikadła', jak nazwałyśmy czasem z koleżanką naszą 'szparkę' między nogami. Siedząc Tomkowi na kolanach, doznałam mocnego podniecenia, tak że czułam jak robię się mokra w kroczu, a w całym podbrzuszu i w okolicach cipki poczułam mrowienie. Miałam niesamowitą chęć, żeby Tomek wsunął mi rękę w majtki i popieścił, chociaż pod okiem mamy i na oczach sióstr byłoby to nie tylko ryzykowne, ale i niemożliwe. Tomek chyba wyczuł moje dylematy, bo kilkakrotnie niby przypadkiem dotknęłam jego 'wałka' czując jak podryguje pod dotykiem. W pewnym momencie zachciało mi się siku, więc zsunęłam się z kolan i poszłam do łazienki, załatwić się. Wtedy właśnie usłyszałam, że Piotr ponownie zaczął grać tylko jakoś inaczej, szybciej i jakoś bardziej płynnie. Kiedy wróciłam do pokoju, zobaczyłam, że to gra nie Piotr, tylko akordeon założył Tomek, a teraz przerwał i właśnie z pomocą Piotra regulował długość pasków. Kiedy w końcu dopasowali wszystko, Tomek chciał widocznie, podobnie jak Piotr, rozgrzać palce, więc zaczął przebiegać palcami po klawiaturze i guzikach akordeonu, ale nie tak nieskładnie jak Piotr, ale płynnie i wyraźnie bardziej melodycznie. Teraz wiem, że to były tak zwane etiudy, gamy czy pasaże ćwiczebne. Po chwili Tomek zagrał to, co Piotr na początku, czyli 'Czerwoną jarzębinę', ale zagrał ją tak, że ręce same złożyły się do oklasków. To nie była amatorska gra Piotra, ale koncert. Paweł grał, a oczy wszystkich zwrócone były na niego. Tomek wydobył z tej melodii właśnie to, co ona w sobie zawierała. W jego grze był to właśnie wieczór, który zapadał i wiatr, który ucichł, a gdzieś z oddali słychać było harmonii tęskny zew. I dziewczyna, która pyta jarzębinę komu dać swoje serce. Popatrzyłam na mamę i Halinę. Obie zasłuchane, ze szklistymi oczami wpatrzonymi w Tomka i jego ręce, które wydobywały z akordeonu te czarodziejskie dźwięki i wstrząsnęły ich serduszkami. Ale nie tylko mamę i Halinę oczarowała muzyka Tomka. Piotr, który pogrywał sobie na akordeonie jako samouk, też docenił jego grę. Usłyszał i zobaczył naocznie, co Tomek wydobył z jego instrumentu, sam się zasłuchał i patrzył, jak Tomek lekko, jakby od niechcenia przebiega palcami po klawiszach, ozdabiając poszczególne frazy.  
- Kurde, Tomek! Gdzie ty tak nauczyłeś się grać? Przecież jesteś młodym chłopakiem, a grasz, jakbyś grał dobrych kilka lat. Słuchając cię, widzę jaki to piękny instrument i co można z niego wydobyć - nie mógł wyjść z podziwu Piotr, kiedy Tomek zrobił przerwę.  
- A ja głupi myślałem, że umiem grać. Wiesz co? Zostawię akordeon tutaj, abyś kiedykolwiek tu będziesz, mógł sobie poćwiczyć i pograć pani Marysi oraz dziewczynom. Ale stawiam warunek, kiedy będę wracał z trasy, to będziesz przyjeżdżał, aby mnie trochę poduczyć, chociaż pewnie nigdy nie zagram tak jak ty. A teraz, daj z siebie to, co potrafisz, bo pewnie już rozgrzałeś się na tyle, aby pokazać, że dotychczas to była tylko rozgrzewka. Ja uwielbiam akordeon i mogę cię słuchać nawet całą noc, jeżeli tylko pani Marysia i dziewczyny  
pozwolą - Piotr podbudowywał i chwalił umiejętności Tomka w zakresie gry na akordeonie.  
Tomek był pewnie zadowolony z pochwały Piotra, ale nie pokazał tego po sobie.
- Piotrze, nie musisz się wstydzić swojej gry. Z tego co wiem, to jesteś samoukiem, a ja uczyłem się u parafialnego organisty i na organach napędzanych ręczno-nożnym miechem. Po kilkunastu minutach gry bolały ręce, a szczególnie palce, stąd może kiedy dorwałem się do akordeonu, to była czysta przyjemność w porównaniu z tymi organami, ale plusem była siłowa zaprawa dla palców i rąk. Przez to było mi dużo łatwiej grać gamy, pasaże i etiudy, a to z kolei pozwoliło mi opanować jako tako technikę gry. Ale to, że gram lepiej od ciebie zawdzięczam organiście, który był bardzo wymagającym, ale przez to bardzo dobrym nauczycielem. Ty uczyłeś się sam, więc nikt cię nie poganiał, nie ochrzaniał, nie przycinał palców klapą, a ja to mam za sobą - dowartościowywał Piotra i wyjaśniał meandry swojej gry Tomek.
- Chłopcy, koniec dyskusji. Tomeczku kochany, graj dla cioci, graj dla swojej Marysi, bo też mogę słuchać cię godzinami. Dziewczynom też wycisnąłeś łzy, nie tylko mnie. Miałam rację, że muzyka łagodzi obyczaje, tylko że w twoim wydaniu nie tylko łagodzi, ale i łzy wyciska. Ooo... kochany, od dziś koncerty będziesz dawał, nie tylko rodzinne. Niech tylko rozpowiem po ulicy, że mamy taki skarb w rodzinie, to nie opędzisz się od propozycji - rozpędziła się mama.
- Mamo, daj sobie spokój! Zagadałaś chłopaka na amen - stopowała mamę Halina.
Tomek ponaglany przez mamę, ale też przez nas i Piotra, ponownie zaczął grać. Zaczął od "Hej, hej sokoły", potem "Kwiat jednej nocy", "Nie przynoś mi kwiatów dziewczyno", "Siedem czerwonych róż", "Augustowskie noce". Potem jakieś swoje wariacje, a po nich znów kilka popularnych melodii, a potem zagrał wiązankę czardaszy węgierskich. A ja i nie tylko ja, patrzyłam na niego jak na czarodzieja. W niektórych momentach wprost zapamiętywał się w muzyce, trudno było nadążyć za ruchami jego palców, które śmigały po klawiaturze i guzikach basowych, jakby żyły swoim życiem. A Tomek z półprzymkniętymi oczami grał i grał.... czarując nas wszystkich. Mama coś szeptała sama do siebie, a Halina, która dołączyła do Piotra, razem z nim wprost zapatrzyła się na Tomka, szepcząc od czasu do czasu coś do Piotra. A Tomek grał, wydobywając wprost czarodziejskie nutki z instrumentu. Mama wsłuchana w muzykę, raz po raz sięgała po wino, które jej dolewała siedząca obok niej Sabina. A Tomek grał, szalejąc palcami po klawiaturach akordeonu, by w pewnym momencie przestać, ściskając miech instrumentu. Zapadła cisza. Tomek odłożył instrument i sięgnął po wino, wypijając kielich jednym haustem. Wyglądało na to, że rzeczywiście był zmęczony...cdn…

3 komentarze

 
  • Użytkownik POKUSER

    Zaj**isty odcinek. To jest to o czym kiedyś rozmawialiśmy w komentarzach, mistrzowskie urozmaicenie BRAWO  :bravo:

    8 lut 2018

  • Użytkownik franek42

    @POKUSER Witam. Fajnie, że tak uważasz. Za post dziękuję i pozdrawiam

    11 lut 2018

  • Użytkownik Robert72

    :yahoo:  :yahoo:  :bravo:  :bravo:  :bravo:

    7 lut 2018

  • Użytkownik Lordvader

    Jak zwykle pięknie napisane. Czyta sie lekko i przyjemnie. Ale mam pytanko - Paweł, który się pojawił to chyba jakaś literówka????. Ale to tak na marginesie. No w końcu jak to się mówi,,kto nie pracuje ten sie nie myli". Trzymaj tak dalej. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. :bravo:  :jupi:

    7 lut 2018

  • Użytkownik franek42

    @Lordvader Witam. Dziękuję, że to wychwyciłeś. Przepraszam, sprawdzałem dość szczegółowo, ale myślami byłem pewnie przy drugim opowiadaniu i umknęło. Za post dziękuję i pozdrawiam

    7 lut 2018