Marta N. - cz. trzydziesta druga

Po przeniesieniu zakupów do mieszkania, Piotrek zgodnie z sugestią Halinki odprowadził przywleczony środek transportu w pobliże altany śmietnikowej. Mieliśmy cichą nadzieję, że ktoś go wykorzysta podobnie jak my, nie koniecznie do transportu zakupów ze sklepu. I tak się stało, bo Sabina wynosząc śmieci wieczorem, stwierdziła, że wózka już przy altanie nie ma. Tymczasem my po wypakowaniu i rozłożeniu zakupów, zajęliśmy się choinką.           Chłopaki odpowiednio przycięli i zamocowali choinkę w wymyślonym przez Tomka stojaku, w formie trójkątnego ostrosłupa. Polegało to na tym, że dolna część pnia choinki. oczyszczona z gałązek, została włożona do dużej donicy, wstawionej w trójkątną podstawę stojaka. Donica została wypełniona ziemią, a ramiona stojaka połączone z opaską, zamocowaną na pniu choinki powyżej donicy, utrzymywały choinkę  w pozycji pionowej i zapewniały jej w ten sposób stabilność w pionie.
          Wstawienie choinki do donicy i jej podlewanie, miało na celu opóźnienie jej usychania i zachowanie świeżości oraz zapachu jedliny. Jak się później okazało, było to dość pomysłowe i skuteczne. Choinka faktycznie zachowała świeżość i swój specyficzny zapach  przez cały okres swojego pobytu w pokoju, czyli prawie do końca stycznia. W poprzednich latach jej żywot kończył się przeważnie niedługo po Nowym Roku.
          Kiedy choinka została stabilnie ustawiona i zamocowana w tej dość wymyślnej, wykombinowanej przez Tomka konstrukcji, chłopaki sprawdzili, a następnie  założyli oświetlenie z kolorowych lampek. Kiedy skończyli i zaświecili lampki na choince, w pokoju zapanowała rzeczywiście wigilijno-świąteczna atmosfera.  
          Ja wraz z bliźniaczkami zajęłyśmy się ubieraniem choinki. Wiązała się z tym cała procedura, aby wieszać najpierw cięższe rzeczy, miedzy innymi; małe, czerwone  jabłuszka, cukierki, czekoladki, ciastka w formie małych figurek geometrycznych, serduszek i tym podobnych gadżetów, które można było podbierać i zjadać po drugim dniu świąt.  
          Następnie powiesiłyśmy różnokolorowe, różnej wielkości i kształtów bombki choinkowe, duże od dołu choinki, a najmniejsze na szczycie drzewka. Czubek choinki został ozdobiony błyszczącą, złotą gwiazdą. Potem na końcach gałązek choinki umieściłyśmy plamki z waty, imitujące śnieg.  
          Kolejnym elementem ubierania było rozmieszczenie na całej powierzchni włosów anielskich w kolorze złotym i czerwonym. Zwieńczeniem ozdabiania drzewka świątecznego, było spiralne ułożenie kilku ozdobnych, różnokolorowych łańcuchowych girland wokół drzewka, poczynając od dołu i kończąc w okolicach czubka choinki.
          Po ubraniu choinki, należało zająć się przygotowaniem i opisaniem prezentów dla każdego z domowników i gości. Prezenty miały stanowić niespodziankę, więc Tomek i Piotrek najpierw przygotowali, w tajemnicy przede mną, paczuszkę dla mnie.  
          Wzięli torby z prezentami i papier, po czym udali się do mojego pokoiku, aby zapakować i opisać prezent dla mnie, jako jeden z pierwszych. Dopiero po zapakowaniu i opisaniu prezentu dla mnie, poprosili mnie do pomocy w przygotowaniu prezentów dla pozostałych domowników.  
          Zaczęliśmy więc w trójkę dość sprawnie i w miarę szybko pakować oraz  opisywać prezenty tak dla mamy, jak i pozostałych sióstr. Aby nie odstawać od nas, obaj  zapakowali i opisali prezenty również dla siebie, z tym, że w przeciwieństwie do mnie i pozostałych domowników obaj wiedzieli, co znajduje się w opisanej paczuszce, która znajdzie się pod choinką jako prezent od Piotrka i Tomka.  
          Ja co prawda też nie wiedziałam dokładnie, co zapakowali do paczuszki dla mnie, ale jednego mogłam być pewna, na pewno była w niej tabliczka gorzkiej czekolady, tak jak w każdej innej paczuszce oraz pewnie ze dwie użyteczne rzeczy, po jednej od każdego z nich. Uzgodniliśmy bowiem przed zakupami, co powinno się znaleźć w takiej paczuszce z prezentami dla każdego z domowników.  
          Chłopaki chcieli, aby były to słodycze i jakieś drobne gadżety czy ozdoby. Spytałam więc ich, jaki budżet na to przeznaczają? Oświadczyli, że są w stanie wyłożyć po kilkadziesiąt złotych na każdą osobę. Zorientowałam się więc, co za taką kwotę można kupić i podsunęłam im pomysł, aby była to właśnie tabliczka czekolady oraz jakaś jedna czy dwie praktyczne i użyteczne rzeczy związane z zimową porą.
          Chłopaki podliczyli oraz ocenili swoje możliwości i zgodzili się ze mną. A potem w zakresie zakupu użytecznych rzeczy zdali się na mnie. Tak więc to ja wybrałam po kilka praktycznych przedmiotów dla mamy oraz pozostałych sióstr, konsultując to oczywiście ze sponsorami tych prezentów, aby nie wprawić ich w kłopot związany z przekroczeniem ich funduszy.  
          I tak do paczuszki mamy, poza czekoladą, włożyliśmy dwie pary grubszych, stylonowych pończoch i kolorowe, bawełniane rękawiczki. Halince dołożyliśmy rękawiczki i dwie pary ładnych, koronkowych majtek, które wybraliśmy oboje z Piotrkiem, znając jej rozmiary i upodobania. Bliźniaczki otrzymały rękawiczki i po dwie pary kolorowych skarpet do zimowych butów. Bielizny nie ryzykowaliśmy, bo zawsze nad tym wydziwiały.  
          W zakupie prezentów dla mnie nie uczestniczyłam, ale też spodziewałam się, że każdy z chłopaków kupił dla mnie coś praktycznego na zimową porę. Sami natomiast obdarowali się dokładnie takimi samymi prezentami w postaci rękawiczek i ciepłych beretów na głowę, co sama im podpowiedziałam, bo wiedziałam, że nie mają zimowych nakryć głów.    
          Na szczęście zdążyliśmy uporać się ze wszystkim na czas i mogliśmy włączyć się do pomocy, w przygotowaniu wigilijnego stołu, czym zajmowała się Halinka z mamą. W końcu udało się 'zapiąć' wszystko na przysłowiowy, ostatni guzik i zgodnie z tradycją, z chwilą pojawienia się pierwszej gwiazdy na niebie, zebraliśmy się wszyscy w dużym pokoju, przy naszym wigilijnym stole.
          Mama jako gospodyni i seniorka rodziny złożyła nam po kolei życzenia świąteczne, a my odwzajemniliśmy się jej życzeniami i buziakami, po czym zasiedliśmy przy stole. Honory domu pełniła teraz Halinka, a ja byłam jej pierwszą pomocnicą. Zaczęłyśmy więc obie przynosić z kuchni naczynia z potrawami wigilijnymi.
          Pierwszym daniem - przystawką był marynowany śledź, następnie barszcz z uszkami (grzyby, kapusta) lub zupa grzybowa z grzankami, kapusta z grochem, fasola ze śliwkami, paszteciki z grzybami, makiełki, kutia, smażony dorsz, makowiec, sałatka warzywna. Do popicia; kompot z suszu śliwkowo-jabłkowo-gruszkowego. Na deser sernik, makowiec, ciasto z jabłkami. Napoje; soki owocowe, kawa i herbata.  
          Po wieczerzy i uprzątnięciu stołu z pozostawieniem napoi i ciast, nastał czas wesołego świętowania oraz rozpakowywania ułożonych pod choinką prezentów. Tomek jako pomysłodawca i jeden ze sponsorów zasugerował, żeby zgodnie z tradycją prezenty odczytywał i wręczał najmłodszy członek rodziny, jako że małych dzieci w naszej już nie było. Byłam tą najmłodszą w naszej rodzinie, więc przypadło to na mnie.
          Podeszłam do choinki i zaczęłam sięgać po kolejne paczuszki. Odczytywałam głośno, dla kogo jest adresowana i wręczałam paczuszkę wyczytanej osobie. Nie powiem, było dużo śmiechu, radości i co szczególnie ważne, zadowolenia na buzi u każdej z obdarowanych osób. Chłopaki mogli być zadowoleni z siebie, bo widzieli sami, jak wielką radość sprawili mamie i siostrom, o czym świadczyły ich pełne radości miny.  
          Rozpakowałam swoją paczuszkę i zamarłam z wrażenia. W ręku trzymałam cieniutką, prawie przezroczystą koszulkę nocną i dwie pary fikuśnych fig. Rozmiar wyglądał na mój. Czyli Tomek zadał sobie trud poznania rozmiarów mojej bielizny. On mnie naprawdę kocha, a przynajmniej nie jestem mu obojętna - przebiegło mi przez myśl. No kochany, dość szybko zobaczysz mnie w tym, co mi kupiłeś - odgrażałam się w myślach Tomkowi.    
           Po rozpakowaniu prezentów, mimo, że była to wigilia, mama, jako gospodyni i seniorka rodziny postanowiła odstąpić od zwyczaju świętowania wigilii bez alkoholu i poprosiła Halinkę o podanie wina wraz z kielichami do niego.  
          Wyjaśniła, że czyni to wbrew sobie i tradycji, ale ponieważ są z nami dwaj sympatyczni goście, będący jednocześnie sponsorami prezentów w osobach Piotrka i Tomka, więc wypada godnie to uczcić, a kawa czy herbata nie są właściwymi czy odpowiednimi do tego celu napojami.  
          A potem dodała, że świętowanie bez lekkiego, odczuwanego 'szumka' w głowie, byłoby świętowaniem cokolwiek jałowym i bez polotu czy odpowiedniej oprawy. Wyraziła przy tym nadzieję, że Tomuś, który zaszczycił swoją obecnością naszą rodzinę z okazji świąt Bożego Narodzenia, wespnie się na szczyty swoich umiejętności, grając nam na akordeonie i akompaniując przy wspólnym kolędowaniu.  
          I faktycznie nie pomyliła się. Tomek nie dał się powtórnie prosić mamie. Poszedł do pokoju Halinki, gdzie stał futerał z akordeonem i założył go na siebie. Wracając do nas zaczął grać kolędę 'Wśród nocnej ciszy'. Mama podchwyciła melodię i po chwili wszyscy śpiewaliśmy powszechnie znaną i popularną kolędę.  
          Potem oczywiście 'Dzisiaj w Betlejem', a następnie 'Bracia patrzcie jeno'. Zrobiło się świątecznie i coraz bardziej weselej. Pomagało w tym również wino, którego o dziwo bardzo szybko ubywało z butelki. Mama nawet nie ukrywała, że ma chęć popić, więc Halinka widząc, co się dzieje, kilkakrotnie zwróciła się do mamy, aby wyhamowała. Ale odbywało się to bardziej na zasadzie 'rozmowy dziada z obrazem'.  
          A co do ubytku wina, Halinka już wcześniej zapewniła odpowiedni zapas ulubionego przez mamę białego czy czerwonego vermouth'u. Chłopaki będąc na zakupach ze mną, też dokupili po kilka butelek. Mama w przypływie dobrego humoru pozwoliła także i mnie na małą szklaneczkę wina.  
          Chętnie skorzystałam, a poza tym parę razy pociągnęłam po porządnym łyku ze szklanki Tomka, który stawiał ją w zasięgu mojej ręki, a potem tak ją zasłaniał, że mogłam bez trudu sięgnąć po nią, poza oczami mamy.  
          Kiedy poczułam charakterystyczne ciepło i szmerki w głowie, odpuściłam i dałam sobie spokój z piciem, nie chcąc się zbyt wcześnie urżnąć jak 'mieszkanka chlewika'.
Wino podziałało jednak na mnie jak porządny afrodyzjak i zaczęłam szukać oczami potencjalnej 'ofiary' do zaspokojenia moich rozpasanych, no, może tylko rozbudzonych chuci.  
          Widząc, że mamcia zaczęła się lekko kiwać, uznałam, że to odpowiedni moment dać mamie do zrozumienia, że mam na nią chęć. Pewnie, że wolałabym zabawić się z Tomkiem czy Piotrkiem, ale przecież zdawałam sobie sprawę, że nie wyrwę żadnego z nich na siłę w trakcie imprezy, w którą zamieniło się nasze świętowanie wigilii.  
          Widziałam zresztą, jak patrzą na Tomka bliźniaczki czy mama. Szczególnie Sabina patrzyła na niego jak sęp na upatrzony kawałek mięsa. Tomek też zorientował się, że Sabina ostrzy sobie na niego zęby. Pewnie również nie był od tego, bo tylko jej jeszcze nie 'próbował'. Po prostu tak się złożyło, a ja też nie miałam zamiaru udawać zazdrosną czy urażoną, ingerując czy przeszkadzając w tym tak Tomkowi, jak i im obydwojgu.
          A mama po wypiciu kolejnej szklaneczki miała dość. Zobaczyłam, że też szuka i zastanawia się, kogo przywołać do pomocy i wtedy popatrzyła na mnie. Chyba myślałyśmy o tym samym, bo mama uśmiechnęła się do mnie i oczami dała mi znać, że mam jej pomóc.
- Kochani moi! Fajnie jest mi z wami, ale wiek robi swoje! Na mnie czas, a ty Tomuś graj dalej, bo twoja muzyka daje przedsmak tego raju, który podobno na nas gdzieś tam czeka - mama rozrzewniła się swoimi słowami, bo oczy jej zaszkliły się od łez.
- A prosiłam cię mamo, abyś wyhamowała! - wyskoczyła z pretensjami wobec niej Halinka.
- Córeczko, nie burcz na mnie, bo nie masz racji! Mam prawo poczuć się zmęczona i wino tu nic nie zawiniło - zaśmiała się mama, która nie przejęła się marudzeniem Halinki.  
- A teraz kto chce skorzystać z łazienki, to niech to zrobi, bo my z Martusią potrzebujemy jej na dłuższą chwilę - mama powiedziała to całkiem trzeźwym, rzeczowym głosem.
Czyli z mamą nie jest źle, tylko chce się popieścić podobnie jak ja - przebiegło mi przez myśl.
          Okazało się, że z łazienki chcieli skorzystać wszyscy, więc trochę potrwało, nim się wszyscy załatwili, starając się zajmować jak najmniej czasu. Po wyjściu ostatniego potrzebowskiego, którym był Piotrek, łazienka była wolna.  
- Chodź córeczko, pomożesz mamusi! - odezwała się mama i skinęła na mnie. Wyszła zza stołu i kiedy podeszła, wsparła się o mnie, udając lub będąc rzeczywiście lekko 'zmęczona'.
- A wy nie przeszkadzajcie sobie! Bawcie się dalej, tylko z winem uważajcie, bo jest jakieś  mocniejsze niż zazwyczaj, szczególnie wy sroczki - ostrzegła bliźniaczki przed nadużyciem wina i nie tylko je, po czym zagarnęła mnie ramieniem i razem opuściłyśmy pokój. Piotrek na słowa mamy zainteresował się mocą wina i zerknął na etykietę butelki.
- Mama ma rację! To są gruzińskie wina o zawartości osiemnastu procent, a poprzednie były bułgarskie czternastoprocentowe  - stwierdził, po przeczytaniu etykiety.  
          A mama kazała mi rozebrać się w pokoju i założyć koszulkę oraz szlafrok, a sama udała się również do swojej dziupli. Po chwili w szlafrokach udałyśmy się do łazienki.  
- Martuś, czy dobrze zrozumiałam twoje spojrzenie; chcesz popieścić się ze mną? - po wejściu do łazienki, mama bez certolenia się, zapytała mnie wprost, co miało oznaczać moje spojrzenie.
- Dobrze zrozumiałaś mamo! Te kilka łyków wina spowodowało, że podnieciłam się oraz nabrałam chęci na zabawę z twoimi cycami i nie tylko - odpowiedziałam bez krygowania się, zresztą zgodnie z prawdą i zasadą, że 'jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma'.  
- Ja też o tym pomyślałam, bo widząc twoje spojrzenie, cipka mnie zaswędziała od środka.   Chciałabym poczuć tam twój języczek i twoje paluszki - mama nadal bez skrępowania, rozmawiała ze mną jak najlepsza psiapsiuła, a nie matka.  
- Włazimy do wanny i odświeżymy się. Ja myję ciebie a ty mnie! - mama puściła wodę i ustaliła temperaturę, po czym rozebrała się i pierwsza weszła do wanny.  
          Zrobiłam to samo i po chwili obie klęcząc, namydlałyśmy nawzajem swoje ciała. Przysunęłam się do mamy i przyssałam się do jej ust. Zaskoczyłam ją, ale po chwili zaczęła oddawać mi pocałunki. Wsunęłam język i sięgnęłam nim głęboko, a potem przepychając się z jej językiem, zaczęłam wymiatać jej usta.  
          Dobrze smakowała, bo słodko-cierpki wermut wyraźnie przebijał smak i zapach wnętrza jej ust. Podniecenie zaczęło wzrastać i nie tylko u mnie, bo całując i czyszcząc językiem usta mamy, poczułam pod dłońmi, jak stwardniały jej piersi, a szczególnie sutki. W międzyczasie wymyłam i opłukałam jej cyce, więc oderwałam się od mamy i zjechałam ustami na jej piersi, obejmując i zasysając jedną z nich.  
          Mama wprost przysiadła na swoich udach z wrażenia. a ja nie przestawałam mamlać, ssać i wirować językiem wokół jednej piersi, miętoląc i ugniatając dłonią drugiego cyca. Mama zaczęła mocno dyszeć i podrygiwać, kiedy zbyt mocno przygryzłam sutka lub dotknęłam szczególnie wrażliwego punktu na jej piersi. W końcu nie wytrzymała.
- Martuś, zostaw cycki i włóż te swoje paluchy w cipkę, bo mnie rozerwie - usłyszałam w pewnej chwili błaganie, wypowiedziane chrapliwym głosem. Przemyłam i przepłukałam wzgórek oraz całe przyległości nabrzmiałej z podniecenia cipki mamy. Wsparła się na ręce i wypchnęła biodra do przodu, aby ułatwić mi penetrację wnętrza jej cipki.  
          Co prawda mama mówiła też o ustach i języku, ale w wannie było to raczej niemożliwe, więc pozostała tylko dłoń i palce, które też polubiła. Nie przestając pieścić i ssać jej cyców ustami, zaczęłam równocześnie dłonią i palcami pieścić jej cipkę. Na początek zaczęłam suwać delikatnie palcami wzdłuż szczeliny, poczynając od wzgórka, poprzez łechtaczkę na szparce kończąc i z powrotem.  
          Położyła rękę na mojej i zaczęła ją kontrolować pod względem wzdłużnych ruchów, nacisku i szybkości. Odchyliła się nieco głębiej w tył, abym mogła mieć lepszy dostęp i zasygnalizowała, abym wsunęła palce w szparkę.  
          Wsunęłam więc dwa palce w szparkę i suwałam nimi coraz szybciej i głębiej. Po chwili dołączyłam trzeci paluch. Suwałam i wierciłam paluchami po przedniej ściance. Po chwili poczułam, jak cipka mamy wręcz zasysa moją dłoń coraz głębiej do wnętrza.  
          Zrobił się większy luz, więc wyciągnęłam dłoń z jej szparki. Zaprotestowała jękiem i przytrzymała moją dłoń ręką, sądząc, że chcę zakończyć zabawę i pozostawić ją w takim stanie. A ja złączyłam razem wszystkie palce wraz z kciukiem i zaczęłam powolnymi suwami, wpychać całą dłoń w jej szparkę, rozgarniając fałdki i przesłonki w jej tuneliku.
          Zrozumiała i jeszcze bardziej odchyliła się do tyłu, wypychając biodra do przodu. Powoli, delikatnie i z wyczuciem wsunęłam w pochwę całą dłoń i poczułam, że cipka mamy produkuje hektolitry soków, bo zaczęło wyraźnie chlupotać w środku. Zaczęłam coraz szybciej wiercić i poruszać się posuwiście dłonią, rozpychając i szorując coraz głębiej po ściankach, jej mocno już rozluźnionej cipki.  
                       Mamie wyraźnie to spasowało, bo zadrżała i zaczęła pracować coraz mocniej biodrami. Poczułam, że dobijam do dna i poruszając palcami, wyczułam jej szyjkę. Widocznie ją to zabolało, bo wycofała się lekko, ale naciskając cały czas na moją dłoń, sygnalizowała, że mam poruszać się jeszcze szybciej. Już nie dyszała czy jęczała. To był cichy skowyt, przerywany impulsowymi drganiami całego ciała.  
          W pewnym momencie wydała głośny jęk i na chwilę znieruchomiała, ale nie wypuszczała mojej dłoni z ręki. Po chwili ocknęła się i jakby nigdy nic podjęła przerwaną na chwilę akcję. Dostosowałam się do jej sygnałów.  
          Zaczęłam ponownie suwać i szorować dłonią w jej wnętrzu, wywołując po krótkiej chwili ponowny orgazm a potem prawdziwą eksplozję doznań. Czułam, jak zaciska mięśnie Kegla na mojej ręce, jęcząc przy tym i skarżąc się na 'tortury' czy krzywdę, którą wyrządzam jej moją dłonią.  
          Kiedy jednak próbowałam zakończyć i skrócić te jej 'męczarnie', skutecznie mnie powstrzymywała, trzymając mocno moją rękę, którą posuwałam ją jak kutasem. W końcu chyba jednak uznała, że ma dość, bo sama powolnym ruchem powstrzymała moją dłoń i delikatnie wyciągnęła ją ze swojej norki. Poczułam, jak cała ocieka sokami mamy.  
          Wyprostowała się i usiadła, przyciągając mnie do siebie, po czym przylgnęła ustami do moich warg i wpakowała mi w usta swój język. Przez chwilę zabawiała się z moim językiem, a potem mocno mnie przytuliła do siebie i podziękowała soczystym całusem.
- Zmaltretowałaś strasznie tę moją biedną cipkę, ale sprawiłaś mi przy tym niesamowitą przyjemność. Dziękuję Martuś! Nie wiem, czy dzisiaj jakikolwiek kutas zdziałałby coś więcej i dał mi większą przyjemność - podsumowała na koniec swoje odczucia i nasze zmagania.  
          Co mogłam jej odpowiedzieć? Uśmiechnęłam się tylko i mocno ją uściskałam.
- Wiem, wiem! Masz u mnie dług, ale załatwimy to już w łóżku - powiedziała i po opłukaniu naszych ciał, wyszłyśmy z wanny. Dokończyłyśmy wieczorną toaletę i po założeniu koszulek nocnych oraz szlafroków, przemknęłyśmy do dziupli mamy.               
          Położyłyśmy się na tapczanie i zdziwiło mnie, bo w pokoju przy stole zaległa nagle cisza. A jeszcze przed chwilą dochodziły stamtąd dźwięki akordeonu.
- Mamo, czy tylko mnie wydaje się, że wieczerza, a właściwie impreza wigilijna przy stole dobiegła końca? - zwróciłam się do mamy. Mama przez chwilę przysłuchiwała się i potem popatrzyła na mnie. Była wyraźnie zaskoczona, podobnie jak ja.
- Chyba masz rację! Widocznie nasze odejście odebrało im ochotę na dalszą zabawę - odezwała się żartobliwie i popatrzyła na mnie, jakby się nad czymś zastanawiała.
- I co teraz? Wydaje mi się, że Tomek może zacząć cię szukać - powiedziała, patrząc na mnie.  
- Wiesz co Martuś! Smaruj ty do siebie, bo lepiej będzie, żeby cię zastał! Inaczej bliźniaczki ci go uprowadzą. Ja na dziś mam dość doznań i wrażeń, więc zajmij się Tomkiem, bo zasługujecie na siebie - mama uznała, że obsłużyłam ją dzisiaj w sposób, który jej w pełni odpowiadał i zaspokoił.  
          Wiedząc, że zależy mi na Tomku, uważała, że i Tomek też pewnie czuje się bardziej związany ze mną niż z bliźniaczkami. Ale to oznacza, że to ja powinnam trzymać rękę na pulsie i dawać mu do zrozumienia, że go kocham i że mi na nim zależy.  
          Podziękowałam więc mamie buziakiem za to, że w temacie Tomka bardziej kibicuje mnie niż moim starszym siostrom, po czym narzuciłam szlafrok i przeszłam do pokoju. Faktycznie, było po imprezie. Przy stole siedział sam Piotrek, a Halinka i bliźniaczki sprzątały ze stołu, znosząc do kuchni pozostałe potrawy, sztućce, talerze i naczynia. …cdn…

4 komentarze

 
  • Użytkownik TojaPysiorka96

    😘❤️

    10 sty 2019

  • Użytkownik TojaPysiorka96

    @franco ocena i wyznanie sympatii jaka Cię darzę 🙂

    13 sty 2019

  • Użytkownik Robert72

    świetne  :bravo:  Już chcę dalej .

    8 sty 2019

  • Użytkownik PoProstuJa

    W końcu! Tak bardzo mi brakowało tych opowiadań codziennie sprawdzałem czy już się pojawiły, dziękuję za tą jakże wspaniały kolejny odcinek. Mam nadzieję że święta się udały i miło spędziłeś czas. Pozdrawiam serdecznie

    7 sty 2019

  • Użytkownik franek42

    @PoProstuJa Witam. Miło, że czekałeś i tak to oceniasz. Co do mnie to święta były udane, nawet lepsze niż oczekiwałem. Jeszcze raz Wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku. Też pozdrawiam serdecznie

    7 sty 2019

  • Użytkownik St.sz

    Witaj w Nowym Roku. Na początek Wszystkiegoooo Najfajnistszegoooo dla Ciebie osobistycznie jak i Całej Twojej Familijki. Mam nadzieję, że nabrałeś sił i zebrałeś dość weny na kontynuację Swoich Sag. Oby zdrówko dopisywało Ci jak najdłużej.

    7 sty 2019

  • Użytkownik franek42

    @St.sz Witaj staruszku i pierwsze pytanie; masz spódniczkę jak na Szkota przystało? A za post i życzenia dziękuję z wzajemnością. A co do sił i weny, zobaczymy. Serdecznie pozdrawiam

    7 sty 2019

  • Użytkownik St.szk.

    @franek42 nie zauważyłem wcześniej wpisu, a może nie zareagowałem właściwie. Co do pytania: jakżeby inaczej, jako Szkot i to Stary na naszych imprezach  ,, urzęduję w tzw wielkim kilcie " jak na szkockiego górala przystało. Nie jestem ci ja aż tak ortodoksyjnym bo pod spodem nie powinno być nic, ale kilt obowiązkowy. Pozdrówki. :cheers:

    23 maja