Marta N. - cz. siedemnasta

Sabina przyznała co prawda, że uważa mnie za mądrą i przebojową dziewczynę, siostrę i przyjaciółkę, ale podobnie jak ja, również nie zapomniała 'uszczypnąć' mnie, przypominając mi, że jestem od niej młodsza. Było to zgodne z 'metryką', więc nie miałam zamiaru 'odgryzać' się jej z tego powodu. Było jeszcze dość wcześnie, żeby wstawać, ale równocześnie zbyt późno, aby przykładać się do snu, tym bardziej, że czułam się też w miarę wypoczęta, bo przespałam dobrze te kilka godzin. Do tego Sabina robiąca wrażenie już nieco wybudzonej ze snu czy może pobudzonej, nie zamierzała zabierać się do siebie, jakby jeszcze czegoś ode mnie oczekiwała czy potrzebowała, ale nie mogła się przemóc, aby powiedzieć mi wprost, o co jej chodzi. To była cała Sabina. Nic nie mówiąc, przygarnęłam ją do siebie i wtuliłam twarz w dekolt koszulki, szukając ustami cycka. Zorientowała się, co od niej chcę i przysuwając się do mnie, sama mi go podała. Objęłam ustami sutka i zaczęłam ssać, wirując językiem wokół niego. Ruszyło ją i 'zaskoczyła'. Poddając mi na przemian to jedną to drugą pierś, zaczęła coraz mocniej oddychać. Zjechałam ręką na jej cipkę, była już mocno wilgotna, więc palcami rozgarniałam jej srom, suwając nimi wzdłuż szczelinki od szparki do wzgórka. Zaczęła mocno napierać na moją rękę, domagając się mocniejszego nacisku i szybszych ruchów dłoni. Suwałam więc coraz szybciej i mocniej tak wzdłuż, jak i w poprzek łechtaczki. Przekręciła się lekko na wznak, podnosząc i rozszerzając kolana, umożliwiając mi w ten sposób lepszy dostęp do cipki. Zaczęłam więc szaleć, grając palcami na jej cipce jak na instrumencie. Przyciągnęła moją twarz do swojej i wpiła się w moje usta, a potem położyła swoją rękę na mojej, mocno ją dociskając, kiedy tarmosiłam jej cipkę. Zrobiłam więc to samo, co z Martyną, oblizałam, a potem wsunęłam dwa palce w jej szparkę i zaczęłam suwać nimi w głąb, dotykając błony. Zasyczała z bólu, kiedy naparłam na nią mocniej, ale po chwili sama ruchami bioder napierała coraz mocniej na moje palce, tkwiące w jej cipce. Wysunęłam dłoń i wyczyściłam swoją śliną pozostałe palce, a potem złożyłam je razem, wsuwając je ponownie w jej szparkę i delikatnymi ruchami zaczęłam suwać nimi od wejścia do błony. Zajęczała i syknęła, kiedy nacisnęłam na błonę, więc starałam się suwać palcami tak, aby nie sprawiać jej bólu, czekając na jej reakcję. Pochwyciła moją rękę podobnie jak Martyna i wsunęła ją do samej błony, ale nie suwała, tylko nabijała się na nią samymi ruchami bioder i tyłka, posykując z cicha, kiedy zabolało. Pomyślałam wtedy, że musiała przy próbie przebicia tej swojej błony, odczuć znacznie większy ból niż Martyna i że nie zdecyduje się na nic bardziej radykalnego czy mocniejszego, tak jak zrobiła to Martyna. Myślałam już o tym, aby wysunąć rękę z jej cipki, bo przecież nie ma sensu prowokować jej do czegoś mocniejszego, kiedy tak bardzo boi się bólu. Podjęłam więc próbę wysunięcia dłoni z jej szparki, ale trzymała mnie mocno, cały czas lekkimi ruchami bioder nabijając się na moje palce. W pewnej chwili, obok ruchów bioder, zaczęła suwać moją dłonią, synchronizując oba ruchy, zaciskając jeszcze dodatkowo mięśnie pochwy na moich palcach. Widocznie ją to rajcowało, bo zaczęła się coraz mocniej 'nakręcać' i coraz mocniej atakować tę swoją 'przegrodę', suwając coraz szybciej moją ręką i 'dobijać' 'taranem' moich palców w błonę. Musiało ją to boleć, ale nie przestawała, jak rasowa 'masochistka', boli bo musi. Uderzając palcami w błonę, czułam, jak poddaje się naciskowi, to musiało boleć, ale Sabina nie ustawała, a mnie palce zaczęły już lekko drętwieć. Co ona ma z tego, że tak się dręczy? - pomyślałam. A Sabina podjęła widocznie jednoznaczną decyzję, bo wzmocniła i przyspieszyła ruchy mojej dłoni, wychodząc naprzeciw swoimi biodrami. W pewnej chwili pod wpływem impulsu, tak jak Martyna, wycofała prawie maksymalnie moją dłoń i uderzyła nią jak taranem w błonę. Poczułam jak walnęła w nią moimi palcami, wypychając równocześnie biodra. Usłyszałam odgłos 'chrupnięcia' i wrzask Sabiny, która zacisnęła uda i palce swojej ręki na mojej ręce. Zrobiła to, czy nie? - przebiegło mi przez myśl. Bałam się tylko, czy zaraz nie zlecą się do mojego pokoiku pozostali domownicy. Przecież wrzask Sabiny był głośny i tak mama, jak i Tomek musieli go słyszeć. Być może, że i Martyna również. Czekałam, co za chwilę może się dziać. Sabina dochodziła do siebie i o dziwo, nikogo nie było. Czyżby nikogo wrzask Sabiny nie obudził i nie wzbudził zainteresowania? - zastanawiałam się w myśli. Dopiero przy śniadaniu wyszło na jaw, że wszyscy słyszeli wrzask Sabiny, ale uznali, że to mnie coś się przyśniło i wrzasnęłam, co później, nie słysząc dalszych dźwięków czy okrzyków, przyjęli za pewnik i stąd brak jakichkolwiek reakcji. Tymczasem Sabina doszła do siebie i zwolniła uścisk ręki.
- Marto, ta błona jest tam jeszcze? - zapytała, czując moje palce w cipce. Poruszyłam palcami i lekko wsunęłam się w głąb,  
- Nic nie czuję, a ciebie pewnie boli, jak ruszam dłonią, tak? - zapytałam, mając w pamięci reakcję Martyny.
- Bardziej piecze niż boli, próbuj wsunąć się głębiej - poprosiła.
- Sabino, nie chcę na siłę wpychać ręki i sprawiać ci ból - oświadczyłam, bo przecież jej szparka była ciasna i musiałabym użyć siły, żeby wsunąć się głębiej.
- To możesz wyjąć rękę. Spróbuję się sama spenetrować - oświadczyła ona z kolei.
- Poczekaj, musimy zobaczyć czy nie krwawisz? - powiedziałam, próbując powoli wyciągać dłoń, trzymając rękę nad jej ciałem.  
- Na biurku przy wersalce jest lampka nocna, a kabel z przełącznikiem jest z boku. Spróbuj zaświecić lampkę. Sabina przesunęła się bliżej boku i poszukała 'na macanego' wyłącznika do lampki. Zaświeciła lampę i a ja podniosłam rękę pod światło. Podobnie jak z Martyną, na moich palcach widoczne były tylko ślady krwi. Sabina już nie czekała, tylko wpakowała dwa palce w cipkę.
- Mogłaś je przynajmniej oczyścić śliną - przypomniałam siostrze o zachowaniu higieny przy wprowadzaniu w pochwę palców. Pokiwała głową i wyciągnęła rękę, oblizując swoje palce. Skrzywiła się lekko, kiedy poczuła smak krwi, ale ponownie wprowadziła palce do cipki. Posykując z cicha szukała błony, ale nie znalazła, mimo, że wsunęła palce dość głęboko.
- Martuś, chyba ją załatwiłyśmy. Tam nic nie ma - powiedziała wyciągając dłoń.  
- Poczekaj, przyniosę ręcznik - powiedziałam i udałam się do łazienki. Wzięłam ręcznik i trochę papieru toaletowego oraz jej majtki i podpaskę. Kiedy wróciłam, Sabina leżała na wznak z podniesionymi kolanami i grymasem zadowolenia na twarzy.
- Jak powiem Martynie, co zrobiłyśmy, to nie uwierzy - powiedziała, próbując się uśmiechnąć. Przez chwilę zastanawiałam się, czy jej powiedzieć, ale uznałam, że najlepiej będzie jak same wymienią poglądy na ten temat. Sabina podtarła się papierem i z ręcznikiem na cipce podniosła się, udając się do łazienki.  
- Chodź ze mną! Zobaczymy co z tą moją 'cnotą', jest jeszcze czy jej nie ma? - powiedziała cichym głosem. W łazience od razu weszła do wanny i przykucnęła, a ja puściłam jej wodę. Podmyła się dokładnie i obie zobaczyłyśmy tylko niewielkie ślady krwi. Ponownie wpakowała sobie dwa palce do szparki, sięgając najgłębiej jak się dało.
- Martuś, jednak zrobiłyśmy to! Nie wyczuwam żadnej 'przegrody' w pochwie. Wiesz jak bałam się tej wizyty u ginekologa? Teraz czuję się tak, jakbym się na nowo narodziła. Zabolało pierońsko, ale warto było. Kiedy tak suwałam twoimi palcami, to wyobrażałam sobie, że to facet swoim kutasem penetruje moją cipkę i kiedy napierałam na błonę, bolało, ale w ogóle to było dość przyjemnie, bo twoje palce dość skutecznie imitowały kutasa i drażniły punkty erogenne w mojej pochwie. 'Nakręciło' mnie to tak, że zdecydowałam się na walnięcie twoimi palcami w błonę, mimo, że wiedziałam, że to zaboli, ale może też się udać - podsumowała swoje wrażenia, związane z pozbyciem się 'cnoty'. Co miałam powiedzieć? Cieszyło mnie to, że przyczyniłam się do uwolnienia ich od tego koszmaru, którymi stały się dla nich ich zaporowe 'błony'. Byłam ciekawa, jak skomentują mój udział i zachowanie się, kiedy wymienią poglądy na ten temat. Czy dalej będą uważać mnie za swoją przyjaciółkę, czy też za gówniarę, która co prawda przysłużyła im się, ale rżnąc 'głupa', nie puściła pary z ust Sabinie, że Martyna też już pozbyła się problemu. Kiedy obie z Sabiną sprawdzałyśmy efekty 'operacji' w zakresie jej błony i wymieniałyśmy poglądy w tej sprawie, usłyszałyśmy ciche pukanie i w drzwiach stanęła Martyna. Widząc Sabinę w wannie i mnie siedzącą na obrzeżu, zrobiła wielki oczy.
- A wy nie możecie dospać? Co się dzieje? - zapytała, ale widząc w moich rękach majtki Sabiny i jej ręcznik, domyśliła się.  
- Zrobiłaś to też ze Sabiną? - zwróciła się do mnie, jakby z lekką pretensją.
- Czy ma to oznaczać, że ty też z pomocą Marty pozbyłaś się błony? - zapytała ją Sabina.
- A jak myślisz? Wreszcie ta pieprzona błona przestała mi się śnić. Miałam ci właśnie o tym powiedzieć, jak to się odbyło, żebyś i ty poprosiła naszego domowego 'chirurga' o pomoc w tej sprawie - odpowiedziała Sabinie w swoim stylu.
- A to cwaniara z naszej Martusi. Ani jednym słowem nie zająknęła się, że i tobie też pomogła pozbyć się tego 'dziwadła', które zagnieździło się w naszych cipkach - powiedziała ze śmiechem Sabina. Ucieszyłam się, że sprawa sama się rozwiązała i nie musiałam już myśleć, co sądziłyby czy myślały o mnie obie siostry, kiedy wymieniłyby poglądy na ten temat.  
- No cóż, obie zaciągnęłyśmy olbrzymi dług wdzięczności wobec ciebie Martuś. Nie będziesz mieć od tej chwili lepszej przyjaciółki ode mnie - podsumowała Martyna i podeszła do mnie. objęła mnie i mocno uściskała, całując wcale nie jak przyjaciółka czy siostra. Oddałam jej uściski i całusy. Odwróciłam się w stronę Sabiny i nie wierzyłam oczom. Ze łzami w oczach wyciągała do mnie ręce i kiedy podeszłam, objęła mnie podobnie jak Martyna, wycałowała i uścisnęła. Wiedziałam już jedno. Obie moje starsze siostry stały się dla mnie najlepszymi przyjaciółkami na świecie. Jak ja je wtedy kochałam. Jeszcze dziś kiedy o tym myślę, łezka się w oku kręci.  
- Martuś, nie ma w tej chwili czasu czy nastroju, aby cię popieścić, ale wieczorem masz to u nas jak w banku. Smaruj i masuj te swoje cycusie i cipkę, bo będziesz lizana i całowana na wszystkie możliwe sposoby, tak jak tylko dziewczyna dziewczynie może sprawić przyjemność - obie mi się 'odgrażały', zapowiadając mi, co będą ze mną robić wieczorem.
Kolejno zrobiłyśmy toaletę poranną i po założeniu bielizny, udałyśmy się do swoich pokoi, ubrać się w swoje ciuchy. Spakowałam się do szkoły i w dobrym nastroju udałam się do kuchni. Po chwili przyszły obie siostry i pełne humoru, zajęłyśmy się przygotowaniem śniadania dla nas wszystkich i kanapek do szkoły. Zjadłyśmy śniadanie i zamierzałyśmy iść do siebie, kiedy przyszła mama. Była wprost zbudowana, widząc nasz dobry humor i samodzielność w zakresie przygotowania śniadania. Martyna pamiętała, co mówiła mama o umówieniu spotkania z panią ginekolog.
- Mamo, pamiętasz, co mówiłyśmy o naszych 'cnotach' i obiecałaś umówić naszą wizytę u pani ginekolog, ale teraz prosimy cię, nie spiesz się z tym. Teraz nie ma czasu, aby to bliżej omawiać, więc może jak wrócisz z pracy lub przy innej okazji wyjaśnimy ci całą sprawę - po tym co wydarzyło się z moim udziałem kolejno z każdą z nich, Martyna zwróciła się do mamy, aby wstrzymała się z umawianiem wizyty u ginekologa. Mama obrzuciła ja uważnym spojrzeniem.
- Dobrze! Jeżeli uważacie, że nie jest to nic pilnego, to poczekam, aż dojrzejecie do tego same. Nie mam zamiaru przymuszać was do czegoś, jeżeli może to poczekać - oświadczyła mama pogodnym głosem. Widać było też, że jest w znakomitym humorze, czyli moja zagrywka z Tomkiem w nocy, wyszła mamie na dobre. Niedługo potem pojawił się Tomek, równie w pogodnym nastroju. Obrzucił mnie wesołym spojrzeniem i uśmiechnął się swoim zniewalającym uśmiechem, tak do mnie jak i do mamy.  
- Wychodzicie już, czy poczekacie na mnie? - zapytał, widząc, że jesteśmy po śniadaniu, a na niego czeka solidna ilość kanapek, które bardzo lubił.  
- Oczywiście, że poczekamy na ciebie - odezwała się Sabina, wyluzowana i chyba szczęśliwa, bo tryskała wprost humorem. Mama zaskoczona intonacją jej głosu, spojrzała na nią ze zdziwieniem, bo nigdy nie słyszała tak pozytywnego nastawienia do życia w głosie Sabiny i to w poniedziałek rano. Zawsze było to marudzenie i psioczenie na los młodej dziewczyny, zmuszanej do ciężkiej 'harówki' w szkole na poczet swojej przyszłości. Aż tu naraz taka zmiana w jej głosie i radosny wyraz twarzy. Musiało to mamie dać wiele do myślenia, ale że i sama była w wyśmienitym nastroju, więc uznała to za dobry omen na progu nowego tygodnia. Tomek miał do swojej szkoły dalej i powinien być w internacie znacznie wcześniej od nas, więc spieszył się, opróżniając talerz z kanapkami w tempie odkurzacza. Popił herbatą schłodzoną specjalnie dla niego i po chwili był gotowy do wyjścia. My też, więc po chwili szliśmy w czwórkę w stronę naszych szkół. Po kilkunastu minutach nasze drogi rozchodziły się, więc pożegnaliśmy naszego idola buziakami, ale Tomek jakby dla zaznaczenia swojej sympatii do mnie, kiedy siostry pożegnały się już z nim, objął mnie i przytulił, wyciskając soczystego całusa na moich ustach.
- Postaram się być w środę, jeżeli tylko nie zdarzy się nic nadzwyczajnego - powiedział do nas wesołym głosem, potem odwrócił się i ruszył w swoją stronę. Po odejściu kilkunastu kroków, jakby wiedział, że spoglądamy w jego stronę, odwrócił się i pomachał nam jeszcze na pożegnanie, a potem szybkim krokiem zaczął oddalać się coraz bardziej od nas. Zrobiło się trochę smutno, więc siostry zagarnęły mnie ramieniem i ruszyłyśmy w stronę naszej szkoły.
- Martuś, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak poprawiłaś nam samopoczucie. W końcu stałyśmy się normalnymi dziewczynami i nie musisz obawiać się, że odbierzemy ci Tomka. Same widzimy, że między wami coś się zaczyna dziać. Ty zadurzyłaś się w nim, ale wygląda na to, że i on chyba też już coś do ciebie czuje - odezwała się do mnie Martyna.
- Mama też ci go nie odbierze, a że bzyka się teraz z nim, to może i dobrze, bo wyraźnie odżyła i odmłodniała. Jest fajnym chłopakiem i warto na niego czekać. Wiedz, że nie zrobimy nic poza twoimi plecami, ale jeżeli uznasz, że mogłybyśmy razem z Tomkiem 'zabawić się', to możesz na nas liczyć, chyba, że będziemy już zajęte, bo teraz przestaniemy już być tak zasadnicze i niedostępne w kontaktach z chłopakami - dodała po chwili, śmiejąc się. Chyba zastanowiła się nad tym, jak to teraz może być. Obie bliźniaczki robiły wrażenie, jakby zrzuciły z siebie tonowy ciężar, tak były rozradowane i wyluzowane. Po dotarciu do szkoły rozeszłyśmy się do swoich klas, umawiając się, że na siebie poczekamy po zakończonych lekcjach i razem wrócimy do domu. Dotychczas nigdy tego nie robiły, czyli zarobiłam u nich wielki plus.  
     Czas biegnie szybko, więc skończył się w miarę ładny październik i nastał brzydki, chłodny i deszczowy listopad. Zrobiło się nieprzyjemnie, nastały długie wieczory. Tomek zgodnie ze swoją obietnicą bywał u nas, tak jak zapowiadał, czyli we środy oraz w soboty i niedziele, oczywiście kiedy pozwalały na to jego obowiązki, przez co nudne wieczory przy jego obecności stawały się dla nas, a szczególnie dla mnie miłymi chwilami. Jego pogodne usposobienie, poczucie humoru i gra na akordeonie w chwilach wolnych od nauki, stwarzały sympatyczną atmosferę i poprawiały ogólny nastrój. Tomek konsekwentnie pomagał w nauce tak mnie jak i Martynie czy Sabinie. Przy jego pomocy matematyka, której specjalnie nie lubiłam, stała się dla mnie przyjaznym przedmiotem. Tak samo o matematyce, fizyce czy chemii wypowiadać zaczęły się również Sabina i Martyna. Wiedza i umiejętności pedagogiczne Tomka w zakresie jej wtłoczenia w nasze nieco oporne na wiedzę głowy, sprawiły, że to co było dla nas niezbyt jasne i zrozumiałe, stało się zrozumiałe i mało nudne.  
     Halina i mama z początku sceptyczne, podejrzewające nas, że nasza prośba o pomoc Tomka miała inny podtekst, niż by się wydawało, ale pomimo, że być może tak było, efekty jego pomocy świadczyły na naszą korzyść, już bez żadnych podtekstów. Co ciekawe, Tomek tak zorganizował zajęcia z nami, że tłumacząc czy wyjaśniając nam różne przecież zagadnienia i na różnym poziomie, robił to indywidualnie z każdą z nas, podczas gdy pozostałe przerabiały zadany materiał czy rozwiązywały konkretne zadanie, nie przeszkadzając sobie wzajemnie. Ponieważ wtłaczał nam tę swoją wiedzę z miłym uśmiechem, okraszając to swoim wrodzonym humorem, przyswajałyśmy to (przynajmniej ja) w miarę znośnie i bez znudzenia, tak jak to miało miejsce w szkole. Świadczyło to o kompetencjach naszego korepetytora, bo w miarę upływu czasu ubywało "białych plam" w naszych głowach, a przybywało coraz więcej dobrych ocen w dziennikach lekcyjnych. Polubiłyśmy te lekcje do tego stopnia, że kiedy Tomek z takich czy innych względów nie przyszedł w ustalone dni, byłyśmy wszystkie bardzo zawiedzione. Szczególnie ja, bo widok Tomka po prostu mnie uszczęśliwiał. Aby mu sprawić przyjemność, poprawiłam praktycznie oceny ze wszystkich przedmiotów, zresztą nie tylko ja. Martyna z Sabiną będąc w klasie maturalnej, wszystkie przedmioty zaliczały powyżej czterech, nadrabiając oceny z przedmiotów, za którymi specjalnie nie przepadały. Zauważyłam też, że obie moje siostry podobnie jak ja, były więcej niż zadowolone z faktu, że Tomek nam pomaga i dość często z nami przebywa. Teraz to rozumiem, ale wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że obie chciały nawiązać z Tomkiem bardziej osobisty kontakt i to współpracując ze sobą, a nie rywalizując, pomimo zapowiedzi i upewniania mnie, że nie będą robić żadnych podchodów z Tomkiem poza moimi plecami. Ponieważ nasze relacje były dość bliskie, więc w chwilach szczerości informowały mnie o swoich kontaktach z potencjalnymi kandydatami na stałych chłopaków, ale częsta obecność Tomka w naszym domu spowodowała, że kontakty te nie nabierały dynamiki, a moje siostry bardziej ceniły sobie możliwość przebywania z Tomkiem niż ze swoimi potencjalnymi sympatiami. Co dziwniejsze, mimo, że Tomek stawał się dla mnie wyjątkowo drogi, nie byłam o niego zazdrosna w odniesieniu do moich sióstr czy mamy. Wszystkie razem wzięte zdawałyśmy sobie sprawę, że Tomek był zauroczony osobą Haliny, ale kiedy do niego dotrze w końcu, że Halina kocha Piotra, swoją uwagę zwróci pewnie w stronę mamy lub którejś ze sióstr. Mnie lubił, ale ponieważ mentalnie i fizycznie byłam jeszcze nieopierzoną nastolatką, więc jego sercem zawładnąć mogła któraś siostra lub mama, która była dojrzałą, ale nadal bardzo piękną kobietą, do tego samotną i pragnącą adoracji czy uczucia. Tak więc listopadowe, ponure dni urozmaicały całej naszej rodzinie pobyty w naszym domu młodego, przystojnego kuzyna Tomka. Dodać przy tym należy, że były to pobyty ze wszech miar pożyteczne dla obu stron. Dla Tomka, bo mógł przebywać u nas, adorowany w nieukrywany sposób przez dwie urocze laski - kuzynki i nastolatkę, która wprost świata za nim nie widziała oraz niesamowicie przystojną, dojrzałą ciotkę, trzymającą co prawda w ukryciu uczucia do niego, ale jej oczy i głos wyrażały dokładnie, co znaczy dla niej towarzystwo Tomka. Mama w jego obecności wyraźnie piękniała w naszych oczach, a jej głos zmieniał się na głos zakochanej po uszy kobiety "gruchającej" do swego mężczyzny. Nieraz widziałam jej zaszklone oczy, wpatrujące się z uwielbieniem w Tomka, grającego jej ulubione melodie na akordeonie. Przypuszczam, że i mama była wtedy nie obojętna Tomkowi, bo grał jak natchniony, wydobywając z akordeonu dźwięki mówiące wszystko to, co zakochany mężczyzna chce przekazać komuś przez siebie kochanemu. Muzyka Tomka oddziaływała nie tylko na mamę i nie tylko u niej widywałam oznaki wzruszenia czy zachwytu. Tego samego doświadczałyśmy wszystkie, bo Tomek grał całym sobą, z dnia na dzień doskonaląc swoją grę i przekazując tym, co go słuchali wszystkie uczucia, które nim w danej chwili powodowały. To były prawdziwe koncerty i nie wątpię teraz w to, że gdyby dał się poznać komuś z branży muzycznej, mógłby koncertować z powodzeniem dla szerszej publiczności. Mama o dziwo, w miarę jak Tomek grywał dla nas coraz częściej, zamiast zaprosić do nas sąsiadów, znajomych czy przyjaciół, nagle przestała wspominać o czymś takim, nie chcąc widocznie dzielić się Tomkiem i jego muzyką z innymi. Jak wspomniałam, listopadowe dni szybko przeminęły, a grudzień przywitał nas dużym ochłodzeniem, silnymi wiatrami i opadami deszczu ze śniegiem lub samego śniegu, tak, że listopadowe dni, które określałam jako ponure, nieprzyjemne, były bardziej przyjazne niż dni początku grudnia, z tą różnicą, że dni grudniowe przybliżały nas do świąt BN, które zawsze wspominałam z przyjemnością. Czas biegnie szybko, tak więc i dni grudnia ubywało, a Święta zbliżały się coraz szybciej. Tomek starał się bywać u nas w miarę regularnie, a że radził sobie w szkole nadzwyczaj dobrze, tak na zajęciach teoretycznych, jak i praktycznych, nie miał z tym żadnego problemu. Do tego, kiedy zwierzył się swojemu wychowawcy, dla którego stał się ulubionym wychowankiem, że pomaga w nauce tej młodej kuzynce, którą widział wtedy, kiedy przyszła po niego, ten zainteresował się tym i pytał go często o mnie oraz czy ta jego pomoc jest skuteczna. Tak więc Tomek praktycznie wszystkie wolne chwile spędzał z nami, co cieszyło nie tylko mnie, ale również mamę i pozostałe siostry, nie wyłączając Haliny. Tydzień przed Świętami, będąc już razem z nami w piątek wieczorem, podczas kolacji Tomek zwierzył się nam, że z okazji Świąt będzie miał prawie dziesięciodniową przerwę w nauce i ma zgryz z tym, jak ma zorganizować sobie i spędzić ten czas? Wyjazd do domu nie za bardzo mu się uśmiecha, bo kilkunastogodzinna podróż pociągiem w okresie świątecznym jest prawdziwą gehenną i odradza mu tego w liście tak matka, jak i cała rodzina, chociaż za nim tęsknią i chętnie by go widzieli na wigilijnej wieczerzy. Może też mieszkać w internacie, z tym, że musiałby stołować się na mieście, bo stołówka w internacie będzie przez ten okres nieczynna.
- Tomku, czy ty przypadkiem nie zapomniałeś, że masz w Gdyni rodzinę, która z prawdziwą przyjemnością będzie gościć u siebie w wieczór wigilijny tak miłego gościa, drugiego mężczyznę w tej rodzinie obok Piotra? - zwróciła się do niego mama poważnym tonem, patrząc mu w oczy spojrzeniem pełnym wyrzutu.  
- Chyba nie zrobiłbyś nam tego, że mieszkałbyś w internacie i tułał się po mieście w poszukiwaniu posiłku, kiedy dobrze wiesz o tym, że jesteś u nas oczekiwany przez wszystkie osoby, siedzące przy tym stole? - dodała z wyczuwalną pretensją w głosie.
- Zrozumiałybyśmy to, gdybyś miał zamiar jechać do domu, bo bliska rodzina zawsze jest w święta najważniejsza, ale jeżeli masz zamiar zrezygnować z tego wyjazdu, to nie wyobrażam sobie i pewnie nie tylko ja, że mógłbyś te święta spędzić gdzie indziej niż u nas - przedstawiła mama na koniec swój punkt widzenia w tym temacie i jego sposobu spędzenia świąt.
- A wy dziewczyny czemu nic nie mówicie, co o tym sądzicie? - zwróciła się do nas.
- Przecież Tomek pomyśli, że tylko mnie na tym zależy, a przecież wiem, że tak nie jest - powiedziała mama, obrzucając i nas spojrzeniami pełnymi wyrzutu.
- Mamo, przestań! Tomek dobrze wie, że jest i będzie zawsze mile widziany u nas, czy tak jak dzisiaj, czy też w święta, a może nawet w święta, nazywane powszechnie rodzinnymi, bardziej. Więc co i o czym mamy mówić? To Tomek musi zdecydować, czy chce te święta spędzić z nami czy nie, prawda Tomku? - powiedziała Halina, zwracając się do niego.
- Co mam powiedzieć? Jest mi niezmiernie miło, że traktujecie mnie już jak członka swojej rodziny, za co jestem wam niezmiernie wdzięczny. Możemy się więc już dziś umówić, że jeżeli nie pojadę do domu, bo w tygodniu może się jeszcze zdarzyć wszystko, to w przeddzień wigilii melduję się wieczorem u was, tak jak dzisiaj, pod jednym wszakże Marysiu warunkiem. Będę w pełni partycypował w kosztach mojego pobytu u was - oświadczył pogodnym głosem Tomek.
- Nie może być tak, że jem tyle, ile wy wszystkie razem i za nic nie płacę - dodał, podsumowując żartobliwie swój apetyt, ale daleki od prawdy nie był. Nieraz dziwnym mi się wydawało, gdzie on to wszystko mieści, bo pochłaniając duże ilości jedzenia, zachowywał nadal szczupłą sylwetkę. Metabolizm jego organizmu był wprost porażający, przerabiał jak doskonała fabryka wszystko na energię, która niejednokrotnie Tomka wręcz rozsadzała. Tym też należało tłumaczyć jego niesamowitą sprawność w łóżku, nie tylko teraz obecnie, w kontaktach z mamą, czy przy wspólnych zabawach ze mną i moimi siostrami, ale również wtedy, kiedy pobraliśmy się dobrych kilka lat później. Jak się okazało, moje potrzeby łóżkowe były ogromne, a Tomek nie tylko je zaspokajał, ale zachowywał się tak, jakby był robotem, a nie żywym facetem. Bywało, że ja nieraz po kilku godzinach igraszek łóżkowych byłam obolała i miałam autentycznie dość, a on nadal był niewyżyty i gotowy do dalszej zabawy. …cdn…

franek42

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 5002 słów i 27085 znaków, zaktualizował 13 mar 2018. Tagi: #cnota #erotyka #pozbycie #się #błony #pomoc #w #nauce

4 komentarze

 
  • POKUSER

    Aj troche ta końcówka zbyt dużo przyszłości zdradza. Mam nadzieję, że to nie są przygotowania do zakończenia?

    19 mar 2018

  • Robert72

    Super ! Coś czuję że chcesz zakończyć tą opowieść ?

    14 mar 2018

  • Apsaral

    Cała seria znakomita. Tylko co tu robi Paweł?

    12 mar 2018

  • franek42

    @Apsaral Witam. Paweł, o, przepraszam, diabeł tkwi w szczegółach,  no i wdarł się. Przepraszam i dziękuję za tak duże zaangażowanie czy raczej wnikliwość oraz za post. Pozdrawiam

    13 mar 2018

  • Apsaral

    @franek42 każdemu się zdarzają drobne błędy

    13 mar 2018

  • stszk.

    Witam Franco. Jak zwykle wspaniałe, więc nie będę się przypominał. Maleńka nutka zawodu z powodu zdradzenia cokolwiek przyszłości. Mam nadzieję, że nie za szybko skończysz tą ''sagę'' i dostarczysz jeszcze wiele ''fajnistości" . Dziękuję za już i poproszę o jeszcze. Pozdrówki. :bravo:  :bravo:

    12 mar 2018

  • franek42

    @stszk. Witam. Miło, że tak to oceniasz i dziękuję za post. Pozdrawiam

    13 mar 2018