Marta N. - cz. czwarta

Tak jak przedstawiłam wcześniej, kiedy mama wraz z Tomkiem weszli do pokoju Haliny i zamknęli za sobą drzwi, korciło mnie trochę, aby, kiedy już wszyscy się położą, podsłuchać ich 'rozmowę' czy pogawędkę, jak to określiła mama, ale uznałam, że byłoby to przegięcie z mojej strony, tym bardziej, że chciałam, aby Tomek zobaczył w mamie nie ciocię, a piękną  'kobietę wartą grzechu', co by to nie znaczyło. Poszłam więc spać i kiedy z pokoju bliźniaczek przestały dochodzić odgłosy, świadczące, że moje starsze siostry 'wyciszają' przed snem emocje, które wzbudził w nich Tomek, zasnęłam.  
     Obudziłam się, a właściwie obudził mnie pęcherz, bo wypiłam przed snem więcej płynów niż zazwyczaj. Kiedy wyszłam z łazienki, zerknęłam w stronę pokoju Haliny i zauważyłam, że drzwi od pokoju są lekko uchylone. Podeszłam i uchyliłam je więcej. Tomek spokojnie spał, leżąc na wznak. Był odkryty, będąc w samych spodenkach. Jakaś siła pociągnęła mnie w stronę wersalki. Podeszłam i delikatnymi ruchami, aby go nie obudzić, położyłam się koło niego i zamknęłam oczy, dając upust wyobraźni. Musiało mu się coś przyśnić, bo nagle odwrócił się w moją stronę i położył rękę na moim brzuchu. Zamarłam, a on chyba wyczuł, że ktoś koło niego leży i obudził się. Poruszył ręką i przesunął po moim ciele.  
- Marysia? - usłyszałam cichy głos i ręka Tomka przesuwała się coraz wyżej. W pokoju było ciemno i Tomek nie od razy mógł stwierdzić, kto koło niego leży.
- Kto tu jest? - zapytał szeptem.
- To ja, Marta, nie Marysia - odpowiedziałam również szeptem.
- Martuś, co się stało, że przyszłaś do mnie? - zapytał cicho, bez złości.
- Nic się nie stało. Byłam w łazience i drzwi do pokoju były otwarte, to weszłam - odpowiedziałam szeptem.
- Która godzina? - zapytał cicho.  
- Nie wiem, nie sprawdzałam - odparłam. Tomek podniósł się i sięgnął przeze mnie do stolika po zegarek.  
- Martuś, jeszcze nie ma trzeciej. Idź do siebie, jeszcze możemy pospać - powiedział cicho.
- Tomek, a mogłabym z tobą tutaj. Będę cichutka, nie chrapię - prosiłam cichutko.
- Martuś, jak ciocia zobaczy, że śpisz ze mną, to mnie wyrzuci z domu - szepnął z uśmiechem.
- Nie bój się! Mama ciebie lubi, a mnie kocha i na pewno nie będzie zła, nawet jak zobaczy - uspokajałam go cichym głosem. Omal się nie roześmiał.
- Dobra, wskakuj za mnie i śpimy! - powiedział cicho.
Mucknęłam go ustami i przelazłam przez niego, kładąc się obok niego z drugiej strony. Odwrócił się w moją stronę i przygarnął mnie do siebie. Wtuliłam się w niego, ale uznałam, że wygodniej nam będzie, jak odwrócę się do niego tyłem i tyłkiem przytulę się do niego. Odwróciłam się i gołymi pośladkami wtuliłam się w jego uda. Próbował się odsunąć, bo dotknęłam chyba jego 'ptaka'. Był sztywny. Ponownie przysunęłam się do niego i poczułam go na pośladkach. Już nie uciekał. Powierciłam tyłkiem, aż się wsunął pomiędzy moje pośladki i tak zostałam. Obejmował mnie ręką, ale z dala od moich piersi, więc przesunęłam ją na moje 'pączusie'. Nie protestował i nie zabierał ręki. Było mi tak fajnie, że nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.  
     Obudziły mnie szepty. Odwróciłam się w ich stronę, ciekawa z kim Tomek rozmawia szeptem. Omal mi serce nie stanęło. To była mama i siedziała na wersalce obok Tomka. Mama zauważyła, że obudziłam się.
- Marto, możesz powiedzieć, co tutaj robisz? - zapytała spokojnie, pogodnym głosem.
- Jak zauważyłaś mamo, to spałam - odpowiedziałam śmiało, widząc, że mama nie jest zła.
- Uważasz, że Tomkowi lepiej się spało z tobą niż bez ciebie? - drążyła mama dalej.
- Nie wiem mamo, czy Tomkowi lepiej się spało, ale mnie na pewno - odpowiedziałam, patrząc odważnie mamie w oczy.  
- Trzeba przyznać moja panno, że tupetu ci nie brakuje, ale chciałabym, abyś nie wycinała więcej takich numerów - powiedziała mama spokojnym głosem.
- Mamo, a co ty widzisz złego w tym, że leżałam czy spałam z Tomkiem w jednym łóżku. Za kilka tygodni kończę szesnaście lat i jak dotąd nie sprawiłam ci żadnych problemów, w przeciwieństwie do moich koleżanek, które zaliczyły już po kilku chłopaków, nie mówiąc o innych sprawach. Czy to coś złego, że polubiłam Tomka, ciągnie mnie do niego, chcę się do niego przytulić, pocałować? Czuję w nim bratnią duszę i zauważyłam, że on mnie też lubi, lubi moje buziaki, to, że chcę się do niego przytulać - kiedy skończyłam swoją przemowę, mamę zatkało. Po raz pierwszy spojrzała na mnie nie jak na dziecko, ale dorastającą, poważną dziewczynę. Wymieniła szybkie spojrzenie z Tomkiem i machnęła z rezygnacją ręką.  
- Dobrze, umówmy się, że nie było tej rozmowy. Ale nie chciałabym słyszeć, że narzucasz się Tomkowi, czy coś na nim wymuszasz - oświadczyła już mniej pogodnym głosem. Dało mi to wiele do myślenia. Mamie nie chodziło o mnie, mamie chodziło o Tomka. Czyli stało się to, o czym myślałam. Mama i Tomek nawiązali kontakt, a więc Tomek zobaczył w mamie to, co mi się marzyło. Zobaczył w mamie piękną kobietę i wczorajsza 'rozmowa' przed snem, to była 'rozmowa' kobiety i mężczyzny. Więc ja mam czas dorosnąć, dojrzeć i dopiero wtedy podjąć starania, aby Tomek zobaczył i we mnie odpowiednią dla siebie dziewczynę.
- Tomku, wygląda na to, że musisz wstawać. W tej chwili łazienka jest wolna, więc musisz się pospieszyć, bo za chwilę będzie wstawać Halina. Ja już zrobiłam toaletę, więc kolej na ciebie - powiedziała pogodnym głosem. Kiedy Tomek poderwał się z posłania, mucknął w usta mamę, ale po chwili odwrócił się i dał buziaka również mnie, a potem wyszedł z pokoju. Ja też poderwałam się i zamierzałam wyjść.
- Martuś, podoba ci się Tomek, tak? - zapytała łagodnie.
- Mamo, wiesz dobrze, że nie tylko mnie. Tobie również, nie mówiąc o bliźniaczkach. Halina tylko udaje, że nie jest nim zainteresowana, ale widzę przecież jak na niego patrzy - odpowiedziałam mamie. Zauważyłam, że zmarkotniała, a tego nie chciałam.
- Mamo, nie jestem i nie będę o ciebie zazdrosna. Możecie się bzykać z Tomkiem, bo każda z nas życzy ci tego i cieszymy się, jeżeli zobaczył w tobie kobietę, nie tylko ciocię i matkę czterech córek. Ty też nie powinnaś być zazdrosna o nas, bo podejrzewam, że to Tomek podziurawi bliźniaczki, tak samo jak mnie, kiedy do tego dojrzeję - oświadczyłam śmiało mamie. Po moich słowach mama wyraźnie poweselała. Pewnie nie każda matka ma okazję usłyszeć od najmłodszej córki to, co moja mama usłyszała ode mnie. Że własne córki kibicują jej, aby ją bzyknął kuzyn, który im się wszystkim podoba.  
- Wydoroślałaś Martuś, aż za bardzo! A ja łudziłam się, że jesteś jeszcze dziewczynką, która potrzebuje mamy. Teraz widzę, że ty już mnie potrzebujesz jakby mniej i wygląda na to, że wkrótce to ja będę potrzebować ciebie - podbudowywała mnie mama. Przytuliłam się do mamy i buziaczkiem podziękowałam jej za to, co powiedziała.
- Mamo, załatw z Tomkiem, żeby nas często odwiedzał. I musimy też pomyśleć o tym, żeby załatwić spanie dla niego, bo przecież Halina nie zgodzi się oddawać mu pokoju, kiedy u nas będzie - zwróciłam się z prośbą do mamy.
- Wiem Martuś! Sama też o tym myślę, ale pomówimy o tym później. Teraz zmykaj do siebie, bo Tomek zaraz wróci - powiedziała mama i faktycznie, drzwi od łazienki otworzyły się, więc zsunęłam się z wersalki i smyknęłam do łazienki, aby zdążyć przed Haliną. Mijając Tomka, cmoknęłam go w buzię.
- Dziękuję Tomku! Super mi się spało z tobą! Musimy to powtórzyć - powiedziałam i zanurkowałam mu pod ręką do łazienki, zanim zdążył zamknąć drzwi.
     Szybko zrobiłam poranną toaletę i wylądowałam w swoim kąciku. Założyłam świeżą bieliznę, białą bluzkę i granatową spódniczkę, a także  obowiązkowe podkolanówki (w poniedziałki mieliśmy apele w szkole) i spakowałam się do szkoły. Potem przeszłam do kuchni, gdzie krzątała się już mama. Była jeszcze w szlafroku, założonym na bieliznę i przygotowując śniadanie dla nas wszystkich, swobodnie gawędziła z Tomkiem, siedzącym przy stole.  
     Po chwili pojawiła się Halina i o dziwo, podeszła do Tomka i podobnie jak my z mamą, cmoknęła go w usta. Zaskoczyła go tym całkowicie, bo jeszcze przez chwilę patrzył na nią zdziwionym wzrokiem. A Halina, będąc w wyśmienitym humorze, zerkała na niego ciekawie, z uśmiechem na twarzy krojąc i smarując masłem kromki chleba. Kiedy w kuchni pojawiły się bliźniaczki, mama zapytała ogólnie, co życzymy sobie na śniadanie. Martyna, rzeczowa jak zwykle, odparła, że co zrobi, to będziemy jeść i razem ze Sabiną przywitały się z nami oraz Tomkiem buziakami. Mama natomiast po słowach Martyny wyjęła dużą patelnię i zrobiła wszystkim jajecznicę na boczku chyba z piętnastu jaj, a potem rozłożyła to wszystko na talerzyki, serwując największą porcję Tomkowi. Po jego zdecydowanym proteście, że chce mieć na talerzyku tyle samo, co wszyscy, ujęła z jego porcji i dołożyła sobie, bo miała najmniej, tak że wszyscy mieli mniej więcej jednakowe porcje.  
     Halina tymczasem zajęła się przygotowaniem ciepłego napoju i też jednakowego dla wszystkich, czyli kawę instant z mlekiem. Po śniadaniu mama wspólnie z Haliną przygotowały nam wszystkim kanapki do szkoły czy pracy. Tomek co prawda zaczął protestować, że nie potrzebuje i nie wie, czy będzie miał czas na jedzenie, ale mama bez żadnego skrępowanie wobec nas, po prostu zamknęła mu buzię soczystym całusem w usta, a Halina zawinęła mu, podobnie jak nam kanapki w papier, a następnie w papierową torbę i wsunęła do jego torby. Wychodziła do pracy najwcześniej z nas, więc podeszła do Tomka, pocałowała go na pożegnanie w usta, czym go ponownie zaskoczyła i życzyła mu pomyślnego zdania egzaminu oraz nie zapominania o nas, a najlepiej pojawienia się jeszcze dzisiaj po egzaminie, jeżeli tylko będzie mógł, bo uważamy go już za swojego i ma się czuć u nas i z nami, jak u siebie w domu. Potem pożegnała się buziakami z mamą, a następnie z nami i tyle ją widzieliśmy.  
     Jako następne wychodziłyśmy my do szkoły, ale że nasze liceum było po drodze do PSM, do której udawał się Tomek, więc pożegnałyśmy się z mamą i wyszłyśmy do przedpokoju. Tomek przez chwilę pozostał z mamą, a potem dołączył do nas. Po założeniu butów i kurtek razem wymaszerowaliśmy w stronę naszych szkół. My do liceum, Tomek do szkoły morskiej. My miałyśmy stosunkowo niedaleko, Tomek ponad dwa razy dalej. Idąc koło naszego liceum, musiał trochę nadłożyć drogi, ale miał dość duży zapas czasu, więc nie przejmował się. Po około dziesięciu minutach musieliśmy się pożegnać i ja idąc pod rękę z Tomkiem, pożegnałam się z nim pierwsza, całując go w usta i życząc 'połamania' pióra. Martyna też nie zastanawiała się, tylko objęła ręką głowę Tomka wycisnęła na jego ustach soczystego całusa, życząc mu tego samego co ja. Sabina natomiast jak zwykle zaczęła się krygować, na zasadzie 'chciałaby, a boi się' , więc Tomek objął jej głowę i to on pocałował ją prosto w usta, a ona zaskoczona, przez chwilę wyrabiała 'za rybę', robiąc ustami, jakby brakowało jej powietrza. Oczywiście o żadnych życzeniach nie było mowy, bo siostrunia, wyglądała, jakby chciała naskarżyć na Tomka, że skradł jej całusa, tylko, że nie miała komu. Ale to była cała Sabina. Tymczasem Tomek, który już odszedł kawałek drogi, odwrócił się i widząc, że patrzymy w jego stronę pomachał nam ręką, a my mu razem z Sabiną odmachałyśmy i ruszyłyśmy do naszej 'budy'.  
     Dzień jak w każdy poniedziałek, zleciał mi w szkole w miarę szybko, bo i nauczyciele nas oszczędzili i nie było ani kartkówek, ani pytań, co w poniedziałki było raczej rzadkością, bo zwykle świąteczny odpoczynek ładował 'akumulatory' nauczycielom i z nową energią wtłaczali nam wiedzę, ale również odpytywali czy robili niezapowiedziane kartkówki. Jak dotychczas nie miałam problemów z nauką i byłam raczej na bieżąco, chociaż okien przede mną zamykać nie było trzeba, bo 'orłem' nie byłam.  
     Teraz doszły myśli i marzenia o Tomku, który zaczynał wdzierać się do mojej świadomości. Nie były to jeszcze myśli w pełni  przesiąknięte podtekstem erotycznym, ale od czasu do czasu przewijał mi się przez myśl jego sztywny 'ptak', którym mnie dotykał, kiedy wtulałam się tyłkiem w jego uda. Byłam drobnej postury, ale mentalnie nie odbiegałam od rozwoju innych koleżanek, bardziej cycatych czy o szerszych biodrach, odpowiadających fizycznym rozwojem dacie urodzenia.
      Dotąd nie przejmowałam się tym, ale wczoraj po zdjęciu staników, widząc spojrzenia Tomka na dorodne cycki mamy czy moich starszych sióstr, było mi jednak trochę żal, że nie mam za bardzo czym 'oddychać' w przeciwieństwie do mamy czy sióstr. A kiedy w nocy, leżąc przy Tomku, położyłam jego rękę na moich 'pączusiach' to miałam wrażenie, jakby ta jego ręka wprost mnie parzyła, a w dole brzucha poczułam mrowienie, które wręcz mnie obezwładniało.  
     Wróciłam więc do domu po siedmiu lekcjach i rozejrzałam się, co jest do zjedzenia, bo trochę  kalorii spaliłam i należałoby je uzupełnić. Był rosół i makaron z niedzieli, więc podgrzałam i zjadłam, co poprawiło mi humor na tyle, że zabrałam się za odrabianie zadań domowych. Nie było ich zbyt wiele i to był też duży plus tego poniedziałku. Po odrobieniu zadań, mogłam spokojnie poczekać na powrót Haliny, gospodyni nr dwa w naszym domu. Mogłam pójść do którejś z koleżanek, ale prawdę mówiąc, nie za bardzo mi się chciało. Za chwilę powinna przyjść z pracy Halina, która pracowała w pobliskim dużym sklepie, jako zastępca kierownika sklepu.  
     Zaczęłam też rozmyślać o Tomku, zastanawiając się jak mu poszło na tym egzaminie i czy będzie mógł nas odwiedzać. I nagle przyszedł mi do głowy,  jak się później okazało, głupi pomysł; żeby wyjść naprzeciw Tomkowi, jeśli zdecydowałby się i mógł wpaść do nas po tym swoim egzaminie. W naszym domu obowiązywał niepisany zwyczaj, że wychodząc, należało zostawić wiadomość; gdzie i po co się wychodzi oraz orientacyjny czas powrotu. Tak więc, wyrwałam kartkę z brudnopisu i napisałam; 'Wychodzę przed Tomka i idę w stronę jego szkoły. Być może powrócę z nim, a jeżeli go nie spotkam, to powrócę do godziny lub niewiele dłużej'. Marta.  
     Wiał lekki wiatr od morza, więc założyłam buty i cieplejszą, lekką kurtkę. Wyszłam na ulicę i ruszyłam w stronę PSM. Idąc, rozmyślałam, jakby to było fajnie, gdybym go spotkała i razem wrócilibyśmy do domu. Szłam w miarę szybko i nagle załapałam, że przecież nic nie wiem o tej szkole, bo nigdy tam nie byłam, a także co będzie, jak go nie spotkam po drodze. Dotrę do tej szkoły i co?  
Nawet nazwiska Tomka nie znałam. Zwolniłam i przez myśl zaczęły mi przebiegać różne przypuszczenia czy domysły, ale parłam dalej.  
     Już straciłam nadzieję, że spotkam Tomka po drodze, bo minęłam kilka krzyżujących się ulic, więc mógł iść którąkolwiek z nich, nie akurat tą, którą ja szłam. Beznadzieja - pomyślałam wtedy. Zaczęło robić się nieciekawie, bo teren stawał się coraz bardziej bezludny, zbliżał się wieczór, a ja zaczęłam tracić orientację czy dobrze idę, bo chodnik, który dotychczas wyglądał jako tako, zaczynał być coraz bardziej zniszczony i nigdzie nie widziałam nazwy ulicy. Zaczęłam już lekko panikować i myśleć o zawróceniu.  
     Nagle zobaczyłam w oddali duży budynek z czerwonej cegły i ogrodzenie. Ruszyłam prawie biegiem w tamtym kierunku i zobaczyłam częściowo zniszczoną tablicę na przewracającym się słupku z nazwą ulicy czy miejscowości; Grabowo. Moje szare komórki nagle zafunkcjonowały. Chyba Tomek lub ktoś inny wymienił przy mnie tę nazwę w połączeniu z PSM. Dotarłam do ogrodzenia. Wzdłuż tej ulicy nie było nic, co wskazywałoby na bramę czy wejście, więc zaczęłam iść wzdłuż ogrodzenia, tylko w przeciwnym kierunku. Doszłam do końca i skręciłam w lewo. Prawie nie było chodnika, ale było w miarę sucho, więc dotarłam do kolejnego rogu i ulicy z nowym chodnikiem. Z dala już widać było, że przy tej ulicy jest wejście na ogrodzony teren.  
     Eureka. Pojawiła się duża, wysoka brama i otwarta furtka, a nad nią duży napis; Państwowa Szkoła Morska w Gdyni. Teren zamknięty. Akurat wychodził jakiś człowiek.  
- Dzień dobry! Mógłby mi pan pomóc, bo umówiłam się z kimś tutaj i nie ma go? - zwróciłam się nieśmiało do niego. Był to młody facet (może raczej dojrzały, o młodym i przyjemnym wyglądzie), co nasunęło mi myśl, że to tak samo jak ja (starsza wiekiem, a młodsza z wyglądu). Zatrzymał się, popatrzył na mnie uważnym spojrzeniem i uśmiechnął się. Zrobiło mi się raźniej, a nawet cieplej, pomimo, że wiało coraz mocniej.
- Raczej dobry wieczór, ale niech ci będzie. A teraz mów, jak mogę ci pomóc? - odpowiedział, zwracając się do mnie bezpośrednio, widząc, z kim ma do czynienia.
- Dzisiaj miały odbyć się tutaj dodatkowe egzaminy wstępne i mój kuzyn otrzymał na nie wezwanie. Po egzaminie miał się pojawić u nas i nie przyszedł, więc postanowiłam wyjść przed niego, ale albo nie mógł wyjść, albo minęliśmy się, bo... trochę pogubiłam się - odpowiedziałam, tłumacząc się jak kretynka.
- A jak nazywa się ten twój kuzyn? - zapytał mój rozmówca. Widać było, że nie bardzo wierzył w to, co powiedziałam, ale pewnie żal mu się mnie zrobiło i chciał pomóc.
- Widzisz.. - zaczął odpowiedź - a ty jak masz na imię? - usłyszałam nagle.
- Marta! - wydukałam szybko.
- Widzisz Marto, trafiłaś dobrze, bo uczestniczyłem w tym egzaminie i gdybyś znała nazwisko, może mógłbym ci pomóc - powiedział, nadal uśmiechając się.
- Znam tylko imię; Tomasz - odpowiedziałam, tracąc nadzieję, że odszukam Tomka.
- Chyba masz szczęście, bo tylko jeden z kandydatów miał takie imię; Tomek Ś., tak?- zapytał. Faktycznie, mama mówiła o rodzinie z takim nazwiskiem.
- Tak, na pewno! Tomek Ś. - potwierdziłam szybko.
- Został przyjęty! Przyjęty i zakwaterowany w internacie, ale nie mógł o tym wiedzieć, a tym bardziej umawiać się z tobą tutaj - oświadczył już bez uśmiechu, ale i bez złości w głosie.
- Pewnie chciałabyś, aby wrócił jeszcze dzisiaj do domu z tobą, tak? - zapytał, widząc moją beznadzieję i markotną minę.
- A mógłby? - zapytałam niemal żałosnym głosem.
- Ech.. dzieciaku! Że też musiałem cię teraz spotkać! - zaśmiał się, bo pewnie spieszył się do domu, a nawinęła mu się 'sierotka Martusia'. szukająca pomocy w odszukaniu kuzyna.
- Trudno! Jak powiedziało się 'a', to trzeba dodać i 'b'. Chodź, pójdziemy po tego twojego Tomka! Tylko nie rób mu więcej takich numerów - powiedział i zawrócił w stronę budynku.  
     Minęli duży budynek szkoły i podeszli do mniejszego, podłużnego budynku. Po wejściu do budynku, z dyżurki wybiegł młody chłopak, przyjął postawę zasadniczą i zameldował się do dyspozycji kierownika internatu. Okazało się bowiem, że Marta zaczepiła i poprosiła o pomoc kierownika internatu, w którym zakwaterowany został Tomek.  
- Poproście elewa Tomasza Ś. - zwrócił się do dyżurnego. Ten wrócił do dyżurki i otworzył książkę przyjęć do internatu. Zorientował się, w którym pokoju zakwaterowano Tomka i wybiegł na korytarz. Po chwili pojawili się obaj. Dyżurny ponownie wyprężył się, meldując wykonanie polecenia. Zwolniony, powrócił do dyżurki.
- Poznajecie elewie Tomku tę sympatyczną i rezolutną osóbkę? - zapytał Tomka kierownik.
- Tak jest panie kierowniku. To moja kuzynka Marta z Gdyni - odpowiedział krótko Tomek.
- Przyszła po was, więc dzisiaj pozwalam wam opuścić internat. Możecie powrócić dziś do 22.00 lub jutro rano do 7.00. Przypominam wam, że śniadanie jest od 7.00 do 7.30, a zajęcia szkolne rozpoczynają się o 8.00. To wszystko. Do widzenia - powiedział, pogłaskał po buzi Martę i podszedł do dyżurnego, przekazując mu, co ustalił, w zakresie zezwolenia na opuszczenie przez Tomka  internatu do dnia jutrzejszego, z możliwością powrotu do internatu do godz. 22.00, a następnie opuścił internat.
- Martuś, co się stało, że przyszłaś tutaj? - Tomek zaskoczony przez dyżurnego, że jest proszony do kierownika internatu, dostał prawie gęsiej skórki z niepewności, po co jest wzywany do kierownika.
- Tomek, przepraszam cię! Nie wiem, co mnie napadło, że postanowiłam wyjść przed ciebie, bo myślałam, że jeszcze dziś wrócisz do nas - powiedziałam z posmutniałą miną, żeby zobaczył, jak bardzo jest mi przykro, że naraziłam go na kłopoty. A jemu momentalnie wrócił humor, że omal nie roześmiał się, widząc moją minę.  
- Prędzej wojny bym się spodziewał, niż tego, ze przyjdziesz i będziesz mnie szukać na terenie szkoły - oświadczył wesołym głosem.  
- Ale faktem jest, że wyszedłem rano i nie uprzedziłem, że mogą mnie zakwaterować i nie będę mógł wrócić. To nie ty stworzyłaś ten problem, tylko ja nawaliłem, bo pewnie nie tylko ty tak mogłaś pomyśleć. Dobrze, zaraz się ubiorę i pójdziemy Martuś, bo mogą się o ciebie martwić, tak ciocia jak i siostry - powiedział, a mnie zrobiło się przyjemnie, że wróci ze mną do domu.
- Tomek, a mogłabym pójść z tobą, zobaczyć jak będziesz mieszkał? - poprosiłam.  
- No cóż, miałem cię prosić, abyś tu poczekała, ale niech widzą, jak się dziewczyny za mną uganiają - powiedział żartobliwie i zagarnął mnie ramieniem, ruszając w stronę swojego pokoju. Podeszliśmy do klatki schodowej i wyszliśmy na piętro, a potem do któregoś z rzędu pokoju.
- Poczekaj na chwilę, zobaczę czy nie są nago, aby cię nie wystraszyli - zwrócił się w swoim stylu do mnie. Wszedł na chwilę i uznając, że może mnie wprowadzić, wrócił po mnie.
- To jest Marta, moja młoda kuzyneczka, która tak się stęskniła za mną, że przyszła aż tutaj, szukając mnie na terenie szkoły - przedstawił mnie Tomek swoim kolegom. Kolejno odpowiadali, że jest im miło i podawali swoje imiona. Pokój nie był za duży i obok czterech piętrowych łóżek, był tam stolik, cztery krzesła oraz umywalka, a nad nią lustro na ścianie. Obok łóżek stały dwie podwójne szafki na odzież i rzeczy osobiste mieszkańców. Spojrzałam na kolegów Tomka, byli może nie tak przystojni, ale wyglądali na miłych, sympatycznych chłopaków. Tomek otworzył szafkę i wyciągnął kurtkę, a potem buty.
- To cześć wam panowie! Do zobaczenia albo jeszcze dzisiaj przed 22.00, albo jutro przed 7.00 rano - pożegnał się z kolegami.  
- Dobrej nocy panom życzę i cieszę się, że Tomek ma tak sympatycznych kolegów! - powiedziałam z pełną kurtuazji tonacją głosu.
- Jacy tam z nas panowie Marto! Mamy nadzieję, że cię jeszcze zobaczymy - odpowiedzieli w równie kulturalny sposób.  
     Wyszliśmy i ruszyliśmy z Tomkiem do wyjścia. Przechodząc obok dyżurki, Tomek powiedział dyżurnemu, że wychodzi i wróci albo jeszcze dzisiaj albo jutro, w zależności jak rozwinie się cała sytuacja. Dyżurny przyjął do wiadomości słowa Tomka i skwitował wszystko słowem 'cześć'. Wyszliśmy na zewnątrz. Na dworze powoli zapadał zmierzch, więc wsunęłam rękę pod pachę Tomka, ciesząc się, że jest i idzie ze mną do domu. ...cdn...

franek42

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 4543 słów i 24236 znaków. Tagi: #nocleg #marzenia #szkoła #wyjście #po #Tomka #powrót

6 komentarzy

 
  • xek

    Wydaje się iż choć niedoświadczone, to jakże napalone dziewczę w owej Marty, ciekawe jak rozwinie się sytuacja i gdzie mu znajdą miejsce do spania tym razem.

    4 gru 2017

  • xek

    @franco starsza siostra głównej bohaterki, czasem też musi się lepiej wyspać.. pomysł z tym tą grą był ciekawy, fajnie jakbyś to jeszcze pociągnął kiedyś.

    5 gru 2017

  • santa

    Witam serdecznie. Poprzednio pisałam że wypowiem się na temat tego opowiadania. Niestety nie wiem co napisać, brakuje mi określenia, inaczej zanosi na fajne opowiadanie. Wiesz jest w tym opowiadaniu aż pięć "bab" lecz moje "serce" zdobyła Marta. Dziewczyna  młoda, miła i raczej myśląca jak dorosła. Cóż prowadź ją i nie pozwól aby zawiodła się na Tomku, pamiętaj że to jej pierwsza miłość, prawdziwa miłość małolaty. Jeśli chodzi o pokrewieństwo to niech nie będzie przeszkodą, być może że rodzinka będzie troszkę się sprzeciwiać ale im to musi przejść "... bo miłość silniejsza jest...". Niechcąc się powtarzać przeczytaj - jeśli chcesz - mój drugi komentarz pod "Mogło być i tak - XXIX"  Pojawię się pod następnym opowiadaniem.  Buziaki dla wszystkich. Santa. ;)

    3 gru 2017

  • POKUSER

    Widać, że podnosisz poziom, tak trzymać :) Pozdrawiam

    3 gru 2017

  • Gaba

    Celujesz coraz bardziej w "obyczajowe"? Sądzę, że ta opowieść jest lepsza od pozostałych już tasiemców. Pozdrawiam

    3 gru 2017

  • Robert72

    Drogi Franku dla mnie super.

    2 gru 2017

  • Stszk.

    Witaj. Jak i poprzednie historie bardzo dobre.  Pisałem Ci już, że masz ,,lekkie pióro" jak ktoś kiedyś określił ludzi piszących dobre teksty. I niech tak pozostanie Pozdrówki.

    2 gru 2017

  • franek42

    @Stszk. Witam. Miło czytać takie posty i postaram się najlepiej, jak umiem, nie zawieść ciebie ani innych. Może się uda. Dziękuję i pozdrawiam

    2 gru 2017