Marta

Wysiadłam z autobusu i ruszyłam przed siebie. Było pochmurno, ale duszno. Poprawiłam torebkę i ruszyłam na poszukiwania bloku numer szesnaście.
Nazywam się Marta Marciak i jestem nauczycielką informatyki w liceum numer sześć. Mieszkam na wsi z rodzicami, a do pracy dojeżdżam autobusem. Jestem zbyt wielką panikarą, żeby prowadzić auto. To byłoby niebezpieczne nie tylko dla mnie, ale i dla wszystkich uczestników ruchu drogowego.  
Tym razem wybrałam się do miasta w innym celu. Obiecałam jednej z moich uczennic, że odbiorę od profesora Cichańskiego listę rzeczy, które musi nauczyć się na poprawkę. W końcu znalazłam odpowiedni budynek. Był duży, szary i nieciekawy. Zdziwiło mnie, że Rafał mógł tu mieszkać. Zawsze wyobrażałam go sobie w jakieś willi na obrzeżach miasta… Ale tu?  
Rafał podobał się prawie wszystkim nauczycielką w naszej szkole. Reszta po prostu nie miała odwagi się do tego przyznać. Był średniego wzrostu, czarnowłosym, brązowookim nauczycielem matematyki.
Zapukałam. Otworzyła mi starsza pani w kolorowej sukience.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się – Pani w jakiej sprawie?
- Jest profesor Cichański? – odwzajemniłam uśmiech.
- W tej chwili nie, ale zaraz powinien wrócić. Może niech pani wejdzie.
Niepewnie weszłam do środka. Wnętrze mieszkania nie miało nic wspólnego z obdrapanym tynkiem z zewnątrz. Przyjemne, ciepłe i dwupiętrowe…
Moja rozmówczyni chyba zauważyła moje zdziwienie, bo uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Wykupiliśmy dwa mieszkania i połączyliśmy je schodami. Jest więcej przestrzeni. Niech pani siądzie – obie usidlałyśmy w salonie – Pani jest uczennicą Rafała?
- Nie – roześmiałam się – Uczę w tej samej szkole, tylko informatyki…
- Mamo! – drzwi trzasnęły i obie usłyszałyśmy głos Rafała – Jesteś?
- Jestem, jestem… Ale nie sama.
- A z kim? – Rafał pojawił się w drzwiach, a ja uśmiechnęłam się lekko. Starałam się ukryć to, że jego wygląd zrobił na mnie wrażenie. Prywatnie wyglądał lepiej, niż w szkole.
- Dzień dobry – odezwałam się w końcu.
- Pani po te kartki dla Alicji? – pokiwałam przytakując głową – To zapraszam na górę. Muszę coś z panią omówić.
Po chwili oboje weszliśmy do dużego pokoju. Usiadłam na kanapie, a Rafał kręcił się, szukając czegoś.
- Zaraz to znajdę – zahaczył o jakiś kabel i runął na ziemię – Nic mi nie jest! – krzyknął, a ja roześmiałam się – Zaraz będę szukać dalej. Napije się może pani kawy?
- W sumie… czemu nie.  
Kilka minut później siedzieliśmy przy stoliku i popijaliśmy kawę.  
- Mam pytanie – Rafał wziął łyk kawy – Czy moglibyśmy przejść na „ty”. W końcu pracujemy już razem prawie pół roku, więc…
- Jasne – Rafał rzadko mówił nauczycielką z naszego liceum po imieniu – Marta – podałam mu rękę, którą on chwycił.
- Rafał.
- Wiem – uśmiechnęłam się -  To, co robimy z Alicją? Masz te kartki?
- Były, ale wyszły.
- Jak one wyglądały?
- Wydrukowałem je i schowałem do zielonej teczki. Nie mam pojęcia, gdzie są. Może mama…
Nie słuchałam go dalej. Wstałam i podeszłam do wielkiego łóżka. Nachyliłam się i wyciągnęłam teczkę spod niego.  
- To ta? – stałam naprzeciwko niego. Rafał wcale się nie śmiał. Był poważny i wpatrywał się we mnie. Zastanawiałam się, co takiego zrobiłam, że tak gwałtownie się zmienił.
Bez słowa podszedł do mnie i siłą ściągnął mi bluzę.
- Skąd te siniaki? – spojrzałam na swoje ręce. Sinoniebieskie ślady szpeciły moje ręce i plecy.
- Daj spokój – roześmiałam się. Starałam się ze wszystkich sił, żeby nie wyszło to sztucznie – To tylko dowód mojej głupoty. Myłam schody, a potem pobiegłam na górę, żeby odebrać telefon. Sturlałam się szybciej, niż ty byś biegł… - zadziwiało mnie, z jaką łatwością udawało mi się go okłamywać – Dzięki za troskę, ale naprawdę to tylko moja głupota. Nic więcej.  
- Przepraszam cię – Rafał oddał mi bluzę – Poniosło mnie.  
Znów usiedliśmy na kanapie. Wzięłam do ręki kubek z kawą, który przyjemnie rozgrzewał mi palce.  
- Kiedy byłem mały zmarł mój tata. Mama wyszła drugi raz za mąż po dziesięciu latach. Jarek bił ją, a ja nie mogłem na to patrzyć. Któregoś dnia wyrzuciłem go z domu. Przepraszam, zanudzam cię, prawda?
- Wcale nie. Dzięki za zaufanie.  
- Nie ma sprawy. Świetna z ciebie przyjaciółka.
- Wiem – roześmiałam się, rozluźniając nieco atmosferę – Co chciałeś ze mną omówić?
- Znam Alicję od roku, ale tylko ją uczę. Ty jesteś jej wychowawcą. Jak sądzisz, zasługuje na to, żeby przejść do następnej klasy?
- Czy to się nie powinno inaczej odbywać?
- Powinienem jej dać szansę?
- Każdy zasługuje na jeszcze jedną szansę.
- Nie mów nic nikomu, ale zda. Będzie chodzić do twojej klasy.  
- Dzięki. Postaram się jej teraz pilnować – spojrzałam na zegar wiszący na ścianie – Chyba muszę już wracać. Mama wychodzi za dwie godziny do pracy, a ma przyjść jakiś facet coś naprawić. Poza tym mam za piętnaście minut autobus.
- Przecież mogę cię odwieźć… - Rafał nad czymś się przez chwilę zastanawiał – Nie mogę cię odwieźć. Mam popsuty samochód. Przepraszam cię bardzo.
- Nie ma sprawy. Pojadę autobusem.  
Pożegnałam się z Rafałem i jego mamą, wzięłam teczkę i wyszłam z mieszkania. Kiedy doszłam do przystanku ostro zaklęłam. Na całej ulicy samochody stały jeden za drugim. Coś się stało i był korek. Nawet nie miałam co liczyć na to, że autobus przyjedzie na czas. Zostało mi tylko iść pieszo. Byłam wściekła, bo pogoda robiła się coraz gorsza. Strasznie wiało i zaczynało padać.  
Ruszyłam wolno przed siebie. Było mi zimno. Miałam na sobie tylko dżinsy, bluzeczkę na ramiączkach i cienką bluzę. Przy każdym kolejnym podmuchu czułam się coraz bardziej zziębnięta.  
Nagle poczułam, że ktoś mnie czymś okrywa. Odwróciłam się i wpadłam na kogoś.
- Rafał? – ja stałam, jak wryta, a on zakładał mi czarną, damską bluzę w jakieś japońskie znaki – Co ty tu robisz?
- Z mojego pokoju widać drogę. Domyśliłem się, że będziesz chciała iść pieszo, więc dotrzymam ci towarzystwa. I z góry uprzedzam, że nie przyjmuję żadnych odmów. Nie zostawię cię samej.  
- Jaki ty honorowy – zapięłam się, a Rafał nałożył mi kaptur – Dzięki za bluzę. Trochę zmarzłam.  
- Chciałem wziąć parasolkę, ale mógłby być problem z jej utrzymaniem. Chyba się nie gniewasz? – jego uśmiech coraz bardziej mnie rozbrajał.  
- Gdyby nie ty szła bym teraz sama dwanaście kilometrów. Chciałabym ci powiedzieć, że możesz iść do domu i że dam sobie radę, ale nie dam sobie rady.  
- Pójdziemy na skróty. Będzie szybciej i bezpieczniej.  
Skręciliśmy w jakąś polną drogę. Nie bardzo się w nich orientowałam, więc zdałam się na Rafała. Szliśmy nie za szybko i nie za wolno.  
- Odpowiesz mi na jedno pytanie?
- Jakoś muszę ci się odwdzięczyć za fatygę.  
- Dlaczego ty ciągle jeździsz autobusami? Nie lepiej było by ci zdać prawko, kupić coś małego i mieć większą swobodę?
- Dwa powody. Nie stać mnie nawet na malucha, to po pierwsze…
- A po drugie?
- Boję się jeździć. Nie było jeszcze takiego śmiałka, który potrafiłby mnie nauczyć jeździć – pierwszy raz się komuś do tego przyznałam.  
- No to mam dla ciebie dwie propozycje. Na pierwszy argument mogę powiedzieć tyle, że mój przyjaciel ma komis samochodowy. To nie problem. A co do drugiego… Co ty na to, że podejmę wyzwanie?
- Co? – aż przystanęłam – Zwariowałeś? I tak mnie nie nauczysz, a mogę cię przez przypadek zabić.  
Widocznie do rozbawiłam, bo roześmiał się. Nie było w tym nic złośliwego.
- Podejmuję ryzyko.  
- Wariat. No, ale nie będę się sprzeczać. Tylko muszę wiedzieć, ile chcesz za lekcję. Jakoś skombinuję kasę,  
- Nawet się nie wygłupiaj. Żadnej kasy. Jestem trochę nadęty i będę miał satysfakcję, że nauczyłem czegoś takie beztalęcie, jak ty.  
- No wiesz, co! – ofuknęłam go – Dzięki – udałam obrażoną.
- Żartowałem. Chcę cię pomóc. Bez żadnych zobowiązań.
- Dzięki – uśmiechnęłam się. Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale ni stąd, nie zowąd w jeziorko, które mijaliśmy uderzył piorun. Tak się przeraziłam, że wskoczyłam prosto w ramiona Rafała. Trzęsłam się jak galareta. Bałam się burzy już od dziecka.
- Spokojnie – Rafał objął mnie i delikatnie głaskał po plecach – Już dobrze. Jestem przy tobie. Nie bój się.  
- Łatwo ci mówić. Ja od zawsze boję się burzy.
- Spokojnie – jego głos brzmiał tak delikatnie. Naprawdę mnie uspokajał – Więcej już tu nie uderzy.  
- Pocieszenie.  
- Naprawdę już tu nie uderzy. Znam się na tym.
- Specjalista… - szepnęłam do siebie.
- Mam sobie pójść? – Rafał zrobił krok do tyłu, a ja od razu złapałam go za rękaw.
- Nie – zrobiłam minę zbitego psa – Już nie będę. Tylko mnie tu nie zostawiaj, proszę.  
- Nie zostawiłbym cię tu samej – chwycił mnie za rękę i znów szliśmy przed siebie.
Piorun faktycznie już nie uderzył nigdzie blisko. Zdarzały się jakieś błyski na horyzoncie i za każdym razem mocniej ściskałam rękę Rafała. W końcu minęliśmy znak rozpoczynający moje miasteczko.  
- Mogę iść dalej sama – odezwałam się w końcu – Trafię.
- Nie mam mowy. Muszę być pewny, że trafisz.  
Jego upór mnie powalał. Nie dał sobie nic przetłumaczyć. Ale imponowało mi to. Pierwszy facet, przy którym czułam się w pełni bezpieczna.  
- Jesteś strasznie uparty. Jak wrócisz?
- Korek jest w jedną stronę. Złapię okazję… Tylko bez głupich skojarzeń! – oboje się roześmialiśmy. Od mojego domu dzieliło nas tylko dwadzieścia metrów.
- Tam mieszkam – wskazałam na żółty budynek – Stąd naprawdę już trafię. Uważaj na siebie, gdy będziesz wracać.  
- Obiecuję – znów posłał mi ten rozbrajający uśmiech – A ty uważaj na siebie. Wolałbym, żebyś nie spadła już ze schodów.  
- Jasne – chciałam ściągnąć bluzę, ale Rafał mnie powstrzymał.
- Zatrzymaj ją. Pójdę już.
- Dzięki za wszystko.  
- Aha, i jeszcze jedno. Daj mi swoją komórkę – wyciągnęłam ją z kieszeni i podałam mu. Po chwili znów mi ją oddał – Zapisałem sobie twój numer. Zadzwonię w sprawie lekcji.  
- Jeszcze raz dzięki. Do zobaczenia.
- Pa.  
Rafał odwrócił się, ale zaraz po chwili znów spojrzał na mnie.  
- Jeżeli jednak, jakimś cudem, spadniesz ze schodów, w każdej chwili możesz do mnie przyjechać.  
Rafał poszedł, a ja dalej stałam jak wryta. Martwiło mnie, że on wiedział. Znał prawdę o mnie..  

Rano obudziłam się dość wcześnie. Wzięłam prysznic i ubrałam się. Wyszłam do kuchni i szukałam czegoś do jedzenia. Wyciągałam mleko z lodówki, gdy do domu wszedł ojciec. Wolałabym go wtedy nie spotkać. Wszedł do kuchni i stanął obok mnie. Zapach wódki czuć było na kilometr.  
- Jest coś do jedzenia?!
- Nie. Zostało tylko mleko. Nie byłam jeszcze w sklepie.
- To trzeba było iść wcześniej! – ojciec z całej siły uderzył mnie w twarz – Przepraszam…  
Powiedział to po raz pierwszy. Tylko tym razem miało to drugie dno. Podszedł bliżej i zaczął się do mnie dobierać. Wyrwałam mu się i uciekłam do swojego pokoju. W pośpiechu pakowałam torby. Założyłam bluzę od Rafała i sińca pod okiem przykryłam ciemnymi okularami.  
Niecałą godzinę później byłam pod blokiem Rafała. Nie wiem, na co liczyłam, ale weszłam na górę i zadzwoniłam do drzwi. Otworzył mi Rafał. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Popłakałam się tylko.  
- Wejdź – wziął moje torby, a ja stanęłam koło lustra w przedpokoju. Wyglądałam okropnie. Nadal miałam mokre włosy, a łzy płynęły mi po policzkach.
- Przepraszam, ale nie wiedziałam, gdzie pójść. Tylko ty wiesz…  
- Nie przejmuj się. Dobrze zrobiłaś – Rafał przytulił mnie tak, jak wtedy nad jeziorkiem. Tylko tym razem bałam się o wiele bardziej.
- Ja sobie poszukam jakiegoś pokoju do wynajęcia… Tylko potrzebuję kilku dni… - zanosiłam się od płaczu – Znasz jakiś tani hotel?
- Znam – Rafał uśmiechnął się do mnie – Na górze mamy wolny pokój, a nawet trzy. Zostaniesz tu i nie ma gadania.  
Znów się uparł.
- Ale… ja zapłacę…
- Porozmawiamy o tym później – Rafał delikatnie ściągnął mi okulary, a ja spuściłam wzrok – Znów spadłaś ze schodów?
- Przestań, dobrze? Nie znęcaj się już nade mną. Wiem, że jestem beznadziejna, ale chociaż ty mnie nie dobijaj. Proszę…  
- Przepraszam. Po prostu nie mogę patrzyć na bitą kobietę. Chodź na górę.  
Rafał wziął moje torby i weszliśmy schodami na piętro. Mój pokój znajdował się zaraz obok jego pokoju. Był równie wielki, co jego i tak samo przytulny.  
- Niestety nie jest to Hilton i łazienkę mamy wspólną – próbował mnie rozśmieszyć. Uśmiechnęłam się tylko lekko – Przebierz się, jak chcesz, to weź prysznic… Jak byś coś ode mnie chciała, to będę u siebie.  
Rafał był już przy drzwiach, gdy go zatrzymałam.
- Rafał! – zawołam za nim. Odwrócił się, a ja uśmiechnęłam się. Tym razem już naprawdę – Dzięki za wszystko. Jesteś kochany.
- Polecam się na przyszłość.
Zostałam w pokoju sama. Wyciągnęłam z torby jakieś ciuchy i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i doprowadziłam się do ładu. Wróciłam do siebie i rzuciłam się na łóżko. Dopiero teraz poczułam, jaka jestem głodna. Nie jadłam nic od wieczora. Głupio mi było jednak zejść na dół. Rafał i tak dużo dla mnie zrobił. Skuliłam się i zamknęłam oczy.  
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- To ja – jak nietrudno było się domyślić to był Rafał – Pomyślałem, że może jesteś głodna. Mam słodkie rogaliki z czekoladą i gorącą kawę.
- Wchodź.  
Rafał wniósł tacę, postawił ją na nocnej szafce i usiadł na krawędzi łóżka. Nie wytrzymałam i popłakałam się na maksa.  
- Uspokój się. Tu ci nic nie grozi – poczułam jego rękę na moim ramieniu – Obiecuję.
- Jestem beznadziejna. Do niczego się nie nadaję… Nawet rodzice mnie nie chcieli. Ja jestem adoptowana. Nie wiedziałeś, prawda? Nikt nie wie… Mój ojczym skrupulatnie to ukrywa. Wzięli mnie z bidula, bo nie mogli mieć własnych dzieci. Gdy skończyłam piętnaście lat dostałam po raz pierwszy. Mam dwadzieścia cztery lata, a mój ojczym nadal mnie bije.. Co ze mnie za dziewczyna, skoro nie potrafię się sama obronić? Nigdy nie miałam odwagi, żeby uciec z domu. Godziłam się na to…  
- Aż do dziś – Rafał podniósł mnie do pozycji pół leżącej i przytulił – Obiecuję ci, że nikt cię już nigdy nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to. Zabrałaś wszystkie twoje rzeczy?
- Tak.
- Już nigdy tam nie wrócisz. Nie pozwolę na to. A teraz już o tym nie myśl. Zacznij normalnie żyć.
- Łatwo ci mówić – nie można nie było zauważyć jego wzroku. Jak zwykle nie znosił sprzeciwu – Okej, okej… Spróbuję.  
- No i takie nastawienie rozumiem. Zjedz i idziemy na dół.  
- Po co?
- Zobaczysz – nie podobał mi się ten uśmiech. Rafał coś kombinował.  

Pół godziny później siedziałam w samochodzie. Ale nie w tym był problem. Siedziałam za kierownicą!
- Nie ma mowy! – panikowałam – Nie dam rady.
- Spokojnie – czułam się jak podczas burzy. Ja byłam przerażona, a Rafał mnie uspokajał – Dasz radę. Jesteś świetną dziewczyną i poradzisz sobie.  
Rafał powoli tłumaczył mi, co robić, a ja starałam się opanować emocję. W końcu, po kilku podejściach zrozumiałam, o co chodzi.
- Zobaczę z boku, jak ci idzie – zostałam sama. Rafał przyglądał mi się z bezpiecznej odległości. Ruszyłam i jakimś cudem zrobiłam ósemkę na całym parkingu. Byłam szczęśliwa, jak nigdy. Zatrzymałam się i wysiadłam z auta. Byłam w szoku. Dawno mnie nic tak nie cieszyło.  
- Udało ci się! – podbiegłam do Rafał i rzuciłam mu się na szyję. Ten zaczął okręcać się dookoła – Mówiłem, że cię nauczę. Doszkolę cię i zapiszesz się na kurs, a potem na egzamin.
- Ciekawe skąd wezmę kasę – w końcu się zatrzymaliśmy – Jestem nauczycielką.
- Pieniądze to sprawa drugorzędna. Powiedzmy, że to będzie prezent na urodziny. Miałeś je miesiąc temu.
- Skąd wiesz? – zdziwiłam się.
- Mam swoje źródła. Nie znoszę sprzeciwu.
- To twoje ulubione zdanie, co?
- Też – poczułam na sobie jego wzrok – Wracajmy do domu. Robi się chłodno.  

Wieczorem siedzieliśmy przed telewizorem. Ogień w kominku przyjemnie grzał. Jak na początek lipca było okropnie zimno.  
- Gdzie twoja mama?
- Pojechała do cioci Kasi na wieś. Wróci jutro.  
- A wie, że je tu jestem? – bałam się, że mogłaby mnie tu nie chcieć. Nie chciałam na razie odchodzić.
- Wiedziała wcześniej niż ty.  
- Słucham? – nie bardzo rozumiałam.
- Rozmawiałem z nią zaraz po tym, jak wróciłem z miasteczka. Wiedziałem, że on cię bije. Razem postanowiliśmy cię jakoś stamtąd wyciągnąć. Nie miałem tylko pomysłu, jak. Powiesz mi, co się stało, że tu przyjechałaś? Nie chodziło tylko o to – Rafał delikatnie dotknął mojego policzka.
- Dobierał się do mnie… - spuściłam wzrok.
- Zabiję go! – Rafał poderwał się z miejsca. Zanim zdążył dojść do drzwi stanęła przed nim blokując je.
- Nic mi nie zrobił!
- Przepuść mnie.
- Nie! – nie mam pojęcia, skąd we mnie tyle determinacji – Nie pojedziesz do niego. Nie pozwolę ci.  
- Bronisz go?
- Nie, ale pomyśl o swojej mamie. Załamie się, jeśli pójdziesz za kratki. A ja? Mam tylko ciebie… Jak cię zamkną znów zostanę sama… Nie rób mi tego, proszę…
- Już dobrze… - Rafał położył mi dłoń na policzku. Jego ciepło przyjemnie grzało – Tak ci zależy na tym, żebym był przy tobie?
Nagle za oknem zrobiło się jasno i w tej samej chwili mocno zagrzmiało. Odruchowo wtuliłam się a Rafała.
- Jest za zimno na burzę.
- Nie każda twoja teoria się sprawdza.  
- Jedna się sprawdziła.
- Jaka?
- Kiedy zobaczyłem cię w szkole po raz pierwszy, czułem, że jest w tobie to coś. Że jesteś wyjątkowa. I wiesz co? Miałem rację. Jesteś najwspanialszą dziewczyną na świecie.  
Nie jestem w stanie określić, kto kogo pocałował. Nigdy, nawet w najśmielszych snach, nie sądziłam, że facet taki jak Rafał mógłby mnie zauważyć. Kochaliśmy się na dywanie koło kominka. Nigdy nie zapomnę tego wieczora…  
- Kocham cię – usłyszałam, jak szepcze mi do ucha – Już od dawna.
- Dlaczego nigdy nawet do mnie nie zagadnąłeś?
- Bo jestem kretynem – przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam.
- Mnie to nie przeszkadza. Powiem ci coś, ale tak w tajemnicy… Kiedy byłyśmy nastolatkami, razem z moją przyjaciółką Karoliną, postanowiłyśmy, że jeżeli kiedykolwiek z kimkolwiek… wiesz o co chodzi… to tylko z prawdziwej miłości.
- I co?
- Kara pracuje w ekskluzywnym klubie… Ale nie myśl sobie, że wiesz, jako kto. Nie dała się dotknąć żadnemu facetowi. Chyba, w końcu nie mam najświeższych wiadomości. Nie widziałam jej od dwóch tygodni -  uśmiechnęłam się do siebie.  
- A ty? – Rafał spojrzał mi w oczy.
- A ja? Ja już mam pierwszy raz są sobą – odwróciłam głowę, udając, że trochę się tego wstydzę.
- A mogę wiedzieć, z kim?
- Z pewnym upartym i bardzo przystojnym nauczycielem matematyki – zarzuciłam mu ręce na szyję – I bardzo, ale to bardzo go kocham.  
- Ja ciebie też. I nie pozwolę już nikomu cię skrzywdzić. Będę zawsze cię chronił.
- Wiem.

Przed południem Rafał pocałował mnie i wyszedł. Nie chciał powiedzieć, gdzie. Twierdził, że to coś ważnego.  
Zostałam sama, ale nie na długo. Dziesięć minut później wróciła mama Rafała. Przywitała się i usiadłyśmy przy stole w kuchni.  
- Dziękuję pani – zaczęłam – Gdyby nie wy, nie mam pojęcia, jak by potoczyły się moje losy…
- Mów mi po prostu Ewo. Cieszę się, że do nas trafiłaś. Mam tylko jedną prośbę – Ewa usiadła naprzeciwko mnie – Nie skrzywdź mojego syna. To naprawdę dobry chłopak…
- Wiem o tym – uśmiechnęłam się – Kocham go, a on mnie.
- Powiedział ci to w końcu? Odważył się?
- Tak – obie się roześmiałyśmy – Ja też się w końcu do tego przyznałam. Dziewczyny w pracy mnie znienawidzą. Wyrwałam najlepszy towar w całej szkole.
- Muszę powiedzieć ci coś jeszcze – Ewa spoważniała, a ja poczułam, że ma mi do przekazania coś ważnego – Rafał mówił ci o tym, że jego ojciec mnie bił. On nie wyrzucił go z domu… Któregoś wieczora mój mąż bił mnie bez opamiętania. Rafał wrócił do domu i… Obronił mnie, ale zabił ojca… Nie zrobił tego specjalnie, więc policja uznała to za obronę konieczną.
- O mój Boże… On pojechał do moje ojca…  
W ciągu minuty byłyśmy w samochodzie. Nie miałam innego wyjścia, musiałam prowadzić. Jechałam szybko, ale tak, że by policja nie miała powodu mnie zatrzymać.  
Byłam pod swoim domem po dwudziestu minutach. Wyskoczyłam z auta i wpadłam do domu. Rafał stał nad moim ojcem z wycelowanym w niego pistoletem. Stanęłam za nim i położyłam mu rękę na ramieniu.
- Nie rób tego…
- Co ty tu robisz? – Rafał nie spuszczał wzroku z mojego ojczyma – Wyjdź stąd.  
- Nie. Twoja mama powiedziała mi, co się stało. Teraz cię nie uniewinnią.
- Ale będziesz miała spokój! Święty spokój.
- Ale zostanę sama! – stanęłam przed nim, kilka centymetrów od lufy pistoletu – Jesteś mi potrzebny. Kocham cię. Nie zostawiaj mnie. Proszę…  
Rafał odłożył pistolet, a ja mocno go przytuliłam. Ewa musiała wezwać policję, bo pojawiła się po chwili. Nam to jednak nie przeszkadzało. Staliśmy dalej przytuleni i cieszyliśmy się chwilą…  

Trzy miesiące później wzięliśmy ślub. Była na nim prawie cała szkoła. Rafał i Ewa namówili mnie, abym złożyła zeznania. Nazbierało się tego tyle, że ojczym nie wyjdzie z więzienia, przez co najmniej dwadzieścia pięć lat. Matka przepraszała mnie, ale na razie nie mam odwagi z nią rozmawiać. Muszę to sobie poukładać. Wybaczyłam jej, ale potrzebuję czasu. Zaproszę ją na chrzciny. Tydzień temu urodziłam syna. Jest bardzo podobny do swojego ojca. I wierzę, że będzie dobrym człowiekiem. Tak, jak jego ojciec…

~Susanna_

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 4170 słów i 22634 znaków.

4 komentarze

 
  • gość

    same dzieci to czytają
    Ps. historia pisze się przez h a nie ch dzieciaku

    2 sie 2013

  • pauśka;D

    Opowidanie chyba najlepsze jakie czytalam :D

    5 lis 2012

  • gość

    zaje fajna chistoria :lol2:

    20 paź 2008

  • gość

    świetne opowiadanie

    19 paź 2008