- Jesteś pewny? - król spojrzał na niego uważnie, lekko przekrzywiając głowę. - Jeszcze nie tak dawno nie chciałeś mieć z władzą nic wspólnego...
- Wiem... Ale tej starej jędzy już nie ma, więc dość sporo się zmieniło.
- Benedict... Rozumiem, że nadal możesz być wzburzony, ale nie przesadzaj, dobrze? To była też moja matka, więc powstrzymaj się od tego rodzaju komentarzy, jeśli nie chcesz poróżnić się i ze mną — Fryderyk nie wyglądał na skorego do żadnych negocjacji. - Matka była skłonna ci wybaczyć pod naszym naporem, ale ja nie będę się z tobą bawić, braciszku. Albo wracasz, albo nie. Żadnych półśrodków, jasne?
- Oczywiście...
- Świetnie. A teraz sobie lepiej porozmawiajcie na spokojnie z Joanną, bo wydaje mi się, że jest cokolwiek zaskoczona twoją decyzją — uśmiechnął się do nich i wyszedł, nim Ben zdołał zaprotestować. Teraz odwrócił się do narzeczonej, ale ta zdążyła wyjść już na niewielki balkonik. Westchnął i podszedł do niej, obejmując ją mocno od tyłu.
- Jesteś na mnie zła, prawda?
- Czy powiedziałam coś takiego? - zapytała cicho, nie patrząc jednak na niego. - Przykro mi jedynie, że nie raczyłeś przedyskutować tej decyzji ze mną.
- Fryderyk mnie zaskoczył, ta propozycja była tak niespodziewana i...
- Wiem — przerwała mu. - Cały czas tu byłam, słyszałam...
- Więc o co ci chodzi?
- O to, że chyba ja też mam coś do powiedzenia w tej sprawie, skoro mamy się pobrać, nie uważasz?
- Uważam — mruknął już mocno zirytowany jej zachowaniem. - Nie mówmy o tym więcej — zdecydował. Pokręciła głową i wyswobodziła się z jego uścisku.
- Przebiorę się — zdecydowała. - Jeśli pozwolisz, chciałabym trochę pojeździć przed naszym wylotem.
- Na to raczej nie ma już czasu, mała, samolot mamy za trzy godziny. Dopakuj swoje rzeczy i zbieramy się.
- Ty naprawdę uwielbiasz kontrolować każdy aspekt mojego życia...
- Podoba ci się? - zapytał, uśmiechając się do niej szeroko, gdy dopłynęli niewielką motorówką na miejsce.
- Bardzo! - przyznała, podzielając jego niemal dziecięcy entuzjazm. - Cieszę się, że zgodziłam się na ten wyjazd — powiedziała, wysiadając na obszerny pomost prowadzący do jednego z pary domków. Drugi miał zająć Alek. Ucieszyła się z tej perspektywy, bo dochodziła im kolejna osoba do gry w karty. Z Benem jeszcze nigdy nie grała, ale miała zamiar oddawać się wieczorami tej niewinnej pasji. Ewentualnie, gdyby panowie nie byli zainteresowani, zawsze mogła układać sobie pasjansa. Na samą tę myśl uśmiechnęła się szeroko i wbiegła w podskokach do domku. Skoro Ben sam zaproponował ten wyjazd i to tuż po pogrzebie matki, to ona tym bardziej miała zamiar się wyszaleć i zrelaksować, zwłaszcza że wiedziała, że teraz dużo może się zmienić. Niestety nie mogła nic na to poradzić. Przecież nie zamierzała sterować Benem. Swoją drogą wątpiła, czy w ogóle by jej się to udało. No i nie było to coś, co kiedykolwiek ją pociągało.
- Co robicie? - Ben pojawił się nie wiadomo skąd, siadając obok Joanny na deskach tarasu.
- Joanna bezlitośnie ogrywa mnie w pokera — wyjaśnił Alek, uśmiechając się do Bena tak, jakby właśnie rozbolał go żołądek.
- Joanna ogrywa ciebie?
- Dokładnie tak.
- Jak to możliwe? Przecież nawet Fryderykowi się to nie udało, a on jest mistrzem kraju...
W tym momencie Asia spojrzała zdumiona na Aleka.
- Przecież...
- Najwyraźniej jesteś ode mnie lepsza — powiedział Rosjanin, kłaniając się jej lekko. Zarumieniła się, pojmując, że mężczyzna po prostu dał jej wygrać.
- Dziękuję — skinęła mu głową i odwróciła się do narzeczonego. Ben wyrazu wpatrywał się w ciemną dal. - W porządku? - zapytała cicho, podczas gdy ich ochroniarz zbierał karty z tarasu.
- Myślę — mruknął, obejmując ją mocno ramieniem.
- Nad czym, kochanie? - pocałowała go w szyję i wtuliła się mocniej.
- Czy ty aby wciąż jeszcze mnie kochasz — powiedział, nie patrząc na nią. Odsunęła się od niego, by móc spojrzeć mu w oczy.
- Dlaczego miałoby być inaczej?
- Wolisz spędzać czas z naszym ochroniarzem niż ze mną...
- Ben, zwariowałeś? Czytałeś Henry'emu bajkę na dobranoc, więc po prostu wyszłam na taras, by popatrzeć na gwiazdy. Alek tam był, ale siadłam z dala od niego. Dopiero po chwili zaproponował partyjkę. Zagraliśmy cztery, a ciebie wciąż nie było.
- Więc teraz obwiniasz mnie, że zajmuję się synkiem?
- Nie! - odparła rozdrażniona. - Bardzo się z tego cieszę. I Henry na pewno też. I nie rozumiem, jak możesz mówić takie rzeczy. Czy kiedykolwiek dałam ci powód, byś teraz mógł tak myśleć?
- Może...
- Może? - syknęła, a w jej oczach zaszkliły się łzy. - Jesteś dupkiem, Ben! Kocham cię i nic nigdy tego nie zmieni, rozumiesz? Ale skoro tak... - sięgnęła do swojego pierścionka zaręczynowego, ale powstrzymał ją.
- Zostaw — mruknął, obejmując ją mocno. Szarpnęła się, ale trzymał ją kurczowo. - Nie chcę cię stracić. Nie mogę, rozumiesz? Jesteś dla mnie wszystkim.
- Oh, doprawdy? Bo właśnie stwierdziłeś, że mogę cię zdradzać — watknęła, wyplątując się z jego objęć. - Ben, do cholery, co cię opętało, człowieku? Wcześniej nigdy się tak nie zachowywałeś!
- Wiem, tak... Masz rację, to nie jest normalne, cholera — westchnął i usiadł na deskach tarasu. - Sam nie wiem, co się dzieje. Wraz ze śmiercią matki mam wrażenie, że straciłem cały grunt pod nogami. Wiem, że nie była idealną kobietą, ale...
- Ale to wciąż twoja matka i choć sprawiła ci wiele przykrości, ty nadal ją kochałeś... I kochasz, a ta strata jest zbyt bolesna, by przejść nad nią ot tak do porządku dziennego, prawda? Chciałeś być twardy, męski, pokazać wszystkim, że tak naprawdę nic cię to nie obeszło, ale jest zupełnie inaczej. To wszystko boli i nie potrafisz sobie z tym poradzić — powiedziała, siadając koło niego. Spojrzał na nią zaskoczony.
- Skąd o tym wiesz?
Wzruszyła ramionami.
- To po prostu widać... Miotasz się z tymi uczuciami, mówisz o matce źle tylko po to, by zagłuszyć ten ból... Przykro mi, że w tym wszystkim wyładowujesz się na mnie... Dałam ci szansę, Ben, nie spierdol jej, ok? - pocałowała go w policzek i przeszła na drugą stronę pomostu.
- Co ty robisz? - zmarszczył brwi, patrząc bezradnie na to, jak jego kobieta zmierza w stronę domku zajmowanego przez ich ochroniarza.
- Dzisiaj przenocuję u Aleka — powiedziała głośno. - Też muszę pomyśleć.
- Niby o czym?
- O wszystkim — odparła krótko i zapukała do drzwi. Alek otworzył je niemal natychmiast, widać czatował w pobliżu drzwi. Bez słowa wpuścił ją do środka, a spojrzenie, jakie w tym momencie puścił swemu pracodawcy, powinno go zabić na miejscu. Nie zrobiło tego, więc Alek zamknął tylko z impetem drzwi i starając się opanować, odwrócił się do Asi.
- Nie musisz niczego wyjaśniać, wszystko słyszałem — powiedział przez zaciśnięte zęby. - Ten dupek nie zasługuje na to, by zostać twoim mężem. Przecież on cię nie szanuje.
- Alek... Proszę, chcę się tylko położyć spać i zapomnieć o tym fatalnym wieczorze — jęknęła.
- Nie był fatalny, dopóki ten dupek się nie zjawił — zauważył przytomnie. - Oczywiście sypialnia jest do twojej dyspozycji, rozgość się, proszę. Ja się zdrzemnę tutaj.
- Przepraszam, że nasze problemy psują ci wakacje.
- Jestem tu w pracy, a nie dla odpoczynku, mała — przypomniał jej z łagodnym uśmiechem. - Chcesz wziąć kąpiel albo napić się czegoś?
Pokręciła jednak odmownie głową, ruszając do sypialni.
- Wystarczy mi spokojny sen, dziękuję.
Pół roku później.
- Zapracujesz się na śmierć — mruknęła Marta, obserwując przyjaciółkę z miną pełną dezaprobaty.
- Przestań, to tylko niewielka konferencja. Po niej mam zamiar odpocząć — Joanna uśmiechnęła się do niej lekko. - Sophie przylatuje na tydzień, ma mi pomóc wybrać odpowiedni fason mojej sukni ślubnej oraz chce omówić ze mną całą kolorystykę i motyw przewodni.
- Sądziłam, że tym akurat ma być rodzina królewska i tyle...
- Oczywiście, ślub, koronacja czy przyjęcie do rodziny, obojętne, ale potem jest jeszcze to wesele nieoficjalne, gdzie możemy poszaleć w bardziej niekonwencjonalny sposób — wyjaśniła Joanna, uśmiechając się nieco z pewnym przymusem. Marta niemal natychmiast pomyślała, że ta miłość do Bena faktycznie musi być szalenie ogromna, skoro Joanna godzi się na coś takiego, kiedy nienawidzi wszelakiego przesadnego zainteresowania własną osobą. No, chyba że chodzi o zawody jeździeckie. Wtedy sobie odpuszcza. Marta jednak nie była pewna, czy sama potrafiłaby się tak poświęcić. No, ale w końcu ona niemal wymarzony ślub z ukochanym mężczyzną miała już za sobą. A teraz przyszedł czas, by wydać przyjaciółkę.
- Czy zostałam może choć po części uwzględniona w tym planowaniu? - uśmiechnęła się delikatnie. Asia odpowiedziała jej szerokim uśmiechem i puściła blondynce oczko.
- Oczywiście. Bez ciebie i mojej mamy to w ogóle nie mogłyby być żadne przygotowania. Spotkamy się u mnie za trzy dni i porozmawiamy. Ben nie będzie nam przeszkadzał, poza tym sam mi powiedział, że ufa mojemu wyczuciu stylu i wie, że będzie cudownie — wzruszyła ramionami. - Cóż... Nie powiem, by nie było mi nieco żal, że nie chce się zaangażować.
- Więc zrób to za niego — podpowiedziała Marta, uśmiechając się wrednie. - Niech wie, że w tej sprawie również go potrzebujesz... Cześć, Alek...
- Witaj... Joanno, Ben prosił, bym cię odwiózł do domu. Zależy mu na czasie, podobno macie iść na jakąś kolację z kimś z konsulatu.
- Jasne, dzięki, że się fatygowałeś...
- Przecież dobrze wiesz, że to nic takiego — obdarzył ją olśniewającym uśmiechem, a gdy poszła do swojego biura po rzeczy, zaczął swobodnie gawędzić z Martą. Wkrótce oboje bezwstydnie obgadywali Joannę oraz zbliżający się wielkimi krokami ślub. Po kilku już słowach dziewczyna nie miała żadnych wątpliwości co do tego, że przystojny Rosjanin jest jak najbardziej przeciwny temu wszystkiemu, ale ma związane ręce i nie może nic zrobić, bo najnormalniej w świecie Joanna go nie kocha, co wciąż tkwi poważną zadrą w sercu tego poczciwca. Zanim zdążyła jednak wyrwać się z propozycją ukojenia jego poharatanego serduszka, wróciła do nich Joanna. I uśmiechając się do Aleka, gdy wychodzili z hostelu, zasiała poważne wątpliwości w umyśle własnej przyjaciółki. Wątpliwości dotyczące uczuć względem Benedicta. A już, gdy na ostatnim odcinku parkingu doskonale widocznego przez główne wejście, dała się objąć w talii, Marta nie miała wątpliwości, że jej przyjaciółka przeżywa teraz istną huśtawkę uczuć, której ona sama kompletnie się nie dziwiła.
- Kolacja? - zapytała Bena bez większego entuzjazmu, szykując się niedługo potem do wspomnianego spotkania. Bez słowa pokiwał głową, skupiony na czytaniu jakichś dokumentów, które przyniósł z pracy. - Jak bardzo oficjalna?
- Tak, jak zawsze — mruknął, wciąż wpatrzony w kartki.
- Dobrze — westchnęła i ruszyła do sypialni, skąd wróciła po kilkunastu minutach z kilkoma sukienkami na wieszakach w dłoniach. - Która będzie lepsza? - zaprezentowała mu się w każdej, przykładając je do siebie, ale każdą Ben skwitował krótkim: "Wyglądasz wspaniale, kochanie." Uniosła brew i odłożyła na najbliższy fotel ostatnią sukienkę i usiadła ukochanemu na kolanach. - Mógłbyś się przynajmniej skupić? - ofuknęła go, wyraźnie zła. - Chciałabym ci się podobać, skoro będziesz się mną chwalić.
- Przecież zawsze mi się podobasz, kochanie... Chciałbym skończyć to czytać, zanim wyjdziemy...
- Jest to aż tak ważne? - westchnęła, wstając z jego kolan.
- Dotyczy tematu naszego dzisiejszego spotkania — wyjaśnił łaskawie.
- I tylko na ten temat macie zamiar rozmawiać? - zdziwiła się nieco.
- Zapewne w większości tak.
- A ja i żona tego mężczyzny, o czym mamy z wami rozmawiać? Nawet nie wiem, z kim właściwie się dzisiaj spotykasz...
- Z tego, co mi wiadomo, to mój dzisiejszy gość przyjdzie sam.
- Sam? Aha... Dobrze, w takim razie założę coś bardziej odpowiedniego na tę kolację.
Wróciła do sypialni i zamknęła za sobą drzwi. Ben popatrzył za nią ciut zaskoczony, ale zaraz potem pokręcił głową z politowaniem, uśmiechając się pod nosem na jej dziecinne zachowanie. Nie miał jednak bladego pojęcia, że jego ukochana sprawi mu za chwilę niemały zawał serca.
- I jak wyglądam? - zapytała niewinnie, stając na tle białej ściany w pozie, jakby właśnie uczestniczyła w sesji zdjęciowej. Spojrzał na nią kątem oka, gotów potwierdzić, że istotnie, wygląda znakomicie, kiedy jego spojrzenie padło na kusą spódniczkę i niewiele większą bluzeczkę tego samego koloru, w jakie śmiała się ubrać ta wariatka. Aż go podniosło z fotela, ale na niej nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Przeniosła na niego spokojne spojrzenie bystrych, brązowych oczu i zapytała przesadnie słodkim głosikiem:
- Czy tak jest odpowiednio dobrze, byś wreszcie zaczął na mnie zwracać swoją uwagę?
- Ty chyba kompletnie zwariowałaś, jeśli sądzisz, że w takim stroju gdziekolwiek wyjdziesz! - syknął, podchodząc do niej blisko i łapiąc ją mocno za ramię. - Natychmiast się przebierz, rozumiesz?...
- Oczywiście — odparła chłodno, wyplątała się zgrabnie z jego uścisku i wróciła do sypialni, skąd wyszła po raz kolejny, tym razem ubrana... w swój różowy dres. Zdążyła również zmyć makijaż.
- A to, co znowu ma być? - zapytał, całkowicie zaskoczony jej niewyjściowym strojem.
- Idziesz sam — zakomunikowała mu tak stanowczo, że aż spojrzał na nią uważniej. - Nie mam zamiaru spędzać bezproduktywnego wieczoru w towarzystwie mojego własnego faceta, który nie będzie mną w najmniejszym stopniu zainteresowany, tylko dlatego, że ty tak chcesz. Skoro tamten facet przychodzi sam, ty również możesz to zrobić i jestem przekonana, że nic się nie stanie twojej dumie.
- Masz się natychmiast szykować, Joanno. Nie żartuję...
- Ja też nie, Ben. Powiedziałam ci już, że nie będę tańczyć, jak mi zagrasz, więc wybieraj, albo chcesz się ze mną pokłócić, albo jedziesz na to spotkanie sam...
- Alek mnie odwiezie — zdecydował przez zaciśnięte zęby.
- Alek zostanie tutaj, ze mną, a ty spokojnie pojedziesz samochodem. Nie potrzebujesz szofera, bo nie będziesz pił.
Pół godziny później Alek wyminął się w drzwiach z wściekłym Benem i spojrzał na Joannę ze sporym znakiem zapytania w oczach. Oczywiście nie umknął mu jej ogólny wygląd i brak makijażu i zaczął się zastanawiać, czy ten kretyn czegoś jej nie zrobił. Zanim zdążył się wykazać zapewne sporym nietaktem, powiedziała stanowczo:
- Mam zamiar się napić, a ty będziesz mi towarzyszyć.
W odpowiedzi uniósł brew i podszedł bliżej.
- Za kilka tygodni ślub... Jest źle? - zapytał cicho, biorąc jej twarz w swoje dłonie. Nie odsunęła się, wzruszyła tylko ramionami.
- Chyba tak... - przyznała w końcu. Westchnął i nachylił się do niej. Przez chwilę wpatrywał się w głębię jej oczu, by następnie pocałować ją z pasją.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.