W świecie kłamstw rozdział 32

Oniemiała wpatrywała się w niego przez kilka dobrych minut, ale nim w końcu zdołała wykrztusić z siebie coś sensownego, zadzwonił jego telefon. Ben skrzywił się nieznacznie i odebrał, wychodząc na taras. Westchnęła, starając się poukładać sobie w głowie usłyszane właśnie informacje, ale jak na złość jej mózg postanowił najwyraźniej wziąć sobie tego dnia wolne i odmówił współpracy. Wobec tego z jękiem niezadowolenie ruszyła do kuchni, by przyszykować coś do jedzenia, a gdy z niej w końcu wróciła, Ben ponownie był w salonie i jego mina nie zwiastowała niczego dobrego.
- Co się stało? - zapytała cicho, stawiając przed nim na stole talerz pachnącego ravioli. Dziabnął widelcem pierwszy lepszy pierożek i wpakował go do ust. Mimo widocznego w oczach zmęczenia i zaniepokojenia, na jego twarzy rozlał się uśmiech błogiego zadowolenia.
- Ty naprawdę powinnaś otworzyć jakąś restaurację, bo gotujesz znakomicie — poinformował ją, zabierając się za pałaszowanie dania. Pokręciła tylko głową i zapytała ponownie:
- No więc? Powiesz mi, co się stało?
- Matka jest w szpitalu. Fryderyk nie powiedział mi dokładnie, o co chodzi, ale wygląda na to, że choruje już od jakiegoś czasu... Poza tym ona chce, żebyśmy przylecieli do Danii — powiedział stosunkowo spokojnie. Zdaje się, że obfita kolacja miała na niego spokojny wpływ, skoro nawet nie przeklinał, ani nie rzucał talerzami.
- Oboje? - zdziwiła się.
- Niestety — wzruszył ramionami. - Chce z nami porozmawiać, ale nie zdradziła tematu, więc tak naprawdę nie mam bladego pojęcia, na co powinniśmy się przygotować.
- Kiedy mamy tam lecieć?
- Najlepiej jak najszybciej. Pasuje ci to?
- Muszę poustawiać sobie grafik, ale myślę, że najpóźniej za tydzień będziemy mogli tam polecieć. Na ile będziesz chciał zostać?
- Co najmniej na dwa dni, ale to zależeć będzie od sytuacji. Czuję, że rozmowa z matką wcale nie musi należeć do przyjemnych...

- Jak ona się czuje? - zapytał poważnie, gdy znaleźli się w wydzielonej części szpitala cztery dni później.
- Nie najlepiej — przyznał Fryderyk, nie patrząc jednakowoż na brata, a na jego wybrankę. Joanna natychmiast spłoniła się ogniście i spuściła wzrok. Tak naprawdę nie miała najmniejszej ochoty tam być, zrobiła to tylko dla Bena.
- Co właściwie jej jest?
- Ma raka — powiedziała cicho Sophie, walcząc dzielnie ze łzami. - O jej stanie wiedział tylko lekarz, ale zabroniła mu nas informować...
- Jest źle? - Ben koniecznie chciał poznać diagnozę.
- Ma przerzuty. Zostanie poddana chemii, ale nie wiemy, na ile to pomoże. Lekarze mówią, że to dość zaawansowane stadium — wyjaśnił Fryderyk i wreszcie sobie usiadł. - Chce się z wami widzieć, myślę, że powinniście już do niej wejść... Mimo swego stanu zdrowia jej cięty język nic nie stracił na ostrości i wciąż ustawia nas wszystkich po kątach.
Ben tylko kiwnął głową i razem z Joanną weszli do sali, w której leżała Małgorzata. I gdyby nie jej ostre spojrzenie, które spoczęło na dziewczynie, Joanna najpewniej by wcale jej nie rozpoznała. Kobieta bardzo się zmieniła i widać było, że najpewniej cierpi.
- Wasza wysokość — natychmiast pokłoniła się jej nisko, a mężczyzna skinął jedynie głową.
- Nie spieszyliście się wcale — królowa nie omieszkała ich zbesztać na „dzień dobry". - Nie zwykłam czekać. Gdy czegoś pragnę, oczekuję, że zostanie to wykonane w najbliższych godzinach. Tymczasem wasza dwójka kazała mi czekać aż cztery dni! - fuknęła niezadowolona. - I gdzie jest mój wnuk?!
- Przestań warczeć, bo na nikim nie robi to wrażenia, matko — powiedział Ben spokojnie, choć Asia widziała, jak jej narzeczony zaciska nerwowo pięści. - Nie możesz również oczekiwać, że zjawimy się u ciebie w kilka godzin po twoim telefonie. Nie jesteśmy twoimi poddanymi, którymi możesz bezkarnie dyrygować. Oboje mamy swoje życia i pracę, którą musieliśmy specjalnie ustawić do twojej zachcianki. A Henry został z rodzicami Joanny w Polsce. Uznałem, że ciągnięcie go tutaj byłoby dla niego zbyt dużym przeżyciem, a zwłaszcza widok jego chorej babci, dlatego postanowiłem oszczędzić mu tego widoku.
- Zrobiłeś się jeszcze bardziej bezczelny, niż byłeś dotychczas...
- A to tylko i wyłącznie twoja zasługa... A teraz z łaski swojej powiedz wreszcie, po o nas tutaj ściągnęłaś?
- Chciałam z tobą porozmawiać o koronacji Fryderyka...
- Zdaje się, że to dotyczy jego, a nie mnie, więc nie bardzo rozumiem...
- Po jego koronacji dopilnuję, byś na nowo uzyskał tytuł szlachecki i godność księcia Danii — powiedziała powoli, patrząc na niego poważnie, a Joannie dosłownie zaschło w ustach. W jednej sekundzie zorientowała się, jaki będzie tego warunek.
- Ale? - mruknął, mrużąc niebezpiecznie oczy.
- Ale rozstaniesz się ze mną — odparła Asia cicho, patrząc na swoje dłonie. Kątem oka zauważyła, że Ben drgnął i jeszcze bardziej zdrętwiał.
- A jednak nie jest wcale taka głupia — Małgorzata uśmiechnęła się kpiąco. Joanna poczuła się tak, jakby właśnie została spoliczkowana i już chciała ruszyć do wyjścia, ale Ben objął ją mocno w talii i przyciągnął do siebie.
- Zważaj na swe słowa, matko — warknął. - Nie zamierzam słuchać, czy tolerować obelg pod adresem Joanny. Już zbyt wiele razy ci na to pozwalałem, zarówno w stosunku do Joanny, jak i Lisy.
- Lisa przynajmniej pochodziła z jakiejś tam arystokracji! To przez tę dziewuchę wyjechałeś do Polski, zrywając kontakt z rodziną, odciąłeś się od swoich obowiązków! Wróć do Danii, a puszczę w niepamięć wszystkie twoje wybryki, chłopcze.
- Sądzisz, że wyjechałem przez Joannę? Wyjechałem dla niej, by wreszcie w spokoju móc ułożyć sobie życie. By mój syn nie musiał żyć w tym popieprzonym świecie, który wokół siebie stworzyłaś! Nie zauważyłaś nigdy, że ludzie przestają cię szanować? Nawet służba szepcze za twoimi plecami, wszyscy mają cię serdecznie dość! I ja także. Dlatego przyjąłem spadek po wuju, by nie mieszkać w pałacu, by nie oglądać cię na co dzień. Dlatego tak często wyjeżdżałem, choć teraz widzę, że to również był błąd, bo zaniedbywałem syna i teraz za to płacę. Ale ja potrafię naprawiać swoje błędy. A ty, matko? - zapytał przez mocno zaciśnięte zęby. Przez chwilę Małgorzata wyglądała, jakby chciała wstać i strzelić syna w twarz za takie słowa, ale w końcu tylko opadła ciężko na poduszki i odwracając głowę, powiedziała wyraźnie:
- Jeszcze dzisiaj opuścicie Danię, by nigdy więcej do niej nie powrócić. Zostaniesz również oficjalnie wydziedziczony z rodziny.
- O niczym innym nie marzę — odparł, wyraźnie siląc się na spokój. - Jeśli dzięki temu w końcu odczepisz się ode mnie i Asi, to nawet wyślę ci oficjalne podziękowania za tak szlachetny czyn... Chodź, skarbie.

Gdy wyszli na korytarz, panowała na nim niezmącona niczym cisza. Cała trójka rodzeństwa wpatrywała się w milczeniu i napięciu w Bena, który bez słowa poprowadził ukochaną w stronę wyjścia. W połowie drogi dogoniła ich Sophie i bez słowa rzuciła się bratu na szyję, łkając cicho. Objął ją lekko i pocałował we włosy.
- Nie mogę zostać — szepnął, tuląc ją do siebie. - Proszę, nie zatrzymuj mnie na siłę.
- Ona tylko tak mówi, przecież tego nie zrobi! - jęknęła blondynka, patrząc na niego przerażona. - Dobrze wiesz, że nasza matka nigdy nie rozumiała miłości...
- Dlatego tym bardziej się dziwię, że wciąż robicie wszystko tak, jak ona tego chce — mruknął, odsuwając się od księżniczki nieznacznie. - I doskonale wiesz, tak samo, jak ja, że ona dopnie swego. Wydziedziczy mnie i zakaże wjazdu do kraju. Dlatego muszę jechać do pałacyku i zabrać stamtąd wszystko, co jest dla mnie cenne...
- Nie możesz wyjechać...
- Sophie...
- Nie! Jakoś to załatwimy. Porozmawiam z nią i przekonam. Wrócisz tu jeszcze.
- Zapewne słyszeliście, jaki postawiła warunek. Nie zgadzam się na niego, nie zostawię Joanny. W końcu znalazłem szczęście po śmierci Lisy, a ona znowu chce odebrać mi wszystko, co jest dla mnie drogie. Drugi raz na to nie pozwolę. Skoro ona nie chce już mieć syna, nie zamierzam jej w tym przeszkadzać. Oczywiście wszyscy jesteście zaproszeni na nasz ślub, gdy już tylko ustalimy datę. A teraz wybacz, wasza wysokość, ale mam jeszcze sporo pracy i w cholerę mało czasu.

Dopiero w samochodzie puściły mu nerwy i zaklął siarczyście, po czym z wściekłością uderzył dłońmi w kierownicę. Minęło też kilka minut, nim uspokoił się na tyle, by w końcu się odezwać.
- Przepraszam... Gdybym wiedział, co ta wariatka chce powiedzieć, nigdy bym cię tu nie ciągnął — powiedział, ale dziewczyna nawet się nie odezwała. Patrzyła tępo przed siebie, a po jej policzkach bezgłośnie spływały łzy, znacząc na nich ciemny ślad od rozmazanego tuszu. - Kochanie... - wziął ją ostrożnie za rękę, ale wyrwała mu ją z uścisku.
- Zawieź mnie do hotelu, Ben — poprosiła matowym głosem. Kiwnął głową i po chwili już jechali.
Na miejscu od razu zamknęła się w łazience, wchodząc pod prysznic, gdzie puściła wodę, która szybko zagłuszyła jej płacz. Nie mogła zaprzeczyć temu, że ze wszystkich słów wypowiedzianych dotychczas przez duńską królową, właśnie te zabolały ją najbardziej. I nawet nie chodziło o fakt, że nie pochodziła z arystokracji, po prostu zrozumiała, że w oczach królowej była nikim tylko dlatego, że była Polką i to uwłaczało jej najbardziej. Oczywiście, była wściekła na Małgorzatę i nie miała zamiaru jej żałować, ale z drugiej strony gdzieś podświadomie czuła, że kobieta ma niejaką rację. Gdyby rzecz działa się w średniowieczu, jako Polka byłaby poważana w każdym niemal kraju, choć i tak z jej statusem społecznym nie miałaby najmniejszych szans na choćby kontakt z księciem, nie mówiąc już o takiej zażyłości, jaka ich połączyła. Niestety w obecnych czasach znaczenie jej ukochanego kraju, w którym została pomimo kilku zagranicznych ofert pracy, było bardzo nieznaczne i to dobijało ją jeszcze bardziej. Czuła bowiem, że Fryderyk najwyraźniej myśli podobnie do swej matki. On jako jedyny nigdy nie odnosił się do niej jakoś szczególnie serdecznie i teraz wreszcie zrozumiała, że najwyraźniej właśnie on był najbardziej podatny na sugestie kobiety, a co za tym idzie, raczej nie mieli szans z Benem na żadne ułaskawienie z jego strony.
W końcu, gdy po godzinie wyszła z łazienki, jej oczy były czerwone niczym u królika angory i zapuchnięte tak, że marzyła tylko o zakopaniu się w miękkiej pościeli i niewyściubiania nosa przez najbliższe kilka dni. Wiedziała jednak, że to niemożliwe, królowa wyraźnie określiła, kiedy mają opuścić kraj, a Ben sam powiedział, że musi zabrać swoje rzeczy. Musiała mu przecież pomóc...
- Skarbie, tak bardzo cię przepraszam — powiedział ponownie, podchodząc do niej, gdy tylko stanęła w progu, ale uniosła rękę, uciszając go.
- Nigdy więcej nie chcę słyszeć o tej kobiecie, rozumiesz? - mruknęła, wymijając go, by wyciągnąć z szafy czyste ubrania.
- Tak — przytaknął cicho, obserwując ją ponuro. - Ja też nie... Co właściwie robisz? - zainteresował się.
- Ubieram, nie widać? Powiedziałeś, że masz sporo rzeczy do zabrania... Zamierzam ci pomóc.
- Bo mam, ale tym zajmie się służba i wynajęta ekipa. Bez względu na to, ile to zajmie, spakują wszystko, a my nie musimy się spieszyć... Znaczy nie z tym, bo lot przeniosłem na dzisiejszy wieczór.
- To świetnie — kiwnęła głową i padła na łóżko. - Nalej mi mocnego drinka, Ben.
- Masz zamiar się upić?
- Dokładnie tak i tobie nic do tego.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i erotyczne, użyła 2196 słów i 12040 znaków, zaktualizowała 3 lis 2022.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto