W świecie kłamstw rozdział 29

- Do gabinetu! - warknął ojciec Asi, gdy ta tylko pojawiła się za kontuarem lady recepcyjnej.
- Zaspałam, ale przysięgam, że to się nigdy więcej nie powtórzy — od razu zaczęła mu się tłumaczyć, idąc za nim we wspomnianym kierunku.
- Nie o to mi chodzi! - syknął, otwierając jej drzwi i wpuszczając ją pierwszą.
- Tato, co się... dzieje? - zdrętwiała, widząc siedzącego całkiem spokojnie w fotelu Pawła, który patrzył na nią całkiem bez wyrazu. -Co on tu robi? - spojrzała na ojca, jednocześnie wskazując drugiego mężczyznę nieco pogardliwym ruchem głowy.
- Siadaj na tym pieprzonym krześle i z łaski swej bądź cicho i słuchaj, bo nie mam zamiaru powtarzać tego wszystkiego po tysiąc razy. Powiem raz i liczę, że weźmiesz sobie to wszystko głęboko do serca — wzburzony, jeśli nie powiedzieć wściekły mężczyzna, usiadł po drugiej stronie biurka i spojrzał ostro na córkę, która szybko zajęła o wiele mniej wygodne miejsce. - Odbywałem właśnie z Pawłem wielce interesującą, aczkolwiek nieprzyjemną rozmowę i muszę zadać ci pytanie, które mnie zaboli o wiele bardziej, niż ciebie. Dziewczyno, czyś ty kompletnie na głowę upadła? Związek z tym księciem odebrał ci cały rozum, czy jak?! Jak mogłaś grozić zwolnieniem z pracy przyjaciółce, która przebywa obecnie na urlopie macierzyńskim, tylko dlatego, że się poprztykałyście, bo Marta poczuła się niekomfortowo z informacjami, które od ciebie usłyszała i postanowiła nam o wszystkim powiedzieć?! Zawiadamiam cię uprzejmie, że miała takie prawo i doskonale zrobiła. Nawet jeśli poprosiłaś ją, by dotrzymała tajemnicy. Skoro tego nie zrobiła, to całkiem zrozumiałe, że mogłaś poczuć się urażona, skoro była to wasza tajemnica. Ja to rozumiem, ale to wciąż w żadnym wypadku nie upoważnia cię do tego, byś kazała Marcie szukać nowej pracy!... Wiesz, co to jest? - odetchnął głęboko i popchnął w jej stronę kartkę papieru w folijce. W milczeniu pokręciła głową, zbyt wściekła, by wydusić z siebie choćby słowo. - Oficjalne pismo oskarżające cię o stosowanie mobbingu w miejscu pracy i poza nim, podpisany przez Martę i Pawła.
- Proszę? - syknęła, wstając, a w oczach pociemniało jej z jeszcze większego gniewu. - Żartujesz sobie ze mnie?
- Siadaj! - huknął na nią ojciec. - Gdybym sobie żartował, zdaje się, że bym się śmiał, nieprawdaż? A uwierz mi, jestem od tego naprawdę daleki. I teraz słuchaj, bo jeszcze nie skończyłem. Masz dwa wyjścia. Żadne nie będzie dla ciebie komfortowe. Pierwsze, Paweł składa zawiadomienie do odpowiedniego organu, a ciebie czeka dochodzenie. Prawdopodobnie również mnie i nikomu z nas nie będzie miło. Drugie, przepraszasz ich oboje, osobiście oraz na piśmie i dajesz im nowe umowy, obojgu, z premiami za szkody moralne, których przez ciebie doznali. Z mojej strony możesz liczyć na półroczne obcięcie ci wszelkich premii uznaniowych. Wybierz mądrze...
Przygryzła wargę, milcząc przez chwilę, by się nie odszczeknąć i odetchnęła kilka razy głęboko, by opanować wzburzenie, po czym spojrzała na ojca i powiedziała powoli:
- Czyli jednym słowem nie mam właściwie żadnego wyjścia, tak?
- Niestety. Bardzo mi przykro, ale sama zawaliłaś. Ja naprawdę wszystko rozumiem, ale tak głupio nie zachowywałaś się nawet w czasie swego nastoletniego buntu.
Przygryzła wargę. Jego słowa mocno ją zabolały, więc spuściła wzrok, by ukryć gromadzące się w jej oczach łzy.
- Paweł — chrypnęła w końcu, nie spuszczając wzroku ze swych kolan. - Czy po pracy mogę do was przyjąć i osobiście porozmawiać z Martą? Dostarczę wam wtedy również potrzebne papiery...
- Możesz, ale nie spodziewaj się, że Marta ciepło cię powita. Wciąż jest na ciebie wściekła...
- Domyślam się — kiwnęła głową. - Naprawdę zachowałam się jak totalna idiotka. Niepotrzebnie mnie poniosło — przyznała.
- Teraz to już niczego nie zmieni — mruknął, nawet na nią nie patrząc. On również miał do niej ogromny żal.
- Pójdę już... Mam mnóstwo zajęć, jeszcze te papiery, więc... - powiedziała cicho i niemal wybiegła z gabinetu ojca. Serce waliło jej jak oszalałe, gdy zmierzała prosto do łazienki.
- Co się dzieje? - zapytał Alek, niespodziewanie zastępując jej drogę. Spojrzała na niego zaskoczona.
- Co ty tu jeszcze robisz? Człowieku, jedź do domu, nic tu po tobie.
- Jesteś pewna? Wyglądasz, jakbyś potrzebowała pomocy...
- Na pewno nie od ciebie — prychnęła, po czym wyminęła go i schroniła się w łazience, skąd wyszła dopiero pół godziny później, od razu rzucając się w nawał pracy.

- Późno wróciłaś — zauważył Ben, gdy tylko weszła do salonu, a Henry natychmiast do niej podbiegł, domagając się wzięcia go na ręce i ogromnego przytulasa. - Ponadto Alek twierdzi, że prawdopodobnie płakałaś w pracy i że nie chciałaś, by później po ciebie przyjechał. Co się stało, mała?
- Boże, czy wy wszyscy musicie każdemu dokładnie zdawać relacje z mojego samopoczucia i sytuacji w pracy oraz poza nią? - mruknęła niechętnie, biorąc wreszcie chłopca na ręce i sterując z nim w stronę kanapy. Ben spojrzał na nią ciut niepewnie, po czym zamknął laptopa, na którym najwyraźniej pracował i westchnął lekko.
- O co chodzi, Joasiu? Dobrze przecież wiesz, że cię nie śledzę. Jaki miałbym mieć w tym cel? Po prostu Alek nieco się zaniepokoił to wszystko.
- Ostatnio wszyscy się o mnie bardzo niepokoją — burknęła pod nosem, po czym dodała głośniej. - Miałam nieprzyjemną rozmowę z moim ojcem w pracy odnośnie tego, jak potraktowałam Martę, wobec czego właśnie od nich wracam. Musiałam im zanieść nowe umowy.
- Im? Obojgu? - zdziwił się, siadając wygodniej i polewając jej nieco whisky. Kiwnęła głową, powoli sącząc napój.
- Tak, to był warunek mojego taty. Rozmowa z Martą też nie wyglądała najlepiej, więc, by ochłonąć, postanowiłam wrócić do domu spacerem, ale zapewniam cię, że nie masz się czym martwić. Co prawda Marta nadal jest na mnie zła, nie dziwię się, ale przynajmniej nie wywaliła mnie na zbity pysk, pozwalając mi się wytłumaczyć, więc chyba nie jest aż tak źle. Oczywiście do tego, jak było między nami przed tym wszystkim, jeszcze daleka droga i nie mam pewności żadnej, że kiedykolwiek znów tak będzie, ale wiesz, jest poprawnie — powiedziała, wtulając się w bok narzeczonego, podczas gdy Henry bawił się na jej kolanach ulubionym misiem.
- No dobrze, teraz po prostu odpocznij. To był długi, ciężki dzień dla nas oboje — powiedział, obserwując chłopca. - Wiesz, naprawdę się cieszę, że Henry tak cię polubił — mruknął i pogładził synka po jasnych włoskach. - Zawsze tęsknił za mamą, której siłą rzeczy nie miał i myślę, że gdy zamieszkaliśmy razem z tobą, stałaś się nią dla niego, choć zapewne sam o tym jeszcze nie wie — chrypnął lekko, wypijając zawartość swojej szklanki jednym haustem. Spojrzała na niego zaskoczona.
- I nie przeszkadza ci to? - zapytała cicho, patrząc na niego z miłością. Pokręcił przecząco głową.
- Oczywiście, że nie. Lisy już nie ma, więc nie zajmujesz jej miejsca na siłę, a Henry zasługuje na to, by mieć matkę. I tak jesteśmy zaręczeni, więc jestem zdania, że dobrze się stało, że ten proces zaszedł samoistnie. Widzę przecież, jak opiekujesz się małym i jestem naprawdę szczęśliwy, że możemy tworzyć tak zgraną rodzinę.
Kiwnęła głową i pocałowała malucha w puszyste włoski, z trudem hamując cisnące się jej do oczu łzy.
- Maleńka... w porządku? - przekrzywił głowę, patrząc na nią poważnie. - Słuchaj, jeśli nie chcesz, to...
- Czyś ty zwariował? - fuknęła, spoglądając na niego tak, że aż się cofnął na kanapie. - Jak mogłabym nie chcieć być matką dla takiego skarba jak Henry? Czy ty nie zdajesz sobie sprawy, że ja też go kocham? I jestem tak cholernie dumna i szczęśliwa, że mnie zaakceptował. Nie masz pojęcia, ile to dla mnie znaczy!
- Mogę sobie wyobrazić — mruknął, obejmując ją czule. - Ty również jesteś moim skarbem. Kocham cię i to ja jestem z ciebie dumny, bo jesteś wyjątkową kobietą.

Pół roku później.
- Moja wyjątkowa kobieta! - powiedział Ben dumnie, wyciągając do niej ręce, w które chętnie zsunęła się z siodła. - Czy mówiłem ci już o tym dzisiaj?
- Obawiam się, że zapomniałeś przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny — poinformowała go radośnie, całują czule w policzek. Miała ochotę krzyczeć i skakać z radości, ograniczyła się jednak do szerokiego uśmiechu, który niemal oślepiał wszystkich wokół. - Nie mogę uwierzyć, że zdobyłam Mistrzostwo Polski — pisnęła, zadowolona oglądając zwisający jej z szyi złoty medal.
- Naprawdę poszło ci znakomicie — stwierdził Alek, podchodząc do nich razem z Henrym, który natychmiast rzucił się jej w objęcia.
- Dzięki — obdarzyła Rosjanina całkiem czułym uśmiechem, po czym spojrzała na ukochanego. - Widzimy się za godzinę, gdy tylko skończę te wywiady.

- Gotowa? Możemy wreszcie iść? - spojrzał na nią z promiennym uśmiechem, gdy podeszła do niego stojącego przy bramie prowadzącej na teren zawodów.
- Oczywiście. Jestem głodna jak wilk, więc chętnie coś przekąszę — powiedziała, biorąc go za rękę.
- Podejrzewam, że na jednym deserze się dzisiaj nie skończy — mruknął rozbawiony, lecz nim zrobili choćby krok, podszedł do nich niewiele niższy od Bena mężczyzna ubrany w szary elegancki garnitur i skłonił się im delikatnie.
- Winszuję wspaniałego zwycięstwa, naprawdę jechała pani doskonale — powiedział po angielsku, zwracając się do Asi, która jego słowa przyjęła z szerokim uśmiechem. - Wasza książęca wysokość — spojrzał na Bena. - Twa matka, królowa, prosi o spotkanie z wami...
- Moja matka tu jest? - warknął Ben, a Asa niemal natychmiast poczuła, jak jego dłoń zaciska się mocno na jej. - Czego ode mnie chce?
- Od was — mężczyzna poprawił go delikatnie. - Prosi o spotkanie i wspólny obiad w hotelowej restauracji.
- A co, jeśli odmówimy?
- Obawiam się, że nie będzie to zachowanie roztropne...
- Nie mam zamiaru być roztropny! - syknął Ben.
- Spokojnie — Asia położyła mu dłoń na ramieniu. - Nie musisz się od razu denerwować... Przyjmujemy zaproszenie. O której i gdzie powinniśmy się zjawić?...

- Nie jestem pewny, czy dobrze zrobiłaś, zgadzając się na to spotkanie. Cholera wie, co jej chodzi po głowie — mruknął niezadowolony, poprawiając Henry'emu bluzeczkę.
- Wiem, ale ty również wiesz, że nie wypadało odmówić twojej matce — westchnęła, wysiadając z auta z pomocą Bena, który niepewnie spojrzał na główne wejście hotelu Europejskiego.
- Wiem i to właśnie najbardziej mnie denerwuje — przyznał, podając jej ramię. - Gotowa na stawienie czoła hydrze?
Zachichotała, dając mu lekkiego kuksańca, po czym pokręciła głową.
- W najmniejszym wypadku...

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i erotyczne, użyła 2039 słów i 11205 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.