- Nie powinieneś tak mówić — westchnęła, odsuwając się od niego i ruszając przed siebie brzegiem jeziora. Natychmiast się z nią zrównał, pilnując, by nie zsunęła się do brzegu.
- Owszem, jestem tego świadomy — przyznał niechętnie. - Jak również tego, że go nie zostawisz. Że stworzycie szczęśliwą rodzinę, a ja będę na was patrzył z boku... - odetchnął głęboko i uśmiechnął się smutno. - No ale cóż... Ja nie mogę ofiarować ci tego wszystkiego, co on. Nie mam jednak żalu. Chciałbym zadać ci tylko jedno pytanie. I prosić cię byś odpowiedziała jak najbardziej szczerze.
- Oczywiście, pytaj.
- Czy gdybym to ja pierwszy wtedy się z tobą umówił, miałbym jakąkolwiek szansę?
- Ja... Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
- W takim razie proszę, zrób to teraz...
Skinęła głową i zapatrzyła się w wodę.
- Owszem, to całkiem możliwe. Jesteś naprawdę przystojnym facetem, o ile nie zaplatasz swojej brody w warkoczyki — uśmiechnęła się lekko, a on pokręcił głową z zażenowaniem. - Tak, myślę, że bym się z tobą umówiła.
- Dziękuję — pocałował ją w dłoń. - To mi wystarczy.
- Cieszę się... Wracajmy już, dobrze? Myślę, że mimo wszystko nie powinnam tak długo być nieobecna na sali.
- Jeśli tak uważasz, to faktycznie wracajmy — podał jej ramię. Przyjęła je z wdzięcznością i ruszyli w stronę wyjścia z ogrodów. Mniej więcej w połowie drogi natknęli się na Bena.
- Tutaj jesteś — uśmiechnął się do niej czule i wyciągnął do niej rękę. Alek natychmiast ją puścił, a ona przyjęła dłoń Bena, by natychmiast się w niego wtulić. - Hej, spokojnie... Już wszystko jest dobrze. Jej już tu nie ma.
- Ale... Jak to? - spojrzała na niego zaskoczona. - Wyrzuciłeś ją stąd?
- Niestety nie zdążyłem. Joachim to załatwił. Słyszał, jak ją opieprzałem i kazał się jej wynosić, zwłaszcza że jej zaproszenie nie miało pokrycia.
- Co to znaczy? - zmarszczyła brwi, patrząc na niego uważnie. Alek zdaje się, też zaczął słuchać właśnie w tym momencie.
- A konkretnie to, że nikt z ludzi Fredericka jej nie zaprosił. Zrobiła to moja matka, wbrew przyrzeczeniu, że nie będzie ingerować w sprawę zaproszeń i samej koronacji — wyjaśnił, po czym westchnął ciężko. - Niestety jak widać, nawet w tej kwestii nie można było jej ufać na słowo.
- Ale po co zaprosiła tu tę... hiszpańską księżniczkę?
- Eleonore nie jest księżniczką i daleko jej do tego. To jedynie dość bogata szlachcianka. Bogata, ale niekoniecznie obrotna. Może i jest blisko hiszpańskiego króla, ale nie zmienia to faktu, że nie jest poważana... A ja osobiście jej nie znoszę. Jest głupiutka i próbowała mi wskoczyć do łóżka już na stypie Lisy... Wtedy straciłem dla niej cały szacunek, jaki jeszcze do niej miałem. Matka jednak nigdy tego nie rozumiała. Uwielbiała ją.
- Idiotka...
- Moja matka czy Eleonora?
- A mogę powiedzieć, że obie?
- Możesz — westchnął ciężko. - Cholera jasna, to nie miało tak wyglądać. Nie chciałem na nic cię narażać, przepraszam.
- Nie mogłeś wiedzieć, co planuje twoja matka, Ben — odparła cicho, delikatnie gładząc kciukiem jego dłoń. - To nie twoja wina przecież.
- Ale wiedziałem, jak bardzo cię nie znosi... Powinienem był tu w ogóle nie przyjeżdżać, skoro i tak zostałem wykluczony z rodziny.
- Przypominam ci, że tylko przez nią, reszta przecież się z tym nie zgodziła. Ben, przeszłości już nie zmienisz. Oberwałam od nich obydwu i nic mi tego nie odbierze, choćbyś, nie wiem, jak bardzo się biczował z tego powodu. A ja nie mam zamiaru mieć do ciebie pretensji o decyzje twojej matki, zrozum to.
- Jesteś zdecydowanie dla mnie zbyt dobra, najdroższa — nachylił się do niej i kompletnie nie zwracając uwagi na swego ochroniarza, pocałował ją namiętnie. Odpowiedziała chętnie, choć w myślach słyszała już jęk Aleka. W sumie to naprawdę mu współczuła.
- Wracajmy już — powiedziała, gdy się od siebie oderwali po chwili. - Naprawdę to nie wypada, byśmy tak długo przebywali poza pałacem.
- Szczerze, to wolałbym wziąć cię teraz do naszej sypialni, ale skoro twierdzisz, że dasz radę, to kim jestem, by się z tobą kłócić? - puścił jej oczko i ruszyli w stronę głównego placu. Alek powlókł się za nimi z miną zbitego psa. Gdy spojrzała na niego w momencie wchodzenia do pałacu i ich spojrzenia się spotkały, poczuła gwałtowne ukłucie w sercu, widząc, jak chłopak mocno cierpi. Przygryzła wargę i z nieco smutną miną wrócili na salę. Ben poprowadził ją w stronę jadalni, która w czasie ich niezbyt długiej nieobecności, całkowicie zmieniła wystrój stołów.
- Nie wiedziałam, że do kolejnego posiłku trzeba zmieniać cały wystrój — szepnęła. Uśmiechnął się półgębkiem.
- A to akurat wymysł Aleksandry. Nie powiem, całkiem udany.
- Czy to nie zbytnie marnotrawienie pieniędzy podatników?
Zachichotał w odpowiedzi i pocałował ją w dłoń.
- Spokojnie, Aleksandra ma swoje pieniądze, którymi z chęcią szafuje. Nie wiesz tego, ale ma dużą i znaną firmę odzieżową.
- Naprawdę? Jaką? - zainteresowała się natychmiast.
- Wybacz, ale nie mogę powiedzieć. Być może kiedyś się dowiesz.
- Tajemnice — westchnęła i dała się poprowadzić do stołu, przy którym zbierała się już cześć gości. Znów poczuła się onieśmielona, widząc na sobie oceniające spojrzenia dam.
- Nie zwracaj na nie uwagi, najdroższa — szepnął jej do ucha, jednocześnie pomagając zająć miejsce. Natychmiast zauważyła, że tym razem obok siebie ma Sophie. A to znaczyło, że zmieniono ich miejsce. Ucieszyła się, że będzie mogła porozmawiać z przyszłą szwagierką.
Z uczuciem ulgi ściągnęła z nóg wysokie szpilki i padła na łóżko. By zdjąć z siebie suknię, nie miała już kompletnie sił. Marzyła tylko o gorącej kąpieli i wygodnym łóżku. Chociaż może kąpiel rano, łóżko za bardzo ją przyciągało.
- Wstawaj, śpiochu — wymruczał jej Ben do ucha. - Kąpiel już czeka...
Stęknęła i spojrzała na niego jednym okiem.
- Odejdź, potworze... Nigdzie się nie ruszam — wychrypiała.
- Owszem, ruszysz się — odparł z szerokim uśmiechem i pomógł się jej podnieść. Ściągnął z niej suknię i bieliznę, a następnie nagą zaniósł do wanny. Nie mogła się powstrzymać, by na niego nie zerknąć, gdy władał ją do ciepłej wody. Oczywiście sam był nagi, a jego wysportowane ciało nawet w obecnej chwili mocno ją pociągało.
- Mmm, przyjemny widok — szepnęła.
- A i owszem — usadowił się za nią i przyciągnął do siebie. - Lepiej?
- Za chwilę na pewno będzie. Ale i tak jest dobrze.
- Cieszę się, że mogłem pomóc — pocałował ją w szyję. Uśmiechnęła się i zrobiła mu więcej miejsca.
Na drugi dzień po powrocie do Polski, Asię obudził dzwonek telefonu. Przeklinając szeptem, sięgnęła po urządzenie i widząc, kto dzwoni, warknęła, odbierając:
- Czego? Ty wiesz, która jest godzina? Ja mam do pracy na dziesiątą. Zlituj się, kobieto!
- A ty się zamknij i zapierdzielaj tutaj! - Marta była najwyraźniej w bojowym nastroju. - Mamy tu totalny sajgon, już kończą mi się wymówki. Żeby z tobą porozmawiać, musiałam zejść do piwnicy, bo inaczej natychmiast by mnie podsłuchali!
- Ale niby kto?
- Dziennikarze! Czekają tu na ciebie! Nie oglądałaś wczorajszych wiadomości?
- Nie miałam czasu. Henry cieszył się z naszego powrotu, a jak zasnął, Ben zaciągnął mnie do łóżka. Mów więc, o co konkretnie chodzi.
- Lepiej sama sobie sprawdź, bo mnie nie uwierzysz...
- Kurwa — jękneła, z trudem parkując i wysiadła z auta. Niemal natychmiast została otoczona przez żądnych krwi dziennikarzy, ale odmówiła komentarza i uciekła do budynku. Tam na całe szczęście rozżarci reporterzy nie mieli już wstępu. - Co tu się dzieje, na Miłość Boską, Marta!?
- A więc nie oglądałaś wiadomości, co? - westchnęła przyjaciółka. - Zdaje się, że narobiłaś sobie wrogów...
- Już dawno, wiążąc się z Benem — odparła, odrzucając swoją torebkę na blat lady recepcyjnej. - A o którego konkretnie chodzi?
- O Hiszpankę, nie pamiętam nazwiska...
- Ja też nie — westchnęła. - Cholera, co tym razem? Sądziłam, że po rozmowie z Benem, odpuściła.
- Bynajmniej. Nieźle ją rozsierdziłaś, wydała oświadczenie, w którym żąda od ciebie publicznych przeprosin w ramach zadośćuczynienia za znieważenie jej.
- Przepraszam, co?! Czy ona na mózg upadła?
- Istnieje taka szansa. Swoją drogą, co jej zrobiłaś?
- Ja jej? Nic. To Joachim wyrzucił ją z pałacu po tym, jak na mnie naskoczyła z mordą, że mam zostawić Bena, bo królowa już dawno wymyśliła, że po śmierci Lisy to właśnie z Eleonorą zwiąże się jej syn.
- Chyba nie nadążam — Marta zamrugała energicznie. - Ty rozmawiasz do mnie po polsku? Ta Dunka już kompletnie zwariowała? Chcę ustawiać dorosłemu chłopu życie i mówić mu, z kim ten ma się ponownie żenić?
- Jeszcze nie zauważyłaś, że Małgorzata jest zdrowo szajbnięta? Ona najwyraźniej sądzi, że w obecnych czasach takie ustawiane małżeństwa mają jeszcze prawo bytu i jakikolwiek sens. Jest nieobliczalna i dlatego została usunięta z kościoła przed rozpoczęciem ceremonii.
- Tak, widziałam to. Nie miałam tylko pojęcia, o co konkretnie poszło... No właśnie, a o co?
- O mnie. Ona dalej mnie nie akceptuje.
- To w sumie trochę słabo... A z tą tlenioną blondi co zrobisz?
- Jeszcze nie wiem. Poczekam najpewniej na ruch Bena.
- On już pierwszy ruch, a właściwie kilka, wykonał — powiedział niespodziewanie Alek, podchodząc do Asi. - Kazał mi na wszelki wypadek cię pilnować. Reporterzy też bywają dość niebezpieczni, a już na pewno są upierdliwi. Mam ci tak umilać czas, jak to tylko możliwe.
- Świetnie — westchnęła. - A więc pomożesz nam w pracy. Polski znasz doskonale, więc posegregujesz stare dokumenty. Bo jak rozumiem, dzisiaj klub jest zamknięty? - spojrzała na przyjaciółkę, a ta kiwnęła głową.
- Twój tata tak zdecydował, gdy reporterzy zaczęli zaczepiać naszych gości... Teraz rozmawia z prawnikami.
- Bezczelni... Dobra, chcesz nam pomóc czy raczej zajmiesz się swoimi obowiązkami?
- Zostawię was samych...
- Dużo tego — przyznał Alek, pocierając nieco czerwone już oczy.
- Nawet w niewielkim klubie papiery to podstawa — westchnęła, rozmasowując sobie kark.
- Może ci pomogę?
- Przecież pomagasz...
- W masażu... Jestem w tym naprawdę niezły — zaproponował. Uśmiechnęła się lekko, już mając się zgodzić, gdy nagle pokręciła głową.
- Dziękuję, ale już mi przeszło — skłamała, wciąż się do niego uśmiechając. Wolała nie ryzykować tak bliskiego kontaktu z nim. Wciąż była roztrzęsiona, a taki masaż mógł być w gruncie rzeczy dość niebezpieczny.- A Ben właściwie to, gdzie jest?
- Gdy wychodziłem, miał zostawić Henry'ego pod opieką niani, a sam zamierzał spotkać się ze swoim prawnikiem i zadziałać przeciwko tej idiotce mocno i konkretnie... Muszę przyznać, że ja też nigdy specjalnie za nią nie przepadałem... Wydawała mi się taka... Nienaturalna. Jakby nic w niej, nawet jej reakcje nie były naturalne.
- Zimny chów, co?
- Albo po prostu skrajny idiotyzm. Patrząc na nią, obstawiałbym na to drugie — uśmiechnął się nieznacznie.
- Ja też — przyznała. - Chcesz kawy?
- O, tak, bardzo chętnie.
- To może zamówię nam pizzę?
- Doskonały pomysł, aczkolwiek wydaje mi się, że powinnaś bardziej dbać o linię...
- Sugerujesz, że jestem gruba?
- W najmniejszym stopniu. Po prostu wiem, jakie to ważne w takiej rodzinie, jak ta, do której masz wejść.
- Póki nie wyjdę za Bena, nie obchodzi mnie to kompletnie — odparła twardo. - Więc jaką lubisz?
- Jak ci powiem, że hawajską, to mnie zabijesz?
- Wystrzelę cię przez okno, pasuje? Zamknięte...
- To w takim razie nie będę ryzykować — zaśmiał się. - Gyros poproszę.
- No i świetnie...
- Alek odwiezie cię do domu i z wami zostanie — powiedział Ben, gdy Asia zadzwoniła do niego po południu tego samego dnia, by porozmawiać o sytuacji.
- A ty? - odparła zaskoczona jego słowami.
- Muszę lecieć do Danii.
- A po co?
- Eleonore posunęła się stanowczo za daleko. Muszę to ukrócić, ale nie zrobię niczego bez porozumienia z braćmi. Z matką również muszę porozmawiać, a nie zrobię tego w efektywny sposób przez telefon i na tak dużą odległość — wyjaśnił.
- Czy to naprawdę nie może poczekać? Znaczy oczywiście, mnie też ta kretynka mocno wkurzyła, ale dopiero co wróciliśmy...
- Wiem, ale jeśli nie zareagujemy teraz, później wyglądać to będzie bardzo słabo z naszej strony. Wybacz, ale naprawdę muszę lecieć.
- Dobrze, rozumiem — westchnęła. - Kiedy wrócisz?
- Postaram się w przeciągu kilku dni. Muszę już kończyć, zaraz wsiadam na pokład.
- Jasne, miłego lotu — rozłączyła się niemal natychmiast.
- W porządku? - Alek popatrzył na nią poważnie.
- W najmniejszym stopniu... Zabierz mnie do domu — jęknęła cicho. Wstał natychmiast i podał jej rękę bez słowa. Po chwili przemknęli do samochodu i ruszyli do celu, starając się wyprzedzić reporterów. Wpadli do domu, nieco strasząc Henry'ego, który natychmiast uwiesił się jej na szyi. Przytuliła malca, odsyłając opiekunkę do domu. Na szczęście reporterzy jeszcze nie zwąchali, gdzie mieszka, więc choć przez chwilę mogła mieć spokój.
- A gdzie tatuś? - zapytał chłopiec.
- Musiał polecieć do babci, wiesz? Ale wróci szybko i znów będzie z nami — wyjaśniła, niosąc go do jego pokoju. Alek wciąż stał przy drzwiach wejściowych. Zatrzymała się i spojrzała na niego poważnie. - Nie musisz warować przy drzwiach, mam też kanapę. Rozgość się.
- Jesteś pewna?
- Nie wymyślaj, ok?...
Gdy uśpiła chłopca na popołudniową drzemkę, wyraźnie zmęczona wróciła do Aleka. Padła koło niego na kanapę, zamykając oczy.
- Pójdę już — zdecydował. - Jesteś zmęczona, na pewno chcesz odpocząć...
- Ani się waż stąd wychodzić — powiedziała twardo, nawet nie otwierając oczu. - Tak, jestem zmęczona, jak diabli, ale to nie znaczy, że masz nas zostawić samych. Już wystarczy, że Ben to zrobił — westchnęła i spojrzała na niego krótko. - Napijesz się czegoś?
- A co proponujesz?
- A na co masz ochotę? Kawa, herbata, jakiś alkohol?
- Nie jestem pewien czy alkohol w tej sytuacji to dobry pomysł.
- A to dlaczego?
- Bo się nie powstrzymam — wyjaśnił mrukliwie, nawet na nią nie patrząc.
- Ok... Nie powstrzymasz, przed czym konkretnie?
- Przed wzięciem cię do łóżka.
- Skąd wiesz, że w ogóle bym uległa?
- Nie wiem... Mogę tylko mieć nadzieję.
Kiwnęła głową i wstała z kanapy.
- Muszę się wykąpać, inaczej tu zasnę na siedząco. Zajrzysz do Henry'ego?
- Pewnie, nie musisz się śpieszyć — odparł, czując, że jeszcze chwila i jego wyobraźnia doprowadzi go do kresu. Erekcja niemal rozrywała mu spodnie, gdy wyobraził ją sobie nagą. A nawet gdy byli razem w Egipcie i widział ją w dość skąpym bikini, nie miał tak kudłatych myśli, jak teraz. Z trudem powstrzymał się przed rzuceniem się na nią i zdarciem z niej ubrań. Modlił się jedynie, by nie zauważyła, jak bardzo napalony był. Gdy zniknęła w łazience, odetchnął z ulgą, licząc na to, że uda się mu się opanować, gdy dziewczyna wróci. Niestety ona chyba miała inny plan, bowiem po niemal godzinie wyłoniła się z niej w krótkich spodenkach i topie odsłaniającym płaski brzuch. Wilgotne jeszcze włosy upięła w wysoki kok. Była boso i rozsiewając wokół siebie subtelny zapach jakiegoś drogiego żelu pod prysznic.
- Zdecydowanie mi lepiej — mruknęła, kierując się w stronę kuchni. - To co? Masz na coś ochotę?
- Boże, dopomóż — jęknął w myślach. - Oczywiście, kochanie, na ciebie... - odchrząknął, by nie zauważyła, że się zamyślił i kiwnął głową. - Jeśli masz piwo, to chętnie.
- Piwo jest w tej lodówce zawsze. Tak samo, jak wino i szampan... - sięgnęła po dwie butelki i podała mu jedną. Gdy ich palce się zetknęły, przeszedł ją dreszcz i zarumieniła się mocno.
- Muszę przyznać, że naprawdę ładnie wyglądałaś z Henrym na rękach...
- Naprawdę lubię tego chłopca.
- Myślę, że nawet więcej, niż lubisz, prawda?
- Cóż, może go nie urodziłam, ale jest dla mnie jak syn. Naprawdę go kocham.
- I dobrze, mały zasługuje na matkę — uśmiechnął się, popijając piwo i wyobrażając sobie Joannę z ciążowym brzuszkiem. Cholera, jeszcze chwila, a dojdzie od takich myśli.
Gdy Ben wrócił z Danii trzy dni później, świat obiegła już informacja o wytoczonym przez duńskiego księcia Eleonorze procesie o zniesławienie i bezprawne pojawienie się na koronacji. Reporterzy też odpuścili, gdy pojawili się prawnicy Bena, więc Asia mogła w spokoju wrócić do pracy i przestać się przejmować ich natarczywością. Ale przede wszystkim odetchnęła, gdy Alek przestał pilnować jej całą dobę. Przez niego niemal cały czas była podniecona i nieco roztargniona, co nie sprzyjało w prowadzeniu klubu. Naprawdę musiała się opanować.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.