Pół roku później.
- Jesteś nareszcie — powiedziała cicho, gdy Ben w końcu zjawił się w domu całym dniu pracy. Ubrany już w piżamkę Henry natychmiast podbiegł do mężczyzny i wyciągając łapki, domagał się porządnego przytulania. Ben uśmiechnął się rozczulony i wziął synka na ręce, który pomimo ewidentnego zmęczenia, zaczął szybko szczebiotać po polsku, opowiadając ukochanemu tatusiowi, co tego dnia wydarzyło się w przedszkolu.
- Wybacz, sądziłem, że spotkanie z kontrahentami będzie o wiele szybsze. Niestety ich prawnicy są bardzo skrupulatni, a jak wiesz, nie opanowałem jeszcze polskiego w takim stopniu i musiałem posiłkować się tłumaczem — wyjaśnił, jednym uchem słuchając coraz bardziej ziewającego synka. - Na szczęście jutro mam tylko jedno spotkanie z rana, a potem jestem cały dla was... Asiu, stało się coś? - dopiero teraz zauważył jej marsową minę. - Wyglądasz na rozeźloną. Czy to z powodu mojej pracy?
- Częściowo — przyznała. - Ale nie o to chodzi w głównej mierze... Dostaliśmy zaproszenia.
- No proszę. A od kogo? - zaciekawił się, tuląc malucha, który ściskając swojego ulubionego misia, zasnął właśnie spokojnie, uczepiony taty jak mała małpka.
- Od twojego brata...
- Od Fryderyka? A z jakiej to niby okazji?
- Jego koronacji — prychnęła. - Za dwa miesiące, Ben...
- Koronacji? - zapytał zaskoczony, na co Asia skinęła ponuro głową. - Nic mi o tym nie wiadomo.
- Właśnie cię informuję. Zdaje się, że dostaliśmy te zaproszenia jako ostatni...
- I to cię boli? - zapytał ostrożnie, nie chcąc rozzłościć jej jeszcze bardziej. Wiedział, że wtedy najpewniej przyszłoby nocować mu na kanapie w salonie, więc z ognistego seksu, którego tak bardzo potrzebował w danej chwili, byłyby nici.
- Nie — warknęła, nie podnosząc jednak głosu, by nie obudzić małego. - Chodzi mi o samo zaproszenie, Ben. Z tego, co pamiętam, zostałeś wypisany z rodziny z zakazem wjazdu do Danii. Ciekawa jestem, jak w takim razie mamy się tam niby pokazać?- Zamierzasz jechać? - zaciekawił się, odnosząc chłopca do jego pokoju.
- W najmniejszym stopniu — mruknęła, gdy zamknął cicho drzwi. Podszedł do niej i usiadł obok, biorąc ją sobie na kolana. - Po prostu denerwuje mnie ich zachowanie. Nikt nie wstawił się za tobą, gdy cię wydziedziczyła, a teraz tak po prostu ślą nam zaproszenia na koronację, licząc może, że zjawimy się tam z szerokimi uśmiechami na twarzach, zupełnie zapominając o tym, co się wydarzyło?
- Nie mam pojęcia, co o tym myślą — powiedział cicho, sunąc nosem po jej gładkiej szyi. Jęknęła, próbując go od siebie odsunąć, ale trzymał ją w mocnym uścisku. - I nie zamierzam się w tej chwili kompletnie tym przejmować, Joanno. Marzę już tylko o łóżku i tobie przy moim nagim ciele. Chciałbym się w ciebie zanurzyć i zapomnieć o tym całym męczącym dniu. Tobie przy okazji także przyda się relaks, kochanie.
- Nie mam ochoty na seks — jęknęła, zupełnie wbrew słowom oddychając coraz szybciej. Robiło jej się gorąco, co było oczywistą winą Bena, bo zamierzała z nim poważnie porozmawiać, a nie iść do łóżka.
- Właśnie widzę — odparł z uśmiechem, wsuwając jedną dłoń pod materiał jej bluzki. Z zadowoleniem wyczuł, że jego kobieta nie ma na sobie biustonosza. Delikatnie ścisnął jej pierś, co wywołało u niej dreszcze i wydobyło z gardła kolejny jęk rozkoszy. - Obiecuję, że zadzwonię jutro do Sophie i dowiem się wszystkiego, dobrze/ A teraz chodźmy do sypialni, bo nie jestem pewien, czy wytrzymam choćby minutę dłużej.
- Minutę to ci zajmie ściąganie tych ubrań — westchnęła, dając się ponieść mężczyźnie ku sypialni.
- Żebyś się nie zdziwiła, mała...
- Tak, zaproszenie jest dla nas obojga — powiedział, skończywszy rozmawiać z siostrą. - Zdaje się, że całe rodzeństwo sprzeciwiło się decyzji matki, a zwłaszcza Fryderyk.
- No, to wspaniale z ich strony, że mają taki niesamowity zapłon — prychnęła, zmywając naczynia po obiedzie. Oczywiście mieli najnowszy model zmywarki, ale doszła do wniosku, że takie przyziemne czynności domowe pozwolą jej oderwać się od głupich myśli, których nie potrafiła się pozbyć nawet w pracy.
- Asia... To nie tak, że nie próbowali wcześniej, ale matka jak się na coś uprze, to nie ma siły, by ją przekonać do zmiany zdania.
- Uwierz mi, zauważyłam...
Westchnął i objął ją od tyłu.
- W każdym razie Sophie prosi, żebyś też przyleciała.
- Nie mam zamiaru — odparła natychmiast, zakręcając wodę i wycierając ręce.
- Dlaczego nie?
- Dobrze wiesz dlaczego. Zostałam potraktowana przez twoją matkę, niczym bezwartościowy śmieć tylko dlatego, że pochodzę z Polki i nie mam w sobie żadnych arystokratycznych korzeni — warknęła, wyplątując się z jego objęć. - Więc jeśli bardzo chcesz uczestniczyć w koronacji brata, proszę bardzo, nie będę cię zatrzymywać, ale mnie w to nie mieszaj. Nie jestem tam mile widziana, więc nie będę się pchać tam, gdzie mnie nie chcą.
- Asia...
- Nie! - syknęła, wymijając go. - Wybij to sobie z głowy, do cholery ciężkiej. - Nie polecę. Widziałam oficjalną listę zaproszonych gości. Meghan też na niej widnieje. Nie mam zamiaru dać tej suce jakiejkolwiek szansy do kpin... Twojej matce też nie.
Następnego dnia w pracy.
- Zwariowałaś kompletnie? - Marta spojrzała na przyjaciółkę, jakby tej nagle wyrosły co najmniej dwie dodatkowe głowy. - I to cię powstrzymuje? Niechęć byle jakiej tam królowej, która zresztą i tak za chwilę przestanie nią być, a zapewne niedługo później kopnie w kalendarz? Aśka, opamiętaj się.
- Ty też i nie mów tak głośno — upomniała ją brunetka, podpisując spokojnie kolejne tony papierów. - Tak, dokładnie to mnie powstrzymuje. Oraz fakt, że nie będę tam pasować. Nie jestem żadną wyższą sferą, do cholery.
- Może i nie, ale jesteś zajebistą Polką, Asia. Umiesz dostosować się do każdej sytuacji. Leć tam, odstrzel się w jakąś super kieckę, coby wszystkie kamery tam ustawione broń Boże cię nie przegapiły i pokaż tej suce, że jesteś wysoko ponad to, co ona o tobie myśli i mówi.
- To nie jest takie łatwe... Ona z zimnym sercem wyrzuciła z rodziny własnego syna, a co za tym idzie również wnuka, tylko dlatego, że ten pierwszy chce poślubić mnie, a nie jakąś arystokratyczną flądrę, którą zapewne mu wybrała.
- Jeśli wybrała mu żonę po śmierci pierwszej, to znaczy, że kobieta ma całkiem nierówno pod sufitem. Kto tak robi w dzisiejszych czasach? No dobra, ja rozumiem, że to rodzina królewska i wizerunek też się liczy, ale przecież nie żyjemy w pieprzonym średniowieczu, już parę wieków od tego czasu minęło. Nie zauważyła?
- Nie wiem, Marta... Cholera.
- Co?
- Nawet gdybym poleciała z Benem, w co bardzo wątpię, to nie mam się w co ubrać. A jak obie doskonale wiemy, tam nie mogę założyć pierwszej lepszej kiecki.
- Nie no, trzymajcie mnie, ludzie... Ty kompletnie na głowę upadłaś? Gdyby nie kamery obejmujące całą recepcję, dałabym ci teraz porządnie w łeb...
- Przecież mamy w tym kraju znakomitych projektantów, czy tak? Podejrzewasz, że jak dasz cynk, o jaką kreację ci chodzi, znaczy o jej przeznaczenie, to będą się zabijać, by ci taką stworzyć. Wiesz, w końcu dla nich to też okazja do pokazania się, nie? A nawet gdyby żaden ciołek nie zorientował się, co w trawie piszczy, to mamy tu również znakomite butiki drogich marek. Wystarczy, że odpowiednio długo poszukasz.
- Dwa miesiące to może być za mało na nową suknię, ale... Dobra, przejdę się po butikach i może coś wybiorę. Jeśli nie, nigdzie nie jadę. Ale na buszowanie wśród wieszaków zabieram cię ze sobą.
- Yhm, spróbowałabyś tylko zapomnieć. To co? Dzisiaj po pracy?
- Jesteś niemożliwa... Tak, tylko dam znać Benowi, by odebrał Henry'ego z przedszkola.
- Zauważyłaś, że on ciągle się na ciebie gapi? - zapytała Marta cicho, gdy wchodziły do kolejnego drogiego butiku. Asia mimowolnie obejrzała się za siebie, niemal natychmiast napotykając spojrzenie towarzyszącego im Aleka.
- Tak, zauważyłam...
- Ciacho...
- Masz Pawła — wypomniała jej przyjaciółka ze śmiechem.
- Owszem, ale jestem zdrową kobietą i przystojni mężczyźni wciąż mi się podobają. A ten tutaj to fajny zwierzak...
- Uważaj, nie jestem pewna, czy rozumie po polsku — szepnęła i zanurkowała między wieszaki z sukniami balowymi. Oczy świeciły się jej radosnym blaskiem, jak zawsze, gdy mogła oglądać piękne i przy okazji drogie rzeczy.
- I jak? Znalazłaś już coś? - zapytała ją Marta po niemal godzinie wspólnego kopania wśród bajecznych kreacji, w czym pomagała im jedna ze sprzedawczyń, ale schetana prawie do nieprzytomności Asia tylko pokręciła przecząco głową z wyrazem twarzy znamionującym całkowite poddanie się.
- Niestety. Wszystkie są bajecznie piękne, ale albo zbyt proste jak na mój gust, albo znów odkrywają zbyt wiele. I jak wiesz, choć uwielbiam wprost suknie z rozcięciami na udzie, teraz po prostu nie wypada mi założyć czegoś takiego.
- Wiem — Marta kiwnęła głową domyślnie. - Powinnaś wyglądać elegancko, a nie zdzirowato. Mają cię podziwiać, nie obgadywać.
- No właśnie... Ej, a gdzie Alek? - zorientowała się właśnie, że nie widzi swojego ochroniarza nigdzie w pobliżu.
- Zdaje się, że wyszedł. Tyle sukien to chyba było jednak dla niego za dużo — pospieszyła z odpowiedzią towarzysząca im sprzedawczyni, uśmiechając się przy tym pobłażliwie. - Bardzo żałuję, że nie wybrała pani niczego, co odpowiadałoby pani kryteriom. Mam jednak nadzieję, że nasza nowa kolekcja, która pojawi się na zimę, sprosta pani najbardziej wygórowanym oczekiwaniom.
- Na zimę to już będzie zdecydowanie za późno — mruknęła Asia, ruszając z przyjaciółką do wyjścia. - Nie mam aż tyle czasu do koronacji.
- Zdaje się, że ta biedna kobieta będzie tam teraz tak stać w szoku aż do zamknięcia galerii — zaśmiała się Marta, gdy ruszyły na poszukiwanie Aleka.
- Masz pomysł, gdzie mógł pójść?
- A co ja, wróżka? Nie mam bladego pojęcia. Masz do niego numer? Może po prostu powinnaś do niego zadzwonić?
- Nie mam, w tym cały szkopuł.
- Jak to? Przecież to twój ochroniarz...
- Nie mój, tylko Bena. Poza tym nigdy nie był mi specjalnie potrzebny. Zresztą to nawet chyba dobrze, że go nie mam. Nie jestem pewna, czy chciałabym, by Alek do mnie pisał.
- Wciąż mu nie przeszło?
- Nie mam bladego pojęcia, ale chyba wolę nie ryzykować. No! Gdzie on jest, do cholery?
- Za wami — mruknął, podchodząc do nich. - Minęłyście mnie...
- Zrozumiałeś, co mówiłam? - zapytała Asia z głupim wyrazem twarzy. Kiwnął głową. - Cholera...
- Nie szkodzi. Widzę, że nic nie kupiłyście... Jedziemy dalej?/ Obawiam się, że w tej galerii nic nie znajdziecie. A potrzebujesz kreacji co najmniej za kilka tysięcy. I to bynajmniej nie jednej.
- Jak to nie jednej? A ilu?!
- Z tego, co mi wiadomo, trzech.
- Po chuj jej tego aż tyle? Znaczy nie żebym nie była za, ale... - Marta wyglądała na podekscytowaną kolejnymi poszukiwaniami.
- Oficjalna do kościoła, oficjalna na bal i trzecia na poranek. To nie ślub, więc tych przyjęć aż tyle nie ma.
- Świetnie — jęknęła Asia, łapiąc się za włosy.
- Znalazłem dobrą stronę w Internecie. Chodźcie na kawę i ciacho, bo obie wyglądacie tragicznie, to ci pokażę.
- Znasz się na sukniach balowych? - Marta spojrzała na postawnego Rosjanina z podziwem.
- W najmniejszym stopniu. Ale znam się na cenach — uśmiechnął się promiennie i poprowadził je do kawiarni, którą przed chwilą zresztą minęły. Godzinę później obie dostawały już kolejnego tego dnia oczopląsu, ale uśmiechy nie schodziły im z zaróżowionych twarzy. Wreszcie trafiły na coś, co było choć trochę godne uwagi.
- Muszę przyznać, są naprawdę ładne — Asia uśmiechnęła się do mężczyzny promiennie, od czego natychmiast zrobiło mu się gorąco. - Ale czekaj... W koszyku jest już jakiś produkt... O Boże mój! - jęknęła, widząc właśnie suknię, która jej się wyświetliła. Marta natychmiast poszła za jej przykładem i przez chwilę obie dorosłe kobiety zachowywały się tak, jakby dostały małpiego rozumu i miały co najwyżej paręnaście lat. W końcu pierwsza przecknęła się Asia i z miną kota, który zjadł śmietankę, zwróciła się do mężczyzny. - Ty ją wybrałeś?
- Pomyślałem, że będzie do ciebie pasować — pokiwał głową, uśmiechając się nieznacznie. - A po waszej reakcji wnioskuję, że suknia się podoba. Czy tak?
- Jest obłędna — wychrypiała Marta, z oczami wciąż zbitymi w wyświetlacz laptopa. - I cholernie droga. Będzie cię na nią stać?
- Ben dał mi swoją kartę. Powiedział, że jak coś naprawdę mi się spodoba, to mam się nie krępować.
- Dobre podejście. - Alek uśmiechnął się nieznacznie. - Ale akurat tę to ja kupię.
- Zwariowałeś! - Asia wyglądała na co najmniej wstrząśniętą, a Marta zrobiła wielkie oczy. - Ona kosztuje kilkanaście tysięcy.
- I co z tego? Stać mnie.
- Alek... Jeśli Ben się dowie, że mi ją kupiłeś...
- Nie dowie się. A nawet jeśli — wzruszył ramionami.- Trudno. Jedna rzecz, którą chcę ci kupić. Proszę, nie daj się prosić.
- Czemu to robisz? - zapytała cicho, ale miała niejasne przeczucie, że doskonale zna odpowiedź.
- Przecież wiesz — nie spuszczał z niej spojrzenia. Zarumieniła się, ale zaraz opanowała i pokręciła głową.
- Ben cię zamorduje, a sam zresztą powiedziałeś, że nie będziesz się mieszać.
- Bo się nie mieszam. Jedna suknia i nie odezwę się na ten temat już ani słowa, przysięgam. Proszę cię jednak, byś na koronację, do kościoła, założyła właśnie tę suknię. Mam przeczucie, że będzie najbardziej odpowiednia ze wszystkich, jakie tu widzicie. Powiem szczerze, nie mam już sił szukać z wami dalej, więc się po prostu zgódź i nie róbmy afery, ok/
- Alek, ale ta suknia jest warta czternaście tysięcy. To nie jest jakiś tam prezent...
Westchnął i odchylił się na krześle.
- Dobra, spróbowałem, nie wyszło — mruknął. - Możesz wyrzucić ją z koszyka.
- Przeprasza, ale wiesz, że to nie byłoby właściwe. Nic do ciebie nie czuję i...
- Kupujesz jakieś, czy wracamy? - przerwał jej, pijąc swoją drugą kawę. Mówił niby swobodnie, ale poznała go już na tyle dobrze, że doskonale wiedziała, że mężczyzna jest co najmniej zły.
- Daj mi pół godziny — mruknęła zmieszana i wróciła z przyjaciółką do przeglądania kreacji. Gdy w końcu wybrały odpowiednie, nie miała serca odmówić sobie zakupu tej ślicznej sukni balowej i choć końcowa kwota opiewała na ponad dwadzieścia tysięcy złotych, zapłaciła ją bez skrępowania, w duchu przyznając Alekowi rację-wiedziała, że suknia zrobi furorę. Była stosunkowo prosta, ale jednocześnie tak elegancka, że przy jej karnacji musiała dać odpowiedni efekt. Gdy wychodzili z galerii na podziemny parking, Marta szepnęła jej do ucha:
- A mówiłaś, że facet się już w tobie nie podkochuje...
- Bo sądziłam, że tak jest. Cholera — jęknęła, wpatrzona w masywne plecy Aleka, który stał kilka stopni poniżej nich. - Naprawdę sądziłam, że sobie odpuścił.
- Dobrze przynajmniej, że odpuścił kupno tej sukni. Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby Ben dowiedział się, od kogo to prezent. Przecież dał mu kredyt zaufania, czy tak?
- Już jakiś czas temu, ale tak. I nie sądzę, by przestał go obserwować...
Miesiąc później.
- Skarbie, kurier do ciebie. Ma jakieś paczki — powiedział Ben, gdy Asia pomagała rysować Henry'emu.
- Pokwituj odbiór i przynieś je tutaj. Pewnie to moje suknie — uśmiechnęła się na samą myśl o minie Bena, gdy zacznie je rozpakowywać.
- To pokazuj, co tam masz — mruknął, wnosząc do salonu naręcze większych podłużnych i mniejszych bardziej kwadratowych pudeł do salonu, gdzie dwie najważniejsze osoby w jego życiu siedziały na podłodze zawalone kartkami papieru i mnóstwem kredek. Henry oprócz kartek porysował również siebie, używając do tego pasteli, do których wreszcie się dorwał. Jego jasne włoski w niektórych miejscach mieniły się niemal wszystkimi dostępnymi w opakowaniu kolorami.
- Najpierw tu posprzątamy i umyjemy tego gentlemena — zaśmiała się, widząc obecny stan chłopca, który z lekko naburmuszoną miną zaczął składać efekty swojej pracy do pokaźnej teczki przeznaczonej tylko dla niego. - Potem może wybierzemy się do stadniny, co ty na to/ - zaproponowała natychmiast, chcąc nieco udobruchać smyka. Blondynek niemal natychmiast pokiwał entuzjastycznie główką i z nową werwą wziął się za sprzątanie kredek, w efekcie czego był umorusany jeszcze bardziej. Ben, chcąc nie chcąc i śmiejąc się cicho pod nosem, zabrał go do łazienki, a Asia zajęła się zmywaniem kolorowych smug z podłogi, której oczywiście tez się oberwało. Niemal godzinę później w końcu rozpakowała pierwsze pudło, ukazując Benowi sukienkę do połowy łydki, w której miała wystąpić na pokoronacyjnym śniadaniu, zakładając, że zostaną w pałacu aż tyle.
- Elegancka — pokiwał głową z uznaniem. Uśmiechnęła się zadowolona, otwierając drugie pudło. Tym razem oczom Duńczyka ukazała się bogato zdobiona zwiewna suknia do ziemi. - Na przyjęcie?
- Zgadłeś.
- Jeśli to jest wersja skromniejsza, to chyba aż boję się zobaczyć tę oficjalną. Podejrzewam, że Alek musiał poinformować cię o ilości potrzebnych kreacji, tak jak go o to prosiłem.
- Muszę przyznać, że był wtedy nieocenionym pomocnikiem, choć widząc jego znękaną kolejnymi przymiarkami minę, nawet mu współczuję — zaśmiała się rozbawiona.
- W takim razie już wiesz, czemu nie pojechałem z wami. On ma zdecydowanie większą cierpliwość do takich rzeczy jak ja.
- Ah, taki podstęp. W takim razie ostatnią suknię zobaczysz dopiero w Danii — uśmiechnęła się wrednie. - I nie proś mnie o nic więcej.
- Ale chociaż na seks mogę liczyć? - uśmiechnął się do niej przymilnie.
- Jeśli tylko wygrasz ze mną w wyścigu.
- Jakim wyścigu? - zapytał oszołomiony.
- Mam zamiar dać dzisiaj mojemu wierzchowcowi nieco swobody. Od dłuższego czasu niestety nie urządzałam sobie na nim takich galopad i chcę, by mógł się wyszaleć.
- Doskonały pomysł. W takim razie jedziemy?
- Tylko się przebiorę...
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.