W świecie kłamstw rozdział 5

- Mmmm, kokos – mruknął, przytulając ją czule na lotnisku Heathrow. – Uwielbiam, gdy tak pachniesz, bo mam wtedy wielką ochotę cię zjeść – wyszczerzył się, puszczając jej oczko. Zarumieniła się uroczo, przygryzając wargę.
- Zawsze możesz to wykorzystać…
- Niestety będę musiał nieco dłużej zaczekać – zaśmiał się, prowadząc ją do niewielkiej restauracji na terenie lotniska. – Zaraz po rozpakowaniu się w hotelu, musimy jechać na spotkanie – odsunął jej krzesło, czule całując ją w dłoń. – Ale zanim wsiądziemy do samolotu do Petersburga, opowiedz mi, co to się działo u ciebie. Przez telefon mówiłaś o jakichś problemach, które macie z przyjaciółką.
- Bardziej ona ma, niż ja – westchnęła, siadając. – A raczej miała, bo sytuacja już się właściwie wyprostowała, choć czekają ją niezłe zmiany.
- No dobrze, ale o co chodzi właściwie?
- Marta jest w ciąży. Dowiedziałam się o tym przypadkiem i zmusiłam ją, by powiedziała o wszystkim ojcu dziecka.
- A to on też nie wiedział? - zmarszczył brwi.
- Nie. Testy ciążowe robiła dosłownie przy mnie i strasznie się bała, że Paweł nie zechce jej słuchać, gdy powie mu o wszystkim. Na szczęście czasami jest totalną kretynką i nie widzi, że facet za nią szaleje. Paweł prawie zemdlał z radości i aktualnie są w trakcie przenoszenia jej rzeczy do jego mieszkania – wyjaśniła, uśmiechając się lekko.
- Czyli zostaniesz teraz sama w mieszkaniu?
- Na to wygląda – wzruszyła ramionami. – Będę musiała się nieco przeorganizować albo poszukać czegoś mniejszego. Dla mnie samej to mieszkanie jest zdecydowanie za duże, a nie mam innej przyjaciółki, z którą mogłabym i chciała zamieszkać.

Kilka godzin później weszli pod rękę do eleganckiej restauracji. Rozejrzała się ukradkiem, oceniając wystrój.
- Liczyłaś na coś bardziej rosyjskiego? – wyszeptał z szerokim uśmiechem, prowadząc ją do najbardziej oddalonego stolika w ślad za kelnerem, który przyjął ich w drzwiach.
- Chyba tak – kiwnęła głową. – Tu jest bardzo europejsko…
- Może dlatego, że wciąż znajdujemy się w Europie – zachichotał, odsuwając jej krzesło. Uśmiechnęła się również, siadając.
- Od razu chciałbym cię przeprosić – powiedział, siadając obok.
- Za co? – zapytała zaskoczona. – Przecież nic nie zrobiłeś…
- Chodzi o moje dzisiejsze spotkanie. Mój rozmówca nie mówi po angielsku, a ja z kolei niekoniecznie przepadam za rosyjskim, w związku z czym rozmowę będę prowadzić po duńsku. Mam nadzieję, że nie umrzesz ze znudzenia.
- Oh, spokojnie – uśmiechnęła się lekko. – Nie zanudzę się. Mam ze sobą notatnik, zamierzam nieco popisać.
- A co konkretnie? – uśmiechnął się lekko.
- Jedno z moich opowiadań – wyjaśniła, rumieniąc się nieco.
- Piszesz? Czemu dowiaduję się o tym dopiero teraz?
- Wiesz… W sumie nigdy się o tym nie zgadaliśmy… Tak, piszę. Lubię to. To mnie odpręża.
- Jakiś konkretny gatunek?
- Fantastyka i kryminał.
- To dość rozbieżne. Wydajesz? Mogę gdzieś przeczytać twoje opowiadania?
- Nie, nie wydaję. Publikuję tylko. Ale raczej ich nie przeczytasz, są po polsku, najpierw musiałabym je przetłumaczyć… - zrobiła przepraszającą minę w tym samym momencie, w którym podszedł do nich barczysty wysoki mężczyzna.
- Morgenstern – zwrócił się oficjalnie do Bena, który spojrzał na niego krótko.
- Witaj, Domogarow – powiedział Ben, wskazując mężczyźnie krzesło naprzeciw siebie. Po chwili pochłonęła ich dość ożywiona rozmowa. Przez chwilę przysłuchiwała się temu, lecz w końcu potok zupełnie niezrozumiałych dla niej słów sprawił, że zagłębiła się w swoich myślach skupionych na całkiem nowym opowiadaniu. Zauważyła jednak, że rozmówca Bena rzuca jej co kilka chwil zaciekawione spojrzenie. W końcu zirytowana tym spojrzała mu prosto w oczy. Speszony szybko odwrócił wzrok, zauważyła jednak, że od tej chwili na ustach Benedicta błąkał się nieznaczny uśmieszek zadowolenia.

- Widzę, że całkiem sporo napisałaś – mruknął, gdy zbierali się do wyjścia. – Chyba miałaś natchnienie…
- Zdaje się, że tak podziałała na mnie atmosfera tego miejsca – wyjaśniała zadowolona, przytulając się do jego boku.
- Naprawdę? No popatrz, a mówiłaś, że jest zbyt europejskie – zachichotał ubawiony. – Niemniej jednak cieszę się, że nie zanudziłaś się w czasie tego spotkania.
- Nie, było całkiem sympatycznie. Jedynie te spojrzenia twojego znajomego zaczęły mnie w końcu denerwować.
- Domogarow nie jest moim znajomym, to po prostu człowiek interesów, nic więcej… Tak, widziałem, jak na niego spojrzałaś. Ewidentnie nie spodobało mu się to – pocałował ją w głowę. – Ale mam to gdzieś…
- To dobrze – uśmiechnęła się. – Gdzie teraz idziemy?
- Do taksówki, a potem do Pałacu Zimowego – wyjaśnił, prowadząc ją do najbliższego postoju taksówek.
- Oh, naprawdę?!
- Oczywiście. Powiedziałaś mi, że chciałabyś zwiedzić to miejsce, więc właśnie tam się udajemy, kochanie. Powiedziałem ci już kiedyś, że jeśli mi pozwolisz, to będę spełniać każde twoje pragnienie i nie mam zamiaru zmieniać tego słowa. Jesteś dla mnie bardzo ważna, maleńka, dlatego chcę, żebyś była ze mną szczęśliwa, Asiu.
- Już jestem, Ben – wyszeptała, całując go delikatnie.

- Boże mój! – złożyła ręce jak do modlitwy i rozdziawiła szeroko usta, wpatrując się roziskrzonymi oczami w okazały budynek pałacu Zimowego. – Ale piękny! Chyba jestem w niebie!
- A to jeszcze nie teraz – zachichotał. – W niebie będziesz na Dominikanie, gdy w ciebie wejdę, maleńka – wyszeptał chrapliwie, nachylając się do niej i kąsając zębami jej ucho. Zadrżała, uśmiechając się szeroko.
- Taką właśnie mam nadzieję, panie biznesmen – puściła mu oczko. – A teraz chodźmy, bo czekałam na to tak długo, że już nie wytrzymam więcej.
- W takim razie lecimy. Mamy bilety na wszystkie ekspozycje, więc przed nami sporo zwiedzania – wyszczerzył się szeroko, podając jej ramię. – Chodźmy, maleńka.
- O. Mój. Boże! – wyszeptała, gdy po jakimś czasie weszli do sali balowej. – No to się nazywa przepych!
- Większy, niż w Fredericksborgu? – zachichotał, obejmując ją czule w talii.
- Oczywiście. Tutaj naprawdę wszystko jest ze złota – odparła, robiąc kilkanaście zdjęć. – Ale zdecydowanie wolę mniej przepychu.
- Więc domek na Dominikanie na pewno przypadnie ci do gustu – zaśmiał się. – Tak samo, jak nasza letnia rezydencja, jest niemal cała z drewna i obiecuję, że się tam kiedyś wybierzemy, kochanie… Tak samo do zamku królewskiego, bo chciałbym pokazać ci tam o wiele więcej, niż tylko te fragmenty, które widziałaś.
- Z chęcią będę ci wszędzie towarzyszyć, Ben.

- O ja pierdolę! – wyrwało się jej po polsku, gdy Ben odsłonił jej oczy, ściągając jej z twarzy czarną przepaskę.
- Nie mam pojęcia, co powiedziałaś, ale z twojego tonu wnioskuję, że ci się podoba – zachichotał.
- Podoba się?! Ben, toż to istny raj! – wrzasnęła, rzucając mu się na szyję. Stęknął, opierając się plecami o ścianę domku i przytulił ją mocno.
- Bardzo się cieszę – wyszczerzył się radośnie. – To będzie cudowny czas. Wypoczniemy i do domu wrócimy pełni nowej energii, a przede wszystkim pięknie opaleni – cmoknął ją w czoło. – Czeka nas tu nie mało atrakcji.
- A właściwie, to oprócz pływania w morzu i opalania się, co będziemy jeszcze robić?
- Wszystko, na co przyjdzie nam ochota, kochanie. Jesteśmy tu sami, obserwuje nas jedynie Alek, ale jest dyskretny, więc możesz opalać się topless lub nawet nago, jeśli przyjdzie ci na to ochota. Będziemy nurkować lub snurkować, zobaczymy, co bardziej ci się podoba. Możemy również popłynąć skuterami na lagunę, a przede wszystkim będziemy mieć siebie na cały tydzień. Myślę, że się nie będziemy nudzić w swoim towarzystwie.
- A czy te wszystkie atrakcje nie będą przypadkiem sporo kosztować? – przygryzła wargę, patrząc mu w oczy.
- Kochanie, nie mam zamiaru szczędzić na ciebie pieniędzy – powiedział poważnie, delikatnie gładząc ją po policzku. W Rosji podpisałem dość intratną rozmowę, dzięki czemu zarobiłem już kilkadziesiąt tysięcy dolarów, więc uwierz mi, jest mnie stać na takie wakacje. Ja naprawdę nie przywiązuję uwagi do pieniędzy, myszko.
- A nie boisz się, że kiedyś ci ich zabraknie?
- A wiesz, że nie? Mam nosa do interesów – zachichotał. – To co? Wchodzimy do domku? Pasowałoby się rozpakować, a potem możemy zacząć wypoczynek. Aczkolwiek…
- Co takiego? – spojrzała na niego poważnie, nieco przechylając głowę.
- Najpierw chyba cię zmęczę. Wydaje mi się, że powinniśmy ochrzcić nasze tymczasowe łóżko – chrypnął, patrząc w jej oczy z pożądaniem.
- Pewnie, chodźmy. Też mam na ciebie okropną ochotę. Chciałabym cię wreszcie spróbować – oblizała usta powoli. Wyszczerzył się radośnie, gładząc ją po jędrnym tyłeczku odzianym jedynie w kuse spodenki.
- I spróbujesz, obiecuję, ale dzisiaj zdecydowanie muszę w ciebie wejść.
- W takim razie dobrze, że już skończył mi się okres – powiedziała, otwierając drzwi do ich domku. Ben schwycił ją delikatnie z rękę, prowadząc ich do sypialni.
- Ja pierniczę! – krzyknęła zszokowana, gdy weszli do sypialni. – Szklana podłoga! – opadła na kolana, z nosem niemal przyklejonym do tafli, pod którą spokojnie przepływały najrówniejsze kolorowe rybki.
- W sumie na podłodze też cię mogę wziąć – powiedział nisko, klękając za nią i rozsuwając jej nogi kolanem. – To całkiem podniecające…

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i erotyczne, użyła 1717 słów i 9919 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto