Murtagh - 41(fanfiction)

Murtagh - 41(fanfiction)Dwa miesiące później.
- Jej wysokość jest tylko mocno osłabiona, to wszystko – powiedział nadworny medyk, patrząc poważnie na zafrasowanego Murtagh’a.
- A więc nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo? – zapytał Jeździec niespokojnie. Był niemal przerażony stanem Nasuady, a zwłaszcza jej nieoczekiwanym omdleniem tego dnia. Mężczyzna spojrzał poważnie na młodego króla, na którego twarzy wyraźnie odbiły się wydarzenia ostatnich tygodni i zaproponował, by wyszli z komnaty. Murtagh natychmiast wyczuł, że coś jest nie tak.
- Królowa nie powinna się teraz przemęczać, czy zamartwiać. Ciąża mocno osłabiła jej organizm. Nie możemy pozwolić, by rozwijające się w niej życie, zostało przedwcześnie przerwane. Królowa potrzebuje spokoju i ciszy. Zalecałbym również, by aż do rozwiązania nie angażowała się w sprawy państwowe i leżała jak najwięcej.
- Oczywiście, dopilnuję, by stosowała się do tych zaleceń, aczkolwiek przypuszczam, iż w obecnej sytuacji będzie to niezwykle trudne… Postaram się przekonać ją jednak, że tak będzie najlepiej dla niej i dziecka.
- Doskonale! Wydam królewskim kucharzom odpowiednie instrukcje względem posiłków, jakie winna królowa teraz spożywać.
- Oczywiście, nie będę w takim razie dłużej już zatrzymywać – odparł Murtagh, lekko kłaniając głowę, co było wyraźną odprawą. Gdy mężczyzna odszedł, Jeździec zasępił się jeszcze bardziej. Przecież według zasłyszanych informacji, utrata dziecka jest w tej chwili jak najbardziej możliwa!
- „Wasza wysokość…” – usłyszał za sobą głos jednego ze strażników stacjonujących przy bramie głównej. Odwrócił się do młodzieńca i zapytał łagodnie.
- Co się stało?
- Przybyli pierwsi rekruci, wasza królewska mość. Prawie pięciuset mężczyzn – zaraportował natychmiast chłopak, nie kryjąc podniecenia.
- Doskonale, wpuście ich natychmiast do koszar, mają niezwłocznie rozpocząć szkolenie. I tak zbyt wiele czasu zmitrężyliśmy już, oczekując na rekrutów…
- Wedle rozkazu!
- Ah, i jeszcze jedno!
- Tak, wasza wysokość?
- Poleć jakiemuś pachołkowi, by udał się na najbliższą kwiecistą łąkę i nazbierał największy i najładniejszy bukiet kwiatów. Niech go przyniesie do królewskiej sypialni.
- Oczywiście, wasza wysokość. Czy coś jeszcze?
- Tylko niech będzie to jakiś rozgarnięty chłopak. Niech nie nazbiera chwastów, na bogów! A gdy tylko się z tym uporasz, pójdź do Jormundura i każ przyjść mu do sali narad. Będę tak na niego czekać…
- Wasza wysokość – młody skłonił się nisko i odszedł prędko, by wypełnić odpowiednie polecenia. Murtagh przez chwilę stał jeszcze na korytarzu, patrząc za nim, lecz w końcu zawrócił do komnaty, w której odpoczywała jego ukochana. Wszedł doń na palcach, nie chcąc jej obudzić, lecz zauważył, że kobieta już nie śpi. Gdy wszedł, przeniosła spojrzenie na niego. Podszedł do niej i usiadł na skraju łóżka.
- Jak się czujesz? – zapytał łagodnie, biorąc jej dłonie w swoje palce.
- Słabo – przyznała cicho. – Jestem taka przestraszona, Murtagh’u! A co, jeśli nie urodzę tego dziecka?!
- Skąd przychodzą ci do głowy takie dziwne pomysły? – zapytał przez mocno ściśnięte gardło, starając się, by głos mu nie zadrżał. – Zemdlałaś tylko, nic więcej…
- Ale wcześniej mi się to nie przytrafiało! – zdenerwowała się. – Nie wiem, co się dzieje, ale ostatnio jestem przez cały czas bardzo zmęczona!
- Teraz będziesz tylko odpoczywać – powiedział natychmiast stanowczo. – To polecenie królewskiego medyka, Nasuado.
- Przecież mam obowiązki! Królestwo jest w niebezpieczeństwie! Jesteśmy w stanie wojny, Murtagh’u! – zaprotestowała natychmiast, próbując się podnieść do siadu, ale Jeździec przytrzymał ją za ramię.
- Teraz twoim jedynym obowiązkiem jest odpoczynek. Ja zajmę się pozostałymi sprawami…
- Lecz ich jest tak wiele!...
- Poradzę sobie, najdroższa. Nie zawiodę cię – pochylił się i pocałował ją lekko w czoło. – Odpoczywaj teraz, ja muszę porozmawiać z Jormundurem. Później do ciebie wrócę.
Ponownie opuścił sypialnię i skierował się w stronę zapowiedzianej sali, gdzie jak miał nadzieję, powinien czekać już doradca Nasuady. Nie pomylił się. Gdy wszedł Jormundur zerwał się ze swojego miejsca i skłonił się przed Jeźdźcem.
- Wasza wysokość – powiedział, lecz Murtagh machnął tylko niecierpliwie ręką, każąc mu usiąść. – Co z Nasuadą? – zapytał natychmiast, patrząc na zatroskaną twarz młodego mężczyzny.
- Musi leżeć. Nie wolno się jej przemęczać, ciąża jest mocno zagrożona – powiedział cicho Jeździec, siadając obok starszego mężczyzny. Złapał się za włosy i westchnął ciężko. – Nie wiem, jak jej pomóc… Boję się, że stracę i ją i dziecko… Na dodatek ten niebezpieczny pat z Szarym Ludem… Ich również nie wolno nam lekceważyć, a ochotnicy napływają zdecydowanie zbyt wolno. Dzisiaj właśnie przybyło pięciuset ochotników. To zdecydowanie za mało, by powstrzymać nawałnicę Szarego Ludu!
- Murtagh’u, spokojnie. W tej chwili tylko chłodna głowa może nas uratować. Wiem, że sytuacja jest niebywale nieciekawa, lecz wydaje mi się, że nie w takich się znajdowaliśmy… Na przykład, gdy porwałeś Nasuadę do Uru’baenu, też przez chwilę nie wiedzieliśmy, co czynić, lecz w końcu pozbieraliśmy się do kupy… Ochotnicy przyjdą, spokojnie.
- Zauważ, że od wyruszenia Aryi i Eragona minął już miesiąc… A rozkazy zostały wydane dużo wcześniej…
- Wiem, Murtagh’u, lecz musisz się uspokoić. Tego przede wszystkim oczekiwać będzie od ciebie lud i Nasuada. Jak sam powiedziałeś, jej stan jest ciężki, więc nie przysparzaj jej dodatkowych zmartwień, nie radząc sobie z sytuacją… Jesteś zdolny strategiem, Murtagh’u i wierzę w ciebie, choć, jak dobrze wiesz, twój związek z naszą królową początkowo mi się nie podobał… Nie mniej jednak pokazałeś, na co naprawdę jest cię stać. Uwolniłeś się spod przysiąg wobec Galbatorix’a i powróciłeś do kraju, by nas ostrzec. Tak mógł postąpić tylko ktoś o prawym i mężnym sercu oraz lotnym umyśle. Posłuchaj mnie teraz uważnie. Wierzę w to, że uda ci się opracować plan zniszczenia Szarego Ludu i uratowania nas wszystkich. Rozumiesz?
Murtagh kiwnął nieznacznie głową i na jego ustach zawitał nikły uśmiech. Spojrzał na Jormundura i mruknął:
- Potrafisz podnosić ludzi na duchu… Nie zmienia to jednak faktu, że na gwałt potrzebuję konnicy, uzbrojenia, Jeźdźców, żywności… Minimum dwudziestotysięczną armię!
Umilkł na chwilę i gdy chciał coś jeszcze dodać, na korytarzu dał się słyszeć rumor szybkich kroków i po chwili do sali wpadł zdyszany strażnik. Zahamował niemal tuż przy zaskoczonych mężczyznach i kłaniając się Murtagh’owi, powiedział szybko:
- Wasza wysokość, Jeździec Eragon zbliża się do miasta!
- Wspaniale! – ucieszył się Murtagh, lecz młody mężczyzna, kontynuował:
- Królu, jest wraz z nim kilka smoków!
- Smoków?! – zapytał zaskoczony Jeździec, wstając powoli ze swego miejsca.
- Tak, wasza wysokość!
- Prowadź mnie natychmiast na dziedziniec!

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1246 słów i 7379 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • AnonimS

    Widzisz jakich masz niecierpliwych czytelników?? Zestaw na tak . Pozdrawiam

    25 wrz 2018

  • elenawest

    @AnonimS widzę ;-) miło mi ;-)

    25 wrz 2018

  • Mmakao

    Czemu takie krótkie?

    24 wrz 2018

  • elenawest

    @Mmakao żeby kolejne mogło być dłuższe i mocniejsze ;) i postaram sę kolejny rozdział dodać jeszcze w tym tygodniu ;p

    24 wrz 2018

  • Mmakao

    @elenawest Będę czekać

    24 wrz 2018

  • elenawest

    @Mmakao ;)

    24 wrz 2018