Murtagh - 26 (fanfiction)

Murtagh - 26 (fanfiction)Po chwili spłynęło na nich wspomnienie starego smoka. Ujrzeli zasnute ciężkimi chmurami niebo, po którym szybował złotawy jaszczur. Szybko zorientowali się, że był jeszcze młodzikiem, kiedy nastały owe wydarzenia. Jaszczur ryknął cicho i obniżył lot, sterując w stronę ziemi. Złożył skrzydła i osiadł na polu, rozglądając się niespokojnie w poszukiwaniu tego, z kim miał się spotkać na tym pustkowiu. Zerknął w lewo, gdy krzaki niewielkiego zagajnika zaszeleściły lekko. Po chwili wyszedł z nich umorusany człowiek. Kocim krokiem przybliżył się do bestii i pozdrowił go w obowiązującym języku.
- "Chciałeś się ze mną spotkać" - rzekł jaszczur, lustrując przybysza uważnym spojrzeniem. - "Czemu?"
- Bo boimy się o swoje życie — wyjaśnił człowiek. - Szary Lud wcale nie jest tak łaskawy i dobroduszny, jak stara się wam to ukazać.
- "Nie bardzo rozumiem... Poza tym, dlaczego zwracasz się z tym akurat do mnie, a nie do naszej starszyzny?"
- Bo jesteś synem swojego ojca!
- "A co to ma do rzeczy?" - zdumiał się smok.
- Król z pewnością cię wysłucha!
- "Nie byłbym tego taki pewien... Zawarliśmy sojusz z Szarym Ludem."
- Sojusz, którego postanowienia oni bezkarnie łamią, bo nikt z was, smoków, nie ma pojęcia, co tak naprawdę się z nami dzieje!
- "A co się dzieje?"
- Jesteśmy zabijani, gdy próbujemy się buntować przeciwko katorżniczej pracy, do jakiej nas zmuszają! Jesteśmy ich niewolnikami!
Złotawy jaszczur poruszył niespokojnie skrzydłami, a jego ogon ze świstem przeciął powietrze.
- "Lecąc tu, nie spodziewałem się takich informacji" — powiedział, patrząc uważnie na nerwowo rozglądającego się człowieka. - "Jestem zaskoczony. Przekażę Starszyźnie twe słowa, lecz nie gwarantuję ci, że król zgodzi się wam pomóc... Jak dotąd my nie zauważyliśmy żadnych nieprawidłowości w pakcie."
- Bo być może patrzycie w złą stronę?... Poza tym jesteśmy tutaj, bo tak chciał Szary Lud. To przecie oni nas tu sprowadzili, choć działali w słusznej sprawie.
- "Co więc się zmieniło?" - zainteresował się smok.
- Nie wiem. - człowiek wzruszył bezradnie ramionami. - Lecz wiem, że pragną podbić tę krainę i zrobią to bardzo szybko. Jako i z innymi.
- "Toż już uczynili tak z jaką?"
- Nie widziałem tego na własne oczy, lecz żem słyszał, że podobno ich ród jest na wymarciu, a my nie oddajemy im należnej czci za osiedlenia nas tu i podobno dlatego wpadli w szał i pragną naszej zguby...
- "Wiesz tedy, że rzucasz mocnymi obciążeniami?"
- Wiem, o smoku, lecz wygląda to tak, jakby Szary Lud postradał zmysły, bom słyszał i o waszej eksterminacji! Chcą was najpierw zniewolić, byście służyli im jako zwierza pociągowe, a następnie was zabić. Do cna!
Jaszczur syknął przeciągle i odparł:
- "Zatrważające jest to, co prawisz, i jeśli okaże się prawdą, Szary Lud poniesie klęskę. Musicie jednak wykazać się cierpliwością, bowiem nie wiem, jak długo przyjdzie mi przekonywać moich współplemieńców i króla."
- Przecie to twój ojciec jest! Możesz na nim wymóc decyzję! - warknął rozzłoszczony mężczyzna. Posunął się jednak za daleko, bo jaszczur ryknął groźnie, rozwijając do połowy swe ogromne skrzydła.
- "Nie wymogę na ojcu decyzji, która przynieść nam może cierpienie! Mieszkańcy tej krainy wiele zawdzięczają Szaremu Ludowi i niezbyt mądrze byłoby nastawiać ich przeciwko nam!... W twym głosie jest jednak coś, co podpowiada mi, że możesz mieć rację, dlatego od razu udam się do króla i Starszyzny i przedstawię im twe słowa" — prychnął, po czym nie czekając na odpowiedź, gwałtownym krokiem wzbił się w powietrze, a podmuch spod jego skrzydeł przewrócił zalęknionego człowieka w trawę.
Śmignął na północ, wciąż nabierając prędkości. Po prostu chciał jak najszybciej dostarczyć wiadomość, ewentualnie sprawdzić jej prawdziwość i mieć z tym wszystkim spokój...


Wspomnienie skończyło się niemal tak samo gwałtownie, jak się zaczęło.
Ludzie lekko otrząsnęli się od nadmiaru obrazów w swoich głowach.
- Co...co było potem? - zapytała wstrząśnięta Nasuada, oddychając nerwowo.
- "Okazało się, że ów człek mówił prawdę. Ojciec mój pod wpływem mej matki, która jako jedyna nigdy nie dała się zwieść urokowi Szarego Ludu, wysłał zwiadowców, którzy naocznymi świadkami byli polityki prowadzonej przez naszych ówczesnych sojuszników" — rzekł jaszczur. - "Odkryliśmy, że ludzie poddawani byli niewolniczej pracy, karani za najdrobniejszy błąd, poddawani wymyślnym torturom, które na celu miały jedynie sprawić radość ich oprawcom, choć próbowano wmówić nam, że to specjalne zabiegi, które mają zwiększyć wytrzymałość ludzi... Nasza Starszyzna wpadła w nieopisany gniew... Rozkazała naszym najlepszym braciom uwolnić nieszczęśników i spalić domostwa Szarego Ludu. Nasi magowie rzucili czar niedługo po bitwie, który ocalałych członków Szarego Ludu zmienił w coś na kształt potworów. Wtedy jednak nie mieliśmy pojęcia, że w tym całym zamieszaniu uciekło sporo ich pobratymców, którzy udali się w odległe tereny. Odkrycie tej prawdy zajęło nam zbyt dużo czasu. Staliśmy się słabsi, niźli byliśmy onegdaj..." - w głosie smoka dało się wyczuć stary smutek. - "Oni jednak urośli w siłę i postanowili odbić krainę, którą ongiś rządzili..."
- Czy istnieje jeszcze jakakolwiek szansa na powstrzymanie ich? - zapytała nieco lękliwie Nasuada, spoglądając przez okno.
- "Istnieje" — rzekł jaszczur. - "Lecz rozwiązanie przyniesie ze sobą wiele ofiar. Musicie jednak całą siłą stanąć do walki z Szarym Ludem, wspomagani przez Smoczych Jeźdźców."
- W obecnej chwili w całej Alagaësii znajduje się tylko dwójka Jeźdźców — zauważył Murtagh ponuro. - Nie zdołamy sami z nimi walczyć.
- "Jeźdźcy się odrodzą i to w czasie krótszym, niż przypuszczacie!" - prychnął smok w ich umysłach. - "Należy jednak powiadomić twego brata, Murtagh'u."
- On tu nie powróci! - zaprotestowała Nasuada. - Tak zostało mu to przepowiedziane!
- "Lecz jego Eldunarí i jaja wiele nam pomogą! Być może zwerbował już kogoś w swe szeregi."
- Minęło niewiele ponad miesiąc, odkąd go tu z nami nie ma — zauważył milczący dotąd Orik. Był wyraźnie poruszony... - Ponadto stary czar łączący smoki z nowymi Jeźdźcami został rozszerzony o moją rasę i Urgale. Lecz Eragon nie przesłał nam jeszcze żadnych jaj!
- "Spokojnie, cztery samice, które tu ze mną przybyły, gotowe są już, by je złożyć" — wyjaśnił spokojnie.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Wszyscy poczuli przytłaczający ich ciężar zbliżającej się wojny...

Nagle drzwi do komnaty otwarły się gwałtownie i do środka wpadł zdyszany rycerz. Zatrzymał się przed zdumioną Nasuadę i z niejakim trudem zgiął się w pół, spazmatycznie łapiąc oddech, by wypowiedzieć formułkę powitania.
- Pani...zostaliśmy...zaatakowani! - wystękał.
- Gdzie? Przez kogo? - chciała wiedzieć.
- Na wschód od Carvahall, moja pani. Ponad tydzień temu! Zdołaliśmy odeprzeć atak, lecz z czymś takim nie przyszło nam jeszcze walczyć, wasza wysokość! - rzekł rycerz, patrząc na nią niepewnie.
- Jak wyglądał napastnik? - zainteresował się natychmiast Murtagh.
- Być może mi nie uwierzycie, Jeźdźcze, lecz osoby te były od nas dużo wyższe, z dłuższymi rękami i fioletowymi włosami, a oczy zajmowały większą część twarzy!...
- To oni! - szepnął przejęty Jeździec.
- "Niestety masz rację!" - potwierdził jego przypuszczenia stary smok. - "Murtagh'u, za wszelką cenę musisz porozumieć się ze swym bratem!"
- Niezwłocznie to uczynię!
- Podwoić zamkowe straże! - natychmiast poleciła królowa. - Szkolcie nowych wojów, ogłosić ogólny pobór do wojska! Otworzyć kuźnie! Musimy być przygotowani na wszystko!
- Oczywiście, wasza wysokość. Czy masz jeszcze jakieś życzenia?
Nasuada zamyśliła się na chwilę. Wstała ze swojego miejsca i w sekundę później złapała się stołu. Zakręciło się jej w głowie...
- Nasuado? - zapytał zdezorientowany Murtagh, nie bardzo wiedząc, co się dzieje. - Dobrze się czujesz?
- Tak — machnęła niecierpliwie ręką w jego stronę. - Wszystko w porządku... Po prostu...po prostu z... - nie dokończyła, tylko runęła do tyłu, wpadając na krzesło. Murtagh rzucił się, łapiąc ją w ostatniej chwili, nim uderzyła w posadzkę, czyniąc sobie krzywdę.
- Nasuado! - szepnął przerażony, widząc, że nie reaguje. - Sprowadźcie medyka! - zażądał kilka sekund później, składając ukochaną na stole. - Ocknij się, błagam!

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1611 słów i 9033 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto