Murtagh - 27 (fanfiction)

Murtagh - 27 (fanfiction)Po kilku chwilach do komnaty wbiegł zdenerwowany medyk. Straż dla odmiany stanęła również wewnątrz. Nikt kompletnie nie wiedział, co się dzieje, czy to jakiś nowy atak na królową, dlatego Nocne Jastrzębie poprosiły wszystkich prócz Murtagh’a i Jörmundura o opuszczenie pomieszczenia i natychmiast zabrani na gruntowne przesłuchanie.
- Co jej jest? – zapytał przerażony młodzieniec.
- Jeszcze nie wiem, paniczu – odparł starszy mężczyzna, pochylając się nad zemdloną kobietą. Przez chwilę badał ją głównie za pomocą stetoskopu, skupiając się głównie na głowie, klatce piersiowej i jamie brzusznej. To ostatnie badanie chyba podsunęło mu jakiś pomysł, bo wstał i patrząc poważnie na Jeźdźca, rzekł: Jestem zmuszony poprosić pana o przeniesienie królowej do mych komnat, bowiem jest coś, co nie daje mi spokoju i chciałbym zbadać ją tam dokładniej w bardziej intymnych warunkach.
Murtagh zerknął niepewnie na zastępcę Nasuady i ostrożnie wziął kobietę na ręce, niezdolny, by wypowiedzieć choć jedno słowo. Był silny, lecz niesienie zemdlonego człowieka, który leciał mu przez ręce, było wcale nie łatwym zadaniem, toteż, gdy dotarli wreszcie na miejsce, dyszał ciężko, a z czoła skapywał mu pot. Wniósł ukochaną do komnat medyka i został natychmiast poproszony o opuszczenie pomieszczenia i zaczekanie na zewnątrz. Dołączył więc do nie mniej zniecierpliwionego Jörmundura.
- Wiesz może, co jej jest? – zapytał go natychmiast drugi mężczyzna, patrząc na niego podejrzliwie.
- Gdybym wiedział, nie kazałbym ściągać do niej medyka, czyż nie?! – odparł Jeździec. – Aczkolwiek mam kilka opcji, które biorę pod uwagę.
- Zdradzisz mi jakąś?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo żadna nie jest przeznaczona do jej publicznego ogłaszania – mruknął niechętnie, przez cały czas niecierpliwie zerkając w stronę zamkniętych drzwi. Denerwował się i nawet nie próbował tego ukrywać. Jak powiedział mężczyźnie, podejrzewał, co może być jego ukochanej, lecz za bardzo nie chciał, by ta opcja się sprawdziła – wiedział, że w żaden sposób nie podołałby temu zadaniu! – Mogę ci tylko zdradzić, że bardzo wątpię, by ktoś zechciał znów zaatakować Nasuadę. – mina Jörmundura powiedziała mu jednak, że mężczyzna nie popuści i lepiej będzie, jeśli wyjawi choć trochę prawdy, lub przynajmniej skieruje go ku swoim przypuszczeniom. – Wiesz dobrze, że jestem z Nasuadą...
- Wiem – przyznał tamten.
- No właśnie – mruknął Jeździec, starając się opanować drżenie rąk. – A przecie nikt z nas nie powstał z niczego...
- Chcesz mi powiedzieć, że Nasuada może być z tobą przy nadziei?!
- Chyba wolałbym tego uniknąć...
- Nie masz zamiaru wziąć odpowiedzialności za to, co zrobiłeś?! – warknął zdenerwowany Jörmundur.
- Nie ucieknę, jeśli ci o to chodzi! Po prostu czuję, że nie nadaję się na ojca... Poza tym... Wiem, że coś takiego źle wpłynęłoby na nas wszystkich. Posiadanie dziecka w obecnych czasach nie jest mądrym wyborem.
Jörmundur już otwierał usta, by mu odpowiedzieć, gdy wtem drzwi do komnat medyka otwarły się gwałtownie i stanął w nich wspomniany człowiek.
- Co z nią?! – krzyknął Murtagh.
- W porządku. Zapraszam pana do środka.
Jeździec spojrzał jeszcze na swego mimowolnego towarzysza i przełknąwszy ślinę, wszedł do środka. Dojrzał, że Nasuada odzyskała już przytomność. Wyglądała na lekko skołowaną i mocno przejętą. Nie wiedział jeszcze dokładnie czym...
Podszedł wiec do niej, tym samym zmuszając ją, by na niego spojrzała.
- Dobrze się czujesz? – zapytał czule, gładząc ją delikatnie po policzku. Przytaknęła skinieniem głowy, lecz nie odpowiedziała. Jeździec zdumiony nieco jej niecodziennym zachowaniem odwrócił się zatem w stronę czekającego medyka.
- I? O co chodzi? – zapytał nieco ostrzej, niż z początku zamierzał.
- Królowa jest przy nadziei – wyjaśnił krótko siwowłosy mężczyzna, uśmiechając się dobrodusznie do zaskoczonego młodzieńca. Jeździec odwrócił się powoli do kobiety, gdy dobiegło go jej cichutkie łkanie.
- Żałujesz? – zapytał, a głos jego wyprany był z wszelkich emocji.
- N-nie...nie w-wie-em – odparła. – Jestem zaskoczona.
- Ja również, Nasuado i choć obawiam się tej odpowiedzialności, bo wiem, że nie jestem stworzony do bycia ojcem, to jednocześnie jestem rad, bo w końcu udało mi się uczynić trochę dobra w swoim życiu – rzekł. Mówił poważnie i twardo, by zrozumiała, że on nie żartuje. Wziął ją w ramiona i objął tak, by mu się nie wyrwała.
- Murtagh’u, jak sobie z tym wszystkim poradzimy? Dziecko to przecież wielka odpowiedzialność i masa obowiązków, nie wiem, czy podołam! Jestem królową, nie nadaję się na matkę... Ponadto jak to będzie wyglądać? Nie jesteśmy złączeni więzem małżeńskim!
- Kochana ma, nie wmawiaj mi, że nie nadajesz się na matkę, dobrze? Ja ci nie pozwolę oddać tego dziecka innej kobiecie, a co do małżeństwa... No cóż, to da się załatwić. Myślę, że Arya bardzo chętnie zgodzi się zostać mistrzynią ceremonii. W końcu to też królowa. To będzie dla niej zaszczyt!
- Zastanowię się jeszcze nad tym, aczkolwiek rozumiem twój punkt rozumowania. Co do dziecka jeszcze, to go nie oddam! Jest wszystkim pięknym, co po tych miesiącach rozłąki, bólu i śmierci mogło nas spotkać!
- Wiec...więc nie jesteś na mnie zła?
- Zaskoczona i mocno zdezorientowana, tak, ale nie, nie jestem na ciebie zła. Jesteś przecie tak drogi memu sercu. Poza tym wiem doskonale, co się robi z mężczyzną w łożnicy i skąd biorą się dzieci, Murtagh’u. Martwi mnie jednak to, co o tym wszystkim powiedzą ministrowie, gdy się dowiedzą.
- Jörmundur już nie jest zachwycony...
- On wie?! Skąd? – zdumiała się kobieta, w napięciu wpatrując się w oczy młodzieńca.
- Powiedziałem mu...
- Przecież sam nic nie wiedziałeś!
- Zacząłem podejrzewać – wyjaśnił krótko. – I jak widać, nie pomyliłem się.
- Przytaknęła i rozejrzała się po komnacie. – Jakieś zalecenie? – zwróciła się do medyka, o którym udało im się na jakiś czas zapomnieć.
- Proszę się nie przemęczać i nie denerwować, a wszystko powinno być dobrze, wasza wysokość – oznajmił, uśmiechając się delikatnie. Murtagh oderwał się od ukochanej i kładąc wymownie dłoń na rękojeści Zar’roca, którego właściwie nigdy nie zdejmował, rzekł powoli:
- Jeśli puścisz parę z ust na temat królowej i jej stanu zdrowia, własnoręcznie cię zabiję!
- Oczywiście! – powiedział tamten natychmiast, cofając się lekko przed postawnym Jeźdźcem. – Obiecuję, że nic nie zdradzę!
- Chodźmy... – Murtagh wyciągnął dłoń do ciemnoskórej kobiety, a gdy ta doń podeszła, wyszli razem na korytarz, gdzie stał wciąż zdenerwowany Jörmundur.
- Wszystko w porządku – powiedziała natychmiast Nasuada, nie dając mu dojść do słowa. – Nic mi nie jest, aczkolwiek pełne oświadczenie wydam dopiero jutro. Teraz najważniejsze jest umocnienie granicy i na wszelki wypadek poinformowanie także elfów o tym, co się wydarzyło.
Jörmundur skłonił się lekko i bez zbędnych słów, zawrócił, by wydać odpowiednie polecenia.
- Wszystko się zmienia – mruknął Murtagh, idąc obok ukochanej w stronę ich komnaty.
- A zmieni się jeszcze więcej...

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1290 słów i 7512 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto