- Leć! - ponaglił Ciernia Murtagh. Smok mruknął i wzbił się wyżej, owiewając starszego mocnym podmuchem spod błoniastych skrzydeł.
- Nie! - wykrzyknął ten na dole. - Nie możecie stąd lecieć! Jesteście nam potrzebni!
- Nic wam nie jesteśmy już winni! - odpowiedział zdenerwowany Murtagh. - Jesteście oszustami!
Cierń ryknął głucho i złowrogo, zawracając niemal w miejscu i wznosząc się coraz wyżej. Jednocześnie z każdym machnięciem skrzydłami, nabierał prędkości. Znając zdolności tych istot, nie chciał zostać zatrzymany wbrew swej woli.
- "To w którą stronę teraz?" - zagadnął Jeźdźca, gdy "przyjazna" wioska zniknęła już daleko za nimi.
- Leć ku środkowi krainy. Być może tam znajdziemy jakieś inne plemiona.
- "Jak uważasz" - odparł smok i ściągnowszy lewe skrzydło, śmignął ku środkowi krainy. - "Nie zastanawiałeś się nigdy, dlaczego oni tak bardzo chcieli naszej pomocy?" - zapytał.
- Nie. Przykro mi... Ale masz rację, jest to zastanawiające. Jakoś zachłannie chcieli nas tam zatrzymać, jakby faktycznie czegoś się obawiali... A może?...
- "Co takiego?"
- Może to oni byli tym zagrożeniem, o którym opowiadał starszy. Może to oni atakowali inne krainy...
- "Myślisz, że aż tak bardzo by się narażali?"
- A skąd mam wiedzieć? To tylko moje przypuszczenia... Od czasu śmierci Galbatorixa, choć zdaję sobie sprawę, że była to właściwa decyzja, czuję się zagubiony. Nie wiem co ze sobą począć, nie mam wyznaczonego celu, który chciałbym realizować, ciągle żyję tym, co było, a każdego dnia towarzyszy mi nieustająca adrenalina! Powiem ci, Cierń, że najchętniej to wróciłbym do Nasuady i nie zważał na opinie innych, tylko związał się z nią i spłodził zdrowego potomka!
- "Dlaczego więc tego nie uczynisz?" - zdziwił się jego smok. - "Dobrze przecież wiesz, że w każdej chwili mogę tam polecieć." - jego całe ciało spięło się, oczekując na decyzję swego Jeźdźca.
- Wiem, przyjacielu, lecz nie mogę tego uczynić — powiedział smutno.
- "A co cię powstrzymuje?"
- Mój strach przed odrzuceniem przez Nasuadę.
- "Przecież ona cię kocha. Tak, jak i ty ją. Dlatego bardzo wątpię, by cię odrzuciła."
- Wiem, że darzy mnie uczuciem, lecz nie mam gwarancji, że zaryzykuje dla mnie swoją pozycję... Nie, Cierń. Nie postawię jej w tak złej sytuacji... Lećmy, dobrze?
- "Skoro tak chcesz" - mruknął czerwony jaszczur i poruszył mocniej skrzydłami.
Wiatr był łagodny, więc Cierniowi leciało się nad wyraz dobrze. Nie zrobił przystanku nawet w nocy, wobec czego Murtagh opatulił się grubym pledem wyciągniętym z juk i zapadł w płytki, przerywany sen. Obudził się na dobre dopiero wtedy, gdy smok twardo wylądował na ziemi. Natychmiast oślepiło go jasne słońce, więc zorientował się, że dzień dawno już wstał.
- Dlaczego wylądowałeś? - zapytał.
- "Przeceniłem jednak swoje siły, nie jestem w stanie dalej lecieć" - odparł jaszczur.
Murtagh zsunął się z jego grzbietu i zajął ściąganiem siodła.
- Odpocznij, przyjacielu. Będę czuwać — powiedział i odłożył siodło wraz z jukami. Smok mruknął tylko w odpowiedzi i położył się na ziemi, zwijając się w ciasny kłębek. Po chwili na polanie rozległo się coraz głośniejsze pochrapywanie bestii.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.