Murtagh - 23 (fanfiction)

Murtagh - 23 (fanfiction)Nasuada przekręciła lekko głowę, by ochronić oczy przed gwałtownie poderwanym w powietrze tumanem piachu, gdy Cierń machnął mocno skrzydłami tuż nad ziemią, szykując się do lądowania. Smok wyhamował niemal całkowicie, ustawiając się w powietrzu tak, by najpierw dotknąć podłoża tylnymi łapami w celu, jak największego zminimalizowania wstrząsu. Wkrótce też delikatnie opadł na cztery łapy i złożył skrzydła. Dziewczyna zaczęła niecierpliwie rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu tej zapowiedzianej niespodzianki, lecz gęste zarośla i potężne drzewa skutecznie uniemożliwiały jej dojrzenie czegokolwiek. W tym czasie Murtagh pozbył się pasków przytrzymujących nogi i zsunął się na ziemię po boku smoka, polecając ukochanej wykonać identyczny manewr. Przełożyła więc nogi na jedną stronę grzbietu bestii i przełknąwszy głośno ślinę, zjechała w dół wprost w wyciągnięte ramiona Jeźdźca.
- Widzę, że bardzo spieszno ci do tej niespodzianki! – zaśmiał się, widząc jej rozbiegany wzrok. Zarumieniła się lekko, słysząc te słowa i skryła twarz na jego piersi.
- Wybacz – bąknęła.
- Nic się nie stało! – zapewnił ją szybko. – Zaraz cię ku niej poprowadzę, lecz najpierw musisz coś dla mnie zrobić...
- Co takiego? – zapytała natychmiast.
- Zamknij oczy, ukochana – wyszeptał jej uwodzicielsko do ucha. Zaśmiała się, bo nie tego oczekiwała i posłusznie wykonała polecenie. Gdy już Jeździec był pewny, że kobieta nie stara się podglądać, chwycił ją za ramiona i szerokim łukiem poprowadził ją ku niespodziance, pilnując, by nie potknęła się na nierównościach terenu.
- Może już otworzyć oczy – powiedział natychmiast, gdy tylko zatrzymali się w wyznaczonym miejscu. Nasuada uchyliła powieki i jej oczom ukazał się stół nakryty dla dwojga osób. Zaskoczona tym widokiem zerknęła na Murtagh’a.
- Ty to przygotowałeś? – zapytała drżącym głosem.
- Tak, ukochana. Odzwyczaiłem się od zamkowego gwaru, poza tym chciałem pokazać ci, jak cudowne jest to miejsce – odparł, uśmiechając się do niej niepewnie i jakby lekko przepraszająco.
- Kiedy zdążyłeś to przygotować? – zdumiała się, bo przecież niemal cały dzień spędzili na rozmowach w zamku!
- Wymknąłem się nad ranem, kiedy jeszcze spałaś – wyjaśnił. – Poza tym polana otoczona jest silnymi czarami, dlatego nie dojrzałaś z powietrza tego, co tu się znajduje.
- Dlaczego? – zainteresowała się natychmiast, bo choć spędziła mnóstwo czasu z Eragonem i Safirą, a przy swym boku miała Elvę i przez jakiś czas również Angelę, to magia Jeźdźców cały czas ją niesamowicie fascynowała...
- Bo to zaklęcie ujawnia to, co przed sobą widzisz dopiero wtedy, gdy ja tu jestem. Inaczej nikt postronny tego nie dojrzy, dlatego byłem pewny, że wszystko wciąż jest na swoim miejscu – powiedział miękko, podając jej dłoń. Poprowadził ją ku stolikowi i pomógł zasiąść na miękkim krześle. Na stole czekały już na nich okryte wypukłymi pokrywami dania, które stosunkowo życzliwi kucharze zamkowi udostępnili zakochanemu młodzieńcowi po niemal godzinie pertraktacji i zapewnień, że nie chce on zabić ich królowej. Nasuada zaśmiała się wdzięcznie, gdy opowiedział jej o tym i odparła:
- To dlatego, że gdy opuszczałeś mnie, przykazałeś Eragonowi, by mnie pilnował, bo mogą nadal chcieć mnie zabić... Miałeś rację. Były trzy zamachy na moje życie, z czego ostatni niemal się im udał... Dzięki interwencji Eragona, Safiry i moich Nocnych Jastrzębi skończyło się to jednak tylko na kilku złamanych kościach...
Słysząc to, Murtagh wyprostował się gwałtownie w krześle i syknął cicho, zdając sobie sprawę z tego, że gdyby nie ostrzegł brata, jego ukochana dawno by już nie żyła!
- Cieszę się, że zdołali cię ochronić – powiedział, chwytając ją za dłonie i uśmiechając się lekko do niej. – A teraz jedzmy... – zaproponował.

Kilka godzin później.
- Jesteś cudowny – wymruczała Nasuada Murtagh’owi do ucha, gdy spoceni leżeli na trawie.
- A ty jesteś najpiękniejszą kobietą na tym świecie – powiedział poważnie, delikatnie gładząc jej odkryte ramiona. Oddech obojga wciąż jeszcze był mocno przyspieszony. – Jesteś moją królową, Nasuado! I nie mam tu bynajmniej na myśli twojej pozycji społecznej... Jesteś królową mego spróchniałego serca!
- Przestań się wreszcie tak oczerniać, dobrze? – skarciła go lekko. – Ja już nie pamiętam o tym, czego dokonałeś w służbie Galbatorix’a.
- Ale pamięta o tym lud – mruknął. – I wiesz dobrze, że trudno będzie ci przekonać ich, że nie mam złych zamiarów. Moje ponowne pojawienie się w Alagaësii może wywołać niemałe zamieszanie. Ludzie tak szybko nie zapomną o tym, że na rozkaz tego popaprańca porwałem cię z Płonących Równin, torturowałem w Urû’baenie, walczyłem z Eragonem, ich jedyną nadzieją... To nie jest coś, co tak łatwo można wymazać w życiorysu, a tym bardziej z pamięci setek tysięcy ludzi. Nie mówiąc o złości elfów, którzy wciąż obwiniają mnie o śmierć Oromisa i Gleadra pod Gil’eadem, czy krasnoludów. Im przecież zabiłem Hrothgara...
- Zbyt mocno się obwiniasz... Przecież zarówno Arya, jak i Orik ponownie cię zaakceptowali!...
- Lecz to nie znaczy, że zaakceptują mnie ich ludy! – przerwał jej i gwałtownie usiadł, chowając twarz w dłoniach. – Jestem potworem, Nasuado! Zabiłem więcej, niźli kiedykolwiek mógłbym przypuszczać... Gdyby nie pomoc smoków, już dawno stoczyłbym się w otchłań. To, jak zatańczył ze mną Galbatorix, gdy nie spełniałem jego oczekiwań i wewnętrzny ból Ciernia, który przez naprawdę długi czas nie mógł przyzwyczaić się to swego wyglądu, doprowadziły mnie do takiego stanu, że właściwie nie miałem po co żyć, i tylko myśli o tobie sprawiały, że nie oszalałem do końca. Niestety byłaś też przyczyną mojego kolejnego załamania, gdy w mych snach skazywałaś mnie na śmierć za rzekomą zdradę... Smoki twierdziły, że mogą być to sny prorocze...
- Murtagh’u... – rzekła miękko, przytulając się do jego nagich pleców. – Nie uważam cię za potwora. Byli nimi Galbatorix, Morzan, Durza i pozostali Zaprzysiężeni, ale ty nie zaliczasz się do tego grona! Dzięki tobie wiemy teraz, jakie niebezpieczeństwo nam grozi i jesteśmy gotowi odpowiedzieć na nie z całą stanowczością... Nie możesz się już tym wszystkim zadręczać!
- Dziękuję, kochana – szepnął, po czym ostrożnie odwrócił się w jej stronę i twarz jego rozjaśnił szeroki uśmiech. – W tamtych snach... Pojawiałaś się też wraz z naszym synem...
Ciemnoskórą kobietę wyraźnie zamurowało, gdy to powiedział, bo przez dłuższą chwilę nie była w stanie nic powiedzieć. Gdy w końcu jednak się odezwała, głos jej wyraźnie drżał.
- Chcesz mi powiedzieć, że będziemy mieć w przyszłości dziecko, a ja pomimo to skażę cię na śmierć?! – zapytała całkowicie zbita z tropu.
- Nie – pokręcił przecząco głową, a jej wyraźnie ulżyło. – Później dowiedziałem się, że to, co widziałem w snach, może być tylko i wyłącznie prawdopodobnymi przepowiedniami tego, co stanie się, gdy zawiodę, lub, co bardziej prawdopodobne, pozostałościami po torturach, jakie zafundował mi Galbatorix – wyjaśnił, przytulając ją do siebie mocno. – Nigdy cię nie opuszczę! Nigdy, rozumiesz?
- Oczywiście, najdroższy – uśmiechnęła się do niego szeroko. – Teraz jednak czeka mnie trudne zadanie, bo muszę wydać dekret i oświadczenie dotyczące Szarego Ludu i tego, że ponownie jesteś mile widziany w granicach Imperium.
- Jeśli tylko się zgodzisz, chętnie zostanę twoim wasalem. Nawet na oczach gawiedzi... I złożę ci przysięgę w Pradawnej Mowie!
- Myślę, że na razie nie będzie to aż tak konieczne – powiedziała pewnie. – Zobaczymy, jaką reakcję społeczeństwa przyniesie nam moje oświadczenie i dopiero wtedy zadecydujemy o twej przysiędze lub też nie. Zgoda?
- Oczywiście, królowo!

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1426 słów i 8222 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • ghostona

    Ciekawy pomysł. :) czekam na następne części

    27 kwi 2017

  • elenawest

    @ghostona bardzo mi miło :-)

    27 kwi 2017