Murtagh - 11 (fanfiction)

Murtagh - 11 (fanfiction)Ciemnowłosy Jeździec ocknął się nagle z ogólnego otępienia, gdy Cierń poruszył się gwałtownie. Po chwili smok otworzył oczy i ziewnął przeciągle. Murtaghowi zadźwięczało w uszach, gdy jaszczur zamknął paszczę z głośnym kłapnięciem.
- Wyspałeś się? - zapytał go młodzieniec.
- "Nawet. Kiszki jednak mi marsza grają i najchętniej bym coś upolował... Pozwolisz zatem, że oddalę się na kilka godzin?"
- Oczywiście... Leć i upoluj też coś dla mnie — odparł, wstając.
- Jak sobie życzysz — rzekł smok i ociężale podniósł się z ziemi. Rozwinął błoniaste skrzydła i z radosnym rykiem wyprysnął w niebo. Murtagh patrzył, jak ten szybuje spokojnie ponad otaczającym ich lasem. W końcu zajął się wykopywaniem dołka, który wypełnił chrustem, a na górze umieścił kilka płaskich kamieni. Wyszukał też dwa niewielkie drzewka, których gałęzie układały się w literę "v", a następnie kolejne, grubsze o prostym pniu, które pozbawił gałęzi i odarł z kory. Miało mu posłużyć jako rożen.
Zajęty przygotowaniami, nie spostrzegł nawet, jak spomiędzy drzew najciemniejszej części lasu wychodzi przedziwne stworzenie. Dopiero trzask gałęzi pod jego łapami ostrzegł chłopaka, który działając instynktownie, rzucił się w bok ku swojemu mieczowi. Manewr ten ocalił mu życie, bo w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą się znajdował, wylądowała kościana buława będąca integralną częścią ogona stwora.
Chłopak przeturlał się po trawie i zerwał na równe nogi, wyszarpując Zar'roca z pochwy i nakierowując go w stronę przeciwnika. Dopiero wtedy mógł ocenić z kim ma do czynienia. A należy zaznaczyć, że już z wyglądu przeciwnik nie wyglądał na takiego, z którym można się cackać. Był o połowę mniejszy od Ciernia, ale budową ciała przypominał trochę smoka. Nie miał jednak skrzydeł, a łeb jego otaczała kryza wykonana z jednolitej kości, najeżona drobnymi kolcami. Cały stwór pokryty był również drobniutkimi kościanymi wypustkami zachodzącymi jedna na drugą, jak w przypadku łusek smoka, ale to opancerzenie bardziej przypominało zbroję lamelkową. Jedynym nieosłoniętym fragmentem był brzuch, choć Murtagh zdawał sobie sprawę, by się do niego dostać, musiałby jakimś sposobem przewrócić potwora na grzbiet. Ogon "smoka" najeżony był co najmniej metrowymi kolcami, a zakończony wspomnianą już kulą. Najdziwniejszy jednak był pysk zwierzęcia, bowiem otwierał się jednocześnie na cztery strony, jak jakiś makabryczny kwiat, a w jego wnętrzu połyskiwały kilkoma rzędami ostre, jak brzytwy zęby. Pozbawione powiek oczy błyszczały złowrogo, lustrując przeciwnika.
Nagle stwór wydał przeraźliwy skowyt, od którego Murtaghowi zjeżyły się włosy na głowie i momentalnie zapragnął znaleźć się, jak najdalej stąd! Najlepiej głęboko w Górach Beorskich. Nie miał jednak innego wyjścia jak stanąć do walki i po prostu wygrać. Zacisnął mocniej dłonie na rękojeści i przykucnął. Stwór skoczył nagle do przodu, rozczapierzając szeroko łapy. Murtagh krzyknął, jakby chciał go wystraszyć i rzucił się w stronę przeciwnika, celując zadartym mieczem w brzuch potwora. Przejechał na plecach, mieczem zawadzając o odkryty spód nieznanego zwierzęcia. Nie wywołało to jednak zamierzonego efektu — miecz jedynie zadźwięczał ostro nie naruszając twardego ciała. Murtagh zerwał się na równe nogi, ale w tym samym momencie oberwał w lewą rękę ciężką kulą. Odrzuciło go na kilka metrów. Uderzył plecami o pień drzewa i wrzasnął z bólu. Lewa ręka pulsowała mu nieprzyjemnie — była złamana co najmniej w jednym miejscu. Podparł się na Zar'rocu, obserwując zawracającego stwora. Czuł, że nie bardzo ma szanse na wygranie, ale postanowił jeszcze walczyć. Sięgnął przez barierę w swoim umyśle i czerpiąc z magii, rzucił zaklęcie, celując prosto w pysk "smoka". Świetlista kula ognia pomknęła od wyciągniętej ręki Murtagha i trafiła jego przeciwnika prosto w pysk. Ogień podobnie do miecza nie wyrządził mu jednak żadnej krzywdy. Oślepił go na krótką chwilę, ale spowodował, że ten jeszcze bardziej się rozsierdził. Raniony Jeździec zacisnął zdrową dłoń na rękojeści czerwonego miecza, kiedy nieopodal niego huknęło coś zdrowo. Skrzywił się i uniósł nagle głowę, gdy usłyszał wściekły ryk Ciernia. Spostrzegł na ziemi cień atakującego smoka, a w chwilę później on sam z furią natarł na prawdopodobnego pobratymca. Ostry nurkowy lot Ciernia sprawił, że impet przewrócił opancerzonego stwora na prawy bok. Jednak jego ciężki ogon wkrótce śmignął w powietrzu, celując w głowę czerwonego jaszczura. Cierń w ostatniej chwili zdążył jednak uskoczyć w bok i teraz przywarował nieopodal swego Jeźdźca, współodczuwając z nim ból złamanej ręki. Ryknął głucho, mając nadzieję przestraszyć nieznaną sobie istotę, ta jednak zdawała się nic nie robić z jego groźby. Podniosła się na cztery łapy i również ryknęła, rozkładając na boki cztery części pyska.
Machając na boki ogonem, czerwony smok wzbił się w powietrze i wykorzystując przewagę wysokości, zalał stwora najgorętszym ogniem, jaki zdołał przywołać ze swoich trzewi. Wrzask ranionego potwora zawibrował im wysokim dźwiękiem w uszach. Cierń musiał jednak przerwać zianie ogniem, gdy w jego stronę pomknął strumień syczącej cieczy. Ryknął sfrustrowany tym dziwnym atakiem i odleciał na znaczną odległość, wzbijając się wysoko w niebo. Zawrócił i przyciskając skrzydła płasko do boków, zanurkował ku spoglądającemu na niego z nienawiścią stworowi. Kopnął go zadnimi łapami z taką siłą, że opancerzone stworzenie przekoziołkowało dwukrotnie i zwaliło się na plecy. Z tej pozycji bardzo ciężko było mu się podnieść, a tym bardziej atakować ogonem, dlatego znów zaatakował skwierczącym płynem. Ten odbił się jednak od zaklęć ochronnych, jakimi otoczony był jaszczur. Z wściekłym rykiem, przygniótł go przednimi łapami i kłapnął szczękami, zatrzaskując je na dolnych szczękach tamtego. Szarpnął łbem i oderwał potężny kawał ciała. Stwór szarpnął się z niewyobrażalnego bólu, ale jaszczur go nie puszczał. Wpił się zębami w jego gardło i trzymał tak długo, aż nie poczuł, że przeciwnik przestał się pod nim ruszać. Zaraz po tym wyrzucił łeb w górę i rozkładając szeroko skrzydła, podniósł się na tylne łapy i ryknął triumfalnie. Echo poniosło się po lesie.
Opadł na cztery łapy, wstrząsając ziemią. Obrócił się w stronę swego Jeźdźca i przyjrzał mu się krytycznie.
- "Czy ciebie nigdy nie można zostawić samego? - zdenerwował się Cierń, podchodząc do młodzieńca. - Zawsze w coś się pakujesz..."
- Nie wiedziałem, że to coś mnie zaatakuje! - obruszył się zupełnie słusznie Murtagh, krzywiąc się z bólu.
- "Tę rękę trzeba będzie nastawić" - zauważył krytycznie. - "Dasz sobie z tym sam radę?"
- Będę musiał... Skąd wiedziałeś, że zostałem zaatakowany?
- "Zapominasz, że jesteśmy połączeni? Czułem twój ból... Masz szczęście, że sarny nie pasły się daleko i akurat miałem wracać!"
Murtaghowi udało się nastawić złamaną rękę, a potem zająć upolowaną sarną. Podzielił mięso na trzy części. Jedną załadował na rożen, jedną podzielił na szerokie pasy, które zaczął suszyć nad ogniem, a resztę ugotował, robiąc z niego gulasz.

Przez pięć kolejnych dni przyszło im, a właściwie głównie Cierniowi, trzykrotnie walczyć z dziwnymi istotami zamieszkującymi tę w sumie nieprzyjazną krainę. Z ostatniej walki z potężnym długowłosym niedźwiedziem, przy którym jego pobratymcy z Beorów mogły uchodzić za całkiem normalnych rozmiarów, smok wyszedł z mocnymi obrażeniami szyi i poszarpanymi skrzydłami, przez co Murtagh musiał użyć wiele energii i potężnych zaklęć, by uleczyć towarzysza.
Po tej walce, pomimo sporego osłabienia, jaszczur uparł się, by lecieć dalej. Z trudem Jeździec zarzucił mu na grzbiet siodło z przytroczonymi nań jukami i ruszyli w dalszą drogę, wciąż kierując się ku centralnej części krainy.
Lecąc już trzeci dzień, oboje spostrzegli, że krajobraz przyjął charakter bardziej górzysty, ale jednocześnie bardziej zielony. Trawy tam rosnące sięgały Murtaghowi aż do brody. Po kolejnym dniu podróży Cierń obniżył nagle lot i zawisł przed jednym ze wzgórz. Przez długi czas lustrował znajdujące się na ziemi dziwne ślady, aż w końcu zwrócił się niepewnie do swego przyjaciela.
- "Przyjrzyj się... Co ci to przypomina?"
- Smoki — jęknął Murtagh.
- "Masz rację. To smocze ślady!" - oznajmił radosny i jednocześnie przerażony odkryciem jaszczur.
- Nie! W lewo spójrz w lewo! To smoki!!!
Cierń odwrócił swój wielki łeb i zamarł w powietrzu. W ich stronę zmierzały trzy wielkie bestie! Zielony, brązowy i oślepiająco srebrny! I z tego, co oboje wyczuli, ich zamiary nie były pokojowe!

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1601 słów i 9273 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto