Uzależniona od adrenaliny - rozdział 28

Uzależniona od adrenaliny - rozdział 28Następnego dnia…

Dzisiaj zlot. Trzeba się ubrać i przygotować moto. Ja, Mateusz, Bartek, Łukasz i Piotrek mieliśmy się spotkać na orlenie i potem pojechać dalej razem. Ciepełko, słońce świeci, delikatny wiaterek… ehhh idealna pogoda na przejażdżkę.
K – Śpiąca królewno rusz się bo się spóźnimy.
P – Zaraz.
No tak majstrował przy aucie do późnej nocy to teraz nie ma siły zwlec się z wyrka. Brat jak to brat – tego nie zrozumiesz.
Kiedy wreszcie wypełz ze swojej krainy w ekspresowym tempie zjadł śniadanie i przyszykował się do wyjazdu. Chwilę później już pędziliśmy po drogach. Piotrek musiał trochę hamować swoje zapędy wciskania gazu do oporu bo bym za nim nie nadążyła. Kilka minut przed umówioną godziną byliśmy na miejscu. Wszyscy już byli, czekali tylko na nas.  
Przegrupowaliśmy się i ruszyliśmy w stronę Chęcin. Jako że Mateusz i Piotrek mieli najmocniejsze maszyny non stop się ścigali… Ehhh faceci i ich rywalizacja o to, który jest lepszy.
Po dłuższym przeciskaniu się między autami (oczywiście momentami był kawałek wolnej autostrady gdzie można by spokojnie lecieć 120km/h i oczywiście musieliśmy to wykorzystać) dotarliśmy na miejsce. Na parkingu było sporo osób. Po zbiórce wszyscy pojechaliśmy na mszę […] Wyjechaliśmy z placu kościelnego i ruszyliśmy w stronę zamku. Zawsze mnie dziwiło jak tak duża grupa osób może jechać w takiej harmonii. To było piękne.
Na wzgórzu każdy pojechał tam, gdzie miał znajomych. My zebraliśmy się niedaleko wjazdu na plac. My czyli: ja, Mati, Piotrek, Łukasz, Bartek i jeszcze kilku ich kolegów, którzy dołączyli do nas po drodze. Wreszcie mogłam zbliżyć się do Matiego bez obawy o to, że zarysuję mu owiewki swoim motocyklem. Podeszłam do ukochanego, a on zdjął kask, złapał mnie w talii i posadził przed sobą na siedzeniu moto. Jak na zawołanie wszyscy zaczęli wołać "gorzko, gorzko!”.
M – No to jak? Spełnimy ich prośbę?
K – A niech się ucieszą.
Mateusz tylko się uśmiechnął i namiętnie mnie pocałował. Na to osoby zgromadzone wokół nas zaczęły bić brawo. Kiedy znów spojrzałam w zielone oczy narzeczonego widziałam w nich radość i szczęście. Najczystsze szczęście jakie można by zobaczyć. Jak ja kocham te oczy!
Ku niezadowoleniu większości zebranych tam osób postanowiliśmy się przejść po lasach otaczających zamek. Mimo że tyle razy tu byłam nigdy nie przemierzałam gęstych lasów chęcińskiego wzgórza.  
Ja i Mati spojrzeliśmy na siebie w tym samym momencie na siebie i to taki wzrokiem, który poskutkował natychmiastowym atakiem śmiechu. Nie wiem jak długo się tak chichraliśmy ale skończyło się to siedzeniem na ziemi i ciężkim łapaniu powietrza.
K – Z czego właściwie się śmiejemy?
M – Nie mam pojęcia.
To tylko spowodowało, że od nowa zaczęliśmy się śmiać. Kiedy na dobre się uspokoiliśmy kontynuowaliśmy wędrówkę do momentu, kiedy znaleźliśmy powalone drzewo. Usiedliśmy na nim. Położyłam głowę na kolanach ukochanego a on zaczął bawić się moimi włosami. Kilka jeśli nie kilkanaście minut spędziliśmy w błogiej ciszy. Po pewnym czasie Mati się odezwał.
M – Jak myślisz jak to będzie wyglądać?
K – Co?
M – Nasz ślub.
K – Hmmm… Mam na sobie białą suknię ślubną do kolan, żeby nie wplątała się w koła Tezi… jedziemy w motocyklowym orszaku…
M – I właśnie taką cię kocham.
K – Jaką?
M – Zmotoryzowaną w każdym calu.
Uśmiechnęłam się a Mati złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
M – Kocham cię.
K – Ja ciebie też.
Wtuliłam się w ciało ukochanego. Nigdy choćby nie wiem co się stało nigdy nie przestanę do kochać. Always & forever together.  
Po jakimś czasie musieliśmy się ruszyć i pójść z powrotem na plac. Kiedy tylko pojawiliśmy się w zasięgu wzroku znajomych słyszałam praktycznie tylko "wreszcie wrócili”. Mieliśmy się już zbierać. Wsiadałam na Yamahę, kiedy usłyszałam jak jakiś chłopak mnie woła.
Ch – Yamaha zaczekaj!
Nietrudno było rozpoznać jak mogą na mnie wołać, w końcu miałam czarną koszulkę z napisem YAMAHA na plecach. Kiedy chłopak się zbliżył rozpoznałam w nim jednego z kumpli Filipa, Sebastiana jeśli dobrze pamiętam.
K – O co chodzi?
S – Słyszałaś co się dzieje z Filipem?
K – Nie, a można się już czegoś dowiedzieć?
S – Podobno ma uszkodzone kręgi.
Rozmawiałam jeszcze chwilę z Sebą po czym dołączyłam do chłopaków.
M – Kto to był?
K – Znajomy, powiedział mi co się dzieje z jednym kolesiem bo zahaczył o metalową żyłkę w lesie.
M – U nas też to się pojawiło?
K – Najwyraźniej.
Nie było dane długo zaznać mi spokoju. Po chwili pojawiła się grupka chłopaków i z zaciekawieniem pytała się czy rzeczywiście jestem tą raperką. Nie miałam wyjścia i odpowiedziałam im twierdząco. Oczywiście zaczęli cieszyć się jak małe dzieci, które dostały lizaka i pytali się czy wydam własną płytę. Po tych i wielu innych pytaniach mogliśmy spokojnie ruszyć do domu.
Na podwórko wjechaliśmy koło 18:00. Black’i na nasz widok zareagował radosnym szczekaniem i wbiegnięciem między motocykle. Łukasz cudem na niego nie wjechał. Odprowadziliśmy maszyny do garażu (szczęście, że mamy spory garaż). Ja i Mati poszliśmy do mnie, a reszta męskiego grona zaczęła oglądać film. Piotrek mówił mi, że niedługo się rozjadą bo on jedzie do Moniki, a chłopacy do siebie.
Gdy tylko zamknęłam drzwi pokoju poczułam na swojej szyi oddech ukochanego.
M – Mogę dzisiaj zostać?
K – Możesz a nawet musisz.
Odwróciłam się do Mateusza i po chwili byłam przyparta do ściany, a nasze usta złączone. Jego aksamitne wargi delikatnie muskały moje usta, jego ręce błądziły po moim ciele…

Yamaha

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1072 słów i 5904 znaków.

5 komentarzy

 
  • glam

    Chyba nie muszę mówić, że to jest świetne?  
    Kiedy nowa część?  
    :*

    9 lut 2015

  • takasobie69

    Pisz dalej, super ci to wychodzi :) jeśli chcesz możesz zajrzeć do mnie :jem:

    8 lut 2015

  • glam

    To jest po prostu świetne :)  
    Kiedy kolejna część?  
    :*

    8 lut 2015

  • Biała...

    Twoje opowiadania są niesamowite :)  Czekam na kolejną cześć :)

    7 lut 2015

  • Pjjjoonaaa

    Jak cudownie ze napisalas :3 Opowiadanie jak zwykle cudowne ^ ^ Troszke krotko :c

    30 sty 2015