Uzależniona od adrenaliny 2 - rozdział 14

Uzależniona od adrenaliny 2 - rozdział 14[Oczami Kamili]
Myłam TZR’kę, kiedy Mateusz wyszedł przed dom. Usiadł na schodach, chwilę popatrzył na mnie i gdzieś zniknął. Gdy usłyszałam za sobą chrzęst żwiru odwróciłam się – mąż prowadził R1 w moim kierunku. Fakt faktem trochę komarów na sobie miała, ale tragedii nie było.
K – Będziesz ją myć?
M – Nie. Ty ją umyjesz.
K – A co będę z tego mieć?
M – Satysfakcję.
K – Hmm tego mam w nadmiarze, więc nie skorzystam z oferty. Ale ty pewnie bardzo chciałbyś to zrobić.
M – Ja wolę zostać suchy.
W tej chwili złapałam węża z wodą i dość dokładnie oblałam Matiego. Wyraz jego twarzy był nie do opisania. Sama prawie leżałam ze śmiechu.
K – Skoro nie jesteś już suchy to możesz ją umyć.
M – Ehh no chodź tu.
Zaczęłam uciekać, ale nie mam szans. Po chwili Mateusz mocno trzymał mnie w pasie a ja próbowałam się wyrwać.  
M – No uspokój się, przecież nie zrobię ci krzywdy.
K – Nie? To co w takim razie.
M – Jak się uspokoisz to zobaczysz.
Przestałam się szarpać i czekałam. Mąż położył mi ręce na brzuchu i przyciągnął do siebie tak, że plecami opierałam się o jego tors. Poczułam jego usta na szyi. Mruknęłam i odchyliłam głowę.  
Nagle przestał i odsunął mnie od siebie. Poczułam jego rękę na tyłku.
M – A teraz do roboty.
K – Sama?
M – Nooo dobra, pomogę ci, ale tylko w drodze wyjątku.
Na początku spokojnie myliśmy motocykle, ale skończyło się to w momencie, gdy oberwałam od Matiego pianą. Potem już mogliśmy zapomnieć o opanowaniu, ganialiśmy się jak małe dzieci. W końcu moja słaba kondycja dała o sobie znać. Przestałam uciekać, więc poczułam jak strumień zimnej wody oblewa moje ciało.
K – Mógłbyś chociaż ciepłą wodą lać a nie takim lodem. Przez ciebie będę chora.
M – Tylko nie mów, że strzelisz focha.
K – Nie. Won do domu leniu! Piana zaschła na owiewkach i muszę wszystko czyścić od nowa.
M – Ej spokojnie. Co się dzieje?
K – Ehh nie mam czynnika uspokajającego. Tęsknię za nimi.
M – Za rodziną czy psami?
K – A jak myślisz? Brakuje mi tego oburzonego szczekania rano, kiedy Blacki jeszcze nie dostanie jeść. Ehh brakuje mi ich wszystkich.
M – Jeszcze dwa tygodnie. Dasz radę. A twój leń idzie się doprowadzić do porządku.
Mąż delikatnie pocałował mnie w usta i po chwili siedziałam sama na trawie, z gąbką w ręku. Wstałam i zaczęłam myć motocykle od nowa. W sumie to ich nie myłam, bardziej to podchodziło pod głaskanie. Po dwóch godzinach wprowadziłam czyste i suche Yamahy do garażu. Zamknęłam bramę garażową i bocznymi drzwiami weszłam do domu. Gdy spojrzałam w lustro na korytarzu aż się przestraszyłam. Włosy potargane i skręcone jak u pudla, poza tym byłam albo w smarze, albo błocie. No nieźle. Witajcie godziny szorowania. Najszybciej jak mogłam przedostałam się do łazienki, szybko zrzuciłam brudne ciuchy i po chwili byłam pod prysznicem. Nie wiem ile spędziłam tam czasu, w każdym razie, gdy spojrzałam w lustro nie wyglądałam jak zombie. Wtedy doznałam olśnienia. Nie wzięłam sobie ubrań na zmianę. Szybko narzuciłam na siebie ręcznik i poszłam do pokoju. Szukałam bluzki, kiedy poczułam czyjeś ręce na brzuchu.
M – A co to się wyrabia?
K – Szukam bluzki jakby pan nie zauważył.
M – Nie szukaj, bo się nie opłaca.
K – Dlaczego? Czyżbyś znowu miał mnie oblać wodą o temperaturze ciekłego azotu?
M – Nie, zgaduj dalej.
K – Gdzieś jedziemy?
M – To też, ale później.
Wiedziałam o co mu chodzi ale wolałam się z nim podrażnić. Taki mały odwet za zimną wodę.
K – Nie znam innych powodów, więc pan pozwoli, że pójdę się ubrać.
Wyminęłam Mateusza i zaczęłam iść w stronę wyjścia. Nie było mi dane wyjść z sypialni. Poczułam na sobie ręce męża. Nim zdążyłam zareagować leżałam na łóżku, ręcznik na podłodze, a my się namiętnie całowaliśmy. Chciałam więcej, ale w ten sposób niczego nie zobaczymy. Jednak każda moja próba przerwania pieszczot była tłumiona.
K – Kochanieee
M – Hmm?
K – Chcesz ubić interes życia? To teraz zakładamy kombi i idziemy poszaleć a potem będę tylko i wyłącznie twoja.
M – Noo dobraa.
Szybko pocałowałam go w usta, złapałam kombinezon i bieliznę, i poszłam się ubrać. Szybko wszystko na siebie założyłam, związałam włosy i po 10 minutach byłam gotowa. Oparłam się o ścianę i czekałam. I czekałam. Czekałam… aż ten piękniś wreszcie się wypiękni. No ludzie ileż można? Pół godziny tylko się przebierać? Po jakiś 45min wreszcie wrota od komnaty piękności się otworzyły i Mateusz wyglądał… tak samo jak wcześniej. Moja dłoń wylądowała na czole z głośnym plaśnięciem.
M – No co?
K – Prawie godzinę się przebierałeś?
M – Nie, jeszcze sam się musiałem doprowadzić do porządku.
K – Ja tam różnicy nie widzę.
M – Bo się nie znasz. Jeździsz pisiontką po swapie.
K – Umiem się cieszyć z małych rzeczy.
Mrugnęłam do niego i wyszłam z domu. Skojarzenia z moją wypowiedzią będą jak najbardziej na miejscu. Drażnimy się jak małe dzieci. A mina Matiego była nie do opisania. Przynajmniej zanim wyszłam z domu. Gdy wszedł do garażu albo udawał, albo naprawdę mogłam się zamknąć. No nic trzeba jakoś temu zaradzić. Patrzyłam jak stoi tyłem do mnie i chowa rzeczy w plecaku. Zsiadłam z motocykla, podeszłam do niego i przytuliłam się od tyłu. Mąż odrzucił moje ręce, wsiadł na motocykl i założył kask. Westchnęłam i wsiadłam na Tezie. Jechałam za nim ale nie sprawiało mi to takiej radości, jak zawsze. W końcu zobaczyłam długą prostą. Koniec wleczenia się za R1. Zjechałam na lewy pas, zredukowałam i postawiłam malutką na koło. Po chwili zauważyłam, że Mateusz robi to samo. Gdy wróciłam na ziemię próbowałam się z nim ścigać ale z litrem nie mam szans, przynajmniej na prostej.  
Po wzajemnym wyprzedzaniu się i wygłupianiu zajechaliśmy na jakieś mało uczęszczane drogi, wszędzie były jakieś szopy i ogrodzenia. Zwolniliśmy. Z daleka zobaczyłam jakąś przyczepę. Do niej były zganiane konie. Kradzież? Po wyglądzie koni (albo szkielety, albo z brzuchami do ziemi) mogłam wywnioskować jedno. Jadą na rzeź bo durna włoska hołota uwielbia koninę. Były nawet klacze ze źrebiętami, ogiery w sile wieku… a wszystkie zginą tylko po to, żeby spełnić ludzką zachciankę. Zostawiłam motocykl na poboczu i podbiegłam do ogrodzenia. Po kurwicach ludzi wywnioskowałam, że są Polakami. No tak, przecież większość koniny na włoskich stołach to polskie konie. Nie mogłam na to patrzeć, już miałam się odwrócić kiedy w stadzie ujrzałam znajomą sylwetkę. Na oko kilkuletni ogier wyrywał się, kopał i gryzł. Wiedział co go czeka. Wiedział co czeka jego i jego pobratymców. Jako jedyny sprzeciwił się cierpieniu i traktowaniu ich jak rzecz. Gdy dostrzegłam go w pełnej okazałości byłam pewna. Nie mogłam pozwolić, żeby ten, który urodził się na moich oczach również na nich zginął. Musiałam to zrobić.
K – Strider!
Kary koń odwrócił na chwilę. Poznał mnie po trzech latach. Gdyby ktoś opowiedział mi to, co zobaczyłam, nie uwierzyłabym za żadne skarby świata. Zaszarżował na otaczających go ludzi, a gdy się rozpierzchli pocwałował prosto w moją stronę. Wiedziałam co chce zrobić.
K – Nie dasz rady mały.
To było niewykonalne. Biegł za szybko, ogrodzenie było za wysokie. A jednak. W ostatniej chwili, ze szwajcarską precyzją wybił się i przeskoczył barierę oddzielającą go od cierpienia. Wylądował tuż obok. Zdjęłam kantar z postronka, szybko pocałowałam go w chrapy i spojrzałam w oczy. Oczy mustanga.
K – Uciekaj najdalej i najszybciej jak to możliwe.  
Strider pogalopował kilkanaście metrów i zatrzymał się. Widziałam, że walczy aby wrócić.
K – Uciekaj!
Widziałam tuman kurzu za nim, słyszałam krzyki ludzi, czułam jak mąż ciągnie mnie w stronę motocykli. Założyłam kask, odpaliłam moto, zawróciłam i najszybciej jak mogłam odjechałam. Wszystko robiłam jak w transie. Dopiero po kilku kilometrach dotarło do mnie co zrobiłam. Zaczęła mnie boleć głowa. Ehh za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Za dużo wrażeń jak na moje życie.
Gdy dojechaliśmy do domu Mateusz przez jakieś 15 minut robił mi kazanie, że to było nieodpowiedzialne i bez sensu. Chodził w tę i z powrotem po salonie. Wstałam z kanapy i przytuliłam się do niego. Trzymał mnie tak mocno, jakby bał się, że ucieknę.
M – Nawet nie wiesz jak bardzo się bałem. Gdy widziałem jak ich atakuje a potem biegł w twoją stronę…
Położyłam palec na jego ustach i gdy przestał mówić pocałowałam go.

Yamaha

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1641 słów i 8855 znaków.

7 komentarzy

 
  • Użytkownik ❤czarnadama❤

    Autorko, prosimy o jakiś znak życia ‼ ‼

    2 mar 2016

  • Użytkownik Karoola????

    Kiedy następna część?

    27 lut 2016

  • Użytkownik ❤czarnadama❤

    Kiedy następna część??

    17 lut 2016

  • Użytkownik ❤czarnadama❤

    Świetne  :dancing:  kiedy następna część????

    30 sty 2016

  • Użytkownik Misiaa14

    kocham ♡♡♡

    26 sty 2016

  • Użytkownik szalona123

    <3 Wspaniałe :danss:

    24 sty 2016